- Opowiadanie: pawelkorzuch - tanakan

tanakan

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

tanakan

Tanakan

 

Rozdział 1

Czy to się wydarzyło, nie wiem, może to tkwi w mojej wyobraźni? Leże na hamaku zawieszonym między drzewami. Jestem na urlopie w domku letniskowym na mazurach.

Piję herbatę mrożoną i myślę sobie, pokopać piłę o ogrodzenie czy jeszcze się zdrzemnąć.

Przed chwilą się obudziłem i jestem jeszcze między Światami snu i jawy.

Mam przeświadczenie, pewność? – o moim drugim życiu. Spojrzałem na niebo, właśnie przelatywały mewy niesamowicie hałasując. Piękne ptaki, potrafią o siebie zadbać.

Wracając do nurtującej mnie myśli.

Spotkałem człowieka, był mną, nie…nie podobnym do mnie, tylko ja. Nie wiem co sobie myślał, to było dziwne, zamroczyło mnie, a ON jak gdyby nic dotknął całą ręką mojej głowy i powiedział:

– Już nic…wszystko będzie dobrze…nie bój się.

Zamurowało mnie, przeleciały przeze mnie myśli wbrew mojej woli, zmiękłem tak jakbym miał nogi z waty, ale to wszystko minęło.

Ciekawe a zarazem przerażające były to myśli.

Mnóstwo obrazków, dźwięków, uczuć, smaków, zapachów i coś jeszcze na co nie ma nazwy w języku Polskim, bo w życiu na Ziemi to zjawisko nie istnieje.

To nie był sen…

Patrzę na błękitne niebo i myślę sobie – oni tam są.

Moje drugie Ja znikło, tak jak się pojawiło. Pamiętam jeszcze miałem mroczki przed oczami, a on wyparował.

– No to mi się przytrafiło. On był mną?

Po chwili pomyślałem, a w myślach znalazłem odpowiedź, sama przyszła.

On ma kilka milionów lat i jest nieśmiertelny.

Dał mi swoje wspomnienia i znam całe jego życie, mam w głowie obrazki – to lepsze niż film w kinie. Jak mam wątpliwości to mój mózg przypomina mi obrazy i wszystko jest wyjaśniane.

*

Gdzieś na Ziemi w laboratorium Andrew bada meteoryt z Marsa, jest pełen nadziei, może znajdzie skamieliny życia w meteorycie! Jest życie poza Ziemią, jak to udowodni zyska sławę i poklask, może będzie go stać na nowego mercedesa, bo jego 14-stoletni ford zbyt często się psuje. Kupił go od faceta, który mówił:

– Panie on jest prawie jak nowy.

Po kupieniu go zorientował się, ma dziesięć lat, a później, od poprzedniego właściciela taksówkarza, że ma sprzęgło do wymiany i do naprawy skrzynia biegów.

Andrew był naukowcem. Ci pośrednicy, nie cierpiał ich.

Internet był jego życiem i tam rozmawiał z kolegami, poszukiwaczami życia poza Ziemią.

Czasami było ciężko bo mówienie o czymś na co nie ma dowodów jest trudne i łatwo wpaść w przesadę.

*

– Co tu się dzieje, Beata nie siedź w książkach tylko ogarnij trochę ten bałagan.

– Dobrze mamo, już biorę odkurzacz, dywan faktycznie potrzebuje odświeżenia.

– I nie pal tych śmierdzących, jak to nazywasz? Kadzideł? To cię do niczego nie zaprowadzi, znajdź sobie wreszcie męża, jest tu taki w okolicy, jak go zobaczysz to się chociaż uśmiechnij.

– Jaki?

– A taki z brodą i wąsami, też brudas jak ty, ale nosi „kalesony”.

– On jest brzydki i wstrętny. Nie chce go.

– Nie wydziwiaj, no weź się do roboty.

Beata sprzątała nie zauważając, bałaganu jeszcze większego i Anity – mamy. Jak zwykle była w złym nastroju i odreagowała na niej. Potrafiła ją nakręcić, Beata zależała od niej, zarabiała tylko korepetycjami, to było dużo za mało kasy na przeżycie. Nagorzej było w zimie, bo dochodziły opłaty za ogrzewanie zupełnie nierealne do zapłacenia.

Była smutna, chciała mieć tego jedynego, swojego mężczyznę, ale inteligencja jej mówiła:

– Beata, może być dużo gorzej, a po ślubie drzwi domu rodzinnego się zatrzasną i już nie otworzą. Trzeba mądrze wybrać, ale żeby tylko Taki chciał? Jakiego sobie wymarzyła.

*

To naprawdę się wydarzyło, jestem w dalszym ciągu oszołomiony.

Zdążyłem się jedynie przyjrzeć, nie mógł poczekać?, zagadnąć co słychać? Nic Mu nie zdążyłem powiedzieć.

Ruszyłem do domu bo poczułem się zmęczony, wyobrażanie sobie, że jestem na mazurach, a faktycznie tylko w lesie koło domu znudziło mnie. Powtarzam sobie, znam całe jego życie. Zapisał mi w głowie i sam sobie mogę zadać pytanie – kim był. Tak się uspakajałem.

O już jest dom, ledwo idę, szybko do łóżka. Otworzyłem drzwi kluczem i już nie miałem siły zamknąć, w ubraniu rzuciłem się na łóżko i już nie wstałem, zasnąłem.

*

Andrew, badał meteoryt milimetr po milimetrze, właściwie prawie udowodnił, życie mogło przyjść z kosmosu lub było tam i równolegle rozwijało się z Ziemskim.

Miał przeczucie, ale chciał więcej.

I tu w laboratorium, po odłupaniu kolejnego kawałka:

– Jezuuu, to przecież jest krążek, jakiś różowo – szary. Wezmę lupę kurde, co to jest? Muszę zadzwonić do Paula.

Wstał, poszedł do łazienki obmył twarz zimną wodą, skorzystał z toalety i jeszcze raz obmył twarz, tylko ciepłą wodą, wrócił.

– Paul siedzisz? Usiądź musisz.

– Ok. mów.

– W meteorycie jest wtopiona okrągła ceramiczna płytka. To nic, na niej jest dużo szarych znaków.

– Nic nie ruszaj niczego już jadę.

Nie ruszać, też powiedział co wiedział. Wezmę lupę i tylko pooglądam.

Dużo znaków o różnej wielkości, chyba lupa jest za słaba przeniosę pod mikroskop.

To chyba mikroprocesor jaki mały, a dalej? Jest ich kilka połączonych z sobą. Trochę jeszcze się przyjże…

 

Paul wbiegł do pracowni Andrewa.

– Jesteś już to dobrze, to jest chyba komputer tylko zminiaturyzowany, mieści się na palcu.

– Pokaż.

Po pięciu minutach.

– Trzeba to dobrze rozegrać, na razie nie mówimy nikomu. Pomyślmy przez parę dni co zrobić, napiszmy oświadczenia i dalszy plan działania.

– Nikt nie jest na to przygotowany, to będzie trudne.

– Tak, potrzebna jest analiza sytuacji, jak się zachować też jest ważne.

– Chyba analiza jak nie wpaść w panikę. Bo mogą zaraz przylecieć.

*

Czy to był sen? Do tej pory mam kaca po tym, co było przeistoczeniem larwy w motyla. Trans to najlepsze określenie, transformowałem się.

Widziałem obrazy, zdarzenia, działy się poza Ziemią. Powoli odczuwałem To coraz większą ilością zmysłów. Było te przeistoczenie bardziej realne niż rzeczywistość.

Były przerwy w których jak w letargu opróżniałem lodówkę.

Lodówka została szybko opróżniona, całe szczęście w pobliżu były zaprzyjaźnione delikatesy. Nie zwracano tam na moje dziwne zachowanie, kupowałem dużo. Zostawiałem napiwek, po miesiącu płaciłem bez kolejki, wszędzie spotykałem się z uśmiechem.

Nie zdążyłem zauważyć, czy uśmiechem dobrodusznym, czy na zasadzie – on jest zakupoholikiem, dlaczego mamy na tym nie zarobić.

Dobrze, że jestem sam, rodzice wyjechali na wieś.

Po jakimś czasie proces zwolnił i zatrzymał się.

Jestem nie tylko sobą, ale też inną istotą.

Jego wspomnienia wryły się w pamięć i coś jeszcze – ja to przeżyłem.

Nie wiem co On będzie robił – robi, wiem co Ja. Wiele lat trwały przygotowania na tą chwilę, ze względu na to, by była skuteczna, proces się udał.

On, nie – Jaba, tak się nazywa powstał z moich komórek potajemnie pobranych tuż po moim narodzeniu na porodówce. Został „zmieniony” tak jak teraz ja i zarządza jednym ze skupisk galaktyk, nie warto mówić gdzie, bo i tak nikt nie znajdzie, tym bardziej tam dotrze.

 

Pomyślałem by udać się do lasu nad staw, w moje ulubione miejsce i się trochę zrelaksować nad wrzosowiskiem. Tam jest dużo torfu jeszcze nie wykopanego przez mieszkańców miasteczka. To takie miejsce dzikie i oswojone jednocześnie, a jakie powietrze? Chodzę tam od lat, by się wyluzować i pomyśleć – nie tylko Ludzie żyją na Ziemi i nie tylko jest Ona Ludziom przypisana. Kiedyś żyliśmy bliżej natury.

…Zauważyłem, że zmieniło się otoczenie znalazłem się w jednej chwili nad stawem, w miejscu, które sobie wyobrażałem.

Chwilę byłem zaskoczony, nie zdążyłem się zdziwić, jak uspokoiłem się. Muszę poćwiczyć by bardziej świadomie poruszać się w przestrzeni w sposób błyskawiczny – to moja nowa umiejętność.

Spuściłem głowę patrząc na drugi brzeg stawu, skupiłem się i zobaczyłem kreta ryjącego pół metra pod ziemią. Był blisko brzegu stawu. Pomyślałem woda zaleje mu kretowisko, kopie w stronę stawu, krzyknąłem w myślach, STOP, WODA. Patrzyłem na kreta, przestał kopać i zawrócił, w głowie usłyszałem cichy, miły pisk, oznaczał podziękowanie.

Bardzo chciałem udać się do domku prababci, od lat tam nie byłem, co tam się dzieje? Znalazłem się tam, ale pozostałem poza widzialną przestrzenią. Rozejrzałem się domek stoi, jest z bali drzew obity papą a na dachu eternit, oznaka nowoczesności i nieudolności nauki.

Zajrzałem przez okno do środka i moje serce mocniej zabiło. Zobaczyłem już nieżyjących pradziadków słuchających radia, a w piecu piekł się chleb i gotowała zupa.

Przeniosłem się w czasie, patrzyłem tak jak dziecko przed wystawą sklepu ze słodyczami, jak to było w mojej młodości.

Nie liczyłem czasu, trochę zgłodniałem i wróciłem do domu na obiad.

Mama o 14 zawsze szukała mnie, bo był gotowy obiad. Dziś miał być morszczuk smażony, ziemniaki i sałatka z kiszonej kapusty, a na pierwsze danie, grzybowa z borowików nazbieranych przez tatę wczoraj. Zawsze jem sam delektując się jedzeniem, lubię jeść

lekka nadwaga mi nie przeszkadza. Ludzie przy tuszy są pogodni, to plus.

Obiad mnie zaskoczył, mam wyostrzone smaki i zapachy, aż przyszła mama i zapytała, czy nie smakuje?, bo dłużej jem. Odpowiedziałem jej – właśnie dlatego, że smakuje. Wyszła zadowolona.

W czasie obiadu postanowiłem przemieścić się w góry, wybrałem szczyt „Świnica”, byłem tam kiedyś. I udało się, akurat nikogo nie było, patrzyłem na Tatry, widziałem ludzi wspinających się z odległości kilku kilometrów i wędrujących po szlakach. Potem był Gdańsk, plaża w Kołobrzegu, wieczorem byłem już w domu.

Rozpaliłem w kominku, usiadłem i rozmyślałem. Jaba przemieszczał się nawet między galaktykami w jednej chwili, ja nie mogę. Musiałbym być co najmniej raz w danym miejscu, zdjęcia czy inne sposoby nie nadają się.

Przeczytałem tyle horrorów dziejących się we wszechświecie i to były bzdury. Wiem teraz o tym – nie ma takiego Świata. Znam wszechświat – jest inny bardziej rozumny, a ja byłem napalonym i chorym onanistą umysłu.

*

Anita chwyciła Beatę za kostkę nogi i potrząsnęła nią silnie mówiąc.

– Wstawaj zrób coś wreszcie, chociaż obierz ziemniaki na obiad. I przygotuj się na korepetycje, tylko wstyd mi robisz.

– Mamo nie mam dzisiaj korepetycji, dopiero jutro, zdążę.

– Słyszałaś? – obiad, no już wstawaj!

Beata wstała i ubrała się, zaczęła obierać ziemniaki dla całej rodziny.

– jak ty obierasz, nie krój „kwadratowo”, pokaże ci, widzisz? Przez obierkę masz zobaczyć miasto, tak ma być przezroczysta.

– To są stare ziemniaki.

– No i co z tego. Później posprzątasz w swoim pokoju, jest taki syf i śmierdzi, robaki się zalęgną i rozejdą się na cały dom. Jak ty możesz tak mieszkać? Jesteś panna to powinno być czyściutko, tak nie złapiesz męża.

Zrobiła wszystko i usiadła w fotelu z książką, a właściwie romansidłem, by rozbudzić wodze fantazji jakby mogłoby być cudownie. Przeczytała rozdział i wpadła Anita.

– Tak szukasz męża? Kochana On sam nie przyjdzie, ubierz się czysto i na miasto może któryś na ciebie spojrzy to uśmiechnij się, ale delikatnie daj do zrozumienia, że jest jedynym, wybranym. Zasuwaj. Wróć co najmniej po godzinie, teraz jest pora, szwendają się tacy co szukają niewiadomo czego. Ja już mu wskaże drogę życia dla was, załatwię pracę by harował

i kasę do domu przynosił.

Anita wyszła z pokoju, a Beata prawie się rozpłakała, chciała mieć męża by uwolnić się od wpływu rodziny, a szczególnie matki. Ubrała się i będzie szukała męża, ale tylko dla siebie.

Spacerowała przez godzinkę, ale specjalnie koło księgarni z literaturą francuską.

To był jej drugi język jaki znała, lubiła czytać po francusku. Miała zaoszczędzone parę złotych i od dawna chciała kupić romans, francuskiego autora. Wcześniej postała długo przed księgarnią, ale nie patrzyła na książki, tylko zerkała na odbijające się w lustrze ludzi. Liczyła, że może ją ktoś zagada, ale po wielu minutach stwierdziła brak jej szczęścia do fajnych facetów. Kupiła książkę i poszła do parku czytać, nie raz tak robiła oszukując Anitę. W parku były jak zawsze młode matki z dziećmi, młodzież szkolna i staruszkowie. Skupiła się na czytaniu odreagowując stres z trudnego poranka.

*

Zwlekłem się z łóżka przez chwilę zdawało mi się, że To się nie wydarzyło. Spojrzałem w okno na ulicy i zobaczyłem sąsiadkę jak idzie do pracy. Usłyszałem wypowiadany różaniec i słowa:

– Żeby się udało, żeby się udało. – wplecione w modlitwę.

 

No tak nie jestem już człowiekiem.

Potrafię czytać uczucia ludzi, widząc ich tylko, też słyszeć powierzchowne myśli.

Mogę żyć bez ograniczeń czasowych, praktycznie nie mogę umrzeć, a organy regenerują się w takim tempie by mózg został w porę dotleniony.

W chwilach utraty przytomności ciało samoczynnie przenosi się do ośrodka na jednej z planet, izolowanej i zakamuflowanej – tylko dla takich istot jak ja. Tam zaufane istoty Kamuni potrafią nas zregenerować ze szczątków, jakie nieraz trafiają, po wybuchu antymaterii, czy nuklearnym.

O dzwoni komórka, pewnie praca.

No i po sielance, mam jechać do Szczecina, do nowego oddziału banku i zainstalować system komputerowy obsługujący bramki wejściowe dla personelu. Zawsze jakaś kaska będzie to dobra praca, tylko raz na jakiś czas i przy tym dobrze płacą.

– Mamo, jadę do Szczecina na kilka dni mam tam pracę.

– Nie zapomnij dobrze się odżywiać i dzwoń codziennie wieczorem do mnie.

– Dobrze mamo.

Wybrałem pociąg, a nie samochód będę mógł spokojnie poobserwować ludzi nowymi zmysłami i posłuchać ich myśli.

Zawsze ich słuchałem, moje kompleksy nie pomagały, ale nie okazywałem tego. Analizowałem strój, mimikę, gesty, zapach, stan ducha, samopoczucie. Smak jak ktoś stał blisko, to wilgotne powietrze jakie wydychał miało charakterystyczny smak, każdy człowiek ma inny.

Dużo informacji.

Wstałem raniutko, byłem już spakowany, a mama zrobiła kanapki na drogę. Pojechałem nocnym na Centralny, tam ma pętle. Pociąg jechał z Przemyśla, stałem na peronie był już spóźniony pięć minut. Spojrzałem w stronę jego przyjazdu i wzrok przemieścił się poza Warszawę, zobaczyłem maszynistę i z boku tabliczkę, to był mój pociąg. Będzie za pół godziny, nie wiedziałem skąd to wiem, ale rozumiałem po prostu mój umysł obliczył to.

Usiadłem na ławce, peron był prawie pusty. Spojrzałem na kobietę około 35 lat, była dystyngowana, kobieta z klasą. Co myśli?

– Ja, ją tak załatwię, od razu przypomni sobie jak było w domu i należy słuchać mamusi.

 

Wytłumaczy swojemu gachowi gdzie jego miejsce, przestanie mi się stawiać, nie powtórzy się to co było w Święta, taki brak szacunku, to Śmieć. Ja ją tak załatwię…

Nie chce wiedzieć co dalej myśli, a taka dystyngowana?

Zobaczę jakie mam kanapki, już miałem sięgać do torby, ale spojrzałem, jajka, szynka, sałata, masło, wędzona makrela z cebulką. Oj potrzebna będzie guma miętowa, po cebulce. Mam dziesięć dużych kanapek i herbatę w termosie, po wyjeździe z Warszawy zjem trzy, dobrze, że jestem przyzwyczajony do podróży bez śniadania, bo nie zdążyłem zjeść.

Idzie bezdomny, ale śmierdzi. Co myśli?

– O ósmej na gorącą zupę na Ochotę, odwagi chłopie nie daj się zgnębić i załatw sobie dwa złote na piwo, co wczoraj piłem, przypomnij sobie… nie pamiętam, ale boli, umieram, piwo…i jestem wolnym człowiekiem.

Zapowiadają pociąg za chwilę wjedzie na peron.

Siedzę w pierwszej klasie na swojej miejscówce. Kupienie biletu przez Internet to duża wygoda. No i jedziemy na całe szczęście przedział jest pełny. Małżeństwo i młoda dziewczyna. Cztery miejsca na przedział to dobry pomysł.

– Pan daleko jedzie? – zapytała kobieta.

– Do Szczecina. – A państwo?

– Też.

– Ja wysiadam pod Szczecinem, wracam do domu. – Odezwała się młoda dziewczyna.

– No to cała drogę razem. – stwierdził mąż.

Pokazałem zblazowaną minę, ale wewnętrznie byłem podekscytowany, jak to rozegrać?

Dziewczyna pachnie dzieciństwem, smak zsiadłego mleka, zapach taniego kremu do twarzy. Inteligentna, jest początek lipca, wraca po skończeniu pierwszego roku studiów, bo jest podekscytowana, zdała.

Małżeństwo w podobnym wieku około czterdziestki trochę ode mnie młodsi, znają się bardzo dobrze, współpracują i często się sprzeczają. Nie tylko w nich jest energia, też feromony, seks jest bogaty z perwersją, są dobranym małżeństwem. Ona pachnie delikatnie dezodorantem, dba o higienę, oddech seksualny, coś ma w ślinie co podnieca. On też, choć nie mył się dawno, może wczoraj, a rano był sex – pachnie cipką, no to polizał sobie chłopczyna.

Oboje zdaje się prowadzą wspólny biznes, jadą zawrzeć nową umowę, lub coś sprzedawać.

Co myślą o mnie? To poczytam myśli, pierwsze dziewczyny.

– Ale stary dziad, mam nadzieję, że nie dożyje takiego wieku, na pewno jakiś zboczeniec, bo widać, że nie ma żony, może pedofil… uśmiechać się, jestem młoda i piękna, niech podziwiają,

Jak było na wykładzie? Pasuje uśmiech numer cztery. No i… podziwiają…

 

Dobrze, że nie słyszałem myśli wcześniej, to to…”Pigii” z „Mupett show”. Dalej nie będę komentował, bo nie warto.

Małżeństwo? Co ona myśli?

– Dobrze by moje wysiłki nie poszły na marne, tego muła namówić na ekspansje firmy na wybrzeże, było ciężko. Zapłaci mi za to, ukryje część dochodów, dobrze, że nie muszę mieć nikogo na boku, przynajmniej w seksie jest dobry. Po Szczecinie wyjątkowo go w czasie seksu nawyzywam od chujów, pierdoł nic nie wartych i że ma tak małego i że musi mi wkładać moją pytę, ona to jest gruba, silikonowa. Rozmarzyłam się… A ten człowiek tak patrzy? Jakiś niewyrobiony, dziwak głupi, pokarze mu, że ja – to „klasa” i podporządkuje sobie. W Szczecinie będzie jadł mi z ręki.

No to zapowiada się interesująco, co myśli mąż tej „pani”?

– Co ona.. kurwa chce ode mnie? Może da mi się zdrzemnąć, wszędzie chciała by mieć swoje albumy, a Warszawa to chłonny rynek i starcza nam na „przeżycie”. Jeszcze podróżuje z jakimś dupkiem, pewnie chętnie ponabijałby się zemnie. On taki świeży, wypoczęty i pewnie bogaty. Z takim nigdy nie wiadomo co, moja ślubna pewnie weźmie go w „obroty”, nie wypocznę, taki los.

Co mogę sobie powiedzieć, będzie podróż z przygodami. Wyjechaliśmy z Warszawy, czas na kanapkę i gorącą herbatę. Mama pewnie jak zwykle się postarała, zobaczyłem kanapkę ze smażonym panierowanym dorszem, treściwa w sam raz na duży wysiłek nie tylko fizyczny.

Po zjedzeniu poczułem się dobrze, spełniony, teraz czas na rozmowę, poczekam aż się sami odezwą.

Spojrzałem przez okno i dalej zobaczyłem obrzeża Poznania, odruchowo w górę, wytężyłem wzrok, skupiłem się, zobaczyłem wiatr słoneczny odbijający się od powłoki ozonowej, nad biegunem – piękne. Pomyślałem – wracam, odwróciłem się i zobaczyłem Ziemię. Zbliżałem się do niej mimo tego, że cały czas byłem na miejscu. Zobaczyłem swoje ciało przez okno w pociągu i po chwili miałem zwykły wzrok. Nigdy nie wierzyłem w dyslokacje, a tu mam to w umiejętnościach.

Wiedziałem, że nic się nie wydarzyło, małżeństwo czytało gazety, a dziewczyna pisała coś, może pamiętnik lub dziennik, to w czym pisała, miało ozdobne i twarde okładki.

A małżonka, milczy, miała mną manipulować, co myśli?

– Niech się w końcu odezwie, ja nie jestem głupia pierwsza nie zacznę, chociaż jakiś gest, grymas czy uśmiech… To gbur zapatrzony w siebie, kiedyś cię jeszcze dorwę.

Odechciało mi się czytać myśli, wyjąłem książkę i do Szczecina czytałem.

*

– Mam plan działania, trzeba skopiować te urządzenie bo nie wiadomo jak podłączyć, nie wolno go zniszczyć. Andrew prześwietl go no i skopiuj, wiesz jak. To do roboty, ja napiszę prelekcję.

– To potrwa nie wiadomo ile? Ogłośmy od razu odkrycie to będziemy mieli większy zespół.

– Jak chcesz zespołu mam kilku zaufanych kolegów, ale ogłosimy jak będziemy przygotowani. Ok.?

– Ok.

Paul pojechał do domu i znalazł notes z adresami, rozdzwonił się licząc, że nie mówiąc o co chodzi znajdzie kilku znajomych fachowców do współpracy. I nie mylił się choć zajęło to mu prawie dwa dni, ale kto liczy czas, ważne jest zadanie?

Czy to będzie mi się opłacało? Wypadałoby bym wyjeżdżał później z wykładami extra płaconymi, a Andrew? Co mi tam trzeba go będzie usunąć, dyskretnie mu wytłumaczę, że jestem bardziej elokwentny i że to dla ludzkości. Jak się uprze to dam mu 10% za wkład w odkrycie. A w ogóle on chyba się nie zna na pieniądzu zawsze będzie klepał biedę.

*

Jutro też jest dzień, ważne by dzisiejszy dobrze przeżyć. Idę zrobić korepetycje, powinnam wrócić za dwie godziny, ale nie będę wracała autobusem tylko pieszo. Lubię Miasto, będą lody i ławka w parku z książką, tylko tak może być w lato, zimy mogło by nie być. Zimą muszę czytać w kawiarni, a kawa kosztuje, jestem przekonana, że nie będę sama przez całe życie.

 

Uf… jestem już na ławce w parku, o sroki walczą między sobą, trzy dziobią jedną w brzuch i tył głowy. Boże chcą ją zabić, już się słania na nogach, chce odfrunąć, ale nie ma sił. Upadła, dobijają ja, już się nie rusza, upłynęło piętnaście minut i rozpłatały ją, teraz się odżywiają. Kanibalizm jednak jeszcze istnieje. To jest przyroda, twarde prawa natury, a przyzwyczaiłam się, że ptaszki jedzą tylko ziarno, smutne.

Czas na lekturę.

Wreszcie coś ciekawego i przewietrzę swój umysł, „Teoria literatury” w języku niemieckim, mogłam kupić po polsku ale to by było za łatwe.

Beata siedziała tak przez dwie godziny i nie zauważyła, że paru facetów siedząc na innych ławkach marzyło o niej. Nikt nie podszedł, nikt się nie odważył bo była zbyt ładna, a zarazem dziewczęca i każdy w końcu pomyślał, a jak jest infantylna? W końcu odpuścili. Jeden trzydziestolatek pomyślał, że przyjdzie jutro o tej samej porze i na pewno podejdzie do niej, zagai ją. dziś będzie ostatni raz jak on sam ze sobą…

Postanowiła wracać do domu i myślała o tym, że szuka partnera w swojej jaźni, a to nie dobrze, odchodzi od rzeczywistości. Czy czeka na miłość? Na dobrą partię? A może bogate życie. Pozostaje jeszcze nowe pytanie – czy inteligentnego i mądrego, by razem się dorabiać?

Właściwie po głębokim zastanowieniu i odpowiedzeniu sobie na kilka pytań już w swoim pokoju. Szuka przyjaciela, ale też by nie być sama ze sobą w tym „łóżku”.

Tak usnęła.

*

To był dzień, spotkałem się z trzema fachowcami od kompów, nie mówiąc o technologii pozaziemskiej wypytałem o osiągnięcia i ich cele. Jeden był z „krzemowej doliny” i zarazem najrozsądniejszy, miał osiągnięcia, ale dał do zrozumienia, „wie, że nic nie wie” – rasowy naukowiec. Ma na imię Marek. Zgodziłem się z nim i został. Poul był niezadowolony, powiedział – wybrzydzasz chciał mieć wszystkich pięciu, ja się nie zgodziłem. On coś zamierza za moimi plecami, widzę to po nim, za dobrze go znam. Mówił mi:

– Andrew ja chce dla Ciebie jak najlepiej, przecież ja nic z tego nie mam. Powinienem zająć się organizacją, wiesz informowanie, przemówienia, a ty będziesz spokojnie pracował nad meteorytem.

– No niby tak, ale jeszcze zobaczymy, najpierw trzeba uruchomić obcy komputer i odczytać co tam zapisane, a to potrwa.

Andrew miał umówionego na następny dzień Marka, wprowadzi go w problem meteorytu.

 

*

Wróciłem ze Szczecina zadowolony, dużo roboty, ale to też moja pasja. Uruchomienie systemu, cudowna chwila, te oczy pełne zachwytu i zdziwienia ludzi po raz pierwszy korzystających z czytnika. Uścisk na pożegnanie kierownika oddziału, ze słowami „Dobra robota”, teraz tylko raz na jakiś czas na „interwencje” jak któryś zepsuje, albo system sam siądzie.

Lubię siedzieć w domu i wypoczywać, robić coś lekkiego, bo dopada nuda. Raz za dużo informacji, czasem za mało. Teraz mogę sobie spokojnie sobie poukładać, Świat jest fascynujący, taki ludzki i …wiecznie niezadowolony z tego co ma.

Ma to swoje uzasadnienie, wiem, że ludzkość jako gatunek nie przetrwa, po zmianie Słońca w Supernową. Na końcu będzie kolonia na księżycu Europa i wodny świat, przetrwają tam dziewiętnaście pokoleń, ale ulegną stagnacji.

Czas na śniadanie, mama kupiła świeże – chałkę, masło i mleko. Jak cudnie pachnie, pod tym względem wyostrzenie moich zmysłów jest cool. Przygnębienie z powodu Ziemi zniknęło.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2

Mam wrażenie, że gdzieś jest haczyk. Położę się i powspominam doświadczenia mojej kopi, Jaba.

Po pewnym czasie myślenia..

Nie ma haczyka, wszystko jest spójne, co robić?

Zastanawiam się…, może powiedzieć o sobie ludziom i tak wiem o tym, że wyląduje u psychiatry. Tak nie może być, śmieszność to nie jest to co chcę osiągnąć. Powinienem założyć ambasadę Kakrianu na Ziemi i żeby nie było, że nie próbowałem. Jab był logiczny, mam zmienić historię ludzkości korzystając z jego wsparcia. Ja nie chcę, dobrze mi się żyje. Jab miał lepiej, nie żył na Ziemi i miał władzę od razu. Jak udowodnić, że „nie jestem wielbłądem”, nie mogę już zmienić siebie tak by wrócić do mojego poprzedniego Ja. Czuje, ogarnia mnie choroba psychiczna, czy wytrzymam? Czy to będzie zbyt duże przeżycie dla mnie? Gdyby tak pomyśleć generalnie to co…to chyba jest dobrze po zmianie. Jab jest potężnym władcą i podróżnikiem. Ja jego prawą ręką, mimo to mam już go nie spotkać i sam wyprowadzić ludzi z układu słonecznego.

A CO MNIE ONI OBCHODZĄ.

Nie ma dla mnie znaczenia, co będzie po mnie; aaa… ja nie umrę – to jeszcze jedna zmiana. Wkurza mnie „to wszystko”, sam siebie dobrze znam, ja czyli Jab, nie dał mi możliwości wyboru. Jest mi wygodnie z moim życiem…, czy nowe będzie lepsze?

Dopada mnie choroba psychiczna, dość myślenia i walki z samym sobą. No dobrze, idę do MSZ, co mnie tam czeka?, uznają mnie za wariata.

Nagle pojawiają się talatczycy, wiem o tym widzę ich, ale ludzie widzą tylko cień. Słyszę w ich języku:

– Jak chcesz być ambasadorem musimy cię chronić jest to niezbędnie konieczne. Jesteśmy na rozkazy, ja pięć lat szkoliłem się na tą chwilę i obowiązek, jestem przygotowany. Dysponuję ochroną 50 tyś. żołnierzy, ale jak zaangażujesz się, to ściągnę pięcio milionową Armię i pokieruję rządami wszystkich państw. Stwierdził cień, ja wiedziałem – to Talatczyk i mój adiutant, zastępca i kontakt ze światem poza ziemskim.

– Dobra, jest dobrze, mogę robić wszystko i nie bać się?

– Tak jest, Szefie. Mogę tak się zwracać? Jak nie to powiedz jak.

– Zwracaj się do mnie TANAKAN, i nie odmieniaj tego imienia, zawsze Tanakan. Jak nie jestem człowiekiem, to nie będę miał ziemskiego imienia, ale musi być łatwe i budzące grozę.

– Rozkaz Tanakan.

– Jadę do siedziby rządu, macie nie rzucać się w oczy i reagować tylko w chwili zagrożenia życia.

– Tak jest Tanakan.

To trochę dziwne, jadę autobusem komunikacji miejskiej chociaż mam ochronę. Trudne początki, trzeba sprawdzić jak reagują na ludzi z ulicy. Potem „dowalić” , jak coś będzie nie tak to – przecież byłem u was i zlekceważyliście mnie.

Wybrałem linię 900, przesiadka na trasie W-Z i po schodach na plac Zamkowy, a tam dużo autobusów w stronę Łazienek. Było luźno bo też pora dzika 11 rano, to dobra pora na coś nowego i niezrozumiałego dla urzędników. O .. już Łazienki czas wysiadać, uf.. odwagi, „idę na bezczelnego” bo dziś wtorek, w poniedziałek pracowali do 18 to są zmęczeni.

Otwieram drzwi i ..

Wszystko się posypało bo uznali mnie za dziwaka ze szpitala psychiatrycznego. Ochrona chciała zatrzymać ale ktoś przechodził z urzędników i nakazał puszczenie mnie, „niegroźny”.

Wyszedłem i krzyknąłem, z otwartych już drzwi.

– To nie tak.

W domu na spokojnie pomyślałem, nie trzeba „dowalać” bo po spojrzeniu w lustro nie wyglądam zbyt zachęcająco do rozmowy, długie zaniedbane włosy, jeszcze w lokach jak dziecko. Ubranie poniżej przeciętnej, szare a niższej półki. Wyglądam na biedaka łączącego ledwie koniec z końcem i zaniedbanego, niechlujnego i jeszcze podłego wzrostu. Nie wyglądam dostojnie nawet jako Ziemianin. Po godzinie rozczulania się nad sobą przed lustrem i przymierzania swoich ubrań zamknąłem szafę i stwierdziłem sam przed sobą – od tej strony się nie da, a tym bardziej „dowalać”. Sam bym sobie nie uwierzył. Położyłem się by na godzinkę odpocząć i pomyśleć.

Po godzinie wstałem. Ta porażka trochę mnie zmobilizowała. Czas udowodnić, że jestem siebie wart, wezwę Taladczyka:

– Żołnierzu. – z drugiego pokoju przyszedł talatczyk.

– Będę cię nazywał Ko, może być nie obraża to twoich uczuć?

– Dobrze, dziękuje Tanakan, że uwzględniłeś wrażliwość mojej rasy do właściwych imion, te mnie nie obraża.

– Sprowadź szefa dyplomacji, jak jest.

– Jest, to przedstawicielem rasy Tutów, ma na imię Daniel, ale nie może przybyć jak ja, może wylądować kabalem, czyli okrętem. Mamy się ujawnić?

Niech sobie przypomnę, rasa Tutów, posiadają dokładną pamięć do wypowiedzi w trakcie rozmów negocjacyjnych. Pamięć nie jest fotograficzna, lecz słowna, pamiętają kto , gdzie i co powiedział, do takiego stopnia by umieć zacytować z pamięci w każdej chwili. Znają dużo języków i doskonale się nimi posługują, przy tym niesamowicie inteligentni; skuteczni w dyplomacji. Prawie nie zdarza im się, nie osiągnąć celów jakie mieli postawione. Nie mają ambicji władzy, wolą udostępniać innym swoje zdolności…

– Wykonaj, ale najpierw spotkajcie się ze stacją kosmiczną i uzgodnijcie lądowisko na Bemowie, kabal tam się zmieści. Jest to najlepsze miejsce na postój, ale do stacji podlećcie małym dwuosobowym promem, tą pstynką o nazwie „A.S.I.”.

 

Mam paranoje, normalnie.. paranoje. Bez kompleksowo podchodzę do rządzenia, tak mimowolnie. Jab dobrze się spisał, nie jest to trudne, tylko ta odpowiedzialność.

Nie wiem ile będę czekał, pierwsze co zrobię to wyrzucę moją kolekcje 30 odcinków horrorów science – fiction do kosza, czyli na podpałkę do pieca centralnego ogrzewania.

Włączę telewizję informacyjną, zastanawiają mnie reakcje mediów.

Przez godzinę nic się nie zdarzyło, dopiero po godzinie dotarły informacje o prawdopodobnym wystrzeleniu rakiety przez…i tu były sprzeczne informacje. Po kolei Państwa posiadające technologię kosmiczną zaprzeczały wystrzeleniu statku na orbitę. Wystosowano apel o przyznanie się do wystrzelenia rakiety – żenujące.

Po trzech godzinach, potwierdzono łączność stacji ze statkiem.

Zaśmiałem się, powiedzą o Polsce, jako sprawczyni tego zamieszania. Wiem, że język polski jest urzędowym i dyplomatycznym jaki stosuje się w świecie Jaba. Został ustanowiony przez Jaba wiele tysięcy lat temu. Trochę ewoluował, ale dogadają się.

I tak Polska wystrzeliła rakietę ze statkiem… Ha ha ha, nie patrzyłem na zegarek, ale chyba przez pół godziny nie mogłem dojść do siebie ze śmiechu.

Prysło zastanawianie się nad trudnościami, jakie przypuszczalnie będę miał w moim nowym życiu. Ogarnie mnie paranoja, może nie ma szans na wykonanie tego zadania by nie popadać w nią.

Ko raportował:

– Nie chcą uwierzyć, że nie jesteśmy z Ziemi i proponują lądowisko Canaveral na Florydzie.

Przechwyciliśmy zaszyfrowany raport.

– Ktoś wystrzelił prom i nie wie jak wrócić, mają kłopoty może techniczne. Wymyślili bajkę, że są kosmitami, a zasuwają po Polsku. Mój szwagier to Polak dużo mnie nauczył. Pytam się co zrobić? Przyjąć ich na stacje? Jeszcze nam tu zginą.

Odpowiedź przyszła po dość długim czasie.

– Wypytajcie ich skąd są. Polacy są wszędzie, jaki kraj reprezentują lub jaką firmę. Popytajcie jak tam się znaleźli i o szczegóły konstrukcyjne statku, no wiesz jak fachowiec z fachowcem.

Zapisujcie kamerą wszystko co jest nietypowe w budowie promu.

Decyzji co zrobić jeszcze nie ma.

 

Wyłączyłem telewizje i zamyśliłem się.

Rasa z której wywodzi się Daniel, jest bardzo sprawna w dyplomacji, nie boje się o wynik pierwszego kontaktu.

Nie wiem dlaczego przypomniały mi się czasy studenckie i Ta jedyna kobieta, koleżanka która mnie chciała. Mimo, że mówili jej – jest brzydki i dziwny.

Studia skończyłem, pracę mam i ją lubię, opieka nad systemem komputerowym mnie pasjonuje, po co mi kobieta, żona. Z tego same kłopoty, coś będzie chciała, będzie truć, wiercić dziurę w brzuchu, widzę po rówieśnikach.

TAK JEST NAJLEPIEJ.

Następny raport:

– Stacja dostała decyzje. Mają przyjąć kosmonautów i pogadać bezpośrednio na stacji. Przekazać szyfrem wszelkie ciekawe, istotne informacje, a decyzje ogólne przez radio przy nich.

– Kamil pójdzie sam, pilot jest z rasy Taladczyków i nie chce przestraszyć tubylców na stacji.

Mam mówić o szczegółach?

– Nie tylko zdaj raport o zgodzie na lądowanie na Bemowie lub ich komplikacjach.

– Ok.

Powiedziałem Ko – nie ma innych możliwości. Doświadczenie Jaba, przypominam sobie – to jest jedyny kraj nadający się na taką misje, w poprzednim czasie zrobili najwięcej by ludzkość przetrwała.

Nie udało się.

Byli na Europie, niestety Słońce w przyszłości zmieniło się w supernową i wybuchając pochłonęło też Europę jak i Jowisza – koloniści wyparowali, ale wcześniej ulegli stagnacji nie umiejąc się ruszyć dalej z Europy.

Siedzę przed komputerem i próbuje odreagować, moja lista przebojów mnie uspokoi, jaki zespół dziś na pierwszym miejscu?

Siedziałem tak trzy godziny i wybrałem pierwszą dziesiątkę przebojów jakie mi się dzisiaj podobają.

Dostałem kolejny raport.

– Potrzebują jednego dwóch dni na przygotowanie lotniska na Bemowie i jest zgoda na lądowanie w Warszawie, lecz nie chcą ambasady w Polsce.

– Nie zgadzam się, niech przejdzie na stacje Talatczyk, jego wygląd przekona Ziemię.

 

Włączyłem telewizje, interesowały mnie komentarze o tym co się dzieje na stacji, raporty szyfrowane mają dużo informacji, ale nie są opiniotwórcze. Co o tym sądzą media?

Na kanale informacyjnym było spotkanie z fachowcami, dużo zadawanych pytań, skąd są po co przylecieli i czy to jest pewne, że to są kosmici, bo widzieli tylko mały prom.

Nie tak nie da się cokolwiek zrobić jak są wątpliwości, zawołałem Ko.

– Gdzie jest Kabal?

– Na orbicie Jowisza.

– Niech wejdzie na orbitę Ziemi i oświetlcie go tak by był jaśniejszy od gwiazd, gołym okiem widoczny z Ziemi, jak się da użyjcie kolorowych reflektorów.

Byłem trochę zmęczony, ale po kilku kwadransach wyszedłem przed snem przed dom i spojrzałem w niebo. Jest dobrze Kabal migał wieloma odcieniami barw, nie było wątpliwości.

Teraz mogę iść spać. To był dobry dzień.

Rozdział 3

Tanakan wstał rano i pojechał do pracy, lubił pracę. Zrobił przegląd systemu i czytników kart otwierających bramki przy wejściu do pracy. Poprawił ustawienie zegara bo miał spóźnienie o dwie sekundy. Nie poprawiał czasów wejścia pracowników do banku, granica błędu to minuta. Resztę czasu wszedł w extranet i sprawdził bramki w oddziałach zamiejscowych. Wszędzie był ten sam błąd, szukał przyczyny. Po śniadaniu znalazł ją i poprawił system. Wrócił z pracy planowo jak zwykle, normalny powszedni dzień.

Ko był cały czas przy nim, ale w ukryciu.

Drugi dzień spędził tylko na sprawdzaniu systemu, był napisany przez niego, prosty ale przez to mało zawodny. Jego następca poradzi sobie, już dawno wspominał szefom, że potrzebuje pracownika. Wszystko jest przygotowane na niego, poradzą sobie. Jak wychodził spojrzał na biurko ostatni raz i z łezką w oku wrócił do domu.

 

Obudził mnie dźwięk syreny powtarzający się systematycznie. Co się dzieje?

Za oknem pełno Policji, a i kilkanaście pojazdów wielkości TIR, a ja jeszcze się nie obudziłem.

Dopiero po chwili doszedłem do siebie, wtedy do mnie podszedł Ko.

– Jak można Tanakan, jesteśmy od godziny gotowi przejąć pełną ochronę Pana. Chcę to zrobić jak najwcześniej, a sprawy lotniska na Bemowie potoczyły się szybciej i kabal jest już na nim.

– No dobra nie będę wam utrudniał, odświeżę się i wychodzę.

Z dnia na dzień stałem się osobistością, to Ja zawsze schodziłem z drogi z powodu obaw o bezpieczeństwo, wiedziałem, że nie mogę liczyć na policje.

Policja u nas robi sobie zabawę z ludzi, to najwięksi plotkarze w tym miasteczku, pełnym od plotek.

Po chwili wyszedłem z domu i wysypało się wojsko, a okolica się ożywiła, dotarłem do najbliższego pojazdu i wsiadłem, właściwie mogłem stać nie odczuje w pojeździe tego, że poruszam się po drodze. Poznałem Daniela nie było to trudne, jest jedynym w pojeździe z rasy Tutów. Dowiedziałem się o akceptacji przez MSZ warunków związanych z budową ambasady. O przekazaniu 90 hektarów ziemi na budynki i lądowisko dla kabalów, ale także dużych statków mających opcję lądowań na planetach. Przebrałem się w oficjalny strój był ładny turkusowo niebieski i dość miękki, nie wyglądał na kuloodporny. Materiał stroju zatrzymywał pociski lecące z dużą szybkością, wtedy się usztywniał i przez chwilę nie można było się ruszyć.

Ubranie staje się skorupą – pancerzem, kołnierz się rozwijał i podnosił chroniąc głowę nawet przed ładunkami jądrowymi. I ładunkami z malonu o wiele silniejszymi, stosowanymi w kosmosie do rozrywania małych jednostek typu kabal, niszcząc je zupełnie.

Po cichu wchodzi Ko i nadmienia, że premier już od ponad godziny czeka w Sali niebieskiej. Nie zauważyłem jak ten czas szybko minął, nie wiedziałem, od kiedy jestem na miejscu.

Wizyta jak wizyta pełno grzeczności, pytania o cel wizyty na Ziemi jak również o kosmosie i życiu w nim. Dostaliśmy wszystko co niezbędne, lokalizacja ambasady ma być gotowa jutro.

Po godzinie pożegnałem się i wraz z Danielem udaliśmy się na kabal, wiem jak on wygląda mimo to na żywo jest imponujący sześcian jakieś 500 metrów.

– Daniel jak on lądował?

– Spadał jak kamień, na wysokości 2000 metrów silnikami rozłożył płachtę hamującą na 20 kilometrów wokół siebie, jest sztywna więc szybował hamując jednocześnie. Przed lądowaniem na 100 metrach zwinął ją końca i wylądował pionowo na silnikach. Trochę skomplikowane, ale takie są kabale, mimo to jest to bardzo wygodny i skuteczny w takich misjach okręt.

W środku wszystko według standardów kabala, przygotowano mi siedzibę, nawet skopiowano twardy dysk komputera z moją listą przebojów, tylko komputer nie był Ziemski. Jak dowiedziałem się później dużo się namęczyli, bo tak prostych maszyn liczących nie było na kabalu. Dopiero kucharz powiedział o ekspresie do kawy, wymontowali z niego urządzenie sterujące i nadał się.

 

Zastanawiam się czy to się dzieje naprawdę, mam czasem ochotę pójść do łóżka, założyć kołdrę na głowę i obudzić się w starym Świecie. Dużo polskości było na statku to pomagało, po godzinie przestałem się dziwić i nabrałem sił odrzucając kompleksy. W końcu poszedłem na rozmowę z Danielem, który cały czas czekał na mnie i moje wytyczne.

– Tanakan, czy ambasada ma być standardowa?

– Nie przygotujcie wersje, o dużej przepustowości i budynkach pod ziemią lotnisko na cztery duże transportowce i okręty ochrony. Dla mnie trzy kabale, cała flota ma się zmieścić w porcie jednocześnie.

– Dobrze napiszę projekt. Będzie za dwa dni.

– To do pracy Daniel, cześć. A… niech przyjdzie Ko.

Po minucie Ko już był w sali.

– Będą na pewno wokół kabala rozradowani gapie. Monitorujcie zachowanie, ustawcie przyrządy badajcie poziom emocji i jakie są. Czy myśli mają pozytywne czy inne, całą gama i zapisujcie wszystko nawet sprawdźcie na co chorują. Znajdź trzy najbardziej podniecone kobiety, wybiorę jedną z nich oprowadzę po kabalu.

Przyda mi się trochę seksu, i towarzystwo kobiety.

Niech kucharz drobi dobrą kolacje na dwie osoby. To już wszystko do roboty.

– Dobrze wyznaczę zadania załodze. Jak mogę to już idę.

– Na dziś wystarczy. Ko.

Tak minął pierwszy dzień, byłem przekonany do siebie i nie słuchałem tego, co mam zapisane przez Jaba w mózgu.

Udałem się spać, zmęczenie dokuczało mi dość mocno. Miałem przekonanie, że pośpię z 9 godzin. Po pięciu wstałem wypoczęty i rześki, z początku nie rozumiałem, później przypomniałem sobie nie potrzebuje teraz tyle snu. Rano przemyślałem jeszcze wczorajszy dzień i ruszyłem do następnych działań niezbędnych by dotrzeć do celu, po to tu jestem. Adrianna wybrana spośród ogółu, była nad wyraz miła. To ona mnie wykorzystała, po seksie od razu wyszła.

Co tu dużo myśleć potraktowała mnie jak przedmiot, obiekt seksualny.

Na drugi raz będę bardziej uważał. Ja myślałem, że mężczyźni tak robią. Jab nie miał takich dylematów, nie rozmnożył się. Muszę dbać o swoje zdrowie psychiczne, na razie zero zainteresowania kobietami.

Cały dzień spędziłem na oglądaniu kanałów informacyjnych, Ziemia musiała się oswoić z myślą o innym życiu w kosmosie. Następny dzień, nie był dobrym momentem na jakieś nowe ruchy dyplomatyczne. Dopiero po ośmiu dniach, Daniel zasugerował kontakt z MSZ.

Po mojej zgodzie wybrał się pojazdem, dostał zgodę i potwierdzenie lokalizacji.

W okolicach Polic był dawniej duży PGR, na tym miejscu zmieści się ambasada. Dostaliśmy plany, nie wszystko było po naszej myśli, nikt nie brał pod uwagę takiego rozwoju zdarzeń. Spodziewaliśmy się negocjacji i niezrozumiałych oporów. Być może nie wyszli jeszcze z szoku.

Rozkazałem rozpocząć przygotowania i grupa specjalistów udała się na miejsce naszej ambasady.

Oczyszczono teren z ludzi, bo w nocy przemieszczono całą glebę na pobliskie pola, tak jak ja przeniosłem się w jednej chwili do swojego domu, oni przemieści setki ton ziemi.

Nad ranem w podobny sposób zmaterializował się w tym miejscu, cały ośrodek z lądowiskiem. Czekał już od paru dni na orbicie, od kiedy ja nieoficjalnie i przy pomocy aparatury, znałem decyzję MSZ –tu.

– Ko jak, mamy już wszystkie zgody?

– Tak Tanakan. Ośrodek stoi.

– Zalecam nie zatrudniać ludzi. Sprowadź doświadczony personel z planety Galaan, ze względu na duże doświadczenie w imigracji o wielkiej liczbie istot. Chcę poznać twoją opinie.

– Tanakan, jest wiele rozwiązań. Planeta Galaanów jest najbliżej, jednak dobrze by było sprowadzić Ich z czasów tuż po zagładzie Ziemskiego układu Słonecznego, z powodu przekształcenia Słońca w supernową. Galaanie będą mieli większą motywacje misji do jakiej przystąpili.

– Ko dobrze pomyślane, wykonaj.

Zastanawiałem się nad kobietami, kiedy Ko wykonywał powierzone mu zadanie. Niedaleko statku wciąż utrzymywała się grupa ludzi po inwigilacji.

Dużo osób było z zagranicy. Kobiety przychodziły w kreacjach według najnowszej mody, wypielęgnowane, śliczne. Część z nich chciała się dostać na pokład, wiedząc o moim spotkaniu z Adrianną, pisały o tym szeroko gazety.

Coś mnie ciągnie do nich – może z nudów.

Jab przekazał mi wszystkie informacje, dzięki temu kabal i obsługa statku są mi doskonale znane. Czasem stoję przed ścianą monitoringu i wybieram sobie z kim chciałbym zjeść kolacje. Potem w ciszy gabinetu zjadam kolacje sam obiecując sobie, że jutro zaproszę jedną z tych piękności. Następnego dnia tak samo, nie mogę się zdecydować przyzwyczajony do przebywania sam ze sobą i moim komputerem.

*

Anita znowu chwyciła kostkę Beaty jak spała, ale tym razem krzyknęła.

– Wstawaj leniuchu już dzień i świeci słońce.

Świeciło bo było lato i piąta rano, a właściwie noc.

– Przylecieli ufoludki wczoraj i nie pomyślałaś? Wszystkie panny tam poleciały, to jest okazja bo jest mniejsze zainteresowanie tutejszymi facetami. Powinnaś od rana do nocy chodzić koło bloków, to okazja, ja.. mam ci to mówić?

Beata słuchała przez sen, nauczyła się tego bo Anita później może sprawdzić czy słuchała. Powoli wstała i niewyspana poszła na spacer. Słyszała o tej dziewczynie co była z istotą. W wywiadzie mówiła, że to zwykły i niepozorny człowiek, mieszkał na przedmieściach. Sex był byle jaki, on był prawiczkiem liczyła na ekstremalne doznania, a tu dupa. Beata polubiła go to jest mąż dla niej, musi być mądry skoro ma takie odpowiedzialne stanowisko, czy jak tam jego pracę nazwać. Chodziła już trzy godziny marząc na jawie, umiała to robić Anita często wysyłała ją na spacer często podczas chodzenia po tych samych ścieżkach marzyła sennie. To było bardzo przyjemne, czuła przyjemne ciepło w głębi czoła i odpoczywała.

Anita dała jeden dzień wolny od przypominania, że wciąż jest panną i nawet nie ma narzeczonego. Beata miała tego dnia trzy lekcje korepetycji, za to następnego dnia łapała za kostkę i nachalnie budziła.

 

Była ładna pogoda, a spacer był przyjemny, Beata wzięła książkę z zamiarem czytania w parku, ale usiadła na ławce rozłożyła książkę i myślała o istocie.

Bemowo było niedaleko, dwie dzielnice dalej, może go zobaczy i zdecyduje czy przychodzić codziennie, aż ją zauważy i wezwie do statku. Próbowała go sobie wyobrazić, był opis tej kobiety co była z nim, mimo to nie była w stanie sobie go wyobrazić. Po kilku godzinach rozważań postanowiła pojechać jutro z samego rana, zanim Anita ją obudzi, bo nie było to przyjemne, a chciała pojechać w dobrym nastroju.

 

Budzik zadzwonił o 4.00 Beata szybko go wyłączyła, ubranie przygotowała wczoraj ładne ale nie rzucające się w oczy, chciała znaleźć partnera nie przygodę. Po zrobieniu makijażu i

kanapek i herbaty w termosie (tam pewnie nie ma żadnego baru, a jak są to niezdrowe i drogie) wyszła po cichu. Była bardzo zadowolona, że nie zbudziła Anity spała tak jak ona, mocno tylko nie wiedziała o tym, czasem chwaląc się, że przez sen wszystko słyszy. Trochę się czuła jak na wyprawie w nieznane i dziewicze tereny przyrody. Adrenalina rozszerzyła jej źrenice wzmogła czujność, jak już była na lotnisku chłonęła obrazy statku ze szczegółami i oceniała je. Po godzinie oglądania i krążenia po lotnisku była pewna, będzie tu przychodzić ale nie rozstawi namiotów jak inni bo ma blisko, a Anicie wymyśli jakąś bajeczkę. Jak to nie pomoże to przyzna się do tego, że tu przychodzi, bo jest tu dużo mężczyzn.

Zjadła kanapki popiła herbatą i jak inni przyglądała się istotom jak krzątają się wokół statku. Miło spędziła dzień, po raz pierwszy od wielu lat była szczęśliwa i spełniona dzięki tej przygodzie. W myślach krzyknęła – jeszcze jutro by tak było i do końca życia. Nie wiedziała, że przyglądał się jej Tanakan i usłyszał jej życzenie z zainteresowaniem, też był zadowolony.

Po powrocie Anita zrobiła awanturę w stylu: – matki nie szanujesz co z ciebie za dziecko, nie wiesz co to dobro, a co zło. Beata przeprosiła ją że nie uprzedziła, ale dla niej jest to ważne i będzie codziennie jeździła na Bemowo. Dużo to nie pomogło, ale skończyło awanturę i zaczęła jeździć codziennie tylko z przerwami na korepetycje, za każdym razem wracała szczęśliwsza. Wiedział o tym Tanakan i ją zamierzał wybrać bo szukał takiej kobiety.

*

Andew siedział w swojej pracowni i dłubał w meteorycie, a właściwie w jego wnętrzu komputerze myśląc jak go skopiować, czy się da bez rozbierania na części w dodatku takie małe. Nie spodziewał się nikogo, Marek miał przyjechać dopiero za dwa dni i zdziwił się słysząc dzwonek do drzwi bo raczej nikt go nie odwiedzał tylko czasem kurier jak coś zamówił, ale nie zamawiał.

W drzwiach stanął Paul.

– Słyszałeś?

– Co?

– Obcy wylądowali w Polsce. Włącz telewizje nadają na wszystkich kanałach.

– Włączę radio bo wiesz telewizji nie mam.

Obaj usiedli Andrew z przejęciem słuchał, Paul myślał jak powiedzieć koledze który go uważa za przyjaciela, że już nie jest zainteresowany meteorytem i zostawia go. Jak mu wytłumaczyć dlaczego? Dla posady negocjatora z obcymi przy rządzie, jedzie do stolicy by założyć biuro? Nie specjalnie lubił Andrewa, ale on się liczy w Świecie nauki i mógł zaszkodzić dość poważnie. Zostawi mu Marka i wytłumaczy, że to może poczekać wróci jak coś będzie miał coś, czyli działający komputer czy to czym to jest. Trudności z ludźmi i niedziałające „urządzenie”, to go wybieli i utrzyma znajomość prawie bez uszczerbku. I tak zrobił, po czym serdecznie się pożegnał powiedział, że może liczyć na niego. Wyszedł za drzwiami stanął otarł zimny pot z czoła i powiedział sobie – dziś kupi butelkę wódki, jest mu niezbędna.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 4

Trwało przygotowanie ambasady i ośrodka w okolicach Polic. Kabal wystartował, rozwinął skrzydła na kilka kilometrów i doleciał jako samolot na miejsce. Nie miał ogona jak samolot, ale dużo silników korygujących lot. Tanakan był zainteresowany lotem i był cały czas w sterowni, lot trwał ponad godzinę. Na koniec pogratulował kapitanowi udanego lotu i mianował go swoim osobistym pilotem, na wszystkie statki. Kabal jest bardzo zwinny w kosmosie, ale pilotować go w atmosferze jest trudne bo zachowuje się jak szerszeń, ociężały i mało zwrotny.

Ośrodek był przygotowany na odparcie każdego ataku z Ziemi i z kosmosu. Część istot z przyszłości nie była zadowolona z ratowania Ziemian, uznając ludzi za nieprzydatnych do niczego. Chcących zawsze więcej i więcej jak tylko to możliwe, niesamowicie kłótliwych o byle co. W Ośrodku było przyjemnie domowa atmosfera, kopia mieszkania była szokująca. Okazało się, że przewieziono oryginalne sprzęty. Tanakan pochwalił za proste i pracochłonne rozwiązanie.

 

Zaprosiłem paru reporterów i Daniel wyjaśnił cele i szczegóły naszego pobytu tutaj. Właściwie cel jest jeden uruchomić na kilku planetach najpierw kolonie, potem miasta państwa. Nie mógł obiecać nowych technologii na co naciskali dziennikarze. Pozostają one w naszych rękach, jedyne co mogliśmy zapewnić to komunikacje między planetami i Ziemią. Nie za darmo, ale płatne nam w postaci żywności. Na planetach w rękach naszych ludźmi będą urządzenia przesyłu TV, wideo telefonów, czy loty na Ziemię statkami pasażerskimi.

Następnego dnia huczało, w codziennej prasie i w ciągu krótkiego czasu informacja przeleciała przez całą Ziemię.

Miałem ubaw, proste zasady jasne przesłanie, a jakie pomysły i interpretacje, panele dyskusyjne typu – co oni od nas chcą? Nie dajmy się oszukać? Potrzebują siły roboczej? Będziemy niewolnikami?

Odczekałem tydzień, w tym czasie z materiałów zagłady ludzkości przywiezionych przez Ko z przyszłości, zmontowałem film dokumentalny i swój komentarz. Na koniec odezwę do ludzkości. W kilku słowach wyjaśniłem, potrzebę częściowej zapłaty za podróż i zgodę na nasz system polityczny dla osadników. Nie ma nic ukrytego naszych działaniach, ja choć nie jestem człowiekiem wywodzę się z narodu polskiego. Zostaną rozdane nasiona roślin, będą uprawiane na kolonizowanych planetach, ale ziemskie płody rolne też są ważne.

*

W niedługim czasie mieliśmy miasteczko namiotowe przy bazie. Rozpoczęła się selekcja, potrzeba było znaleźć około tysiąca kobiet i mężczyzn do 40 roku życia. Mieliśmy dużo czasu, baza na planecie Orkan nie była gotowa ze względu na podstawowe ośrodki, jak na przykład szpital. Byli wśród imigrantów różne zawody wybraliśmy najpotrzebniejszych i polecieli. Ja po tygodniu od ich wylotu, postanowiłem spędzić czas z jakąś kobietą. Ko od wielu miesięcy obserwował Beatę, sprawdził gdzie mieszka historie jej życia i przodków. Jej charakter, osobowość i jak radzi sobie w życiu. Nie zgłosiła się do wyjazdu, ale koczowała w miasteczku namiotowym to mnie zaintrygowało od samego początku. Dyskretnie Ko sprawdził historie jej myśli i dowiedział się o jej miłości do mnie i bezwolnej od chwili oglądania mojego orędzia. Miałem dużo wątpliwości, co będzie jak się zakocham, a jej miłość przejdzie i zacznie mnie wymyślnie wykorzystywać. Nie jestem przygotowany na życie z partnerką w relacjach współzawodnictwa i dążenia do zawładnięcia moim życiem. Czy jestem gotowy na ryzyko?

Spotkałem się z nią pod pretekstem poszukiwania ludzi do tłumaczenia.

Wieczór był miły, nie było wina ani innych alkoholi tylko dobre jedzenie, spacer po kabalu i długie rozmowy. Następnego dnia wstałem rześki i pełen energii pomyślałem sobie „ to kobieta dla mnie, warto się zakochać”. Jej wczorajszy pocałunek jeszcze teraz pamiętam, jej zapach i smak.

Mamy się spotkać za trzy dni tak by pamiętała jeszcze poprzednie spotkanie.

Kilka godzin spędziliśmy miło na posiłkach i długich rozmowach. Nie była wystrojona, ale też nie zaniedbana. Dziś całowaliśmy się długo i namiętnie nic poza tym, nie zbliżyliśmy się bardziej, aż sam się sobie dziwię. Nie kocham jej jeszcze, ale coś mnie do niej ciągnie.

Wiem co ciągnie – myślę na zimno. Po prostu pasujemy do siebie bo mamy podobne zainteresowania, a zarazem inne osobowości, Ona gra z ludźmi w grę słów jako znająca pięć języków obcych i pięć różnych kultur. Ja lubię gry z komputerem, rachunek prawdopodobieństwa, obliczam też swój nastrój prowadząc listę moich przebojów.

Codziennie ta lista się zmienia w zależności od mojego nastroju. Beatka umie zarządzać ludźmi, ale też intrygować, lubi Barok i często dużo lepiej rozwija intrygi tak dla zabawy.

Trzecie spotkanie było już spokojniejsze, chcemy być z sobą. Większość czasu przegadaliśmy, o dziwo ja byłem zadowolony zwłaszcza, że wiedziałem o jej uczciwości wobec mnie niezależnie kim jestem.

Na dziesiątym spotkaniu Beatka chciała gdzieś wyjść. Zwołałem załogę małego promu i udaliśmy się na „ spacer” po układzie słonecznym. Była wniebowzięta i seks w kosmosie był ciekawy. TAK zakochałem się, może dlatego, że „ znaleźliśmy siebie jak w korcu maku”. Odwiedzałem jej rodzinę, bywałem u niej. Ko nie był zadowolony, bo komplikowało to niepotrzebnie życie w bazie i niepotrzebnie mnie narażało.

Pod naciskiem ochrony po pół roku Beatka zamieszkała w bazie.

*

Andrew z Markiem rozłożyli namiot kupili go w sklepiku samochodowym przy polu namiotowym. Przylecieli wczoraj czarterowym samolotem, to była ostatnia szansa by dowiedzieć się co jest w tym meteorycie, urządzenie wydawało się nieuszkodzone, rozmawiali o tym, że na pewno ma jakieś znaczenie. Mieli przy sobie urządzenie z meteorytu, nie udało się go uruchomić, a tym bardziej skopiować. Byli w okolicach Polic i liczyli na spotkanie z kimś ważnym wśród istot. Do biura emigracyjnego ustawiała się codziennie długa kolejka, istoty określiły, że jednorazowo może stać 800 osób bo tyle przyjmą w ciągu całego dnia. Nie ma zapisów, następnego dnia od 4.00 rano można się ustawiać już w nową kolejkę, często nie przyjmowali przez cały dzień nowych kandydatów do emigracji. Było ciężko. Mimo to atmosfera na liczącym kilkadziesiąt tysięcy ludzi miasteczku namiotowym była wzniosła, pełna nadziei. Niektórym podróżnikom skończyły się pieniądze, istoty wydawały posiłki trzy razy dziennie, nikt nie wiedział co jedzą ale było smaczne i dajce energie. Wydawano posiłki do ostatniego głodnego niezależnie od tego ilu ich było.

Andrew i Marek po przemyśleniu chcieli się dostać bezpośrednio do Tanakana i jemu zreferować wszystko co wiedzą o meteorycie. Po kilkakrotnym odrzucaniu ich sprawy w biurze przez Galanów i kierowaniu do kolejki stanęli w niej, a właściwie przez kilka dni próbowali. Ludzie biegli kto pierwszy stanie w kolejce o 4 rano, było zamieszanie i często wyrzucano niektórych biwakowiczów, bo źle stanęli. Mieli być jeden za drugim, ci z boku mieli pecha. W końcu znaleźli sposób i nie spali tej nocy, poza tym pomógł charakter w nogach. Po całodniowym czekaniu dotarli do istoty, a po wysłuchaniu przeszli do innego pomieszczenia. Czekali długo Marek się irytował, miał też dyplom psychiatry nie lubił takich sytuacji, że nic nie wiadomo i marnowany jest jego czas. Po kilku godzinach przyszły dwie istoty, nie przyniosły urządzenia z meteorytu, które Andrew wcześniej dał na dowód że mówią prawdę.

– Jesteśmy zainteresowani urządzeniem, ale nie ma warunków tutaj by go zbadać. Nie pytamy co chcecie za nie, bo jesteście na terenie ambasady i tu panują inne prawa i procedury. Jedną z procedur jest wszczepienie implantów identyfikacyjnych. To tylko niebolesny zastrzyk, a znajdziemy was gdziekolwiek będziecie na Ziemi. Otrzymacie zapłatę odpowiednią do wartości urządzenia. Ok.?

– Dobrze. Odpowiedzieli po sobie Andrew i Marek.

– Odezwiemy się do was z odpowiedzią nawet jak będzie negatywna. No to wracajcie do siebie i dziękujemy za zaufanie.

Zostali zeskanowani a po wszczepieniu implantów oprowadzeni do wyjścia. Marek chciał otworzyć drzwi, były zamknięte. Usłyszeli spokojny głos z za biurka w ostatnim pomieszczeniu.

– Spokojnie nie tak nerwowo, trzeba się wypisać i istota podeszła do nich ze skanerem.

Po chwili usłyszeli.

– Do jakiego kraju wracacie?

– Do Ameryki.

– Pewnie skończyły się pieniądze, co?

– Mamy koło setki Euro.

I tu istota podeszła do biurka i pogrzebała w papierach. Otworzyła szufladę i odliczyła pieniądze, dała Markowi.

– To powinno wystarczyć na powrót. Możecie już wyjść.

Andrzej zmusił się do wyjścia bo był zesztywniały z wrażenia. Po raz pierwszy dostał coś za darmo, przecież nie wiedzą czy urządzenie zadziała?

*

Wyprawiłem już na planety prawie sto tysięcy ludzi. Sam określę ilu ludzi będzie mieszkało poza Ziemią. Moje siły zwiadowcze szukają planet w innych galaktykach. Poza moją jurysdykcją, niech kolonie w przyszłości do czegoś się przydadzą. Jest potrzeba powiększania terenów nadających się do życia.

W przyszłości gdy ludności będzie dość dużo, dołączą do nich inne formy życia myślącego. Zaistnienie myślących form życia w miejscach gdzie jest tylko roślinność jest wartością wyższego rzędu. Jestem świadomy o niewiedzy ludzi i innych istot, że może to być celem życia i zrozumiałem to przez doświadczenie istoty Jaba. Nie zamierzam poprzestać na tym by Ludzkość przetrwała, lecz by była znaczącą siłą i wędrowała już samodzielnie, zasiedlając planety nie tylko niezamieszkałe. Nawet za cenę paranoi w którą czasami popadam. Pomyślał Tanakan.

Ludzie potrzebują nauczyć się egzystować pokojowo z innymi istotami, niestety w tej chwili nie jest to realne.

Czas znaleźć zastępcę, do wypracowanych już standardów, „mapy drogowej” jak należy postępować by osiągnąć cel – wylot ludzi z Ziemi na inne planety.

 

– Ko wylot ludzi dzieje się prawie automatycznie. Na tym etapie, nie muszę osobiście nadzorować wylotów, będę jeszcze czuwał nad wszystkim. Stoi coś na przeszkodzie o czym nie wiem?

– Tanakan, jest mały drobiazg, kilka państw organizuje się przeciwko nam. Namawiają inne rządy przez swoich agentów do zajęcia ośrodka. Nie uważają ciebie za człowieka, rozpowszechniają słowa:

„tak nie może być, że nie ma nad tym ludzkiej kontroli”. Teraz są na razie trzy państwa, ale rozmawiają z ośmioma. Te osiem chce tylko skontrolować planety i osady. Powodem są ich byli obywatele na tych planetach. Wyłapujemy agentów i czyścimy im wspomnienia z ostatniego roku, to zniechęca. Ten standard mamy zapisany w naszych prawach, radzimy sobie.

– Dobrze, ale na wszelki wypadek przygotuj pięć milionów żołnierzy Kagika, niech będą w gotowości do wylotu i zrób plany inwazji na te państwa. Uzupełnij sztab generalny według strategii na wypadek wojny, niech będą jak najszybciej w bazie. Odśwież plany rozbudowy ośrodka i lotniska wielo przepustowego dla kilkumilionowej armii. Z tego co wiem statki – niszczyciele planet potrzebują czasu by przylecieć, niech kilka ruszą. Nie mam zamiaru się wahać przed zrównaniem jakiegoś państwa z ziemią… i tak Ziemia spłonie, a ludzie z nią bez mojej ingerencji. Niech przyjdzie Daniel do mnie, a wcześniej niech zapozna się z sytuacją, czekam na niego jutro na obiedzie. Spodziewałem się tego, potrzeba tu użyć argumentu siły.

– Tak, Tanakan.

– Przez 6 godzin nie chcę nikogo widzieć u siebie. Idź już.

– Beatko słyszałaś, szykują się do wojny, co o tym sądzisz?

– Moje zdanie się nie liczy…Jesteś w stanie prawie bezkrwawo, przejąć władzę w tych państwach. Musisz być o tym przekonany, tak jak postąpisz będzie dobrze.

– Dziękuje ci, jak mi irytacja przejdzie, podejmę decyzje…

Po paru godzinach spotkałem się z Danielem, nie wniósł niczego istotnego. Postanowiłem poczekać, jak rozwinie się sytuacja.

Ko dostał rozkaz nie ingerować, monitorować komunikacje między państwami zagrożonymi naszym przewrotem, czy wojną.

*

 

– Tanakan mamy wyniki badań tego urządzenia co odkrył Andrew, może wejść Makan zreferuje o co chodzi? Zameldował Ko.

– Niech wejdzie.

Tanakan wysłuchał i wydał rozkaz by zlokalizować, potem wysłać wahadłowiec – samolot po Andrewa i Marka. Sam będzie rozmawiał z Andrewem, a Marka przydzielić do współpracy z naukowcami.

Po kilku godzinach Andrew stał przed Tanakanem, Ko i Makanem. Makan mówił.

– To jest urządzenie zaproszenie do innego wszechświata, próbowaliśmy tam dotrzeć naszymi statkami, ale odrzucali nas. Walczyliśmy z automatami obronnymi. Wiemy tylko tyle, że w przestrzeni międzyplanetarnej bywa tam rzadka atmosfera. Teraz jasne jest, że można tam dotrzeć tylko statkiem, którego plany budowy są zapisane w urządzeniu. To duży statek i jest tak opracowany, że można na nim żyć jak na planecie tylko uzupełniając co jakiś czas w potrzebne paliwo, różne związki łatwo dostępne na wielu planetach. W historii Ziemi nie ma wzmianki o urządzeniu, nie dało się go uruchomić brak technologii i zostało zignorowane jako fałszywe.

Jako Ziemianin jesteś właścicielem meteorytu, według naszych masz prawo uczestniczyć w wyprawie jednocześnie ze stanowiskiem naukowca w wyprawie i sowitego wynagrodzenia. Nagroda za udostępnienie tego urządzenia jest olbrzymia, przede wszystkim prawo obywatelskie w Świecie władcy Jaba. Odpowiednio przetworzony organizm by móc żyć wśród nieśmiertelnych, prawo podróży w czasie i wiele innych. Urządzenie ma swój kod nie da się go skopiować , czy złamać, do niego prawo ma właściciel meteorytu, tak było w nim zapisane.

– Moje gratulacje Andrew, na Ziemi jesteś teraz drugi po mnie.

Poinformował Tanakan i uścisnął rękę Andrewa.

Później Andrew dowiedział się od Daniela, że przyleci po niego specjalny statek bo poleci nie tylko w przestrzeni, ale też w czasie. Będzie za kilka tygodni, do tej pory dostanie wahadłowiec – samolot do dyspozycji i dziesięciu Kadików do ochrony, może robić co chce bo nie ma dla niego zadań na Ziemi. Pewnie będzie chciał pożegnać się ze znajomymi i pozwiedzać Ziemię przed odlotem na długi czas.

Po wykonaniu zadania, jak będzie chciał to ma prawo przylatywać, chociażby na urlop wypoczynkowy.

 

 

Rozdział 5

Statek po Andrewa przyleciał bez opóźnień, on sam zwiedził pół Ziemi z Kagikami wywołując niezłe zamieszanie wśród tubylców. W ochronie pomagała policja tych krajów w których był. Zadowolony poleciał w czasie i przestrzeni do Jaba obiecując, że wróci.

Marek uczył się i pomagał trochę przy rekrutacji podróżników na planety, a czasem nawet w kuchni. Wszyscy go polubili, bo jak coś robił to na 100% i nie podnosił nosa wysoko wobec wszystkich.

 

Armia po kilku tygodniach była na obrzeżach układu słonecznego, ja postanowiłem wystąpić z orędziem. Ustanowiłem się Prezydentem Ziemi i postanowiłem, że wszystkie rządy mi podlegają.

Dałem też możliwość kontroli planet z osadnikami, jednak podróż pasażerska przedstawicieli rządów będzie płatna. Podałem cenę wiedząc o jej astronomicznej wysokości, lecz było to zgodne z prawdą, a na Ziemi właściwie nie ma towarów, którymi można by zapłacić, poza żywnością.

Po orędziu poczułem się ciężko, wiedziałem o słuszności mojego postępowania, Beatka powiedziała później mi jak bardzo mnie kocha, ona nie postąpiła by lepiej i nikt na Ziemi nie podjąłby się tego zadania, nie popadając w chorobę psychiczną.

Na odpowiedź czekałem kilkadziesiąt godzin, trzy zbuntowane państwa wystrzeliły rakiety z głowicami jądrowymi. Celem był ośrodek Police, zostały zniszczone przez statki będące w ukryciu na orbicie. Wydałem rozkaz armii by przyleciała na Ziemię, zajęła zbuntowane państwa, minimalizując rozlew krwi, ludzi i wojska, a jeżeli to możliwe internując niepokorne władze.

Po wykonaniu zadania Ko zapytał co ma zrobić z niszczycielami planet, Beata powiedziała by zrobić przełęcz przez środek Himalajów. Szok psychologiczny będzie duży, wystarczający do pokazania, że chodzi o dużą stawkę. Dla mnie Himalaje też są kochane i ingerowanie uważam za świętokradztwo. Beatka miała dobry pomysł, stawiając na szali kilka miliardów ludzi spalonych przez Słońce, Himalaje to drobiazg.

– Ko, pomysł Beaty jest dobry, użyj kilkunastu pocisków tak by przełęcz była na poziomie morza, to będzie pokaz siły.

– Jak sobie życzysz Tanakan, ale moim zdaniem jak mogę coś powiedzieć?

– Tak mów Ko.

– Mamy filmy z skutków jakie dają niszczyciele planet, dokumentalne. Trzeba dorobić komputerowo co będzie z tymi państwami i Himalajami jak uderzą pociski. Niszczenie symbolu heroizmu we wspinaczce na Ziemi to trochę niefortunny sposób. Na pewno przemówi do władz tych państw, ale znajdą się tacy co będą walczyć na śmierć i życie dla dobra ludzi, a to jest nasza rola. Nie potrzebujemy garstki, a nawet pojedyńczych mścicieli.

– Ok., Ko. Co Tanakan? Ja wycofuje się z tego pomysłu, możemy więcej stracić niż zyskać. Niech będzie film.

– Dobrze Beatko. Przygotuj film Ko.

– Rozkaz Tanakan, inna sprawa, przyjechała następna tura imigrantów, polecą już na czwartą planetę. Jest to ta planeta na obrzeżach Mlecznej drogi, warunki dość spartańskie, czekam na potwierdzenie ich wysłania.

– Rozumiem, wyślij ze względu na pogodę tam panującą, 20 doradców z wodnej planety Toga, by nauczyli ich żyć z ciągłym deszczu, niech tak jak Toga wykorzystują jaskinie drążąc w nich miasto. Należy przekazać im technologie pojazdów dla tamtego klimatu, dlatego Toga nie wracają na swoją planetę. Ich ziomkowie nie mogą wiedzieć o skopiowaniu technologii pojazdów. Osiedlą się tam. Wykonaj.

 

Spotkaliśmy się, Beatka, Daniel i ja, zdecydowałem o zaangażowaniu mojej żony w sprawy Ziemi dając jej stanowisko doradcy. W ten sposób będzie przy wszystkich moich spotkaniach i naradach.

– Daniel jak przyjęto moje orędzie prezydenckie dla Ziemi.

– Oburzenie to dobre słowo, poza Polską nikt się nie podporządkował, w Polsce dużo komentarzy – ale pozytywnych. Większość jest za emigracją, by przetrwać. Jesteśmy tu już jakiś czas i mamy dobrą opinie.

Wśród obywateli wielu państw, nie ma sprzeciwu, nasz brak zaangażowania w sprawy wewnętrzne jest postrzegany pozytywnie.

– Beatko jakie jest twoje zdanie? To już tydzień po orędziu i wojnie.

– …Zaczekajmy, możemy wprowadzić wizy lub wysyłać ludzi jedynie z tych krajów, które się podporządkują.

– Beato powiem jak nie dyplomata, uważam: mamy już osadników, wycofajmy się z Ziemi i nie wracajmy. To potwarz niepodporządkowanie się, naszym regułom i zwlekanie. Chociaż wycofajmy się na dziesięć lat z Ziemi, zabierając wszystko. Możemy to zrobić w ciągu doby. Nikt nigdy w przyszłości nie będzie reprezentował Ziemi, my zdecydowaliśmy się powinni być nam wdzięczni. – Powiedział Daniel mocno zirytowany sytuacją.

– Hm…nie zależy mi na wdzięczeniu się, przez kogokolwiek, jest zadanie do zrobienia. Od dzisiaj wysyłamy tylko ludzi o polskiej narodowości. Daniel, wydaj odpowiednie rozkazy Ko.

– Tak jest Tanakan.

Daniel wyszedł.

 

– Beatko myślę o tobie…, poprowadzę ciebie na inspekcje floty. Są rozsiani po układzie słonecznym, dużo tam się dzieje. Część zajmuje te trzy nieszczęsne państwa – to stresujące. Poznanie pięknej przywódczyni podniesie morale.

– Dobrze, znam flotę tylko z twoich opowieści i Ko dużo mi opowiadał. Czy naprawdę istnieją takie statki, które swoją masą wpływają na orbitę planet?

– Są dwa na obrzeżach, naszego układu, zaczniemy od nich; przyleciało w nich 5 milionów żołnierzy z niezbędnym wyposażeniem i zapasami żywności.

– Lećmy, to dobry pomysł zwiększyć morale wojska.

– Żołnierze Kagika to naród zajmujący się tylko wojowaniem. To istoty nie dbające o życie, w chwili śmierci przekazują swoją świadomość koledze obok. Żyje dalej w nim, później ich kobiety rodzą dziecko ze świadomością tego żołnierza. Tak więc nie umierają, nie ma u nich szkół, z tej prostej przyczyny. To tak jakbyś poszła spać jako kobieta a obudziłabyś się jako mężczyzna – trochę inaczej, ale jesteś sobą.

– To oni są nieśmiertelni?

– Nie, coś się w nich zmienia. Ja jestem nieśmiertelny, nawet jak wyparuje w wybuchu jądrowym, wytwarza się energia poszukująca materii i przetwarza ją tak bym miał fizyczną postać. To może być zwierze takie jak byk czy inne zwierzęta, one w tym procesie giną. Ja jestem taki sam jak przed wyparowaniem, tylko w trakcie szukania materiału na moje ciało, nie istnieje moja świadomość. To trochę jak głęboki sen, o którym się nie pamięta. Są istoty które dbają o ten proces.

*

Lecieliśmy kilka godzin, najpierw małym promem na orbitę Ziemi, potem kabalem do wakanów, olbrzymich statków wielkości niewielkiej planety. Dowódcy złożyli raporty o stanie wojny, było pełne zaskoczenie. Złożyli raport. W kilka godzin przejęli całkowitą władze nad zbuntowanymi państwami, polityków internowali i przewieźli do wakana. Armie rozbrojono i rozesłano do domów, granice uszczelniono Zginęło około dwustu ludzi większość na udar, czy zawał serca z powodu nietypowego wyglądu i rodzaju walki żołnierzy Kagika.

Beatka była zachwycona swoim zachowaniem i urokiem osobistym chwyciła za serce generalicje wakana, jak lecieliśmy na drugiego, włączyli oświetlenie zewnętrzne. I ukazał się cały statek, ze szczegółami technicznymi.

– Jacy mili…zachwyciła się.

Powrót upłynął mi na kierowaniu poczynaniami Ko, część ludzi w miasteczku namiotowym protestowała, według nich wymóg bycia polakiem jest zbyt rygorystyczny.

Część ludzi prowadziła protest głodowy, pod hasłem:

„CHCEMY BY NASI POTOMKOWIE ŻYLI.”

Tłumaczyli: „po co mieć potomków jak czeka ich śmierć”. Czekaliśmy godzinę na orbicie, na zakończenie operacji rozlokowania 50 tysięcy ochroniarzy z mojej ochrony osobistej.

Beatka zagadnęła mnie:

– Gdybyś chciał to jesteś w stanie dostarczyć na planety ponad pięć milionów ludzi?

– Transportowcami wojskowymi tak, jestem w stanie sprowadzić jeszcze ponad dziesięć takich transportowców.

– Dobrze by było być przygotowanym na ewentualność, przeniesienia całego państwa na jedną z planet. By dać przykład, możesz przenieść odpowiedzialność przygotowań do wylotu lokalnym władzom polskim. Uznali twoje zwierzchnictwo, to dobry krok.

– Zaskakujesz mnie, właściwie mogę wyprowadzić całą Polskę do planety Padisy, jest klimatycznie zbliżona do tutejszego klimatu. Będzie to dobry przykład dla innych państw.

Wylądowaliśmy.

Zobaczyłem Ko, był w swoim żywiole żal mu przeszkadzać, właśnie wydał rozkaz aresztowania kilku osób podwładnym, pokazywał ich na monitoringu.

Zaczepiłem jednego z oficerów, ma znaleźć Daniela i przywołać do mnie niezwłocznie. Udałem się do gabinetu oglądałem z nudów protesty, ciekawe jest więcej kobiet protestujących niż mężczyzn. Chcą do nowego lepszego Świata z przyszłością dla swoich dzieci.

Wszedł wreszcie Daniel.

– Daniel, spotkaj się z władzami nie wspominaj o proteście i nie komentuj, zaproponuj by oni przejęli przygotowania rodaków do wylotu na Padisę.

Dostaną wymagania niezbyt duże, daj im limit emigrantów, do 5 milionów ludzi za jednym razem i obniż cenę stukrotnie mniejszą za przelot.

Myślę , możemy sobie pozwolić też na przelot części władz na planetę by była jej ciągłość. Łatwiej będzie można zapanować nad fantazją niektórych niesfornych ludzi.

– Czyli idziemy na ilość? To trochę, zmniejszy możliwość zapanowania nad ludźmi na planecie.

– Damy warunki, dostęp do swobodnego podróżowania i możliwość zamieszkania na planecie innych myślących istot, jest zależny od deklaracji do ich dostosowania do nowych władz. Wykonaj.

Kilka dni było gorących dużo dyskusji ludzi o sens emigracji, tym żył Świat mediów.

Mój komentarz jest jeden i zostawiam go dla siebie: Ziemia to już nie cały Świat, ja to zmieniłem i nie popadłem w paranoje.

Dziś dzień Beatki, nie mam pomysłu jak go spędzić.

– Beatko jak odreagujemy ciężką pracę całego tygodnia? Jakieś propozycje?

– Połaźmy trochę po Marsie, chcę się dzisiaj powłóczyć w samotności od ludzi. Posiłek zrobiony przez nas na planecie. 16 godzin razem, masz tam jakąś bazę?

– Tak na kilkadziesiąt osób.

– Zostaw kilku niezbędnych, a reszcie urlop.

– Świetny pomysł, masz wyobraźnie.

– Za dwie godziny wyruszamy.

Dałem znać Ko by nikt nam dzisiaj nie przeszkadzał. Zjadłem solidne śniadanie z placków ziemniaczanych z grzybowym sosem.

Przyda mi się ta energia na pieszą wędrówkę.

Sama planeta ma kojący wpływ na stres, zastaliśmy prawie pustą bazę, był czas na drugie śniadanie. Beatka wzięła dużo produktów, w końcu zgodziliśmy się na sałatkę z łososiem, ale w dużej ilości.

Polecieliśmy już samotnie na oświeconą stronę Marsa, dla mnie to też przygoda. Potrafię lecieć każdym statkiem dzięki Jabie, po raz pierwszy leciałem w rzeczywistości. Nie było to tak trudne, po wylądowaniu i wbiciu się w skafandry, zajęci byliśmy kopaniem kamieni i rozglądaniem się. Łazik automatycznie podążał za nami, był po to by szybko wrócić do bazy na Marsie.

W końcu Beatka odezwała się:

– Tanakan dlaczego nie mamy dzieci, teoretycznie powinnam być od dawna w ciąży.

– To proste wyjaśnienie, jesteśmy niekompatybilni.

– Nie rozumiem?

– Ja jestem innym gatunkiem istoty, nie zajdziesz w ciąże, jak tak bardzo chcesz, hm..

Można cię zmienić tak jak mnie, ale wtedy stworzymy nowy gatunek. Nie ma przeszkód, na to byśmy byli protoplastami nowych istot, tylko czy chcemy i czy mamy na to czas. Ja musiałbym poświęcić się trochę dzieciom ty również. Zostawmy to na razie wielokrotnie nad tym już myślałem. To dobrze, że to poruszyłaś kocham cię za to.

Łaziliśmy jeszcze przez parę godzin, aż ze zmęczenia nie chciało nam się wracać do statku. Włączyłem automatycznego pilota, podając wcześniej współrzędne lądowania, tak wróciliśmy do bazy.

Na obiad kalorycznie, pierwsze bigos z chlebem, na drugie schabowy z ziemniakami i marynowanymi śliwkami. Jestem szczęśliwy, jak niewiele trzeba, czasem wystarczy dobry obiad z ukochaną.

Było już późno, po powrocie na Ziemie zdążyłem wypytać Ko i dowiedziałem się o przylocie niszczycieli planet na orbitę.

Jutro dużo pracy.

 

Już jest dzień, wczoraj organizowałem przekaz telewizyjny filmu fabularnego, z bombardowania Himalajów i również filmy dokumentalne jakie są skutki użycia w praktyce niszczycieli planet. Jedną z planet spotkał trudny los. Była podobna do Ziemi, a teraz przypomina Księżyc, tak wszystko spaliły pociski.

Ja jeszcze przez parę dni śledziłem w telewizjach panele dyskusyjne i sondaże.

Nie pojawiły się już wrogie działania przeciwko nam, Ko raportował o zaniechaniu korespondencji między rządowej na ten temat, jest chęć przywrócenia emigracji dla własnych obywateli przez niektóre rządy.

Niech poczekają dziś mam czas tylko dla Beatki.

– Beatko, mój pomysł na dzień dzisiejszy to podróż na mroźny księżyc Europa.

– Cudnie. Masz tam bazę?

– Niestety brak tam bazy, weźmiemy trzy roboty ewakuacyjne. To będzie wyprawa ekstremalna, dużo gór lodowych, na posiłek zapraszam na statek, załoga coś odgrzeje.

Posiłki nie będą ekstremalne, poznasz kuchnie załogi, dobrze jedzą.

– No to lećmy.

 

Europa jest wdzięczną planetą, wspinaliśmy się w skafandrach, świetny sposób na odreagowanie, jak weszliśmy na kolejny szczyt Beatka zapytała o powrót.

– Te roboty idące za nami mogą lecieć, każdy z jedną osobą i tak wrócimy na statek.

– Dobrze, dużo myślałam o potomstwie, jakie masz zdanie na ten temat?

– Ważna dla mnie jest ewakuacja, zamierzam wysłać kilkadziesiąt milionów ludzi, jak tego dokonam poznasz moje zdanie.

– Co się stanie z resztą ludzi? Czy mają zginąć?

– Są świadomi ryzyka, dyplomacja nie jest dla mnie aż tak istotna. Tylko Polacy coś robili by dostać się na Marsa i Europę, trochę to obowiązek chodzi o szacunek dla życia.

– Zaproponuj przejście do władzy absolutnej w społecznościach zainteresowanych emigracją.

Jest wystarczająco wojska by w ten sposób zaproponować rozwiązanie. Powiększy to grono emigrantów i to znacznie. Czy są jakieś ograniczenia techniczne: brak planet, zbyt mało statków czy istot mogących zorganizować emigrację?

– W tym świecie w którym żyje Job, nie daje się takiej szansy, to nielogiczne. Nie zamierzałem działać tak, by iść na ilość i przyjąć ludność całej planety.

Wracajmy na obiad.

Roboty szybko i sprawnie dostarczyły nas w pobliże statku. Dziś na obiad sałata pomarańczowa z mięsem i ryżem, przy czym z Ziemi jest tylko ryż.

Basi może nie smakować mięso ryż złagodzi szok, o dziwo sałaty nie miała zastrzeżeń.

Ogólnie byłem zadowolony z przedpołudnia. Na drugą część dnia polecieliśmy w miejsce by zobaczyć wschód Słońca i refleksy światła na lodzie.

Spędziliśmy ten czas w milczeniu, każdy zatopiony w swoich myślach widziałem uczucia Beatki, były pełne nadziei i chęci poświęcenia. Głębiej nie zaglądałem w jej osobę. A co się stanie jak ona będzie miała takie same zdolności jak ja, na ile to ją zmieni?

Zdaje się że teraz ona zmieniła mnie, mam jej zaufać ja niesłuchający nikogo.

Nie uporałem się jeszcze z ludnością polski, za miesiąc przylecą statki transportowe dla wojska, trzeba je częściowo przystosować. Mają zmieścić więcej ludzi w miejsce maszyn wojskowych.

Większość pracy na planecie związane z emigracją ludności państwa przejął rząd.

Jest pora zbiorów zboża na Padisie, od razu pójdą na żniwa.

Resztę planet trzeba przygotowywać i zasiać odmiany szybko wschodzące.

Ko będzie miał dużo pracy. On lubi pracować, pewnie już to zrobił i moje rozważania są niepotrzebne.

– Beatko, w związku z twoją propozycją włączenia wszystkich państw do ewakuacji, zobaczę czy kogoś w ogóle to interesuje, jak tak to postawię filie ambasady w tych rejonach. Jesteś usatysfakcjonowana?

– Zawsze znajdziesz właściwe rozwiązanie.

– Jak chcesz wyślę cię do ośrodka przemian, rodzina zaczyna mi się podobać. Chcę mieć dzieci.

– Kocham Cię.

Wróciliśmy na Ziemię. Beatka spakowała się i wyleciała do ośrodka przemian. Miała długą podróż, poleciała najszybszym statkiem kurierów. Mają one status nietykalnych jak statki dyplomatyczne, bedzie bezpieczna. To dla mnie jest ważne, że nie upłynie dużo czasu bo będzie się poruszała również w czasie. Mimo to i tak muszę kilkanaście dni poczekać na nią.

Ko przychylił się do nowych celów brał pod uwagę taką ewentualność.

Tam gdzie zwiadowcy odkrywali planetę mogącą przyjąć emigrantów, rozkazywał obsiewać roślinami jadalnymi. Pracowali tam Likonie zajmowali się zbiorami zanim przybędą ludzie.

W państwach gdzie przejęliśmy władze, ludziom żyło się lepiej, sondaże wypadały obiecująco. Społeczeństwo uspokoiło się, nabrało zaufania do nas nie patrząc jak na najeźdźców. Ja jestem zadowolony, przyda się kilka miesięcy spokoju.

 

 

 

 

 

Rozdział 6

Była noc i nad Polską otworzyła się świecąca dziura, gwiazdy znikły z nieba, a po chwili powoli przez tą dziurę przechodziła kula światła niewiele mniejsza od księżyca. Nad polską stał się dzień, kula światła zatrzymała się i z niej wyleciał mały prom też świecił całą powierzchnią. Wylądował w ośrodku. Tanakan z ochroną wyszedł na ladowisko, był zaskoczony bo nie miał informacji o takich pojazdach, Ko też nie. Z promu wyszła istota z bezbarwną i świecącą skórą, a za nią dziesięć podobnych. Ko podszedł do istoty i powiedział.

– Jestem dowódcą ochrony tej planety, witam na Ziemi. Co cię do nas sprowadza?

– Ko? To ja… Andrew i twoi Kagicy. Zaskoczeni? – Krzyknął. Jab mi pozwolił przylecieć w tym czasie wykorzystać urlop na Ziemi. Obiecałem że wrócę.

Ko i Andrew uścisnęli się, potem dołączył Tanakan i inni znajomi.

Andrew opowiadał, kilka lat budowali statek na podstawie danych z urządzenia. Polecieli, a było ich około dwóch tysięcy, po przeszkoleniach on był kapitanem statku i odpowiedzialnym za pierwszy kontakt. Automaty obronne innego wszechświata przepuściły ich i wkrótce spotkali się z istotami. One żyły inaczej, między innymi atmosfera była też między planetami i przestrzeni kosmicznej. Wygladają podobnie jak on teraz, czyli – śmiał się – to szczyt exhibicjonizmu z widocznymi wewnętrznymi organami przez przezroczystą skórę. Oni Balanie mieli problem z budową statku by podróżować w naszym wszechświecie na dłużej.

Ten którym przylecieliśmy trzeba było szybko odprowadzić poza granicę ich świata, bo na dłuższą metę szkodził. Siedzieli u Balan dwa stulecia wspólnie opracowali ten statek którym przyleciał. Po zbudowaniu kilkuset wszyscy wyruszyli w podróż. Większość załogi zgodziła się też przerobić ciało by móc żyć w obu światach, tylko dyplomaci z rasy Tutów nie zgodzili się. teraz on jest ambasadorem w obu światach, zarówno Balan jak i Jaba. Tęsknił za Ziemią i chce odpocząć wędrując po niej zanim się wyludni, dlatego przyleciał w tym czasie i cieszy się jak dziecko.

Andrew długo opowiadał Tanakan tylko raz przerwał, mówiąc że oficjalnie to już nie jest drugi po nim i jak będzie coś potrzebował to niech mu rozkazuje.

Następnego dnia przyleciała reszta załogi statku i polecieli na zwiedzanie Ziemi nie przeszkadzając Tanakanowi w codziennej pracy.

Po dwóch miesiącach szaleństw urlopowych długo się żegnając odlecieli.

*

Za kilka dni wraca Beatka z przemiany, ja Tanakan niepokoje się? Jaka będzie? Czy nasza miłość przetrwa? Już z pewnością wie o dzieciach, że będzie ich od razu kilkadziesiąt i nie będzie w ciąży. Zajmą się rozrodem nacje specjalizujące się tym, zobaczy je dopiero gdy skończą pięć lat, czyli przeliczając na ludzkie dzieci, osiem lat. Ja staram się nie zaglądać w przyszłość, odradza mi to Daniel. Mówił bym nie patrzył na rodzinę jako coś co ma się stać, lecz żył na bieżąco nie poddając się sugestiom przyszłości, „ma być jak ty chcesz!”

Zastępował mi Beatkę, w tych tygodniach dużo zrobiliśmy. W Polsce nie ma już rodowitych Polaków, granice są otwarte i przybywają uchodźcy z całego świata. Mieszkają ucząc się polskiego, by potem emigrować na jedną z planet, jaka sobie wybiorą.

Marek był bardzo aktywny w wysyłaniu Polaków na planetę Padisę i dobrze mu to wychodziło. Teraz organizuje filie ambasad na innych kontynentach, Tanakan z uznaniem oddał mu część swoich obowiązków na czas nieobecności Beatki. Myślał by jak odleci z Ziemi by nadzorować kolonie i osiedli się na Paradisie to Marek będzie prezydentem i władcą Ziemi, na razie nie mówił o tym nikomu bo jest jeszcze dużo roboty.

Filie ambasady są usytuowane tak, by można było się dowiedzieć o warunkach do spełnienia i życiu poza Ziemią o ile jest lepsze życie na planetach gdzie nie ma głodu. Żyje się tam dużo lepiej pod wieloma względami, ale pracować trzeba. Nie jest trudne dotarcie do filii, na każdym kontynencie, gdy istnieje konieczność powstają dwie. W środkowej Polsce powstała duża baza i moja posiadłość konieczna dla rodziny i Beatki. Latają już międzykontynentalne samoloty między bazami, czyli pracuje się na wielu płaszczyznach.

Daniel zauważył społeczne działanie w państwie ameryki południowej, ludzie zrzeszają się, a ich poufnym celem jest przejęcie władzy. Polska jest ich celem a właściwie jej los, zamierzają starać się o podporządkowanie władzy tutejszej ambasadzie. Pragną mieć ją u siebie nie tyko filię i całymi narodemi imigrować do jednej z planet. Daniel dowiedział się od nich o tym, jest ich w tej chwili półtora miliona. Uwierzyli w szansę.

– Daniel wyślij przedstawicieli, potajemnie niech powiedzą o historii powstania ambasady w Polsce. Mają tym się wzorować, niech nie liczą na naszą interwencje, mają sami jako społeczeństwo do tego dążyć. Czekamy na oficjalne zaproszenie, dobrze zrobili uprzedzając nas o tym, to właściwa droga, powodzenia.

– Mam rozwijać takie dążenia w innych społeczeństwach?

– Nie, pod żadnym pozorem. Napisz raport ze spotkania i raportuj nie tylko mnie, lecz też Markowi.

*

 

 

– Beatko to ty?

– Dobra hi hi, przestań mnie ściskać, mi też się dłużyło.

– Jak zmiany?

– Do tej pory jeździłam na hulajnodze, teraz samolotem wojskowym. Patrzyłam na twoje uczucia i podobają mi się one. Miłość do ciebie się nie zmieniła, czuje się dojrzalsza.

Wiem, co to znaczy istnienie i jak nie bać się nieśmiertelności.

Lećmy na Marsa.

– To lećmy dam dyspozycje.

– Nie trzeba, już je wydałam miłości ty moja.

W bazie na Marsie zjedliśmy porządny posiłek, seks w przestrzeni był wyczerpujący, trwał trzy godziny.

Statek wiele razy obleciał orbitę Marsa na automatycznym pilocie. Potem pilotowała Beatka.

– Jestem szczęśliwy, a ty?

– Po takim zbliżeniu? Wiesz że przeżyłam zbliżenie też tak jak ty i wiem co czułeś? Przecież ja też czułem swoje i twoje przeżycie zbliżenia. Smaki, zapachy, uczucia, podniecenie wszędzie, byliśmy w innym Świecie.

– To tak. Już chyba nie potrafię żyć nikim więcej.

– Ja potrafię tylko z tobą, nigdy nie próbowałem z nikim innym i niech tak zostanie.

– Chcesz lądować na Marsie?

– To dobry pomysł.

Wylądowaliśmy.

Ubraliśmy się w skafandry i włóczyliśmy po Marsie, czasem patrząc na siebie i nie sprawdzając uczuć czy myśli, mając do siebie zaufanie. W niedługim czasie był wschód słońca, usiedliśmy na głazie i przyglądaliśmy się.

– To następnym razem księżyce Jowisza, czy dłuższa wycieczka poza układ słoneczny?

– Lubię te Słońce i księżyce Jowisza.

– Wracajmy na statek mamy jeszcze dużo pracy na Ziemi.

– To dobrze, że się spotkaliśmy i zdecydowałeś się żyć ze mną.

– Ja też nie żałuje Beatko.

 

Ko sprawnie działał na swoim polu na tyle, że narobił sobie wrogów i co z niechęcią przyjął dałem mu ochronę. W jednej z fili ambasady w Afryce, banda piratów chciała go porwać dla okupu. Nie zdawali sobie sprawy o tym, że na interwencje ochrony z bazy nie trzeba długo czekać – dwadzieścia minut. Okrążyli ich i wybili co do jednego, transmitując w telewizji, cała akcję na żywo. Następnego dnia Afryka południowa miała już, bez przeszkód działającą placówkę.

Jest coraz więcej interwencji ochrony. Spodziewałem się tego, ludzie oswoili się z naszą obecnością i kombinują jak zyskać dla siebie jak najwięcej niekoniecznie uczciwą drogą.

To skłoniło wiele istot do sprzeciwienia się, takiej interwencji w czasach Jaba. Nie chcieli by Ziemianie przetrwali, były nawet głosy, że jesteśmy szkodnikami. Jab był jednak innego zdania, teraz go rozumiem, świat ziemski jest przeludniony nie ma jak się rozwijać. Skupia się na bieżących problemach nie dając szansy, czasu na ustabilizowane życie.

Jest to warunkiem dla pozytywnych myśli, a co za tym idzie nowych, nowatorskich rozwiązań w dziedzinie humanistycznego rozwoju.

Sytuacja z czasem stabilizowała się, a ja w Beacie otrzymałem wsparcie, przejęła część moich obowiązków, ale dużo najtrudniejszych zostawiłem Markowi. Nie sądziłem przed przemianą, że jestem osobą prospołeczną. Mam żonę, dzieci dobre zajęcie.

A mi się zdawało: „Studia skończyłem, mam pracę i ją lubię, opieka nad systemem komputerowym mnie pasjonuje, po co mi kobieta, żona”. Tak myślałem, teraz wydaje mi się to niedorzeczne.

Upłynęły dwa lata od przemiany Beaty.

Kilkanaście państw przeżyło przewrót społeczny i podporządkowało się rządom Kagików. Kilkadziesiąt przyłączyło się bez przewrotu, nie ma realnej siły społecznej mogącej się przeciwstawić moim rządom. Beata okazała się nie tylko dobrą matką, lecz też świetnym negocjatorem. Przekonała nieprzekonane istoty w galaktyce, o „wartościach dodanych”, istnienia ludzi na kilkunastu planetach i życia wśród Kagików. Sprawdzą się w strukturach zarządzających bo posiadają wiele cech potrzebnych Kagikom, przede wszystkim umiejętność krytyki, powodując że rzeczy stają się doskonalsze. W materii i w sprawach społecznych ludzi, czy istot spoza Ziemi dając motywacje do pracy nad sobą. Jest ona zdania, że doprowadzą oni te planety do rozkwitu.

Tanakan z rodziną przeprowadzili się na Paradise. Na ziemi pozostało około 500 milionów ludzi, emigracje zakończono, a Marek z pół milionową armią Kagików radzi sobie z Ziemią.

*

– Beatko, KOCHAM CIEBIE.

– Tanakan, JA TEŻ CIĘ KOCHAM.

 

 

 

Paweł Korzuch

lasy657@wp.pl

 

 

 

Koniec

Komentarze

Pomysł ciekawy, ale zakończenie nie aż tak epickie. Błędami zajmą się inni użytkownicy, gdyż pędzę na grę w ping-ponga :P 

 Pozdro

Chyba żaden z użytkowników nie zajmie się błędami, albowiem ten tekst jest jednym, przeogromnym błędem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy locuta, causa finita.

dlaczego jest błędem. himalaje? , spradam czy przeczytałeś. osoba opisywana istnieje naprawdę, ale z niej jest jeden procent, reszta to moja wyobraźnia. nie rozumiem jak coś by miało nie powstać. cenzura?

Drogi Autorze skróć tekst o 90% - łatwiej będzie przeczytać i dogłębnie ocenić. Twoje podejście do zasad pisowni w dalszym ciągu jest, jak dla mnie, zbyt swobodne.

"Dlaczego jest bledem"

Na przyklad dlatego, że piszesz takie zdania jak:

"Po powrocie Anita zrobiła awanturę w stylu: - matki nie szanujesz co z ciebie za dziecko, nie wiesz co to dobro, a co zło. Beata przeprosiła ją że nie uprzedziła, ale dla niej jest to ważne i będzie codziennie jeździła na Bemowo. Dużo to nie pomogło, ale skończyło awanturę i zaczęła jeździć codziennie tylko z przerwami na korepetycje, za każdym razem wracała szczęśliwsza."

...i myślisz, że to literatura. Daj spokój, to jest narracja na poziomie ucznia wczesnej podstawówki.

A ten fragment tu już w ogóle mistrzostwo:

"Na odpowiedź czekałem kilkadziesiąt godzin, trzy zbuntowane państwa wystrzeliły rakiety z głowicami jądrowymi. Celem był ośrodek Police, zostały zniszczone przez statki będące w ukryciu na orbicie. Wydałem rozkaz armii by przyleciała na Ziemię, zajęła zbuntowane państwa, minimalizując rozlew krwi, ludzi i wojska, a jeżeli to możliwe internując niepokorne władze.

Po wykonaniu zadania Ko zapytał co ma zrobić z niszczycielami planet, Beata powiedziała by zrobić przełęcz przez środek Himalajów. Szok psychologiczny będzie duży, wystarczający do pokazania, że chodzi o dużą stawkę."

1) "celem był ośrodek Police, zostały zniszczone" - Police czy rakiety?

2) jak można ukryć się na orbicie?

3) "minimalizując rozlew krwi, ludzi i wojska" - sam znajdź błąd.

4) przełęcz to grzbiet między jednym górskim szczytem a drugim. Jak można zbudować przełęcz "przez środek Himalajów"? (to znaczy, skąd dokąd?) i jak W OGOÓE można "zbudować" przełęcz - może chodzi Ci o jakiś most nad Himalajami? Zrobiony z tych niszczycieli???

5) w jaki sposób dziwaczna konstrukcja w górach miałaby komukolwiek pokazać, że "idzie o dużą stawkę"?

A to tylko male fragmenty tekstu...

Pani Achitko. bohaterem jest mój sąsiad, mizogin. przepraszam za styl, z tego, mikro powieści może być powieść.  chciałem zagrać na wyobraźni czytelnika, ale nie wyszło. mi chodziło o to ,żeby wyburzyć skałę trzeba wielu małych wybuchów, po kawałku, bo nie da się dzisiejszą techniką zburzyć góry. moja wyobraźnia morze trochę odjechała. dziękuje.

Nowa Fantastyka