- Opowiadanie: Pan Cyjanek - Golem - cz. 1

Golem - cz. 1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Golem - cz. 1

Poranna, mleczna mgła, pokrywająca delikatnym puchem całą wyżynę powoli rzedła i i sokole oko Rogery zaczęło w końcu wyłapywać sylwety drzew i pagórków z otaczającej go przestrzeni. Wielki Konstruktor pogładził się po starannie przyciętej brodzie i kichnął. Wilgoć osiadała kroplami wody na jego paradnym, pozłacanym pancerzu i skapywała z hełmu, drażniąc mu nos. Pogłaskał niespokojnego konia po grzywie i odwrócił się do drugiego mężczyzny, podobnie odzianego i podobnie jak Rogera siedzącego okrakiem na wierzchowcu.

– Jak długo jeszczę będziemy czekać? – spytał

Tamten nic nie odpowiedział. W milczeniu wpatrywał się w niewyraźną przestrzeń przed nimi, gdzie zbocze rozległego wzgórza nikło w mlecznobiałej chmurze. Mgła stopniowo zanikała, świat robił się coraz wyraźniejszy, lecz wzniesienie przed nimi wciąż kryło się przed ludzkim wzrokiem.

Poranne słońce przebiło się przez chmury i milionem refleksów zaznaczyło swą obecność na kirysach i hełmach oczekujących żołnieży. Legion piechurów, ustawionych w równych rzędach ciągnął się aż za granicę widoczności, zanikając we mgle. Ponad nim, na wzniesieniu, stały oddziały kuszników, a na samym szczycie wzgórza Wielki Konstruktor, Wielki Strateg i pozostali dowódcy.

– Czemu tyle zwlekają? – Rogera nie dawał za wygraną.

– Mgła im nie sprzyja. – odrzekł Strateg nie odrywając wzroku od przestrzeni przed sobą – Być może wilgoć źle wpływa na ich cudaczną broń. Wiedzą też, że gorsza widoczność daje nam przewagę.

– Wilgoć wpływa też źle na naszą broń – rzucił fachowo Rogera – Mechanizmy kuszy gorzej działają gdy zamokną.

– Wiem o tym bracie – burknął Wielki Strateg Nerma – Jednakże nie w kusznikach widzę naszą szanse na zwycięstwo. W walce dystansowej jesteśmy i tak stroną słabszą.

Kirsten uśmiechnął się promiennie.

– A więc wreszcie zobaczę te ich słynne, plujące ogniem kije? – Konstruktor począł wpatrywać się w mgłę z równą uwagą co jego brat – Niech nasi wrogowie w końcu się zjawią. Chce zobaczyć karłów w akcji.

– Nie bój się – mruknął ponuro Nerma – na pewno cię nie zawiodą.

Wkrótce mgła rozwiała się całkowicie, odsłaniając trawiasty wierzchołek wzgórza kilkaset metrów przed nimi. W oddali pojawiły się kolejne nagie grzbiety, wznoszące się coraz wyżej ku skalnym urwiskom i nagim szczytom. Czekali w skupieniu.

Usłyszeli stłumiony dźwięk kopyt zbliżającego się jeźdźca. Konny podjechał do Stratega i krzyknął.

– Panie! Zwiadowcy wrócili! Wróg się zbliża, wkrótce będzie widoczny! Ma ze sobą takie same pojazdy, jak ten, któy widzieliśmy w Vegen!

– Dobrze. – odparł Strateg i odprawił jeźdźca – Cóż dostojny bracie, to powinno cie zainteresować. Te maszyny to coś w sam raz dla ciebie.

– Jeszcze lepsze od plujących ogniem kijów? – rzucił z uśmiechem Rogera

– Myśle że tak. To opanceżony wóz, pełen plujących kijów, poruszający się bez użycia zwierząt. Brzmi jak jeden z twoich szalonych pomysłów, ale jest prawdziwy. Sam widziałem.

Kersten wyszczerzył zęby.

– Zaczynajcie! – syknął do niewidocznych przeciwników.

– Nie zachowuj się jak dzieciak. – rzucił Nerma karcąco – Żołnierze powinni patrzeć na ciebie z szacunkiem. Jesteś bratem króla i Stratega, ich najwyższego dwódcy. Musisz zachować klasę.

– Ty masz swoich żołnierzy, ja mam swoich inżynierów – rzucił Konstruktor wgapiając się we mgłę – I jeśli któryś z nich nie będzie okazywał należytego szacunku mojemu bratu, bez mrugnięcia okiem każe go ściąć dla przykładu. Liczę, że zrobisz to samo, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Nerma przewrócił oczami, ale nic nie powiedział. Przywołał ruchem ręki jednego z posłańców i rzekł.

– Leć chłopcze do lekkich konnych Ibrahima i przekaż, że mają ustawić się na pozycjach. Ruszają na znak, jak było umówione.

Po tych słowach przywołał trzech następnych jeźdźców:

– Wy dwaj, lećće do sierżantów piechoty i każcie im rozluźnić szyki. Niech staną w większych odstępach. Ruszają na mój znak. – po tym zdaniu odwrócił się do trzeciego jeźdźca – Ty jedziesz do kuszników długozasięgowych. Niech się gotują.

Po tych słowach dowódca począł znów wpatrywać się na pusty, jak narazie grzbiet. Szybko jednak zdał sobię sprawę, że coś się w tym widoku zmieniło.

– Widzicie ten dym? – rzucił do jednego z oficerów.

– Faktycznie panie. Wygląda na to, że się zbliżają.

Rzeczywiście, po chwili na wzniesieniu ukazały się sylwetki wrogich żołnierzy. Wszyscy w takich samych, wyglądających na futrzne uniformach, niscy i chudzi, szli trzymając na ramionach tajemnicze metalowe kije. Część z nich drugiej ręcę trzymała żelazną pawęż, lśnącą srebrzyście w świetle porannego słońca.

Ustawili się na lekko opadającym w dół zboczu w równym szeregu, ramię przy ramieniu. Stali bez ruchu, jakby na coś czekając.

– Czemu nie atakują? – rzucił Rogera ale nie uzyskał odpowiedzi. Nerma dawał znak kusznikom.

Pociski pofrunęły i dosięgnęły celu, lecz nie wyrządziły wielkiego spustoszenia. Żołnierze Niskiego Ludu osłonięci swoimi wielkimi i najwyraźniej nadzwyczaj lekkimi pawężami przetrwali ten atak niemal bez strat.

W tym momencie, na tle chmur dymu pojawiły się dziwaczne pojazdy w łącznej liczbie sześciu. Ustawiły się za żołnieżami w wyższym punkcie wzniesienia i zastygły.

Rogera aż podniósł się w siodle gdy to zobaczył. Wyszarpnął jakiemuś generałowi lunetę i przyjżał się machinom dokładnej.

Był to pojazd o wysokości dorosłego człowieka, czyli wyższy od przeciętnego przedstawiciela Niskiego Ludu z Breeshadder. Trudno było ocenić długość tej maszyny. Poruszał się na sześciu stosunkowo szerokich kołach i był pokryty metalowymi płytami. Z dachu pojazdu wystawał spory, w stosunku do reszty pojazdu, komin, zaś miejsce skąd wychodził, było wyższe i szersze niż reszta maszyny. To właśnie z niego wydobywał się dym. Z przodu tego konstruktu wystawała dość długa, metalowa rura, a z boków jeszcze dwie mniejsze.

Rogera odłożył lunetę i oblizał wargi.

– Fascynująca technika. Bracie, dopilnuj, żeby przynajmniej jedna z tych maszyn dotarła do mnie w stanie możliwie nienaruszonym. Chce poznać wszystkie mechanizmy jej działania.

– Moim głównym zadaniem jest zachowanie armii w stanie możliwie nienaruszonym i zgładzenie naszych wrogów. Postaram się nie niszczyć tych maszyn, o ile nie będzie oznaczać to utraty większej liczby ludzi.

– Ludzie, ludzie… – burknął Konstruktor – Ludzie przychodzą i odchodzą i zazwyczaj ich życie nie ma większego znaczenia. A to? Takie odkrycie mogłoby nas pchnąć do przodu o dekady…!

– Ciszej, żeby żołnieże cię nie usłyszeli – warknął Nerma – Zresztą ta rasa niszczy wszystko co może wpaść w ręce wroga. Pod Vegen, gdy bitwa była już przegrana, wysadzili w powietrze taką właśnie maszyne. Wszyscy potencjalni jeńcy popełnili samobójstwo, a jedyny, który się ostał nie pisnął ani słówka. Wytrwale bronią swych tajemnic.

W tym momencie przerwał, gdyż jedna z maszyn wydała z siebie przeraźliwy huk i wyrzuciła kłąb dymu z przedniej rury. Rogera zobaczył jak cała maszyna cofa się nieco do tyłu, po czym wraca na poprzednie miejsce. Po chwili usłyszał krzyki i jęki rannych.

W pierwszym szeregu piechoty powstała niewielka wyrwa. Kilku żołnierzy zwijało się na ziemi przyciskając krwawiące kikuty do piersi. Jeden czy dwóch nie żyło, zostali zmasakrowani przez wyrzucony z maszyny pocisk.

Nerma wyciągnął szablę i skierował ją przed siebię krzycząc.

– Piechota! Naprzód! Biegieeem!

Żołnierze ruszyli. Byli to lekkozbrojni piechociaże uzbrojeni w lekkie, krótkie szable i małe okrągłe tarcze. Biegli w równym, choć bardzo rozproszonym szyku.

Kolejne śmiercionośne pojazdy odezwały się grzmiącym hukiem. Kolejni żołnierze padali jak muchy pod ich ostrzałem.

Do maszyn dołączyła się również piechota karłów, w chwili, gdy najwyraźniej, wrodzy im żołnieże znaleźli się w zasięgu ich broni. Oparli swoje metalowe kije na pawężach i równą salwą otworzyli ogień. Wtedy też niemal cały pierwszy szereg nacierających padł martwy.

– Kusznicy! – ryknął ponownie Nerma – Celować najdalej jak się da!

Strzały poszybowały i tym razem zebrały bardziej śmiercionośne żniwo. Strzelcy karłów, zajęci nacierającym wrogiem nie zdołali się w porę osłonić przed ostrzałem.

– Czy aby na pewno wygramy? – spytał Rogera gdy kolejna slawa karłów położyła cały szereg – Wygląda na to, że twoi żołnierze nie dają sobie rady z tą ich bronią. Może taki atak od frontu w stylu "hurra-ale-wam-dopierdolimy" nie był najlepszym pomysłem.

– Słowo daje czcigodny bracie – wycedził Nerma przez zęby – jeśli jeszcze raz spróbujesz pouczać mnie o fachu, którego, z racji, że urodziłem się drugi w kolejności po naszym bracie królu, zmuszony się byłem uczyć od piątego roku życia… – Strateg nabrał powietrza – Lepiej, żebym nie kończył tego zdania, a ty byś zamilknął.

– Och. W porządku, jak uważasz – Rogera szyderczo wzruszył ramionami – To twoja działka.

W końcu, mocno już przerzedzony oddział piechoty dopadł do strzelców Niskiego Ludu i nawiązał bezpośrednią walkę. Karły ruszyły do przodu zbijając się w bardziej zwartą masę, starały się zepchnąć ludzi ze wzgórza. Momentalnie strzelające pojazdy pozostały niemal osamotnione na szycie wzniesienia.

– Teraz! – ryknął Nerma i jeden ze stojących obok niego konnych podniósł czerwony sztandar.

Chwilę później na przeciwległym wzgórzu ukazał się oddział konnych. Jeźdźcy wjechali na grzbiet i gnali co sił w stronę walczących. Strzelcy Niskiego Ludu nie zauważyli jeszcze zbliżającego się zagrożenia, jedynie pancerne maszyny starały się wykręcić by ustawić się frontem do napierających.

Nie zdążyły jednak. Jeźdźcy momentalnie znaleźli się obok pojazdów, które nieporadnie starały się ostrzeliwać nacierających z bocznych luf. Nagle okazało się, że konni dzierżą bardzo dziwną broń. W jednej ręce mieli płonącą żagiew, a w drugiej butelkę z wystającą z szyjki szmatą.

Rogera spoglądając przez lunetę dokładnie widział, jak w pełnym galopie jeźdźcy podpalają swoje butelki, ciskają ję w pojazdy i jadą dalej, by rzucić się na jedno ze skrzydeł żołnierzy Niskiego Ludu.

Zawartość butelek rozbitych o metalowe powłoki pojazdów natychmiast zajęła się ogniem, co w zasadzie oznaczało, że całe pojazdy stanęły w płomieniach.

– Czyżby to…? – zaczął Rogera, ale Nerma mu przerwał.

– To płonący olej, bracie. Prawdopodobnie twóje największe odkrycie.

Rogera wyszczerzył zęby w usmiechu. W tym momencie ujrzał, jak druga grupa jeźdźców, tym razem, znacznie większy oddział zbrojnych lansjerów pędzi już wprost w stronę karłów, którzy zdawszy sobie sprawę, że znaleźli się miedzy młotem a kowadłem poczęli szyć i do nich ze swoich kijów.

– Ha! Zobacz jak śmiesznie wyskakują te mikrusy z tych płonących maszyn. Pewnie gotują się tam jak raki! – zawołał Rogera.

– Tak mój bracie, płoną żywem. – mruknął Nerma krzywiac się.

Faktycznie, załoga pojazdów w popłochu starała się wyskakiwać z płonących pojazdów. Jednemu czy dwóm niemalże się to udało, gdy jednak stało się coś niespodziewanego.

Jeden z pojazdów wyleciał w powietrze rozlatując się na setki płonących kawałków i rozrywając żołnierzy obu stron walczących wokół. Po chwili kolejny eksplodował rozrzucając śmiercionośne szczątki wokół siebie.

– Nie! – zawołał Rogera – Co się dzieje!

– Albo robią tak od ognia, albo, tak jak mówiłem, niscy sami je niszczą – odrzekł Nerma.

– Cholera jasna! – warknął Rogera, aż koń się zaniepokoił.

– Nie przejmuj się – rzekł Nerma, gdy dwa kolejne pojazdy wyleciały w powietrze – Bitwa już jest wygrana. Te karły popełniły kilka kardynalnych błędów, na nasze szczęście. Wpadnie nam w ręce tyle ich ognistych kijów, że bez wątpienia będziesz miał czym się zająć.

Rzeczywiście, wrodzy żołnierze oddawali już pola. Cześć walczyła do ostatka otoczoczona z wszystkich stron, część zaś rzuciła się do ucieczki. Był to jednak odwrót bardzo zorganizowany i sprawny. Karły wycofywały się ale cały czas strzelały ze swojej niezwykłej broni, trzymając w ten sposób na dystans wrogów.

Nerma dawał znaki jeźdźcom, by oflankowali strzelców, nie dało to jednak spodziewanego skutku. Karły uformowały coś na kształt czworoboku, przy czym żołnierze na każdym z boków byli zwróceni w inną stronę. Utrudniało to szybki odwrót, ale za to dawało lepsze możliwości obrony.

– Mają niesamowitą dyscypline – stwierdził Nerma, obserwując żołnierzy Niskiego Ludu. Gdy karły oddały jeszcze jedną salwę, Wielki Strateg rozkazał zaprzestać pościgu.

– Nie gonisz ich? – rzucił Rogera – Myślałem, że w bitwie chodzi o to, żeby pozabijać jak najwięcej wrogów.

– To zależy. – odparł Nerma uspokajając konia – Jeśli to by się wiązało z utratą połowy ludzi to nie. A w tym wypadku potencjalne straty mogą być zbyt duże.

Rogera rozejrzał się po polu bitwy. Na wzgórzu trwała jeszcze potyczka z niedobitkami wroga, generalnie jednak, ten wyłożony trupami skrawek ziemi był miejscem triumfu królestwa Dahaj.

 

***

Koniec

Komentarze

Planuje co najmniej 6 części tego opowiadania, mam nadzieje, że ktoś zdoła dotrwać do momentu, aż całość będzie gotowa i opowiadanie to nie odejdzie w zapomnienie
Zapraszam do lektury 

"Byli to lekkozbrojni piechociaże uzbrojeni w lekkie, krótkie szable i małe okrągłe szable. Biegli w  równym, choć bardzo  rozproszonym szyku." - Niezły opis.

Karły uformowały coś na kształt czworoboku, (...).
Coś na kształt czegoś.
(...) ten wyłożony trupami skrawek ziemi (...).
Trupy jako terakota?
Bez cytatu: warto przestać śmieszyć czytelników brakiem orientacji, kiedy "ż", a kiedy "rz".

Poranna, mleczna mgła, pokrywająca delikatnym puchem całą wyżynę powoli rzedła i i sokole oko Rogery zaczęło w końcu wyłapywać sylwety drzew i pagórków z otaczającej go przestrzeni. – Dla mnie to danie jest nieco przekombinowane. A gdyby je skrócić, np.: Poranna mgła pokrywająca całą wyżynę powoli rzedła i Rogery zaczął w końcu dostrzegać zarysy otaczających polanę, (porośniętych drzewami) pagórków.

 

Wielki Konstruktor pogładził swą starannie przyciętą brodę i kichnął. – pogładził się po starannie przyciętej… (Cudzej nie mógł pogładzić, a w ten sposób unikniesz niepotrzebnego zaimka)

 

podobnie odzianego i podobnie jak Rogera siedzącego okrakiem na wierzchowcu. – koniecznie trzeba to było zaznaczyć? Przecież tak właśnie się siedzi na koniu.

 

Mgła stopniowo zanikała, świat robił się coraz wyraźniejszy, lecz wzniesienie przed nimi wciąż kryło się przed ludzkim wzrokiem. – Też mi trzeszczy. Wzniesienie raczej samo z siebie nie może się kryć. Więc gdyby przekombinować? Np., że wzniesienie przed nimi wciąż pokrywał nieprzenikniony opar,  lub coś w tym stylu?

 

Poranne słońce przebiło się przez chmury i milionem refleksów zaznaczyło swą obecność na kirysach i hełmach oczekujących żołnierz(rz)y. – Nie przesadzasz? :P

 

Legion piechurów, ustawionych w równych rzędach ciągnął się aż za granicę widoczności, zanikając we mgle. – Też moim zdaniem zbędne. Wystarczyłoby, że niknął we mgle.

 

Ponad nim, na wzniesieniu, stały oddziały kuszników, a na samym szczycie wzgórza Wielki Konstruktor, Wielki Strateg i pozostałe wyższe dowódctwo. – Co to jest wyższe dowództwo? Nie wystarczyłoby, że pozostali dowódcy?

 

W oddali pojawiły się kolejne nagie grzbiety, wznoszące się coraz wyżej ku skalnym urwiskom i nagim szczytom.

 

Leć chłopcze do lekkich konnych Ibrahima i przekaż, że mają ustawić się na pozycji. – Żołnierze to liczba mnoga, więc powinni się ustawić na pozycjach.

 

Po tych słowach dowódca począł znów wpatrywać się na pusty, jak narazie grzbiet. – Tu mam wątpliwości. Jeśli się wpatruje, to w coś. A na coś powinien patrzeć, spoglądać. Ale mogę się mylić.

 

Trudno było ocenić długość, ale Konstruktor podejrzewał, że był on dosyć długi. – Zdanie do przemaglowania. Brzydkie powtórzenie. A gdyby tak zostawić tylko, że trudno było ocenić jego długość?

 

Strzały poszybowały i tym razem zebrały bardziej śmiercionośne żniwo. – z kuszy strzela się bełtami.

 

- Och. W porządku, jak uważasz - Rogera szyderczo wzruszył ramionami – jak wygląda szydercze wzruszenie ramion?

 

Ja mam tyle uwag od siebie jeśli chodzi o sprawy techniczne.

Fabularnie opowiadanie mi się podobało. Tylko szkoda, że aż tyle części ma :( Raczej na pewno tego nie przeczytam, bo zaraz machnę kilka innych tekstów i już zapomnę o czym był ten. Niestety, to jest wada wieloodcinkowych opowiadań.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

gwidon2 - jeśli chodzi o powtórzenie słowa szabla, to w tekście tego nie ma, jeśli zaś o coś innego, to "ja nie rozumie"
Co do wszystkich porad dotyczących błędów i stylu to bardzo za nie dziękuje, postarałem się je już poprawić.
Pozdrawiam 

Faktycznie, machnąłem się przy przepisywaniu. Tarcza, a nie szabla.Mój błąd. Chodziło mi o to, że ten fragment to maśło maślane, ale w związku z tym, że sam walnąłem gafę, chciałbym przeprosić autora i życzyć mu dalszych, równie udanych tekstów.
pozdrawiam

Nie ma sprawy, może faktycznie mogłem to lepiej sformułować.
Dzięki za komentarz 

Nowa Fantastyka