- Opowiadanie: ardian - Miłość

Miłość

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Miłość

To była naprawdę piękna miłość. Ona kochała go gorąco. Była mu wierna, a wydawał się jej najwspanialszy na świecie. Czuły i troskliwy za dnia, w nocy zaś namiętny i silny. On kochał ją bezgranicznie, o żadnej innej nie marzył, myśleć nawet nie chciał. Śpiewał jej romantyczne piosenki, gdy pili słodkie, czerwone wino, wpatrzeni w niebo pełne gwiazd, trzymając się za ręce. Tak mijały im dni, tygodnie, miesiące. Miłość nie stygła i nie słabła, wręcz coraz silniejszym płomieniem gorzała. Zdarzyło się pewnego razu, że wyszedłszy na spacer do lasu spotkali staruszkę, która zbierała pokrzywy gołymi rękoma, klnąc przy tym pod nosem. Zlękli się bardzo, gdyż poznali złą wiedźmę, mieszkającą w niewielkiej chatce w lesie. Podła to była kobieta i bezlitosna, a radość czerpała jedynie z krzywdy innego człowieka. Ledwo jej wzrok spoczął na dwojgu zakochanych, rzuciła czar, tak, że bez sprzeciwu dali się zaprowadzić do chatki i pozwolili związać bez walki. Podeszła czarownica do dziewczyny i przytknęła jej nóż do szyi, a był to specjalny, magiczny nóż, sporządzony z kości Małgosi i Jasia, których zjadła wiele lat wcześniej. Zakrakała niczym wrona i zły czar opadł z zakochanych, wtedy też dopiero przejrzeli na oczy. Ledwo ocknęli się z magicznego ogłupienia zaczęli ciskać się i szarpać we więzach, przekrzykując się jedno przez drugie, czy zdrowa, czy nie ranny, czy wszystko dobrze i tak dalej.

 

– Cisza! – warknęła czarownica, rozzłoszczona hałasem. – Zamknijcież dziobki gołąbeczki, gdyż szczęście wasze odebrać zamiaruję. Nie dodawajcie tedy sobie więcej zmartwień, a mnie pracy więcej. – To rzekłszy spojrzała na porwanego chłopaka i wykonała ruch, jakby dziewczynie gardło podrzynała.

 

– Spójrz no młodzieńcze – powiedziała do niego, popatrując złośliwie. – Chcę poderżnąć gardło twojej ukochanej, aby życie z niej wraz z krwią wyciekło. Co zrobisz, by ocalić ją od losu podłego?

 

Ten spojrzał strwożony w twarz wybranki swojego serca, i ujrzał na niej rozpacz i strach. Sam nie wiedział czego było więcej. Łzy spływały jej po gładkim licu, gdy patrzyła w oczy umiłowanemu.

 

– Wszystko zrobię! – Odważnie zawołał młodzieniec. – Życie oddam, zdrowie poświęcę i majątek postradam, byłeś tylko całą puściła moją narzeczoną, matulko.

 

– Tak powiadasz? – Szyderczo uśmiechnęła się czarownica, oblizując sinym językiem spękane wargi, pokryte liszajami. – Oddaj tedy przyrodzenie swoje, swą męskość, a puszczę was oboje i do dom was odstawię bezpiecznie. – To rzekłszy utkwiła małe oczka, czarne jak smoła, w twarzy chłopaka. Ten zaś poczuł zarazem jakby wielkie gorąco i chłód przejmujący, a zdało mu się, iż świat wokół zaczyna wirować. Zapomniał na chwilę języka w gębie, nie wiedząc co począć, lecz szloch ukochanej dodał mu odwagi.

 

– Dalejże tedy mateczko, czyńcie co musicie!

 

Gdy stało już, co miało się stać i on i ona znaleźli się nagle pod domem. Ona– cała we łzach. On– cały we krwi i nieprzytomny od jej utraty. Narzeczona najstaranniej jak mogła założyła opatrunek z własnej koszuli zrobiony i pobiegła do domu po pomoc. Po chwili wybiegło dwóch braci chłopaka i zanieśli go do izby, do matki, która biegła była w uzdrawianiu. Upłynęły dwie niedziele, gdy leżał tak nieprzytomny. Zbudził się jednak w końcu i ujrzał swych braci przy łóżku, opiekujących się nim i doglądających go, niczym małego chłopca.

 

– Gdzie jest moja ukochana, za którą zdrowie oddałem, a gotów byłem i życie poświęcić? – zapytał siedzących przy łóżku, ci jednak popatrzeli tylko po sobie i nic nie odrzekli.

 

– Czyżbyście ogłuchli braciszkowie moi? Chciałbym ujrzeć tę, która miłość mi ślubowała! – Bracia znów spojrzeli po sobie strapieni i młodszy w końcu coś wymruczał, za cicho jednak, by leżący mógł dosłyszeć.

 

– Co? Mówże głośniej albo idź precz! – odpowiedział zniecierpliwiony rekonwalescent i zawołał głośno swoją ukochaną, lecz zamiast niej do izby weszła matka, starowinka.

 

– Gdzie moja narzeczona, matko? – Padło znów to samo pytanie. Tym razem jednak, nadeszła również odpowiedź. – Nie masz już ukochanej syneczku. Odeszła ona, będzie z tydzień temu.

 

– Odeszła?! – wykrzyknął niedowierzając chłopak. – Jak to odeszła? Zostawiła mnie? Rzekła coś może nim odeszła?

 

– Ano, rzekła. – Odezwał się drugi z braci. – słyszałem jak odchodząc mruczała pod nosem: „miłość miłością, ale chłop to powinien jednak mieć jaja.”

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Stylizacja wyszła calkiem ok, pomysł może się podobać, ale całość nie porywa. Nie bardzo rozumiem intencje wiedźmy - skoro nie chciała sobie utrudniać pracy, niepotrzebnie zdjęła czar z młodych. Mam też problem z wyobrażeniem sobie noża z kości Jasia i Małgosi - chodzi o jedną kość ich obojga? No i jak z kości zrobić ostrze. Zakończenie też nie powala zbytnio.

Pozdrawiam.

     Przeczytałam i opadły mi ręce.

     Dawno nie zdarzyło mi się przeczytać tekstu tak żenująco słabego. Pod każdym względem. Nie mam pojecia, dlaczego postanowiłeś uraczyć nas tym czymś, bo chyba nie w celu rozśmieszenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Yossie, kiedyś używano tylko kościanych noży. Może ostrze było z żebra Jasia, a rączka z kości udowej Małgosi?

Uśmiechnęłam się na koniec, choć domyśliłam się zakończenia w chwili, gdy zła wiedźma zażądała przyrodzenia chłopka. Ogólnie - nic specjalnego, ale i gorsze teksty czytałam. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Czytać się daje, ale specjalnie nie wzrusza. Jak na wyciskacz łez za krótkie i nie ten styl. Jak na dowcip za ciężkie. Przecinkologia czuje się zlekceważona. Na otwarcie kwestii dialogowej --- dywiz. W innych miejscach --- półpauza. Byczki w zapisie dialogów.   

Na początku nie podobało mi się w ogóle, po jakimś czasie uznałam, że to specjalnie tak napisane, bo tekst ma być w końcu humorystyczny i taki antybajkowy, więc czytam dalej. A koniec... No cóż, koniec taki banalny, banalniutki, no, żaden koniec właściwie. Szkoda jakiegokolwiek tekstu na takie zakończenie. 

Ale - bez przesady. Nie jest to według mnie znowu tak żenująco beznadziejny tekst. Doczytałam do końca. I dopiero wtedy poczułam, że jednak straciłam te parę minut.

Suchar.

pozdrawiam

I po co to było?

Takie sobie. Puenta jakaś jest, tyle, że  łatwa do przewidzenia. Potraktowałbym opowiadanie jako przestrogę dla chłopaków, taka oczywistość życiowa.

Ja to jednak jestem jakiś inny... Właśnie miałem pisać, że ciekawa stylizacja, że ładnie napisane, że fabuła prosta, ale dobrze zrealizowana, że generalnie mi się podobało - a tu wszystkie opinie krytyczne, niektóre w dość okrutnym tonie.

Mi ręce nie opadły; moich bezcennych 5 minut nie uważam za czas stracony. Przeczytałem z przyjemnością.

pozdrawiam

Ja to jednak jestem jakiś inny... Właśnie miałem pisać, że ciekawa stylizacja, że ładnie napisane, że fabuła prosta, ale dobrze zrealizowana, że generalnie mi się podobało - a tu wszystkie opinie krytyczne, niektóre w dość okrutnym tonie.

Mi ręce nie opadły; moich bezcennych pięciu minut nie uważam za czas stracony. Przeczytałem z przyjemnością.

W trakcie wysyłania posta zawiesił mi się Internet. Jeśli zajrzy tu jakiś moderator, to proszę o usunięcie kóregoś wpisu.

Nowa Fantastyka