- Opowiadanie: Sylwien - Z promieniem księżyca [HAREM 2011]

Z promieniem księżyca [HAREM 2011]

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Z promieniem księżyca [HAREM 2011]

Północ. Drżący, nikły blask świeczki. Mdły zapach kadzidełka. Talia dwudziestu jeden kart. Tasuję, rozkładam na trzy, ruchem od serca. Biorę głęboki wdech, woń piżma, wanilii i drzewa sandałowego wnika dalej niż opuszka węchowa, pobudza nie tylko jeden zmysł… Puls przyśpiesza i dłoń drży, zamiera na ułamek sekundy, kiedy odsłaniam najdalszą kartę.

 

KARTA PIERWSZA: cesarz.

 

Śmieję się. Z własnego wahania, z własnej niepewności. Och, powiedzcie mi coś, czego nie wiem! Mój wzrok ucieka od wróżby na nocny stolik, na stojącą na nim ramkę ze zdjęciem.

 

Słaby ognik świecy, zamiast rozświetlić, pogrąża twą twarz w gęstwinie chyboczących cieni, ale nic to, nic to, przecież i tak znam ją na pamięć, każdy milimetr skóry, każdy łuk, każdą wypukłość, każde zagłębienie, każdą miękkość ust i każdą szorstkość nieogolonego policzka. Wyciągam rękę i gładzę szybkę, który to już raz? Ile śladów palców zostawiłam na tym zimnym, nieczułym szkle, które dzieli nas, dzielą nas kilometry, och, Miły, dlaczego jesteś tak daleko?

 

Ciszę przerywa dźwięk wiadomości od Ciebie. Miły, czy czytasz w moich myślach? Chwytam telefon, tę różdżkę dzisiejszych czasów, która pozwala nam przetrwać. MMS. Piosenka. Odsłuchuję.

 

„Czwarta nad ranem. Może sen przyjdzie. Może mnie odwiedzisz…”. Idę Miły!

 

KARTA DRUGA: kochankowie.

 

Księżyc nad nami świeci zawsze ten sam. Ten prosty, oczywisty fakt otwiera przed nami tyle możliwości!

 

Słońce też świeci dla nas zawsze to samo, ale słońce jest inne. Słońce to druga twarz Niebiańskiego Dysku, twarz kochająca i dająca, dająca tak wiele, że spala obiekty swego pożądania, topi je w ogniu swojej miłości.

 

A księżyc… Księżyc jest chłody i zdystansowany, kocha cienie, kocha tajemnice i kocha magię, i tęskni do słońca, którego spotyka tak rzadko… Dlatego księżyc pomaga kochankom, bo to w nas płonie ogień, bo to w nas jest magia i tajemnica miłości.

 

Moja dusza opuszcza ciało i wraz ze światłem księżyca przychodzi do ciebie. Staję pośrodku pokoju, nierzeczywista, a jednak w pełni materialna, piękniejsza niż zwykle i jakby jaśniejąca od wewnątrz.

 

Wszyscy śpią. Cały świat utrzymany jest w sennym zawieszeniu. Wiem, że nikt się nie obudzi, bo czas jest gdzieś poza nami. Panuje cisza, taki miękki bezgłos, jak wtedy, gdy pierwszy śnieg otuli wszystko bielą swojego puchu. Łaskawy księżyc prezentuje światu pełnię swego srebrnego ciała, więc wszystkie sprzęty, wszystkie przedmioty, stół, krzesła, łóżko, Ja i Ty, wszystko jest skąpane w delikatnej poświacie.

 

A ja wciąż stoję w bezruchu, w białej, muślinowej sukni; sukni długiej, przeźroczystej i lekko połyskującej srebrno; sukni utkanej z promienia księżyca, to jego dar dla mnie na tę noc. Stoję i patrzę na ciebie, i nie mogę się napatrzeć, i uśmiecham się. Śpisz tak słodko… Przepełnia mnie miłość, ach, ale czy nie przepełniała mnie już wcześniej? Czy może być jeszcze większa? Ona rośnie, rozlewa się, rozchodzi się wprost z serca do wszystkich części mojego ciała, po czubki palców, po końcówki włosów. Sprawia, że jestem niezwykle lekka i ciepła, to ona pozwoliła mi tu przyjść.

 

Podchodzę do ciebie. Przysiadam na krańcu łóżka i wpatruję się w ciebie z delikatnym uśmiechem na ustach. Głaszczę cię po odsłoniętych ramionach, po gładkim policzku, po dumnym czole. Przeczesuję kciukiem twoje włosy i wodzę palcem po twoich lekko rozchylonych ustach. Mój dotyk jest delikatniejszy od muśnięcia motylich skrzydeł i cieplejszy od promienia słońca, budzącego cię w letni poranek. Całuję cię i chce się wtulić w ciebie jak zawsze, i tak chcę spędzić z tobą tę noc, lecz ty się budzisz.

 

Nie jesteś zaskoczony – po prostu spełnił się twój sen. Patrzymy sobie głęboko w oczy, w moich są gwiazdy, a w twoich jestem ja. Szybko zauważasz, że pod suknią jestem naga. Przyciągasz mnie do siebie ostrożnie, jakbyś bał się, że rozpłynę się i zniknę. Czuję znajomy zapach twojego ciała. Nie znikam. Nie musimy nic mówić, bo rozumiemy się bez słów. Nie mówimy nic, bo nie chcemy zburzyć tego magicznego spokoju.

 

Całujesz mnie, a twoje pocałunki są słodsze niż czekolada i tak przepełnione uczuciem, że mogłabym się w nich zatracić na wieki. Jedną ręką zręcznie rozsznurowujesz wiązaną na plecach suknię, drugą gładzisz odsłoniętą szyję, ramiona i piersi. Przerywam. Patrzymy na siebie i delektujemy się szczęściem. Wstaję. Zsuwam z rąk długie rękawy i pozwalam sukni spłynąć do kostek. Widzę twój zachwyt. Kibić mam zgrabną, pierś kształtną, sylwetkę smukłą, a urodę niezwykłą. Sen? Może. A może nie. Wracam w twoje objęcia. Musimy wykorzystać szansę, gdy jesteśmy poza światem, gdy jesteśmy wolni, gdy możemy wszystko.

 

Powoli jak nigdy – bo przecież teraz nie istnieje dla nas czas – nieskrępowani pośpiechem nienasyconych ciał, delikatnie, namiętnie… Pieszczoty przepełnione miłością. Każdy dotyk niesie nową falę uczucia. Każdy pocałunek gasi i wzmaga pragnienie jednocześnie. Tors – szyja – płatek ucha… Pierś – talia – udo… Dłonie i usta niosące słodycz. Kradnę ci pocałunki po jednym, spijam nektar z twoich warg kroplami. Nieuchwytny zapach rozpalonej skóry, ulotna woń bliskich sobie ciał. Pozbawiam cię jedynej części ubrania jaką miałeś na sobie. Podążamy dalej i dalej, i dalej… Zatapiamy się w sobie; połączeni więzią psychiczną zawiązujemy więź fizyczną… Stajemy się jednością… Przestał istnieć jakikolwiek świat i jakikolwiek czas. Zostaliśmy tylko MY, Ja i Ty, transcendentnie związani w rozkoszy.

 

Księżyc świeci nad całym światem ten sam. Dlaczegóż więc ograniczać się do tego ciasnego pokoju i tego łóżka, które tyle razy użyczyło nam swojej miękkości, i które widziało już wiele takich chwil? Księżyc nam dziś sprzyja, świat stoi przed nami otworem, chodźmy więc w świat!

 

Łapę cię za rękę i wybiegamy przez zamknięte okno, szyba nie stawia oporu, jakby była tylko snem, a nie granicą pomiędzy nami, a rzeczywistością… Tańczymy razem na promieniu księżyca, który wąski jest taki, że noc gra na nim jak na jednostrunowej harfie, a jednocześnie szeroki tak, że cały świat trzyma w objęciu, miejsca dla nas dość.

 

Zaczynasz niepewnie, raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy, coraz pewniej, raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy, ah, toż to walc, walc! Zostawmy słońcu rumbę, zostawmy róży tango, a my mamy nasz walc. Stopy same łapią rytm, rytm świerszczy, słowików i ciem, wirujemy coraz szybciej i szybciej, gwiazdy tańczą z nami, szybciej, szybciej, to już nie gwiazdy, to komety z warkoczem blasku…

 

Nie muszę patrzeć pod nogi, ale tam też tyle gwiazd, tyle świateł, malutkich serc uśpionych miast, które nie mogą spać, muszą bić, czy gdy ostatnie zagaśnie to miasto… umrze? Zabierasz mi tę smutną myśl i rzucasz przez lewe ramię, zastępujesz swoją słodyczą, delikatną pieszczotą.

 

Popatrz! Patrzę. Ta srebrzysta wstęga u Naszych stóp… czy to Dunaj? Tak, to Dunaj! Więc wbiegamy na tę spokojną taflę barwy rtęci, trzymamy się za ręce i biegniemy, biegniemy przed siebie, pod prąd, do źródeł, i jestem taka szczęśliwa, bo ty jesteś ze mną.

 

A gdyby tak pod wodą? Rzeka otwiera przed nami swoje wnętrze i pochłania nas, i zatapiamy się w niej, szukam twoich warg, przywieramy do siebie ustami, wymieniamy się powietrzem, oddech za oddech i wiem, że dzięki temu nie utoniemy… Pieścisz mnie ty i pieści mnie Dunaj, i już nie wiem, który dotyk jest twój…

 

Ogarnia cię zazdrość, nie chcesz się dzielić, nie oddasz mnie Dunajowi! Porywasz mnie z objęć rzeki i przenosimy się na plażę, gdzie piasek jeszcze ciepły, gdzie słońce nie żałowało dziś swej miłości. Wpatruję się w fosforyzujące grzywacze i wsłuchuję się w szept morza, znajoma jego pieśń…

 

Pamiętasz to miejsce? Pamiętam. Pamiętasz tę słodycz? Pamiętam.

 

Więc jednoczymy się jeszcze raz, ty jesteś morze, co z każdą falą wybiega w przód i cofa się, ty jesteś przypływ, co narasta z każdą chwilą, ja ta muszelka na plaży, co pragnie twej wody…

 

Powietrze pachnie solą, to woń morza czy naszych rozgorączkowanych ciał?

 

Mało mi tej wody życia, mało! Proszę o więcej, taka spragniona, taka nienasycona! Zmieniasz się, tyś już nie miarowy przypływ, jeno sztorm, nadciągasz z rykiem fal z gwałtownością bijących o brzeg, nadciągasz z ulewą co przenika na wskroś, przemakam do cna, tak! tak! tak! Pochłoń plażę, pochłoń wydmy, idź do gór!

 

Krzyczę, a obok brzmi drugi krzyk, czy to echo z nas kpi? To mewa zbudzona ostrzega nas! Latarnia, co w oddali samotni tkwi, odwróciła swój wzrok od morza, szuka nas, czego chce? Mewa skrzeczy, panicznie bije skrzydłami, to zbliża się jasny palec wyniosłej wieży, jej oko płonie, szpon pełznie po piasku, jak ogar na tropie, uciekajmy stąd, nieznane jej pobudki, lecz nieprzyjazna ona nam!

 

Wbiegamy znów na srebrny promień, gdzie teraz? Kiełkuje w nas nieśmiała myśl… a może by tak… na księżyc? Spoglądamy w górę, na jego zdumione oblicze, biegnijmy, tam nas jeszcze nie było, chodźmy w próżnię, w kosmiczny pył! Księżyc zawstydził się naszą śmiałością, zakrył chmurą nieprzystojny rumieniec, srebrny trakt znika spod naszych stóp, spadamy…

 

Wpadam w śnieg-nieśnieg, w miękką zaspę duchów lodowych płatków, a ty upadasz na mnie, dookoła świerki i góry, i maj.

 

Pamiętasz tą polanę? Jak mogłabym zapomnieć!

 

To tu spojrzałeś mi w oczy po raz pierwszy, związałeś magią swego wzroku, pochłonąłeś w głębiny twych źrenic… Jak mogłabym zapomnieć?

 

Wtedy była zima, wtedy padał śnieg… aż zakrył nas i ukrył przed światem, i byłeś tylko Ty i Ja, byliśmy tylko MY. Wokół skrzył się śnieg i skrzyły się gwiazdy, i skrzyły się twoje oczy, i zaiskrzyło, rozgorzał płomień, który stopił śnieg i wykiełkowała wiosna.

 

A teraz polana ta sama i świerki te same, i ja ta sama, i ty ten sam, i tylko gwiazdy… tylko gwiazdy inne. Patrzę i czytam je jeszcze raz, i nie wierzę, i nie chcę wierzyć. Czy z zazdrości tak okrutne? Czy z przekory kłamią?

 

Jakże to tak, Mój Miły? Zdradzisz mnie?

 

KARTA TRZECIA: Pustelnik.

 

Och…

Koniec

Komentarze

Pisałam na Harem coś innego (w zupełnie przeciwnym klimacie), ale rozrosło się ponad limit znaków, no i jeszcze nie skończyłam… Daję Wam więc ten bardzo stary tekst (Ile ja miałam wtedy lat? Siedemnaście, osiemnaście?), napisany dla mojego ówczesnego chłopaka.

Może wpasuje się jakość w założenia konkursu, może się spodoba…

Ja sama nie potrafię go ocenić, zbyt duży sentyment, nie bardzo też chciałam go zmieniać (choć „uaktualniłam” końcówkę i dodałam karty).

 

Zostawiam Wam życzenia miłego czytania, a sama uciekam w góry, żeby było zabawniej, na TĘ właśnie polanę… Ciekawe, jak wygląda latem…



Tjaa... Siedemnaście lat. Kiedy to było? (Nie, nie Ciebie pytam...)
Czytało się, jak życzyłaś. Bardzo sympatyczny tekst. Słabo i tylko chwilami majacząca na horyzoncie egzaltacja nie zmąciła nastroju.
Gdyby to ode mnie zależało, w kilku miejscach wprowadziłbym drobne poprawki, ale pal je licho --- tu liczy się co innego.

Spróbuję zbliżyć się oceną do Twojego magicznego świata poezji. Wiem jednak, że nie dam rady." Prawdy nie wypowiedziane, istniejące pomiędzy delikatną naturą odbioru, są najcudowniejszym elementem twórczości" 

Mi się podoba, szczególnie metafory niektóre:) jedyne co bym zmieniła, to może bardziej bym rozwinęła wątek ostatnije karty. tekst wciąga i szkoda, że tak nagle się kończy. chociaż rozumiem, że w tym miejscu można się obawiać przegadania.

W każdym bądź razie, gratulacje: opowiadanie moim zdaniem na Harem idealne. Życzę powodzenia w konkursie:) 

Raczej nie mój styl, ale pomysł z kartami ciekawy. Początek słabszy - za dużo krótkich zdań czy wręcz równoważników zdań - o wiele lepiej dalej, czyta się płynniej, momentami wchodzi w prozę poetycką. Dwie uwagi:
1. W języku polskim nie istnieją takie słowa, jak: oh, ah.
2. "sukni utkanej z promienia księżyca, to jego dar dla mnie na tę noc. Stoję i patrzę na ciebie, i nie mogę się napatrzeć, i uśmiecham się. Śpisz tak słodko..." Jego - ciebie. Chodzi o tę samą osobę?

Dziękuję za komentarze i uwagi, cieszę się, że czyta się miło :)

ad. Piwak:
1. Ochy i achy poprawione, mam nadzieję, że wszystkie...
2. Jego - w domyśle Księżyca ;)

Tekst bardzo poetycki. To bardzo ciekawa koncepcja i miła odmiana. Niestety, popełniłaś na samym poczatku błąd (ale jest jeszcze czas na zmiany :)) - Wielkie Arkana Tarota liczą sobie 22 karty, zaś cała talia sklada się z 78 kart.
Całość komponuje sie zgrabnie. Pozdr.
PS. Wolę nazwe Eremita, zamiast Pustelnik. Niby to samo (w odniesieniu do tarota), a brzmi jakoś lepiej :)

Więc jednoczymy się jeszcze raz, ty jesteś morze, co z każdą falą wybiega w przód i cofa się, ty jesteś przypływ, co narasta z każdą chwilą, ja ta muszelka na plaży, co pragnie twej wody...

Mocne!

I mocne teksty pisałaś w wieku 17 lat, ja tam bym się wtedy nie odważył:)

Bardzo osobisty tekst. Miałem wrażenie, że wracam do swoich schowanych głęboko marzeń i fantazji - czasem o wiele trudniej pisać o erotycznych fantazjach niż o erotyce samej w sobie (zmagam się właśnie z taką powieścią i ciągle coś mnie odciąga). Możnaby zredukować liczbę ochów i achów (jakoś nie wydaje mi się, że w zwyczajnej mowie ludzie zbyt często je stosowali), ale skoro wpisują się w estetykę tekstu - niech zostaną, takie opowiadania mają prawo do swojej liczby achów.

I strasznie mnie ujęłaś MMS z "Czarnym bluesem...", też mi się zdarzyło wysyłać o czwartej nad ranem...

Lublin pozdrawia Wrocław:)

RR-Ajw.

OK, do konkursu.

Czytało się przyjemnie ale faktycznie bardziej jak wiersz niż prozę. Nie ma fabuły - jest tylko sen, który gra na uczuciach - i to jak gra! Momentami kłuła mnie wręcz grafomańska egzaltacja ale już jedno, dwa zdania później zapominałem i płynąłem dalej. Nie jest to stanowczo mój styl ale trudno nie docenić siły przekazu.

Bardzo podobało mi się połączenie słońca - samby, róży - tanga, księżyca - walca.

>lbastro - zmiana nazwy z "pustelnik" na "eremita" osłabiłoby końcówkę i uczyniłoby mniej zrozumiałą (przynajmniej dla mnie). Tymczasem "Jakże to tak, Mój Miły? Zdradzisz mnie?" + PUSTELNIK jest mocne i wyraziste. Tylko "Och" na końcu zbędny.

Tekst nie dość że petycki to jeszcze zdecydowanie kobieco poetycki. Subtelne aluzje erotyczne (przypływy, odpływy, muszelki), górnolotne porwnania. Czyta się płynnie ale teksty pozbawione fabuły jakoś do mnie nie przemawiają. Zdecydowanie jestem zwolennikiem prozy. Musi być bohater, intryga, dialogi. Nie pokuszę się o ocenę tego tekstu. Pozdrawiam. 

No ładne, ładne... ale jakoś zabrakło mi treści, fabuły. Pod tym względem muszę zgodzić się z Andrzejem. Poza tym tekst jakoś szczególnie mnie nie poruszył, a chyba powinien. Dałabym 5 za świetny warsztat i ogólną estetykę, ale nie będę Ci zaniżać średniej ;) 

ad. Ibastro: zawsze możemy założyć, że specjalnie wybrakowałam talię i pozastanawiać się, którą kartę "zgubiłam" :P A tak na serio, to po prostu zerknęłam na numer ostatniej karty, a zapomniałam, że Głupiec ma zero...
Pustelnik mi nie przeszkadza (choć przeszło mi przez myśl, żeby użyć nazwy eremita, ale ostatecznie zostałam przy tej pierwszej), za to Papieżyca strasznie mnie drażni...

ad. Ranferiel: śmiało, oceny są po to, żeby je stawiać :) To nie jedynka, o którą mogłabym się obrazić ;)

Tekst przeczytałem --- co jest zaskakujące to przede wszystkim sprawność w operowaniu językiem polskim. Jeżeli chodzi o sam przekaz to w sumie nic nadzwyczajnego. Brakuje fabuły, nawet takiej pretekstualnej.

Napisz coś jeszcze i opublikuj, jeżeli wciąż zaglądasz na stronę.

pozdrawiam

I po co to było?

Nowa Fantastyka