- Opowiadanie: domelek - Zbieracz wszystek

Zbieracz wszystek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zbieracz wszystek

Zbieracz Wszystek

Znowu to samo.

Znowu zdarzył mu się niewybaczalny błąd jakim jest utrata paliwa. Skąd mógł jednak wiedzieć ,że gdy zaśnie napadną go świry obładowane bronią w tych swoich śmiesznych aluminiowych pancerzach. Zrozumiał gdzie popełnił błąd dopiero gdy obudziwszy się ujrzał nad sobą wylot lufy karabinu M-16 i zapach paliwa które właśnie było upuszczane z baku jego mustanga przez innego bandytę. Możliwe że jego zbyt wielka pewność siebie doprowadziła do takiego zaniedbania obowiązków zabezpieczenia się przed zaśnięciem.

Jak sobie przypomniał ile energii i czasu zajęło mu zdobycie takiej ilości paliwa to aż ręce zaciskają mu się w pięści.

Teraz jednak większym zmartwieniem było uwolnienie się z więzów jakie sprawili mu w prezencie techniacy na odchodne. Niezbyt miłe było trzymanie tej szmaty w ustach zaklejonej taśmą tym bardziej oddychanie tylko nosem było niewygodne a do tego miał ochotę zakląć sobie głośno. Przede wszystkim jednak czuł lekki dyskomfort kiedy ciężki sznur wpijał się w jego nagie ciało. Mięśnie bolały go od ciągłego napinania ale był to jedyny sposób by uwolnić się po odejściu bandytów. Wreszcie rozluźnił się i poczuł luzy na sznurach także łatwo sięgnął pod siedzenie i odczepił przyklejony wcześniej nóż. Po paru minutach był już wolny. Zdecydowanie inaczej wyobrażali sobie to jego oprawcy widząc go pewnie zdychającego z pragnienia lub jako ofiarę drapieżnika o którego na tym pustkowiu nie trudno. Pozostawienie swojego przeciwnika na pewną śmierć było pewnego rodzaju uciechą na tym smutnym świecie.

Oswobodzony chciał rozprostować kości więc wyskoczył na rozgrzany piasek ale instynktownie cofnął się powrotem na miękkie siedzenie swojego forda mustanga GT.

W tym momencie bardzo trafnym pytaniem byłoby czemu Ci którzy tak urządzili naszego bohatera nie odebrali mu jego pojazdu. Odpowiedz nie jest jakaś zaskakująco wymyślna i każdy fan Mad Maxa na pewno sam potrafi na nią odpowiedzieć. Dla wszystkich pozostałych odpowiedzią są dwa znaki – C4.

Ferox rozpruł tylnie siedzenie gdzie trzymał parę niezbędnych rzeczy i wyciągnął całkiem dobrze wyglądającego colta 45,do tego trochę lekko napromieniowanej wody i komplet ciuchów na przebranie.

Wskoczył więc w przewiewne dresy, lekko dziurawy t-shirt i pustynne trampki (różniły się one od zwykłych tym że miałby wzmacniane materiałem podeszwy) i stanąwszy na rozgrzanym asfalcie ,tym razem bez poparzeń, zastanowił się co powinno być jego następnym krokiem.

Ten cały burdel w którym przyszło mu żyć, a mowa tu o świecie po wojnie atomowej, zapchany po brzegi śmieciami ,wyschnięty i spalony. Pełen mordu, gwałtu i śmierci. Ten świat gdzie ludzi dzieli się na słabych, silnych i tych którym promieniowanie załatwiło w prezencie po parę kończyn więcej. Ten sam ludzki śmietnik w którym człowiek stał się zwierzyną dla popromiennych drapieżników. Właśnie ten świat w ciągu najbliższej godziny przestawi się na tryb nocny a Ferox pozostanie na środku tej drogi do nikąd bez paliwa na dalszą podróż.

Można by się założyć ,że nie pozostało mu nic innego jak odbezpieczyć broń i zachować cz czujność przez 12 godzin nocy. I gdyby na to właśnie postawić jakiekolwiek hydro kto inny cieszyłby się smakiem wody.

Ferox nie był tchórzem a jego umięśnione poszarpane bliznami ciało wywoływało trwogę wśród innych mieszkańców pustkowia. W tym jednak wypadku nie zamierzał się narażać więc wziął wszystko co mu pozostało ,otworzył klapę bagażnika i wskoczył do niej po czym najzwyczajniej zamknął się od środka. Miał na tą okoliczność wywiercone kilka większych dziur by mógł swobodnie oddychać. Kolejny raz pokazał jak skrupulatnie przygotował się na taką okoliczność.

Zasnął błyskawicznie zmęczony wydarzeniami poprzedniego dnia a po przebudzeniu w jego głowie narodził się kompletny plan zemsty na tych techno świrach.

Ferox jako szanujący się szperacz wszystek miał mnóstwo różnych kryjówek gdzie chował znaleźne przedmioty. W sytuacji jakiej się znalazł postanowił wyczyścić najbogatszą. Wybór padł na nią jako że potrzebował pokaźnej siły ognia a z drugiej strony skrytka ta była po prostu najbliżej.

Wziął kompas i gdy określił kierunek ruszył póki słońce nie wzeszło do końca. Po przejściu około pięciu kilometrów bez żadnych niespodzianek po drodze znalazł się w punkcie docelowym. Ostrożnie obejrzał się wokół czy nikt go nie śledzi ,ogrom pustyni i płaskiej płaszczyzny zapewniał doskonałe pole widzenia. Podszedł do ledwo widocznej prawie całkowicie zasypanej studni. Dokładniej ujmując widać było tylko rączkę kołowrotka służącego niegdyś do opuszczania i wciągania wiadra z wodą. Ferox zmienił jego zastosowanie i teraz otwierał on właz do ukrytego pomieszczenia. Szperacz uniósł go jak najszybciej się dało i zabezpieczywszy go uprzednio wskoczył do środka. Ogarneły go całkowite ciemności ,on jednak znał to pomieszczenie na pamięć więc odruchowo sięgnął po wiszący na ścianie przenośny reflektor. Wcisnął przycisk i potężny snop światła oświetlił idealnie to malutkie pomieszczenie. Na samym środku stał metalowy przyrdzewiały stół a wokół na ścianach wisiały najróżniejsze przedmioty. Obok garnków, łyżek ,butelek i innego postnuklearnego szmelcu wisiały karabiny Ak-47,M-16,M-4,G-36 i pistolety maszynowe MP-5 i MP-40.Na wspomnianym wcześniej stole stał na dwójnogu karabin wsparcia SAW M249 mk1.W kącie stała pokaźna skrzynka z granatami i minami przeciwpiechotnymi.

Ferox znał się na broni i potrafił jej używać jak nikt inny. Skąd takie zdolności u szperacza? A kto powiedział że on urodził się szperaczem…?

Jako czternastolatek pierwszy raz pociągnął za spust w walce z innym człowiekiem. W latach wczesnej młodości co najwyżej zabijał przerośnięte zwierzęta ale tamtej nocy zabił z zimną krwią Łowce niewolników który porwane kobiety gwałcił w swojej melinie. Ferox dostał za ten czyn buziaka w policzek ale w jego życiu nastąpił przełom. Stał się łowcą zemsty i w ciągu kolejnych lat opanował swój fach do perfekcji. Był na tyle dobry ,że nikt nie chciał z nim zadrzeć więc sam nigdy nie poczuł smaku zemsty. Teraz gdy odszedł na wczesną zasłużoną emeryturę i przerzucił się na profesję w której jest mniej śmierci i przemocy, właśnie teraz przyjdzie mu wypełnić zlecenie które dostał od swojej podświadomości.

I nie ulega wątpliwości że wykona je najlepiej jak potrafi.

Miał trzy opcję jak wykończyć tych techno świrów:

-Odszukać, wjechać wiernym mustangiem w ich obozowisko i powystrzelać wszystko co się rusza.

-Położyć się na wzgórzu i celnym okiem przyłożonym do celownika snajperskiego położyć ich trupem. Odszukać niedobitki i je wykończyć.

-Zwabić ich w jakąś pułapkę.

Bardzo szybko zrobił w głowie analizę i dokonał wyboru. Jako że zadanie to bliskie było jego sercu zdecydował połączyć te 3 możliwości w kilkudniowy maraton.

Wziął spod stołu torbę sportową i odpiął zamek błyskawiczny. Pierwsze co do niej trafiło to zapasy wody pitnej i broń która miała stać się w jego silnych zwinnych rekach narzędziem zemsty doskonałej. Wyskoczył ze swoich tymczasowych ciuchów i ubrał komplecik który nazwał kombinezonem pustelnika. Tak naprawdę był to wysokiej jakości materiał termiczny który w dzień chronił przed słońcem a w nocy utrzymywał ciepło. Do tego wojskowe buty i kilka pasów na broń i przedmioty które musiały być pod ręką jak kompas czy latarka.

Droga do samochodu była o tyle trudniejsza ,że słońce parzyło niemiłosiernie a szperacz musiał nieść pokaźną torbę i 10 litrowy kanister wysokooktanowej benzyny dla jego maleństwa. Nie był to ładunek który miał starczyć na długo, byle by dojechać do niedaleko położonej wioski.

Zapakował torbę na tylnim siedzeniu, nakarmił konie i wcisnął gaz rozpędzając swojego kochanego mustanga.

Jeszcze jak był łowcą zleceniodawcy cenili u niego doskonałą znajomość pustkowi i jego mieszkańców. Wiedział gdzie są kryjówki gangów i innych grup bandytów. Techno świry jak każda banda też miały swoją melina a małe miasteczko jeśli ten burdel można było tak nazwać leżało na drodze do niej. Więc jedynym słusznym wyborem było najpierw zajrzeć tam by coś przekąsić a potem rozpocznie zapowiedziany wcześniej maraton.

Do Oazy ( bo taką nazwę nosiła ta wioska) dotarł około 15. To miejsce było przystankiem dla wszelkiego rodzaju bandytów, łowców a nawet mutantów. Cały zgiełk tego miasteczka skupiał się na miejscowym rynku i dwóch knajpkach stojących na nim których właściciele nienawidzili siebie nawzajem. Na początkach istnienia Oazy pracowali razem w jednej dużej mordowni. Ale kłotnia rozdzieliła ich i spowodowała że w wyniku awantury spłonął ich przybytek. W tym wypadku obaj postanowili otworzyć coś samodzielnie i tak powstały dwie knajpy. A Poszło im o poglądy, jeden nienawidził mutantów a drugi widział w nich zwykłych klientów.

Na samym targu można było kupić prawie wszystko od najróżniejszej broni po wszelaką amunicję, upolowane zwierzęta czy takie rzadkie rarytasy jak paliwo czy hydro.

Ferox przystąpił próg kulawego kojota którego fałszywy szyld reklamował jakoby była to jedyna i najlepsza knajpa w całej Oazie. Kilka stolików i krzeseł oraz za długi jak na tą ilość klientów bar stanowiły większość umeblowania. Dodać trzeba oczywiście parę śmietników czy starą ledwie dyszącą szafę grającą.

Podszedł do barmana i zamówił pieczonego kurczaka, szczurze korpusy i butelkę rozwadnianego spirytusu. Barman ani drgnął aż do momentu gdy Ferox postawił butelkę z dziwnym przezroczystym napitkiem. Dopiero wtedy wyciągnął licznik Geigera i sprawdził walutę. Woda była stosunkowo czysta jak na te czasy towar raczej ekskluzywny. Odlał sobie 300 ml i już chciał odejść do kuchni gdy Ferox złapał go za rękę -będziesz mógł wziąć całą jeśli załatwisz mi paliwo– powiedział zdecydowanym tonem po czym odszedł do stolika w oczekiwaniu na posiłek.

W chwile później zajadał się smażonym mięsem i popijał dosyć mocnym trunkiem.

-Masz czelność że tu przychodzisz – Ferox nie podnosił głowy, wiedział jak rozmawiać z mutantami. Ten był nim na pewno czarny długi płaszcz nie był dobrą zasłoną dla dodatkowej pary rąk tym bardziej uzbrojonych w dwa gnaty.

-Twój szef jest mi winny przysługę czas najwyższy by się zrewanżował-powiedział to z takim spokojem że członek gangu mutantów wzdrygnął się ale nie ważył się odpowiedzieć ,nie można lekceważyć świętego prawa zobowiązania na pewno nie takiego…

Zbieracz widząc że przybysz nie zamierza nic mówić dodał tylko – Przekaż hersztowi żeby był jutro tam gdzie złączyła nas przysługa. Czuł się w sumie już najedzony więc gdy tylko mutant zniknął (a zrobił to tak niespodziewanie jak się pojawił) ruszył ku wyjściu biorąc z lady przygotowany przez barmana kanister. W czasie gdy dokarmiał swoje konie powędrował wzrokiem na rynek gdzie akurat trwała walka żuków. Tłum ludzi krzyczał motywując swoich ulubieńców do walki. Żuki dzięki działaniu promieniowania urosły i były doskonałe do walk lub wyścigów który również kończyły się zazwyczaj walką. Hazard był akurat rzeczą której nawet zagłada nie była w stanie zniszczyć. Ludziom pustkowi była potrzebna rozrywka nawet ta najbardziej prymitywna.

Ferox ruszył mustangiem wprost przez rozgrzany asfalt pośrodku pustyni obierając za cel obóz techno świrów. Dotarł tam po około trzech godzinach na oddalone parę kilometrów od celu wzniesienie i tam rozłożył karabin M24 z przymocowaną lunetą. Przyłożył oko do szkła i powoli metodycznie obliczał w głowie silę wiatru ,stężenie powietrza itp. które miały niebywały wpływ na tor pocisku przy takiej odległości. Potem spokojnie wycelował i jednym strzałem położył dwóch strażników stojących naprzeciwko siebie. Kolejne dwa strzały przeznaczone zostały dla wartowników z drugiej strony .Osiem następnych ofiar wybierał losowo.

Techniacy bezradni na atak zaczęli strzelać na oślep w stronę wzgórz ,chyba dopiero teraz zdali sobie sprawę jak kiepskie wybrali sobie miejsce na obóz. Równe 12 trupów było celem jaki osiągnął dosyć szybko. Pierwsza faza zemsty została osiągnięta pozostały jeszcze dwie. Wsiadł w swój samochód i już bez większych przygód wylądował na noc w przytułku Oazy na dosyć wygodnym materacu.

Poranek przyniósł wiadomość że Techno-świry jeżdżą od wioski do wioski szukając nocnego łowcy.

Musiał więc szybko działać zanim zjawią się tutaj a niewątpliwie właśnie byli w drodze. Solidnie się spakował i wskoczył w swój ukochany pojazd po czym z piskiem opon ruszył do obozu jego ofiar. Był już niedaleko celu kiedy usłyszał ryk silników przed sobą a na horyzoncie widać było tylko tumany kurzu. Patrol złożony z dwóch motocykli i dwóch samochodów terenowych jechał wprost w jego stronę. Z daleka widział powiewającą na wietrze flagę techniaków jako że była umieszczona na spojlerze na długim maszcie .Najwidoczniej też go zauważyli bo rozdzielili się na dwie grupy jadące teraz po jego naprzeciwko z prawej i lewej strony. Mogli nawet poznać samochód w końcu nieczęsto widzi się mustanga z tak ogromnym zderzakiem .Przywodził na myśl rozpędzony taran .Bandyci zwolnili, Ferox również otwierając w tym czasie okno, w momencie kiedy przejeżdżali i techno świr na motorze zdążył spojrzeć na Feroxa w następnej sekundzie koziołkował już po asfalcie, potężny wystrzał shotgunu rozbryzgał mu łeb. Ferox dodał gazu zostawiając zawracające pojazdy daleko za sobą.

Po chwili zobaczył jednak w lusterku motocyklistę na ścigaczu który zbliżał się z każdym metrem. Łowca odczekał aż bandyta znajdzie się dostatecznie blisko i wcisnął hamulec na maksa. Kierowca motocyklu nie zdążył nic zrobić, wbił się w tylni zderzak mustanga troszkę tylko mniejszy od przedniego i została z niego mokra plama. Tak jak kiedyś przed zagładą mówiło się na motocyklistów że są to ochotniczy dawcy nerek tak z tego nie zostało już zupełnie nic co można by było wykorzystać.

Kierowcy terenówek na pewno zdążyli porozumieć się z resztą gangu i w tym momencie Ferox stał się ruchomym celem dla kilkudziesięciu fanatyków. Przestało to mieć jednak znaczenie gdyż łowca właśnie dojeżdżał do celu i na widoku pojawiła się wątła brama do obozu techno maniaków. Dwóch strażników na początku zdziwionych zdążyło sobie zdać sprawę z tego co się dzieje i rozpoczęli regularny ostrzał przedniej szyby mustanga z karabinów AK-47 na tyle nie skuteczny biorąc pod uwagę że było to szkło pancerne że już po chwili ratowali się ucieczką przed rozpędzonym taranem przebijającym się przez bramę jak nóż przez masło. Z kilku budynków wybiegli zaskoczeni bandyci i ci co mieli czym strzelali ale podwójna blacha i zabudowane koła sprawiały że Zbieracz mógł czuć się bezpiecznie .Musiał jednak zaryzykować i otworzył okno by wyrzucić w centralnym miejscu dosyć spory ładunek C4 oraz kilka granatów na boki. Wielu techniaków w tym krótkim momencie straciło kończyny i nawet jeśli żyli czas który pozostał do odpalenia ładunku C-4 można nazwać ich ostatnim.

W ciągu dziesięciu sekund Ferox zdążył oddalić się już znacznie i wybuch który zmiótł obóz techno świrów z powierzchni ziemi był dla niego nieodczuwalny. Zobaczył tylko efektowną eksplozje w lusterku. Pędził jednak dalej na północ kiedy z wschodu i zachodu zobaczył nadciągające oddziały techniaków wracające z poszukiwań „nocnego łowcy" poinformowani że właśnie stracili swoją bazę wypadową. Niewątpliwie porządnie wkurzeni i poganiani przez swojego dowódcę.

Czas na trzecią i ostatnią fazę jego planu.

Dojechał do ruin miasta, miejsca gdzie mieszkańcom pustkowi nie wolno się zapuszczać, skąd się już nie wraca…

Wyszedł z samochodu i usiadł na dużym kamieniu .Minęła może minuta kiedy otoczyła go znaczna grupa pojazdów i wysiedli z nich technicy dobrze uzbrojeni i z wypisaną żądzą mordu na twarzy.

Na końcu wyszedł dowódca i ruszył w stronę Feroxa mówiąc -Jeden człowiek a tyle szkód, pamiętam twój samochód, bardzo chciałem go mieć… Niestety te Twoje zabawki ,mogłem już wtedy zrozumieć że nie jesteś zwykłym Zbieraczem a kimś więcej… Najemnikiem albo Łowcą… Zabiłeś moich przyjaciół ale jestem w stanie ci to wybaczyć, jednak tego że wysadziłeś w powietrze nasz dom ,że w tym wybuchu zginęła moja ukochana nie jestem w stanie ci wybaczyć. Dlatego zginiesz długą powolną śmiercią pełną tortur.-Zakończył swój monolog i oczekiwał błagań o przebaczenie ze strony łowcy

Nastała cisza … podejrzana cisza którą nagle przerwał przeciągły świst, potem drugi. Bandyci spojrzeli się po sobie a potem w niebo, dwie rakiety wystrzelone z RPG osiągnęły cel ułamek sekundy później rozrywając techniaków na strzępy. Kawałki rąk i nóg latały w powietrzu .Ci co zdążyli się schować wyjrzeli za samochodów w momencie gdy z trzech stron rozpoczął się regularny ostrzał z ciężkich karabinów maszynowych SAW M249 ,Vickers i Maxim ulubiona broń mutantów. Magazynki skończyły się, jednak przeładowanie nie było już koniecznością. Na polu bitwy nie pozostał ani jeden techno-świr.

-Jesteśmy kwita-Ferox usłyszał stanowczy potężny głos mutanckiego herszta po czym zwyczajnie wyszedł za przeszkody i nie odwracając się za siebie wsiadł w wiernego mustanga, odpalił silnik i ruszył przed siebie drogą donikąd…

Koniec

Komentarze

Przecinki! (mam nadzieję, że szczegóły wyłuszczy Ci ktoś inny - ja tego z pewnych powodów nie robię prawie nigdy)

Co do treści jako takiej... żadnego porywu nie zanotowałem w swym wnętrzu - a jest ono na porywy wyczulone. ;-)
Ogólnie - słabo.

Pozdrawiam i życzę wytrwałości. :-)

Nowa Fantastyka