- Opowiadanie: Kaczor - Oblegają!

Oblegają!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Oblegają!

Na początku chciałbym powiedziać Wam: "Cześć, nazywam się Kaczor i jestem tu nowy". Poniżej znajduje się fragment mojego, większego opowiadania. Są to moje pierwsze literackie kroki postawione rok temu. Proszę Was o poświęcenie mi chwili czasu i przeczytanie, a także ocenę. Dzięki.

 

Żołnierze króla byli mocno podirytowani całą sytuacją. Teraz dopiero wracał do nich zdrowy rozsądek, wcześniej przysłonięty gniewem. Zdali sobie sprawę do czego doszło. Bunt Górzan był do przewidzenia, gdyż od dawna wisiał w powietrzu, ale nikt nie spodziewał się, że rewolucjoniści w miesiąc pokonają regularne wojsko i ruszą na stolicę. Za Górzanami musiał stać ktoś większy, sami nie byliby tak zuchwali, by chociaż spróbować obalić króla. Zdobycie kilku fortec to nic w porównaniu z atakiem na stolicę i głowę państwa. Atak na Darxię nastąpił w nocy. Górzanie wytłukli wszystkich strażników i przebili się przez pierwszy pierścień zabudowań w okamgnieniu. Wystarczył im jeden dzień, aby szkolone latami wojskoi zaszczuć jak lisa w norze. Ale nie to najbardziej kłuło dżinów służących królowi, tylko niepewność spowodowana ciągłym oczekiwaniem na atak, który nie nadchodził i świadomość, że wielka armia wroga stoi u bram a oni nie mogą nic zrobić. Bolało ich jeszcze to, że zostali zmuszeni do walki z rodakami.

– Patric! Patric! – wykrzykiwał cienki głos z głębi pałacu. Wkrótce Patric w tłumie wypatrzył swojego zaufanego przyjaciela, który go nawoływał. – Jak dobrze, że cię znalazłem. Bałem się, że nie żyjesz. Widziałem szturm w nocy. Powiedzieli, że zginęli wszyscy żołnierze z pierwszego pierścienia. Zacząłem się martwić.

– Co ty tu do cholery robisz! – Patric był zły nie na żarty. – Wszyscy cywile zostali ewakuowani wraz z królem! W mieście zostało tylko wojsko.

– Poczekaj, nie denerwuj się. Musiałem sprawdzić czy żyjesz.

– I sprawdziłeś. Nie widzisz co się dzieje. Lada chwila może nastąpić atak. Nie wiem jak długo będziemy się bronić, ale wiem, że albo to wygramy, albo zginiemy walcząc. A ty? Chcesz zginąć z nami?

– Umrzeć za ojczyznę, czyż to nie piękne? Nie jeden dżin by tak chciał.

– Nie denerwuj mnie! – Patric don Duma zrobił groźną minę.

– A-a-a-ale ja mogę walczyć!

– Jesteś poetą nie wojownikiem. Izaak, słuchaj musisz jak najszybciej opuścić miasto. Najlepiej już. Nic się tu nie trzyma, upewniłeś się, że żyję, teraz spływaj.

– Nie opuszczę cię! Wiesz ile musiałem się natrudzić, żeby przetrwać. A teraz co? Mam odejść wiedząc, że mój przyjaciel siedzi tu i może lada chwila zginąć… Znasz mnie, to nie w moim stylu.

Patric rozłożył bezradnie ręce. Izaaka Mussego znał od dzieciństwa i zdążył pojąć, że jest to najbardziej uparty dżin na całym świecei. Wiedział, że jak coś sobie postanowi to nie odpuści. Patric musiał uznać jego obecność, zresztą i tak nie było szansy, by ktokolwiek wydostał się z pałacu.

– Dobra – rzekł. – Sam tego chciałeś ty cholerny poecino. Jak chcesz tu zostać to musisz jakoś nam pomóc. I nie zamierzam ci pobłażać. Pamiętaj jednak wojna to nie poemat, a ja nie zamierzam ratować ci tyłka wyłącznie dlatego, że znamy się od dawna. Zrozumiano!?

– Tajest!

Patric odwrócił się na pięcie i odszedł. Zdążył jeszcze pomyśleć, że jedyne co mu przeszkadza w Izaaku to jego cynizm i lekkoduszność z jaką podchodzi do świata. Ach, ci poeci.

– Ale co ja mam właściwie robić, eee? – Patric usłyszał z oddali głos przyjaciela. – Patricu nie ignoruj mnie!

Patic don Duma nie odwrócił się, zostawiając Izaaka sam na sam z resztą wojska. Czuł, że skończy się to źle, ale miał ważniejsze sprawy na głowie. Został wezwany do dowództwa, które stacjonowało w jadalni na górnym piętrze. Wszedł po schodach i zapukał w wielkie drzwi.

– Kto? – ryknął pułkownik Karasara Charka.

– Kapral Patric don Duma. Byłem wez…

– Wejść!

Patric pchnął ciężkie skrzydło i wszedł do środka. Na wielkim jadalnianym stole stał dzban wina, wokół którego rozłożone były liczne papierzyska. Obok stołu stał pułkownik Charka i dwóch innych oficerów. Na fotelach w głębi siedział feldmarszałek Bruxo Galashura i generał Trash Uss. Obaj mieli smętne miny.

– Nie jesteście już kapralem żołnierzu. Jesteś teraz podporucznikiem, zatem możesz brać udział w tej naradzie. – Patric był bardzo zdziwiony kiedy generał Uss wstał i poklepał go po ramieniu w gratulacyjnym geście.

– To możemy zaczynać. – Oświadczył Bruxo Galashura, który był głową całej obrony. – Nie zamierzam słodzić. Panowie, jest bardzo źle. Wróg trzyma nas w niepewności, ale obawiam się, że szykuje coś naprawdę potężnego. Niestety nie mamy wywiadu w siłach napastnika, więc nie wiemy co dokładnie się tam dzieje. Musimy więc pozostać w gotowości. Najważniejszą sprawą są regularne warty, które zresztą zostały już ustalone.

– Podporuczniku do was należy kontrolowanie straży oraz zajmowanie się racjonowaniem zaopatrzenia. – Patric ledwo co otrzymał nowy stopień, więc nie skojarzył od razu, że generałowi chodzi o niego. – Piwnice Króla są głębokie, ale ludzi mamy wielu. Boję się, że to oblężenie spróbuje złamać naszego ducha. Wróg czeka, żebyśmy się poddali, liczy, że wejdzie tu bez strat.

– Nigdy mu na to nie pozwolimy. – Z dumą oświadczył pułkownik Karasara Charka.

– Oby, oby. Skupmy się. – Feldmarszałek szybko ostudził entuzjazm. – Wątpię, aby było to oblężenie na przeczekanie. Myślę, że powinniśmy wziąć pod uwagę również inne opcje. Pułkowniku twoim zadaniem jest przygotowanie żołnierzy na każdą ewentualność i dbanie o ich morale.

– Dalej ważne jest – pałeczkę przejął generał Trash Uss – aby przygotować się na obronę ostateczną. Musicie wiedzieć, że planujemy obronić pałac albo zginąć. Nie ma możliwości odwrotu. Jeśli Górzanie wejdą na dziedziniec, zabarykadujemy wszystkie drzwi i będziemy prowadzić ostrzał z okien oraz oczekiwać na ich wtargnięcie. Pałac jest duży, ale najlepsze pozycje znajdują się na górze. Trzeba dostawić kilka drabin w razie potrzeby szybkiego wejścia lub zejścia.

– A jeśli okaże się, że wróg chce nas przetrzymać? – zapytał milczący dotychczas oficer.

– Hmm… wtedy będziemy czekać aż skończą się nam zapasy, a potem… a potem sami ich zaatakujemy!

– W imię Króla! – wypalił przejęty jak nigdy pułkownik Charka, ale szybko zrekompensował swoją nadpobudliwość chrząknięciem.

– Nie ma możliwości pomocy z zewnątrz? – spytał Patric, powoli przyzwyczajający się do nowej roli.

– Chciałbym – odrzekł feldmarszałek Bruxo Galashura – ale niestety nie ma. Wszystkie nasze jednostki zostały pokonane. Górzanie trzymają nas w szachu. Mnie też ciężko się z tym pogodzić.

– W takim razie co z Królem? – Zaniepokoił się oficer.

– Spokojnie, jest bezpieczny.

Zapadło chwilowe milczenie. Generał wyjrzał przez okno. Pozostali, wyłączając feldmarszałka Galashurę, stali jakby połknęli szczotkę.

– Jakieś sugestie? – spytał feldmarszałek.

– A co jeśli szykują katapulty? – podrzucił generał Uss.

– Co?

– Katapulty. Co zrobimy jak przywiozą katapulty i zaczną niszczyć pałac.

Feldmarszałek spochmurniał.

– Nie poddamy się mimo wszystko – rzekł.

– W imię Króla… – dodał ściszonym głosem.

– Tak jest w imię Króla! – wykrzyknął generał. Po czym odpowiedzieli mu wszyscy zebrani na naradzie.

„Bach, bach, bach” – nagle rozległo się pukanie w ciężkie jadalniane drzwi. Pułkownik Kalasara Charka i generał Trash Uss popatrzyli po sobie. Generał kiwnął głową.

– Wejść!

Do środka wpadł zdyszany żołnierz z wielkim brzuchem i bladym odcieniem skóry.

– Co się stało? – zapytał generał.

Dżin musiał złapać dwa głębokie wdechy, zanim mógł wydusić coś z siebie.

– Jakiś pożal się panie wojaczyna roznosi nam skład broni.

– Jak to? Co się dzieje!?

– Panie generale, ehehehe, dżin jakiś mówi, że jest nowym rekrutem. Pobił się ze strażnikami i wpadł do składu broni, bo żeśmy go tam nie wpuścili. Zabrał zapasowy mundur i szablę oficerską. Kiedy próbowaliśmy go zatrzymać, ehehehehe, powiedział, że jest znajomym Patrica don Dumy i został mianowany szeregowym przezeń właśnie. Ehehe.

– Ciekawe kto dał ci takie uprawnienia podporuczniku don Duma? – Generał Uss zrobił nietęgą minę.

– Ale to nie koniec, panie generale. – Kontynuował żołnierz.–Chcieliśmy go zaaresztować, żeby wyjaśnić, to łajdak wziął usiadł na kulach armatnich i zagroził, że się wysadzi.

Żołnierz aż poczerwieniał z przejęcia. Generał srogo popatrzył na Patrica i rzucił krótkie:

– Podporuczniku idziemy, mam nadzieję, że to nie wasza sprawa.

Generał Trash Uss, podporucznik Patric don Duma i pułkownik Charka ruszyli do zbrojowni. A brzuchaty żołnierz został posadzony na fotelu i napojony szklanką wina.

– Co tam się do diaska stało!? – Generał o mało nie spadł ze schodów, śpiesząc na dół.

Jak trzy huragany wpadli do magazynu, gdzie z zapaloną pochodnią stał nie kto inny jak Izaak Muss, dobry znajomy Patrica.

– Izaak odłóż to! Już!

– Spokojnie Patric. – Zaśmiał się poeta gasząc pochodnię. – To tylko żart dla tych sztywniaków.

Generał Uss i pułkownik nie zamierzali czekać dłużej chwycili i obezwładnili Izaaka.

– Koniec tego dobrego – powiedzieli wyprowadzając go. Zabrali mu mundur i szablę, po czym rzucili na ziemię.

Generał popatrzył na Patrica wzrokiem wymagającym wyjaśnień.

– Panie generale – tłumaczył się podporucznik.–To mój dobry znajomy, który przeżył atak. Jednak zamiast dać się ewakuować, udał się tu do pałacu. Powiedziałem mu, że jak chce być z nami to musi znaleźć sobie jakieś zajęcie.

– I znalazł sobie fuchę błazna.

– Proszę mu wybaczyć…

– Na twoją odpowiedzialność, podporuczniku. – Generał Trash Uss podrapał się po łysej głowie. – Wcielam go do waszej jednostki jako pomoc okołowojskową. Musi odpracować szkody.

– A dostanę mundur? – spytał jeszcze rozbawiony Izaak.

– Dostaniesz kolczugę i sztylet – oparł surowo Patric – oraz dwóch przybocznych.

– A co będę robił?

– Spis żywności. Co wieczór będziesz pisał raport, w którym zawrzesz co zostało rozdane danego dnia i jaki jest stan zapasów. Uczyłeś się kaligrafii, więc nadajesz się lepiej niż jakikolwiek inny żołnierz.

– Brawo podporuczniku. – Generał poklepał Patrica po ramieniu i dodał : – Świetnie wywiązujesz się ze swoich obowiązków. A co do tego nicponia, jeśli powtórzy się coś podobnego jeszcze raz obaj poniesiecie konsekwencje. Nie trzeba nam tu dodatkowego zamieszania, mamy aż nadto problemów.

– Tak jest! – Zsalutował Patric na odchodne. Generał i pułkownik wrócili na górę, a nowo mianowany podporucznik musiał rozliczyć się ze swoich obowiązków. A kiedy już wydał stosowne rozkazy odbył poważną rozmowę ze swoim wieloletnim przyjacielem Izaakiem Mussem.

Wieczorem, kiedy Patric don Duma miał zamiar się położyć, nadszedł pierwszy raport z magazynu, napisany przez Izaaka. Jednak i tu jego przyjaciel okazał się nad wyraz cyniczny i przebiegły – raport napisał wierszem.

 

 


* Dżiny w mojej opowieści to nie stwory z butelki, które spełniają trzy życzenia swoich panów, ale realne byty zamieszkujące ziemię. Moje dżiny są bardzo ludzkie, ich wygląd też jest bardzo ludzki, różnią się tylko tym, że są nieco wyżsi i mają niebieski kolor skóry.

Koniec

Komentarze

Cześć, Kaczor! Tekst przeczytałam, nie jest zły, choć średnio mnie porwał. Jak rozumiem akcja jeszcze się rozkręci...?

Po pierwsze powinieneś tu zajrzeć: http://www.fantastyka.pl/10,4550.html , aby wyeliminować błędy w zapisie dialogów. Po drugie kilka drobiazgów, które wpadły mi w oko:

Izaak, słuchaj musisz jak najszybciej opuścić miasto. Najlepiej już. < - Może: Najlepiej natychmiast.

Umrzeć za ojczyznę, czyż to nie piękne. <- Znak zapytania powinien być.

Izaaka Mussego znał od dzieciństwa i zdążył pojąć, że jest to najbardziej uparty dżin na całym świeci. <- Ktoś tu zjadł literkę... ;)

— Kto? — ryknął głos pułkownika Karasary Charki. <- Głos nie ryknął, ryknął Karasara. Ewentualnie: - rozległ się głos Karasary.

Pozostali, wyłączając feldmarszałka Galashurę, stali jakby połknęli szczotkę. <- Haha, no, to całkiem zabawne, ale z tego co wiem, to mówi się "stoi, jakby kij połknął". :D

— A co jeśli szykują katapulty. — Skonstatował generał Uss. <- Znak zapytania po wypowiedzi generała; radzę sprawdzić znaczenie słowa skonstatował, bo ni w ząb tu nie pasuje.

Zabrał zapasowy mundur i szablę oficerską. Kiedy próbowaliśmy go zatrzymać, ehehehehe, powiedział, że jest znajomym Patrica don Dumy i został mianowany szeregowy przezeń właśnie. <- szeregowym

Generał Uss zrobił nie tęgą minę. <- nietęgą

 

A tak poza tym... weny życzę! :)

 

pierścień miasta - pierścień zabudowań, ewentualnie murów.

okamgnieniu razem pisane.

zepchnąć do ostateczności?

KUŁO?

OK, nie będę wypisywał błędów językowych. Skupię się na czytaniu. (...) Przeczytałem. No donra, co to właściwie jest? Bo jeśli faktycznie część dłuższego opowiadania, to rzeczone opowiadanie musi bardzo przypominać powieść. Tekst jest - jak na moje standardy - STRASZNIE przegadany. Pisząc w ten sposób zanudzisz czytelników. Albo tylko mnie, nie wiem.

Poważniejsza sprawa: po jaką cholerę uparłeś się ne dżiny? I dlaczego dżinem nazywasz istoty, które ich nie przypominają (nie mówię o tych spełniających życzenia)? I dlaczego mają ludzkie imiona? Nie wystarczyło opisać po prostu ludzi?

Somniator

Błędy oczywiście porawię, ale ja stoję sztywno po połknięciu szczotki (hehe).

tintin

Dzięki za wypowiedź i masz rację z tymi dżinami to przmyślę.

Na moje oko tak średnio. Nie jest źle, ale nie jest dobrze. 

Na początku ok, a później przeskok jakiś. Później znowu....chyba, że ominąłem jakąś linijkę. Tak czy inaczej trochę skakany ten tekst i faktycznie od połowy przynudza lekko. A co do dżinów to ja osobiście nie dawałbym im imion, a jeżeli już to nazwałbym ich cyferkami ;) 

Ale to Twoje opowiadanie rób jak uważasz, bo ja też nie lubie jak ktoś mi mówi co mam zmienić w fabule.

Jedyne czego się mogę przyczepić to literówek :D

 

 

 

 

 

BooMc: "co do dżinów to ja osobiście nie dawałbym im imion"... a już szczególnie nie pochodzenia hebrajskiego (Izaak) ani anielskiego (Duma) ;P

Lubię sobie czasem poczytać takie opowiadania - niezbyt głębokie, z prostą, jednak dynamiczną fabułą. Jakiś bunt, jacyś żołnierze, coś się dzieje, fajnie jest. I właściwie przeczytałam gładko, tylko co to właściwie jest? - powtórzę za tintinem.

Nie zgadzam się, że jest przegadane - wręcz przeciwnie, jeśli to fragment czegoś obszernego, to tekst jest napisany po łebkach, strasznie szybko się wszystko dzieje, brak jakiegoś tła, wprowadzenia. Skąd ten bunt, na przykład? Jakoś mi przyszedł do głowy jeden z - moich zdaniem - porządniej napisanych tekstów fantasy - "Opowieści z meekhańskiego pogranicza" Wegnera. Tam też są opisy rozmów wysokich oficerów z młodym porucznikiem Kennethem lyw-cośtam. I tam też - przynajmniej w niektórych częściach - chodzi po prostu o to, żeby chłopcy się trochę pobili. Opowiadania akcji - właściwie niewiele więcej. A właśnie dzięki tle, klimatowi, opisom, myślom bohaterów - czyta się jak naprawdę porządną powieść. Nie wiem, czy czytałeś - polecam.

A u Ciebie jest: ten powiedział to, tamten to, ten poszedł tu, tamten coś narozrabiał.

Jeśli to coś większego - potrzeba tła i większego skupienia na szczegółach i bohaterach. Jeśli to krótkie opowiadanie - trzeba je było zakończyć. Wrzucanie we fragmentach niedługich tekstów nie ma właściwie sensu.

Pozdrawiam.

Aha, i - kurczę - nie jestem na sto procent pewna, ale rzeczownik to rzeczywiście "oblężenie", ale czasownik już raczej "oblegać". Więc raczej "oblegają", nie "oblęgają". Ale poczekałabym jednak na opinię kogoś bardziej kompetentnego.

Oczywiście, że oblegają.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

ocha

Ten fragment to wycinek z większej całości, ucięty w miejscu, w którym jest w miarę dużo dialogów.

A co do odmiany "oblężenia" to wkradła mi się jakaś fatalne literówka za co przepraszam.

Dzięki za obszerny komentarz.

Wiesz, jak piszę te swoje mądre i mniej mądre komentarze, to często sama uświadamiam sobie pewne rzeczy. Właściwie oczywiste. I przypomniałam sobie, że jak ten porucznik Kenneth Obardzodziwacznymnazwisku był wzywany do zwierzchnika, to stał sobie przed nim i karnie wbijał wzrok w przestrzeń. I zawsze to było to samo pomieszczenie, i ta sama przestrzeń, a właściwie ściana, w którą się gapił. A żeby czymś się zająć, to upatrzył sobie na ścianie małą plamkę. I po kolejnej bytności u dowódcy zaczęło mu się wydawać, że ta plamka się powiększa, czy zmienia kształt czy coś takiego. W każdym razie ta plamka mu zawsze w tych momentach towarzyszyła.

I, jasne, to nic odkrywczego ani takiego specjalnie interesującego. Tylko właśnie między innymi o taki rodzaj szczególików mi chodzi. Żeby to nie było po prostu poszedł tam, powiedział to czy tamto, wyszedł i do widzenia. Tylko również coś, co buduje klimat, tło itd. 

Ale ja sama się uczę, więc patrzę na to co czytam również pod takim względem. I sama sobie różne oczywistości muszę uświadomić:).

A przy okazji - wrzucanie takiego fragmentu nie ma specjalnego sensu. Trudno tu coś rzetelnie ocenić.

Pozdrawiam.

Przeczytałem i nic konkretnego się nie dowiedziałem. Szable+kolczugi+kule armatnie+katapulty+dżiny --- nie za różnorodnie?

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka