- Opowiadanie: ableard119 - Szary

Szary

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szary

Dzień dobry

Na samym starcie zaznaczam, że zależy mi głównie na wytknięciu stylistycznych potknięć, wraz z radami na przyszłość, oraz na ocenie generalnego zamysłu na opowiadanie. Pozdrawiam. Ableard119 ;)

 

„Szary”

 

Tej nocy, gdy załamała się w Małopolsce fala upałów, wydarzyło się coś dziwnego.

 

 

Wieczór zaczął się jak żaden inny w ostatnich tygodniach. Od mżawki, która miarowym stukotem kropel o ziemię, wybijała nieznany rytm, by po chwili przestać, ustępując miejsca okropnej ulewie, zdającej się brać we władanie całe województwo.

 

Nad starym teatrem "Bagatela”, w pobliżu krakowskiego rynku, zebrały się dziwne chmury ciemnofioletowej barwy. Krążyły leniwie nad przybytkiem sztuk aktorskich, nie roniąc z siebie ani jednej kropli, co było zaskakujące, zważywszy na fakt, że wszędzie wokół szalał deszcz. Spomiędzy chmur wypłynął snop światła, który na pewien czas oślepił każdego, kto odważył się w taką pogodę wyjść z domu.

 

 

Ludzie zaczęli uciekać, gdy zadrżała ziemia. Od strony światła dobiegał dziwny odgłos – bulgoczące charczenie, które po chwili przerodziło się w wężowy syk. Chmury rozpierzchły się na wszystkie strony, jakby się czegoś bały, odsłaniając wielki kosmiczny statek, który górował majestatycznie nad miastem.

 

W miejscu gdzie blask stykał się z ziemią, zmaterializowały się dwie postaci – humanoidalne istoty o szarej skórze i głowach nieproporcjonalnie dużych, w stosunku do reszty ciała. Stały naprzeciwko siebie przez krótką chwilę, po czym jedna z nich została wciągnięta z powrotem na statek, który po raz kolejny wydał z siebie dziwny charkot, a potem odleciał.

 

Szary, który pozostał na ziemi, miał do wykonania pewną misję.

 

 

Na wąskiej uliczce niedaleko Kościoła Mariackiego pojawił się znikąd mężczyzna – średniego wzrostu szatyn o kręconych włosach związanych z tyłu w kitkę, który broczył w wodzie po kostki.

Zataczał się jak pijany, co było prawdopodobne, biorąc pod uwagę ilość alkoholu, wlanego dziś w siebie. Na rynku nie było żywej duszy, nie licząc kilku osób, które przed czymś uciekały, aby niknąć, gdzieś w strugach deszczu.

 

-Ciekawe czy złapię jakiś tramwaj? – powiedział mężczyzna sam do siebie – coś powinno teraz jechać.

 

Udał się na przystanek przed teatrem "Bagatela", skąd odjeżdżał tramwaj nr pięć – pojazd, którym zawsze dojeżdżał do celu, niezależnie od tego, jak nawalony by nie był.

 

 

Po półgodzinie pijackiego marszu, trasą, która normalnie zajmuje do dziesięciu minut, dotarł wreszcie na miejsce.

 

 

 

Przed czym Ci ludzie tak uciekają, pomyślał Szary. Stał przed przystankiem tramwajowym i rozglądając się na boki, szukał jakiegoś ciała przydatnego do wykonania misji. W głowie szumiały mu ostatnie słowa kapitana: Zrób to po cichu. Po cichu, ha! Mówi to ktoś, kto przyleciał na ziemię w taki sposób. Ale cóż miał zrobić, rozkaz szefa, to rzecz święta.

 

Wtargnięcie do jakiegoś domu, żeby dokonać wtłoczenia, mogło być zbyt ryzykowne. Lepiej będzie jak się tu gdzieś schowam i na kogoś poczekam, pomyślał, po czym udał się za zielony kiosk "Ruchu" i tam przykucnął. Jakiś czas później zobaczył mężczyznę. Trochę odurzony, ale się nada. Czas przystąpić do pierwszej fazy zadania.

 

Facet z kitką popatrzył na rozkład jazdy, po czym zrezygnowany położył się na ławeczce pod wiatą i zasnął. Szary podbiegł do niego, skradając się, niczym detektyw na tropie. Stanął naprzeciwko, błysnęło fioletowe światło, a on sam zniknął, zostawiając po sobie smużkę dymu i przestraszonego mężczyznę, który obudził się zlany potem, ze snu, w który dopiero co zapadł. Od tego momentu Szary i mężczyzna stali się jednością.

 

***

 

Parę kilometrów dalej, w Hotelu Sheraton odbywała się narada przywódców wszystkich państw Unii Europejskiej oraz Rosji, Stanów zjednoczonych i Chin na temat kolonizacji planet poza układem słonecznym. Polskę reprezentowali: Szef dyplomacji Radosław Wróblewski oraz prezes Polskiej Agencji Kosmicznej Jerzy Chmielnicki. Spotkanie rozpoczęło się o godzinie siedemnastej trzydzieści od krótkiego bankietu, po czym wszyscy przywódcy udali się do sali konferencyjnej.

 

Spotkanie przebiegało w spokojnej atmosferze dopóki Prezydent Chińskiej Republiki Ludowej pan Cho Shi Xiao nie zgłosił weta w sprawie wysłania załogi rozpoznawczej na planetę Alzac w układzie PY92X12. Jego zdaniem potencjalne korzyści z takiej misji byłyby znacznie niższe niż jej koszty. Nie wiedział, że wokół Alzaca wykryto wielkie skupisko antymaterii, przez co sama planeta mogłaby skutecznie pełnić rolę bazy wypadowej. Gdy mu to wyjaśniono, co było trudne, gdyż tłumaczem pana Xiao był jego najstarszy syn, który funkcję tę pełnił bardziej przez rodzinne koneksje, niż faktyczną znajomość języka, wtedy się uspokoił. Ale i tak zarządzono godzinną przerwę, żeby wszyscy mogli ochłonąć.

 

***

 

Szary w ludzkim ciele wstał z ławki, porozciągał się, zrobił parę wymachów rękami. Tragedii nie ma, pomyślał. Bywało się w gorszym. Mógłby jeszcze tyle nie pić, to byłoby z niego całkiem sprawne narzędzie. Teraz potrzebny mi jakiś nowy strój.

 

Wyciągnął do przodu rękę, wyszeptał parę słów, a przed jego nowymi oczami pojawił się maleńki holograficzny ekranik. Musnął go palcami, tak jak to się robi w dotykowych ekranach najnowszej generacji. Na ekranie wyświetlił się przekaz ze statku, w którym zawarte były szczegóły wykonania misji. Gdy najechał palcem na fragment dotyczący ubioru, pokazała się mapka z zaznaczonym nań salonem Vistuli. Tysiąc siedemset dwadzieścia metrów. Potrzebny będzie samochód.

 

Stara toyota corolla, zwana potocznie "okularnicą" stała sobie na rogu ulicy, nie rzucając się specjalnie w oczy. Szary podszedł do niej, przyłożył dłoń do zamka, by po chwili usłyszeć charakterystyczne piknięcie. Samochód stał przed nim otworem. Mam nadzieję, że prowadzi się lepiej niż poloneza, pomyślał. Chwilę później zaśmiał się z własnego żartu. Gdy prowadzi się samochody siłą umysłu, nie ma różnicy czy to najnowszy mercedes czy jakaś stara landara.

 

Ktoś mógłby pomyśleć, że Szary zachowywał się zbyt "ludzko", jak na kosmitę, ale dla istoty, która pod różnymi postaciami spędziła na Ziemi kilkanaście lat, nic co ludzkie nie jest obce.

 

Chwilkę później stał już przed salonem Vistuli. Włamanie się do środka i przebranie się w elegancki garnitur z dwurzędową marynarką było dziecinnie proste. Przyjrzał się swojemu nowemu odbiciu w szybie salonu.

 

– Całkiem przystojny ze mnie człowiek – powiedział sam do siebie, aby chwilę później roześmiać się na głos. Ulice nadal były puste, jakby całe miasto zamarło – dobrze, że mnie teraz nikt nie widzi – dodał.

 

***

 

Tymczasem w sali konferencyjnej rozpoczęła się właśnie druga tura rozmów. Ale już bez kilku osób, które postanowiły się wymknąć. Jedne uczyniły to cichcem, po angielsku, inne bardziej oficjalnie, zostawiając notę o złym stanie zdrowia czy ważnych sprawach narodowych. W okrojonym składzie rozmowy przebiegały znacznie płynniej. Zgodzono się jednomyślnie na wysłanie sond na wszystkie księżyce w rodzimym układzie słonecznym. Jak ustaliły wstępne badania przeprowadzone w NASA struktura tych księżyców, jest bardzo zbliżona, do tej, jaką zaobserwowana na planetach wytypowanych do kolonizacji.

 

Chwilę później odbyła się seria ważnych głosowań, rozstrzygających, które planety warto przystosowywać do życia, wytwarzając na nich atmosferę, zazieleniając je i wydobywając, za pomocą specjalnych ładunków atomowych, wodę z czap lodowych na ich biegunach, a które, podobnie jak Alzac, miałyby być jedynie bazami wypadowymi, dla ekip zbierających surowce.

 

Po głosowaniu zaproszono wszystkich członków narady do sali balowej, gdzie przy zimnych przekąskach i szampanie, toczyło się wiele zakulisowych rozmów.

 

***

Szary zmienił samochód ze starej toyoty na najnowszy model bmw, co było jednym z wymogów misji. Podjechał pod Hotel Sheraton, zachowując szczególną ostrożność. Promile z jego nowego ciała, zaczęły uciekać. Z każdą chwilą czuł się coraz pewniej. Wysiadł z samochodu i podszedł do wejścia gdzie stał mężczyzna w czarnym garniturze, ze słuchawką w uszach.

 

– Omega code, sixth sector. – powiedział Szary służbowym głosem.

 

Agent wysłuchał go, jak wysłuchuje się poleceń przełożonego. Wziął Szarego za swój odpowiednik z innego kraju, tyle, że odpowiednik starszy stopniem. Przyłożył rękaw do ust i powiedział szybko parę słów. W jednej chwili wszyscy bodyguardzi zgromadzeni wokół hotelu i w jego wnętrzu pomknęli na tyły. Sezam otworzył się, droga wolna.

 

***

– Trzy procent budżetu na badania kosmosu, to jakiś skandal! – grzmiał przewodniczący Chmielnicki – na ten cel powinno się przeznaczyć co najmniej pięć procent!

 

W małej grupce, która zgromadziła się wokół polskiej delegacji nastąpiło lekkie poruszenie.

Minister Wróblewski skonsternował się. Pierwszy raz widział tak podchmielonego, nomen omen Chmielnickiego. Nie wiedział co zrobić, a musiał ratować sytuację.

 

– Dołożę wszelkich starań, aby stosowne zapisy znalazły się w nowelizacji budżetu na przyszły rok – powiedział po chwili, wiedząc, że to nie przejdzie przez sejm, ale przynajmniej uspokoi prezesa Agencji Kosmicznej. – osobiście porozmawiam na ten temat z panem premierem. – dodał.

 

Po chwili niepokój, ale z innego powodu zapanował już w całej sali. Nagle, jak z bicza strzelił, ulotnili się gdzieś wszyscy agenci. Cała śmietanka światowego przywództwa została bez ochrony. Na salę balową wszedł nieznany nikomu mężczyzna z włosami związanymi w kitkę.

 

 

 

***

Szary stanął przed zgromadzonymi, omiótł ich wzrokiem wyrażającym pogardę i zaczął mówić po angielsku, w języku zrozumiałym dla większości zgromadzonych:

 

– Wy, którzy jesteście potęgą tego świata, najzacniejszymi przedstawicielami waszego gatunku popełniacie wielki błąd, sądząc, że możecie podbić kosmos. My, mieszkańcy planety Nibiru wam na to nie pozwolimy. Przybyliśmy w pokoju, ale jeśli trzeba będzie, powstrzymamy was w sposób, który nie będzie dla was przyjemny. To nasze pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Słabość waszego systemu bezpieczeństwa pozwoliłem sobie już obnażyć, wchodząc tutaj z ulicy. Nie dopuśćcie abym pokazał jakie wady ten system posiada na poziomie światowym. – powiedział, po czym błysnęło fioletowe światło, które rozdzieliło go od tymczasowego ciała, ukazując wszystkim, że to przemówienie nie jest jedynie głupim żartem. Chwilę później pojawiło się pełno dymu, tak, że w całej sali nie było nic widać.

 

Pośród kłębów dymu, Szary wydostał się z hotelu. Przed wejściem czekał na niego statek. Pojawiła się smuga jasnego światła, która wciągnęła go na pokład. Minutę później, nie było po nim śladu. Tak zakończyła się krótka misja, która, raz na zawsze zniechęciła ludzkość do podboju kosmosu.

Koniec

Komentarze

Od mżawki, która miarowym stukotem kropel o ziemię, wybijała nieznany rytm, (...).   ---> mżawka to nie krople tej wielkości, by stukały, padając na jakąś twardą powierzchnię; posłuchaj podczas porzadnego deszczy, czy krople, padające na ziemię, nie beton, blachę czy szkło, ale na piach, stukają.  

Ale powyższe to pryszcz. Gorzej z całością. Cywilizacja Nibiru stoi, sądząc z umiejętności "wcielania się" i sceny końcowej, na takim poziomie, że zjawiska, towarzyszące ladowaniu Szarego, "wcielenie" w przypadkowego pijaczka i cała reszta stanowi, łagodnie oceniając, pomyłkę. Efekciarstwo swoją drogą, pomyślunek --- swoją.

A językowo jak to wypada?

     W błyskach fioletowego ognia pojawił się statek kosmiczny i wysiadł z niego pewien Szary. Wniknął w pijaczka, ładnie się ubrał i poszedł na międzynarodową konferencję, by pogrozić zebranym –– Nu, nu, nu, nie podbijajcie kosmosu, bo będzie wam nieprzyjemnie. Potem, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, odleciał.

 

„…wszędzie wokół szalał, pogrążony w namiętnym transie, deszcz”. –– Chciałabym, choć raz w życiu, zobaczyć szalejący deszcz, pogrążony w namiętnym transie... Ale pewnie nie będzie mi dane. ;-)


„Razem chmurami, które utworzyły okrąg, wyglądał jak odwrócony urodzinowy tort…” –– Czegoś brakuje w tym przepisie na tort.

 

„Na zalanej po kostki uliczce niedaleko Kościoła Mariackiego…” –– Jak wysoko były umiejscowione kostki uliczki, po które uliczka została zalana? ;-)

 

„Zataczał się jakby był pijany, co było prawdopodobne…” –– Powtórzenie.

 

„…biorąc pod uwagę ilość alkoholu, jaką dziś w siebie wlał”. –– …biorąc pod uwagę ilość alkoholu wlanego dziś w siebie.

Wlewał w siebie alkohol, nie ilość.

 

„…skąd odjeżdżał tramwaj nr 5…” –– …skąd odjeżdżał tramwaj numer pięć

W tekście nie stosuje się skrótów, liczby zapisujemy słownie.

 

„Po pół godziny pijackiego marszu…” –– Po półgodzinie pijackiego marszu

 

„Przed chwilą pożegnał swojego dowódcę, który przekazał mu wszystkie wytyczne misji, teraz stał przed przystankiem tramwajowym…” –– Czy dowódca, przekazawszy wytyczne, stał teraz przed przystankiem? ;-)

 

„Stanął na przeciwko, błysnęło fioletowe światło…” –– Stanął naprzeciwko, błysnęło fioletowe światło

 

„Spotkanie rozpoczęło się o godzinie 17.30…” –– Godzinę też należy zapisać słownie.

 

„Stara Toyota Corolla, zwana potocznie "okularnicą" stała sobie na rogu ulicy…” –– Marki samochodów piszemy małą literą.

 

„…nie ma różnicy czy to najnowszy Mercedes czy jakaś stara landara”. –– Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zaraz się zastosuję do tych poprawek :) Wyłączając jedną. 5 przy tramwaju bym zostawił, bo to jednak coś jakby nazwa własna.

No i zalana po kostki uliczka. Wiadomo przecież o czyje kostki chodzi ;) To taki zwrot, tak samo jak się mówi "śniegu po kolana"

A tak w ogóle, to serdeczne dzięki za pomoc! :)

     Numer tramwaju nie jest jego nazwą własną.

     Uliczka nie może być zalana po kostki, bo uliczka kostek nie ma. Natomiast zalaną uliczką można brodzić w wodzie po kostki.

     Jeśli na drogę spadnie dużo śniegu, to my brniemy w tym śniegu po kolana. Śnieg nie leży po kolana drogi.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jednak muszę przyznać Ci rację, dzięki. ;)

Drobiazg. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wydaje mi się, że na początek powinieneś próbować pisać nieco mniej złożonymi zdaniami. Fabuła i bohaterowie nie są zbyt wciągający. Tego typu opowiastki wymagają lepszego panowania nad językiem i umiejętności doprawienia tekstu właściwą dawką humoru, co --- nie ukrywajmy --- jest dość trudne. Chyba lepiej spróbować zacząć od pisania opowiadań w skali mikro --- bohater i jego indywidualny problem.

pozdrawiam

I po co to było?

@syf. Dzięki za radę!
pozdrawiam również ;)

Zbyt gładko to wszystko idzie, żadnej dramaturgii.

Odległość1720 metrówto króciutki spacer. Na co komu samochód i do tego jeszcze zmieniany w trakcie tego spaceru?

Po za tym, jeżeli ludzie mają technologie pozwalającą na loty, już nawet nie między planetarne, ale między układowe, to, co tam robi stara toyota?

Nie każdy szef dyplomacji polskiej ma (miał) na imię Radosław - to nie jest wymóg formalny :)

Nowa Fantastyka