- Opowiadanie: TomaszMaj - Dzieci Elfów- w poszukiwaniu korzeni odc 7

Dzieci Elfów- w poszukiwaniu korzeni odc 7

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dzieci Elfów- w poszukiwaniu korzeni odc 7

– Dariuszu, dziękujemy ci za informacje– Thranduil, książę Isil, ujął Ćwierć-Elfa pod ramię. Siedmiu członków Rady Starszych, pokiwało głowami. Tradycyjnie spotkanie odbyło się w Sali Narad, wokół okrągłego stołu, zrobionego z pnia olbrzymiej sekwoi. Wszystkie Elfy, mniej lub bardziej emanowały delikatnym blaskiem. Najstarszy z nich– książę Thranduil, syn Legolasa– był półprzezroczystą świetlaną zjawą.

 

– Przekażemy wiadomość na inne osiedla Starożytnych i przyjrzymy się dyskretnie każdemu, kto mógłby być ewentualnym ojcem lub matką Źródła– dodał Thalos– Jeżeli ten biedny Elf lub Elfka, został wplątany w macki Cienia, będzie potrzebował naszej pomocy, a sam prawdopodobnie się nie przyzna.

 

– Dziwi mnie jednak, jak to możliwe, żeby któryś z Elfów powrócił na Stary Świat i spłodził potomka– głośno zastanawiał się Dariusz– przecież tam nie ma wystarczająco dużo magii, abyście mogli przeżyć.

 

– Przebywanie na Ziemi przez dłuższy czas, oczywiście jest niemożliwe– odparł Elrohin, ojciec Yanette– zapominasz jednak, że niektórzy z nas mają amulety– tu wskazał na srebrny pierścień na swoim palcu– małe zasobniki energii magicznej, które zabraliśmy ze sobą z Ziemi. Nie każdy Elf zdaje sobie z tego sprawę, ale z czymś takim można by było odwiedzać dyskretnie Stary Świat. Twoja żona ma przecież bursztynową różę, a Isildamante dostała ode mnie, w dniu swoich urodzin, czarny diament. Szkoda, że go zgubiła.

 

– Nie wiedziałem– Dariusz ze zdziwienia uniósł brew– Myślałem, że te amulety są tylko symbolem ich imion.

 

– To też– zgodził się Elrohin– Yanette to jantar, a Isildamante to księżycowy diament. Nie zmienia to faktu, że amulet jest podręcznym źródłem Mocy. Jeżeli pomaga w czarowaniu, to może też na krótki czas utrzymać Elfa przy życiu w jałowym środowisku.

 

– Nie wiemy dokładnie, ilu Starożytnych ma amulety– powiedział Thalos– większość z nas, odchodząc z Ziemi, zabrała ze sobą coś na pamiątkę. Nawet ograniczając się do najmłodszych Elfów, tych, którzy mogą mieć potomstwo, będziemy mieli kilkunastu podejrzanych na samym Isil.

 

– Dariuszu– wtrącił się Thranduil– dobrze by było, gdybyś osobiście spotkał się z tym Dzieckiem i je wybadał. Może ono naprowadzi nas na ślad swoich rodziców. Zaaranżuj dyskretne spotkanie.

 

 

 

Amy Cotton, pulchna blondynka po czterdziestce, ubrana w przyciasną białą koszulkę uwydatniającą jej obfite kształty, oraz w czarną spódnicę, usiadła ciężko za biurkiem i zmrużyła oczy. Kilka minut temu zaczęła ją dziwnie boleć głowa. Właściwie nawet trudno było to nazwać bólem. Czuła się, jakby ktoś łaskotał i drażnił wewnętrzną stronę jej czaszki. Uczucie to bardziej ją irytowało i rozpraszało, niż sprawiało cierpienie. Tymczasem absolutnie nie mogła pozwolić sobie na rozproszenia. Była nauczycielką w szkole podstawowej. Zbliżał się początek lipca, niedługo zaczną się wakacje i uczniowie w jej szkole pisali końcowe testy. Właśnie trwał jeden z nich. Kilkanaście małych główek usadzonych w równych rzędach szkolnych ławek, pochylało się nad arkuszami papieru pokrytego pytaniami. Amy miała za zadanie pilnować porządku, tymczasem te dziwne uczucie zupełnie ją rozwalało. Nie rozumiała tego. Przecież jeszcze pół godziny wcześniej, kiedy wchodziła do klasy, czuła się świetnie. Ból zaczął się tuż po rozdaniu kartek z pytaniami. Nauczycielka wstała od biurka, stanęła przy oknie i oparła się o parapet, wystawiając twarz na promienie słońca. Zmrużyła oczy, modląc się o siły potrzebne do wytrwania do końca egzaminu.

 

Andrzej doskonale zdawał sobie sprawę, że postępuje nie fair. Powinien być przygotowany do egzaminu i korzystać z wiedzy zgromadzonej we własnej głowie, a nie w głowie pani Cotton. Pomimo obietnicy danej Henremu, przez ostatnie dwa miesiąca trenował swój nowo odkryty dar na przypadkowo mijanych na ulicy ludziach. Teraz więc, kiedy przyszły egzaminy, potrafił nie zadając większych cierpień, włamać się do głowy nauczycielki. Usprawiedliwiał się przed sobą, że ostatnie tygodnie były tak wyczerpujące, wypełnione tyloma niecodziennymi zdarzeniami, że nikt normalny nie potrafiłby się spokojnie uczyć. Najpierw dowiedział się, że jest Elfem. No, prawie Elfem. Potem, że jest adoptowany, a własna matka porzuciła go pod kościołem. A to już nie było śmieszne. Każdy na jego miejscu byłby usprawiedliwiony.

 

Szybko dokończył zadanie i podniósł dłoń, zgłaszając, że już skończył. Co prawda mógłby jeszcze przez kilka minut poudawać, że pisze. Inne dzieciaki i tak mu zazdrościły dobrych ocen. Jednak wiosenne słońce zaglądające przez okna, tak przyjemnie kusiło do odetchnięcia pełną piersią na świeżym powietrzu, że zdecydował się na oddanie pracy i wyjście z klasy. Nauczycielka stojąca przy oknie z zamkniętymi oczami, nie zwróciła na niego uwagi. Andrzej zreflektował się i delikatnie usunął się z umysłu kobiety. Następnie lekko chrząknął.

 

Amy otworzyła oczy. Zdała sobie sprawę, że to nieprzyjemne uczucie w jej głowie zniknęło równie niespodziewanie, jak się pojawiło. Z żalem pomyślała, że to pewnie objawy zbliżającej się menopauzy. Popatrzyła na klasę. Jeden z uczniów, ten Polaczek, siedział z podniesioną dłonią. Arkusz z pytaniami, leżał złożony na jego ławce.

 

Pomimo niechęci do obcokrajowców, zmusiła się do uśmiechu.

 

– Widzę Andrews, że już skończyłeś. Szybko. Rodzice przyjadą po ciebie dopiero za godzinę, wtedy, kiedy powinny skończyć się egzaminy. Jeżeli chcesz, możesz wyjść na zewnątrz. Tylko proszę, nie opuszczaj terenu szkoły.

 

– Dobrze proszę pani– grzecznie odpowiedział chłopiec, oddał swoją pracę i pióro, po czym opuścił klasę.

 

Szkoła stała zaledwie kilka metrów od ulicy. Za to na jej tyłach rozciągał się duży park. To właśnie tam Andrzej zamierzał spędzić następną godzinę. Wychodząc z budynku, zauważył zaparkowany po przeciwnej stronie ulicy samotny samochód na londyńskich rejestracjach, w kolorze srebrny metalik. Dziwne. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek wcześniej to auto tutaj stało. Samochód miał zaciemniane szyby i chłopiec nie widział, czy ktokolwiek jest w środku, miał jednak dziwne uczucie, że ktoś mu się przygląda. Mało tego, ten ktoś próbował delikatnie wysondować jego umysł. Andrzej zdecydowanie wyobraził sobie, że zasuwa nad sobą ciężkie pancerne wrota, odcinając się od prób inwigilacji. Następnie sam zaatakował przeciwnika, puszczając za nim swoje macki. W tajemniczym samochodzie momentalnie włączył się silnik i pojazd ruszył przed siebie, znikając za zakrętem. Uczucie bycia szpiegowanym zniknęło.

 

Nie podoba mi się to, muszę pogadać z Henrym– pomyślał– Ale póki co, nie ma sensu zawracać sobie tym głowę. Idę do parku.

 

Przebiegł dookoła szkoły i pełnym biegiem wparował miedzy drzewa. Nie wiedział dlaczego, ale otoczony naturą czuł się lepiej niż między ludźmi. Szedł długą asfaltową alejką biegnącą przez park na tyłach szkoły. Ostatnie wydarzenia bardzo go zmieniły. Zaczął myśleć o sprawach, które jeszcze kilka tygodni temu w ogóle nie przychodziły mu do głowy. Takich na przykład, jak sens życia. Po obu stronach alejki, którą szedł, rozciągał się szpaler drzew. Grube, kilkusetletnie pnie, wyglądały jak majestatyczne kolumny, a znajdujące się wysoko nad głową gałęzie tworzyły zielone sklepienie. Po kilku minutach Andrzej zorientował się, że nie znajduje się już na alejce, lecz idzie po trawie w kierunku kępy ozdobnych krzewów, rosnących na małej polanie, a budynek szkoły już dawno zginął za zielenią parku. Coś go ciągnęło do tych kwitnących krzaków. Nie przypominał sobie, żeby był tutaj wcześniej, więc wiedziony ciekawością, poddawał się wezwaniu. Gdy znalazł się bliżej, zobaczył, że krzewy tworzą regularne koło, a w środku znajduje się porosła mchem, około dwumetrowa rzeźba z ciemnego kamienia. Upływ czasu i porosty zatarły szczegóły posągu, można jednak było rozpoznać w stojącej na postumencie, kamiennej figurze, rzeźbę nagiego, atletycznego młodzieńca. Głowę miał lekko pochyloną, jakby przypatrywał się rosnącej wokół trawie, a w uniesionej prawej dłoni trzymał jakiś mały przedmiot. Niestety, mech oraz deszcze padające na pomnik od niewiadomo jak dawna, zatarły szczegóły.

 

Andrzej podszedł bliżej. Przyjrzał się postumentowi, szukając jakiegoś napisu, który pomógłby mu zidentyfikować kamiennego herosa, nie znalazł jednak żadnych inskrypcji. Delikatnie dotknął stopy młodzieńca, i zadarł głowę patrząc w pokrytą porostami twarz.

 

– Kim jesteś, kolego, i czego chcesz ode mnie? Jakie rewelacje na mój temat ty chcesz mi przekazać? Czy mało mi się już dostało od losu?

 

Puste, bazaltowe oczy pozostały nieme. Nagle, za swoimi plecami, chłopiec usłyszał suchy trzask, jakby rozdzieranego materiału. Odwrócił się szybko. Przed nim, mniej więcej metr nad ziemią, wynurzała się z nicości postać wysokiego mężczyzny, opatulonego w białe, powiewające szaty. Przybysz przez moment lewitował nad ziemią, próbując utrzymać równowagę, po czym upadł na ziemię. Na jego twarzy malowało się zdziwienie, nie mniejsze, niż na twarzy Andrzeja.

 

– Na Iluvatara– stęknął, podnosząc się z ziemi i otrzepując z trawy– ty naprawdę masz Moc. Chciałem tylko połączyć się z tobą przez portal, żeby ci się przyjrzeć, ale twoja aura przeciągnęła mnie na twoją stronę, jak magnes żelazo.

 

Andrzej przyjrzał się dziwnemu mężczyźnie. Przybysz miał regularne, przyjemne rysy twarzy, ciemne, długie włosy z delikatną złotawą siwizną i głębokie, mądre, szare oczy. Mówił poprawną angielszczyzną, ale z jakimś egzotycznym, śpiewnym akcentem.

 

-Witaj mój mały. Jestem Dariusz. Ostatni Ćwierć– Elf, przez niektórych nazywany Nieśmiertelnym– Dariusz podszedł do chłopca i wyciągnął przyjaźnie dłoń na powitanie, lecz ten odskoczył do tyłu. Ćwierć– Elf zawahał się, a w końcu oparł o kamiennego młodzieńca. Następnie dodał:

 

-Wiele o tobie słyszałem.

 

– Ja o tobie również, co nieco– ostrożnie odpowiedział chłopiec.

 

– Pewnie od Henrego?

 

– Yhym.

 

– Spokojnie, nie musisz się mnie bać. Bractwo doniosło mi, że znaleźli nowego potomka Elfów, więc postanowiłem poznać cię osobiście. Chciałbym dowiedzieć się na twój temat czegoś więcej.

 

– Na przykład?

 

– No, powiedzmy, o twojej rodzinie.

 

– Nie mam ochoty o tym z tobą rozmawiać– odburknął Andrzej– Nie znam cię. Henry mówił coś o Najstarszym, który przewodniczy ich Bractwu. Mówił też, że jak przyjdzie pora, to go poznam. Ale skąd mam mieć pewność, że to jesteś ty? Tak w ogóle, to jak się tutaj znalazłeś, skąd przybywasz i co to za sztuczka z tą rzeźbą?

 

– Skąd ta podejrzliwość mój mały? Przecież nic złego ci nie zrobiłem.

 

– Przed chwilą ktoś mnie obserwował i próbował wleźć mi do głowy, jeżeli wiesz o czym mówię– Andrzej spojrzał krzywo na Dariusza, po czym uśmiechnął się z dumą– Wystraszyłem go, kiedy odpowiedziałem tym samym. Teraz zjawiasz się ty. Nie wiadomo skąd.

 

Ćwierć– Elf spoważniał.

 

– Mówisz, że ktoś cię śledził? Powiem Henremu, żeby Bractwo na ciebie uważało. A co do mnie, to już ci wyjaśnię. Ta rzeźba jest starsza, niż cała wasza cywilizacja-Dariusz poklepał posąg po nagiej łydce– to artefakt po naszej, elfickiej, kulturze. Wykonano go z bazaltu. Wiesz, co to jest bazalt?

 

– Acha. To skała wulkaniczna. Zastygła lawa.

 

– Dokładnie. Ponieważ pochodziła wprost z wnętrza planety, zawierała w sobie duże ilości energii, którą wy, ludzie nazywacie magią. Czasami, kiedy natrafialiśmy na minerały wyjątkowo mocno emanujące tą energią, robiliśmy z nich amulety. Można by to porównać do, powiedzmy, waszych baterii, w których magazynujecie prąd elektryczny.

 

– Ta rzeźba była baterią?– Andrzeja lekko zszokował taki pomysł.

 

– Tak mniej więcej. W jej obecności łatwiej było czarować.

 

– To dlaczego rzeźba? Nie wystarczyło postawić prosty blok skalny?

 

Dariusz skrzywił się lekko w pogardzie.

 

– To by było takie prymitywne. My, Elfy, kochamy się w pięknie, w sztuce. Po co otaczać się surowymi głazami, kiedy można włożyć trochę wysiłku i postawić sobie w ogrodzie estetyczną rzeźbę. Przyjemne z pożytecznym. Poza tym, proces formowania posągu zwiększał jego walory energetyczne.

 

– No dobrze– niepewnie zgodził się Andrzej– więc ten posąg, ta „bateria", stoi tutaj od waszych czasów? Jak to możliwe?

 

– Mój mały, ja nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania. Nie wiem, skąd się to tutaj wzięło. Podejrzewam, że dłuższy czas przeleżało pod ziemią, po czym kilkaset lat temu Śmiertelni, czyli ludzie, wykopali ten posąg i postawili tutaj– Dariusz rozejrzał się– Ten park wygląda na dosyć stary. Może kiedyś był tu jakiś pałacyk, lub dworek, zdobiony antycznymi rzeźbami?

 

– W szesnastym wieku była tutaj rezydencja, zniszczona podczas wojny domowej, za Cromwella– wyrwało się Andrzejowi.– Teraz jest tutaj szkoła.

 

– No widzisz– zgodził się Dariusz– Ja nie znam dokładnie tego miejsca. Kiedy szukałem sposobności na dyskretną rozmowę z tobą, Henry dał mi namiary na to miejsce i zidentyfikował ten artefakt. Dla mnie ważne jest, że ta „bateria" wciąż lekko promieniuje i wykorzystałem ją, aby się z tobą spotkać. Chciałem porozmawiać z tobą przez hologram, tak jak rozmawiam z Bractwem. Mieszkam w innym świecie i dużo mnie kosztuje przenoszenie się na Ziemię. Jednak, kiedy cię przyzywałem przez ten posąg, twoja wrodzona Moc ściągnęła mnie siłą. Nie mogłem się oprzeć.

 

– No to mnie spotkałeś. I co teraz?

 

– Wciąż nie bardzo mi ufasz. Szkoda, bo chcę ci pomóc.

 

– Pomóc?

 

– Sam przed chwilą mówiłeś, że ktoś cię śledził. Domyślam się kto. Istnieją na tym świecie istoty, które interesują się twoimi zdolnościami. Istoty bezwzględne, które chcą cię wykorzystać. Jednak żeby cię ochronić, muszę wiedzieć o tobie więcej. O twojej rodzinie.

 

– No dobrze, raz kozie śmierć. I tak niewiele ci przyjdzie, jeżeli opowiem wszystko, co wiem– odpowiedział Andrzej z rezygnacją. Po czym powtórzył to, czego dowiedział się od Wiktora i Alicji Kolanowskich.

 

– Polska i Ukraina, mówisz?– upewnił się Dariusz, kiedy chłopiec skończył swoją opowieść– Wschodnia Europa. Korzeni Elfa mógłbym szukać wszędzie, ale na pewno nie tam. Wygląda na to, że twoi rodzice specjalnie Cię tam ukryli. Byłoby dobrze, gdybyś wybrał się w odwiedziny w miejsce twojego urodzenia i dowiedział czegoś więcej. Albo, gdybyś odzyskał ten list napisany po łacinie.

 

– Dlaczego?

 

– Na każdym przedmiocie zostaje mentalny ślad jego twórcy. Coś, jak metafizyczne odciski palców. Gdybym mógł zobaczyć i poczuć ten list, być może rozpoznałbym, który Elf go napisał.

 

– Zobaczę co da się zrobić. Za dwa tygodnie zaczynają się wakacje i jedziemy do Polski. Może namówię rodziców na wycieczkę na Ukrainę– zgodził się Andrzej, z zaaferowania przegapiwszy głębszy sens ostatniego zdania Dariusza– Ale, jeżeli znajdę ten list, to dam go Henremu. Jeżeli naprawdę się znacie, to on ci przekaże.

 

– W porządku, niech będzie– zgodził się Ćwierć-Elf.

 

– OK., ja swoje powiedziałem; teraz twoja kolej– zripostował Andrzej– Jeżeli jesteś naczelnym Bractwa i nazywasz siebie Ćwierć-Elfem, to masz zdolności dużo większe niż Henry i cała reszta. Mam rację?

 

– Jak najbardziej, mój mały– Dariusz uśmiechnął się życzliwie.

 

– Więc powiedz mi, które z moich prawdziwych rodziców, kiedy już ich odnajdziemy, okaże się potomkiem Elfów?

 

– Mój mały, nie rozumiesz– Ćwierć-Elf spojrzał poważnie na chłopca– ani ty, ani żadne z twoich rodziców nie jest potomkiem Elfów– powiedział Dariusz, kładąc nacisk na słowo „potomkiem"– Ty należysz do Rasy Starożytnych. Bardziej niż ja, chociaż jesteś młodszy. Już teraz jesteś silniejszy ode mnie.

 

Kiedy upłynęła godzina i Andrzej wrócił pod szkołę, do czekających na niego opiekunów, Dariusz usiadł na trawie, opierając się plecami o pomnik i zamyślił się. Przez całą rozmowę nie mógł pozbyć się wrażenia, że chłopiec kogoś mu przypomina.

 

 

 

– Witaj, mój diamenciku

 

– Co?! Ty znowu tutaj? Przecież ci zabroniłam.

 

– Możesz zamknąć przede mną wrota swojej pamięci, tak jak to zrobiłaś poprzednim razem, ale nie możesz zamknąć umysłu. Nie mogę nic na siłę z ciebie wyciągnąć, ale mogę cię nawiedzać i dręczyć. Co niniejszym czynię, moja słodka.

 

– Niby dlaczego? Kto ci dał takie prawo?

 

– Ty sama, Isildamante.

 

– Niby jak? Pokazałam ci kiedyś ścieżkę do mojego umysłu, ale ostatnim razem ją zamknęłam. Nie powinieneś był mnie dosięgnąć po raz drugi.

 

– Zabawna jesteś. Naprawdę nie wiesz, jak dałaś mi prawo do nawiedzania cię w myślach? Wpuszczając mnie do swego łoża, otwierając przede mną swoje łono, diamenciku. Czyżbyś nie wiedziała, co jest napisane w świętej księdze hebrajczyków i chrześcijan? „I odtąd będą jednym ciałem". Byłem twoim pierwszym mężczyzną. Kochając się ze mną, zadzierzgnęłaś ontyczną więź, której nic, nawet największa miłość do innego, przerwać nie zdoła. Rozdzielić nas może tylko śmierć jednego z nas; a ja umierać nie zamierzam. Ci głupi ludzie już dawno puścili w niepamięć prawdę, że seks ma swój głębszy wymiar; ale żebyś ty, Starożytna, zapomniała o tak prostych sprawach?

 

-Ty gnido! Uwiodłeś mnie, a teraz jeszcze się pastwisz.

 

– Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi. Swoją drogą, ciekawy jestem, czy ten twój głupiutki, ładniutki narzeczony wie o nas. Jak ma na imię? Aaa, Legolin. Jak jeden z dopływów rzeki Gelion.

 

– Odczep się od niego. Czego chcesz?

 

– Informacji. Zmarniałe pokurcze twojej rasy, które pozostały na Ziemi, znalazły niedawno pewne dziecko.

 

-No i?

 

– Chcę żebyś mi donosiła na bieżąco, każdy krok twojego tatuśka i waszej Rady, dotyczący tego dzieciaka.

 

– A jeżeli nie?

 

– To znajdę sposób, żeby twój śliczniutki chłopak, jego ojciec i wszystkie Elfy, dowiedzieli się o twojej przeszłości. Wtedy już nikt nie zechce dziewczyny splugawionej związkiem ze sługą Cienia.

 

– Jesteś, jesteś… nienawidzę cię!

 

– Jakoś mi to nie przeszkadza. Bądź mi posłuszna, albo cię zniszczę. Pa, diamenciku.

 

Koniec

Komentarze

Rozwija się dość ciekawie. Ale teraz już właściwie nie sposób komentować tych fragmentów, nie znając całości.

Agroieling - tak samo jest przecież z książkami podzielonymi na wiele części - niektóre można czytać nie po kolei, ale w innych się pogubi, jeśli ominie się choćby jedną część:)
Pod czytania mam takie wrażenie, że Andrzej jest zbyt dorosły jak na swój wiek. Tak, dowiedział się wiele, ale wydaje mi się, że zbyt poważnie myśli, mimo wszystko ma tylko 10 lat :) No, chyba że to tylko moje błędne odczucia.

Zgadzam się, myśli zbyt poważnie. Zastanawiam się, czy przy poprawiając oryginał, nie dodać mu kilka lat. Tylko że, to by mi popsuło koncept i ciąg dalszy.

Też zauważyłem, że Andrzej rozmawia z tym Dariuszem, w końcu nie byle kim, tak jakoś bez respektu, jak na dziesięcioletniego chłopca. Ale to może takie czasy są teraz.

A może nie dodawać mu lat, tylko go trochę zdziecinnieć? Dodać mu trochę naiwności dziecięcej czy innych tego typu cech :) Myślę, że tyle by wystarczyło.

Nowa Fantastyka