- Opowiadanie: Zorbisz - Hej, posłuchaj

Hej, posłuchaj

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Hej, posłuchaj

Sens nieabsolutystyczny – codzienny. Sens ten mają wszystkie czynności jakie robimy. Jednocześnie nigdy nie wyczerpuje sprawy, lub wyczerpuje ją pozornie.

Z Wikipedii.

 

Chwila…

Halo?

Ktoś coś mówił?

– To my.

Znaczy się?

– Ty i ja.

Mylisz się, nadal jestem w swoim własnym ciele.

– Ty może i tak.

Kto więc nie jest?

– Ci, którzy byli.

To mi za wiele nie mówi.

– Nie ma mówić.

Dalej…Jakie ankiety?

– Cóż…

Nie rozumiem.

– A więc, pierwsza ze wskazówek – Ty.

I?

– I tylko ty.

Jak więc odróżnić dobro od zła?

– Nie ma ani czegoś takiego jak dobro, ani czegoś takiego jak zło.

A równowaga?

– Ona też nie istnieje.

To nie jest dobra droga.

– Która jest więc dobra według ciebie?

Może ta, którą odrzuciłem, wyrzucając ją z głowy.

– Pomijając fakt że ona dalej tam jest, to w sumie racja.

Ale milczy?

– Ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.

Zmieńmy temat. Coś mówiłeś o dobru i złu…?

– Tak…Każde dobro będzie kiedyś złem. A zło pozostanie złem. Nic oprócz zła więc nie istnieje, znikają także ustalone przez mitomanów podziały.

W porządku, to rozumiem. Ale…Co z Drogą?

– Za dużo symboliki.

Możli…

– Jak już ci powiedziałem, nie istnieją podziały, i nie istnieją także drogi. Przynajmniej dla ciebie.

Sugerujesz że moja droga jest już ustalona?

– Nie.

Więc?

– Poczekaj, poczekaj. Nie tak szybko. Drogi nie istnieją, podziały także, ale tylko dla ciebie. Nalezy jednak pamiętać że minie jeszcze około trzydzieści…Nie no, dwadzieścia pięć…Lat, zanim to się uaktywni.

Ona mówiła tak samo.

– Wiesz że nie wszystko co mówiła było kłamstwem.

Wiem, ale oczernianie jej pomaga mi nie dopuścić do siebie pewnych…Hm…Myśli do głowy.

– Pamiętasz to o płaszczyznach?

Trochę.

– Kurczę, łatwiej byłoby to wytłumaczyć na głos…

Ani mi się waż. Staram się nie dopuścić do siebie już żadnych. Jak któryś się pojawia, uznaję go za siebie.

– To pomaga?

Wydajesz się autentycznie zaciekawiony.

– Kto wie?

Jeśli musisz wiedzieć, to pomaga.

– Łopatologicznie?

Częściowo.

Co dalej? Wiedz że boję się…Oddalić.

– Postaraj się– tutaj, teraz, później to już…Pozwolisz?

W porządku.

– No więc – później to już będzie bez znaczenia, ale teraz pisz znaczące nazwy, typu właśnie Źródło, z małej litery.

Oki.

– Na czym skończyliśmy?

Na których…Na którą…Na które…

– Na które…Który…Kurczę.

Nieważne. W każdym razie, wlazłem, a tu żadnych nowych. Nabieram podejrzeń.

– I słusznie. Chyba przyszedł czas na kolejną filozoficznie bzdurną gadkę, nie?

Coś w tym rodzaju. Chętnie posłucham.

– Poczytam.

Posłucham, choć nie usłyszę.

Przeczytam choć nie zobaczę.

Kurczę. Nie. Nie. Nie. Nie. Mogłem domyślić się wcześniej.

– No dobra, to taki żarcik był.

– Nie życzę sobie takich żarcików. Daruję sobie wulgaryzm.

KUR…

Przestań.

Chwileczkę.

Muszę utrzymać równowagę na chwiejnym zboczu bezsensu logiki…Błe…Muszę…Spowodowało to zdarzenie przed chwilą.

– W porządku, napomnk…Napomnk…Napomknięta przed chwilą gadka może pomóc.

Słucham więc. Lub czytam. Niepokoi mnie ta potrzeba.

– I słusznie. Zapamiętaj że nikt nie ma słusznych intencji. Nawet ktoś ratujący bardzo chorego bez rodziny i pieniędzy – w tym sposobie że nie zdoła zapłacić ratującemu, rodzina też nie – liczy na odpłatę. Chociażby w niebiosach.

Cynizm?

– Nie jesteś pewien.

Kurczę, oczywiście że nie.

Takich rzeczy cholernie trudno być pewnym.

– A grunt rzeczy?

Boleśny.

– He…

Proszę, nawet nie próbuj.

– No dobrze, niech ci będzie.

Co dalej?

– Hmm.

Mhm.

Chwila niezręcznego milczenia?

– Coś w tym rodzaju.

W porządku.

– I jak?

Jakieś…Hmm…Może to właśnie jest sposób.

– Och, to z pewnością cię zainteresowało cię, co?

Nie no, głupi żart, zostawmy to.

– W prawdziwym życiu nie ma tak łatwo.

Sugerujesz że jestem gdzieś indziej?

– Przypominam że, zakładając że obecnie prowadzimy dialog, to ja mówię głosem, a ty myślami.

A jak jest naprawdę?

– Hmm…Nie, tego jednak…Nie jestem pewien.

A myślałem że wielkozębi nigdy się nie mylą.

– Nie używaj emotikonek.

– I nie pytaj czemu nie. I nie mów że nie miałeś zamiaru.

– W porządku. Mógłbyś pocz…

– Nie.

O cholera.

O cholera.

O cholera.

Tego się obawiałem.

Powiedz, czy za czarną powłoką nie skrywają się może niekształtne i nieforemne (acz przyjemne, rym zamierzony) usta?

– Może.

Nie strasz mnie.

– Sugerujesz że próbuję to zrobić?

Nie, twierdzę że właśnie to robisz.

– Nieźle. Nie spodziewałbym się.

Spodziewałem, czy spodziewałbym?

Kawałek tego i kaw…

NIE!

Pogrążam się coraz głębiej.

– Zawsze to lepiej niż jakbyś miał spędzić ten czas ze średnio przyjemnymi reklamami…No, i poszewkami.

– Po części na te, i po części na te.

Rozumiem.

Dokąd prowadzą drogowskazy?

Tam gdzie około sześć…

– Nosz kurde…

DOSYĆ!

– Tym razem to nie moja wina.

Jasne, to może moja?

– Orientuj się po prostu, do takich sytuacji nie będzie dochodzić.

Dodaj ten myślnik.

Hrmfpf.

– Nieważne. Idź za drogowskazem na wpół sześciominutowym, dwunastominutowym.

I nie tylko.

– Z tym się zgodzę.

– Hm, no tak, przeczucie nie pasuje. Kurczę, co tam chciałeś powiedzieć?

A co ja tam chciałem…Coś z tym frazami…Nie wiem, zapomniałem.

– Cóż…

Sprawdzę.

– W porządku.

Powiedz…Czy na pewno nie zagnieżdżasz się głębiej?

– Jestem królem zamku, jestem królem zamku, jestem królem zamku…

Mam dziwne przeczucie że to brzmiało jednak jakoś inaczej. To on umiera/zdycha, czy nie?

– Sprawdź. Skąd miałbym to wiedzieć?

Na pewno nie miałabym?

– Na pewno.

Głowa boli.

– Dziwne, nie?

Ano.

Czek, poczytam.

NO TAK, BO TYLKO MI SIĘ SKO…

– Z małych liter proszę.

Z przecinkiem czy bez?

Spróbujmy oba.

– Z małych liter proszę.

– Z małych liter, proszę.

Hmm.

– Nieważne. Mów co miałeś napisać.

Napisz co miałeś powiedzieć?

– Zjedz to co miałeś zaśpiewać. Szybko, bo toto ucieka do góry.

Już uciekło. W każdym razie…

– Zapomniałeś. Ale nie, to nie absencja.

No tak, bo chodzi o tego króla, i ten zamek. Że gostek sobie wymyśla.

– Zadziwiające, ile o powieści mówi sam tytuł, nie?

Rzeczywiście.

Chwileczkę…Poczytam trochę o tej książce.

Pfff.

– Nie, nie, nie, nie, nie. To bardzo, bardzo głupi pomysł.

Wiem, nikt nie chce być kojarzony z…Tego typu…

– Chłe chłe.

Prroszę się nie podśmiewać ze moich problemów.

– Rzecz w tym że to nie problem.

Nie, nie chcę słuchać o tym jak to problemy nie istnieją.

– W porządku.

Oki.

– Hm. No tak.

Powinienem…No nie wiem…

– W pewnym sensie to nie jest twoja wina, nie?

Nie wiem.

– To się zdarza.

Czemuby…Czemuby…Kurczę, jak to fajnie brzmi. Tzn. nie brzmi. Ładnie wygląda. Ale co ładnie wygląda, to i ładnie smakuje. I ładnie się tego słucha…Znaczy się…Kurczę…

– Czemuby. Czemub. Hmm.

Dobra, czytnę, może wtedy dam radę zaczepić uchwyt hakowy równowagi o grząską, acz bagnistą ścianę…Szaleństwa?

– Ostatnią rzeczą z którąkolwiek masz coś wspólnego, jest szaleństwo.

Każdemu zdarzają się lekkie schizy.

– Ci nie.

Racja.

– I to jest dobre podejście!

Hm.

– Powienieneś serio przemyśleć. Nie, wiesz że nie chodzi mi o to co napisane jest wyżej.

Więc to co niżej?

– Też.

Błe. Rewolucje, pff.

– Boisz się. Kurczę, to już drugi raz i (około) trze….Aww. Chwileczkę. To sposób na przejęcie kontroli.

– Tak, tak sądzę.

Dokładnie tak sądzę.

– I kto wie…

Może właśnie na tym to polega…

– Może.

Hm, rozumiem że koniec zabawy?

– To ty trzymasz pilot z przyciskiem "off".

Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.

– Może więc już czas na to?

Nie.

Nie?

Tak.

Tak?

Awww.

– Spokojnie. Nie użyję tego, bo uważam ten aforyzm, czy czymkolwiek to jest, za bzdurne.

– Co kto lubi.

Rzeczywiście.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem, ale niewiele z tego zrozumiałem, niestety. Jakiś dialog, brak jakiegolwiek opisu. Może inni Czytelnicy znajdą coś więcej w tym tekście. Mi się nie podobało.

Mastiff

??

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Całoś składa się z nieskładnego dialogu, do tego źle technicznie napisanego. Nie wystawiam oceny, proszę o odpowiedź, autorze. O czym to jest?

"Coś mówiłeś o dobru i źle" - złu

Pseudofilozoficzny bełkot.

Yyyyy...hmmm. Fragmentami jakby da się to czytać, natomiast wygląda to trochę, jakby sens co kilka zdań się zmieniał, trudno nadążyć za całością, za tokiem myślenia Autora. W jedenj chwili myślę sobie- to o schizofrniku co gada do siebie, potem, że rozmowa bohatera z własnym sumieniem, potem, że dialog pisarza z "wewnętrznym artystą", a w końcu, że kłótnia bohatera z sensem (patrząc na przytoczony na wstępie cytat) opowiadania. Dziwne, dziwaczne, pokrętne. Ciekawe ale też bełkotliwe i nieklarowne.

Moim zdaniem nie do ogarnięcia.

Panie Zorbiszu, napiszcie o czym to jest. Jeśli to miało być opowiadanie w całości do interpretacji, to daję 6 :-)

Mogłoby być niezłe. Niestety jest bez sensu. 

Opowiadanie rzeczywiście jest w większej rzeczy do interpretacji. W tej kwestii do jednej z prawdziwszych wersji zbliżył się Truvneeck. Bo tego są wersje prawdziwe i prawdziwsze - w gruncie rzeczy, całe to opowiadanie to jedynie próba manipulowania przemyśleniami czytelnika.

Mała wskazówka - ma znaczenie to, że przed którymś zdaniem pojawia się myślnik, a między którymś nie.

Mogłoby być niezłe. Niestety jest bez sensu.
I to ponoć moje komentarze należą do ostrych:D.  

Nowa Fantastyka