- Opowiadanie: Asasin666 - Organy (bajka)

Organy (bajka)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Organy (bajka)

W małej wiosce na obrzeżu, stał mały dworek, do którego prowadziła wąska, polna dróżka.

Wokół domku rosły stare drzewa, które nigdy nie miały liści. Wieśniacy twierdzili, że tam straszy. I mieli, co do tego rację. Mieszkała tam rodzinka wampirów. Tata wampir, mama wampir i dziecko wampir. Mimo że Zdzisław i Krystyna byli małżeństwem już 1138 lat, Franek był ich pierwszym dzieckiem. Bo wiecie, u wampirów, wszystko trwa dłużej… Ostatnio cały czas poświęcali swojemu synkowi. Bardzo go kochali. Nie chodzili na dzikie imprezy, nie masakrowali wsi i nie nabijali głów na płoty. Chcieli by ich dziecko, odebrało głębokie satanistyczne wychowanie i wyrosło na krwiożerczą bestię. Zabawy poszły na bok.

***

 

Kłopot zaczęły się już na pierwszych urodzinach Franka. Rodzice naspraszali gości, napełnili trzy beczki krwią wieśniaków, obmalowali ściany pentagramami i szóstkami. Mimo wspaniałej atmoswery Franek marudził, płakał i krzyczał, a rodzice nie wiedzieli, co robić. Potem nastąpiła ceremonia. Rodzice napełnili buteleczkę krwią niechrzczonych dzieci. Franek nie chciał pić i marudził, a gdy w końcu wypił, zrobił się cały czerwony i jeszcze bardziej płaczący. Okazało się, że ma alergię na krew. Rodzice byli wstrząśnięci. Wszyscy goście radzili zabić dziecko, ale oni nie mogli. Bardzo je kochali.

 

***

 

Wampirek rósł, ale był inny niż inne dzieci. Dużo czytał, a zamiast urywać głowy zwierzątkom i straszyć chłopstwo, on bujał się na huśtawce i zbierał kwiatki. Gdy inne małe wampiry kradły, plugawiły i oszukiwały, on pozostał niewinny jak łza. Ale rodzice nie krzyczeli na niego, nie upominali go, a przed znajomymi bronili jak tylko mogli. Bardzo go kochali.

 

***

 

W wieku siedmiu lat, gdy większość dzieci miała już na swoim kłońcie zmasakrowane gospodarstwo, lub większą rzeź, on pozostał niezmienny. Spacerował po wsi, czasem po lesie. Mimo że nie skrzywdziłby muchy, ludzie bali się go, a on ich. Pewnej słonecznej niedzieli, usłyszał bicie dzwonów. Zaciekawiony poszedłby to sprawdzić. Na miejscu zobaczył wielką budowle z krzyżem na wieży. Już o tym słyszał. To był kościół. Poczekał aż wszyscy wyszli, łącznie ze śmiesznym facetem w spódnicy. Wszedł do środka i zaczął zwiedzać. Wszedł na chór, a jego oczom ukazał się cud. Pozłacane, stare dębowe organy. Nie mógł się oprzeć. Zagrał. Grał i grał a piękna muzyka wypełniła kościół.. Grał tak aż do wieczora. Kiedy zauważył, że się ściemnia, postanowił wrócić do domu. Gdy opowiedział rodzicom co się stało, oni wyjaśnili mu, że kościół to niebezpieczne miejsce dla młodego wampira. Zasmucony poszedł spać, a rodzice, mimo że syn złamał jedno z najważniejszych wampirzych przykazań nie nakrzyczeli na niego. Bardzo go kochali.

 

***

 

Franek rósł, ale poza tym nie zmienił się wcale. Często zakradał się do kościoła by grać. Dowiedział się, że facet w spódnicy to ksiądz i że odprawia msze. Że ludzie przychodzą do kościoła by modlić się do Boga. Wydawało mu się to śmieszne i nie za bardzo to rozumiał, ale nie przeszkadzało mu to. Oczywiście rodzice wiedzieli o jego „wypadach", ale nikomu nic nie mówili. Bardzo go kochali.

 

***

 

Rok później, pewnej niedzieli, Franek, widząc, że wszyscy wyszli znów zakradł się do środka. Pospiesznie pobiegł na chór. I grał. Grał, a muzyka wypełniła świątynię. Wtem w progu pojawił się ksiądz. Franek przeraził się, wiele złego słyszał o tych typach. Ale on powiedział tylko dobrotliwie:

-Pięknie grasz synu. Otóż stary organista odchodzi na emeryturę, a parafia kupuje nowe organy. Czy chciałbyś na nich grać, co niedzielę na mszy??

Młody wampir nie wiedział, co powiedzieć. Był zachwycony. Nowe organy! I mógł na nich grać! I w końcu zobaczy mszę! Nie wiedział, co rzec, więc wydukał tylko:

-Tak…

 

***

 

W następną niedzielę Franek przyszedł na mszę. Grał pięknie, a ludzie byli zachwyceni. W ogóle nie dźgali go, nie gonili z krucyfiksem, ani czosnkiem i w ogóle byli bardzo mili. Nowe organy były cudowne, piękne, a grało się na nich jak z bajki. Wtedy ksiądz rzekł:

-Boże pobłogosław te organy.– I zaczęło się. Organy zaczęły palić Franka, sprawiać mu ból przy każdym dotknięciu. Ale on grał dalej. Grał i grał, choć wiedział, że kona. Grał póki cały nie spłonął.

Koniec

Komentarze

To kościół nie był pobłogosławiony?

Co tu mamy: Szorta z w miare ciekawym zarysem pomysłu i w miare ciekawym zakończeniem. Styl mocno surowy, ale nie za dużo błędów.

Twoje, czy brata?

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nie wiem, czy bajka, opowiastka, moralitet, primia i inne tego typu formy są najlepszym pomysłem. To znaczy, że są bardzo proste i łatwe w obsłudze. Nie potrafię jej ocenić. Jest, ale co z tego? 

ładne zakończenie

Sympatyczne, ale spitolone na deser. Patrz pytanie dj-a. Jeżeli bez szwanku grał na starych, to i na nowych też powinien.

zakończenie psuje tekst - ni przypiął, ni przyłatał do "bajki", pierwsze akapity owszem zabawne, ja bym to zakończenie poprawił na miejscu autora, wtedy tekst niewątpliwie zyska

Ech, patrząc na pokolenie "Zmierzchu" aż chce się zapytać - w którym miejscu wampirzy rodzice popełnili błąd?

Według mnie całość jest niedopracowana i nieprzemyślana. Zarys pomysłu i zakończenie - gra ważniejsza od bólu, ciekawe, ale przydałoby się popracować też nad językiem. Do tego tematu widziałabym coś zbliżonego do prozy poetyckiej, wtedy mogłaby wyjść baśń.


W małej wiosce na obrzeżu, stał mały dworek, do którego prowadziła wąska, polna dróżka.
Wokół domku rosły stare drzewa, które nigdy nie miały liści.

małej - mały (niepotrzebne powtórzenie); skoro dworek, to nie trzeba dodawać, że mały
Albo dworek, albo domek - to nie to samo, więc wprowadza zamieszanie


Wieśniacy twierdzili, że tam straszy. I mieli, co do tego rację. Mieszkała tam rodzinka wampirów.

Straszenie w starym domu to raczej duchy...


Franek był ich pierwszym dzieckiem.

Brzmi jakby mieli więcej dzieci, a nie jedynaka.


Nie chodzili na dzikie imprezy, nie masakrowali wsi i nie nabijali głów na płoty. Chcieli by ich dziecko, odebrało głębokie satanistyczne wychowanie i wyrosło na krwiożerczą bestię. Zabawy poszły na bok.

Skoro chcieli, by wyrosło na krwiożerczą bestię, to raczej powinni go zabierać na te swoje zabawy.


Mimo wspaniałej atmoswery...

literówka


Wszedł na chór, a jego oczom ukazał się cud. Pozłacane, stare dębowe organy. Nie mógł się oprzeć. Zagrał. Grał i grał a piękna muzyka wypełniła kościół.. Grał tak aż do wieczora. Kiedy zauważył, że się ściemnia, postanowił wrócić do domu.

No ok, może się zdarzyć, że nowy kościół nie jest konsekrowany (robi to biskup, więc zanim dojedzie do wsi może minąć pare lat), chociaż codzienne msze powinny go „poświęcić"; lepiej jednak gdyby grał w innym miejscu i przypadkiem natchnął się na niego ksiądz. To nie budziłoby zgrzytów logicznych.

przecinek przed "a"

"Zagrał", "Grał i grał", "Grał tak aż do" - za dużo tego

Swoją drogą, zwykle wampiry żyją w nocy, skoro ten jeden w dzień, to można by też o tym wspomnieć.


Rok później, pewnej niedzieli, Franek, widząc, że wszyscy wyszli znów zakradł się do środka.

przecinek przed „znów"


-Pięknie grasz synu. Otóż stary organista odchodzi na emeryturę, a parafia kupuje nowe organy. Czy chciałbyś na nich grać, co niedzielę na mszy??

spacja przed „Pięknie"
przecinek przed „synu"
usunąć przecinek przed „co" i drugi pytajnik
No i nie za dobre połączenie dwóch pierwszych zdań - "otóż" w żadnym wypadku tu nie pasuje. Lepiej: "Wiesz, że... Może więc chciałbyś na nich grać..."


W następną niedzielę Franek przyszedł na mszę. Grał pięknie, a ludzie byli zachwyceni. W ogóle nie dźgali go, nie gonili z krucyfiksem, ani czosnkiem i w ogóle byli bardzo mili. Nowe organy były cudowne, piękne, a grało się na nich jak z bajki. Wtedy ksiądz rzekł:
-Boże pobłogosław te organy.- I zaczęło się. Organy zaczęły palić Franka, sprawiać mu ból przy każdym dotknięciu. Ale on grał dalej. Grał i grał, choć wiedział, że kona. Grał póki cały nie spłonął.

W ogóle - w ogóle, raz powtórzenie, dwa - brzmi nie za dobrze, lepiej: Nawet nie myśleli o tym, by...
grało się na nich jak z bajki - błąd frazeologiczny, coś lub ktoś może być jak z bajki, ale nie czynność - czyli tylko same organy mogły być jak z bajki, a nie gra na nich
brak spacji między myślnikami
przecinek przed „póki"

Najlepiej za parę dni, tygodni przeczytaj tekst jeszcze raz, przemyśl każde zdanie i spróbuj poprawić. Właściwie Zenon ma racje - albo humor, albo zakończenie - razem to nie pasuje, musisz się zdecydować, co chcesz napisać. Bajka to na pewno nie jest.

Nowa Fantastyka