- Opowiadanie: truvneeck - Szkło (część pierwsza)

Szkło (część pierwsza)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Szkło (część pierwsza)

1

Zoah czekał niecierpliwie. Chrząknął po raz wtóry, by zaznaczyć swoją obecność i zacisnął mocniej dłonie, które trzymał splecione za plecami– przestraszył się, że zbyt nachalnie odniósł się do swego Mistrza. Jego działania nie spotkały się z żadną reakcją. Spuścił więc wzrok i czekał.

Mistrz Sawem stał naprzeciw witraża– olbrzyma. Przedstawiał on tytaniczną walkę boga Moaendy z człowiekiem imieniem Wehbak. Poprzez jasno oświetloną powierzchnię wyblakłego obrazu widać było z wysokości kamieniste wybrzeże Pnoy, które znajdowało się u podnóża twierdzy i czyste morskie fale odbijające się od skał w równym, spokojnym rytmie. Na lewo wznosiły się budynki przystani, a za nimi w pewnej odległości, piął się w morze malejący kształt drewnianego molo, do którego przycumowało w zeszłym tygodniu 'Oko Cyklonu'. Nie było to bezpieczne, ale obecnie okręt był na wyspie niemile widziany. Sawem nie patrzył jednak na to, co działo się na zewnątrz. Jego uwaga skupiona była na tym, co miał przed sobą i na pracy, która na niego czekała.

Zoah zerknął w bok, gdzie stał spokojnie Mistrz Edewlal, który go tu przyprowadził. Niewzruszony spoglądał on na Sawema, podobnie jak tamten na witraż. Nie zamierzał się odzywać, zbyt dobrze znał swojego przyjaciela, by wiedzieć, że to ważna dla niego chwila skupienia. Tymczasem młodzieniec westchnął głęboko i rozejrzał się wokół.

Była to przestronna sala zgromadzeń, jedna z wielu dziesiątek, jakie znajdowały się w twierdzy; z wysokim, półkolistym sklepieniem, od którego odbijał się echem każdy szelest. Dwa rzędy ciężkich drewnianych ław, zdobionych rzeźbieniami o zwierzęcych kształtach wypełniały wnętrze sali do połowy. Dalej, pośrodku znajdowało się delikatne podwyższenie, przygotowane aby umieścić na nim pulpit– został jednak odsunięty dalej, pod przeciwległą ścianę, na czas Renowacji. Większość mebli przykryta była zszarzałymi, ciężkimi narzutami z lnu. Wszystko było pokryte warstwą kurzu, a jego dobrze widoczne drobiny unosiły się w powietrzu.

Wnętrze rozświetlone było różnokolorowymi odblaskami rzucanymi przez ogromny witraż zajmujący centralną część ściany południowej. To jedyne okno dostarczało wystarczająco światła aby w zatęchłe, duszne wnętrze wlać trochę życia. Witraż w czasach świetności stanowił chlubę całego Pnoy, jako jedyny wówczas dorównywał rozmiarami Scenom ze Schizmy, które zdobiły główny hall i podstawę kopuły Auli Centralnej; teraz jednak, blisko czterysta lat od powstania był już tylko nikłym cieniem samego siebie i poszarzałą płaszczyzną barwionego kryształu. Mimo to, obraz miał w sobie pewien urok. Jakiś niewytłumaczalny magnetyzm, oddziałujący na zmysł estetyczny.

Ta część twierdzy została już dawno zamknięta. Brak solidnej wentylacji i błędy architektoniczne popełniane przy rozbudowie i wielu remontach dyskredytowały stare mury Muya, w odniesieniu do dużo nowocześniejszej jej nowo powstałej części. Wciąż jednak stanowiły one cenne pole tak do przeprowadzania prób, ćwiczeń i treningów, jak dla osobistej medytacji i spokojnej pracy z dala od zgiełku. A nietrudno było się tu ukryć. W porównaniu do nowej Muya, południowa część była jak najprawdziwszy labirynt.

 

Mistrz Sawem westchnął krótko, po czym trzymane dotąd z tyłu ręce, przeniósł i założył na piersi. Pokręcił głową wstrząsając długie pasma poskręcanych, siwiejących kosmyków, opadających mu na czoło. Odwrócił się wreszcie do oczekujących, falując powłóczystymi szatami i proporcami włosów okalających jego twarz. Miała zafrasowany wyraz, jak gdyby Mistrz właśnie teraz, w tym momencie, otrzymał bolesną wieść. Sawem spojrzał niewidzącym wzrokiem przed siebie. Mgła, która zasnuła jego oczy powoli rzedła. Zamrugał kilka razy, po czym rozluźnił uścisk ramion, które spięte, mięły delikatny materiał, z którego wykonano szatę. Opuścił luźno ręce i zaplótł palce. Uśmiechnął się. Wolno, zdawkowo, ale z nie ulegającą wątpliwości intencją. Edewlal odpowiedział mu tym samym, po czym zbliżył się do Mistrza i wymienili serdeczny uścisk. Edewlal stanął po jego prawicy i obaj spojrzeli na chłopca. Serdeczne uśmiechy nie schodziły z ich twarzy, przy czym teraz wydawały się nieco współczujące. Nikt się nie odzywał. Zoah dlatego, że nie mógł, Edewlal bo nie chciał, a Sawem dlatego, że nie potrafił. Cisza trwała przez chwilę, a w jej trakcie łagodne bicie fal odpowiadało odległym krzykom mew.

– Na polecenie, prowadzę stażystę Zoaha. – zaczął w końcu Edewlal – Ukończył podstawowy tok nauki i przez prowadzącego został skierowany tutaj. Nie do ciebie konkretnie, ale uznano, że najlepiej będzie, jeśli w końcu popiszesz się swoim talentem dydaktycznym. – na przeszywające spojrzenie przyjaciela pośpieszył ze sprostowaniem – W porządku, ja uznałem. Ale nie musiałem nikogo przekonywać. Dobrze wiesz, o tak, wiesz dobrze, że nikt nie przepuściłby okazji, żeby podrzucić ci utalentowanego praktykanta. Nie patrz tak. Ktoś musi przez to przejść, a pomoc ci się przyda. Bez dwóch zdań.

Edewlal spojrzał na witraż i nie potrafił nie odczuć lekkiego dreszczu. – Termin oddania to też twoja sprawka? Renowacja to nie opowiadanie zmyślonych historii przy kielichu, jak to mają w zwyczaju Mistrzowie z Muya, ale ciężka praca. Nie mogę nauczyć nikogo sztuki, którą zgłębia się latami, w kilka dni. Jeśli nie jest nad wyraz zdolny, to zaraz nazad zwołam tę waszą radę i po kolei nakopię każdemu, ale to od serca. Nie mam czasu na żarty.

Edewlal posłał mu zdezorientowane spojrzenie.

– Przecież wiesz, że…

– Dobrze już. Dobrze.– przerwał mu obcesowo Sawem, rzucając ukradkowe spojrzenie na Zoaha -Niech wam będzie. Jeszcze raz, jak masz na imię? – zwrócił się do chłopca.

– Zoah. Zoah, Mistrzu. ­– odpowiedział ten i wiedział już, że Sawem go zaakceptował.

Spoglądał na niego twardym wzrokiem, jednocześnie klepiąc po ramieniu Edewlala.

– W porządku. Możesz już iść, Edewlal. Zdaj raport, moje oświadczenie, odpocznij. A potem przyślij tu kogoś z posiłkiem. Ale nie wcześniej niż pod wieczór. My mamy tu sporo pracy, prawda?

– Prawda, Mistrzu. – odpowiedział Zoah, mimo, że nikt nie oczekiwał odpowiedzi.

Edewlal kiwnął głową i spoglądając raz jeszcze na witraż opuścił salę powłócząc po zakurzonej podłodze swoją nad wyraz długą szatą.

 

– Zatem zostaliśmy sami. Sam na sam ze sztuką. Ze sztuką sztuk. To, co widzisz za moimi plecami to wyraz najwyższego uwielbienia dla idei tworzenia, a jednocześnie najbardziej idealna próba sfery dokonań ludzkich. Zapytasz pewnie czymże jest ta sztuka? Powinieneś zapytać, jeśli naprawdę chcesz stać się tym, kim mam nadzieję, że chcesz się stać. A odpowiedź nie jest prosta. Każdy Renowator zadaje sobie to pytanie przynajmniej kilka razy w życiu i za każdym razem jest ona inna. Z biegiem czasu wszystko się zmienia, ewoluuje, traci coś i zyskuje. Ale nie szkło. Szkło traci barwę, blask, świetność, nie przestając być wciąż szkłem. Widzę, że nadal zastanawia cię twoja odpowiedź. W porządku, nie śpiesz się. Wszystko w swoim czasie. Teraz słuchaj. Jesteśmy tu, aby słuchać. Nasza profesja polega na słuchaniu, wyczekiwaniu, cierpliwości, jak żaden inny zawód, jeśli można to tak nazwać, oczywiście. Widzisz, szkło posiada duszę. Nie odczuwa, według niektórych teoretyków nie myśli, ale istnieje, jak zapisana karta, jak fundament, nad którym wznosi się tylko powietrze, dlatego nadstawiamy uszu i uczymy się go słuchać. Ono wie najlepiej czego chce, a naszym zadaniem jest wydobyć wszystko, co szkło zapragnie nam ofiarować. Przemawia do nas, czasem szeptem, czasem rykiem wiatru, ale wciąż na nowo snuje swoją opowieść. Czasami zmienia ją. Posiada wolę, dlatego też potrafi być kapryśne. Jak kobieta. Nie zrozumiesz jej motywów, nie możesz ich zmienić, nie możesz też jej opuścić, dlatego zabiegasz o uwagę i pozostaje jedynie cierpliwie czekać, aż obdarzy cię uczuciem. Szkło musi cię pokochać, a ty musisz pokochać je. To twoje zadanie, to twoje profesja. Tym zajmuje się Renowator, synu. Nie będziemy zajmować się tu ani sztuczkami, ani nauką arogancji, zwykłymi innym dziedzinom wykładanym w Muya. Trzeba ci wiedzieć, że aby zostać Renowatorem trzeba wiele lat ciężkiej pracy, wyrzeczeń i skupienia na tym, by twoja dusza i dusze szkła współgrały ze sobą tak, jak krab pustelnik i jego muszla. Nasza praca polega na symbiozie, nie należy o tym zapominać.

Gdy Sawem zamilkł, Zoah uznał, że może się już odezwać.

– Pustelnik wyrasta ze swojej muszli, Mistrzu.

Sawem uśmiechnął się chytrze.

– Pytanie czy będziesz nim ty, – wskazał witraż – czy ono.

Zoah spuścił wzrok.

– Mamy przed sobą blisko czterystuletni obraz wykonany przez Witmaca, potomka w linii prostej Wehbaka, widocznego obok wyobrażenia boga Moaendy. Witraż składa się z blisko półtora tysiąca elementów lamowanych lekkim metalem. Przeważały w nim odcienie czerwieni, żółci i brązu, uzupełniane detalami w pięćdziesięciu odcieniach barw podstawowych. To mistrzowskie dzieło powstało w oparciu o ostatnie pisemne wzmianki o upadku Moaendy, spisane przez samego Wehbaka. Łączy nowoczesny wyraz z klasyczną formą. Witmac, jak wiesz, wyprzedzał swoją epokę o dobre stulecie. – Sawem rzucił uczniowi ukradkowe spojrzenie – Postarajmy się nie zniszczyć go bardziej niż jest. Mistrz podszedł do najbliższej ławy i szybkim pociągnięciem poderwał lnianą narzutę wzbijając tuman kurzu. Odrzucił ją, zwijając w kłąb, w kierunku stojącego dalej pulpitu. Zakasłał. Machnął znów dłonią, aż rękaw szaty zsunął mu się po łokieć, a drobiny kurzu w całym pomieszczeniu jakby pod wpływem nagłego podmuchu wiatru popłynęły równą falangą w stronę kąta.

– Na odnowienie tego dzieła mamy siedem dni, począwszy od dzisiaj. Przykro mi, że jako nowicjusz zaczynać musisz od razu tutaj. Ale tak zadecydowała rada i miejmy nadzieję, nie pomylili się co do twoich umiejętności. Mam taką szczerą nadzieję. – jego oczy wydały się teraz bezbrzeżnie smutne.

– Ja również, Mistrzu. – odpowiedział Zoah nie podnosząc wzroku.

 

Sawem podszedł do Zoaha już przygotowany. Poły jego szaty po lewej i prawej stronie założone były za pas, a przydługie rękawy spięte były na plecach specjalną klamrą, rzeźbioną na kształt delfina. Włosy również miał spięte. Wyglądał teraz o wiele mniej dostojnie, za to nie ulegało wątpliwości, że z praktycznego punktu widzenia szata o wiele bardziej nada się do pracy, gdy nie będzie przeszkadzać. Zoah nigdy dotąd nie widział żadnego Mistrza, który przedkładałby wygodę ponad dumny wygląd. Przypuszczał jednak, że z dala od ciekawskich oczu, był to wcale częsty widok. Mistrz przywołał do siebie ucznia skinieniem dłoni, jednocześnie rozsiadając się na ławie. Stała teraz naprzeciw witraża, a była na tyle szeroka, że mogli siedzieć na niej obaj i pracować, nie przeszkadzając sobie wzajemnie. Zoah usiadł bokiem i bacznie obserwował nauczyciela. Ten poprawił jeszcze raz włosy, które nadal wyłaziły mu na czoło i wsparł dłonie na odsłoniętych kolanach. Dopiero teraz było widać w jak poniszczonych sandałach przyszło chodzić Mistrzowi Renowacji. Zoah zignorował ten widok i skupił się na twarzy profesora.

– Formuła nie jest trudna. Musisz jednak pamiętać o kilku rzeczach. Domyślasz się, że istnieje wiele zasad, z braku czasu pominiemy mniej istotne i skupimy się na najważniejszym. W porządku, zatem, po pierwsze: nigdy, przenigdy nie narzucaj swojej woli obiektom, to podstawowa i najważniejsza zasada. Szkło nienawidzi by je zmuszać do czegokolwiek. Cierpliwość to cnota. Pamiętaj. Po drugie zawsze miej na uwadze, że w każdym okruchu drzemie taki sam potencjał. Nie można lekceważyć żadnej cząsteczki szkła, to nie do pomyślenia. Szacunek. To zasada numer dwa. Po trzecie: odwaga. Tak, tak. Nie każdy może zostać Renowatorem również z tego powodu. Praca ze szkłem potrafi być niebezpieczna. Nie można być pewnym z jakim rodzajem szkła masz do czynienia, z tym jest różnie. Jeśli czujesz, że nie dajesz rady i musisz zrobić coś, czego ono od ciebie oczekuje, przerwij. Ważny jest dialog. Porozumienie. Twoim celem jest odnowić zaklętą powłokę, która okala duszę szkła, ono zaś może mieć różne cele. Nie sposób przytoczyć dość przykładów, żeby dać ci pełen obraz. W każdym razie trzeba zrobić wszystko co w twojej mocy, aby zrealizować swój cel, a nie cel który zakłada sobie szkło. Każdego można podejść, czasem trzeba, dlatego musisz traktować szkło jak dobrego przyjaciela, którego może kiedyś trzeba będzie zdradzić,…podobnie traktować cię będzie szkło. Do tego trzeba odwagi i mocnych nerwów. Czasami.– Sawem uśmiechnął się pierwszy raz od długiego czasu. -Nie chcę cię zniechęcać, ale uważam, że powinieneś być przygotowany na najgorsze, bo i to może się zdarzyć. Przygotowany psychicznie, oczywiście. Gdzie ja to byłem? Aha. Po czwarte: trzeba zdawać sobie sprawę z upływającego czasu. Robić częste przerwy. To praca, która wymaga skupienia i oddania. A nie można się skupić i oddać pracy, gdy jest się wyczerpanym. To ważne, żeby współpracować z innym Renowatorem, wzajemnie się wspierać. Dlatego zawsze należy pracować we dwóch. Obserwować się nawzajem. I uważać na siebie.

– Mistrzu, – wtrącił nieśmiało Zoah – słyszałem, że ty pracujesz sam.

Sawem uśmiechnął się na wpół smutno, na wpół ironicznie.

– To prawda, ale nie zawsze tak było. Teraz znów mam na kogo uważać. I mam nadzieję, że i ty będziesz uważać na mnie. Po piąte: zapomnij o słowie 'praca'. Sam zbyt często go używam, a nie powinienem. Nasze zajęcie to dziedzina sztuki. Powinniśmy mówić o sobie jak o artystach, nie jak o robotnikach. Jeśli szkło wyczuje, że jesteś nieszczery, zignoruje cię. Albo się obrazi. Reakcja może być różna, to zależy. To odnosi się do zasady numer cztery; nie oszukuje się przyjaciela, toteż trzeba mieć należne podejście. Trzeba czarować, uwodzić, nigdy kłamać w żywe oczy. Zwłaszcza gdy nie umie się kłamać.

Sawem wstał, co uczynił również Zoah.

– W porządku, zatem od początku. Podstawy znasz. W takim razie: postawa!

Zoah na komendę stanął w lekkim wykroku, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Luźne dłonie podniósł na wysokość twarzy, wyprostował plecy, odciążając barki i spinając łopatki.

– Dobrze. – kontynuował Sawem, przybierając podobną postawę, jednakże dużo swobodniej -Teraz patrz. Zaczniemy od większych elementów w prawym dolnym rogu. Zawsze będzie można nanieść poprawki bez większych szkód. Formuła? Zoah kiwnął głową potwierdzając.

– Więc zaczynamy. Nadtapiamy ramę. – Mistrz wypowiedział szeptem kilka nic nie znaczących wyrazów – Wyjmujemy obiekt. – przyciągnął dłonie bliżej piersi, a jeden z szarawych, przezroczystych elementów witraża wyskoczył z objęć pozostałych i zawisając w powietrzu zawtórował ruchom dłoni Mistrza – Witaj. – powiedział do trapezowatego fragmentu lewitującego przed jego twarzą. Mistrz zamknął oczy i wziął kilka głębszych oddechów. Wyszeptał treść formuły, a szkło zachodząc lekką mgiełką powoli zaczęło tracić swój kształt. Ostre wierzchołki stały się obłe, a szkło emanując wewnętrzną energią zaczęło błyskać na złoto i czerwono, topiąc się w kulę płynnej substancji. Sawem nie przestając wypowiadać zaklęcia sięgnął do kieszeni schowanej w połach obszernej szaty. Wyjął z niej szczyptę sproszkowanego metalu i cisnął go w stopione szkło.

Zoah obserwował zafascynowany, jak ciecz z powrotem odzyskuje swój dawny kształt i stygnie będąc już koloru piaskowej żółci. Fragment witraża popłynął na swoje miejsce, dopasowując się w nie idealnie. Odcinał się teraz na tle pozostałych wyrazistą barwą.

– Formujemy odkształconą ramę. – odezwał się znów Sawem – Gotowe. – zwrócił się do ucznia i klasnął w dłonie – Teraz twoja kolej.

Zoah niepewnie przyjął na powrót postawę, a Mistrz podszedł bliżej.

– Spokojnie, skup się. Będę tuż obok. Wiesz już który? Dobrze. Skup się na nim i zaczynamy. Formuła brzmi…

 

Zoah poczuł przepływający mu przez palce impuls, podobny odczuł w okolicach krzyża, podążał wzdłuż pleców, rozlewając się dreszczem po mięśniach aż doszedł do podstawy czaszki. Dłonie i przedramiona sztywniały stopniowo, a w uszy wkradł się wysoki dźwięk rozbrzmiewający echem w zakamarkach świadomości. Poczuł, że impulsy spotkały się, a ręce zwiotczały w łokciach. Poszukał w pamięci formuły i zaczął wymawiać z wyraźnym trudem każde słowo z osobna. Powtarzał je długo, podświadomie szukając ich sensu, ale nie znalazł. Zamiast tego oczy zasnuła mu mgła i nie widział już pobladłego obrazu z witraża, ani srebrzystego kawałka szkła wiszącego mu przed oczami. Ujrzał jasny błysk światła i wyłaniającą się z niego płonącą złocisto kulę. Chciał zamknąć oczy, ale nie mógł. Były już zamknięte, a ból który sprawiało samo patrzenie zrównoważył się z rozkoszą którą sprawiał mu ten widok. Złote iskry tańczyły we wnętrzu kuli i na jej powierzchni, mieszając się z rudymi i czerwonymi płomieniami pełgającymi wokół niej. Zawieszona była jakby w nieistniejącej przestrzeni, rozświetlając mrok, który jednocześnie pozostawał nieoświetlony. Czas przestawał istnieć, pozwalając płynąć pozostającym bez ruchu płomieniom. A wtedy powierzchnię kuli zasnuł srebrny dym, przestała być przezroczysta i zobaczył, że spogląda ona rozmarzonym wzrokiem. Nie od razu rozpoznał w jej twarzy swoją własną. W odbiciu wydała mu się nieco inna niż ta do której się przyzwyczaił. Była…

Piękniejsza.

Usłyszał głos. Był to jego własny głos. Ale jednocześnie zupełnie inny. I choć słowa wydały mu się znajome, były to zupełnie inne słowa niż te które znał. Były…

Wspanialsze.

Jego oczy w kuli zapłonęły złotem i zmieniły kolor, jak piasek na plaży, który wysuszyły promienie słoneczne. Uśmiechnął się do siebie na ten widok, a odbicie zawtórowało mu tym samym, radosnym uśmiechem. Wtem widok zalała kaskada szarozielonych, brunatno– niebieskich i innych różnobarwnych przebłysków i plam. I stracił z oczu kulę, i swoje odbicie. I piękno. I słowa. A potem zapadł w ciemność.

 

Podniósł powieki, które drażniły czerwienią. Tuż przed nosem unosił się niewielki kawałek szkła koloru piasku. Przemieścił się z powrotem w stronę witraża, gdzie widniał niewielki otwór, przez który wionął teraz lekki, słony wiatr i świeże powietrze. Podświadomie poczuł, że to on kazał mu się poruszyć, ale nie wydał żadnego polecenia, nie przypominał sobie treści mantry odpowiedzialnej za telekinezę. Nie wiedziałby teraz nawet gdzie szukać. A jednak szkło powróciło na miejsce, odrobinę za ciasne, ale niewątpliwie jego własne. Tuż obok znajdował się fragment odnowiony przez Sawema; oba odcinały się od pozostałych soczystą barwą i nieskazitelną, lub prawie nieskazitelną strukturą. Zoah poczuł się jak obserwator siebie samego. Podniósł dłoń, by otrzeć pot z czoła, choć wcale tego nie chciał. Spojrzał na nią, choć jego wzrok nadal spoczywał na obiekcie.

Nie.

Ręka posłuchała i opadła, by przyjąć gest zawarty w postawie końcowej. Patrzył nadal na szkło i szukał gorączkowo ostatniej części instrukcji podanej przez Mistrza. Jedna chwila. Druga. Wreszcie słowa zaczęły nabierać właściwego kształtu.

Dobiegł go skądś odległy głos. Przysłuchiwał mu się przez moment, a wtedy zwrócił uwagę na stojącego tuż obok nauczyciela.

– …ramę. Tak jest. Całkiem nieźle jak na pierwszy raz. No, no. Doprawdy całkiem, całkiem. Popracujemy trochę, przyjdzie i precyzja. Jestem pod wrażeniem, chłopcze. Tak, tak.– uśmiech nie znikał z twarzy Sawema.

Zoah niepewnie otworzył usta i choć przez moment nie wiedział co mógłby powiedzieć; wykrztusił w końcu:

– To było piękne..!

– Oczywiście. – odparł Mistrz – Mówiłem ci przecież. – objął ucznia ramieniem – Sztuka!

Koniec

Komentarze

Pierwsza część mojego pierwszego (ukończonego) opowiadania, które przeleżało sporo czasu na dysku i przeszło szereg zmian i poprawek. Całość wydała mi się przydługa, dlatego zdecydowałem się wrzucać je w częściach (docelowo czterech). Pisząc "Szkło" obrałem sobie za cel przede wszystkim różnorodność gatunkową- co w moim przekonaniu udało się tylko częsciowo. Miało to być opowiadanie łączące cechy fantasy, kryminału i horroru. Mam nadzieję, że przynajmniej komuś się spodoba. Zapraszam do komentowania- i o ile Wy, czytelnicy wyrazicie taką chęć- sukcesywnie będę wrzucał kolejne fragmenty.

Moim zdaniem - nadopisowość. Za dużo szczegółów, czasem w ogóle niepotrzebnych. Pewnie dlatego opowiadanie jest przydługie.

Najlepiej zapamietuje się to, co na końcu, więc zacznę od wbicia Autorowi kilku szpileczek.
Spacje. Brakuje ich niemal przy każdym dywizie, zastępującym w tym tekście myślniki.
Kwestii dialogowej nie kończy się "wiszącym w powietrzu" myślnikiem.
Lekkie przegadanie tu i ówdzie (ale to można darować).
Wreszcie słowa zaczęły nabierać właściwy kształt. --- Nabierasz odwaga czy odwagi?
(...) fale odbijające się od skał w równym, spokojnym tempie. --- A nie rytmie?
Renovator --- dlaczego przez 'v'? Żeby mądrzej wyglądało? Nie wygląda mądrzej, lecz dziwniej.
--------------
Plus za mało typowe podejście do magii. Dzieło sztuki stworzone przy jej użyciu, więc i odnowienie dzieła wymaga pracy magów. Ciekawa koncepcja "duszy szkła". Ale: dotyczy szkła "magicznego", czy każdego?

Dzięki za cenne wskazówki!!!

Co do nadopisowości, są dwie teorie- albo zanadto skupiłem się na elementach zbędnych, przez co całość zrobiła się rozwlekła, albo wygląda to tak z perspektywy fragmentu, nie całości. Wydaje mi się, że rozbudowane słowo wstępu jest potrzebne, po to, by w dalszej części nie zastanawiać się "po co to, lub tamto?", czy "a gdzie to i owo?". Trudno mi oceniać ten aspekt z perspektywy pierwszej osoby- od tego mam Was ;) Po prostu pisząc miałem na uwadze stworzyć jak najbardziej wiarygodne środowisko dla swojej opowieści- świat (no, nie cały!:)), reguły w nim panujące. Sądzę, że przesadą byłoby powrzucać na siłę inne "techniki magiczne"- wtedy zrobiłby się misz-masz zupełny. A kiedy pisze się o akademii, czy szkole magii- wypadałoby chyba o nich napomnąć co nieco.
Ale do rzeczy.
Postaram się wylapać błędy zauważone przez AdamaKB (za co jeszcze raz- dzięki) i je poprawić, póki czas. Co do nazwy- Renovacja/Renovator- nie miało brzmieć to "mądrzej" ale właśnie- dziwniej, inaczej. Chciałem przez to podkreślić odrębność, inność tej dziedziny od znaczenia renowacji w naszym rozumieniu. Duża litera- bo nauka magiczna, literka "v"- wizualna zmiana, patrząc na nią, widzisz, że coś jest nie tak, coś jest inaczej.  Przesada..?
Co do "duszy szkła"- dalsza część wyjaśnia sporo w tej kwestii, ale tak, koncepcja dotyczy szkła magicznego. Tylko skąd przypuszczenie, że w "tym świecie" istnieje jakieś inne? ;) 

Dość zawiłe tłumaczenie z tym Renovatorem, ale do przyjęcia przy odrobinie dobrej woli. Bez wspomnianej odrobiny pozostałbym na Twoim miejscu, Autorze, przy wyróżnieniu jedynie dużą literą. Też wystarczający wyróżnik.

OK i po zmianie. To w sumie nieistotny szczegół, o który nie ma sensu się spierać- literka "v" odpadła. Coś czuję, że najbardziej "wymagający poprawek" okaże się mój własny przesadyzm.

No cóż, skoro większych zgrzytów nie odnotowano, zapraszam do lektury dalszego ciągu:

Szkło (część druga)

Myślę, że zmiana "v" na "w" przybliża tekst to realiów i jest jakimś łącznikiem pomiędzy "tutaj" a rzeczywistością tekstu. Z drugiej strony odbiera trochę magii temu universum zbliżając się do takich harrypotterowych opowiadanek (bo w Harry Potterze przecież oto chodziło, by treść była nieco bliższa czytelnikowi, pomijając już samo wprowadzenie świata w świat). Ale po trzecie: ta nazwa brzmi dosyć głupio - to podług mojego gustu, a ja wolę nazwy obcojęzyczne, nie jeno przerobione. 
Pozdrawiam. 

Ciekawy punkt widzenia, celne spostrzeżenie. Odnotowałem na przyszłość :) ale też trzeba zauważyć, że wybrałem słowo, które w wielu językach brzmi bardzo podobnie (ze zmianą 'w' na 'v'), w języku angielskim, francuskim, czeskim, niderlandzkim,  nawet po niemiecku. Żaden ze mnie lingwista ale wydaje mi się, że przez to nazwa nie jest przekombinowana, wydaje mi się bardziej uniwersalna.
Również pozdrawiam! 

Nowa Fantastyka