- Opowiadanie: Furin - Sprzedane

Sprzedane

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Sprzedane

Zervig stał przy oknie, wpatrując się w płynące po niebie ciemne chmury. Były jak jego myśli i przeczucia. Przeczucia nadchodzącego niebezpieczeństwa, potęgowane obecnością człowieka w czarnym płaszczu. To nie mogło się dobrze skończyć, nie mógł wyłgać się tanim kłamstwem. Nie teraz.

Zaklął pod nosem i obrócił się ponownie w stronę rozmówcy.

– Nie wiem, czego może szukać u mnie oficer Srebrnych Kruków – powiedział, starając się by jego ton był zimny i obojętny.

– Pan, panie Zervig, powinien wiedzieć to najlepiej. – Człowiek w czarnym płaszczu uśmiechnął się paskudnie. Paskudnie, bo i jego twarz była paskudna. Pokryta bliznami po licznych oparzeniach i pokiereszowana szramami. Zdeformowana tak, że jego uśmiech wyglądał jak pękająca tafla lodu. Ślepia gubiły się w zapadniętych oczodołach. Błyszczały groźnie.

– Pan, panie Zervig, powinien wiedzieć to najlepiej – powtórzył z satysfakcją.

– Nadal nie wiem o czym pan mówi, panie Tigeroy.

– Jak ja lubię patrzeć na to niby zdziwienie, przez które przebija się lęk. Jak ja lubię patrzeć na te parszywe twarze, na których gości mina niewiniątek. Od razu człowiek robi się weselszy. Wie pan, panie Zervig, dlaczego lubię tę pracę?

– Nie mam pojęcia.

– Hmm… Niech pan wyobrazi sobie ogródek. Przepiękny, w którym jest pełno dzikich roślin, kwiatów, drzew. I nagle zalegają się w nim szkodniki, mnóstwo szkodników, które chcą ten piękny ogródek zniszczyć. Ogrodnik postanawia wyczyścić ogródek i przywrócić mu dawną świetność. I ja panie Zervig, jestem właśnie takim ogrodnikiem, który sprząta gnój z ogródka. A pan… pan jest właśnie takim gnojem.

Zervig znów zaklął pod nosem. Gniew wziął górę nad strachem. Ten skurwysyn – pomyślał – chce uchodzić za świętego. Ten skurwysyn, którego wyciągnęli z rynsztoka i ubrali w czarną pelerynę. Ten skurwysyn… Ten skurwysyn mnie obraża.

Każdy wiedział, kim byli ludzie w służbie Srebrnych Kruków. Każdy także, wiedział, że to banda kryminalistów, gnid i zwyrodnialców. Jedni ich nienawidzili, inni doceniali. Za skuteczność. Tak, byli bardzo skuteczni.

Czerwień wystąpiła na pulchne policzki kupca.

– Skończmy z tą słodką i niewinną gierką – powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowa. – Choćbyś był samym burmistrzem, to nie pozwolę się obrażać w swoim własnym domu, w prywatnym gabinecie. Jeżeli zaraz nie wyjaśnisz mi, do kurwy nędzy, o co tutaj chodzi to przepraszam, ale pocałujesz klamkę z drugiej strony. – Odetchnął i usiadł ciężko na fotel.

– Ależ pan nerwowy. W pana fachu to chyba niezdrowe. – Oficer ponownie uśmiechnął się paskudnie.

– Do rzeczy… Co pana do mnie sprowadza? Konkretnie.

– No dobrze, jeżeli nadal chce pan udawać niewinnego, proszę bardzo. Otóż doszły nas wieści, że handluje pan z zachodnimi państwami. Jak ogólnie wiadomo granice naszego królestwa są zamknięte. Import surowo zakazany, eksport tylko wybranych towarów. Pan złamał tę zasadę i to kilkakrotnie. Ostatnia taka transakcja miała miejsce dziewiątego września tego roku. Czyli niespełna dwa tygodnie temu. Sprowadzone zostały towary takie jak: nehhereńskie wino, nimboldzka broń biała i inne. Na to moglibyśmy przymknąć jeszcze oko. Wielu kupcom grozi za to jedynie konfiskata. Ale pan, panie Zervig, sprowadził – tu oficer zrobił efektowną pauzę – Fherimorfę.

Kupiec przełknął ślinę. Z każdym słowem Tigeroy'a miał coraz bardziej sucho w ustach.

– Myślałeś, że to przejdzie ot tak? Że nie zauważymy? Że nasze magiczne skany nie wykryją? Za kogo ty nas masz Zervig? – Stosunek oficera diametralnie się zmienił.

Kupiec zaklął w myślach. Chędożony mag! Oszukał mnie… Miał zamaskować tego stwora. Ręką poprawił kołnierz koszuli, który nagle zaczął go dziwnie uciskać i dusić. Tigeroy obserwował go uważnie. Wiedział, że Zervig jest już na widelcu. Teraz musiał tylko umiejętnie poprowadzić dalszą grę.

– M-moja córka jest chora – jąkał się kupiec. – Ahmold, Mag, którego wynająłem powiedział, żeby sprowadzić Fherimorfę. Z jej wnętrzności można stworzyć specyfik, który mógłby jej pomóc. Ahmold obiecał, że zamaskuje tę bestię, gdy będzie na pokładzie. Obiecał…

– Jakież to wzruszające. O mało się nie popłakałem – roześmiał się głośno Tigeroy. – A teraz wracajmy do konkretów. Co masz do zaoferowania, Zervig? Ile warte jest twoje życie?

– Nic, ale życie mojej córki… Ona musi dostać ten lek.

– Wzruszasz mnie, naprawdę mnie wzruszasz. Może obudzi się we mnie nuta dobra. Może daruję ci życie i zapomnimy o całej sprawie – Tigeroy spojrzał w sufit udając, że się namyśla. – Posłuchaj mnie uważnie Zervig. Jeżeli myślisz, że weźmiesz mnie na litość to się grubo mylisz.

Tigeroy sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z niej kartkę i długopis.

– Podpisz to. Jeżeli chcesz, żeby twoja córka przeżyła, podpisz to.

– Niniejszym oświadczam, że… Nigdy, nie możecie mi tego zrobić.

– I tu się mylisz, Zervig. My właśnie to robimy, a teraz podpisz, bo chętnie bym z tobą jeszcze pogawędził, ale mam mnóstwo innych spraw na głowie.

Kupiec chwycił długopis drżącą ręka i podpisał.

Papier, który podpisywał zabierał mu wszystko, co do joty, w zamian za lekarstwo dla córki. Kupiec jednak nie wiedział o jednym małym haczyku. Nie wiedział o dodatkowej zapłacie.

 

***

 

 

 

Wrześniowe słońce grzało niemiłosiernie. Delikatne powiewy wiatru dawały ukojenie. Gdyby tylko nie ten fetor. Jeden ze strażników mocnym kopnięciem rozwalił drzwi drewnianej komody. Odór był nie do zniesienia.

– O, kurwa! Pierdole, co za smród!

– Wezwijmy oddział medyczny, niech się tym zajmą. Johim, zapierdalaj po medyczny. Raz, raz, raz. Nie rób głupiej miny, głąbie. Już cię tu nie ma!

Johim zniknął w bramie. Dwóch pozostałych strażników przyglądało się jeszcze chwilę trupowi.

Leżał w rogu Na okrągłej twarzy malował się poszerzony sztyletem uśmiech. W otwartych oczach zamarł ból i strach. Reszta ciała była oddzielona od głowy. Skatowana, jakby ktoś bawił się truchłem po śmierci. Okropny widok zastygłych, gnijących wnętrzności i gówna, do którego lgnęło mnóstwo muszek i szczurów.

– Reg, to ten kupiec, Zervig, którego szuka całe miasto.

– Aj, trafiła kosa na kamień. – Strażnik obrócił głowę w drugą stronę.

 

 

 

 

***

 

– Ahmold – roześmiał się Tigeroy. – Nie mogłeś wymyśleć czegoś bardziej ambitnego, Kerth?

– Nie mogłem – żachnął się mag. – Gdzie moja połowa?

– Spokojnie, nie martw się. – Oficer położył na blacie stołu duży, ciężki worek, z którego potoczyło się kilka okrągłych monet. Zamigotały złotym blaskiem w świetle naftowej lampy.

– Świetnie, naprawdę świetnie. Ale musisz wiedzieć jedną rzecz, Tigeroy. Ta dziewczynka…

– Dziewczynka jak dziewczynka. Chuj z nią. Niech zdycha, kupiecka mać – roześmiał się znowu.

– Właśnie, tu jest problem. Bo to nie jest zwykła dziewczynka…

– A co z nią nie tak?

W ciemnym kącie piwnicy, w której się znajdowali zabłyszczały zielone, kocie oczy. Zaczęły się zbliżać i zbliżać. Aż w końcu cała, malutka postać dziewczynki wyłoniła się zza maga.

– Sam mi powiedz.

Dziewczynka zacharczała złowieszczo i podrapała się w ucho pokryte brązową skorupą.

Nie tylko ucho, ale także policzki i nos, i ręce, i nogi… Całe ciało było oblepione brązową skorupą przypominającą łuski.

Ciemne oczy Tigeroy'a wyszły na wierzch z głębokich oczodołów, przez co wyglądał jeszcze bardziej paskudnie. Oficer Srebrnych Kruków pierwszy raz nie wiedział, co powiedzieć.

Koniec

Komentarze

NIe rozumiem o co tu chodzi za bardzo. Zabili kupca i porwali mu zmutowaną córkę. I w sumie tyle.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Chyba właśnie o to tutaj chodzi. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa Fas. NIezbyt ciekawa historia. Nie porwałeś mnie drogi Autorze. 
Pozdrawiam.
Sprzedane! :P 
 

Witaj!
Nie polubiłem tego tekstu, ale nie z abardzo mogę powiedzieć za co. Może wulgaryzmy, które ani nie śmieszą, ani nie nadają wypowiedziom charakteru mnie zraziły? Może to wina historii bez puenty? Może zirytowały mnie oklepane "gotowce", takie jak "uśmiechnął się paskudnie"? Chyba brak temu tekstowi duszy, a autorowi stylistycznego obycia, ale więcej treningu, a problem sam zniknie.

Pozdrawiam
Naviedzony

Wulgaryzmami, jak tuszę, próbował Autor zamaskować całkowity brak sensu tego tekstu...
No, ale przecież wiadomo - jak lecą trzy "ku*wy" na zdanie, to już prawie Sapkowski!

Hmm dziwne, że dziewczynka nie zemściła się za tatusia. Moim zdaniem nie służy temu tekstowi przedwszystki długość poszczególnych części. A właściwie cząstek. Przekleństwa były to fakt, ale nie zamierzam się ich zbytnio czepiać. To tylko środek mający podkreslić chyba, że nie znajdujemy się na dworze królewskim :) Wrażenie średnie, bo historia wzięła się z nikąd troszkę. Pozdrawiam.

Jasne, kiedy w moim towarzystwie ktoś nie klnie przez pięć mnut niczym tragarz portowy, to już zaczynam się niepokoić, czy czasem do jakiejś burżuazji nie zawędrowałem!

Portowego tragarza tam nie stwierdziłem. Byc może czytalismy inne teksty, wyraziłem jedynie swoja subiektywna opinię stwierdzając, że w warstwie arystokracji istnieje i istniało coś takiego jak etykieta. Zresztą wolę jesli ktoś klnie niż jeśli się wykłóca bezsensownie.
P.S wszystko zależy od tego w jakim towarzystwie przebywasz Arcturze. Skoro jest tak jak piszesz to ci współczuje. Koniec tego spamowania.

Dziękuję za wypowiedzi. Sam nie uważam, żeby ten tekst był wysokich lotów. Napisałem go po dość długiej przerwie i chciałem zobaczyć jak wypadnie w oczach innych. Jeszcze raz dziękuję za opinię.
Arctur to, że w tekście padają przekleństwa nie oznacza, że już chciałem przyrównać się do Sapkowskiego, czy starać pisać jak on. Jeżeli każdy tekst, który posiada przekleństwa ma być kopią Sapkowskiego, to mamy mnóstwo klonów. : )

Hmmm jakoś chyba nie zrozumiałam o co chodzi, albo po prostu tak miało być :P I co z tą dziewczynką? To już? Koniec? A gdzie puenta? Akurat przekleństwa mi nie przeszkadzają, o ile tekst jest sensowny, a co do tego jakoś... no nie wiem po prostu, albo gdzieś umknął mi kluczyk do niego, bo naprawdę nie łapię :)

Mnie też brakuje zakończenia. Tak jakby coś się urywało w połowie.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka