- Opowiadanie: srocken - Tam Tam Tam

Tam Tam Tam

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Tam Tam Tam

"Czwarty poszedł na bal wielki

Lecz miał skłonność do butelki.

Po wypiciu wina wanny

Macać zaczął cudze panny

Za to więc, że był zachłanny

W łeb go rąbła butelczyna

I zabiła skurczysyna."

 

Cytat autora nieznanego.

 

Bezsenne noce w Claydar Park każdemu zapadają głęboko w pamięć. Bezsenne, bo Claydar Park to miasto, które rozkwita dopiero w nocy. Śpiąc, można przegapić wszystko to, co ma do zaoferowania swoim mieszkańcom. Mimo iż niewielkie, bo dające schronienie najwyżej dziesięciu tysiącom mieszkańców miasto swoim niespotykanym przepychem przyciąga dodatkowo setki turystów łaknących wrażeń i mających ciężkie kieszenie, które dzwoniąc na każdym kroku domagają się opróżnienia.

A jest na co wydawać ciułane przez całe życie oszczędności. Co krok natrafia się na kolorowe sklepy z pamiątkami pełnymi różnorakich świecidełek, posążków, płaskorzeźb przedstawiających sylwetki czasem ludzkie, czasem zwierzęce, a czasem hybrydy przypominające ludzi i zwierzęta – starożytne bóstwa czczone dawnymi czasy w tych okolicach.

Tawerny wypełnione po brzegi kuszą zapachem pieczonego na wolnym ogniu mięsa, śmiechem ucztujących biesiadników oraz piskami bezwstydnych dziewek, gotowych na wszystko za garść srebrnych monet. Na każdym zakręcie stoją ogromne rzeźby oświetlone najróżniejszymi barwami i przyciągające swym blaskiem i przepychem spojrzenia nawet tych, którzy myśleli, że nic nie może ich już zaskoczyć.

Jednak Claydar Park zachwycało przede wszystkim swoim oświetleniem i nowoczesnością, które wynikały z jego położenia w pobliżu niedawno odkrytych gigantycznych złóż oleju skalnego. Dzięki oświetleniu lampami naftowymi okoliczne place, parki, budynki i ulice były tak jasne jak w słoneczny dzień. Pracowano także nad wykorzystaniem nafty w celach transportowych, niemniej były to na razie nieśmiałe plany szalonych naukowców.

Miasto znajdowało się w olbrzymim wąwozie, na mało urodzajnej glebie pomiędzy dwiema wysokimi skalnymi ścianami wznoszącymi się nad nim, niczym giganci nad ofiarą zdaną na ich łaskę. W samym centrum miasta znajdowało się wysokie wzgórze otoczone grubym murem zbudowanym z niegładzonego kamienia. Tuż przy nim rósł pierścień lasu otaczający podnóże pagóra.

W pobliżu szczytu nie rosło jednak żadne drzewo. Zamiast tego na jego środku znajdował się wspaniały zamek przepychem i rozmachem przyćmiewający nie tylko pałac królewski, ale wszystko, co można było zobaczyć w tym wyjątkowym mieście. Siedem strzelistych wież stanowiło punkty centralne, do których dostać można się było za pomocą łączników służących za pomieszczenia mieszkalne. We wnętrzu tego pierścienia znajdowała się ósma wieża. Stojąc po środku wyglądała jak król otoczony kordonem straży przybocznej, gotowej oddać życie za swego władcę.

Cały kompleks zbudowany został z gładkich niczym szkło płyt niepozostawiających złudzeń co do braku możliwości wspięcia się na wypolerowaną niczym lustro ścianę, w której odbijała się cała okolica. W przeciwieństwie do muru okalającego posiadłość, od którego biła nieokrzesana, barbarzyńska moc, zamek emanował zaklętą aurą, która gęstniała co noc razem z mrokiem usiłującym przebić i pochłonąć światła wydobywające się z okien i sznurów latarni biegnących wzdłuż brukowanej drogi prowadzącej do masywnej, rzeźbionej bramy.

Mur, od którego rozpoczynała się droga był oświetlony od zewnętrznej strony, w dodatku tyko okazjonalnie. Nic więc dziwnego, że nikt nie zauważył nawet cienia, przeskakującej na drugą stronę postaci.

Ci, którzy ją znają, nazywają księciem złodziei. Inni po prostu rabusiem, jak każdy inny. Ludzie myślą, że wszyscy złodzieje są tacy sami i zasługują jedynie na szafot, bo prawdą jest, że tylko nieliczni kradną, bo muszą. Większość robi to, by się wzbogacić. A tylko nieliczni z nielicznych kradną, bo czują taką potrzebę. Kradną, bo w ten sposób udowadniają sobie i innym że są lepsi. Nie wiadomo czy to prawda czy też nie, ale oni w to wierzą. Sprawdzają swoje umiejętności, które nade wszystko chcą doskonalić. Chcą, by ich imiona były na ustach wszystkich ludzi. Wybrali tą niechlubną i bądź co bądź niebezpieczną drogę, by stać się legendą. A żeby stać się legendą wystarczy pójść jedną z dwóch ścieżek.

Pierwsza to kraść dużo, nie dać się złapać i upewnić się, że będzie wiadomo kto ukradł.

Druga to ukraść coś, czego teoretycznie nie da się ukraść, a reszta ze ścieżki numer jeden powinna się powtórzyć – nie dać się złapać. Tak piszą w podręczniku dla złodziei.

Gówno prawda. Jestem pewien, że prawdziwym księciem czy nawet królem złodziei jest jakiś dziadek, który lata temu ukradł Oczy Pająka – największy bliźniaczy, a może raczej ośmioraczy diament na świecie. Klejnotu niepodobna było ukraść. W tamtych latach, był zabezpieczony najlepiej, jak się dało. A jednak któregoś bezgwiezdnego wieczoru klejnot zniknął i już nigdy go nie odnaleziono.

A sprawca? Wiadomo było tylko, że działał sam. Nic więcej i właśnie ta anonimowość zapewniła mu przetrwanie, bo inaczej niechybnie znaleźliby go. Poza tym jednym przypadkiem historia nie wspomina o żadnym innym anonimowym złodzieju, który dokonałby czegoś równie brawurowego. A wszystkich tych, którzy w pogoni za sławą pozostawili wizytówki w stylu "Arren tu był", "Zrobiłem was w konia. Gari", "Czcijcie mnie! Asijan Wielki" albo "Złapcie mnie, jeśli potraficie! Terran Czarnozęby" najpierw poddawano torturom, a potem ścinano lub wieszano ku przestrodze innych.

Nie wiem, dlaczego w momencie zeskakiwania z muru myślałem o tym wszystkim. Może dlatego, że sam na początku zastanawiałem się czy zostawić po sobie jakaś pamiątkę.

Gdy spadałem z czterometrowego muru próbując wylądować, przemknęło mi jeszcze przez myśl krótkie "czy warto?" Ale gdy poczułem znowu grunt pod stopami, wiedziałem że nie ma już odwrotu – że muszę to zrobić. To będzie największa kradzież od czasu klejnotu pajęczego. Nic nie mogło mnie powstrzymać. Rozejrzałem się dookoła. Przede mną stał las, którego końca dojrzeć nie mogłem. Niewiele myśląc, zagłębiłem się między drzewa. Mrok zauważalnie zgęstniał wokół mnie, stał się wręcz namacalny.

Z kieszeni wyjąłem najlepszego przyjaciela każdego złodzieja. Niestety nie każdy złodziej mógł sobie pozwolić na tak drogą przyjaźń. Ja swojego gwizdnąłem kiedyś jednemu czarodziejowi. Lux, szepnąłem mimowolnie. Gdzieś w głębi serca wiedziałem, że nie należy tutaj krzyczeć. Mała kula w mojej dłoni rzuciła promień białego światła dokładnie przede mną. Nie raziło ono po oczach i punktowo oświetlało drogę. Było to nic innego jak światło słoneczne zamknięte w przepuszczalnej sferze, a właściwie nie samo światło, lecz jego źródło. Mała, sztuczna gwiazda. Coś takiego było bardzo rzadkie i cholernie drogie.

Ruszyłem przed siebie. Mimo iż w lesie panowała magiczna cisza, instynktownie wyczuwałem czyjąś obecność. Ktoś, a może coś obserwowało mnie z daleka. Nie jestem tchórzem, ale ten las – jestem tego pewien – odważniejszego ode mnie przyprawiłby o dreszcze. Mimowolnie przyspieszyłem kroku, chcąc się jak najszybciej wydostać z tego upiornego miejsca.

Zauważyłem, że drzewa rosły coraz gęściej, a zarośla dookoła stawiały coraz większy opór. Przestałem już zważać na hałas, jaki wydawały szeleszczące gałęzie, chciałem się po prostu wydostać z tąd.

W tym momencie gwiazdka oświetliła duży, okrągły przedmiot leżący na mej drodze. Podszedłem bliżej by się przyjrzeć, ale szybko odwróciłem wzrok i pobiegłem dalej. Była to głowa nieznanego mi dotąd zwierzęcia, nieco dalej leżała reszta człekopodobnego ciała. To oznaczało, że jakiś czarnoksiężnik od przyzwań maczał palce w tutejszych zabezpieczeniach.

Nie marnując więcej czasu ruszyłem w stronę zamku. Po chwili las skończył się równie niespodziewanie jak się zaczął.

Wyszedłem spomiędzy drzew i przystanąłem wciągając nosem powietrze. Było wilgotne i pachniało naftą. Przede mną w oddali wznosiła się potężna i majestatyczna budowla. Wielki księżyc na niebie otoczony oceanem gwiazd oświetlał wyraźnie przestrzeń pomiędzy mną a zamkiem. Miałem do przejścia około tysiąca metrów. Światło sprawiło, że pewność siebie znowu mnie opuściła. Gdyby to ode mnie zależało, na pewno nie wybrałbym dzisiejszej nocy. Niestety tym razem nie miałem za wiele do powiedzenia w tej kwestii. Nadarzyła się niespotykana okazja i grzechem byłoby jej nie wykorzystać.

W blasku księżyca ruszyłem przed siebie, starając się skupić na tym, co mnie czekało. Moje oczy co chwilę jednak wędrowały w górę i podziwiały niesamowity widok. Od dziecka uwielbiałem niebo, zazdrościłem ptakom i nawet teraz zastanawiałem się, jakby to było, gdybym miał skrzydła. Na pewno ułatwiłoby mi to robotę.

Nie, musiałem otrząsnąć się z tych bezsensownych rozmyślań. Miałem już wystarczająco wiele zmartwień, jak na jedną noc. Po chwili marszu dotarłem pod mur. Krystaliczne płyty ukazały mi w mroku moją sylwetkę.

Nie musiałem obchodzić budynku dookoła. Wiedziałem, że w miejscu, w którym stoję znajdę to, czego mi potrzeba.

Pierwsze okno znajdowało się nisko, zarzuciłem więc kotwicę, wdrapałem po linie i zajrzałem do środka. Wewnątrz było ciemno, ale w świetle księżyca upewniłem się, że pokój jest pusty. Wskoczyłem na parapet i z całej siły wybiłem się w górę, łapiąc palcami gzyms oddzielający piętra. Wspiąłem się wyżej i przywarłem do ściany. Po gzymsie można było swobodnie poruszać sie na boki.

Obróciłem się przez ramię i popatrzyłem – Księżyc wydawał się jeszcze większy niż przed chwilą. Jego mocny blask oświetlał teraz całe wzgórze. Widok był niesamowity, ale tym, co zaparło mi dech w piersiach i sprawiło, że mimowolnie obróciłem się i usiadłem na zimnej płycie, było miasto. Miasto, które żyło własnym, niesamowitym życiem, niegasnącym ani na moment w dzień, ale rozkwitającym przede wszystkim w nocy.

Tysiące lamp naftowych płonęło niczym gwiazdy na nieboskłonie miasta. Z takiej odległości nie słyszałem już zgiełku, byłem jednak pewien, że w mieście jest tak gwarno jak zawsze. Masy turystów przemieszczających się od jednego sklepu do drugiego, awanturnicy szukający kolejnej karczmy, z której nie dalej jak godzinę później zostaną wyrzuceni. Hazardziści zdobywający fortunę w domach rozrywki i trwoniący ją w domach uciech. A to wszystko polane grubą warstwą nafty, bez której magia tego miejsca nie była by nawet w połowie tak silną, jaką jest teraz.

Zawsze byłem ciekaw, jaki cel życia przyświeca tym wszystkim ludziom. Przecież nie można po prostu żyć bez żadnej myśli przewodniej. Coraz częściej dochodziłem do wniosku, że celem samym w sobie może być chęć wzbogacenia się i wydania całego majątku bez żadnych konsekwencji. Liczyło się trwonienie pieniędzy na picie, pamiątki i kobiety. Cóż, większość wychodziła z założenia, że skoro łatwo przyszło, to łatwo może odejść.

Z jednej strony to chyba dobrze, bo ludzie przestali przywiązywać się do rzeczy. Z drugiej, ich życie zależało tylko od nich, więc koło chcąc, nie chcąc, zamykało się. Moje życie również oparte było na rzeczach, jednak miałem jeszcze oprócz tego wyższą idee, jaką była pozycja króla złodziei i to w moim własnym mniemaniu stawiało mnie wyżej od tych wszystkich, dla których liczyła się tylko rozrywka. Wstałem, jeszcze raz rzucając okiem na księżyc, który swym światłem jakby dawał mi znak, że pora ruszać.

Przylgnąłem do ściany i jak mucha ruszyłem w kierunku małego okienka. Już miałem podskoczyć i uczepić się palcami parapetu, gdy zapaliło się światło. Zamarłem bez ruchu. Nie spodziewałem się problemów w tak wczesnej fazie mojego planu. Ktoś wszedł do łazienki, bo pomieszczeniem, w którym właśnie zapłonęło światło była łazienka.

Odczekałem chwilę i już miałem zaryzykować zajrzenie do wnętrza, gdy usłyszałem szum wody płynącej nieprzerwanym strumieniem. Zamek niewątpliwie wyposażony był w nowoczesny system kanalizacji i rurociągów. Jeżeli postać w wannie zwrócona będzie twarzą w kierunku okna, przemknięcie bez zauważenia może być niemożliwe. Nie pozostało mi nic innego, jak zaczekać i zaryzykować. Noc była ciepła więc nie musiałem przynajmniej martwić się o zmarznięcie.

Pojawił się za to kolejny problem, który został jednak natychmiast rozwiązany przez tajemniczego ktosia. Otóż w zamkniętym pomieszczeniu z gorącą wodą zbiera się para. Zaduch będzie utrudniać oddychanie i jeżeli osoba, która kąpie się w takich luksusowych warunkach zdaje sobie z tego sprawę, na pewno otworzy zaraz to przeklęte okno.

Odstąpiłem najszybciej jak potrafiłem nie czyniąc przy tym hałasu i w tym samym momencie usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka. Smukła dłoń pchnęła szybę na zewnątrz. Nie tracąc czasu podszedłem pod okno.

Wiedziałem już, że w łaźni znajduje się kobieta lub wyjątkowo zniewieściały mężczyzna, który lubi malować paznokcie u rąk. Usłyszałem kroki bosych stóp i modląc się do Remmetha, mojego ulubionego boga złodziei o to, by była odwrócona do okna plecami złapałem się kamiennego parapetu i uniosłem. Chciałem jak najszybciej podciągnąć się wyżej, ale postać wewnątrz sprawiła, że zawisłem bez ruchu ze wzrokiem wlepionym w jej nagie ramiona.

Przez nieduże pomieszczenie, oświetlone czterema lampami naftowymi, po posadzce z marmuru tak drogiej, że można było kupić za nią duży sklep szła odwrócona do mnie plecami naga kobieta o figurze, przy której nawet bogini rozpusty Likka mogłaby się poczuć zazdrosna, ale tym, co przykuło moją uwagę nie była smukła sylwetka czy alabastrowa skóra. Był to niesamowity tatuaż pokrywający całe jej plecy od ramion, aż po hipnotyzująco kołyszące się biodra. Przedstawiał mozaikę kwiatów wijących się niczym kłębowisko węży. Znałem bardzo dobrze ten niepokojący gatunek kwiatów. Była to śnieżna odmiana czarnego lotosu.

 

Koniec

Komentarze

Cóż, mym skromnym zdaniem całkiem niezły styl, choć do tego opowiadanie przydałoby się język trochę zarchaizować. Nie pasowały mi tu ,,pomieszczenia mieszkalne'' czy ,,cele transportowe''. Zastąpienie ich powiedzmy ,,izbami'' i ,,przewozem'' dałoby lepszy efekt.
Coś szwankowała narracja. Raz przedstawiasz księcia złodziei z perspektywy trzecioosobowej, a raz piszesz ,,nim'' jako ,,ja''.

Ktoś wszedł do łazienki, bo pomieszczeniem, w którym właśnie zapłonęło światło była łazienka. - po pierwsze jak już to łaźnia, wychodki wtedy były. A poza tym czy łaźnia może być na którymś wyższym piętrze budynku? W tamtych czasach?

Coś nie kapuję zakończenia, szczerze powiedziawszy.
Napisane dobrym stylem, sprawnie, w kilku miejscach pomysłowo, jednak zawiodłem się na całości fabuły. A zakończenia nie kapuję, jakby go w ogóle brakowało. Chyba, że to tylko pierwsza część???
Pozdrawiam,
H

Deja vu? Ja już to czytałem...

Po poście Arctura sprawdziłem, że to fragment twojego dłuższego opowiadania, którego nikt nie skomentował. Inny był tytuł, ale przynajmniej wyjaśnienie jakieś pewnie... Nie przeczytam tamtego, bo tak się nie robi. Normalnie jak na demotach ,,Wstawiam jeszcze raz, bo utknęło w poczekalni'', czy takie tam.
Mojego ostatniego ,,Wniebowstąpienia...'' też nikt nie komentuje ale nie mam zamiaru publikować później jego fragmentu. Jeśli to tekst z poprawkami (nie czytałem całego tamtego) wypadałoby to powiedzieć.
Grrr...

Jeśli nikt przez długi czas nie komentuje Twojego opowiadania, to musi być naprawdę kiepskie - taka Nowofantastyczna mądrość. Albo nijakie, bo z kiepskich tekstów krytycy lubią się chociaż pośmiać.

Nie będę się kłócił, bo wyglądałoby to jakbym zachęcał do komentowania go więc... No. <wywiesza białą flagę>
Chyba że to to było skierowane do autora tekstu, w co w sumie wątpie...

No, wtedy byłbym dośc nielogiczny, zważywszy na fakt, że Jego (Autora) "dziełko" (odsmażany kotlet literacki raczej) ma już trochę komentarzy.

Oto moje wyjaśnienia, nie byłem w stanie skomentować wcześniej, bo niestety mam jeszcze inne rzeczy na głowie:
1) Opowiadanie wstawiłem po raz drugi, ponieważ dowiedziałem się, że długich tekstów tutaj nikt nie czyta. Jako, że nie było komentarzy za pierwszym razem, co obaj zauważyliście, po prostu stwierdziłem, że przez ogromną ilość tekstu nikt nawet nie rzucił okiem ( co udowodnił mi ktoś w innym opo). Jak mam inaczej stwierdzić, czy ktoś czytał, skoro brak komentarzy? Wrzuciłem wstęp, okraszając go wierszem ze środka, by zareklamować historię. Tyle. Psów wieszać nie trzeba.
2) tytuł zmieniłem, pratycznie bez powodu. Jeżeli już jakiś muszę podać, to wynika ona z tego, że chciałem by ktoś to przeczytał, a nie: o, ten sam tytuł, było długie, kładę lagę.
3) --> Urban Horn - dzięki za pierwszą krytykę, rozumiem twoje oburzenie, jeżeli spojrzę z twojego punktu widzenia. Jak jednak zaznaczyłem wyżej, miałem inne motywy, niż wciskanie czegoś na siłe. Chyba po to tutaj się właśnie pisze? żeby usłyszeć krytykę, a nie, żeby ktoś powiedział: za długie? Przepraszam za nieporozumienie i kłopot. Mam cichą nadzieję, że zniesiesz swój bojkot i przeczytasz więcej, chociaż jak pisałem wcześniej - nikogo nie zmuszam.
4) --> Arctur Vox - ty jesteś niegrzeczny wobec mnie, więc nie będę owijał w bawełnę. Twoje mądrości Nowofantastyczne możesz sobie wsadzić, bo to, że nie ma żadnego komentarza nijak nie świadczy o opowiadaniu - niejednokrotnie można się przekonać o tym tutaj na forum - gnioty częstokroć są nagradzane aplauzem, a dobre teksty nie mają nawet jednego komenta (oczywiście nie mam tutaj na myśli swoich). 
Jeszcze raz przepraszam tych, których uraziłem przypadkiem. 

Ekhem... pisząc o wątpliwej poczytności długich tekstów bynajmniej nie miałam zamiaru sugerować, że powinieneś porcjować swoje dotychczasowe osiagnięcia literackie. Miałam nadzieję, że weźmiesz sobie do serca raczej to, co napisałam w drugim komentarzu pod "Dziewczynką za pałkami" i co powtórzę tu - sorry, ale przynudzasz. Co gorsza, nie robisz korekty i straszysz czytelnika setkami powtórzeń i ogólnie niezbyt dobrym stylem (nad którym ewidentnie nie masz zamiaru pracować!). Zamiast wrzucać kawałki słabych tekstów spróbuj je poprawić. Zacznij od powtórzeń. Potem przeczytaj jeszcze raz uwagi Erretha, poradnik z HP i pracuj, pracuj, pracuj. A przede wszystkim - czytaj.

Pewnie i tak już nikt tego nie przeczyta, ale co mi tam. Dla spokoju sumienia.
--> Renferiel. Problem leży w tym, że jesteś JEDYNĄ osobą, która powiedziała, że zanudziłem ją na śmierć. Że mam niezbyt dobry styl, powtórzenia itp itd, bo więcej komentarzy niestety nie otrzymałem. I nie chodzi mi tutaj o to, że się mylisz. Być może masz rację (pewnie w większości i uwierz mi, zdaję sobie z tego sprawę), ale czy uważasz, że po tym jak powiedziałaś, że cię zanudziłem na śmierć i że mam wyrzucić 80% tekstu, to nagle rzucę się z nożyczkami i wytnę wszystko? Bez urazy (jakie to piękne stwierdzenie: "bez urazy" - można po nim napisać, co się chce i nikt nie ma prawa się obrażać, nie?), ale przeczytałaś ok 4 stron z trzydziestostronicowej historii. Jeżeli wg. ciebie opowiadanie jest dobre (interesujące), gdy po pierwszym dialogu już się wszyscy biją, to wybacz, ale ominie cię wiele wspaniałych historii. Spójrz na pierwszy komentarz pod tym tekstem. Pierwsze zdanie. Przykro mi, ale jeżeli, w twoim mniemaniu, dobry pisarz to taki, który po pierwszym komentarzu tnie wszystko, zmienia historię, przymila się etc, to ja już wolę pisać moje nudne gnioty do szuflady. Do Erretha nic nie mam, ale większość jego argumentów bez problemu wytłumaczyłem, a te związane ze stylistyką zwyczajnie pominąłem, bo.... miał rację. Wiem, wiem, ja jestem tutaj świeżakiem, nikim, a ty już możesz się pochwalić nagrodą. Tylko, że, bez urazy, twój tekst (Ronin cz1) też nie był powalający (zaraz pewnie mnie powieszą!) - dla mnie. Ale nie mam zamiaru cię od razu piętnować. 
Dzięki zamieszaniu, jakie sam stworzyłem, pewnie i tak już nigdy nikt nie przeczyta żadnego mojego opowiadania na tym forum. Uważam jednak, że też trochę się do tego przyczyniłaś. Jak już mówiłem - posiadasz tutaj renomę, ale zamiast używać tego przywileju z rozwagą, puszysz się nią jak (bez urazy) paw.
Kończąc żale - być może nie miałaś nic złego na myśli, w końcu otrzymałem od ciebie również i konstruktywną krytykę, za którą naprawdę dziękuję ( "[...]pracuj, pracuj, pracuj. A przede wszystkim - czytaj."). Niestety, nie jest ona dla mnie żadną nowością. 
Łączę wyrazy szacunku, bo nie mam w naturze rozstawać się w niezgodzie. Prawdopodobnie opuszę to forum.
Cześć. 

"Istnieje tylko jeden rodzaj słabości, wobec którego człowiek intelektualny winien nie być wyrozumiałym - mianowicie gdy spotyka naturę ludzką, która walczy przeciwko światu jako zdobywca, choć jej własną duszę przepełnia wyniesiona przez Absolut do rangi doskonałości  - pustka." -
                                                                   Z "Znaczenia Woli, Idei i Moralności w Życiu Jednostki"


Musisz zrozumieć, srockenku, że decydując się na umieszczenie tekstu w poważnym (relatywnie) serwisie, jednocześnie godzisz się na to, na co godzi się każdy realnie trkatujący swoją sztukę autor - na bezduszną (niemalże), niemniej całkowicie uzasadnioną krytyką. Jeśli oczekiwałeś taryfy ulgowej, zachęcających oklasków ("o, to nie szkodzi wcale że walisz tyle byków! Poprawisz się, brachu!") - przykro mi, nie jesteś w kółku wzajemnej adoracji czy na lekcji polskiego, ale na portalu z literaturą fantastyczną - który należy traktować tak samo, jak każde inne wydawnictwo.

Pewnie wydaje się Tobie (jak i wielu osobom z młodego pokolenia) - że prawdziwa książka/ opowiadanie jest tylko na papierze.
Cyfrowe teksty się nie liczą, prawda? Przecież tu wszystko można pozmieniać, pal licho staranność pisarską! A najważniejsze - jest się przecież ANONIMOWYM. Co tam poprawność językowa! Nikt mnie na ulicy nie wyśmieje, że takie błędy sadzę!

"w końcu otrzymałem od ciebie również i konstruktywną krytykę, za którą naprawdę dziękuję ( "[...]pracuj, pracuj, pracuj. A przede wszystkim - czytaj."). Niestety, nie jest ona dla mnie żadną nowością." - Jasne, bo to przecież takie nudne i niemodne - powoli wykształcać w sobie talent.

Prawdziwego pisarza krytycy obsypują uniżonymi laurami zaraz po debiucie!

Zależy Ci na szacunku wobec swojej osoby? To sobie na niego zarób. Póki co jesteś tylko żałosnym nieudacznikiem literackim, który z namolnością muchy plujki katuje czytelników tym samym miernym opowiadaniem (z głupawym tytułem, na marginesie) - ale za to wylewasz z siebie tysiące pustych słówek na obronę swojej urażonej dumy.

Użytkownicy twojego pokroju to prawdziwa literacka plaga tych dni.

A już całkowicie osobiście mówiąc - to wybacz, ale opowiadanie Ranferiel podobało się (nie tylko mi, ale bodaj wszystkim jego czytelnikom) zdecydowanie bardziej od twojego Tamtamtama, o czym można się przekonać porównując chociażby uzyskane przez oba teksty oceny.


@srocken
Problem leży w tym, że jesteś JEDYNĄ osobą, która powiedziała, że zanudziłem ją na śmierć. - inni zapewne zakończyli lekturę znacznie wcześniej niż ja i nie fatygowali się by w jakikolwiek sposób skomentować Twoje dzieło. Ja też żałuję, że to zrobiłam. Za konstrktywną krytykę otrzymałam nagrodę w postaci osobistego ataku. Ile Ty masz lat?
Jeżeli wg. ciebie opowiadanie jest dobre (interesujące), gdy po pierwszym dialogu już się wszyscy biją, to wybacz, ale ominie cię wiele wspaniałych historii - być może, ale Twoja raczej do nich nie należy. Wierz mi, to co opisałeś można było przedstawić w sposób ciekawy i zajmujący. Ty tego nie zrobiłeś. Pragnę jednocześnie zaznaczyć, że bynajmniej nie należę do osób, które lubią tylko proste, ach krwawe historie. Ciekawe na jakiej podstawie tak mnie oceniasz?
Tylko, że, bez urazy, twój tekst (Ronin cz1) też nie był powalający (zaraz pewnie mnie powieszą!) - dla mnie. Ale nie mam zamiaru cię od razu piętnować. - dzięki łaskawco. Powtórzę pytanie o wiek.
Dzięki zamieszaniu, jakie sam stworzyłem, pewnie i tak już nigdy nikt nie przeczyta żadnego mojego opowiadania na tym forum. Uważam jednak, że też trochę się do tego przyczyniłaś. - prędzej Twoja polonistka. A serio: jeszcze nie spotkałam się z tak zjadliwą odpowiedzią na kulturalny i rzeczowy komentarz. Ja naprawdę nie jestem złośliwa.
Jak już mówiłem - posiadasz tutaj renomę, ale zamiast używać tego przywileju z rozwagą, puszysz się nią jak (bez urazy) paw. - Jaką renomę? O czytm Ty piszesz. I w którym momencie niby się puszyłam? Proszę o cytat. Nie porównywałam Twoich tekstów do moich (czego Ty nie omieszkałeś uczynić).
Pisz sobie jak chcesz. Nie słuchaj uwag, nie poprawiaj tekstów. Tylko potem się nie dziw, dlaczego nikt nie chce tego czytać. Idę się puszyć gdzieś indziej. Over and out.

@Arctur, dziękuję :) Niestety obawiam się, że na podstawie Twoich słów powstanie kolejna teoria o grupach trzymających władzę, renomach, pawiach i bogowie wiedzą czym jeszcze.

Ano widać lud musi mieć swoje spiski, żeby być spokojnym...

Cholera, za dziesięć czwarta?! Spóźnię się na spotkanie loży Iluminatów Nowofantastycznych!
Dzisiaj głosujemy, którym autorom kasujemy konta i zwalamy na problemy z serwerem, a ponadto zainteresowani zwycięstwem w konkursach będą składać, ekhm... darowizny, więc rozumiecie, nie może mnie zabraknąć!

Z tego co wy napisaliście, wnioskuję, że nie zrozumieliście ani słowa z tego, co napisałem ja.

"Musisz zrozumieć, srockenku, że decydując się na umieszczenie tekstu w poważnym (relatywnie) serwisie, jednocześnie godzisz się na to, na co godzi się każdy realnie trkatujący swoją sztukę autor - na bezduszną (niemalże), niemniej całkowicie uzasadnioną krytyką" - nigdy nie powiedziałem, że nie jestem gotowy na krytykę. Ja po prostu nie muszę się z nią zgadzać. Wytłumaczyłem to w poprzednim poście, ale niestety nie dotarło, mało tego, krytyka owszem, powinna być bezduszna, ale nie powinno się mylić obiektywizmu z subiektywizmem, co wy oboje robicie.

"Pewnie wydaje się Tobie (jak i wielu osobom z młodego pokolenia) - że prawdziwa książka/ opowiadanie jest tylko na papierze.
Cyfrowe teksty się nie liczą, prawda? Przecież tu wszystko można pozmieniać, pal licho staranność pisarską! A najważniejsze - jest się przecież ANONIMOWYM. Co tam poprawność językowa! Nikt mnie na ulicy nie wyśmieje, że takie błędy sadzę!" - nie mam zielonego pojęcia na jakiej podstawie wysnułeś takie wnioski - ale po słowie rozpoczynającym zdanie "Pewnie" domyślam się, że znowu chodzi o Twoją subiektywną opinię (po co komu obiektywizm? Przecież jedyne co się liczy to WASZE zdanie. I nie jestem anonimowy. To jest jedyny pseudonim, jakiego kiedykolwiek używałem. Da się mnie znaleźć.

""w końcu otrzymałem od ciebie również i konstruktywną krytykę, za którą naprawdę dziękuję ( "[...]pracuj, pracuj, pracuj. A przede wszystkim - czytaj."). Niestety, nie jest ona dla mnie żadną nowością." - Jasne, bo to przecież takie nudne i niemodne - powoli wykształcać w sobie talent. "" - nie zrozumiałeś nawet jednego słowa w tym akapicie, o czym poświadczasz swoją odpowiedzią. KAŻDEMU NA TYM FORUM można powiedzieć te same słowa - i będą one ważne, ale napewno NIE NOWE.

Prawdziwego pisarza krytycy obsypują uniżonymi laurami zaraz po debiucie!" - gówno prawda. Przeczytaj sobie biografię chociażby Stephena Kinga.

Zależy Ci na szacunku wobec swojej osoby? To sobie na niego zarób. Póki co jesteś tylko żałosnym nieudacznikiem literackim, który z namolnością muchy plujki katuje czytelników tym samym miernym opowiadaniem (z głupawym tytułem, na marginesie) - ale za to wylewasz z siebie tysiące pustych słówek na obronę swojej urażonej dumy." - tego nie skomentuję, bo nie muszę. Pokazałeś ile jesteś wart. Wytłumaczyłem już dlaczego dodałem opo drugi raz, mówiłem skąd się wzią tytuł (i miał być głupi, ale nie sądziłem, że znajdzie się chociaż jedna na tyle inteligentna osoba, że tego nie zrozumie = =).

A już całkowicie osobiście mówiąc - to wybacz, ale opowiadanie Ranferiel podobało się (nie tylko mi, ale bodaj wszystkim jego czytelnikom) zdecydowanie bardziej od twojego Tamtamtama, o czym można się przekonać porównując chociażby uzyskane przez oba teksty oceny.- i znowu - zero czytania ze zrozumieniem poprzedniego posta. Ale kogo to obchodzi. Ani RAZU nie napisałem, że jestem lepszy od kogokolwiek na tym forum. Wyraziłem SWOJĄ PRYWATNĄ OPINIĘ, ale oczywiście nie liczy się moja, tylko WASZA (jedyna słuszna, o bogowie!).

inni zapewne zakończyli lekturę znacznie wcześniej niż ja i nie fatygowali się by w jakikolwiek sposób skomentować Twoje dzieło. Ja też żałuję, że to zrobiłam. Za konstrktywną krytykę otrzymałam nagrodę w postaci osobistego ataku. Ile Ty masz lat?- Konstruktywną? Hahahahahaha!!!!! Weź sprawdź w słowniku, co oznacza to słowo. Wyraziłaś swoją opinię, a gdy się z nią nie zgodziłem, zaczęłaś się unośić i obrażać.

Jeżeli wg. ciebie opowiadanie jest dobre (interesujące), gdy po pierwszym dialogu już się wszyscy biją, to wybacz, ale ominie cię wiele wspaniałych historii - być może, ale Twoja raczej do nich nie należy. Wierz mi, to co opisałeś można było przedstawić w sposób ciekawy i zajmujący. Ty tego nie zrobiłeś. Pragnę jednocześnie zaznaczyć, że bynajmniej nie należę do osób, które lubią tylko proste, ach krwawe historie. Ciekawe na jakiej podstawie tak mnie oceniasz?- powtarzam po raz tysięczny - ani razu nie napisałem, że moje opowiadanie jest dobre. ANI JEDNEGO KURNA RAZU, ale wy z godnym podziwu uporem twierdzicie , że jest inaczej. Ciebie ofkoz oceniłem po RONINIE, co zaznaczyłem! w poście! Ale po co czytać? Twoja odpowieć nie ma nic wspólnego z moim komentarzem! NIC!

Tylko, że, bez urazy, twój tekst (Ronin cz1) też nie był powalający (zaraz pewnie mnie powieszą!) - dla mnie. Ale nie mam zamiaru cię od razu piętnować. - dzięki łaskawco. Powtórzę pytanie o wiek.- czepiaj się słówek. Tylko to ci zostało. Zero argumentów. Zero. Odgrywasz się tylko.

"kulturalny i rzeczowy komentarz. Ja naprawdę nie jestem złośliwa." - kulturalny i rzczowy - na pewno nie rzeczowy. Nie napisałem ani razu że jesteś złośliwa. Ani razu. Nie obraziłem cię ani razu w moich tekstach (a Vox się ze słowami nie liczy. Gdzie admini? AA.. ktoś coś mówił o Illuminati). Twój komentarz nie był rzeczowy tylko wysoce subiektywny (co oczywiście jest normalne) tylko że nie przyjmujesz do wiadomości, że ktoś może myśleć inaczej. Ja tylko powiedziałem, że niekoniecznie musisz mieć rację. Ale do ciebie nie dociera.

"Jaką renomę? SKORO ZDOBYŁAŚ NAGRODĘ W KONKURSIE, TO RENOMĘ POSIADASZ. ZA TRUDNE? O czytm Ty piszesz. I w którym momencie niby się puszyłam? Proszę o cytat. Nie porównywałam Twoich tekstów do moich (czego Ty nie omieszkałeś uczynić)." - nie zrozumiałaś nic z tego, dlaczego przytoczyłem moją opinię o twoim tekście. Nic. Spytaj mamę, może ci powie. Ale nie pytaj Voxa. On też nie rozumie.

Puszenie to był komentarz w stylu (parafrazując, aczkolwiek zachowując sens)- "opo jest do bani, zmień wszystko, a jak nie to jesteś żałosny, nic nie rozumiesz i nigdy nic dobrego nie napiszesz". NIE DA SIĘ PROŚCIEJ WYTŁUMACZYC. PRZYKRO MI.

"Pisz sobie jak chcesz. Nie słuchaj uwag, nie poprawiaj tekstów. Tylko potem się nie dziw, dlaczego nikt nie chce tego czytać." - a ty się obraź i idz szukaj innych naiwniaków, którzy zawsze będą tańczyć jak im zagrasz. A później będzie zmiana i ty będziesz tańczyć a oni będą grać i wszyscy będą zadowoleni.

Poważne skąd inąd forum: kłaniaj się "krytykom" i poprawiaj wszystko, co tylko ludziom nie pasuje, a jak się nie podoba to jesteś dzieckiem neo i rynsztokiem literackim.

I ty mnie pytasz o wiek?

Nie musicie już odpisywać, bo nie przeczytam reszty. To ostatni mój post (zapewnie cieszycie się teraz ze zwycięstwa). Grajcie sobie dalej w swoje gierki.

Aha odnośnie ostatniego postu Voxa - twoje żarty są równie słabe, co twoje argumenty i zdolność czytania ze zrozumieniem, ale nie martw się, zaraz Renferiel przyjdzie ci z odsieczą. A potem ty jej, a potem ona tobie ... Uroboros normalnie. Żałuję tylko, że moje argumenty i tak do was nie trafią. BO WY WIECIE LEPIEJ, A RESZTA TO LAMY (poza tymi, którzy się kłaniają w pas i i mają otwarty edytor by zmienić opowiadanie w sekundę po komencie).

Bez poważania, bez ukłonów i dla niektórych pewnie bez sensu.
SRC

Myślę, że temu panu już podziękujemy. Z jego ostatniego komentarza zupełnie nic nie zrozumiałem, jak to się zwykle ma z tekstami pisanymi pod wpływem emocji.

Ja więcej nie mam zamiaru grzęznąć w tym bagnie. Żegnam.

Nie oszukuj, w dwie minuty byś nie przeczytał.

Nowa Fantastyka