- Opowiadanie: bubug - MariAnna

MariAnna

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

MariAnna

– Dostrzega pan podobieństwo?

 

Oderwałem wzrok od śladów kół znaczących rąbek jej czarnej sukni i przyjrzałem się twarzy. Piękne miała tylko rzęsy. Uśmiechała się asymetrycznie, w ten sam sposób układając w wózku uschnięte ciało.

 

– Tak – skłamałem, a ona uniosła brwi.

– Choćby szukał pan całe życie, nie znalazłby mniej podobnych do siebie sióstr – oznajmiła lekko. – Prawda, że Maria jest śliczna?

– Maria…

– Maria. Dziewczyna, którą przez ubiegły tydzień gościł pan nocami w łóżku. W której posiadaniu znalazł się pana klucz i z którego to klucza korzystała za pańskim ochoczym przyzwoleniem. Maria, to młodziutkie, złotoskóre, posągowe cudo!

 

Słuchałem z otwartymi ustami.

 

– Skąd pani o tym wie? – Cofnąłem się i uderzyłem piętą w szafę. Zapachniało eukaliptusem. – Ona nie żyje… – wychrypiałem. – Przyszedłem dowiedzieć się, jak umarła. Od pani…

 

Przyglądała mi się z drwiącym rozbawieniem.

 

– Proszę siadać. – Wskazała sofę, więc pokonawszy rosnący niepokój, przywarowałem na brzegu. – Przyszedł pan, bo dowiedział się wreszcie o miejscowym duchu – sprostowała. – Od pokojówek, jak mniemam. Co jeszcze panu wiadomo?

– Wiem, że z wypadku wyszła cało.

– Och, złamała nadgarstek. Widział pan zgrubienie.

– Tak. Ale to przecież nie dlatego…

– Oczywiście, że nie! – Machnęła dłonią. – Zmarła w szpitalu, w którym się mną opiekowała. Jak pan pewnie zauważył, ja złamałam nieco więcej. – Spochmurniała. – Na pewno wie pan też, że to właśnie ona wyciągnęła mnie z przygniecionego drzewem automobilu i że w środku najgorszej od dziesięciu lat wichury, z urazem kości, z którego nawet nie zdawała sobie sprawy, dowlokła mnie do miasta. Okrzyknięto ją bohaterką, po śmierci niemal świętą, a teraz, w tym hotelu, czci się jej ducha i pozwala dogorywać siostrze.

– Jak zmarła?

– Zatrucie. Tamtej nocy, w szpitalu, chciało jej się pić. Siedziała akurat przy mnie, więc sięgnęła po szklankę. Z zawartością, którą zamówiłam dla siebie.

– To znaczy… Pani chciała…?

– Wiedział pan, że byłam mężatką? – przerwała mi z nieoczekiwanym entuzjazmem. – Podstarzałą brzydulą, która w końcu przestała być sama. Przynajmniej do czasu. Tomasz był naukowcem, tak jak pan. I eksperymentatorem.

– Doprawdy?

– Zakochał się w Marii już pierwszego dnia po naszym sprowadzeniu się do miasta.

– A-a pani siostra?

– Cóż, Maria, jak na świętą przystało, dawała siebie wszystkim. Kiedy się dowiedziałam, znikli oboje. Po dwóch latach wrócili, ona skruszona, on obcy. Trzy dni później upadło drzewo, wkrótce potem Maria zmarła, a ja zamieszkałam tutaj. Tydzień po jej śmierci, w środku głuchej nocy Tomasz zamknął swoją nową pracownię na skraju miasta, wsiadł bez butów do auta i nie pojawił się tu nigdy więcej. Tej samej nocy siostra wróciła do mnie.

– Och… – Gorączkowo szukałem właściwych słów. – Czym zajmował się pani mąż? – palnąłem.

 

Tym razem uśmiechnęła się szeroko, psotnie i nagle pomyślałem o ustach Marii.

 

– Nad hamowaniem procesów gnilnych! – oznajmiła tonem, jakby właśnie puentowała świetny żart. – Lubił mi o tym opowiadać, a wielu rzeczy nauczyłam się sama, obserwując go przy pracy. Wiedział pan, na przykład, że miód eukaliptusowy ma właściwości konserwujące?

– Nie wiedziałem.

– I ładnie pachnie. Czuje pan?

– Ja… – Wstałem szybko, a ona nie wypuszczała mnie spod cienia tych przeklętych rzęs! – Ja chyba już pójdę…

– Ale przecież nie zna pan jeszcze odpowiedzi na swoje pytanie.

– Zatrucie. W-wypadek…

– Doprawdy, dość już tych sztuczek – skarciła mnie dobrodusznie. – Przecież tak naprawdę przyszedł się pan dowiedzieć, czy faktycznie przez te wszystkie noce kochał się z duchem!

 

Wstrząsnął mną dreszcz tak gwałtowny, że aż zadzwoniłem zębami.

 

– Nie! – Ruszyłem tyłem do wyjścia. – Ja wcale nie…

– Bo jeśli nie z duchem, to z czym, jak pan myśli?

Oddalała się, ale jej głos nie cichł. Przewróciłem stojak na parasole.

– Ja… – mamrotałem bezgłośnie. – Ja nic nie…

– Była trochę chłodna, ale miła w dotyku, musi pan przyznać. Może nieco zbyt sztywna i ciasna wewnątrz, ale to akurat okazało się plusem!

– Pani jest szalona!

Namacałem klamkę.

– A dla pana to był pierwszy raz, zgadłam? Dlatego nie zauważył pan różnicy!

 

Drzwi ustąpiły i poczułem się nieco pewniej. Poza tym, musiałem wiedzieć.

 

– Ale jak mogła się poruszać? – wyszeptałem. – Ona żyje, prawda?

– Nieprawda – ucięła nieoczekiwanie ostro. – To mój beznadziejnie zakochany mąż wykradł jej ciało z kostnicy. Wlał w nią pozory życia. Chciał zachować, a jednak uciekł boso, gdy tamtej nocy weszła do sypialni, naga i drżąca z bólu.

 

Nagle głowa opadła jej na piersi. W tej samej chwili we wnętrzu szafy coś zaczęło tłuc się rozpaczliwie, drzeć od środka ściany, kopać w pozbawione uchwytów drzwi i krzyczeć. Później przestało. A jeszcze później rozchichotało się tym wesołym, dźwięcznym śmiechem, jakim tak często obdarowywała mnie Maria. Maria… nieznajoma w moich ramionach. Ciało, którego nie potrafiłem rozgrzać, które odurzało zapachem eukaliptusa i którego zdeformowany, lecz wciąż kruchy nadgarstek całowałem w ciemnościach…

 

– Nadgarstek! – wychrypiałem przez ściśnięte gardło. – Miała zrośnięty nadgarstek! Skoro umarła, jak mógł się zagoić?!

 

Śmiech ustał.

 

– Goi się, gdy w niej jestem. – Kobieta w wózku dyszała ciężko. Podniosła rękę i ze skurczonej brody wytarła pasemko śliny. – Wtedy diabelnie boli. Cała boli, ale w końcu przestaje. A później bywa ciekawie.

 

Potykając się, wypadłem na korytarz.

 

– Już wychodzisz? – ścigała mnie drwiną. – Porozmawiamy o tym dziś w nocy, zgoda? Otworzę sobie sama! I byłabym wdzięczna, kochany, gdybyś od teraz zechciał nazywać mnie Anną!

Koniec

Komentarze

Aha, w drugą stronę Koleżanka też coś potrafi.
Tylko wiesz co? Styl za bardzo zbliżony do "...łysego", przez co za słabo akcentujesz rosnące dezorientację, strach i obrzydzenie.

Ja się będę upierać, że to nie styl, tylko zwyczajny brak umiejętności. A szkoda, bo widac, ze pomysły masz nieszablonowe i warte uwagi, a warsztat trzeba najzwyczajniej w świecie wypracować. Wbrew pozorom, zeby napisac dobry tekst skąldajacy się z samych dialogów, trzeba nei lada umiejętności. Ten wygląda, jakbyś go na szybko spisała i już. Naprawdę szkoda, bo ma potencjał, żeby zrobić z niego coś naprawdę klimatycznego i wywołującego dreszcze.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Historia naprawdę świetna, tylko - jak już nadmieniono wyżej - wykonanie mogłoby być lepsze. Mimo jednak niedociagnięć działa na wyobraźnię :) 

Zapożyczę sobie od poprzedników. Nieszablonowe. Makabryczne. Działa na wyobraźnię. Potrzebuje dopracowania.
Od siebie dodam- można by to rozwinąć w coś więcej niż dialog. Przede wszystkim- jak Anna wchodzi w ciało Marii?
Za nieszablonowy pomysł dałbym 6. Wykonanie oceniam na 3. Być może zbyt ci się spieszyło do publikacji. Generalnie dam ci 4.

Witaj!

Muszę przyznać, że mnie wciągnęło i zaciekawiło. Ja dałbym 6 za tytuł. Jest genialny w kontekście całego tekstu. Całość jednak traci troszeczkę na przemilczeniu kilku szczegółów i lekkim stylistycznym niedopieszczeniu. Gdybym mógł oceniać, dałbym 4 lub 5.

Pozdrawiam
Naviedzony

Ciekawy pomysł i w miarę dobre wykonanie. W miarę dobre, bo chcę się przyczepić do słów wypowiadanych przez bohatera. Nie mogę sobie wyobrazić kogoś tak mówiącego jak napisałeś w realu. Aha i żeby Anna nie jezdziła na wózku byłbym skłonny wyobrazić sobie ją dosłownie wchodzącą w skórę Marii... To by było zakończenie.

Fajnie napisane i bardzo ciekawe.Szwankuje tylko osadzenie w czasie - ten "automobil" daje sporo do myślenia ...To trzeba było jednak skonketyzować. Można oczywiście opowiadanie rozwniąć, a wtedy ... ho,ho ... Ale tekst w tej formie i w takiejobjętości absolutnie nie razi. I ma swoje wielkie walory.
5/6

Pomysł ok, wykonanie w sumie też. Ale mnie ani jedno, ani drugie nie zachwyciło. Jestem jednak ciekawa jak poradzisz sobie z czymś dłuższym.

"Nie mogę sobie wyobrazić kogoś tak mówiącego jak napisałeś w realu." - to znaczy, jak?
"Szwankuje tylko osadzenie w czasie - ten "automobil" daje sporo do myślenia" - właśnie "automobilem", "czarną suknią" i stylem rozmowy chciałam  ten czas określić. Może rzeczywiście za słabo.
"Być może zbyt ci się spieszyło do publikacji." - tekst ma już swoje lata i o ile pamiętam, pisałam go dłużej niż kilka dni. Hm, co raczej nie przynosi mi chwały...
Dzięki za komentarze i uwagi, postaram się poprawić  :)

No, dzisiaj wielki dzień! Mogę od teraz stawiać oceny, z którego to uprawnienia skorzystam na rzecz Twojego tekstu. Leci piąteczka.

Nowa Fantastyka