- Opowiadanie: Fumiko Ijiri - Byele Lavan: Prolog (szkic)

Byele Lavan: Prolog (szkic)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Byele Lavan: Prolog (szkic)

Oliver odziedziczył jajko. Z całego bogactwa wuja, on odziedziczył jedno, małe, białe, marmurowe jajko. Nic więcej. To było pewne jak w banku. Przy odczytywaniu testamentu adwokat wuja w pierwszej chwili nawet nie zauważył krótkiej notatki na marginesie, rozpoczynającej się imieniem chłopca. Brzmiała ona dokładnie tak: „Oliver – Gadzie jajo”.

W drodze powrotnej do domu chłopiec siedział na tylnym siedzeniu samochodu i w palcach obracał jajo. Nie był nawet do końca pewien, czy było to autentyczne jajo jakiegoś gada, czy tylko kawałek kamienia wyrzeźbioby na ten kształt i oszlifowany. Jego powierzchnia, chociaż gładka, była nadal matowa. Kamień ważył całkiem sporo. Oliver przyglądał się mu uważnie, zastanawiając się, ile dostałby za nie na eBay. Matka piętnastolatka wychwytując myśli chłopca niczym radar łodzi podwodnej, obróciła głowę w jego kierunku, lustrując syna podejżliwym wzrokiem. Jakimś cudem zawsze wiedziała, gdy zaczynał kombinować.

– Okruszku?

Oliver podniósł wzrok na matkę, podczas gdy zza siedzenia kierowcy dało się słyszeć poirytowane westchnięcie.

– Jak ci się podoba prezent od wujka Kreutza?

Chłopiec zerknął na jajko i z powrotem na kobietę.

– Może być.

– Gdzie go postawisz? – nie dałwała za wygraną.

– Koło komputera – odparł, nawet zgodnie z prawdą. Musiał zrobić kilka zdjęć jakja, nim je sprzeda, poza tym warto było je mieć na wierzchu, gdyby okazało się jednak być warte co nieco.

– Okruszku, mam nadzieję, że zaopiekujesz się nim…

– Margaret – padło imię kobiety, wypowiedziane szorstkim tonem. Samochód stanął akurat na światłach i do rozmowy włączył się ojciec Olivera. Niski mężczyzna około czterdzieski obrócił się w siedzeniu i spojrzał na żonę – Nie sądzisz, że twój syn jest już trochę za duży na te twoje zdrobnienia? Serio kobieto… „Okruszku”? – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo, gestykulując dłońmi.

– Carol, Oliver jest moim synem i będę go nazywała, jak mi się żywnie podoba. Notabene, twoim synem też jest i nie powinieneś określać go mianem…

– Tak, jest moim synem, Margaret, i nie życzę sobie, żebyś mówiła do niego „okruszku”, „dzióbku” czy też „słoneczko”. Zaraz zaczniesz zabierać go na herbatki u tej wariatki Waters i nim się obejżę, będę miał w domu córkę zamiast syna!

– Carol! – oburzona kobieta wskazała za okno dłonią odzianą w białą, koronkową rękawiczkę– Zielone!

Carol obrócił się w siedzeniu wciskając pedał gazu. Samochód ruszył z piskiem opon. Po chwili szczupła twarz matki Olivera zwróciła się ponownie w jego kierunku.

– Więc mam nadzieję, że zaopiekujesz się jajkiem i w ten sposób oddasz należytą cześć twojemu zmarłemu wujkowi. Jestem pewna, że gdyby tylko mógł, opowiedziałby ci o podróży, z której przywiózł to jajko, które teraz trzymasz w ręce. Twój wuj był wspaniałym człowiekiem, mądrym naukowcem i zagorzałym uczestnikiem wszystkich możliwych ekspedycji. Z każdej ze swoich podróży przywoził jakiś przedmiot, który posiadał zadziwiającą historię… Był człowiekiem, którego nazwisko warto zapamiętać, okruszku – Carol zacisnął mocniej dłonie na kierownicy i syknął ostrzegawczo, co kobieta zignorowała z zaskakującą łatwością – Szkoda tylko, że uniwersytet uznał go za szaleńca pod koniec i nikt nie przyznał mu należytych tytułów…

 

*

 

Po powrocie do domu Oliver położył kamień na biurku, koło płaskiego ekranu komputera i przez parę następnych dni w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Dopiero po pogrzebie przypomniał sobie o jego istnieniu. Następnego dnia zrobił jajku kilka zdjęć i wystawił prostą ofertę sprzedaży na eBay. Konto, którym się posługiwał, należało naprawdę do jego kumpla, który jednak pozwolił mu z niego kożystać, jako że sam założył je tylko na rzecz jednorazowej transakcji.

Chłopiec czekał na pierwszą ofertę przez trzy dni. Czwartego dnia pod zdjęciami kamienia pojawił się cyfrowy licznik oznajmujący, ile gotów zapłacić jest pierwszy klient. Cena nie była wygórowana. Oliver zerknął na jajko starając się obiektywnie ocenić, ile sam by za nie dał. Postanowił poczekać jeszcze jakiś czas, w końcu chciał nie tylko pozbyć się niepotrzebnego przedmiotu jak najszybciej, ale i trochę przy tym zarobić.

Pięć dni później wydażyły się dwie rzeczy, których się nie spodziewał. Licznik przeskoczył kilka tysięcy i nikt więcej nie chciał już podbijać ceny. Oliver spędził jakiś czas przed ekranem swojego komputera z niedowierzaniem patrząc na czterocyfrową sumę. Komuś wybitnie zależało na zdobyciu jajka za dowolną cenę. To podsunęło chłopcu pomysł, by poczekać jeszcze dwa dni przed zamknięciem licytacji. Patrząc z radością na najnowszą cenę jajka szukał go dłonią po biurku. Czując lekki dyskomfort stwierdził, że jajka nie ma tam, gdzie spodziewał się je zastać. Przeniósł wzrok z ekranu komputera na blat biurka, a potem na podłogę. W zasięgu wzroku nie odnalazł żadnego kamienia.

Poderwał się z miejsca i zbiegł po schodach do salonu, gdzie zastał matkę i ojca. Mężczyzna nie przeszkadzał sobie w czytaniu gazety, jednak Margaret natychmiast przyciszyła dźwięk opery mydlanej rozgrywającej się w telewizji i spojrzała na syna.

– Tak, okruszku?

Gazeta trzymana przez Carol’a została rozerwana na dwa kawałki.

– Sprzątałaś w moim pokoju? Gdzie przestawiłaś jajo?

– Okruszku… – zaczęła kobieta, a pan domu wstał i wyszedł z salonu nadzwyczaj spokojnym krokiem – Razem z tatusiem uznaliśmy, że powinieneś zacząć sprzątać swoją sypialnię i trochę się usamodzielnić, więc nie zaglądałam tam już od jakiegoś czasu…

– Gdzie jest jajo w takim razie?

– Przecież wiesz, że trzymamy jajka w lodówce…

– Jajo wuja Kreutza…– Oliver potarł skroń palcami.

– Powiedziałeś, że będziesz je trzymać przy komputerze. Jeżeli go tam postawiłeś, to nadal tam stoi. Ani ja, ani tatuś go nie ruszaliśmy. Zgubiłeś je?

– Nie, po prostu nie wiem, gdzie jest. Ale znajdę! – dodał szybko widząc, jak kobieta otwiera usta, by coś powiedzieć. Czym prędzej wrócił do pokoju i rozpoczął poszukiwania. Nie spał prawie pół nocy, przerzucając ubrania w garderobie i zaglądając za meble i pod dywan. Poprzestawiał całą swoją kolekcję kaktusów stojących na parapecie. Robiąc to zerknął na chwilę przez okno. Słońce zachodziło za różowymi chmórami, a niebo powoli ciemniało nie tylko w związku ze zbliżającą się nocą. Mocny, jesienny wiatr poruszał koronami drzew, pojedyncze krople deszczu zakreśliły swoje ścierzki na szybie okiennej. Chłopiec zaobserwował szybki ruch przy bramie posesji. Przyjżał się uważnie temu miejscu i zobaczył kogoś majstrującego przy zamku. Zaskoczony zamrugał kilkakrotnie i tajemnicza osoba rozpłynęła się w ciemnościach. Nieco zdezorientowany stał chwilę w bezruchu, po czym zabrał się ponownie za poszukiwania, co jakiś czas jednak zerkając w to samo miejsce przy bramie. Tajemniczy gość już więcej się nie pojawił.

 

*

 

Następnego dnia został obudzony przez agresywne dzwonienie telefonu. Na pół przytomny zerknął na zegarek stojący na szafce obok jego łózka. Dochodziła dziewiąta rano. Był niedzielny poranek i Oliver nie miał nic lepszego do roboty niż spać. Spanie było najlepszą rzeczą, jaką w jego rozumieniu mógł robić w tym momencie i naprawdę nie chciał z tego rezygnować, jednak telefon nie pozostawiał mu wyboru.

Przetarł oczy i spojrzał na wyświetlacz komórki. Zaskoczony ujrzał inicjały osoby, z której konta na eBay korzystał. Czym prędzej nacisnął zieloną słuchawkę siadając na łózku, już zupełnie wybudzony.

– Dorian?

– Cześć skubańcu – osiemnastolatek sprawiał wrażenie jakby wcale nie miał ochoty z nim rozmawiać, ale musiał.

– Czego chcesz o tej koszmarnie wczesnej porze dnia?

– Pod drzwiami mojego domu zastałem dziś jakąś wegetującą, upartą cizię, domagającą się sprezentowania nieznanego mi jajca. Powiedz no, skubańcu, czy ty kury zacząłeś hodować?

– Nie… – Oliver wygrzebał się z łóżka i rzucił w kierunku komputera. Włączył go i czym prędzej zalogował się na konto eBay.

– To co z tym jajcem?

– Czy cizia jest użytkownikiem Zippo99, który zaproponował ostatnią sumę za jajko?

W słuchawce rozległy się przutłumione odgłosy szybkiej wymiany zdań.

– Nie.

– To powiedz cizi, że jak nie podbije, to może zapomnieć o jajcu.

– Cizia mówi, że podbije… – ponownie dało się słyszeć jakieś głosy po drugiej stronie połączenia – To znaczy pobije. Czekaj, co?…

Oliver usłyszał krótki wrzask i łomot, następnie połączenie zostało przerwane. Chłopiec siedział dłuższą chwilę w bezruchu, z wzrokiem wbitym w wyświetlacz telefonu. Podskoczył w miejscu, gdy irytująca melodyjka po raz kolejny zakłóciła ciszę. Na wyświetlaczu widniał numer Doriana.

– Dorian?…

– Czy to ty wystawiłeś jajo na sprzedaż? – zapytał dość poważym tonem dziewczęcy głos.

– Tak?

– Czy nadal je posiadasz?

– Tak. To znaczy nie. Zgubiłem je jakiś czas temu, ale pewnie gdzieś tu jest w pobliżu, musiałbym tylko poszukać, to zajmie chwilę, jeśli masz ochotę poczekać…

– Zgubiłeś je?! – dziewczyna trochę się wściekła – Jak to „zgubiłeś”?!

– Trzymałem je na biurku i musiało się sturlać na podłogę, albo coś…

– Czy ktoś obcy był w twoim domu?! Odpowiedz!

– Nie sądzę…

– Dobrze. Zaraz tam będę, nigdzie się nie ruszaj!

Słuchawka zamilkła. Oliver był w szoku, który tylko się pogłębił, gdy niecałe pięć minut później furtka koło bramy posesji zaskrzypiała i na werandę weszła pospiesznymi krokami drobna, rudowłosa dziewczyna, ubrana na czarno. Była mniej więcej jego wzrostu, ale z wyglądu wydawała się młodsza. Oliver rozdziawił usta wykonując na szybko obliczenia w głowie. Według znanych mu faktów oraz wykonanych równań, dotarcie z domu Doriana do jego w najlepszym wypadku zajęłoby zdecydowanie więcej, niż pięć minut, jako że właściciel konta eBay mieszkał na drugim końcu miasta.

Chłopak usłyszał dzwonek do drzwi i jego matka wpuściła dziewczynę do środka. Margaret nie trzymała jej zbyt długo i po chwili po schodach wspinała się na górę wzburzona nastolatka. Bez problemu trafiła do pokoju Olivera i zatrzasnęła za sobą drzwi.

– Czy ty masz w ogóle jakiekolwiek pojęcie, coś narobił? – wycedziła przez zaciśnięte zęby – Nienawidzę takich rozpieszczonych bachorów jak ty, które myślą, że wszystko im wolno. Ktoś ufa, że zrobisz, co do ciebie należy, a ty sprzedajesz swój obowiązek przy pierwszej lepszej okazji. Pff, obowiązek… To przywilej! Zawsze mówiłam Arturowi, że nie powinien pokładać w tobie większych nadzieji…

Oliver drgnął słysząc znajome imię.

– Znasz wuja Kreutza?

Dziewczyna zmroziła go wzrokiem.

– Znałam. Nie powinien był powierzać ci jaja. To zbyt poważna sprawa, by móc ufać komuś, kto nie widzi świata poza czubkiem własnego nosa…

Niespodziewane pukanie do drzwi sprawiło, że oboje lekko się wzdrygnęli odwracając głowy w kierunku chałasu. Klamka przekręciła się i do pokoju zajrzała matka Olivera.

– Ciasteczko? – zapytała – A może herbatki?

– Nie, mamo, dzięki…

– Wyjdź – powiedziała niespodziewanie rudowłosa. Oliver poczuł, jak włosy jeżą mu się na karku. Powietrze w pomieszczeniu przez ułamek sekundy sprawiało wrażenie gęstego i naelektryzowanego. Z zaskoczeniem obserwował, jak głowa matki powoli cofa się za drzwi, które zostają zamknięte równie wolno. Kroki na schodach brzmiały bardziej jakby należały do jakiegoś zombie, niż do jego własnej matki.

Ciemne oczy dziewczyny ponownie zwróciły się w jego kierunku.

– Gdzie jest jajo?

 

(C.D.N. Prawdopodobnie)

Koniec

Komentarze

No, niezłe. Początek zabwny i wciągający; dialogi takie pod gust młodzieży, ale też niczego sobie. Warto popracować nad całością, niezależnie o tego, czy to miałaby być powieść czy opowiadanie. Pozdrawiam.

Czyta sie latwo, lekko i przyjemnie i ciekawe gdzie to sie wszystko poturla? Przyjemnosc czytania zadrapuje chwilami niezbyt poprawna stylistyka i co najmniej jeden blad ortograficzny, ale kto by sie przejmowal takimi drobiazgami (oprocz redaktora i polonistow)?... Z jednej strony ma sie nadzieje, zeby nie byla to powtorka z "Eragorna", a z drugiej strony co nowego mozna napisac o gadzich jajkach w rekach nastolatkow?
Slowem: keep going!

Dziękuję za komentarze i ocenę ;)
Jakub: jestem w trakcie prac nad jakimś ciągiem dalszym, ale coś kiepskawo mi idzie, więc minie pewnie sporo czasu, nim ten kawałek dostanie jakieś godne zakończenie.
AerynSun: postaram się uniknąć przerabiania Byele Lavan na Eragorna, a już na pewno zadbam o to, by napisać coś, czego po gadzich jajkach w rękach nastolatków nikt by się nie spodziewał.

No tak, błędy są i to mi przeszkadza w czytaniu.
kożyść, pzyjrzał, chmórami...no troche tego...

Wiktorwroz: nie miałam możliwości poprawienia błędów przed załadowaniem tekstu na stronę, ale więcej się to już nie powtórzy, teraz wreszcie mam słownik na kompie :)

Ciekawe, fajnie sie czyta, ale fabuła chyba niezbyt oryginalna, przynajmniej sądząc po początku.

Dobre... :)

hmm...

Sam to zrobiłeś? Czad :D

Fasoletti, przerażasz mnie... :P

No cóż . wszystko może straszyć. Pomysłowe.

Obśmiałem się:D. Teraz takich właśnie kartonów będą się bały dzieci przed snem.

JW

Nowa Fantastyka