- Opowiadanie: Gradia - Zabij mnie, jeśli się odważysz.

Zabij mnie, jeśli się odważysz.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zabij mnie, jeśli się odważysz.

To było jego pierwsze morderstwo. Chciał zwymiotować, zwrócić wszystko, ale nie był w stanie. Tacy, jak on,szybko tracą ludzkie odruchy.

Przemiana zakończyła się rano. Nawet teraz, choć była już noc, szczypało go miejsce na ręce, w które wpił się Zmienny. To wszystko przez niego. To przez niego musiał się teraz ukrywać, mordować. To przez niego czuł ten cholerny, nie do zniesienia, głód, który odrętwiał wszystkie jego członki.

Popatrzył na ciało i poczuł do siebie obrzydzenie. Był pieprzonym mordercą.

Pieprzonym wampirem.

Nienawidził siebie za to.

Miał jeszcze dużo czasu do wschodu słońca, a głód się nie zmniejszył. Czuł ludzi przechodzących obok niego, którzy nie przeczuwali niebezpieczeństwa, jakie czyhało, schowane w zaułku. Dał im odejść. Musiał zrobić coś z ciałem, które leżało u jego stóp. Nie mógł tego tak zostawić, było to świadectwo jego istnienia. Wziął zwłoki na ręce bez żadnego wysiłku, jakby nic nie ważyły, i, nie wychodząc z cienia, poszedł szukać odpowiedniego miejsca.

Znalazł rów wystarczająco oddalony od miasta, ażeby nikt nie znalazł ciała zbyt szybko. A gdy w końcu się uda – będzie wystarczająco przegnite, żeby się niczego nie domyślili.

I teraz mógł rozpocząć łowy.

Wyczuł swoją ofiarę. Była jakieś pół kilometra od niego. Odległość nie była już dla niego problemem, więc uśmiechnął się tylko i ruszył za zapachem.

Była to kobieta. Siedziała w samochodzie i rozmawiała przez telefon. Głupia idiotka. Była sama, a najbliższe domy znajdowały się 2 kilometry stąd. Nie miała gdzie uciec. Zaczął jej nienawidzić za to, że tak bardzo się naraziła, że nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa. A później zaczął nienawidzić siebie za to, że ją zabił. Nie zdążyła nawet krzyknąć. Nim się spostrzegła – nie żyła. Może to i lepiej? Przynajmniej nie cierpiała.

Podpalił samochód. Stał i patrzył, jak wszystko ginie w płomieniach.

To był obłęd. Zapach krwi go wzywał, kusił. Ledwo się powstrzymywał. Nie chciał już tej nocy mordować, musiał znaleźć jakieś miejsce, w którym mógłby przeczekać dzień.

Tuż przed świtem znalazł jaskinię. Schował się w niej i wpatrywał we wschodzące Słońce. Nie czuł zmęczenia. Nie wiedział, czy będzie już tak zawsze, czy tylko teraz, niedługo po przemianie.

Myślał o morderstwach, które popełnił. Zabił dwie osoby, które najprawdopodobniej miały rodziny. Jeszcze wczoraj i on ją miał.

Te zwierzęta, pieprzone wampiry, wdarły się nocą do domu, w którym mieszkał wraz z żoną i dwójką dzieci – córką i synem. Chcąc się zabawić, przywiązali go do szafy i zmuszali do patrzenia, jak wykorzystują jego żonę i córkę, a syna bezlitośnie torturują, wydając przy tym obrzydliwe dźwięki, które według nich były śmiechem. A na sam koniec jeden z nich wpił się kłami w jego rękę. Nie zamierzał go zabijać. Chciał, aby stał się jednym z nich. Czuł coraz większą nienawiść do wampirów. W ciągu jednej nocy całe jego życie runęło. Nie miał już niczego.

Ale te dwa morderstwa to był tylko początek. Będzie ich więcej i więcej, i więcej. Wciąż zwiększająca się liczba rodzin, która nagle straciła bliską osobę.

Patrząc na Słońce, pomyślał o jednym. Gdyby to była prawda, to byłby koniec.

Wstał, zamknął oczy i wyszedł z jaskini. Wprost w promienie słoneczne.

I nic się nie stało. Nie mógł nawet popełnić samobójstwa.

Wrócił do jaskini, oparł o jedną ze ścian i zaczął się śmiać.

Ścigali go.

Był wampirem od dwóch lat. Pogodził się z tym. Zabijał tylko żebraków, nigdy ludzi, którzy mieli rodziny. Nie zabijał nawet tych biedaków, którzy mieli zwierzęta. Może i był głupcem, że przejmował się tym, aby nikogo pośredniego nie skrzywdzić, ale nie mógł inaczej. Mordował szybko, bezboleśnie, jego ofiary nic nie odczuwały. Ślad po ugryzieniu na ręce nie zniknął. Często się w niego wpatrywał, kiedy siedział w starym, opuszczonym domu na obrzeżach miasta, który znalazł podczas jednej z tych nocy, gdy powstrzymując na chwilę głód, szwendał się po zaułkach. Okna były zabite deskami, schody wyglądały, jakby miały się zaraz rozlecieć w drobny mak, meble były porozwalane, z łóżek wystawały sprężyny. Nie dziwił się, że nikt nie odwiedza tego domu. Lubił to miejsce, tutaj mógł choć na chwilę uciec od tego wszystkiego.

Często wychodził w dzień. Promienie słoneczne nic mu nie robiły, nie czuł nawet szczypania. Obserwował ludzi, którzy go mijali. Byli tacy beztroscy, nie wiedzieli, że przechodzą koło mordercy.

Kiedy minął rok od jego przemiany, przestał zastanawiać się, jak mógłby popełnić samobójstwo. Zrozumiał, że musi się z tym pogodzić, bo i tak nic się nie da zrobić.

A teraz go ścigali. Parę ludzi uznających się za pogromców wampirów. Za każdym razem, jak o nich myślał, uśmiechał się. Bawił się nimi.

Uważali, że doskonale się kryją ze swoim zadaniem, ale on ich obserwował. Była ich trójka – dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Czasami dawał im wskazówki, co do swojego istnienia. Specjalnie zostawiał ciała swoich ofiar w miejscach, których na pewno nie przegapią. Lubił patrzeć na ich zachowanie, kiedy je odnajdywali. Porównywał ich wtedy do małego pieska, które dostało zbyt wielką kość. W zasadzie się cieszyli, ale nie do końca wiedzieli, co z tym zrobić.

Kiedy jednej z nocy wszedł do opuszczonego domu, wyczuł w nim intruza. Był w jednym z pokoi. Od razu tam wbiegł z zamiarem zamordowania nieproszonego gościa. Ale niemalże natychmiast się zatrzymał zdziwiony.

To był wampir.

Młody chłopak, może osiemnastoletni, cholernie przerażony, patrzył na niego i nie śmiał ani drgnąć.

– Kim jesteś? – spytał, podchodząc do niego.

Chłopak od razu wycofał się w kąt, drżąc ze strachu.

– Kimś jesteś? – powtórzył.

– Mam na imię Egon. Myślałem, że ten dom jest opuszczony i uznałem, że to jedyna ucieczka przed tym cholernym głodem – powiedział chłopak drżącym głosem.

– Kiedy skończyła się przemiana?

– Godzinę temu.

– Widocznie miałeś jakiś pilny powód, by się ukryć, bo zwykle o tej porze się jęczy z bólu i wycieńczenia.

– Nie chciałem zostać odkryty przez ludzi albo pogromców wampirów.

– Pogromcy wampirów? Więc też o nich słyszałeś?

– Wszyscy ich znają. To zawodowcy. Wytropią każdego w ciągu paru dni.

Wampir zaśmiał się. Zawodowcy. Wytropią każdego. Najwidoczniej głupie pospólstwo tak było uspokajane, ażeby nie wpadło w panikę. Może i są zawodowcami, ale na pewno nie w tropieniu wampirów.

– Uwierz mi. Nie wytropią Cię, nawet jeśli zabijesz przy nich jakiegoś człowieka. To idioci, którzy nie znają się na swojej robocie.

– Skąd o tym wiesz? – zdziwił się Egon.

– Jednym z moich ulubionych zajęć jest zabawianie się z nimi. Ja im daję trop na siebie, a oni nie wiedzą, co z tym zrobić.

– Ale… Nie boisz się, że w końcu Cię złapią?

– Jak mogą złapać, skoro oni sami nie wiedzą, kogo tak naprawdę tropią? Skoro tak bardzo się ich boisz to, kiedy już całkowicie wydobrzejesz, pokażę Ci, jacy z nich zawodowcy.

Egon usiadł na łóżko i patrzył na niego.

– Jak Ty właściwie masz na imię?

Wampir tylko się uśmiechnął.

– Od mojej przemiany minęły dwa lata, wraz z tym przestałem używać imienia. Myślę, że nie jest ono ważne w tym świecie. Jesteś pierwszym wampirem, z którym rozmawiam.

W tej chwili Egon opadł bezwładnie na ziemię i stał się jeszcze bardziej blady. Mężczyzna ukląkł przed nim.

– Piłeś krew?

– Nie. Nie chcę mieć nikogo na sumieniu – odparł słabym głosem chłopak.

– A to się znalazł… – mruknął tylko i wyszedł z pokoju.

Szybko znalazł żebraka i przelał wystarczająco krwi do butelki, którą znalazł po drodze. Kiedy wrócił, Egon leżał na łóżku. Podał mu butelkę, lecz ten ją odepchnął.

– Nie chcę… – wysapał.

– Ale musisz. Nie rozumiesz, że to nic nie da? I tak nie umrzesz. Nic Cię nie zabije, nawet brak krwi. Wpadniesz w stan uśpienia. Ale w końcu się obudzisz i żądza krwi sprawi, że będziesz mordować bez opamiętania i bez jakiejkolwiek świadomości. A gdy ten szał się skończy, będziesz jeszcze bardziej załamany niż wcześniej.

Chłopak spojrzał na niego zdziwiony.

– Skąd wiesz?

– Jestem wampirem od dwóch lat. Próbowałem wszystkiego, co tylko wpadło mi do głowy. – wampir spuścił głowę i podał Egonowi butelkę, która tym razem została przyjęta.

Nie minęła nawet sekunda, a krwi już nie było. Oczywiście, że było jej zbyt mało, ale to musiało jak na razie starczyć.

– W końcu się zmienisz. Nie będziesz się przejmować sumieniem, które wcześniej nie pozwalało Ci zabijać. Będziesz nim gardzić.

– Opowiedz mi o sobie.

– Jestem wampirem od dwóch lat. Zanim się nim stałem, miałem szczęśliwą rodzinę. Ale to się skończyło i teraz jestem sam.

Egon czekał chwilę, sądząc, że będzie ciąg dalszy opowieści, ale w końcu spytał:

– I co? Tylko tyle?

– A czego jeszcze oczekujesz? Oddania się słusznej sprawie? Może mordowania tych, którzy sobie na to zasłużyli? Nie, nic z tych rzeczy. Ba, ja nawet staram się mordować ludzi, którzy nie mają już nic. Zupełnie nic – nawet jakiegokolwiek zwierzęcia. Jestem po prostu cudakiem. A po drugie, to dlaczego mam mówić o sobie, skoro nawet nie wiem, kim jesteś?

– Pochodzę z sierocińca. Dzisiaj właśnie z niego wyszedłem, mając nadzieję na lepsze życie. Nawet miałem plany! Ale widać, jak się to wszystko skończyło. Nie mam już niczego.

– Jak to niczego? Masz nieśmiertelność. Możesz obrabować banki, a ludzie Cię nigdy nie złapią. Albo możesz mieć zabawę, bawiąc się w podchody z pogromcami wampirów. Pamiętaj – w każdym minusie znajdują się plusy. Jutro Ci to udowodnię, a teraz odpoczywaj – powiedział wampir i wyszedł z pokoju.

Aż z tego wszystkiego zgłodniał.

Kiedy skończył łowy, słońce już wschodziło. Wrócił do swojego domu i zobaczył, że jego nowy towarzysz lepiej się czuje. Chodził właśnie po domu i zaglądał do każdego kąta, nawet tego najbardziej zakurzonego.

– Chodź, pokażę Ci Twoich profesjonalistów przy pracy – powiedział do Egona, który od razu się zaciekawił.

Byli tam, gdzie oczekiwał. Po drugiej stronie miasta, przy ciele, które im zostawił. Dyskutowali właśnie nad czymś zażarcie, obchodząc ciało i co chwila przy nim klękając. Cholerna zagadka. Jak to ciało mogło się tutaj pojawić? Przez nie mają teraz dodatkową robotę.

Wampir zaśmiał się.

– Oto i Twoi profesjonaliści. Jedyne, co są w stanie odkryć, to płeć ofiary. Chodź stąd, żal mi się robi na ich widok – powiedział i ruszył w stronę miasta.

Egon najwidoczniej wraz z siłą zyskał nadpobudliwość. Biegał po całym mieście, jakby pod karą śmierci, jeśli ominie jakieś miejsce. A wampir, nie zwracając na niego uwagi, usiadł na ławce i obserwował ludzi. Nagle przerwał mu to jego nowy towarzysz, siadając obok niego.

– Mam dla Ciebie nowe imię – powiedział, a minę miał taką, jakby właśnie się dowiedział, że czekolada zastępuje krew.

– Imię? A po co?

– A co, mam do Ciebie wołać: „Ej, Ty, bydlaku?". No właśnie! Dlatego pomyślałem sobie, że od dzisiaj nazywać Cię będę Pamir.

-Pamir? Skąd to wytrzasnąłeś?

– Od słowa „wampir". Wyrzuciłem „w", przestawiłem litery i wyszło Pamir. Mnie się podoba. Tobie też musi.

Pamir zaśmiał się tylko.

 

Znaleźli go.

A wszystko przez Egona. Zachciało się głupiemu chłopakowi zostawiania śladów. Powinien widzieć, żeby nie robić tego, kiedy oni są parę metrów od niego! Teraz już wiedzą, gdzie się ukrywają. Za niedługo powinni być w jego domu.

– Ja naprawdę przepraszam. Nie wiedziałem, że mnie znajdą! – jęknął Egon, kuląc się przy ścianie.

– Jak mogłeś tego nie wiedzieć, skoro byli niedaleko Ciebie?! Nawet dziecko by się domyśliło! – krzyknął Pamir i usiadł na fotelu.

Oczywiście, był wkurzony na swojego towarzysza. Ale nie przez to, że pogromcy duchów się o nim dowiedzieli, ale przez to, że będzie musiał opuścić ten dom, w którym mieszkali wspólnie od dwóch miesięcy. Ale przed tym postanowił się z nimi zabawić tak, jak jeszcze nigdy tego nie robił.

Egon był przerażony. Mimo, że wiedział, jak beznadziejni są ci pogromcy duchów, to i tak obawiał się, że okażą się silni i ich zwyciężą. Cały czas myślał o nich, jak o profesjonalistach.

Nagle usłyszeli walenie w drzwi. Egon skulił się jeszcze bardziej, ale Pamir wstał spokojnie z fotela i przeszedł przez pokój.

– Ukryj się. W salonie w podłodze jest klapa do małego pomieszczenia, w sam raz na taką osobę jak Ty. Wejdziesz tam i nie ruszysz się, póki po Ciebie nie przyjdę. I przestań się bać, nic nam nie zrobią, to idioci – powiedział Pamir i wyszedł z pokoju.

Kiedy był na schodach, usłyszał za sobą otwieranie drzwi i szybkie kroki zmierzające do salonu. Wiedział, że Egon jest bezpieczny.

Drzwi wejściowe nagle otworzyły się z hukiem i do środka wpadła trójka ludzi – dwóch mężczyzn i kobieta. Gdy go zobaczyli, wyciągnęli przed siebie drewniany kołek i różaniec, jakby to miało ich przed czymś ochronić, i ruszyli w jego stronę.

– Witam w moich skromnych progach – powiedział Pamir, szczerząc kły.

– Poddaj się, wampirze, albo pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś! – krzyknął jeden z mężczyzn.

– Poddałbym się, gdybym wiedział, że przegram, a na to, jak na razie, się nie zapowiada.

– Nim zginiesz, powiedz, gdzie jest drugi wampir – powiedziała kobieta, próbując zrobić groźną minę.

– Skoro nie ma go tutaj, to może być wszędzie – odparł Pamir, nadal szczerząc kły.

– Przeszukajcie teren, musi być gdzieś tutaj – powiedział mężczyzna, który odezwał się jako pierwszy. Towarzysząca mu kobieta wraz z mężczyzną bez słowa odwrócili się i wyszli z domu.

– Zaraz zginiesz wampirze. Wbiję Ci tej kołek w serce! – krzyknął, wyciągając przed siebie przedmioty, z którymi przyszedł.

– Jest to dla mnie tak samo zabójcze, jak promienie słońca. Ale dobrze, człowieku. Zabij mnie, jeśli się odważysz – powiedział wampir i rozłożył ręce.

Pogromca wampirów rzucił się na niego z krzykiem. Pamir zaśmiał się tylko i zrobił krok w bok, przy okazji zabierając mu kołek i różaniec.

– Musisz sobie sprawić nowe zabawki, bo te Ci się już nie przydadzą – powiedział, kręcąc różańcem wokół palca. Mężczyzna patrzył na niego zdziwiony.

– Ale jak? Przecież to miało Cię zabić! – zaprotestował.

– Powiedziałem Ci, że działa to na mnie tak samo, jak promienie słoneczne, ale Ty oczywiście mnie nie posłuchałeś. Głupiec.

Do pogromcy dochodziło powoli, w jakiej jest sytuacji. I to go zaczęło przerażać. Powoli cofał się do wyjścia.

– Z miłą chęcią rzuciłbym się na Ciebie i wypił Twoją krew, ale później nie miałbym z kim się bawić w zostawianie śladów na swoje istnienie. Dlatego może dam Ci szansę i pozwolę uciec stąd, żebyś mógł powiedzieć swoim koleżkom o wszystkim? Co Ty na to?

Mężczyźnie nie trzeba było drugi raz powtarzać. Od razu rzucił się do wyjścia. Oczywiście z krzykiem. Jego towarzysze, widząc to, pobiegli za nim.

Pamir wrócił do salonu i uniósł klapę w podłodze. Zobaczył skulonego i przestraszone Egona. Ten, gdy zobaczył, kto po niego przyszedł, uspokoił się i wyszedł.

– Udało się, nie zabili Cię – powiedział chłopak, otrzepując się z kurzu.

– Nie, nie zabili. Nie mieli wystarczająco odwagi. I broń ich zawiodła. Ale chodź, musimy znaleźć nowy dom, w tym już raczej nie będziemy mieć spokoju – stwierdził Pamir.

Wyszli w noc, oddychając zimnym powietrzem. To ich rozluźniło. Pamir o ludziach mógł powiedzieć wiele złych rzeczy, ale jednego był pewien – że nie spoczną, póki nie znajdą skuteczniej broni, by się go pozbyć. Wiedział to. W końcu sam był kiedyś człowiekiem.

Koniec

Komentarze

Ach, odruch wymiotny - najbardziej ludzki ze wszystkich!

Może i bardzo ludzki, ale:
Chciał zwymiotować, zwrócić wszystko, ale nie był w stanie. Tacy, jak on, nie mają ludzkich odruchów.
To skąd ten odruch wymiotny?
(...) do środka wpadła trójka ludzi - dwóch mężczyzn i kobieta.
Kilkanaście zdań dalej:
(...) powiedział mężczyzna, który odezwał się jako pierwszy, a jego kompani posłuchali go i wyszli z domu.
Cudowne rozmnożenie?

Czuł taką potrzebę, miał w sobie na tyle jeszcze człowieczeństwa, żeby to odczuć, ale nie móc tego zrobić.
I co do drugiego - chodziło mi o tamtą dwójkę - kobietę i mężczyznę, tylko nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa. Poszukam jeszcze.

Propozycje:
Chciał zwymiotować, zwrócić wszystko, ale już nie był w stanie. Tacy, jak on, szybko tracą ludzkie odruchy.
(...) powiedział mężczyzna, który odezwał się jako pierwszy. Towarzysząca mu kobieta wraz z mężczyzną bez słowa odwrócili się i wyszli z domu.

O, dziękuję bardzo :) Podoba mi się to bardziej :)
I przyznam, że obawiałam się wielu krytycznych komentarzy, bo to mój debiut.

    Debiut na stronie na pewno, ale czy to pierwszy tekst upubliczniony?
    Nie jest tak źle, jak w wielu innych przypadkach. Znasz kogoś, kto od początku sypie samymi perełkami?
    Zwracaj uwagę na powtórzenia. To taka zmora, przed którą trudno uciec, a której unikać trzeba. Każdego dopada --- przykład w mojej propozycji... Włącz w edytorze funkcję "wyszukaj", niech Ci pokazuje dane słowo, w ten sposób łatwiej wyłapać zbyt blisko siebie znajdujące się słowa, nawet frazy, a potem napisz to samo, ale inaczej. Poza tym staraj się --- ale już "osobiście" --- nie przeczyć sobie, jak z tym odruchem wymiotnym.
    Jeszcze jedno. Zaimki 'Ty, Ciebie' i tak dalej piszemy dużymi literami tylko w korespondencji --- dialog nią nie jest. Gdybyś cytowała list, wtedy tak, obowiązkowo.
    Powodzenia.

Tak, to jest mój pierwszy tekst upubliczniony :)
A zaimki "Ty", "Ciebie" piszę wielką literą z przyzwyczajenia,tak się wyuczyłam i ciężko będzie się oduczyć, ale może spróbuję.
I dziękuję :)

Historii o wampirach napisano tysiąc pięćset sto dziewięćset, a ostatnimi laty to prawdziwa plaga. Twoja opowieść niczym się nie wyróżnia, jest przeciętna do bólu i powiela przerabiane nieskończoną ilość razy schematy.

Postać wampira zupełnie mnie nie przekonała. Poza tym przedstawiona wizja wydaje mi się nie do końca logiczna. Czemu ten wampir żyje jak bezdomny, skoro może normalnie funkcjonować za dnia i niczym się z tłumu nie wyróżnia?
Pogromcy wampirów wyszli po prostu karykaturalnie, jak jakieś przypadkowe ofiary losu, które o niczym nie mają pojęcia i chyba tylko z nudów biegają z kołkami po mieście.

"Specjalnie zostawiał ciała swoich ofiar w miejscach, których na pewno nie przegapią." - to znaczy gdzie? Jakiś przykład miejsca, gdzie można zostawić ciało, żeby natknęli się na nie pogromcy, a nie policja lub zwykły obywatel?

Słabe opowiadanie.

Pozdrawiam.


Co do tego, że mieszka jak bezdomny: "Lubił to miejsce, tutaj mógł choć na chwilę uciec od tego wszystkiego". On chciał tego, nie czuł potrzeby, że wracać do normalnego życia. Tak naprawdę nie do końca pogodził się z tym, że jest wampirem. A opowiadanie nie miało za zadanie zachwycać. I nie każde musi być takie, że zapiera dech w pierściach.
I tak, tak, tak, ci pogromcy wampirów miei wyjść jak idioci. To pokazuje, że czasami człowiekowi zdaje się, że jest w czymś dobry, mimo że jest odwrotnie. A także, że ludzie są oszukiwani i wierzą, że są bezpieczni.

A nie chciał uciekać od wszystkiego w luksusowym apartamencie? Zresztą nieważne. Skoro nie miało zachwycać ani podobać się, to jaki cel przyświecał tekstowi? W moim odczuciu opowiadanie jest bezbarwną, nijaką opowiastką o wampirach, trochę naciąganą. A treści, o których wspominasz, nie doszukałem się w tekście.

Mnie się nie podobało i tyle.

Pozdrawiam.

Eferelin Rand, on chciał się od wszystkiego odciąć, do czego nie doszłoby, gdyby mieszkał w luksusowym apartamencie :)
I nie wszystkim się musi podobać, takie opinie również są potrzebne :)

Rozumiem, że to twoje pierwsze opowiadanie, więc niech cię to nie zniechęca, bo początki zwykle są trudne. Niestety jest ono bardzo słabe. Przede wszystkim zawiodła spójność i logika.

Na początku - o jaki ja biedny, nie chciałem być wampirem, ale muszę zabijać i czuję się z tym strasznie, a później bawi się z pseudopogromcami, nie ma problemu z przenoszeniem ciał - albo się bawi, albo czuje na swoich barkach weltschmerz.

"Myślał o morderstwach, które popełnił. Zabił dwie osoby, które najprawdopodobniej miały rodziny. Jeszcze wczoraj i on ją miał."

"Był wampirem od dwóch lat. Pogodził się z tym. Zabijał tylko żebraków, nigdy ludzi, którzy mieli rodziny. Nie zabijał nawet tych biedaków, którzy mieli zwierzęta."

Trzeba by się zdecydować, kogo zabija. Poza tym, to że bezdomny, nie znaczy, że nie żyje lepiej niż osoby mające dom i rodziny, nie jest szczęśliwszym czy po prostu lepszym człowiekiem.

Całość sprawia wrażenie, że akcja nie rozciąga się na dwa lata - gdy czytałam, to "wczoraj" mi zazgrzytało. Narrację trzeba poprawić tak, by było wiadomo, czy to są wspomnienia, czy akcja dziejąca się "teraz".

Kolejna sprawa - rozumiem, jakieś wampiry napadły na jego dom, zabiły mu rodzinę i co? - jego przemieniły? dla zabawy? przypadkiem? I poszły sobie? Podobnie z tym młodym, nic nie wie, nie ma pojęcia, kto go przemienił i zniknął. Gdyby wampiry oszalałe głodem nie tylko zabijały, ale i przemieniały mimowolnie, to mnóstwo byłoby takich młodziutkich wampirów. A główny bohater dopiero po dwóch latach pierwszego spotkał. Gdzie inni? Starsi? Dla nieśmiertelnego dwa lata, to nic.

Pogromcy - są tacy pewni siebie, chociaż wychodzi na to, że po raz pierwszy zetknęli się twarzą w twarz z wampirem. I jak to świadczy o wampirze, skoro jedyną jego przyjemnością jest zabawa z kimś, kto ci wyszedł jakby był niedorozwinięty umysłowo? Mój przeciwnik świadczy o mnie. Naprawdę opowiadanie byłoby znacznie ciekawsze, gdyby rozgrywka wampir-pogromca była nieprzewidywalna.

"- Poddaj się, wampirze, albo pożałujesz, że w ogóle się urodziłeś! - krzyknął jeden z mężczyzn."

Dziwny rozkaz, skoro przyszedł go zabić. A jakby się poddał, to co? Aresztuje go?

"- Widocznie miałeś jakiś pilny powód, by się ukryć, bo zwykle o tej porze się jęczy z bólu i wycieńczenia."

A chłopak jest tylko przerażony, żadnych jęków nie wydaje, drugi wampir też nie zauważył, by był wycieńczony...

Przeczytaj opowiadanie na głos, a sama się zorientujesz, że wiele rzeczy jest niespójne. Popracuj nad bohaterami, bez ciekawego bohatera nawet dobre opowiadanie nie zainteresuje. A skoro wzięłaś się za tak nagminnie wykorzystywany ostatnio temat, to przydałby się nowatorski pomysł na wampira.

Co do zabójstw: dwa lata! W ciągu tych dwóch lat mogło się zmienić, kogo zabija, czyż nie? Albo napiszę to tak: od opisu jego pierwszego dnia bycia wampirem minęły dwa lata...
I żebrak jest sam. Może być tak, że nikt by nie płakał po jego śmierci. A co do tego "pożałujesz, że się urodziłeś". Gdyby się od razu poddał, zabiłby go szybko, ale gdyby jednak postanowił atakować - śmierć byłaby dłuższa, bardziej bolesna.

Gradia, ja to wiem, że dwa lata minęły, albo inaczej - domyślam się, bo z tekstu to nie wynika. O to mi chodziło. Piszesz jakby wszystko działo się w jednej chwili:
Wrócił do jaskini, oparł o jedną ze ścian i zaczął się śmiać.
Ścigali go.
Był wampirem od dwóch lat.
Trzeba by to jakoś porozdzielać, najprościej odstępem czy gwiazdką, bo wychodzi na to, że w chwili, gdy wspomina przeszłość ciagle jest w jaskini i ktoś go ściga...

I żebrak jest sam. Może być tak, że nikt by nie płakał po jego śmierci.

Trochę takie na siłę tłumaczenie się - jest sam, nikt po nim nie zapłaczę, więc w sumie nic złego nie robię. Wielu ma dużą rodzinę i też nikt po nich nie zapłaczę - ta sama sytuacja? Trochę żałosne tłumaczenie, a sam twój bohater wyśmiewa się z młodego, by nie myślał, że zabija samych złych - wychodzi niespójność charakteru. Albo jest cynikiem, albo roztkliwia się nad sobą.

Gdyby się od razu poddał, zabiłby go szybko, ale gdyby jednak postanowił atakować - śmierć byłaby dłuższa, bardziej bolesna.
W walce różnie być może. I to w jej trakcie śmierć właśnie zwykle jest szybsza, i często też bezbolesna.

Najważniejsze jednak - nie powinnaś tłumaczyć tego wszystkiego w komentarzach, to powinno być zawarte w opowiadaniu, by nikt nie zadawał takich pytań.

Ach, dopiero teraz zauważyłam, że nie ma odstępu przed "Ścigali go", musiałam przez przypadek usunąć, kiedy jeszcze poprawiałam.
Wytłumaczyłabym co do tej walki - ale w końcu mówisz, że nie powinnam. Bo widzisz, ja wiem, jak czytam, to zdaję sobie sprawę, o co mi chodzi. I w tym najwidoczniej jest problem.

To jest odwieczny i, niestety, często dający o sobie znać problem. Za mało informacji dla czytelników. Pomijasz w trakcie pisania to, co wydaje się Tobie oczywiste --- dla nas już oczywistym być nie musi.
Co nie oznacza nawoływania do łopatologii, czyli nadmiaru zbędnych informacji.

Tylko co jest gorsze? I w tym, i w tym ciężko się porozumieć.

Przy nadmiarze poczytasz grymasy, że za dużo wyjaśniasz, podpowiadasz, bo to się przecież samo rozumie... Raz, drugi, trzeci --- znajdziesz złoty środek, kiedy głosów na tak i na nie poczytasz mniej więcej tyle samo. Dlatego myślę, że lepiej zacząć od lekkiego nadmiaru, delikatnej łopatologii.
Czy ciężko, czy lekko przyjdzie porozumieć się, jak to nazwałaś, nie wiem --- owo porozumienie między piszącymi a czytającymi zawsze ma charakter indywidualny.

Nowa Fantastyka