- Opowiadanie: pshkim - Lycans story (część 2)

Lycans story (część 2)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Lycans story (część 2)

link do pierwszej części -> http://www.fantastyka.pl/4,5312.html

 

ROZDZIAŁ DRUGI

JA?

Z niektórych ran wciąż sączyła się lepka posoka. Kasselert szybko temu zaradził. Ciało nie posiadało już żadnych oznak niedawno stoczonej walki. Później była dość przyjemna kąpiel. Rozmawiali o czymś – nie myślał. Błądził i nie starał się wrócić do tematu. Kasselert opowiadał historie o stworach nocy. Strasznych i złowieszczych. Nie słuchał. Bujdy o wampirach nie kręciły go wcale.

– Ubieraj się. Masz tu czyste łachy. Przynajmniej nie śmierdzą, tak jak twoje. Hehehehe… – dowcip Hipola czasami porażał rozmówców.

– Hehe? – niepewnie zawtórował Goon.

– Daj mu spokój. Zejdziemy teraz na dół – Kasselert zdawał się być w swoim żywiole. -Trzeba przedstawić cię Samowi. No i musisz pogadać z Kim.

– Z kim?

– Z Kim.

Co to za ludzie? – Goon myślał intensywnie. – Zajęli się mną, wyleczyli, ale nie wiem do czego są zdolni… Poza tym nie znam tego miejsca. Muszę być ostrożny. – Spojrzenie Goona wędrowało od jednego człowieka do drugiego, zatrzymując się chwilami na zamkniętych okiennicach i solidnych drzwiach, do których Kasselert właśnie podszedł.

– Idziesz?

– Tak, tak… – odpowiedział lekko spłoszonym głosem Goon. – Powiedz mi tylko kim jest ten Sam, z którym mam rozmawiać. No i ten drugi… ten…

– Sam to właściciel naszej uroczej tawerny. Jest dość znaną osobą… aż dziwne, że o nim nie słyszałeś – bystre oczy Kasselerta łypnęły w stronę Goona i omiotły go badawczym spojrzeniem. – Nie jesteś stąd? A z resztą. To nie jest ważne. Dobrze, że nie trzymasz z nimi.

– Hm?

– Z wampirami – obrzydzenie i strach spłynęło z języka Hipola niczym trucizna z jadowitego węża.

– Z wampirami? – powątpiewanie w głosie Goona ledwo ukryło się pod maską goryczy.

Zeszli wolno ze schodów, podtrzymując Goona by nie zsunął się z nich. Coraz głośniejszy i bardziej niezrozumiały stawał się gwar, dochodzący gdzieś z niższych pięter budynku. Słychać było też muzykę i czuć smród przypalonego jedzenia. Mimo iż był on ohydny i przypominał zapach kilkudniowego trupa zakonserwowanego w palarni, Goon pomyślał, że dobrze byłoby coś zjeść. W końcu osłabienie i trzydniowy brak pożywienia połączony z leczniczym snem, a także strach i wysiłek ostatnich godzin przed utratą świadomości, robiły swoje. Żołądek, jak pusty worek obijał się wewnątrz brzucha Goona. Jego myśli zajęły się już całkowicie płomieniem jedzenia.

Było głośno. I jeszcze głośniej. Gorąco i wszystko wokoło śmierdziało. Kiedy weszli przez duże drzwi do pomieszczenia na parterze budynku, oczom całej trójki ukazał się obraz zwyczajnej, pełnej ludzi, smrodu i różnego rodzaju cieczy (w tym również trunków) tawerny.

Choć zmysły podpowiadały Goonowi, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, to coś jednak absorbowało jego uwagę i nie dawało zmysłom wygrać. Tak jakby chciało powiedzieć: Coś jest nie tak, jak być powinno. Co z tego, że dookoła tyle brudu? Co z tego, że dym przeżera Ci oczy i nozdrza, a ludzie hałasują jak stado rozwścieczonych zwierząt lub pułk wojska w najgorętszym ataku. Ale ci – ci leżący pod stołami, w kałużach własnych wymiocin, wyglądali mało naturalnie, a gwar i zapach miały zwyczaj niknąć, kiedy by tylko pomyśleć, że wcale ich tam nie ma.

Goon zatrzymał się pośrodku drogi przez izbę. Obrzucił spojrzeniem Hipola, na którego twarzy malował się beztroski uśmiech podniecenia, a potem zerknął na poważną minę Kasselerta. Uśmiechnął się powoli i pomyślał, że miło by było zasiąść teraz z obydwoma towarzyszami przy suto zastawionym stole i spożyć wyśmienitą kolację… najlepiej składającą się z kilku, nie – z kilkunastu dań… Hmm…

– O nie, nie. Mój drogi – muzyka ucichła. Gwar również ustał, a do wyczulonych nozdrzy Goona doleciał przepyszny zapach pieczonej, dobrze doprawionej świni i ziemniaczków.

– Aż tak dobrze to nie będzie, ale myślę, że nie pogardzisz naszymi specjałami z młodego warchlaczka – właściciel głosu – barczysty mężczyzna w sile wieku, uśmiechał się promiennie, podczas gdy większość tawernianych gości wyparowywała. – Może usiądziesz i napijemy się czegoś, zanim podadzą kolację?

– Szkoda, że zabraknie na niej potrawki z borsuczka i opiekanych karyżaków… Wspaniały tort z ogromem tłustej, bitej śmietany i kremem też byłby mile widziany, ale co tam… – Uśmiechnął się w odpowiedzi Goon i podprowadzony przez Kasselerta dołączył do siedzących przy obszernym stole. Wyszczerzył do nich równiutkie ząbki i pomyślał, że dobrze jest mieć w takich ludziach przyjaciół.

– Lepsza świnka niż jarzynka -Hipol zawsze o czasie błysnął zdrowym humorem.

 

Potrawy znikały ze stołu szybciej, niż się na nim pojawiały. Gdyby Goonowi przyszła do głowy myśl, że jest głodny jak wilk i miałby czas pomiędzy jednym mlaśnięciem, a kolejnym aby to powiedzieć na głos z pewnością doczekałby się wybuchu nerwowego śmiechu i ukradkowych spojrzeń rzucanych przez wszystkich biesiadników ponad stołem. Jednak Goon nie miał czasu na myślenie, a tym bardziej na gadanie. Dopiero teraz, kiedy jego usta posmakowały, oczy zobaczyły, a nos zwęszył (może niedokładnie w tej kolejności) przepyszną pieczeń, poczuł jak bardzo był głodny. Jadł więc i jadł, a inni jedli wraz z nim. Nadal jadł, kiedy reszta skończyła. I wciąż jadł, podczas gdy senne zmęczenie osiadało na kolejnych jego towarzyszach.

Wreszcie skończył. A właściwie – skończyło się jedzenie. Wprawiony w dobry nastrój, dzięki pełnemu brzuchowi i podchmielony grzanym piwem rozglądał się wkoło. Hipol smacznie spał z głową opartą o blat stołu i ustami szeroko otwartymi – już kręciło się przy nich nerwowo kilka much. Dość daleko od Goona, przy rogu stołu półgłosem rozmawiali Kasselert z – jak Goon się domyślał – właścicielem karczmy – Samem. Przy innych stołach siedziało kilkoro gości. Kiedy na nich nie patrzył, przyglądali mu się spod ciemnych kapturów naciągniętych głęboko na twarze, lub włosów zwykle długich i brudnych, opadających cieniem na oczy.

Tylko jedna osoba, kobieta, patrzyła wprost na niego, nie bacząc czy jej spojrzenie zostało zauważone, czy nie. Patrzyła otwarcie, a jej twarz nie była osłonięta w żaden sposób, tak że Goon spokojnie miał czas, aby się przyjrzeć, nim cięgi jej oczu kazały mu odwrócić głowę w inną stronę. Wtedy kobieta wstała i podeszła do ich stołu. Po posturze i odgłosie wydawanym przez ciężkie buty, uderzające o drewnianą podłogę, poznał w niej dziewczynę, która odwiedziła wcześniej jego mały pokoik na górze, wraz z Hipolem i Kasselertem. Szybkim i zdecydowanym krokiem przeszła przez pomieszczenie, a osobnicy ukrywający się pod kapturami i brudnymi grzywkami stawali się, a przynajmniej starali się stać jak najbardziej niewidoczni. Usiadła naprzeciwko Goona i jeszcze przez moment wpatrywała się w niego szukając kontaktu wzrokowego, a kiedy udało jej się go złapać, Goon poczuł piekący ból w okolicach skroni i tyłu głowy. Jednak nie dał po sobie nic poznać. Jedynie lekko zamglony przez chwilę wzrok, ktoś przypatrujący mu się z uwagą i znający scenariusz jaki miał się za moment rozegrać; uznałby za objaw chytrze ukrywanego bólu.

Przeciągające się milczenie przerwał wreszcie Kasselert, przybliżając się ze swym krzesłem do Goona.

– Oh, Kim, nie męcz go. Chłopak już dużo przeżył jak, na tak krótki czas.

– Tak, widziałam. Całkiem nieźle sobie poradził ze swoimi wrażeniami, chociaż widywałam lepszych – dziewczyna wykrzywiła twarz w kpiącym uśmiechu.

Sam również przybliżył się do swych gości i usiadł wpatrzony w przestrzeń ponad nimi. Zamierzał posłuchać co mają do powiedzenia, a potem, jeśli mu się to spodoba, wyrazić swoje zdanie. I tak wszyscy mu we wszystkim ulegali. Uśmiechnął się w myślach do siebie.

– Ciekawe czy tobie poszłoby równie dobrze, gdybyś dopiero co wstała z łóżka po trzydniowym śnie i majakach – Kasselert nie pozostawał dłużny w złośliwości.

– No nie wiem, nie wiem… jak mnie tu przynieśli to byłam prawie nieprzytomna, a i tak, nie dałam się zwieść. Więc, rzeczywiście… jest to szalenie ciekawe czy gdybym była w jego stanie, to poradziłabym sobie lepiej, czy też może wcale – wyraz triumfu zagościł na twarzy Kim, ostentacyjnie wykrzywionej w udawanych grymasach bólu.

– Nie kłóćcie się, jest przecież kilka spraw do omówienia. Nasz nowy gość – tu Hipol kiwnął głową w stronę Goona – na pewno jest ciekaw…

Widelec z pełną gracją i lekkim brzdękiem wylądował pomiędzy rozstawionymi na stole palcami Hipola zamykając mu tym samym usta.

– Nie wtrącaj się kiedy rozmawiają dorośli – Kim rzuciła mu ostre spojrzenie spod przymrużonych oczu, a wszyscy siedzący przy stole zanieśli się gromkim śmiechem na widok miny biednego Hipcia. – A ciekawość… to jak powiadają pierwszy stopień do piekła… byłam już kiedyś w jego pobliżu i nie wydaje mi się, aby tych stopni było dużo więcej…

– Nie chwal się, nie chwal. Żaden z nas nie miał w życiu lekko, a ostatnio, kiedy czasy stały się bardziej niespokojne jest coraz gorzej. – Kasselert przejął inicjatywę – A skoro już o tym mowa – uważam, że trzeba powziąć jakieś konkretne decyzje w związku z tą wściekłą plagą, która nas nawiedziła. To, co przytrafiło się Goonowi jest doskonałym przykładem, że nie wolno nam pozostawić tego bez jakiejkolwiek reakcji. Ciało za ciało. Krew za krew. Inaczej koniec z naszym honorem i koniec z bezpieczeństwem nas samych i naszych bliskich.

Kiedy Kasselert skończył przy stole zapadła pełna napięcia cisza. Nie tylko przy stole. Cała sala jakby oczekiwał na jakieś ogromne wydarzenie wstrzymując oddech. W głowie Goona obudził się i zapał, i chęć zemsty, i strach, bo kolejne zdania wypowiadane przez Kasselerta przepełnione były emocjami i uczuciami skrajnie negatywnymi i okrutnymi. Kiedy mówił o nich, tak o wampirach, dzika nienawiść zapulsowała w żyłach Goona. Słowa o krwi, o zemście, honorze umocniły te silne odczucia nad którymi nie panował wcale. I jak zwykle w tak ważkiej chwili liczyć można było na wyczucie czasu Hipola:

– To co? – powiedział tonem jakby opowiadał najlepszy kawał na świecie – może wynajmiemy kilku dentystów i po sprawie? – Uśmiechnął się promiennie spoglądając na rozmówców i oczekując od nich kolejnej salwy śmiechu. Ale to co otrzymał chyba go nie zadowoliło. Choć wyrażenie „nie zadowoliło" nie jest raczej odpowiednie. To co otrzymał można rzec – nawet go przeraziło, bo nagle skulił się w sobie i zmalał tak, że prawie nie było go widać znad stołu.

– Ekhem, to może ja coś powiem – Goon odezwał się, odwracając tym samym paraliżujące spojrzenia od Hipola. – Dziękuję za uratowanie życia, zajęcie się mną i za ten przepyszny posiłek. Hipol może i nie jest najbłyskotliwszym rozmówcą, ale to dzięki niemu żyję. Jeśli dobrze zrozumiałem wszystko, co do tej pory zostało mi powiedziane to… i tak niewiele rozumiem.

– Jesteś tu, bo łączy cię z nami silna więź. – Kasselert przejął znów inicjatywę. – Możesz to nazwać pokrewieństwem lub związkiem krwi, to nie ma znaczenia. Sprzymierzyliśmy się by walczyć z wampirami. Tu w tawernie spotkaliśmy się. Tu stworzyliśmy nasze zgromadzenie – nasz klan.

Odpowiedziało mu milczenie i kilka potakujących ruchów głową ze strony towarzyszy.

– Dobrze więc, mogę zatem czuć się zaszczycony przyjęciem mnie w wasze szeregi?

Tu spojrzenia wszystkich powędrowały w stronę Sama, który poczuł się w obowiązku wypowiedzieć kilka słów wyjaśnienia.

– Tak chłopcze, jesteś jednym z nas, lecz nie wiesz jeszcze wszystkiego co wiedzieć powinieneś. Znasz już rodzaj wroga, z którym przyjdzie się nam zmierzyć w najbliższym czasie. Jest to wróg straszliwy, okrutny i doskonale wyszkolony. Zabija nie tylko po to, aby przeżyć, ale i dla przyjemności. Nie mogę jednak jednoznacznie powiedzieć, że to oni są ci źli, a my ci dobrzy. Zastanawiasz się dlaczego? Niestety i w nas czai się pierwiastek zła, może i bardziej niebezpieczny niż wszystkie armie naszych wrogów. Tak, Goonie, już niedługo i ty poczujesz to w sobie. Ten głód, to pożądanie śmierci, mięsa i krwi. Tę nienawiść – nie tylko do wampirów, ale i do zwykłych ludzi. Przestrzegam cię zatem, nie oddawaj się tym pożądaniom, bo staniesz się potworem takim, jak nasz wróg. Jest w tobie bowiem nasienie wilkołactwa. Jesteś człowiekiem-wilkiem a twoje przeznaczenie to walka z wampirami.

W trakcie kiedy Sam mówił, w głowie Goona szalał prawdziwy tajfun myśli i uczuć. Od początkowego zdziwienia i niedowierzania, przez obrzydzenie do samego siebie, aż do nienawiści i chęci zemsty. Lecz na kim? Na kim on – Goon miałby się mścić? I za co? Za to, że jest wilkołakiem? Ależ skąd, to jakiś absurd. Tak być nie może. Żył przecież do tej pory jak normalny człowiek… Żył? Na pewno? Przecież tak niewiele pamięta. Jeszcze przed chwilą tyle rzeczy, tyle informacji i wspomnień było prostych i pewnych, a teraz?

– Teraz Goonie rozpoczynasz nowe życie. Jesteś prawdziwie jednym z nas. Zapomnij to, co jeszcze pamiętasz – to nigdy już nie wróci, a tobie będzie łatwiej bez tych wspomnień. – Sam patrzył Goonowi głęboko w oczy, jakby chciał właśnie przez nie ulżyć chłopcu. – Tak będzie lepiej – powiedział spokojnie. – Oddaj je mnie – rzekł wyciągając swoje dłonie w kierunku Goona.

Nikt inny na nich nie patrzył. Wszyscy pogrążeni byli we własnych myślach i wspomnieniach, których pewnie już nie mieli. Goon spojrzał po nich i wyciągnął lękliwie swe ręce, kładąc je na dłoniach Sama.

– Dobrze – powiedział Sam – Jesteś pewien, że chcesz pożegnać swoją przeszłość?

„Nie!" – coś zawyło wewnątrz Goona głosem tak potężnym, aż całe jego ciało przeszył dreszcz.

– Tak – powiedział ledwo słyszalnym głosem. – Nie chcę jej.

Koniec

Komentarze

I znów problemy edytorskie. Jeśli ktoś zaczął czytać - przepraszam, problemy usunięte (sądzę, że wszystkie).

niom, niby wszystko poprawisz, dajesz "dodaj"... i znowu coś ;-)

a przeczytam później, pzdr! :-) 

Nowa Fantastyka