- Opowiadanie: morsmores - Solista

Solista

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Solista

RAPORT 372/00012128873/000934

 

[33/45/172] LOKALIZACJA

[MstDD] ROLA

[0078498259] OBIEKT

[00017/01025] PODSTAWA OBSERWACJI

 

 

 

Noc.

Upływający z wolna czas niedawno doprowadził Mistrza do finalnej sumy lat pięćdziesięciu pięciu. Liczba ta zdawała się zawierać w sobie wszystkie dotychczasowe jednolite i monotonne zdarzenia z jego życia oraz wszelkie myśli otulone sensem Mechanizmu – sensem istnienia; oznaczała dla niego nadejście dnia kończącego to, co znane i nakazującego oddać Dom Dziecka swojemu następcy. To spokojne miejsce samotnego operatora dźwigni nie mogło należeć do niego przez kolejne lata. Tak stanowiła Prawda Mechanizmu.

Czy było coś jeszcze? Czy mógł oswobodzić się z niewoli znanego bytu? Zadawał sobie te pytania od niedawna; zrozumiał, że starość i nadchodzący kres skłaniają go do relatywnie nieracjonalnych rozważań. Mimo to czuł się w pełni usprawiedliwiony, ponieważ według wszelkiej logiki wyznaczony koniec jego działań wiązał się z wątpliwościami, które chwiały podstawami Mechanizmu. Podważanie nieomylności i sprawiedliwości tego niepojętego boga, wydawało mu się naturalną konsekwencją, jeśli skazywał go on niemal na śmierć. Przypisano mu rolę w tym spektaklu, gdy nie był jeszcze świadom swojej egzystencji. Potem poświęcił on piętnaście lat na naukę działań, które definiowały następne czterdzieści lat jego życia. Wszystko, co robił i myślał, zamykało się w prześmiesznej z perspektywy czasu cykliczności podobnej fizjologii dziecka; następujące po sobie sekwencje, których efektem jest wydalenie zbędnej brązowej mazi.

Tak, szkolono mnie piętnaście lat… Oswojenie lisa zajęło Księciu mniej czasu. Tylko że ja otrzymuję od czterech dekad jedynie regularny prowiant i spokój samotności… Lecz kto od jutra stanie się Lisem? Ten świat, który zjawi się o świcie pod postacią Pretendenta, czy ja, który równie młody przybyłem przed laty do swojego Mistrza?

 

Świt.

Kolejna przepełniona myślami noc dała mu jedynie zmęczenie i parszywe samopoczucie. Nie miał najmniejszej ochoty podnosić się z kanapy, parzyć kawy i sięgać po pustą paczkę po papierosach w nadziei odnalezienia choćby jednej zagubionej towarzyszki samotności. Zresztą, za chwilę przybędzie mój następca z prowiantem… Zapalę sobie w spokoju. Może jest jednak sens parzyć tę kawę?

Wtedy drzwi otwarły się z niemal niesłyszalnym dźwiękiem podobnym szumowi spokojnego oceanu. Piętnastoletni chłopak wszedł do środka, niosąc dwa pudła i natychmiast postawił je pod ścianą. Poprawił koszulę, skłonił się Mistrzowi i w milczeniu oczekiwał nie wiadomo czego. Starzec wstał z kanapy i podszedł do pakunków, otworzył jeden i wydobył z niego karton papierosów. Stojąc naprzeciw Pretendenta, wykrzywił twarz, oceniając następcę i nakazał mu zaparzyć kawę.

– Jeśli chcesz, też się napij.

Młodzieniec minął Mistrza i podszedł do kuchennej szafki. Wyciągnął z niej pudełko z kawą i wstawił wodę na gaz. Do jednego kubka zaczął sypać zmielone ziarna.

– O której godzinie rozpoczniemy naukę – zapytał.

– Popołudniem oprowadzę cię po domu.

– Nie sądzę, aby rozpoznanie było konieczne, Mistrzu. Jako że wszystkie Domy Dziecka buduje się na podstawie jednego projektu, z którym mnie zapoznano, nie będę miał kłopotów z odnalezieniem określonych pomieszczeń.

– No tak. Na tym projekcie Mechanizm bazuje od dwóch stuleci.

Co to za dialog? Zupełnie niepodobny książkom, zupełnie inny od tych zapamiętanych. Mistrz poczuł się obco, jakby naruszono jego pozycję. Przyszły zmiany.

– Projekt ten, Mistrzu, liczy sobie dwieście czterdzieści osiem lat. – Pretendent skończył przygotowywanie miału na wywar i wrócił do pakunków, aby wyciągnąć prowiant dla dwóch osób. Starzec przyjrzał się zawartości kartonów.

– Nie palisz… Mogli dać więcej papierosów. Zajmij pusty pokój. Masz czas do południa.

– Tak, Mistrzu.

Lis i Książę; Książę i Lis.

 

[Retrospekcja.

Dziś nie wiem już, ile lat upłynęło od dnia, w którym przybyłem do Domu Dziecka i poznałem swojego Mistrza. Był to pierwszy dzień listopada. Wszedłem od frontu, niosąc dwa kartony miesięcznego prowiantu, które postawiłem pod ścianą i w milczeniu czekałem, aż Mistrz powie choć słowo. Zaproponował jedynie kawy. Potem studiowałem książki i przeprowadzałem rozpoznania, pisząc raporty. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi – a uwierz mi, w tym wieku bywa to uciążliwe – pierwszy obiekt, nad którym wspólnie pracowaliśmy, posiadał minimalną wadę – daltonizm. Nadawał się więc do resocjalizacji.]

 

Popołudnie.

– Twoim podstawowym zadaniem podczas trwania nauki jest przeczytanie książek z obu tych półek. Zaczniesz od Odżywiania niemutagennego, skończysz na Fizyce śmierci. Przy doborze pozostałych zastosujesz kolejność estojską. Drugim zadaniem jest analiza poprzez obserwowanie mnie przy pracy. Sprawdzę wszystkie napisane przez ciebie protokoły badań. Ostatnim przypadkiem zajmiesz się samodzielnie. Jutro przywiozą obiekt, więc po wstępnym zapoznaniu się z lekturą wyniesiesz przed dom pojemnik na wymianę.

 

Wieczór.

Mistrz odłożył książkę na nocny stolik zmęczony myślami, jakie wywołują słowa pisane, łącząc się z rzeczywistością. Nie był nawet świadom, że jest to główny powód nękającej go bezsenności. W takich chwilach lepiej ująć w dłonie skrzypce, zetknąć zużyty smyczek z jego rozstrojonymi strunami i niech te inne myśli, które szarpią wnętrzem poprzez melodie, rozejdą się po pokoju, niech dotykają każdego przedmiotu, tych wszystkich lamp, mebli, ubrań, niech odbijają się niesłyszalnym echem od ścian, próbują wyrwać się poza czas, poza to miejsce, napierają na małe, zaniedbane okno, powodują pajęczyną pęknięć na szkle, przeciskają się przez kolejne szczeliny, a ostre krawędzie tną dźwięki, które uwalniają się, wydostają poza i pędzą już niestrudzenie i powolnie jakąś gorzką przeszłością, opadają na trawy ogrodu bez ścieżek, ogrodu pokrytego liśćmi i deszczem, wspinają się na ławkę samotnych pobytów, trochę wytartą czterdziestoleciem przemyśleń i nieznanym mu dwustu czterdziestoleciem nieokreśloności, opuszczają ją jak Mistrz, odchodzą od ostatniej części mieszkalnej sfery, bo to już nie jest Dom Dziecka, to już nie jest więzienie starego mężczyzny, pozostaje jedynie maszyna na skarpie, jej korba napędzająca niewielką platformę, która sunie po szynach, do końca, aż ziemia znika, a w dole przepaść, coraz niżej, głębiej, fale pochłaniają melodie, a te odpływają w ocean, znikają pod wodą, gdzie cmentarz, gdzie śmierć.

 

Ranek.

– To nasz dzisiejszy obiekt. – Mistrz otworzył wieko pojemnika o rozmiarach siedemdziesięciu centymetrów długości, czterdziestu szerokości i wysokości. Jego plastikowe ściany były przejrzysto-niebieskie; zdobiły je liczne otwory umożliwiające obiektowi oddychanie. Spód wyściełano pianką, aby nie narażać zawartości na niepotrzebne uszkodzenia. Poza bocznymi uchwytami do transportu ręcznego pojemnik posiadał dwa zaczepy u podstawy oraz zamek na jednej z mniejszych ścian. Zawinięty w przejrzysty materiał izolacyjny obiekt zaśmiał się radośnie i pomachał niezgrabnie kończynami na widok dwóch pochylonych nad nim twarzy. – Zanotować rozpoznanie – kontynuował Mistrz, – wrodzony kretynizm.

Pretendent spojrzał na starca, szukając przez chwilę w jego twarzy wyjaśnienia tak szybkiego rozpoznania wady, po czym, nie uzyskawszy odpowiedzi, zapisał w protokole, co należało.

– Widocznymi cechami choroby są: nadęta twarz o grubych rysach – Mistrz otworzył usta obiektowi, – powiększony język – pomacał gardło, – nieprawidłowych rozmiarów tarczyca oraz sucha skóra. W dokładniejszym badaniu odkryjemy upośledzenie umysłowe, które potwierdzi diagnozę. Oznacza to, że zawartość pojemnika numer 0079015333 nie nadaje się do resocjalizacji.

Obiekt z uśmiechem wydał z siebie abstrakcyjny dźwięk i utkwił szkliste spojrzenie w Pretendencie, a ten ponownie zanotował w protokole, zamknął wieko, położył na nim dokument, podniósł pojemnik i przeniósł go do innego pomieszczenia.

Mistrz zapalił.

 

Popołudnie.

Odmierzona łyżką kolejna porcja papki odżywczej stanęła Mistrzowi w gardle. Choć twarz nie zdradzała tego, rozważał on możliwość niezauważalnego pozbycia się tej obrzydliwości. Jeszcze raz poczuję ten smak i wszystko, co mam w żołądku wyląduje na stole… Jeszcze ten wstrętny obiekt za moimi plecami! Im szybciej ukończymy pracę, tym lepiej… Zawartość pojemnika wilgotnymi dźwiękami nie pozwalała zapomnieć o sobie ani na chwilę. Wciąż nieustające stukanie o ściany pojemnika dopełniało tą niepojętą melodię. Potrzebuję ciszy, zwykłego spokoju przy stole…

– Mistrzu, słyszałem w nocy twoją muzykę. Jeśli wolno mi spytać – w jakim celu ją grałeś? Czy zachowania kreatywne należą do obowiązków Mistrza?

Starzec wmusił w siebie resztę papki i zapalił papierosa, okrywając się jego dymem niczym jakąś barierą mającą wyrażać konsternację. Przez dłuższą chwilę patrzył w oczy cierpliwego młodzieńca, po czym strzepnął do szklanej popielniczki.

– Nie wiem, jaki może być tego cel. Czy w ogóle jest w tym miejsce dla jakiegoś celu?

– Uczono mnie, że działania bez celu…

– Wiem, co chcesz powiedzieć. Nie doszukuj się w tych dźwiękach logiki.

– Nie rozumiem.

– I nie zrozumiesz. Ja do dziś nie zrozumiałem swojego Mistrza, choć pewne aspekty jego działań wydają mi się od niedawna sensowne.

– Absurd to archaiczne pojęcie, Mistrzu.

– Mylisz się.

I nawet nie wiesz jak bardzo…

 

[Retrospekcja.

Czego ciebie nauczono? Jak wyglądały twoje lata młodości?

Doskonale pamiętam, jak było ze mną. Sięgam wspomnieniami do dnia, kiedy po raz pierwszy zaprezentowano nam pokoje narodzin. Przemierzaliśmy grupą jedenastolatków słabo oświetlony korytarz Zakładu Produkcji. Skóra niektórych z nas ozdobiona była świeżymi bliznami po operacjach i zabiegach. Nosiłem wtedy na głowie bandaż, który często opadał mi na oczy, chroniąc je przed makabrycznymi widokami tego ośrodka. Być może dlatego na stare lata zacząłem wątpić…

Lektor wprowadził nas do jednego z tych pokoi, gdzie młoda dama rozpłodowa w asyście dwóch lekarzy czekała nadejścia skurczów porodowych. Przypomniał nam podręcznikową strukturę jam wewnętrznych kobiety i proces narodzin, jaki ją czekał. Nie wolno nam jej było dotykać.

Następnie pokazano nam salę poporodową, gdzie w pojemnikach spały lub wrzeszczały niemowlęta. Ustawione jeden obok drugiego stanowiły zbiór elementów, który należało określić jako doskonałe lub przeznaczone do Domu Dziecka. Lektor powiedział, że my również znajdowaliśmy się w takim pokoju i zadecydowano o naszym losie. Byliśmy od zawsze częścią Mechanizmu. Tak jak teraz.]

 

W tej samej chwili, gdy Mistrz gasił papierosa, Pretendent skończywszy obiad, odsunął od siebie półmisek.

– Praca czeka. Zabierz pojemnik.

Wyszli do ogrodu. Stąpając po dywanie martwych liści, minęli zapomniane drzewa i starą ławkę, na których przysiadać w melancholii lubiła muzyka starca. Po chwili stanęli ponad skarpą przy drewnianej konstrukcji. Wiejący wiatr sprawiał, że wody oceanu były niespokojne; na horyzoncie szalał sztorm. Młodzieniec zgodnie z poleceniami Mistrza umieścił pojemnik na platformie, przymocował go zaczepami, otworzył ścianę od strony przepaści, czemu towarzyszyły mokre dźwięki obiektu i zaczął kręcić korbą. Doskonale wyszkolony. Platforma powoli sunęła szynami ku wystającemu ponad krawędzią skarpy końcowi konstrukcji. Praca odbywała się zgodnie z przewidywaniem Mistrza, dokładnie tak, jak on ją wykonywał przez czterdzieści lat. Obserwując obiekt, przyglądał się ruchom drobnych kończyn, które nie potrafiły utrzymać obiektu wewnątrz przechylającego się wolą Mechanizmu pojemnika, wydającego z siebie zawartość mogącą jedynie silniej machać rękoma niczym okaleczonymi skrzydłami, nie potrafiąc zwyciężyć z grawitacją, przez co spadła kilkadziesiąt metrów w dół, rozbiła się o wodę, o skały, umarła, a więc ucichła i przestała machać tymi swoimi drobnymi kończynami. Bez resocjalizacji, bez przypisanej roli. Pozostało tylko zabrać pojemnik, wystawić go na wymianę i poczekać, aż przyniosą następny z nową zawartością, o której przeznaczeniu znów zadecyduje Mistrz.

 

Noc.

Leżał na boku, opierając głowę na krawędzi łóżka i patrzył na skrzypce skryte w ciemnym pokrowcu. Co z wami będzie? Myśli krążyły wokół wszystkiego, co określało jego życie. Definitywna definicja, mechaniczna kolej rzeczy, Uroboros. Lęk i odraza. Ostatecznie wszystko to kłamstwo, wierutna nieprawda. Książę to złudzenie, a Lis nie istnieje. Jesteśmy wyimaginowani. Dzieciobójstwo jako projekcja naszego niespełnienia. Pozostaje jedynie ten głos zza krawędzi, to czego nie możemy poznać, a co rozstraja nasze struny i zarazem koi świadomość dając jej zarys błędu w niezbadanym kodzie przejścia. Dlaczego nie zostaliśmy złożeni w ofierze? Dlaczego przypisano nam rolę kapłanów fałszywego boga, który utracił cel? Czy spotkamy kiedyś tych, których zdefiniowaliśmy?

 

Retrospekcja.

Stałem w oknie swojego pokoju i patrzyłem, jak palił papierosa zwrócony w stronę zachodzącego słońca, skąd mieli nadjechać. Lekko przygarbiony od tworzenia ciągłych notatek, których nigdy nie zdołałem odnaleźć, obracał na chwilę głowę, aby w niezrozumiały dla mnie sposób patrzyć w to samo okno, co ja, tylko odwrotnie – z innej strony, a potem znów zwracał się ku pomarańczowej tarczy. Nie wiedziałem, co go czeka, wyobrażałem sobie najnaiwniejsze miejsca, do których mógł trafić, lecz dopiero, gdy na tle słońca pojawił się kształt samochodu i w pewnym momencie przybrał formę dokładnie tego samego pojazdu, którym dwa tygodnie wcześniej mnie przywieziono, zrozumiałem, że zabierają go do innej pracy, przypiszą mu inną rolę, może w jakimś Domu Starców, czy jak tam nazywają się takie miejsca…

 

 

 

PODSUMOWANIE

 

PO RAZ KOLEJNY PRZYBIERAJĄCE FORMĘ TEKSTU LITERACKIEGO MYŚLI MISTRZA [DD 0078498259] SĄ WYRAŹNYM SYGNAŁEM INFORMUJĄCYM O RYZYKU ISTNIEJĄCYM W PROCESIE RESOCJALIZACJI. PRZED POPEŁNIENIEM HEREZJI WOBEC MECHANIZMU POWSTRZYMAŁO GO WYKSZTAŁCENIE, KTÓRE ODEBRAŁ W SZKOLE ZARZĄDZANIA ZDATNOŚCIĄ 3. STOPNIA. MIŁOŚĆ DO SYSTEMU, JAKA W MISTRZU [DD 0078498259] DRZEMAŁA PRZEZ 40 LAT PRACY, MOGŁA OKAZAĆ SIĘ NIEWYSTARCZAJĄCA DO POWSTRZYMANIA GO PRZED ZBRODNIĄ. PO SIEDMIU LATACH OBSERWACJI MOŻNA ZAUWAŻYĆ W NIM SILNE OBJAWY DEGRADACJI PSYCHICZNEJ, KTÓRA ZAKOŃCZY SIĘ ZŁAMANIEM PRAWA LUB SAMOBÓJCZĄ ŚMIERCIĄ OBIEKTU. Z TEJ PRZYCZYNY NALEŻY ZAOSTRZYĆ SELEKCJĘ PRZYSZŁYCH POKOLEŃ ZRESOCJALIZOWANYCH OBIEKTÓW, ZMIENIAJĄC WYTYCZNE DLA PRETENDENTÓW I MISTRZÓW.

 

ZARZĄDZAM PRZENIESIENIE MISTRZA [DD 0078498259] DO ZAKŁADU WYPOCZYNKOWEGO [33/28/388] W CELU PODJĘCIA PRÓB OSTATECZNEGO WYELIMINOWANIA WAD MÓZGU.

 

KONIEC OBSERWACJI.

 

MinNd/0079015332/0020D0418N0074A

 

Odnośnik do oryginalnej publikacji: http://nostraplagiarism.wordpress.com/2011/03/02/24/

Koniec

Komentarze

I po co publkować coś dwa razy?

A po to, drogi kolego, żeby upewnić się co do jakości swojego tekstu. Wcześniej "Solista?" został opublikowany w odmiennej formie, następnie po kilku miesiącach napisany na nowo. Dlatego właśnie szukam niezależnych opinii na jego temat.

Czytanie tego utworu to mozolny trud. Ciężko jest zrozumieć sens wielu zdań bez ich dwu- lub trzykrotnego przeczytania, np:
 
„Zadawał sobie te pytania od niedawna; zrozumiał, że starość i nadchodzący kres skłaniają go do relatywnie nieracjonalnych rozważań".
 
„To spokojne miejsce samotnego operatora dźwigni nie mogło należeć do niego przez kolejne lata."
 
A tego tego fragmentu za ch..ja nie mogę zrozumieć, chociaż czytałem go z pięć razy:
 
„Mimo to czuł się w pełni usprawiedliwiony, ponieważ według wszelkiej logiki wyznaczony koniec jego działań wiązał się z wątpliwościami, które chwiały podstawami Mechanizmu. Podważanie nieomylności i sprawiedliwości tego niepojętego boga, wydawało mu się naturalną konsekwencją, jeśli skazywał go on niemal na śmierć. Przypisano mu rolę w tym spektaklu, gdy nie był jeszcze świadom swojej egzystencji"
 
Są fragmenty, które mnie rozśmieszyły, np:

„Nie miał najmniejszej ochoty podnosić się z kanapy, parzyć kawy i sięgać po pustą paczkę po papierosach w nadziei odnalezienia choćby jednej zagubionej towarzyszki samotności.",
 
 „W takich chwilach lepiej ująć w dłonie skrzypce, zetknąć zużyty smyczek z jego rozstrojonymi strunami i niech te inne myśli, które szarpią wnętrzem poprzez melodie, rozejdą się po pokoju, niech dotykają każdego przedmiotu..." ? (nie zaczaiłem sensu, ale zdanie jest zabawne).
 
Sorry, ale do całości trudno mi się odnieść, bo po prostu nie jestem w stanie przebrnąć przez zawiłe konstrukcje gramatyczne.

Dzięki! Przemyślę to. Oczywiście, że "zawiłe konstrukcje gramatyczne" zdają się zbędnikiem w opowieściach czysto rozrywkowych, jednak "Solista" do takowych nie należy. Twój komentarz jest bez wątpienia jednym z ciekawszych komplementów, jakie dane mi było otrzymać odnośnie tego opowiadania. Pozdrawiam!

Oczywiście, że "zawiłe konstrukcje gramatyczne" zdają się zbędnikiem w opowieściach czysto rozrywkowych, jednak "Solista" do takowych nie należy

Fakt, nie należy. Jest za to genialnym przykładem niesamowitego przerostu formy nad treścią. Ani uczy, ani bawi, ani się tego nawet czytać nie chce.  
 

@exturio:
Nie staram się zdobyć szerokiego grona odbiorców. Wystarczy mi garstka tych, co zrozumieją. Jeśli można, to chciałbym wiedzieć, dlaczego forma przerosła treść? Jakieś przykłady? Ja nie dostrzegam "ingerencji" formy w treść, nie widzę, aby opowieść ucierpiała. Tak się po prostu nie stało. Forma jest prosta, choć rzadko spotyka się we współczesnej literaturze takie podejście. Najczęściej tekst płynie od początku do końca przerywany retrospekcjami lub zmianą miejsca akcji. W moim przypadku nie stanowi ona jedynie szkieletu, wykorzystałem ją, pozwoliłem, aby nadała treści głębszego wymiaru, pozwoliła ją zrozumieć na innych płaszczyznach. Wszelkie środki literackie są dostępne, niezależnie od gatunku. Ważne, że pełnią swoją funkcję skutecznie.

Jeśli nie rozumiesz tego, jeśli nuży Cię takie pisanie, to w jakim celu napisałeś swój cenny i wiele wnoszący komentarz? Nie interesują mnie opinie za i przeciw. Czekam jedynie na komentarze merytoryczne.

Pozdrawiam.

Komentarz napisałem z bardzo prozaicznego powodu: dałem znać, że przeczytałem i że mi się nie podobało. Taki czytelniczy feedback. 

Upływający z wolna czas niedawno doprowadził Mistrza do finalnej sumy lat pięćdziesięciu pięciu. Liczba ta zdawała się zawierać w sobie wszystkie dotychczasowe jednolite i monotonne zdarzenia z jego życia oraz wszelkie myśli otulone sensem Mechanizmu - sensem istnienia; oznaczała dla niego nadejście dnia kończącego to, co znane i nakazującego oddać Dom Dziecka swojemu następcy. To spokojne miejsce samotnego operatora dźwigni nie mogło należeć do niego przez kolejne lata. Tak stanowiła Prawda Mechanizmu. 

Ten fragment mówi tyle, co: "miał pięćdziesiąt pięć lat, dużo przemyśleń i szedł na emeryturę". Większość z ozdobników w stylu "finalnej liczby", "myśli otulone sensem Mechanizmu" (tak BTW to akurat jest bez sensu), całe zdanie: "To spokojne miejsce samotnego operatora dźwigni nie mogło należeć do niego przez kolejne lata" jest zbędne i tylko zaciera sens tekstu. To właśnie przerost formy nad treścią: używasz zagmatwanych, albo nawet głupich form i tworów do opisania czegoś banalnie prostego.
Bardzo często zalewasz czytelnika falą niepotrzebnych dookreśleń i detali. Dobrym przykładem jest parzenie kawy, przy którym opisałeś każdą czynność. Nie zdefiniowałeś na nowo parzenia kawy, więc dokładny opis był całkiem niepotrzebny. Każdy wie, jak to się robi.
Zdarza Ci się przypisywać intencje rzeczom martwym (powiedzmy, że rzeczom) i -- przykro mi -- ale niekoniecznie Ci to wychodzi. Przykład: Stąpając po dywanie martwych liści, minęli zapomniane drzewa i starą ławkę, na których przysiadać w melancholii lubiła muzyka starca. Jaki był w ogóle cel tego zdania? Bo jak dla mnie wyszło na to, że muzyka kończyła się tam, gdzie były drzewa i ławka i fale dźwiękowe dalej się nie roznosiły (jakikolwiek byłby powód). Z pewnością nie o to Ci chodziło.

Co do treści: dla mnie to tylko opowiastka o człowieku, który zaczyna mieć wątpliwości co do swojej roli w zoptymalizowanym pod kątem  bezrefleksyjności społeczeństwie. Nic głębokiego, czytalem komiksy z wyraźniejszym "drugim dnem". 
Oczywiście, biorę pod uwagę fakt, że Twojego zdania nt. Twojego utworu nic nie zmieni i nie było to moim celem. Po prostu skrótowo doprecyzowałem poprzednią opinię.

Pozdrawiam 

Dzięki za tą odpowiedź. Teraz możemy dyskutować.

Do czego mi szkic opowieści? Wolę nadać mu ciała - soczystego i pięknego, niż zredukować do suchego relacjonowania zdarzeń.
Cytat, którym się posłużyłeś ma na celu wprowadzenie czytelnika w powolny, niemal monotonny jak życie Mistrza rytm. Forma zdań, cała nadopisowość oddaje wnętrze bohatera, który jest przecież autorem tego opowiadania, a to z kolei zostało wykorzystane przez kogoś, kto Mistrza obserwuje w Domu Starców, aby napisać raport. A więc jest to również opowieść o błędzie systemu. Dziwnym jest dla mnie niezrozumienie tego. "Myśli otulone sensem Mechanizmu" nie są bezsensownym zwrotem - oddają wrażenie Mistrza, jakie wywołuje Mechanizm, czyli system, w którym żyje, kiedy myśli on o czymkolwiek przez pryzmat tego "tworu". Sens opisu procesu parzenia kawy jest podobny - rytm. Podejrzewam, że "Opowieści o kronopiach i famach" Cortazara byłyby dla Ciebie nie do zniesienia. Znajdziesz tam tekst opisujący wchodzenie na schody. A sens tego tekstu znajdziesz w całym zbiorze.
Przypisuję intencje rzeczom martwym? Nie jestem w stanie stwierdzić na ile mi to wychodzi, to już zależy od Ciebie i innych czytelników. Cel tego zdania? Ukazanie świata oczami Mistrza. Pamiętasz fragment, w którym grał na skrzypcach? Dźwięk nie roznosił się poprzez fale, nie w tym fragmencie. Emocje Mistrza silnie wiązały się z muzyką i niosły ją dalej niż możliwości świata fizycznego. Wiesz co to realizm magiczny? W ten sposób możemy zrozumieć, że bohater idąc przez ogród czuje do niego sentyment, coś go z nim wiąże - to przecież jego "dom". A co go wiąże, to właśnie wyjaśnia takie powiązanie ze sobą kilku elementów. Wiele rzeczy zawiązałem w taki sposób. Czytasz drugi raz i widzisz więcej. Interpretacja nie dotyczy wyłącznie poezji.
A co do zarzutu o głębię tekstu - to przykre, że widzisz w nim tylko tyle. W sposób niemal obraźliwy podjąłeś się chybionego zamknięcia opowiadania w prostych słowach. Jeśli potrafisz, to sięgnij dalej - potrzebna do tego jest pewna wrażliwość czytelnicza, która umiera pod wpływem współczesnej literatury. Wyjdź poza fantastykę.

Pozdrawiam.

Forma zdań, cała nadopisowość oddaje wnętrze bohatera, który jest przecież autorem tego opowiadania

Jak dla mnie narracja trzecioosobowa świadczy o tym, że Mistrz jest tylko postacią, bohaterem. 

Po przeczytaniu całości komentarza muszę stwierdzić, że tak samo jak nie widzę sensu opowiadania, tak samo nie widzę sensu dyskusji. Ty i tak uważasz to opowiadanie za dzieło skończone i idealne. Ja nie, wręcz przeciwnie. Przykład Cortazara -- cóż, dalece Ci do niego daleko -- z pewnością nie jest trafionym argumentem w tej dyskusji.

Pozdrawiam 

Zdaża mi się pisać w trzeciej osobie w dzienniku. Za bardzo przywykłeś do tradycyjnego pojmowania tekstu.

Nie uważam, że dzieło jest skończone i idealne - stąd wcześniejsza poprawka, a w zasadzie napisanie go od nowa. Nigdzie tak nie stwierdziłem. Dlaczego jedyną reakcją na porównanie się z kimś jest to, co napisałeś? Nie potrafisz posunąć się dalej niż zamykać na dyskusję?

Było miło. Pozdrawiam.

To bardzo proste: wg mnie elementarnym celem dyskusji jest nakreślenie stanowisk obu stron. Stanowiska zostały nakreślone, więc dalsza dyskusja nie ma sensu, ponieważ nie mamy wspólnej płaszczyzny do dalszej rozmowy. 
Albo inaczej, postaram się prościej: Ty zrobiłeś zupę, ja mowię, że mi nie smakuje, bo ma za dużo kminku i soli. Ty twierdzisz, że to nieprawda, bo na Twój smak zupa jest OK i smakuje niemal jakby ją sam Ramsay zrobił. Odpowiadam na to, że dania Ramsaya jadłem i to, co podałeś w niczym ich nie przypomina. I tutaj kończy się rozmowa, bo każdy z nas egzystuje w innym świecie, a i pewnie ma inny smak.

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka