- Opowiadanie: sakora - Prawdopodobnie nie pierwszy kontakt (1/2).

Prawdopodobnie nie pierwszy kontakt (1/2).

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Prawdopodobnie nie pierwszy kontakt (1/2).

– Śledzimy ten obiekt od tygodnia. ale tak naprawdę długo nie byliśmy pewni co to jest. Obecnie znajduje się za Jowiszem. Dotrze do nas za trzy dni. – starszy, posiwiały mężczyzna zajął miejsce za olbrzymim, drewnianym stołem. Obok siedziało kilku wysoko postawionych urzędników i generałów. Żaden z nich się nie odezwał. Wszyscy czekali na panią prezydent.

– W tej chwili wiedzą o tym prawdopodobnie wszyscy na świecie. Od Amerykanów przez Chińczyków na akademickich astronomach i amatorach z lunetami kończąc. Przed godziną rozmawiałam z prezydentem stanów, wcześniej z Chińczykami. Unia Europejska jak zawsze musi zakończyć jakieś procedury, żeby wydać oficjalne oświadczenie. Generale Piedjejev…

– Dziękuję pani prezydent. – skinął głową w kierunku kobiety w średnim wieku, która udzieliła mu głosu. – Jak wiadomo mamy gotowe do startu trzy rakiety Gagarin, każda z trzema kosmonautami na pokładzie, w ładowni możemy upchnąć jeszcze kolejnych trzech . Poza tym eksperymentalny wahadłowiec o napędzie atomowym do operacji na orbicie okołoziemskiej. Zgodnie z wytycznymi chcemy wejść na pokład obiektu razem z innymi ekspedycjami, ale jako pierwsi. Wcześniej na orbicie spotkamy się z amerykanami i chińczykami, jutro o 3 czasu lokalnego. 31 godzin później spotkamy się z obiektem, o ile nie zmieni ponownie kursu ani prędkości.

– Ma pan pozwolenie na użycie wszelkich możliwych środków aby dostać się pierwszy na pokład. W miarę możliwości proszę nie dopuścić pozostałych ekspedycji do środka. Ma pan pozwolenie na użycie broni atomowej.

– Dziękuję pani prezydent – generał Piedjejev poderwał się z miejsca i zasalutował. Od czasu zakończenia zimnej wojny po raz pierwszy otrzymał takie pozwolenie. – Profesorze proszę ponownie odtworzyć nagranie przesłane do nas.

– Generalnie zapis ten odebrał każdy posiadający wystarczająco mocny sprzęt nasłuchowy, ale nie każdy był w stanie go rozkodować. Mamy zapis audio, niestety nadal pracujemy nad obrazem…

– Profesorze… – przerwała mu prezydent federacji rosyjskiej. – o tym już rozmawialiśmy, proszę o nagranie.

– Oczywiście – mężczyzna był bardzo niezadowolony. Trudno było określić czy z powodu niekompletnego przekładu przekazu, czy tego że nie mógł się do końca po raz kolejny tego wieczoru się usprawiedliwić. Nacisnął kilka klawiszy na klawiaturze swojego komputera, a z głośników dało się słyszeć słowa…

„Przybyliśmy z daleka. Jesteśmy misją poszukiwawczą. Natrafiliśmy na was kierując się śladem waszych transmisji radiowych. Nie mamy wrogich zamiarów. Chcemy się z wami porozumieć. Zatrzymamy się przy waszym satelicie. Będziemy czekać trzy obroty Ziemi. Jeśli nie przylecicie wrócimy za kolejne trzysta obrotów."

– Słyszeliśmy to już nieraz, i jak wszyscy mamy wątpliwości. Nadali transmisję w kilkudziesięciu językach, a nie używają naszych jednostek czasu. Mówią o obrotach, a nie o godzinach. Czy to niedoskonałość ich systemu tłumaczącego, rzeczywisty sposób liczenia przez nich czasu czy celowe zagranie? – doradczyni strategiczna prezydenta stanów zjednoczonych była bardzo niezadowolona.

– Rozmawialiśmy o tym już kilkakrotnie. Mamy kilka teorii, ale żadna nie ma potwierdzenia. Informacja przekazana w prostych zdaniach. Teraz nie dopowiadają na nasze transmisje, a wiele wskazuje na to, że nas sprawdzają. Dlatego postanowiliśmy pójść na układ z Rosjanami oraz Chińczykami, mimo że nie zgadzamy się na program kosmiczny tych drugich. Wysyłamy dwa wahadłowce, naukowy i bojowy. W razie jakichkolwiek problemów możemy drastycznie pozbyć się tego problemu. – amerykański generał wyraźnie był zadowolony ze swojej wypowiedzi.

– Proszę się ograniczyć z taki słowami, na pokładzie będą nasi obywatele. – doradczyni naukowa była wyraźnie niezadowolona.

– Więcej obywateli pozostaje tutaj, a ja na pewno nie pozwolę na to by nasi „obywatele" zostali narażeni mocniej niż to konieczne.

– Wystarczy proszę państwa. Podjęliśmy już decyzje. Za trzy godziny rozpoczynamy operację.

Niespodziewanie otworzyły się drzwi i do środka pomieszczenia położonego w schronie kilkadziesiąt metrów pod ziemią weszła młoda kobieta. Szepnęła kilka słów do prezydenta. Ten wyraźnie się zaniepokoił.

– Szanowni państwo. Europejska ESA wystrzeliła właśnie bez porozumienia z kimkolwiek dwie rakiety z promami Kliper 2…

 

– Potwierdzam odłączenie ostatniego modułu nośnego – kapitan LeCroix rzucił słowa do mikrofonu, po czym sprawdził jeszcze raz główne dane na komputerze. Po nieprzyjemnym starcie i jeszcze mniej przyjemnym tempie przygotowań do startu, wreszcie mógł pozwolić sobie na odrobinę wytchnienia. Poza nim z module znajdowało się jeszcze pięć osób. Drugi pilot, dwóch naukowców i dwóch żołnierzy. Spojrzał przez iluminator na identyczny prom, który właśnie zakończył ten sam manewr co oni przed chwilą.

Nigdy nie spodziewałby się, że będzie dowodzić pierwszą załogową misją kosmiczną mającą na celu kontakt z obcą cywilizacją. ESA długo zwodziła pozostałe kraje posiadające na tyle rozwinięte programy kosmiczne być w stanie wystrzelić statek załogowy, by w tym czasie i niemalże w panicznym tempie samemu wysłać niezwłocznie ekspedycję. Pogodzono się z możliwymi scenariuszami, przygotowano na najgorsze, ale spodziewano się jednego – sukcesu i pierwszeństwa w kontakcie. Gdyby coś nie wyszło byli jeszcze żołnierze i ładunki wybuchowe na pokładzie. Kapitan nie chciał korzystać z ostatecznego rozwiązania, ale pogodził się już z nim. Jeśli nie będzie pierwszym który będzie rozmawiać z obcymi, będzie tym który jako pierwszy stawi im opór.

– Kapitanie, jak pan uważa… – z zamyślenia wyrwało głos porucznik Werkhoffer, drugiego pilota. Spojrzał na prawo, prosto w niebieskie oczy kobiety – …czy naprawdę chcą się z nami porozumieć, czy tylko nas prowokują? Będą czekać tyle a tyle. Czy to nie dziwne?

– Dziwne czy nie, może mają jakieś własne harmonogramy… W każdym miejmy nadzieję że będzie to warte swojej ceny. Coś takiego nie zdarza się codziennie. Poza tym amerykanie są wściekli, że z nimi nie współpracujemy. Rosjanie, że zawiesiliśmy wcześniej Klipera 1 a lecimy Kliperem 2 o którym nic nie wiedzieli. Chińczycy dlatego, że na drugim promie są Japończycy z JAXA. Ale te problemy zostawmy dyplomatom. Jeśli czas przybycia jest taki kluczowy, bądźmy tam pierwsi, nawet przed obcymi…

 

– Nie-na-wi-dzę-te-go – generał Hsiu cedził słowa przez zęby. Dopalacze jeszcze przez dwie minuty miały ich przyciskać do foteli. Miał ochotę wypruć sobie flaki, żeby tylko nie przechodzić tego po raz kolejny. Był pierwszym Chińczykiem na księżycu, a teraz pędził by dogonić Europejczyków i pokazać im że najliczniejszy naród świata ma większe prawo do pierwszego kontaktu niż oni. Niestety nie podobało mu się to że tamci mają nad nimi ponad dwie godziny przewagi. Od początku nie chciał zwlekać, ale partia chciała okazać dobrą wolę i chęć współpracy, dlatego poczekali na Rosjan i NASA. Wiedział że to błąd, ale nie miał nic do gadania.

Teraz najważniejsze było zachowanie odpowiedniej prędkości.

Niestety Rosjanie wyprzedzali go o pięć minut, a amerykanie siedzieli mu na ogonie. Chciał ich ostrzelać z działek pokładowych, ale nie mógł tego zrobić. Przynajmniej jeszcze nie teraz, nie przy tej prędkości.

Miał na pokładzie trzydzieści osób, z czego połowę żołnierzy a w tym dziesięciu w bojowych kombinezonach kosmicznych. Naukowcy naukowcami, ale są ważniejsze dla Chin rzeczy niż kilka osób które nie są niezastąpione. A żołnierze zawsze wiedzą co mają robić. I jeszcze piątka, do pilnowania ich.

Cyfry na wyświetlaczu wskazały zero. Nacisk zelżał. Pilot odłączył dodatkowe zasilanie dopalaczy. Sprawdził parametry lotu. Wszystko było w porządku. Niestety Rosjanie oddalali się od nich. Oby im się ten ich eksperymentalny wahadłowiec atomowy nie rozwalił po drodze. Mieli nim operować tylko na orbicie, a teraz lecieli na księżyc. Strach pomyśleć do czego są jeszcze zdolni.

Przywołał menu na ekranie po lewej. Zaczął odtwarzanie nagrania, które słyszał już każdy na Ziemi. Ale niewielu widziało. Jakimś cudem kilku ich naukowcom udało się rozkodować zapis wizyjny. Chiny zachowały to dla siebie. I miały nadzieję, że nikt inny na to też nie wpadł.

„Przybyliśmy z daleka. Jesteśmy misją poszukiwawczą…". Kobieta mówiąca te słowa była piękna. Byłaby piękna dla Azjaty, Europejczyka, a nawet Afrykańczyka. Było coś w jej wyglądzie, co powodowało że uznawało się go bez wahania za piękny. Duże, ciemne migdałowe oczy, pociągła twarz. Lekko spiczaste uszy. Jasna, jakby delikatnie opalona cera. Piękna figura w obcisłej sukni-kombinezonie. W każdym calu przypominała człowieka. Ale nim nie była. Ludzie nie mieli skrzydeł…

 

Ksiądz Staniszewski stał na ambonie. Od kilku minut wygłaszał kazanie. Część wiernych już opuściła kościół. Ale on nic z tego sobie nie robił. Wiedział gdzie leży prawda, a ci którzy się od niej odwrócili i wyszli z kościoła, będą na zawsze potępieni. Wiedział że ma rację, że ten obiekt, pojazd jak go nazywali, który zbliżał się do księżyca to jedno wielkie kłamstwo mające jedno na celu…

– …bo chcą nas zniszczyć! Odebrać nam nasz największy bastion, naszą wiarę. Ale im na to nie pozwolimy. Bo wiemy że prawda jest po naszej stronie! Bo czy w piśmie jest napisane że są inne światy? Bo czy w piśmie jest napisane że Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo?

Dlaczego nie powiedział nam że jest tam ktoś jeszcze? Bo ci obcy jak ich nazywają nie są prawdziwi. To kłamstwo… – kolejne trzaśniecie drzwi powiedziało mu że stracił kolejną duszę, ale nie ustawał, bo widział ich jeszcze wiele przed sobą – …które wymyślili. Jak ich filmy, jak ich książki i to co najgorsze, gry komputerowe. Karmią nimi wszystkich i zasłaniają im prawdę. Bo to Bóg stworzył życie, stworzył nas. A to co przyleciało, jeśli w ogóle przyleciało nie może być stworzeniem boskim! To zbrodnia przeciwko nam, wierzącym…

Kapłan czuł że mówi dobrze, nawet jeśli kolejni wychodzili. Wierzyli temu co ujrzeli, ale tym razem nie będą błogosławieni. Tym razem Bóg chciał aby dotknęli, by uwierzyli… Nawet jego biskup zabraniał mu tak mówić. Ale on czuł, że to co mówi jest prawdą. To co nie boskie trzeba zniszczyć…

Nic nie robił sobie z oficjalnego stanowiska Watykanu, otwartego na kontakt z obcymi.

 

Byli pierwsi. To się liczyło. Major Werkhoffer kończyła diagnostykę i wprowadzała nieznaczne poprawki do kursu. Dryfowali w przestrzeni czekając, kto pojawi się jako drugi – obcy czy wspólna ekspedycja merykańsko – rosyjsko – chińska. Podobno ci drudzy mieli jakieś problemy, ale tak długo jak byli za nimi, nie interesowało to pilotów z ESA.

Jednak Rosjanie pędzili za nimi jak szaleńcy. Jakby gnała ich sama caryca, który zasiadała na tronie zwanym u nich prezydenturą.

Zastanawiające jednak było to, że nie zwalniali, a Chińczycy właśnie w tym szaleńczym tempie usiłowali do nich zadokować.

Dlatego też ESA nauczona między innymi wcześniejszymi doświadczeniami, i tym co teraz obserwowali, postanowiła działać sama z małym wsparciem JAXA.

Nagle zabuczał radar. Coś dużego zbliżało się do nich z przodu. Major spojrzała przez przedni iluminator. I wtedy po raz pierwszy ujrzała na własne oczy statek obcych. Zdjęcia które widziała wcześniej nie oddawały w pełni jego piękna i wielkości. Miał około trzystu metrów długości i dobre sto pięćdziesiąt szerokości. Przypominał srebrnego, świetlistego ptaka ze skrzydłami złożonymi do nurkowania. Smukły i potężny, nie przypominał niczego co zbudowała ludzka ręka, może poza kilkoma awangardowymi budynkami.

Poruszał się powoli, jakby od niechcenia, chociaż jego kształt mówił że mógłby się zerwać i przebyć oddzielającą ich przestrzeń w ciągu ułamka sekundy.

Przyglądając mu się można było dostrzec podłużne okna po jego bokach i olbrzymi iluminator na przedzie. Jakże bliskie były te rozwiązania ich własnym, lecz niestety ich były tylko praktyczne a obcych także i piękne.

– Spotkanie za siedemnaście minut. Rosjanie i Chińczycy będą za trzydzieści osiem minut, amerykanie niewiele wcześniej – z rozmyślania wyrwał ją głos w komunikatorze. Kapitan rozmawiał z załogą drugiego promu. – proponuję zbliżyć się do obcych.

– Potwierdzam – usłyszała odpowiedź i rozkaz kapitana – Proszę skorygować kurs i przygotować się do przyspieszenia.

Jak na zawołanie statek obcych w tej samej chwili wykonał zwrot w ich stronę. W dolnej części otworzyły się wrota, zapraszając ich do siebie…

 

W chińskim wahadłowcu panował niesamowity ścisk. Na pokładzie znajdowali się chińscy taikonauci i kosmonauci cudem wyciągnięci z rosyjskiego pojazdu, gdy ten zaczął niespodziewanie tracić moc i zwalniać. Zaledwie kilkanaście sekund po odłączeniu się rękawa nastąpiła detonacja niestabilnego silnika i potężne kłopoty z systemami podtrzymywania życia na pokładzie chińskiego statku.

Gdyby nie wyraźne rozkazy partii, Rosjaninie nie byliby już problemem, pomyślał generał. Ale przynajmniej mamy przewagę w sile ognia. Trzeba jednak myśleć praktycznie, przynajmniej na razie.

Osłony wytrzymały, obwody zapasowe także, ale powłoka termiczna została poważnie naruszona przez rozpędzone odłamki wybuchającego wahadłowca. Jedno było pewne – tą maszyną nie wrócą na Ziemię, a na amerykanów nie mieli co liczyć – ci wykorzystali zaistniałą sytuację i polecieli dalej. Gdyby nie to, że działka pokładowe nie działały, z całą pewnością by ich ostrzelał. Teraz musieli w miarę możliwości skorygować kurs, mając zaledwie połowę sprawnych silników i jęczących na pokładzie od niewygód Rosjan.

Widział na ekranie jak w oddali Europejczycy zbliżają się do otwartego doku w pojeździe obcych, i amerykanów podążających ich śladem.

Generał Hsiu sprawdził wskaźniki i rozpoczął korektę kursu. Może i będzie ostatni, ale na pewno dotrze na pokład statku. Jeśli uszkodzony pojazd tego nie zniesie, wpakuje wszystkich w skafandry i każe dryfować w jego kierunku.

Spojrzał na ekran pokazujący zbliżenie operacji dokowania amerykanów. Luk w którym zniknęli nie zamknął się, a srebrzysty statek obcych ruszył z olbrzymią prędkością w stronę chińskiego statku. Zanim się spostrzegli zamknął ich w luku odcinając im drogę odwrotu…

 

– Jesteście tu od pół godziny i jeszcze nie znaleźliście wejścia… – Amerykanin kipiał wściekłością.

– Damy wam czas na nadrobienie i pogadamy jeszcze raz. – Francuz nie pozostawał mu dłużnym.

– Chyba oszalałeś! Myśleliście że jak wyruszycie wcześniej to wszystkich wykiwacie i będziecie mieli wyłączność na kontakty z obcymi? – kapitan amerykańskiego wahadłowca zaczął wściekle gestykulować rękoma.

– Bo niby amerykanie są drudzy na miejscu, a my się was nie słuchamy i wasz nowy porządek świata wam się sypie. – LeCroix sparodiował ruchy kapitana McAdama.

– Przynajmniej współpracujemy z innymi krajami, a nie usiłujemy wszystkich wyrobić.

– Od lat chińska waluta jest mocniejsza od dolara, a gdyby Rosjanie nie odkupili od was Alaski już dawno mielibyśmy nie Stany Zjednoczone a kilkanaście niezależnych państw.

– Ale to my nadal przewodzimy w większości zgromadzeń, mamy najlepiej wyposażoną armię na świecie!

– Tak, a do tego jak zawsze zaczynacie grozić użyciem siły jeśli nie potraficie rozmawiać. Irak mieliście opuścić ponad czterdzieści lat temu!

Kłótnia kapitanów dwóch ekspedycji trwała nadal, a po pewnym czasie pozostali członkowie ekip przestali jej słuchać. Starali się za wszelką cenę dowiedzieć czegoś więcej o statku na którym się znajdowali.

Wylądowali w pomieszczeniu wielkości hangaru, o idealnie gładkich ścianach, bez jakichkolwiek oznaczeń czy śladów drzwi. Ku ich zdziwieniu obłe pomieszczenie odgrodzone było od jednej strony śluzą z polem siłowym przez które przelecieli. Całość wypełniona było mieszanką powietrza znakomicie nadającą się do oddychania. Działała sztuczna grawitacja zbliżona do ziemskiej. Obcy byli znakomicie przygotowani na przybycie swoich gości. Srebrzyste ściany potęgowały wrażenie obcości ukazując wielokrotnie odbite w sobie wnętrze hangaru.

Zgromadzeni w środku ludzie nie poczuli przyspieszenia. Kilku zaledwie zauważyło ruch gwiazd po drugiej stronie śluzy, ale nie zdążyli nawet o tym zameldować, kiedy we wnętrzu pojawił się lądujący, zmaltretowany, chiński prom.

W chwili gdy osiadł na podłodze, z wnętrza wysypali się rosyjscy i chińscy żołnierze i w ciągu kilkunastu sekund stali rozstawieni z wymierzoną bronią. Amerykanie i Europejczycy nie zdążyli zareagować.

– No to piękne nam wystawią teraz świadectwo – burknął Kapitan McAdam.

– Sami ich tu zaprosiliście, wy i ten wasz nowy porządek świata – syknął Francuz.

Sytuacja była patowa. Nikt nie chciał wykonywać następnego ruchu, nikt nie wiedział co robić dalej. Wcześniej zagrały emocje. Teraz mogły zrobić to niebezpiecznie po raz kolejny.

Niespodziewanie ciszę przerwał szum dochodzący z końca pomieszczenia.

Ściana rozsunęła się na boki niczym kotara, a ich oczom ukazała się ponad dwu metrowej wysokości uskrzydlona kobieta. Zbudowana w pięknych proporcjach. Idealna. Dla niektórych podejrzliwych członków ekspedycji tak piękna, że aż fałszywa. Dyplomaci rozpoczęli rozmowy. Najpierw z Chińczykami i Rosjanami…

 

Konferencja trwała już ponad sześć godzin. Zorganizowano ją w Szwajcarii ze względu na deklarowaną od lat w tym kraju neutralność i zaszłości historyczne.

Rozmówcy trwali w swoich fotelach niewzruszeni. Nikt nie chciał stracić żadnego słowa. Nikt nie chciał wyjść z sali w najmniej odpowiednim momencie żeby inny podjęli za niego w jego imieniu niekorzystną decyzję.

W pomieszczeniu znajdowali się przedstawiciele niemalże wszystkich krajów świata. Wielu korzystało z łączy wideo. Telewizje transmitowały rozmowy do wszystkich zakątków Ziemi. Starano się wypracować jedno stanowiska w sprawie obcych. Ci mieli pozostać na orbicie dwadzieścia jeden dni, po czym mieli kontynuować swoją misję. Następny kontakt byłby możliwy dopiero za siedem lat, kiedy miałyby przybyć kolejne statki.

Obcy, nazywani Malachianami na czas pobytu na orbicie postanowili udostępnić swoje bazy danych i encyklopedie wytypowanym naukowcom, z którymi przed wylotem miał porozmawiać na planecie ich przedstawiciel. Ustalono wstępnie termin jego przybycia na następny dzień, ale mimo uciekającego czasu nadal pojawiały się wątpliwości kto i dlaczego powinien skorzystać w największym stopniu z udostępnianej wiedzy.

Program tłumaczący udostępniony przez Malachian został przyjęty jako pierwszy krok to wspólnych rozmów, ale dostosowanie standardów komunikacji i wymiany danych miało zając jeszcze trochę czasu, który z każdą chwilą uciekał…

 

„To był anioł, mówię wam. Zstąpił z nieba pełnego gwiazd i nakarmił mnie. Dał mi spróbować nieba. Spróbować światła. Ale światło zgasło. Ale ja chciałam więcej. Słyszałam że byli tacy którzy też go zasmakowali. A kilku z nich nauczyło się je przyrządzać. Ale żądali za nie coraz więcej i więcej. A ja nie potrafiłam im za nie zapłacić… Ale znałam takich którzy potrafili. Ale ci nie chcieli mi pomóc. A ja musiałam spróbować ponownie… To że ich zabiłam to przypadek. Teraz są w niebie, a ja mogę smakować mojego…"

Nagranie skończyło się. Osoby zasiadające w sali spoglądali na komisarza Harzbergera czekając na jego dalsze słowa.

– Wszystko zaczęło się cztery dni temu. Ten nowy narkotyk robi z ludzi papkę, a nie jesteśmy w stanie tego opanować. Złapaliśmy jednego z producentów, ale ten był tak naprany, że poza bełkotem, że dostał recepturę tego specyfiku od anioła nie udało się nic wydusić. Dwa dni miotał się po celi, po czym głód osiągnął apogeum. Ten człowiek po prostu rozkwasił sobie głowę na ścianie. Walił nią tak długo, aż została z niej krwawa miazga. To był pierwszy przypadek. Obecnie mamy blisko tysiąc zidentyfikowanych osób, które zażyły specyfik. Trzysta zabójstw w ciągu dwóch dni i niezliczone ilości „nieba" zalewającego rynek. Mamy w celach i zakładach około dwustu ćpunów, z czego połowa usiłowała już popełnić samobójstwo. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Albo zaleje nas fala zabójstw albo samobójstw na tle tego narkotyku. Nie wiem co gorsze.

– Czy wiemy coś na temat pochodzenia tego specyfiku? Pięć dni temu nie wiedzieliśmy o jego istnieniu, a dziś jesteśmy na skraju swoistej epidemii, chociaż chętniej powiedział bym pandemii… – spytał jeden z prokuratorów zajmujący się sprawami zabójstw.

– Niestety nie, staramy się dotrzeć do źródła, ale ten narkotyk tak uzależnia, że praktycznie nikt nie chce z nami współpracować.

– A co z teorią, że narkotyk przerzucili na ziemię Malachianie i jest to pierwszy element ataku?

– Chyba za dużo oglądał pan amerykańskich filmów…

 

 

Koniec

Komentarze

Część pierwsza prezentuje się ciekawie, jak znajdę chwilkę wieczorem, dokończę Twe dzieło... Mimo to już teraz mam parę uwag, w większości czysto technicznych.
Po pierwsze głowy nie dam, ale gdzieś w pierwszej części tekstu chyba powinien być podział - najpierw jest co nieco o Rosjanach, a potem ni z tego, ni z owego przechodzimy do Ameryki. Po drugie, w paru miejscach dość widoczne są powtórzenia i trochę dziwnie zbudowane zdania, ostatnie przejrzenie tekstu przed opublikowaniem powinno to wyeliminować (choć z własnego doświadczenia wiem, że takie rzeczy mogą umknąć nawet przy n-tej korekcie). I po trzecie, czasem wkradało się troszkę chaosu.
Ale nic się nie martw, bo efekt i tak jest zadowalający :D Rywalizacja między państwami prawie w stylu zimnej wojny, występy kaznodziei a'la ksiądz Natanek... Dałbym coś pomiędzy 4 a 5, ale skala ocen tego niestety nie umożliwia :( 

Nowa Fantastyka