- Opowiadanie: TomaszMaj - Dzieci Elfów- w poszukiwaniu korzeni odc 6

Dzieci Elfów- w poszukiwaniu korzeni odc 6

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dzieci Elfów- w poszukiwaniu korzeni odc 6

Alicja Kolanowska stała przy zlewie w kuchni. Była szczupłą, drobną kobietą pod czterdziestkę, o lekko skośnych piwnych oczach, wystających kościach policzkowych, ostrym nosie i swobodnie opadającą na plecy grzywą nieokiełznanych jasnopłowych włosów przeplatanych naturalnymi ciemniejszymi pasmami. Rysy twarzy, wykrój oczu oraz gęste i sztywne jak szczecina wilka włosy, odziedziczyła po dalekich przodkach Tatarach z Kresów Polski. Słowiańska część jej protoplastów rozjaśniła kolor włosów, oczu i skóry tworząc egzotyczną, tajemniczą mieszankę. Kobieta ubrana była w lekką, lnianą sukienkę haftowaną w polne maki i narzucony na wierzch kuchenny fartuch, aby nie zachlapać ubrania. W zlewie, jak miniaturowe okręty oceaniczne, unosiły się na wodzie z dodatkiem płynu do zmywania, filiżanki i talerze. Jeszcze większa ich ilość opadła na dno zmywaka.

 

Przez ostatni tydzień zajmowali się wyłącznie jej matką, którą zaprosili do siebie do Anglii i wszelkie prace które można było, odkładali na później. Takie, jak na przykład zmywanie naczyń po obiedzie. Dzięki temu w zlewie urosła wielka sterta brudnej zastawy stołowej. Babcię odwieźli na lotnisko dzisiaj rano i Alicja miała właśnie zamiar wziąć się za porządki, jednak jej szczupłe dłonie ściskające gąbkę, od dłuższej chwili oparte były na brzegu zmywaka, a oczy wpatrywały się w okno wychodzące na ogródek na tyłach domu.

 

W ogródku, na huśtawce zawieszonej pod ogromną, kwitnącą teraz na bladoróżowo, rajską jabłonią siedział Andrzej. Nie huśtał się jednak z całych sił i nie śmiał radośnie, jak to miał w zwyczaju, siedział tylko, nieruchomo wpatrując się w dal.

 

Do kuchni wszedł Wiktor. Był wyższy od żony o ponad głowę, miał jasne, krótko obcięte włosy i błękitne jak len oczy. Był szczupłym i wysportowanym mężczyzną w średnim wieku. Chociaż pod jasnoniebieską koszulą i ciemnymi spodniami w kant nie kłębiły się góry mięśni, każdy jego ruch był jak napięta sprężyna, gotowa wystrzelić w razie potrzeby. Emanował od niego spokój, opanowanie i pewność siebie, które tak pociągały Alicję w czasach narzeczeństwa, a do których po ślubie dołączyła opiekuńczość. Alicja zawsze uważała, że Wiktor jest mężem doskonałym i nawet piętnaście lat małżeństwa i drobne burze w ich życiu nie zmieniły tej opinii. Za sytuację, która o mało co nie rozwaliłaby ich związku jedenaście lat temu, obwiniała wyłącznie swoją porywczą naturę.

 

Mężczyzna podszedł do żony i lekko pocałował ją w kark.

 

– Coś się stało kochanie?

 

– Patrzę na Andrzeja. Jest smutny, zamyślony. Zachowuje się tak dziwnie już od kilku dni. Zauważyłeś?

 

– Sam nie wiem. Jakoś nie zwróciłem na to większej uwagi, ostatnio tyle się działo, ale jeżeli tak uważasz, to pewnie tak jest. Serce matki wie lepiej– zakończył z lekkim uśmiechem dla rozładowania sytuacji. Alicja jednak odpowiedziała poważnie:

 

-Chciałabym być jego matką. Jego PRAWDZIWĄ matką.

 

– Przestań kochanie– Wiktor spoważniał– na ten temat nie ma sensu rozmawiać. Jesteśmy jego rodzicami. Nawet w akcie urodzenia jest tak napisane. Nikt oprócz nas nie zna prawdy i nie ma sensu rozdrapywać starych ran. Zaczęłaś od tego, że martwisz się o niego i wróćmy proszę do tego tematu– powiedział wskazując na siedzącego w ogrodzie chłopca.

 

-Mimo wszystko to było dziwne, sposób w jaki trafił do nas, nie uważasz?– powiedziała kobieta. Miała ochotę porozmawiać o tej historii sprzed lat, jednak widząc błysk niezadowolenia na twarzy męża, zmieniła zdanie– Coś zaczęło się z nim dziać, odkąd wychodzi na samotne spacery z Henrym. Zaczynam się martwić.

 

-Chyba nie myślisz, że ten dziadek klei się do naszego dziecka– zawołał zaskoczony Wiktor.

 

-Ciiii… Szymon jest na górze. Nie krzycz tak– uspokoiła go żona– Nie, nie o to mi chodzi. Wtedy Andrzej by go unikał, a sam zauważyłeś że często pyta o Henrego i czeka na jego wizyty. Nie wiem o co chodzi, ale uważam że powinniśmy porozmawiać z chłopakiem. Martwię się.

 

– Dobrze kochanie. Postaram się to zrobić jeszcze dzisiaj.

 

 

 

Andrzej jednak sam odkrył karty zaledwie dwie godziny później. Grali właśnie wszyscy razem w scrabble po angielsku, dla wprawy z języka. Zarówno Wiktor jak i Alicja uważali że zabawa jest najlepszą formą nauki i starali się stosować tą zasadę w życiu swoich dzieci.

 

Rozłożyli się na dywanie w saloniku, podzielili kostki z literami, Wiktor uzbroił się w pióro i kartkę papieru dla liczenia punktów i rozpoczęli rozgrywki.

 

Szymek, pucołowaty sześciolatek o błękitnych oczach i burzy pszeniczno-blond włosów odziedziczonych po ojcu, dopiero uczył się pisać, więc zabawa szybko zaczęła go nudzić i bardziej przeszkadzał w grze niż pomagał. Alicja wszystko obracała w żart i co chwila cała gromadka wybuchała śmiechem. Jednak po kilkunastu minutach, młodszy syn i tak zrezygnował z zabawy i pobiegł na górę do swojego pokoju i do swoich zabawek. Wtedy Andrzej nagle spoważniał i powiedział:

 

-Ja wiem. Wiem, że nie jestem wasz.

 

Małżonków zamurowało. Śmiech zastygł im na ustach. W milczeniu patrzyli na syna. Nie protestowali. Alicja wyciągnęła dłoń w kierunku ręki chłopca i zatrzymała się kilka centymetrów od celu. Andrzej na szczęście nie odsunął się, jak się tego obawiała, więc łagodnie pogłaskała go po przedramieniu i zatrzymała swoją dłoń na jego dłoni. Popatrzyła na męża i oboje pokiwali głowami.

 

-Jak się tego dowiedziałeś SYNU?– zapytał Wiktor. Gorączkowo zastanawiał się, czy przypadkiem Henry czegoś nie wyniuchał i nie powiedział chłopcu. Obiecał sobie przycisnąć tego starego dziada przy okazji; teraz jednak musiał skoncentrować się na rozmowie z dzieckiem.

 

-To nieważne– smutno odpowiedział Andrzej. Aż do ostatniej chwili miał ukrytą nadzieję, że jednak Henry się myli, że rodzice wszystkiemu zaprzeczą i wszystko znów będzie takie jak dawniej. Znów zrobiło mu się ciężko i poczuł się totalnie osamotniony, jak wtedy gdy zobaczył w umyśle starego Anglika prawdę o sobie.

 

– Nieważne– powtórzył– Opowiedzcie mi wszystko; i dlaczego do tej pory nic nie wiedziałem?

 

– Nie chcieliśmy tego ukrywać przed tobą– gorąco zaprotestowała Alicja– tylko nie wiedzieliśmy jak to zrobić. Czekaliśmy na odpowiednią chwilę.

 

-Bardziej odpowiednia już nie będzie– odparł chłopiec, a Wiktor odniósł wrażenie jakby nie rozmawiał z dziesięcioletnim chłopcem, tylko z dorosłym i bardzo doświadczonym przez życie mężczyzną. Tak, jeśli nie teraz, to nigdy– pomyślał– mamy ostatnią szansę, aby nie utracić go na zawsze.

 

– Byliśmy już cztery lata po ślubie– mężczyzna zaczął z westchnięciem – Wszystko wskazywało na to, że nie możemy mieć dzieci. Lekarze nie potrafili nam pomóc. Nasze małżeństwo zaczęło się sypać. Kłóciliśmy się. Jakby tego było mało twoja MAMA straciła pracę i ciężko znosiła bezczynność. Wyglądało na to, że się rozstaniemy.

 

– Wiesz synku– dołączyła się Alicja– Kochałam twojego TATĘ, ale już nie mogliśmy na siebie patrzeć. Chciałam gdzieś uciec, odpocząć, na spokojnie wszystko przemyśleć– głos kobiety łamał się, traciła wątek i znów podejmowała opowieść w innym miejscu– Oprócz architektury skończyłam teologię na KUL-u i miałam paru znajomych księży. Jeden z nich wyjechał na misje na Ukrainę. Kiedy dowiedział się o naszych problemach, zaproponował mi wyjazd na kilka miesięcy do Kamieńca Podolskiego. Miałam uczyć miejscowe dzieci polskiego pochodzenia, religii i języka ich przodków. Zgodziłam się. Moi rodzice też pochodzili z tamtych stron, więc to było trochę jak powrót do korzeni.

 

Na twarzy Andrzeja powoli zaczęło rysować się zrozumienie. Zaczął kojarzyć pewne fakty. Przypomniał sobie, że miał urodzić się w trakcie powrotu mamy z misji na Ukrainie, gdzieś na wsi. Rodzinne opowieści barwnie przekazywały jak ciężarna kobieta spieszyła się żeby tylko zdążyć przekroczyć granicę, że poród odebrała miejscowa chłopka, a do najbliższego szpitala dowieziono ich, kiedy już był na tym świecie. Tam wypisano akt urodzenia.

 

Więc to tak– pomyślał– adoptowali mnie za granicą.

 

Nie chciał jednak przerywać opowieści i słuchał w skupieniu. Tymczasem Alicja rwącym się głosem kontynuowała:

 

-Wyjechałam w zimie, tuż po Nowym Roku. Zamieszkałam w klasztorze u polskich zakonnic. Nie myślałam o Polsce i tym co tu zostawiłam; nie chciałam myśleć.

 

-Dzwoniliśmy do siebie coraz rzadziej– przejął opowieść Wiktor– zanosiło się na to, że tak już zostanie. Ja tu, ona tam. Bez rozwodu, ale już nie małżeństwo. Takie zawieszenie. Kilka razy nawet odwiedziłem ją na Ukrainie, ale rozmawialiśmy jak obce sobie osoby. Ostatnie nasze spotkanie trwało tylko godzinę. To było miesiąc przed tym telefonem.

 

– Telefonem?

 

– Tak. Gdzieś mniej więcej po sześciu miesiącach od wyjazdu z Polski, twoja MATKA zadzwoniła w środku nocy. Była bardzo podekscytowana, mówiła bez sensu. Nic nie rozumiałem.

 

– Była trzecia nad ranem– uściśliła kobieta.

 

-Być może– zgodził się mężczyzna– w każdym razie zrozumiałem tylko tyle, że to bardzo ważne i mam natychmiast przyjeżdżać.

 

– Wszystkie w klasztorze spałyśmy, kiedy obudziło nas głośne dzwonienie w dzwon przy furcie klasztornej. Siostra, która otworzyła drzwi, znalazła na progu koszyk, a w nim owiniętego w koc noworodka. To byłeś ty. Wyglądałeś jakbyś się dopiero co urodził. Nikogo więcej na ulicy już nie było. Chcieliśmy zadzwonić na milicję, ale kiedy wyjęliśmy dziecko, żeby je przewinąć i nakarmić, w środku znaleźliśmy kopertę i list.

 

Oczy chłopca rozszerzyły się z przejęcia. List. List od jego PRAWDZIWEJ matki.

 

– Ten list zaskoczył nas nie mniej niż twoje pojawienie się, bo napisany był po łacinie. Ani ja, ani żadna z młodych sióstr nic z tego nie rozumiałyśmy. Na szczęście jedna ze starszych mateczek przeczytała go i przetłumaczyła. Napisane było że jesteś prezentem dla tej młodej Polki która tam mieszka– czyli dla mnie– i że mam cię przyjąć jak swoje własne dziecko i wychować. Wtedy zadzwoniłam po Wiktora– Alicja nie wytrzymała i rozpłakała się na dobre.

 

– Wszystko zrozumiałem dopiero po przyjeździe– kontynuował Wiktor– Nie wahaliśmy się ani przez chwilę. Byłem pewny, że to Bóg w jakiś dziwny sposób dał nam ciebie. Zakonnice zobowiązały się do tajemnicy i oddały nam ciebie. Polnymi drogami przedostaliśmy się z powrotem do Polski. Ksiądz który sprowadził twoją mamę na Ukrainę, znalazł nam lekarza w przygranicznym szpitalu, który zgodził się wypisać akt urodzenia bez zadawania pytań. Z drogi zadzwoniłem do jej rodziców z radosną wiadomością, tłumacząc że Alicja specjalnie wyjechała do Kamieńca aby ukryć ciążę. Coś tam nagadałem, że to była ciąża zagrożona i nie chcieliśmy robić rodzinie złudnych nadziei, gdyby skończyło się poronieniem.

 

– Więc oprócz was i mnie nikt nic nie wie?– spytał Andrzej.

 

-Nie. Gdyby się rozeszło, mogłoby się to źle skończyć dla nas wszystkich. W końcu wywieźliśmy nielegalnie z Ukrainy noworodka. Mogliby nas rozdzielić; ciebie zabraliby do bidula na Ukrainę, a nas do więzienia.

 

-Ok.– Chłopiec przypomniał sobie coś jeszcze– A co z Szymkiem?

 

– Urodził się cztery lata po tobie. Naturalnie, bez przekrętów– Wiktor za wszelką cenę starał się uniknąć słów „to nasz prawdziwy syn". Nie chciał aby Andrzej czuł różnicę między sobą a młodszym bratem.

 

– Obu was kochamy z całego serca– Alicja rozbeczała się ponownie i przytuliła syna.

 

Wiktor objął ich oboje i trwali tak siedząc na dywanie pośród rozrzuconych kostek scrabble, ciesząc się swą bliskością, dopóki nie przybiegł Szymon zwabiony ciszą w salonie.

 

 

 

Kiedy godzinę później spacerowali przez oświetlony strumieniami słońca park, Wiktor obejmował Andrzeja i mocno przytulał do swojego boku. Teraz, kiedy już wszystkie tajemnice ciążące na sercu przez tyle lat, zostały odkryte, a ich pierworodny wciąż jest z nimi, mężczyzna oddychał pełną piersią z ulgą i czuł że świat jest piękny i przyjazny. Alicja specjalnie bawiła się na placu zabaw z Szymonem, aby ci dwaj mogli ze sobą spokojnie pobyć.

 

– Już ci to mówiłem synu, i jeszcze raz powtórzę– powiedział czule do chłopca– to nie przypadek, że ty i my jesteśmy rodziną. Sam Bóg nas z sobą połączył. Bo jak inaczej wytłumaczysz fakt, że jesteś tak bardzo do nas podobny?

 

Koniec

Komentarze

I się wyjaśniło, jak to Andrzej trafił tam, gdzie trafił :) Powolny początek odnajdywania odpowiedzi na pytania?
To opowiadanie tak naprawdę wiele nie wnosi, ale rozumiem, że dopiero się rozkręca, więc czekam, aż będzie jakaś prawdziwa akcja trzymająca w napięciu :)

"Przez ostatni tydzień zajmowali się wyłącznie jej matką, którą zaprosili do siebie do Anglii i wszelkie prace które można było, odkładali na później.
które można było  -  chyba lepiej to skasuj?

Naoczne obserwacje pokazują mi, że te złe teksty mają najwięcej komentarzy. Chyba każdy chce sobie poużywać na początkującym nieudolnym ;-). W takim świetle powinienem brać za dobrą wskazówkę, mizerną ilość komentarzy przy moim cyklu. Mimo wszystko zastanawiam się, czy jest sens wklejać kolejne odcinki. Bo, być może nikt tego nie czyta. Szkoda, że nie ma przynajmniej podawanej ilości wyświetleń.
Jutro dodam odcinek 7 i na razie dam sobie spokój. Tak myślę.

Krytyka również jest potrzebna, chociaż przestałam zauważać te błędy  interpunkcyjne i inne, które widziałam na początku i czekam na dalszy bieg wydarzeń, ciekawa, jak to dalej będzie :)

Nowa Fantastyka