- Opowiadanie: Ywhre - Níruém I Krąg Czerni część 1

Níruém I Krąg Czerni część 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Níruém I Krąg Czerni część 1

Yesmenna siedziała nad brzegiem wielkiego jeziora i moczyła nogi rozmyślając, jaki jest najlepszy sposób na samobójstwo. Zza drzew, z pobliskiego pomostu dobiegały radosne chichoty dzieci. – Niech się któreś utopi albo niech jaki topielec pochwyci, pomyślała, Przynajmniej spokój będzie przez czas jakiś.

Inne dzieci nie lubiły szesnastoletniej Yes, ba, one jej nienawidziły, bały się… Więc szykanowały. Obrażana i kopana, mała Yesmenna już w wieku sześciu lat odgrodziła się murem od rówieśników. A wszystko to przez jeden ważny szczegół, matka Yes była magiczką.

Dziewczyna siedziała na kamiennym murku, zapewne pozostałości po elfiej budowli. Inne dzieci nie zapuszczały się do tej części lasu. Bały się go tak jak Yesmenny.

Nagle usłyszała głośny plusk, podniosła głowę i zobaczyła wystający z wody metalowy kij. Zaintrygowana, podwinęła nogawki spodni, zeskoczyła z murku i zagłębiła się w wodę. Przeszła kilka metrów, woda sięgała jej już do piersi a od pręta dzieliła ją jeszcze spora odległość.– Ech…

Zdjęła koszulę zawiązaną powyżej pępka i rzuciła ją na brzeg. Przechyliła się do przodu, odbiła lekko od dna i popłynęła.

Do kija dopłynęła szybko, zatrzymała się i obejrzała drąg dokładniej. Metal był stary, zardzewiały i pokryty glonami. - Dziwne, Yesmenna wytężyła umysł, jestem w stanie przysiąc, że tego tu wcześniej nie było. Spróbowała dotknąć laski, gdy tylko zbliżyła dłoń poczuła mrowienie pod skórą. Wiedziała, że to magia, ale nie mogła się opanować. Dotknęła zimnego metalu i natychmiast odrzuciło ją do tyłu. Zdziwiona siłą bariery, dryfowała przez chwilę.

Gdy się ogarnęła, przypomniała sobie naukę matki, jak postawić własną barierę, która jest w stanie zniwelować skutki innej. Wykonała skomplikowany ruch ręką, która zabłysła słabo. Błysk rozszedł się po całym ciele i znikł. Dotknęła pręta raz jeszcze, tym razem nic się nie wydarzyło. Pociągnęła kijem, usłyszała cichy odgłos, jakby coś pękło. Pociągnęła mocniej i laska wygrzebała się z mułu. Podpłynęła do brzegu, położyła kij na murku, wyszła z wody, ubrała się i chwyciła pręt do ręki nie zapominając o podtrzymywaniu bariery. Przeszła kilkanaście metrów, przedarła się przez zarośla i dawno nieużywaną ścieżką przeszła przez las. Uważając czy nikt nie patrzy, przebiegła przez wieś i skręciła w stronę swojego domu. Po chwili weszła na drewnianą werandę. Otworzyła drzwi i weszła do środka.

– Uważaj! – Usłyszała i, pchana impulsem i przyzwyczajeniem, że w domu zawsze dzieje się coś dziwnego, schyliła się. W tej samej chwili w futrynę drzwi coś uderzyło, po czym spadło na podłogę.

– Co to jest?! – Zapytała czując, że nie chce znać odpowiedzi. Owo "coś" było małe, czarne i chyba wcześniej miało odnóża i ogon.

– To jest kot, czarny, jeśli chcesz znać szczegóły – matka dziewczyny zachowywała spokój.

– No przecież widzę, że czarny, cały przecież osmolony. Coś ty mu chciała zrobić? – Yesmennie nie udzielił się spokój matki. Wręcz przeciwnie.

– Czarny to on był wcześniej, moja droga panno. A co chciałam z nim zrobić? Zmienić kolor futra na białe, ale jak mi się nie udało, to sentyment tyłek ścisnął. Przypomniałam sobie sabaty, wyścigi na miotłach, zmienianie przystojnych aczkolwiek, złośliwych chłopów w żaby, palenie kotów… No i rzuciłam czar eksplozji. Tylko zapomniałam ustawić trajektorię lotu, no i się kociak wymknął – czarodziejka machnęła ręką i truchło kota powędrowało do kosza. Popatrzyła na córkę swoimi malachitowymi oczami.

– Jak ty wyglądasz? Gdzież się znowu szlajała? I co to za drąg?

Yes podniosła rękę, w której spoczywał metalowy pręt.

– Pojawiło się w jeziorze znikąd. Jest definitywnie magiczne. Ma mocną barierę ochronną – powiedziała i położyła dziwne coś na dębowym stole.

– Barierę to może miało, ale już nie ma. To leżało na dnie czy było wbite w muł? – zapytała mama.

– Wbite. I chyba do czegoś przymocowane, bo jak ciągnęłam, to stawiało opór.

– Tak myślałam. To fragment czegoś większego, co ma silną barierę. Gdy to odłamałaś, moc uszła z tego pręta… Mówisz, że gdzie to znalazłaś? – w oczach magiczki pojawił się niepokojący błysk.

– Pojawiło się znikąd w jeziorze, w tym miejscu, gdzie zwykle siedzę. Jestem w stanie przysiąc, że wcześniej tam tego nie było – powiedziała Yes. Czarodziejka odwróciła się, otworzyła dolną szufladę magicznej szafy ( której magiczne właściwości ograniczały się do tego, że zwykli ludzie jej nie widzieli) i wyciągnęła z niej jakiś zniszczony rulonik. Rozłożyła go na stole, okazało się, że to bardzo stara mapa okolicy.

– Zaznacz, w którym miejscu zwykle przebywasz – rzekła.

Yes dotknęła mapy: – Tu zwykle siedzę – po czym przejechała palcem po starym pergaminie – a tu pojawił się ten pręt – powiedziała. Matka tak gwałtownie krzyknęła, że córka aż podskoczyła.

– Wiedziałam! Wiedziałam! – rozradowana magiczka skakała z radości.

Po dłuższej chwili, Yesmenna, zdenerwowana atakiem euforii swej matki, zapytała wreszcie: – Co wiedziałaś?!

Matka spojrzała na córkę jak na ułomną.

– I ty uważasz się za czarodziejkę? Nie umiesz nawet czytać w myślach.

– Umiem, ale nie potrzebuje tego robić… Ej! Nie zbaczaj z tematu! – krzyknęła dziewczyna.

– Ech, jak ty się uprzesz to nic… cię… nie… powstrzy… ma. – Czarodziejka chciała powiedzieć coś jeszcze, ale mordercze spojrzenie córki skutecznie ją zniechęciło, wiedziała, jaki potencjał drzemie w dziewczynie. Przeszła do rzeczy.

Wiedziałam, że ta mapa jest prawdziwa, inni czarodzieje z loży próbowali nawet odwieść mnie od poszukiwań, byli tak przekonani co do fałszywości tego kawałka papieru, ale ja się nie dałam… – urwała widząc minę córki, a po chwili powróciła do tematu i podjęła opowieść.

– Kiedyś, w zamierzchłych czasach, istniało wielkie, piękne, elfickie miasto zbudowane na bardzo dużym jeziorze. Lecz wybuchła wojna pomiędzy elfami a ludźmi, ogólnymi przyczynami były niechęć do nieludzi i chęć wzbogacenia się. Wiele miast zostało splądrowanych i spalonych a wiele bezbronnych elfów po prostu wyrżniętych. Części udało się uciec i ukryć… – Kobieta zamyśliła na moment.

Zupełnie jakby przypominała sobie wydarzenia, w których brała udział. Po chwili zaczęła opowiadać dalej.

– To miasto na jeziorze, jedyne miasto Aen Vétt, Ludu Wody, uniknęło wojennej pożogi, ale król chcąc zachować mądrość swego ludu dla elfich artystów, czarodziejów i uczonych kazał magom zabezpieczyć biblioteki i galerie i zatopić miasto w odmętach jeziora. Lecz wcześniej, jak się dowiedziano po kilku latach od jednego z magów biorących udział w przedsięwzięciu, kazał narzucić jeszcze jeden czar, czar, według którego miasto ma wynurzyć się z wody w odpowiednim momencie, gdy od wiedzy tam zawartej zależały będą losy tego i wszystkich światów. Potem większość Aen Vétt udała się do portalu, który miał przenieść ich do spokojniejszego świata, dobrze, że kilku magów zostało strzec miasta, bo uciekinierzy wpadli w pułapkę i zostali zabici. Wszyscy, co do jednego przed śmiercią straszliwie cierpieli… – kolejne zamyślenie.

– Teraz miasto zamieszkuje najpewniej lud vodianoi – i jeszcze jedno zamyślenie. – Ta mapa wskazuje okolice miasta za czasów, gdy jeszcze było na powierzchni. Wskazałaś dokładnie czubek jednej z wież miasta. Ten pręt… to proporzec miasta Aen Vétt.

Zapadła denerwująca cisza.

Yesmenna wstrząśnięta skurwysyństwem jakim wykazali się niegdysiejsi ludzie, nie mogła się przez chwilę odezwać. Poczuła wstręt do własnej rasy. Z zamyślenia wyciągnęła ją matka.

– Jeśli chcesz, mogę dać ci księgę dokładnie opisującą tamte wydarzenia.

Dziewczyna energicznie pokiwała głową. Magiczka odwróciła się na krześle, z szafy (magicznej) wyciągnęła opasłe tomiszcze i ostrożnie położyła je na stole. – Masz, ponad osiemset stron wywodów na te tematy, aha i uważaj na nią, to pierwsze wydanie z osiemset piątego, nie pytaj, skąd to wzięłam.

Nie pytała, wiedziała, że niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. A już na pewno nie, skąd mama wytrzasnęła książkę sprzed czterystu lat.

– Jak chcesz czytać teraz, to idź na zewnątrz. Chcę pomyśleć.

Yes zdziwiona zachowaniem matki wyszła z domu.

– Chciałabym wiedzieć, czemu mnie wygoniła, pomyślała. Przypomniała sobie, że niektórych sekretów lepiej nie poznawać i zrezygnowała z chęci poznania powodu wyrzucenia.

Dziewczyna po wyjściu na zewnątrz udała się w jedyne spokojnie miejsce, jakie znała oprócz domu, do Starej Wieży.

Stara Wieża należała do poprzedniczki matki Yes, poprzedniej guślarki, która uciekła z jakimś wsiórem trzydzieści lat temu. Na następczynię wioska czekała piętnaście lat. Yesmenna lubiła chodzić do Starej Wieży, znajdowała tam ciekawe książki, z których poznawała historię innych krain i uczyła się nowych zaklęć, o czym jej matka nie miała pojęcia. Matka Yes nie miała pojęcia o wielu rzeczach. Miały prosty układ, ona i matka, ja nie wtrącam się do twoich spraw, ty nie wtrącaj się do moich.

Więc dziewczyna się nie wtrącała, nigdy, nawet wtedy, gdy matka sprowadzała do domu kobiety i mężczyzn na jedną noc. Wieża stała na skraju lasu, Yes obejrzała się czy nikt nie patrzy i zastukała w drzwi. Raz, dwa razy, raz i znowu raz. Wrota otworzyły się z cichym jękiem. Weszła do środka i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi.

Obróciła się na pięcie i rozejrzała po wnętrzu wieży. Nic się tu nie zmieniło od jej ostatniego pobytu. Beczki z bardzo dobrym winem (kiedyś próbowała) nadal stały pod schodami, stolik ze starym, wyblakłym obrusem i rozlatujące się drewniane krzesła znajdowały się na środku komnaty. Yes nawet znalazła zaklęcie, które przywróciłoby obrusowi dawną świetność, ale taki podobał się jej bardziej. Rozejrzawszy się dokładnie, pomknęła kamiennymi schodami na górę, do właściwej części wieży.

 

***

 

Pokój był duży i odnowiony, dziewczyna użyła kilku prostych zaklęć i rudera zmieniła się w całkiem przytulne pomieszczenie. Duże okna, znów miały szyby, a zasłony je przysłaniające świeciły milionami błysków, gdy padało nań światło. Ściany znów pałały żywym kolorem, a kryształowy żyrandol zawieszony pod sufitem prezentował się nienagannie.

Yesmenna z tomiszczem w ręku podeszła do stolika i rzuciła książkę na blat. Tom jak na swój wiek był w bardzo dobrym stanie. Otworzyła księgę i już miała przerzucić kilka pierwszych kartek, gdy u dołu strony zobaczyła dedykację. Dedykacja napisana była drobnym druczkiem:c "Kohanej Kohell, która była dla mnie jak siostra. Carthia". Dziewczyna nie zwróciałby na to najmniejszej uwagi, gdyby nie fakt, że coś jej się nie zgadzało. O magiczce Kohell czytała w jednyj z ksiąg znalezionych w wieży, była ona jedną z bohaterek legendy, której akcja działa się w innym świecie.

 

P.S. Tekst został sprawdzony przez nauczycielkę języka polskiego, więc nie powinno być żadnych poważniejszych błędów.

Koniec

Komentarze

Zaintrygowana, podwinęła nogawki spodni, zeskoczyła z murku i zagłębiła się w wodę. Przeszła kilka metrów, woda sięgała jej już do piersi a od pręta dzieliła ją jeszcze spora odległość. - Cóż, pomyślała, trzeba się będzie zamoczyć.
--------------
Póki masz czas, popraw to. Myślenie o zamoczeniu się, gdy już jest się powyżej pasa we wodzie... Myślenie na bok odłożone?

Inne dzieci nie lubiły szesnastoletniej Yes, ba, one jej nienawidziły, bały się... Więc szykanowały. Obrażana i kopana, mała Yesmenna już w wieku sześciu lat odgrodziła się murem od rówieśników.
---------
Następny kwiatek. Bały się, ale kopały... Myśleć trzeba również w chwilach natchnienia...

Co dalej, zerknę później.

Zwykle strach powoduje nienawiść. Znam wiele przypadków, w których ktoś był bity, tylko dlatego, że był inny i bito tą osobę, bo bano się, że zarazi swoją innością. Wiem, trochę to pokrętne.

Bardzo, nie tylko trochę. Matka jest czarownicą, więc niechby się córka poskarżyła, a mamusia wkurzyła... Magia nie tylko na wiele pozwala, magia wiele spraw czyni innymi, więc przenoszenie naszej codzienności do świata z magią wymaga sporej uwagi i ostrożności... Tak uważam.

Mamusia Yes nie należy do osób, które załatwiają sprawy za swoje dzieci, jest raczej zwolenniczką usamodzielniania się młodzieży. : D

Doskonale rozumiem Twą kontrargumentację, ale zważ, że najbardziej liczy się pierwsze wrażenie, pierwsze skojarzenie. One rzutują na odbiór i ocenę...

Hmm.. Nauczycielka sprawdzała tekst? Yes to zdrobnienie imienia bohaterki? Jeżeli tak, to należy o tym, oczywiście w sposób literacki, poinformować  czytelnika w zdaniu, w którym po raz pierwszy to zdrobnienie się pojawia. A tak - zgrzytnęlo mi co nieco....

Fajnie się czyta. Co prawda temat starożytnych, zatopionych/zakopanych/ukrytych w innym wymiarze miast (Atlantyda?) jest nieco oklepany, ale przymknę na to oko. Ciekawe moim zdaniem są dialogi... natomiast, jeśli sprawdzała to polonistka, to według mnie sprawdziła słabo. Najbardziej w oczy rzuciła mi się interpunkcja:
A wszystko to przez jeden ważny szczegół, matka Yes była magiczką.
Takie wyjaśnienia oddziela się albo myślnikiem, albo kropką, a nie przecinkiem.
Masz, ponad osiemset stron wywodów na te tematy, aha i uważaj na nią, to pierwsze wydanie z osiemset piątego, nie pytaj, skąd to wzięłam.
Brzmi dziwnie. Ja bym postawił kropkę po "tematy" i od "Aha" zaczął nowe zdanie. To powinno wyglądać, jakby matka Yes coś powiedziała, ale nagle coś sobie jeszcze przypomniała, a nie jakby to była cały czas ta sama myśl. Jeśli na prawdę chciał(aś?) to drugie rozwiązanie, to lepiej by brzmiało:
(...) na te tematy, tylko uważaj (...)
Wracając jednak do wypominania błędów:
Duże okna, znów miały szyby
WTF? Na cholerę ten przecinek?
Yesmenna lubiła chodzić do Starej Wieży, znajdowała tam ciekawe książki (...)
Ta sama uwaga, co przy wyjaśnieniu nienawiści dzieciaków do Yes.

Za dużo błędów, by wszystkie pokazać osobno, ale te pasują do przytoczonych przeze mnie kategorii. Na serio sprawdzane przez polonistkę?!

Na serio, a błędy mogły się wkraść gdy przepisywałem poprawiony tekst z kartki na komputer (nauczycielce zaniosłem wydrukowany i błędy zaznaczała i poprawiała na kartce właśnie).

Nowa Fantastyka