- Opowiadanie: autorzwihengan - Wprowadzenie do książki "Zwihengan - zwoje Fraterty"

Wprowadzenie do książki "Zwihengan - zwoje Fraterty"

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Wprowadzenie do książki "Zwihengan - zwoje Fraterty"

Herolksiąże Dorvir zwyczajowo o brzasku wstał ze swego krwisto czerwonego łoża o brzozowych, zaokrąglonych wykończeniach i podszedł do parapetu przy wysokiej okiennicy. Podniósł z niego swoje dwie nieskazitelnie białe rękawiczki i założył je na swe dłonie. Położył łokieć na marmurze, a ręką podparł swoją bladą, pomarszczoną twarz. Ze znudzeniem przyglądał się mieście, które leżało nieopodal jego przewspaniałego dworu Licepto. Obserwował ruch każdej osoby i rzeczy w całej okolicy. To zazwyczaj była jego pierwsza poranna czynność, a tamtego poranka również. W gruncie rzeczy nie miał nic innego do robienia. Codziennie tylko siedział w tej małej sypialni głównie rozmyślając jakie nowe rozkazy mógłby wydać ludności cywilnej, albo wojsku. Oczywiście tylko mógłby, gdyż jego ojciec, patriota Oliberg zawsze stanowczo odmawiał jego propozycjom, które według niego miały zmienić kryzysową sytuacje Dolphen Assage.

 

Jego rozmyślaniom przerwał niezwykle denerwujący go dźwięk stukania do drzwi.

 

– Wejść! – krzyknął.

 

Do pokoju po cichu stąpając, prawie że na palcach, wszedł niski Ealz o imieniu Manib, bliski przyjaciel Dorvira z dzieciństwa.

 

– O! Manibie ! Czym zawdzięczam ci twą wizytę po latach? – przywitał się książe.

 

– Dorvirze drogi przyjacielu. Przynoszę tobie bardzo złe wieści o twym ojcu – powiedział z żalem Ealz.

 

– Mów że jakie. Liczę na to, że medycy wyleczyli go z jego dolegliwej choroby – z nadzieją odpowiedział Dorvir.

 

– Trudno mi to mówić, ale…

 

– Co się stało, Manibie?

 

– Dorvirze, twój ojciec, człowiek geniuszu i narodu Dolphów odszedł w zaświaty Abendu…

 

– Ty chyba majaczysz, kłamiesz! To zniewaga członka rodziny królewskiej!

 

– Przyjacielu mój, uwierz mi. Stało się to dosłownie przed chwilą.

 

– Proszę zejdź mi z oczu. Nie chcę dłużej słuchać tych oszukanych słów płynących z twoich ust – zakończył Dorvir.

 

Manibowi napłynęły łzy do oczu. Był on jednym z niewielu czułych i wrażliwych Ealzów co czyniło go osobą, którą Dorvir dotychczas lubiał. Parsknął coś pod nosem i wyszedł trzaskając drzwiami w taki sposób, aby nie ukazać swoich uczuć.

 

Po wyjściu Maniba z jego pokoju Herolksiąże uśmiechnął się pod nosem i mruknął do siebie:

 

– Nadszedł mój czas ojcze. Czas glorii i potęgi wszechobecnego narodu Dolphów. Bez zawadzającego mej osobie Oliberga. Na ścianach wiecznego Abendu będą widniały frazy i powiedzenia z moim udziałem jakiego zaszczytu doznali już moi pradawni przodkowie.

 

Dorvir odsunął się od parapetu i wziął do ręki swoją małą srebrną koronę z napisem "Izie prod". Zmiażdzył ją o podłogę, a resztki wyrzucił przez otwartą już naprzeciw siebie okiennicę

 

– Taki los spotka wszystkie narody Fraterty. Zostaną one zmiażdżone, a następnie wyrzucone z ich ziem jak zwykłe, bezużyteczne śmiecie, które w głębi duszy na to czekały – tym razem wrzasnął do siebie.

 

Usiadł on na swoim miękkim łóżku z trwającym na jego twarzy uśmiechem i dalej począł rozmyślać o przyszłości, przyszłości która miała odmienić losy wszystkich istnień na Fratercie. Być może można było temu już wcześniej zapobiec. Herolksiąże od dawna był obserwowany przez wszystkich z niechęcią, a może nawet nienawiścią do jego zewnętrznej jak i wewnętrznej osoby. Dużo obywateli zastanawiało się nad oszpeceniem, a nawet zabójstwem Dorvira. Jedyną rzeczą, która przeszkadzała im w dokonaniu tego czynu był najzwyklejszy lęk…

 

 

Koniec

Komentarze

Podniósł z niego swoje dwie nieskazitelnie białe rękawiczki i założył je na swe dłonie. Położył łokieć na marmurze, a ręką podparł swoją bladą, pomarszczoną twarz. Ze znudzeniem przyglądał się mieście, które leżało nieopodal jego przewspaniałego dworu Licepto. To zazwyczaj była jego pierwsza... gdyż jego ojciec, patriota Oliberg zawsze stanowczo odmawiał jego propozycjom, które według niego... Jego rozmyślaniom przerwał niezwykle denerwujący go dźwięk stukania do drzwi.--- więcej zaimków,

dialog spróbuj przeczytać na głos. Bez urazy --- ale jest równie drętwy, jak te w Klanie,

Był on jednym z niewielu czułych i wrażliwych Ealzów co czyniło go osobą, którą Dorvir dotychczas lubiał. --- Co to ma za znaczenie, skoro wcześniej napisałeś, że od lat się nie widzieli?

- Nadszedł mój czas ojcze. Czas glorii i potęgi wszechobecnego narodu Dolphów. Bez zawadzającego mej osobie Oliberga. --- nie wspomniałeś wcześniej, że Oliberg to ojciec protagonisty?

Dlaczego wieści o śmierci przynosi jakiś kmiot, a nie kanclerz czy inny ważny dworzanin?

Zdania są słabe. Ortografia żyje własnym życiem. Zaimki też. Treść jest zupełnie niezrozumiała. Jeżeli w taki sposób chcesz pisać książkę --- to szkoda wysiłku. Poczytaj trochę, naucz się podstaw polskiego i zaprezentuj światu kilka opowiadań. Może wtedy.

pozdrawiam

I po co to było?

Moja pierwsza myśl po przeczytaniu zaledwie paru akapitów: "Ale przecież konkurs Grafomania już się skończył...".

Autorowi udało się popełnić chyba wszystkie błędy, jakie zna język polski: powtórzenia, nadmiarowe zaimki (nie piszemy "oparł swoją twarz" - bo niby czyją miał oprzeć?), błędy fleksyjne (przyglądać się MIASTU a nie mieście, przerwać ROZMYŚLANIA a nie rozmyślaniom), błędy składniowe (zdanie, z którego wynika, że łóżko ma twarz), błędy leksykalne (oszukany to nie to samo, co oszukańczy). Zamiast za pisanie książek zdecydowanie lepiej byłoby się wziąć za ich czytanie. Dobrych. Dwie tygodniowo przez rok, potem pogadamy.

Szczerozłotą słowa Kolegi syf.-a są prawdą...

...i takąż słowa Koleżanki Achiki.

Komentarze niemiłe, ale chciałem zdobyć trochę rad na przyszłość. Z niechęcią dziekuję :)

podszedł do parapetu przy wysokiej okiennicy. - Po co w ogóle ta wysoka okiennica? Zaśmiecone zdanie. Poza tym - dziwnie brzmi trochę parapet przy okiennicy. Wydaje się, że to parapet, jako część okna, jest elementem "stałym", jeśli chcemy podkreślić sąsiedztwo okna i czegoś obok niego, to mówimy, że coś było obok okna, a nie okno (parapet) obok tego czegoś. Tak jest bardziej naturalnie. 

Obserwował ruch każdej osoby i rzeczy w całej okolicy.- Serio? Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by człowiek był w stanie widzieć wszystko i wszystkich w mieście, na raz. Zwłaszcza, że posiadłość bohatera znajduje się "nieopodal", a nie w samym mieście...

Dalszych błędów nie wymieniam, bo inni komentujący zrobili to wcześniej.

Pomysł jakiś miałeś, ale wykonanie bardzo słabe. Popracuj solidnie, poczytaj, napisz kilka opowiadań zanim zabierzesz się za wymyślanie losów Fraterty. Chociaż sam fakt, że napisałeś "lubiał", świadczy o tym, że wiele lat nauki przed Tobą.

naraz* miało być, tak apropos poprawności ;)

Dzięki. Na pewno zastosuję się do twoich rad :)

Jeśli chcesz napisać książkę, to proponuję za kilka(naście) lat, kiedy już zaznajomisz się z językiem polskim w stopniu pozwalającym na poprawne nim władanie. Czytaj książki i zwracaj uwagę na to, w jaki sposób są napisane, a poza tym ćwicz. Wrzucaj tutaj opowiadania, na pewno podpowiemy Ci co jest źle, a co już dobrze.

Tylko - opowiadania, nie fragmenty, wstępy i części.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka