- Opowiadanie: pyrek - Głos

Głos

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Głos

Miałem siedemnaście lat, kiedy zdarzyło się to po raz pierwszy.

Wracałem po nudnym dniu w szkole. Żałowałem, że zdecydowałem się przyjść na lekcje, których właściwie nie było. W autobusie było niewyobrażalnie gorąco. Wszystkie miejsca zostały zajęte przez dojeżdżających uczniów i we wnętrzu metalowej skrzynki – mimo otwartych okien – brakowało tlenu.

Zająłem miejsce przy oknie w ostatnim rządzie siedzeń. Zmęczony organizm domagał się wypoczynku. Monotonny odgłos pracującego silnika i rytmiczne podskakiwanie autobusu na wyboistej drodze, wzmagały poczucie senności.

Nigdy nie zasnąłem podczas powrotu ze szkoły. Wielu posiadło tą cenną umiejętność, jednak ja nie należałem do tych osób. Ostatni czwartek roku szkolnego należał do wyjątków.

Mimo wspaniałej pogody czułem się okropnie. Godziny spędzone w szkolnych murach wyczerpały mnie jak nigdy przedtem. Poczucie bezsensownego tkwienia w ławce powodowało apatię. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Bolała mnie głowa i pragnąłem snu, którego nie mogłem zaznać. Krzyki na korytarzach podczas przerw i rozmowy kolegów oraz koleżanek w trakcie czterdziestu pięciu minutowych lekcji doprowadzały mnie do szału. Planowałem urwać się i pojechać do domu.

Tak też zrobiłem. Trzy godziny wcześniej niż zazwyczaj w poniedziałki skończyłem lekcje. Po drodze na przystanek zaopatrzyłem się w dwie lodowate puszki Pepsi i paczkę papierosów.

Usiadłem na przystanku i z donośnym sykiem otworzyłem puszkę. Zimny napój z dużą zawartością cukru oraz z dodatkiem kofeiny ukoił pragnienie.

Podjechał biało-niebieski autobus. Rząd uczniów ustawił się w drodze do drzwi. Po wejściu do środka i okazaniu ważnego biletu miesięcznego zająłem miejsce przy oknie na końcu pojazdu. Obok mnie usiadła ładna brunetka o dużych zielonych oczach. Uśmiechnęła się do mnie serdecznie. Odwzajemniłem jej tym samym i na tym poprzestałem.

W liceum byłem bardzo nieśmiały. Dopiero w trzeciej klasie nabrałem rozpędu w kontaktach z kobietami i na studniówkę poszedłem z tą samą śliczną brunetką, która w czwartek usiadła obok mnie w autobusie.

Pojazd ruszył i momentalnie zmorzył mnie sen. Zamknąłem oczy i ułożyłem głowę na szybie. Nie przeszkadzały mi nieustanne wstrząsy, byłem zmęczony i potrzebowałem odpoczynku. Powoli zacząłem odpływać. Przyjemna faza pomiędzy przytomnością a snem zawładnęła mną i rozpoczęła puszczać niewyraźne obrazy z pogranicza rzeczywistości i fantazji.

Arturze!

Głos pojawił się w mojej głowie. Nie byłem świadomy. Śniłem, a jednak nie był to sen.

Arturze. Śpij słodko póki jeszcze możesz.

Ogarnęło mnie dziwne poczucie strachu. Słyszałem jedynie głos. Żadnych obrazów, a jedynie cichy beznamiętny głos.

Teraz jesteś mój i tylko mój. Już na zawsze. Na całą wieczność. Twoja dusza należy do mnie i zrobisz wszystko co ci każę.

Szyderczy śmiech wybuchł w mojej głowie. Poderwałem się z siedzenia. Zdezorientowany rozejrzałem się wokół. Brunetki o wielkich, zielonych oczach już nie było.

Wysiadłem na spalonym słońcem przystanku i ruszyłem prosto do domu. W głowie wciąż brzmiał szyderczy śmiech i strzępki wypowiedzianych słów. Wtedy myślałem, że to był tylko zły sen. Nietypowy, mroczny i pozbawiony obrazów.

Jak bardzo się myliłem.

 

Przez długi okres beznamiętny głos nie odezwał się w mojej głowie. Po kilku dniach całkowicie o nim zapomniałem i do połowy trzeciej klasy liceum nic się nie wydarzyło.

Pierwszy semestr minął i wśród trzecich klas zapanowała euforia pod adresem zbliżającej się studniówki, która miała nastąpić trzeciego lutego.

Dziewczyny gorączkowo szukały odpowiednich kreacji, umawiały się na wizyty u kosmetyczek i fryzjerek, a solaria osiągały szczytowe dochody. Szał dziewczyn osiągnął apogeum kilka dni przed niezapomnianym wieczorem. Każda chciała wyglądać najpiękniej, ale uważam, że moja była z nich najpiękniejsza, wspaniała pod każdym względem.

Poznałem ją na maturze próbnej z biologii. Miała na imię Natalia.

Rozmawialiśmy po wyjściu z Sali gimnastycznej, gdzie odbywał się egzamin próbny. Skończyłem jako pierwszy i czekałem na dwóch moich kolegów z klasy. Natalia wyszła chwilę po mnie. Zaczęliśmy rozmawiać głównie o minionym egzaminie. Uważaliśmy, że był łatwy i nie sprawił nam trudności. Ludzie wychodzący z sali mieli opuszczone głowy i łypali na nas oskarżającymi spojrzeniami.

Później za każdym razem, gdy widywaliśmy się na szkolnym korytarzu, rozmawialiśmy ze sobą, chociaż przez chwilę. Zawsze była wśród trzech przyjaciółek, które onieśmielały mnie przed dłuższą konwersacją, dlatego nie miałem dobrej okazji na poproszenie o jej numer, a tym bardziej na zaproszenie jej na randkę.

Okazja nadeszła niespodziewanie na przystanku.

Dojeżdżaliśmy razem, ale zawsze o innych godzinach i nie mogłem jej spotkać. Pewnego dnia byłem na wagarach, na których wypiłem z przyjacielem cztery piwa i wracałem tego dnia nieco później niż zwykle. Wtedy zobaczyłem ją samą na przystanku i w końcu nadeszła chwila, kiedy powinienem odważyć się poprosić o jej numer. Byłem naprawdę żałosny. Inny facet bez zastanowienia podrywa dziewczynę na dyskotece, a ja nie potrafiłem poprosić o głupi numer, chociaż znaliśmy się już od dwóch miesięcy.

Walnąłem prosto z mostu i umówiłem się z nią na sobotę. Gdyby nie Natalia, która stwierdziła, że nie damy rady się spotkać, jeżeli nie będziemy mieli ze sobą kontaktu telefonicznego, to nie wymienilibyśmy się numerami i całą randkę szlag by trafił.

Zabawna historia.

Nie mogliśmy spotkać się wieczorem, gdyż ograniczały nas dojazdy, a nie miałem ani samochodu, ani prawa jazdy. Zobaczyliśmy się w południe i poszliśmy na dwa piwa do pubu. Bawiliśmy się wspaniale. Pogoda dopisała. Pod koniec dnia pocałowaliśmy się nieśmiało i byliśmy szczęśliwi.

Natalia nie ulegała ogólnej ekscytacji studniówką. Nie chodziła na solarium i nie była u kosmetyczki. Suknię uszyła jej matka, która była krawcową, a włosy uczesała jej siostra. Gdy ją zobaczyłem oniemiałem z zachwytu.

Czarna suknia z filetowymi akcentami wspaniale leżała na jej szczupłym ciele. Dekolt lekko odsłaniał piersi. Ale najpiękniejsze były jej zielone oczy, lekko podkreślone czarną kreską. Miałem najwspanialszą partnerkę na studniówce i nikt nie mógł mi zaprzeczyć.

Muzyka była dobra. Wynajęty zespół potrafił nakręcić publiczność. W prawdzie nie potrzebowali dużej umiejętności, gdyż wszyscy byli pijani, ale muszę przyznać, że był to najlepszy wieczór w moim życiu.

Wraz z kolegami przygotowaliśmy skecze kabaretowe na część artystyczną. Byliśmy już trochę wstawieni i zdarzały nam się nieprzewidziane, ale zabawne wpadki. Opanowana sztuka improwizacji ułatwiała nam bezproblemowe kontynuowanie przedstawień.

Cała sala śmiała się szczerze z naszych numerów. Byliśmy dobrzy. Gdy miesiąc później oglądałem występ z płyty DVD śmiałem się jak głupi z mojej grupy kabaretowej.

Reszta wieczoru okazała się niezapomnianym wydarzeniem. Całkowicie zmęczony wróciłem do domu. Odwiózł mnie ojciec Natalii swoim dziesięcioletnim golfem. Podziękowałem i wszedłem do domu. Umyłem się i położyłem do łóżka.

Arturze.

Zerwałem się z łóżka. Nie zacząłem nawet zasypiać. Wydarzenie z przyszłości powróciło z siłą pioruna. Serce tłukło mi w piersi opętańczym rytmem.

Czy pamiętasz mnie Arturze? Długo mnie nie było, ale zapewniam cię, że nie musisz już się o to martwić.

Wstałem na równe nogi. Rozejrzałem się po mrocznym wnętrzu pokoju. Poszukiwałem osobę, która ukrywa się w cieniu.

Nie znajdziesz mnie Arturze. Nie możesz mnie zobaczyć. Ja nie istnieje w materialnym znaczeniu tego słowa. Jestem tak jak cień, który zdarza się zobaczyć kątem oka.

Podbiegłem do drzwi i zapaliłem światło. Źrenice gwałtownie zwęziły się od mocnego oświetlenia. Przez chwilę mrużyłem powieki, po czym rozejrzałem się po jasnym wnętrzu. Podszedłem do szafy. Jedynie tam mógł ktoś się ukrywać. Przygotowałem się na ewentualny cios i szarpnąłem za drzwiczki. Dwie kurtki i cztery koszule wisiały niewzruszone na plastikowych wieszakach. Nikogo w niej nie było.

Arturze!

Ból pojawił się w mojej głowie jakby ktoś usiłował wiercić mi w czaszce.

Nie bądź głupcem. Przestań mnie szukać. Możesz od tego zwariować. Najlepsze rozwiązanie, to przyzwyczaić się do mojej obecności.

Przycisnąłem dłonie do skroni. Ta czynność zawsze pomagała złagodzić ból, ale tym razem nic nie podziałało. Upadłem na kolana i zaciskając zęby powstrzymywałem się od krzyku. Nie chciałem żeby rodzice mnie usłyszeli.

Jesteś mój.

Ból palił jak rozgrzane do białości żelazo. Straciłem przytomność. Następnego dnia wszystko uległo zmianie.

 

Otworzyłem oczy i ujrzałem blady sufit. Czułem się jakbym miał największego kaca w życiu, ale nie piłem za wiele.

Obróciłem się na bok i zorientowałem się, że całą noc spędziłem na dywanie. Zdrętwiała prawa ręka zaczęła nieprzyjemnie mrowić.

Wstałem z podłogi i podszedłem do lustra. Wyglądałem ja dwie ćwierci od śmierci. Podkrążone oczy, włosy zmierzwione w nieładzie, zamglone spojrzenie. Przetarłem oczy, lecz nic mi nie pomogło. Ból ponownie zawitał w mojej czaszce.

Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Usiłowałem wrócić wspomnieniami do cudownego wieczoru, ale moje myśli napotkały nieprzewidzianą blokadę. Słyszałem jedynie beznamiętny, pozbawiony wszelkich emocji głos rozbrzmiewający w mojej głowie.

W pewnym momencie stwierdziłem, że mogę mieć schizofrenię lub inne zaburzenie psychiczne, jednak po dłuższym zastanowieniu uznałem, że to nic z tych rzeczy. Zawsze byłem normalny, a schizofrenik nie wie, że nim jest.

Zawróciłem się i usiadłem ciężko na łóżku. Podparłem dłońmi obolałą głowę i zastygłem w bezruchu. Potrzebowałem odpoczynku, a przede wszystkim zrozumienia. Zaciskałem skronie w celu złagodzenia pulsującego bólu. Z każda chwilą czułem się coraz gorzej.

Wtedy zrozumienie spłynęło na mnie jak wiadro zimnej wody.

Mam raka! Mam pieprzonego guza na mózgu, który uciska tkankę, powoduje ból i omamy słuchowe.

Serce na chwilę przestało bić jakby chciało potwierdzić moje najgorsze obawy, po czym na nowo wznowiło swoją nieustanną pracę. Moje myśli skierowały się ku Natalii. Jej obraz w magiczny sposób powodował ukojenie. Spędziliśmy wspaniałą noc, której nigdy nie zapomnę.

A teraz zrobisz to, co ci każę.

Wstałem z łóżka.

Otworzyłem oczy, a mimo tego ujrzałem nieprzeniknioną ciemność. Czułem, że leżę na brzuchu. Podparłem się więc rękami i usiadłem na zmarzniętej ziemi.

Zimno. Lekki wiatr owiewał moją twarz. Policzki miałem nabrzmiałe, nawet lekki dotyk sprawiał ból.

Nie wiedziałem co się ze mną stało. Pamiętałem jak rozbrzmiał w myślach ten bezbarwny, pozbawiony uczucia głos, a potem była już jedynie czerń.

Spojrzałem w górę. Ujrzałem pojedyncze gwiazdy na mrocznym sklepieniu nocnego nieba. Czarne, pozbawione liści gałęzie nachylały się nade mną w niemym geście pozdrowienia.

Wstałem na równe nogi. Zachwiałem się. Byłem niewyobrażalnie zmęczony i zdezorientowany. Co mogło mi się przytrafić? Ile godzin lub dni byłem nieświadomy? Co robiłem?

Dotknąłem ponownie policzków. Wzrok zaczął przyzwyczajać się do ciemności i na palcach ujrzałem krew. Miałem nadzieję, że nie wydarzyło się nic złego. Jednak czułem, że prawda może okazać się przerażająca.

Musiałem działać. Postanowiłem jak najszybciej wydostać się z lasu zanim zamarznę na śmierć. Był luty, a ja miałem na sobie jedynie bluzę z kapturem. Zdałem sobie sprawę z tego, że drżę z zimna.

Drogę wybrałem na oślep. Znajdowałem się na ścieżce, więc powinna ona gdzieś prowadzić. Ruszyłem przed siebie. Spojrzałem na zegarek. Była 2.30. Sięgnąłem prawą ręką po komórkę. Nie miałem jej przy sobie.

Po godzinie dotarłem do drogi.

Jak się czujesz Arturze?

Ból eksplodował w czaszce. Upadłem na kolana.

To było wspaniałe. Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz.

Dopadły mnie okropne mdłości i zwymiotowałem na ziemię. Ponownie zacząłem tracić świadomość. Przed oczami widziałem jedynie niebieskie plamy, jakbym zaczęło mi brakować tlenu.

Nie walcz ze mną Arturze. Jesteś skazany na moją łaskę, podobnie jak wielu innych przed tobą. Puszczę cię dopiero, gdy umrzesz wypełniając swoje zadanie.

Ponownie zwymiotowałem. Próbowałem pozbyć się głosu z moich myśli. Usiłowałem dojrzeć twarz Natalii, jednak nie potrafiłem zdefiniować znaczenia tego imienia. Słyszałem głos i widziałem niebieskie plamy, wirujące i amorficzne. Przegrywałem.

– Natalia, Natalia, Natalia – powtarzałem cichym, pełnym udręki głosem. W tamtej chwili nie pojmowałem dlaczego to robię. Było to puste słowo. Zlepek przypadkowych liter, a jednak wciąż uczepiałem się tylko tego słowa.

Uważasz, że potrafisz mi się przeciwstawić!

Po raz pierwszy beznamiętna nuta przerodziła się w złość. Stwierdziłem, że potrafię wygrać, chociaż nie wiedziałem już z czym i dlaczego walczę.

Ból. Pulsujący, dogłębny, rozsadzający.

Osunąłem się na ziemię.

Usłyszałem śmiech i pogrążyłem się w ciemności.

Przegrałem.

 

Dzwonek mojego telefonu komórkowego o budził mnie ze snu. Powoli przewróciłem się na prawy bok i lewą ręką sięgnąłem po telefon. Wcisnąłem klawisz odbioru i przyłożyłem telefon do ucha.

– Witaj kochanie.

To była Natalia. Miło usłyszeć jej czuły głos z samego rana.

– Cześć – odparłem i odchrząknąłem. Czułem igły wbijające się w moje gardło. Stwierdziłem, że musiałem przeziębić się po studniówce.

– Co u ciebie słychać? Nie odezwałem się wczoraj, a mówiłeś, że na pewno zadzwonisz.

Wczoraj? Przecież wieczorem był bal. Nie zrozumiałem, dlaczego mnie o to pyta.

I wtedy spojrzałem na łóżko.

Pościel była brudna od błota i zakrzepłej krwi. Wpatrywałem się tempo w plamy, ledwo docierał do mnie głos Natalii.

– Artur! Jesteś tam? Artur.

Rozłączyłem się. Nie mogłem z nią teraz rozmawiać. Mogłem jedynie wpatrywać się w brudną pościel i okaleczone, nagie ciało nastolatki leżące na dywanie.

Sparaliżowało mnie nieopisane przerażenie. Wpatrywałem się zahipnotyzowany w martwą dziewczynę. Miała odarte do krwi kolana i łokcie. Skóra była umazana błotem. Nie miała ran, które potwierdziłyby moje przypuszczenia, że jest martwa.

Wstałem z łóżka. Serce biło oszalałe. Szedłem bardzo powoli w obawie, że mogłem obudzić dziewczynę, jeżeli jeszcze żyła.

Uklęknąłem obok niej. Z wahaniem dotknąłem jej ciała. Było chłodne, ale nie zimne. Leżała na podłodze bez ubrania i okrycia. Przyłożyłem dłoń do jej lewej piersi. Nie uważałem, że robię coś złego. Chciałem tylko żeby żyła.

Poczułem spokojny rytm bijącego serca.

Ponownie zadzwoniła komórka. Otworzyłem klapkę i wyjąłem baterię.

Podszedłem do szafy. Otworzyłem drzwiczki i wyjąłem z dołu ciepły koc. Zrzuciłem z łóżka brudną kołdrę i podszedłem do nagiej dziewczyny. Wpatrywałem się w nią przez chwilę. Gorączkowo zastanawiałem się nad tym kim ona jest. Uklęknąłem i odgarnąłem jej długie, kasztanowe włosy. Była piękna.

Przez chwilę gładziłem jej włosy.

To ja Arturze. Ja tobą kierowałem. Jednak pozostawiłem cała przyjemność sobie, ale teraz zrobisz co ci każę i będziesz całkowicie świadomy.

Nie chciałem słuchać głosu, jednak nie potrafiłem wyrzucić go z myśli. Przywołałem obraz roześmianej twarzy Natalii, gdy oddaliśmy się w niepohamowany wir tańca. Była piękna, wspaniała, niewinna. Jej ciepły uśmiech mógł topić lodowce.

Zabij dziewczynę.

Godzina pierwsza. Wyszliśmy z Sali i pocałowaliśmy się namiętnie. Moje ręce spoczęły na jej pośladkach.

Zabij dziewczynę.

Przerwaliśmy pocałunek i przytuliliśmy się do siebie. Czułem ciepło jej młodego ciała. Jej włosy. Delikatne i pachnące. Była doskonała.

Zabij!

Głos zabrzmiał w gniewie, jednak tym razem ja byłem górą.

Zabij dziewczynę.

Ból i mdłości. Zwymiotowałem na nagie ciało dziewczyny. Jęknęła cicho przez sen. Spodziewałem się, że się obudzi. Ale obróciła się tylko na plecy odsłaniając blade piersi.

Zabij ją, ale najpierw zgwałć!

Zacząłem przegrywać. Ponownie ujrzałem niebieskie plamy i powoli traciłem poczucie własnego ja. Pozostawałem jednak świadomy i doskonale wiedziałem co robię. Moja ręka kierowana przez niepojętą istotę, wsunęła się pomiędzy nogi dziewczyny i znalazła miejsce, którego szukała. Palce zagłębiły się we wnętrzu. Poczułem podniecenie.

Nie chciałem jej tego robić jednak nie potrafiłem zaprzestać. W pewnym momencie zrozumiałem, że nie kieruje mną żadna siła. Sam bez kontroli z zewnątrz kontynuowałem akt gwałtu. Ściągnąłem bokserki. Moje ręce łapczywie sięgnęły do jędrnych piersi.

Dziewczyna obudziła się i jęknęła z bólu. Spojrzałem prosto w jej piwne oczy. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego strachu. Myślałem, że prędzej umrę niż zrobię jej krzywdę.

Nieznana siła ponownie mną pokierowała. Chwyciłem dziewczynę za gardło. Zdziwiłem się, gdy nie próbowała się wyrwać. Z jej pięknych oczu poleciały łzy.

Zgwałć ją i zabij.

Wpatrywałem się w jej oczy. Mieszały się w nich ból, strach i nieograniczony smutek. Piękno naznaczone piętnem cierpienia. Nigdy nie czułem się podobnie paskudnie jak w tamtej chwili.

Natalia. Co znaczy te imię? Ponownie zapomniałem znaczenia tego słowa. Miało jednak dla mnie wielką wartość, której istota w moim umyśla mi nie odbierze.

Puściłem dziewczynę.

Zabij ją. Teraz musisz to zrobić. Jeżeli stchórzysz, twoje życie zostanie zniszczone.

Dziewczyna płakała. Odsunęła się ode mnie i skuliła pod oknem niezręcznie zakrywając swoją nagość. Jej strach był niemal namacalny.

Zabij ją głupcze!

– Nie! – Wykrzyknąłem. – Nie zrobię tego!

Ból eksplodował gwałtownie w mojej czaszce. Myślałem, że rozsadzi ją jak stary budynek. Upadłem na podłogę i krzyczałem. Nie potrafiłem nic zrobić, nie potrafiłem myśleć. Istniał tylko ból. Nic więcej. Wszystko inne zatraciło jakiekolwiek znaczenie.

Nie możesz mi się przeciwstawić! Inaczej umrzesz w bólu! Inni wybrali łatwiejszą drogę. Nie zamierzali umierać w męczarniach.

– Nie! – krzyknąłem. – Nie wiem kim lub czym jesteś, ale nie zrobię tego.

Głowa pękała mi od dojmującego bólu. Ponownie chwyciłem dziewczynę za gardło i ścisnąłem mocno. Jej piękna twarz stawała się sina, a oczy emanowały przerażeniem. Jednak znalazłem w sobie wewnętrzną siłę i rozluźniłem uścisk.

Wygrałem.

Nagle ból minął. Potrafiłem wstać. Głos się nie odezwał. Wszystko się skończyło.

Spojrzałem na dziewczynę, która nadal kuliła się pod oknem. Policzki miała mokre od łez. Drżała ze strachu. Była naga i bezbronna. Nikt nie mógł sobie wyobrazić, co właśnie czuła.

Podszedłem do niej. Nagi i brudny tak jak ona.

Uklęknąłem przy niej i powoli i delikatnie ją przytuliłem. Nasze nagie ciała złączyły się. Ogrzewałem ją swoim ciepłem. Nie usiłowała się wyrywać. Przestała drżeć i pozwoliła żebym ją uniósł. Położyłem dziewczynę na łóżku i okryłem kocem. Była to dziwna chwila. Oboje nie rozumieliśmy co się działo.

Wygrałem.

Zacząłem myśleć nad swoim położeniem. Co teraz? Przecież dziewczyna nie puści mi tego płazem. Pójdzie na policję i opowie im wszystkie okropieństwa jakie jej wyrządziłem ,i jakie chciałem wyrządzić. A moi rodzice? Gdzie oni są? Jeżeli nie było mnie wczoraj w domu, to powinni zacząć się martwić, a znając moją matkę, to szuka mnie już cała miejska policja i zaangażowani w poszukiwania mieszkańcy.

Ale dlaczego nie było ich w domu?

Może już nie żyli?

Otrząsnąłem się z przemyśleń. To nie mogła być prawda. To jakieś wariactwo.

Zorientowałem się, że od pięciu minut stoję nagi pośrodku pokoju. Pospiesznie ubrałem się, po czym usiadłem na łóżku.

Gdy się obudziłem raptownie zerwałem się z łóżka jak oparzony. Kołdra była czysta. Żadna naga dziewczyna nie leżała na podłodze, a gdy spojrzałem w lustro stwierdziłem, że nie posiadam ran ani otarć.

Wszystko okazało się złym snem.

Zadzwoniła komórka. Chwyciłem ją i zerknąłem na kolorowy wyświetlacz. Dzwoniła Natalia. Odebrałem połączenie i włączyłem na tryb głośnomówiący.

– Cześć kochanie – w słuchawce rozbrzmiał słodki głos. – Jak się czujesz? Mnie trochę boli głowa.

– Ja czuję się świetnie – odparłem szczerze.

– A jak minęła noc? Obudziłam cię?

– Noc również minęła świetnie – skłamałem. – Spałem jak zabity i owszem, obudziłaś mnie, ale nie szkodzi.

– To dobrze. Wiesz, zadzwoniłam tylko na chwilę, idę zaraz zrobić sobie śniadanie, a raczej obiad – zaśmiała się. Wspaniały był to dźwięk. – Później jeszcze przedzwonię.

– W porządku – odparłem. – Tylko zrób to na pewno, bo nie mam nic na koncie i nie będę mógł zadzwonić.

– Nie martw się, zadzwonię na sto procent. Pa.

– Pa.

Odłożyła słuchawkę, a ja położyłem się na łóżku z nieukrywaną ulgą.

Koniec

Komentarze

Przysnąłem nad tym tekstem. Sen był przyjemny. Może dlatego, że nie śniło mi się to opowiadanie. Pozdrawiam.

"euforia pod adresem" ?
"wpatrywałem się tempo" ?
"Natalia. Co znaczy te imię?" TO! To imię!
"stwierdziłem, że nie posiadam ran ani otarć." Nie mam? Posiadanie ma trochę inny kontekst...

Nie umiem nie czepiać się języka. Język jest ważny. Choćbyś pisał coś bardzo ciekawego, język sprawia, że opowiadanie smakuje jak tort czekoladowy polany musztardą. Przeterminowaną musztardą.

Nie mam ogromnego doświadczenia, ale jako osoba trzecia, jestem w stanie stwierdzić, że to opowiadanie nie ma tego "czegoś", "czegoś" co chwyta za gardło, za serce, dzięki czemu chce się czytać dalej. Jest jak wypracowanie szkolne - proste, zwykłe.
I tak ode mnie - przed myślnikiem STAWIA się kropki :) Zajrzyj do pierwszej lepszej książki.
Pozdrawiam.

Akurat na gorsze opowiadanie musiałeś zerknąć :P
Tak wiem, że się stawia kropki, ale nie zawsze:)
Mortycjan napisał ciekawy poradnik o tu
Dzięki za komentarz:)

No i właśnie to lubię, jak osoba, którą skomentuję odwdzięczy się tym samym :)
Tak to powinno działać.

Opowiadanie interesujące i o dziwo nieprzewidywalne. Naprawdę nie myślałem, że tak to zakończysz (i niestety tak szybko).

Cóż, staram się :) Dzięki za komentarz.

Nowa Fantastyka