- Opowiadanie: meksico - Zdjęcie z Zakopca

Zdjęcie z Zakopca

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zdjęcie z Zakopca

To taka historyja, o wkłądaniu do mrowiska kija :) Za wszelkie błędy przepraszam…

 

Spacer przez Krupówki przypomniał mi, gdzie jestem. W mrowisku. Robotnice rozsiadły się przy kramikach z oscypkami, ciupagami, scyzorykami i drewnianymi zabawkami. Górale przesiadywali w bryczkach, czekając na kolejnych klientów, a znudzone konie drzemały. Jedyny miś, którego widziałem w czasie urlopu, schował się w cieniu karczmy i zazdrośnie spoglądał na sączących zimne lane gości.

Słoneczna pogoda zmieniła się w nieznośny skwar, a mi odechciało się tego całego Zakopanego. Na długo. Przynajmniej do przyszłego roku. Dziś nie planowałem żadnych wycieczek. Miałem dosyć dreptania gęsiego po szlakach, przesuwania się w kolejce na Gubałówkę czy Kasprowy, wpatrywania się w niekończące się wężyki turystów. Powlokłem się ku Wielkiej Krokwi. Nie miałem nawet siły wspinać się na jej szczyt. Sam majestat mi wystarczał. Minąłem wielką skocznię i zatrzymałem się dopiero przy drugiej, mniejszej. Moją uwagę przykuło coś innego. W niedużej zagrodzie stało stado kóz. Małe i duże przypatrywały mi się z ciekawością. No dobra, cyknę parę fotek i do domu, pomyślałem, podchodząc bliżej. Śmierdziało. Przywykłem jednak dosyć szybko i będąc już przy samym ogrodzeniu, chwyciłem za aparat. Nie był to może nowoczesny sprzęt, ale miałem do niego sentyment. Poza tym lubiłem mieć zdjęcie od razu. Przymierzyłem i już miałem pierwsze dobre ujęcie, gdy nagle ktoś szturchnął mnie w ramię.

– Hej! – Odwróciłem się, zapominając o kozach. – Zdjęcie dziesięć złotych.

Może dwunastoletni chłopak ubrany w strój góralski chwycił się pod boki i patrzył na mnie jak na złodzieja.

– Za zdjęcie?! – Zdziwiłem się własnym zdziwieniem. Wszak Zakopane.

– Dokładnie – potwierdził mały. – Jest jeszcze koń. – Wskazał na pobliskie pole.

– Za ile?

– Koń jest sąsiada, więc za piątkę.

Biznesmeni, pomyślałem wyciągając dychę. Zanim mały chwycił pieniądze, cofnąłem rękę.

– A może to nie twoje kozy? – Spytałem, przyglądając się mu uważnie. – Wtedy za dychę dwa zdjęcia.

Trzeba się targować, już dosyć ze mnie zdarli.

– Jak się nie podoba, to truchtaj pan na Krupówki – stwierdził. – Kozy są moje. Poza tymi w górnej zagrodzie. – Ruchem głowy wskazał niewielką zagródkę kilkadziesiąt metrów dalej.

– No i doszliśmy do porozumienia. – Ucieszyłem się.

– Cyknę parę zdjęć, a ty dostaniesz dychę.

– Tamtych nie wolno – powiedział poważnie młody góral.

– To chcesz zarobić, czy faktycznie mam iść na Krupówki? – Musiałem być twardy.

– Nie wolno i koniec. Zobacz, te są ładne. Bialutkie jak śnieg na Giewoncie.

Istotnie miał rację. Wszystkie w kolorze mleka z kartonu. Rzuciłem okiem na zakazane stadko. A raczej na kilka osobników najwyraźniej niezbyt głodnych, bo zamiast wsuwać trawę, gapiły się na nas. Dwa capy były czarne jak smoła, a długie brody zwisały aż na piersi. Pozostałe kozy przypominały opakowanie mleka „Łaciate".

– Faktycznie brzydkie – musiałem przyznać.

– Hej – mruknął mały góral. – Daj pan tę dychę i pstrykaj ile chcesz. – Wskazał na swoje owce.

Jakby nie patrzeć, w targowaniu okazałem się lepszy, niż przypuszczałem. Zaraz wziąłem się za robienie zdjęć. Chłopiec przysiadł na żerdzi ogrodzenia i żuł źdźbło trawy.

– No wystarczy – powiedziałem, trzymając kilkanaście gotowych fotografii.

Podziękowałem góralowi, pogłaskałem kilka z moich modelek i ruszyłem w drogę powrotną. Idąc chodnikiem, zacząłem przeglądać zdjęcia. Nie był to dobry pomysł, bowiem co chwilę ktoś na mnie wpadał, wmawiając mi, że to ja chodzę jak pokraka. Usiadłem na ławce z widokiem na skocznie i kontynuowałem oglądanie. Tu koza skubiąca trawę, tam koźlątko skubiące matkę kozę, gdzie indziej… No właśnie. Na jednym ze zdjęć dostrzegłem sylwetki czarnych kóz. Zwierzęta z drugiego planu zdawały się wpatrywać dokładnie w obiektyw aparatu. Wyglądały, co najmniej… mądrze? Tak pomyślałem. Podniosłem wzrok. Małego górala-biznesmena już nie było.

– Co on mi tu będzie… – mruknąłem.

Raźno ruszyłem w kierunku zagród. Już wymyśliłem sobie opowiastkę dla chłopca, na wypadek gdyby mnie przyłapał. Nie było go jednak. Minąłem pierwsze stadko, witające mnie meczeniem. Po chwili stałem przed drugą grupką kóz. Przed czarnymi i łaciatymi capami. Zdawały się większe od tych na dole. I jakieś takie… mądre? Nie. Pomyślałem. Kozy może i nie są głupie, ale z pewnością nie są mądre. Uklęknąłem, jeszcze raz sprawdzając, czy obok nie stoi ktoś z zamiarem szturchnięcia mnie. Upewniwszy się, że młody góral nie stoi w pobliżu, usadowiłem się wygodniej.

– Teraz pozować mi tu – zwróciłem się do zwierzyńca.

Największy cap z rogami w kształcie rozciągniętego „V" podszedł pod sam obiektyw. Widziałem czarne oczy. Zniecierpliwione oczy? Nie, to nie możliwe. Czarny cap musiał mieć normalne oczy, tylko z moimi było coś nie tak. Pstryk!

 

– Gadałem mu – upierał się chłopiec w góralskiej czapce.

Obok niego stał stary góral z twarzą porytą zmarszczkami jak sam giewont. Obaj oglądali zdjęcie, które przed chwilą znaleźli obok ogrodzenia.

– Głupie jak stołowe nogi – burknął starzec.

– Co teraz? – Dopytywał się chłopak.

-To, co zawsze. Nic – powiedział, rzucając do zagrody fotografię.

 

Zapytacie, co się ze mną stało? Nic. Siedziałem w koźlim ciele i dziwiłem się. Bo jeszcze przed chwilą trzymałem w ręku aparat, a teraz… Nie wiem, jakim sposobem zamieniliśmy się ciałami, lecz podejrzewałem, że miało to związek ze zdjęciem. Widziałem, jak cap w moim ciele, jakby nigdy nic znika w tłumie. Przyjrzałem się towarzyszom niedoli. Bez emocji obserwowali spacerujących ludzi. Wtedy zrozumiałem, a właściwie przypomniałem sobie pewną myśl. Zakopane to mrowisko. Nie ma co. Wystarczy czekać, a z pewnością zjawi się ktoś odpowiedni. Cofnąłem się o kilka kroków i podobnie jak reszta stada zastygłem w bezruchu. Poczekam na ciebie, pomyślałem. Poczekam.

 

Koniec

Komentarze

Bardzo fajny pomysł i fajnie się czytało.  Trochę niedoróbek redakcyjnych.
Chyba temat na nieco większe opowiadanie. Rozmowa pomiędzy ludźmi zamienionymi w kozy mogłaby byc niezwykle pouczająca.... .Gdzieś tam rzucił mi się w oczy Giewont pisany z małej litery. Pozdrowienia.

Ciekawe, jak wiele można sobie powiedzieć meczeniem, Rogerze.
Za ten giewont małą duży punkt ujemny, meksico.

Nie musieli myczeć. Może wymiana myśli? Czemuzby nie?

Kozy na wyższym stopniu rozwoju?

Dzięki Roger, dzięki Adamie. Postaram się poprawić, co będę mógł.
W Zakopcu pod skocznią jest ta zagródka, są kozy:) No i te capy. Może nie czarne, ale są. I gapią się na człowieka, jakby czegoś chciały. Jak ktoś będzie w Zakopanem można zobaczyć. Tylko proszę, nie róbcie zdjęć:)
Jeśli chodzi o te rozmowy między kozami, to nawet myślałem o tym:) Ale nie chciałem mieć kóz z Madagaskaru:)
pozdrawiam serdecznie

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Ale dychy za zdjęcie to bym nigdy nie dał...

Brr.
Fajny szorcik, damcija 4/6

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Ukene, tak bywa:) zarabiają na czym popadnie:)
Dzięki Jajku:)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Sympatyczne, pośmiałem się. Jak i Dj daję czwóreczkę.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Miło Fas, miło :) Zapraszam do Zakopca :)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Ciekawe opowiadanie i zaskakujące, raczej myślałam, że coś na tym zdjęciu wyjdzie.. Nie wiem tylko, czy w narracji trzecioosobowej nie byłoby ciekawsze. To pytanie "Zapytacie, co się ze mną stało?" trochę rozwala mi klimat. Opis oczu, zamknięty w nich krzyk - takie zakończenie chyba bardziej by mi odpowiadało.

Co do opłat za zdjęcia, na Krupówkach chyba 15 zeta chcieli za zdjęcie z psami czy na kucykach... Jeszcze mogę zrozumieć, że rodzice sprawią dzieciakowi przyjemność płacąc za przejażdżkę na kucyku, ale za samo zdjęcie w życiu bym tyle nie dała.

Nowa Fantastyka