- Opowiadanie: bury_wilk - Zdrada (licentia erotica)

Zdrada (licentia erotica)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Zdrada (licentia erotica)

motto:

"Daj rankiem, daj niebieskim, daj wieczorem długim

Daj, przecież zawsze możesz nie dać po raz drugi"

Oparła głowę na jego ramieniu. Po przyjacielsku. Włosy musnęły policzek, niechcący. Na pewno niechcący.

– Ciekawe, jakby to było? – spytał, nie oczekując odpowiedzi. Nie odpowiedziała. – Ale sama wiesz, nic z tego nie będzie…

Chciał, żeby potwierdziła, lecz milczała. A może miała zaprzeczyć?

Objął ją. Siedzieli w ciszy, delektując się mokrym zapachem mgły.

Jakoś tak odruchowo pogładził miękkość jej rudych loków. Widział ich kolor, mimo wszechwładnej ciemności. Widział też – nie patrząc – jej piękne, zielone oczy, skupione na hipnotycznie snujących się nad łąką szarych oparach.

Nie protestowała. Znali się już siedem lat. Znali się dobrze, ufali, lubili i świetnie się rozumieli. Jak to przyjaciele. Mogli sobie pozwolić na gesty, które kiedy indziej i u kogo innego, byłyby uznane za zbyt intymne, wręcz zarezerwowane dla kochanków.

Powiedziała coś smutnego, może refleksyjnego. Nie ważne co. Właściwie, to mogła nic nie mówić, dość, że wyczuł jej nastrój. Pogładził ciepły policzek i złożył pocieszycielski pocałunek na czole.

Przeszedł ją dreszcz.

Uniosła głowę i wzajemne spojrzenia spotkały się gdzieś w połowie dzielącego ich kilkucentymetrowego odcinka.

– Ech, moja piękna czarownico – szepnął i pierwszy odwrócił wzrok. Nie chciał przekroczyć granicy, którą ich przyjaźń i tak przesunęła na nieznane terytoria. Przecież powinien kochać inną kobietę. Przecież kochała innego mężczyznę…

Biło od niej ciepło. Rozkoszował się nim. Cieszył się uniesieniem, które powodowała jej obecność. Czysta i niewinna, przynajmniej w jego wyobrażeniu (ale przecież tylko to wyobrażenie się liczyło).

Ze wschodu powiał chłodny wiatr. Zadygotała odruchowo, więc bez zastanowienia mocniej ją przytulił.

Niechcący (naprawdę niechcący!) otarł dłonią o jej pełną pierś. Udał, że nie zauważył, ona udała, że nie poczuła. Przecież nie mógł wiedzieć, jak ten delikatny dotyk na nią zadziałał. Nie mógł się domyślać, że przypadkiem trącony sutek natychmiast stwardniał i mocniej odznaczył się na fakturze bluzki. Było ciemno, nie mógł tego widzieć. Lepiej, żeby nie widział.

Postanowiła to przerwać, nim będzie za późno. Choć, na co może być za późno? Co złego może wyniknąć z nocnej rozmowy przyjaciół? Zawstydziła się własnych myśli. On na pewno ma czyste intencje. Chyba bardziej chodziło o to, że czuła się niezręcznie skrępowana. Zdawało się jej, że to ona może zawieść tą wspaniałą przyjaźń.

"Powiem: wracajmy" – pomyślała.

On pomyślał mniej więcej to samo.

Cóż za przypadek, co za głupi pech. Jednocześnie odwrócili głowy…

Kraksa, stłuczka, wypadek drogowy… Dwa ciała wprawione w ruch w przeciwnych kierunkach. Ich trasy były zbieżne, a odległość zbyt mała, by uniknąć katastrofy.

Jego wargi, twardsze, mniej delikatne, wbiły się w idealną, lecz wrażliwą linię jej ust. Przyjęła na siebie impet uderzenia, zasmakowała przypadku…

Cofnęli głowy, jakby przestraszeni. Milczeli chwilę, zmieszani, zawstydzeni.

Nagle, wszystko minęło. Graj muzyko, świecie płoń.

Delikatnie, lecz stanowczo, wplótł dłonie w płomień jej gęstych włosów i przyciągnął do siebie. Pocałował, a ona pocałunek odwzajemniła. Ciepły, wilgotny aksamit języka spotkał się z jego wargami, rozchylił je, wniknął do środka, niczym tajemnie roznoszący rozkosz wąż.

Niezgrabne, męskie dłonie spłynęły w dół pleców z subtelnością motyla. Zatrzymały się na chwilę na krzyżu, po czym zjechały niżej, ślizgając się po doskonałej krągłości pośladków.

Jej palce sprawnie ujarzmiły opór guzików, otwierając sobie drogę do szerokiej, unoszącej się rytmicznie piersi.

Delikatnie ugryzła go w ucho, a jednocześnie ręce, delikatnie kreślące koła, zsuwały się po rzeźbieniach brzucha.

Musnęła jego krocze. Bardzo celowo, bez odrobiny przypadku. On, nie mniej wyrachowanie, uwolnił ją z krępującej bluzki i biustonosza. Piersi były spore, okrągłe, błagające, by ogrzać je ciepłem dłoni. Pogładził je, schylił się i musnął koniuszkiem języka. Jeszcze raz i jeszcze. Polizał trochę perwersyjniej. W końcu objął brodawkę wargami i ssał.

Mruczała jak kotka. Szczupła rączka wślizgnęła się w spodnie i schwytała jego nabrzmiałą męskość.

Pragnienie go oszałamiało. Chciał rzucić się na nią, jak zwierzę, posiąść jak wojenną brankę, ale z drugiej strony… Była zbyt cenna, zbyt delikatna i zbyt bliska. Panował nad sobą, był wyrozumiały i, jak tylko potrafił, wyzbył się egoizmu. Z pietyzmem zanurzył palce w ciepłej, lepkiej wilgoci, płonącej między jej udami. Poczuł, jak przechodzą ją dreszcze rozkoszy. Cóż, za satysfakcja.

Sama wskazała mu właściwy kierunek. Objęła go nogami i, zagryzając wargi, wprowadziła do raju.

Ależ była doskonałą kochanką. Cudowna, piękna…

Mgła dawno uniosła się w górę, księżyc posrebrzył łąkę i dwie nagie postacie. On prężył się i wypełniał ją hodowanym przez siedem lat pożądaniem, ona przyjmowała go serdecznie i zachłannie, po siedmiu latach tęsknoty i marzeń.

Silne lędźwie, gładkie krągłości bioder, szalony, płynny taniec na chłodnej, mokrej trawie. Ciche jęknięcia i okrzyk stłumiony pocałunkiem…

– Kim ty jesteś: diablicą, czy aniołem? – Lubił to pytanie. Zawsze robiło na kobietach duże wrażenie.

– Oczywiście, że diablicą – mruknęła rozkosznie, posyłając mu prowokacyjne spojrzenie.

– Zatem, oboje dla siebie zgrzeszyliśmy… Niegrzeczna dziewczynka… – Uśmiechnął się. – Ja jestem twoim diabłem.

– Gdybyś powiedział, że nim nie jesteś, może miałabym wątpliwości, ale tak… Zupełnie ci nie wierzę. – Zaśmiała się głośno…

*

Wrócił dumny z siebie. Zadanie wykonał perfekcyjnie, a na dodatek sprawiło mu niesamowitą satysfakcję. Może czekała go premia, może małe wakacje?

Wszedł do biura i od razu wyczuł, że coś jest źle. Stażystka posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, kolega popatrzył ze współczuciem.

"Co, do diabła?" – pomyślał niepewnie.

– Szef cię wzywa… Natychmiast. – Czarne oczy sekretarki wyrażały strach.

Szef należał do typu tych, z którymi nie należało zadzierać, którzy za schrzanioną robotę potrafili urządzić piekło. Ba, to on sam wytyczał kanon tej kategorii zwierzchników. Wezwanie na dywanik było jak wyrok. A przecież odniósł sukces…

Zastukał. Z gabinetu doszło warknięcie, które musiało oznaczać zaproszenie do środka. Nacisnął klamkę, pchnął drzwi i przekroczył próg.

Groźny wzrok, który napotkał, sparaliżował go natychmiast. Przecież to musiało być jakieś nieporozumienie…

– Ty kretynie!!!

– Szefie, ale o co chodzi? – wydukał.

– Ty durniu!!! Siedem lat!!! Zajęło ci to siedem lat! Imbecylu, jak mogłeś przepieprzyć tyle czasu?!

– Ale, to jakaś pomyłka, nieporozumienie, ja…

– Milcz wszo!!! – Szef ryczał jak Behemot i choć nie mógł mieć przecież racji, trzeba było posłuchać i milczeć. Coś było nie tak, cholernie nie tak…

Kipiąc wściekłością, zwierzchnik wcisnął przycisk interkomu i warknął do sekretarki:

– Wezwij mi natychmiast tę zdzirę!

"Co jest, do diabła?"

Drzwi otworzyły się. Rudowłosa, zielonooka piękność stanęła równie spłoszona, co on. Spojrzał na nią, ona na niego. Oboje otworzyli usta w geście niemego przerażenia, zaskoczenia, gniewu i rozpaczy.

– Pieprzeni specjaliści! Doskonale wyszkoleni, tak?! Cholerni spece od maskarady, tajni agenci od zadań specjalnych! Bydlaki, tępe gnomy!!! Przychodzicie tu zadowoleni, chwaląc się raportem o wykonaniu zadania, tak?! Po świetnie przeprowadzonej, dopracowanej w każdym szczególe akcji, nad którą męczyliście się siedem lat, zdobyliście dla nas kolejne dusze, czyż nie?

Nie odpowiedzieli. Cokolwiek by ich nie czekało, szef miał absolutną rację. Bezradnie opuścili rogate głowy, ogony wstydliwie owinęły się wokół kostek. Totalna kompromitacja. Siedem lat uwieńczone absolutną katastrofą. „Jak to możliwe, że żadne z nich nie zauważyło, że zasadziło się na kogoś ze swoich?!" Ośmieszyli się. Ośmieszyli cały, wykwalifikowany w szerzeniu cudzołóstwa, Szósty Departament Piekielnych Służb Specjalnych…

 

LCF

03.2006

Koniec

Komentarze

powoli mi się starocie kończą :D
ale i tak zapraszam

Aaa... takie krótkie, porządne opowiadanko. Podoba mi się.

Tak trudno wytyczyć granicę pomiędzy przyjaźnią a czymś więcej, prawda? Scenka świetna, bardzo wciągająca. Naprawdę przekonuje. A jakie zaskoczenie na koniec:)

Super :) od początku do końca, perfekcyjne, podobało się. 5 :)

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

A ja dałem sześć. Super napisany tekst.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Ech, za Wami trafić... :D
Lubię ten tekst, uważam, że pomysł być ciekawy i ogólnie jestem raczej z niego zadowolony, ale żeby takie och i ach, to w życiu bym nie powiedział :D Poważnie, strasznie długo się zastanawiałem, czy nie jest za słaby, żeby go wrzucać, a tymczasem podoba się bardziej niż takie, co w mojej ocenie są lepsze.
Skończy się na tym, że wkleję całą szufladę :D
Tak czy inaczej, bardzo mi miło :) Dzięki

Ok, jest ciekawy pomysł, niezgorsze wykonanie. Na serio obawiałem się, że tekst będzie w stylu ,,o szoo chosziii", końcówka wyjaśniła w czym rzecz. Nadużywasz wielokropka tam, gdzie jest on zbędny. Zamiast budować napięcie, nuży i męczy wzrok. Również niepotrzebne są po trzy wykrzykniki. Po co? Po nic. Ja wiem, że on krzyczy. Trzy, cztery, czy pięć wykrzyników tego nie zmieni, że będę wiedział bardziej. 

 Osoby używające więcej niż 3 wykrzykników lub pytajników to osoby z zaburzeniami własnej osobowości - Terry Pratchett
 

Staroć czy nówka sztuka - nieważne. Ważne, że wciągające i życiowe, jakkolwiek by na to nie patrzeć :))
@60rson6 -  ciekawe, czemuś mi nie wrzucił w komentarz tego cytatu z Pratchett'a :D
 

Nowa Fantastyka