- Opowiadanie: Mik21 - Ostrożnie z pentagramami Cz1

Ostrożnie z pentagramami Cz1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ostrożnie z pentagramami Cz1

Ostrożnie z pentagramami

 

Czyściec

 

Barman po raz tysięczny zastanawiał się czy na pewno był aż tak złym człowiekiem za życia, że spotkała go taka sytuacja. Od razu uznał że to nie mogła być prawda, bo inaczej od razu by trafił do piekła, jak pod Trafalgarem kula armatnia urwała mu głowę. Więc dla czego, przy jego barze siedzi dwóch Archaniołów i jeden Książę Piekieł? Co prawda już był martwy, więc teoretycznie nie miał czego się bać…. Ale to było by jakby sam Cesarz wszedł do jego karczmy, tylko że tak około sto razy gorzej. Napoleon chociaż był człowiekiem.

 

– Jak tam Big Boss, planuje coś ciekawego? Na przykład zrównać z ziemią jakieś miasto? – Spytał Książę Piekieł za jednym zamachem opróżniając swojego drinka. Czyściec był ziemią niczyją, więc Anioły i Diabły wysokiej rangi lubiły czasami się spotykać w tutejszych barach.

 

– Wiesz dobrze, że nawet jakbym coś wiedział to bym ci nie mógł powiedzieć Iriel. A po za tym to było tylko jedno miasto, więc przestań mi w końcu tego wypominać. – Odparł Gabriel – Wiesz też co ci dranie kombinowali, więc daruj sobie co?

 

– Eh…. Ostatnio nie mamy za dużo do roboty. Tylko doglądamy VIP-ów. – Wtrącił się Rafael – Od historii z tym prorokiem, co nasz Gabryś nawiedził w jaskini, Szef się jakoś rzadko odzywa.

 

– Masz szczęście że jesteś nieśmiertelny drogi bracie. Bo bym cię za tego „Gabrysia" wypatroszył.

 

– Już się boję…

 

– To trochę jak u nas, tylko doglądanie VIP-ów ma wygląda całkiem inaczej, i mój szef niestety nie może się zamknąć, i zaczyna prawić te swoje tyrady jak tylko ktoś się nawinie. Całkiem odwrotnie jak wasz. – Poskarżył się Władca Ciemności Iriel

 

– Co Lucek, nadal nie pozbył się tego nawyku? – Zdziwił się Archanioł Gabriel – To już dobre dwa tysiące lat…

 

-Ano. Pamiętam jak Syn szefa zszedł na ziemię, to wtedy zaczął gadać jak najęty, jakby wypił o parę kaw za dużo – Zgodził Archanioł Uzdrowiciel – Tylko wątpię żeby, akurat tobie Lucyfer nie dawał spokoju.

 

– I całe szczęście dla niego. – Stwierdził z przekąsem Iriel rozpoczynając następnego drinka. – A propos. Jak tam Michael? Nadal taki sam pracoholik jak dawniej?– Miny dwóch Archaniołów jasno dały mu dorozumienia że, główny Anioł w golę się nie zmienił – Ha! Nie mówicie że nadal chodzi w zbroi? Zawsze miał coś nie tak z głową…

 

– Ty lepiej nie żartuj z niego. – Ostrzegł Gabriel – Wiesz że jesteś numerem dwa na jego czarnej liście. Jakbyś się nie wtrącił w czasie buntu, to pewnie Szef nie musiał interweniować i to wszystko inaczej by się skończyło.

 

– No właśnie. Zawsze mnie zastanawiało czemu upadłeś? -Spytał się Rafael – Zawsze trzymałeś się z boku. Nawet teraz to robisz.

 

– Mieli lepszy socjalny.

 

Diabeł i dwóch Aniołów zaczęło się kłócić, a barman ledwie nadążał dolewać im do szklanek. Zawsze mogło być gorzej – uznał człowiek. Rozmawiają jak staży kumple, i wyglądają niemal jak ludzie. Gabriel był wysokim mężczyzną ubranym garnitur bez krawata, z rozpiętą marynarką, i kremową koszulą, a pół długie blond włosy miał zaczesane do tyłu. Ogólnie sprawiał wrażenie biznesmana z powiązaniami z mafią. Rafael wyglądał stereotypowe wyobrażenie Jamajskiego rastafarianina. Sięgające ramion dredy, kolorowa hawajska koszula, krótkie spodenki i sandały. Brakowało mu tylko kolorowej czapki i wielkiego skręta w ustach. Jedyny Diabeł w tym małym gronie, też nie wyglądał zgodnie z wyobrażeniami ludzi o siłach nadprzyrodzonych. Iriel nosił bezrękawnik, a pod tym bluzę z długimi rękawami, do tego najzwyczajniejsze jeansy, i buty sportowe. Za to fryzurę ma miał godną Władcy Ciemności. Jego kruczoczarne włosy były tak długie, że gdy siedział na stołku, swobodnie dotykały ziemi. Wszyscy troje mieli doskonałe twarze, dla których za możliwość wyrzeźbienia ich w kamieniu dowolny rzeźbiarz zjadłby swoje dłuto i to bez popijania. Ale całe wrażenie, że ma się do czynienia z ludźmi znikają, gdy spojrzy im się w oczy. Nie mieli ani, tęczówek, czy źrenic a jedynie wydobywający się blask z miejscu gdzie powinny być oczy. Oczy Ireila przypominały dwie małe czarne dziury, a barman miał przeczucie jakby tylko spojrzał w nie głęboko to wciągnęły by go i zesłały w najdalszy zakątek piekieł. Rafaela miał Idalinie białe, z jakieś przyczyny odnosiło się wrażenie że wydobywa się z nich chłód. Oczy Gabriela miały kolor głębokiej krwi, i były niemal straszne jak siedzącego obok Diabła.

 

– Aleeeeee… nudy…. – Zajęczał Iriel – Kiedy w końcu będzie ta apokalipsa? Nie było by chociaż tak nudno. Jakbyście tylko bardziej pilnowali tego proroka na tej wyspie, to może by nie jadł by tyle tych grzybków, i teraz byśmy wiedzieli kiedy wszystko zrobi BUM!

 

– O to już wiń Rafaela – Odparł Gabriel – On miał go pilnować, a zamiast tego żarł to świństwo razem z nim. – Zrobił pauzę wychylając szklankę , takiej mieszanki alkoholi że człowieka by zabiło– Nie wiem też do czego ci się tak spieszy. Przecież wiadomo że my wygramy. Dobro zawsze wygrywa.

 

-Taaaak? Podaj mi chociaż jeden przykład w historii. W wygrywacie tylko w książkach i w filmach. Zło jest pokonywane tylko przez jeszcze większe zło. Innym słowem skopiemy wam dupę, że aż miło.

 

– Kawał skurwysyna z ciebie.

 

– Wiem. Dziękuję. Przestań mnie chwalić, bo się rumienię. – Jakby cynizm był wodą, to zawarty w tym zdaniu był by wstanie zatopić dwie i pół Atlantydy.

 

– I jeszcze czego. Przestańcie na mnie wciąż zwalać tą sytuację z Św. Janem. Nie moja wina, że musiał jakoś odreagować te wszystkie wizje jakie Szef pakował mu do głowy. – Zirytował się Rafael zapalając skręta.

 

– Biedny drań, nawet my mielibyśmy z tym problem a co dopiero śmiertelnik. – Oznajmił Irel – Tylko to nie zmiana faktów że tobie jak, widać na załączonym obrazku; to zostało, i poza tym słyszałem o tej „Największą gandzi na świecie" którą palicie we dwóch, już trzecie stulecie.

 

Ledwie Diabeł skończył zdanie, a drzwi do baru gwałtownie się otworzyły i do środka wszedł Archanioł Michael, przywódca wszystkich zastępów anielskich. Posturę miał naprawdę potężną, krótkie kręcone włosy, i wręcz pedantycznie przystrzyżoną brodę. Zgodnie z słowami Iriala nosił kunsztowną zbroje płytową, z przypiętym u pasa mieczem półtoraręcznym. Z niezadowoleniem, przejechał wzrokiem po barze.

 

– Teqile. – Powiedział podchodząc do lady, a cała butelka została podana mu przez barmana z prędkością jaką nie powstydził się Usain Bolt. Bez problemu kciukiem urwał szyjkę, i wychylił całą butelkę jakby to była woda.

 

Dwóch Aniołów patrzyło się na to z lekką zgrozą, a Ireiel jakby nigdy nic zaczął nucić sobie Erika Santane.

 

– Czołem Michaś! Kupę lat. To będzie już dwa tysiące nie? – Pierwszy odezwał się Diabeł, ledwie Archanioł skoczył pić – Ale żeby w ten sposób pić gorzałę? Przecież my nie możemy się upić.

 

– Milcz zdradzieckie ścierwo! – Krzykną Michael rozpościerając śnieżnobiałe skrzydła na plecach. Rozpostarcie skrzydeł, byłoby na ziemi równoznaczne z rozbiciem butelki o blat, i wrzaśnięcie czegoś w stylu: „Masz ochotę na darmową operację plastyczną gnojku?!!"

 

– Co, masz swój codzienny napad ADHD? Wracaj do domu i rób za podnóżek Matce Boskiej, czy czyścić szambo, albo co tam robisz w niebie. – Odparł spokojnie Ireiel rozpościerając swoje skrzydła, które jak łatwo się domyślić były całe czarne.

 

– Ty cholerny… Parszywy…. Oślizgły….. Podły…. Zdradziecki…. – Wysyczał Wódz Zastępów kładąc dłoń na Ognistym Mieczu, który był gorętszy od jąder tysiąca słońc, i był wstanie spopielić nawet duszę Anioła.

 

Iriel jednym machnięciem skrzydeł wzbił się w powietrze, wykonał salto do tyłu i staną na przeciwnym końcu małego baru, kładąc dłoń na rękojeści katany która pojawiła się za pasem. Był to Wyrok Piekieł, miecz o czarnej rękojeści oraz ostrzu, który jednym cięciem każdego był stanie wysłać w najdalszy zakątek piekła, z którego nie było ucieczki.

 

– Dawaj! Zabawmy się! Akurat wziąłem ze sobą otwieracz do konserw. W końcu będzie wiadomo który z nas jest silniejszy. Prawda Bracie… – Rzucił wyzwanie uśmiechając się obłąkańczo niczym kot z Cheshire do Alicji.

 

Ostanie słowo zadziałało na Archanioła niczym płachta na byka. Z wyrazem wściekłości zaczął wydobywać miecz, a cały bar zalała oślepiająca jasność. Uśmiech Ireila jeszcze bardziej powiększył, co teoretycznie nie było możliwe.

 

– Uspokójcie się obydwaj. – Spokojnym tonem przerwał im Gabriel, który wciąż siedział przy ladzie, i nawet się nie odwrócił – Nawet wy nie macie dość siły żeby złamać rozkaz Pański, który zabrania nam walczyć w czyśćcu. Choć oczywiście Iriel jest specem w łamaniu wszelkich zakazów, i tym podobnych, to ty Michael powinieneś chyba stać na ich straży. Prawda? – Popatrzył groźnie najpierw na najstarszego z braci, a potem na drugiego, który z wyrazem rozczarowania zdjął dłoń z rękojeści katany – Wasza walka tutaj mogła zniszczyć całą płaszczyznę wymiarową, a ja nie mam zamiaru stawiać się przed Ojcem, i tłumaczyć, jakim cudem, pozwoliłem żeby jeden z jego Archaniołów i Sędzia Piekieł pozabijali się nawzajem, rozwalając w cholerę cały czyściec.

 

Michael wsuną z powrotem miecz, a światło zgasło, składając przy tym skrzydła choć jego mina jasno świadczyła że mu się to nie podoba.

 

– Szkoda. – Oznajmił Iriel też chowając skrzydła – A już myślałem że rozruszamy tą imprezę. No trudno. Prędzej czy później ponownie dane nam będzie ze sobą walczyć. Do następnego spotkania… Bracia… – Wykonał ironiczny ukłon w stronę Archaniołów i znikną w błysku czarnego ognia.

 

Rafael przypomniał sobie o oddychaniu. Odkąd do baru wszedł Michael, był bliski wpadnięcia w panikę, a jak sięgnęli po miecze, to mimowolnie zastanowił się czy Aniołowi całe swoje istnienie może przelecieć przed oczami.

 

– Przez chwilę myślałem że się pozabijacie – Powiedział, gdy Wódz usiadł koło niego. Ledwie usiadł, a wszystkie butelki za barem zaczęły spadać na ziemię, równo przecięte na pół rozsypując wokół odłamki szkła i rozlewając alkohol, a zaraz potem te które ocalały zaczęły wydychać, a trzy stoły wewnątrz baru uległy samozapłonowi, spalając się na popiół w ułamek sekundy. Na Aniołach to nie zrobiło wrażania, i nie zostali ochlapani nawet kroplą alkoholu.

 

– No wiesz… – Stwierdził Rafael z wyrzutem pokazując swojego przeciętego jonta.

 

– Jakbyś miał płuca to bym powiedział że ci to wyjdzie na zdrowie, a po za tym to wina tego zdradzieckiego parszywca. Wystarczy że położył dłoń na Wyroku. Jak wy możecie się z nim spotykać? Co Dżibiri? Jesteś szefem całego Nieba a pijesz jak nigdy nic z Upadłym…

 

– Upadły czy nie, jest naszym bratem. – Odparł Gabriel tym samym spokojnym tonem co wcześniej, stawiając na ladzie przeciętą w poprzek szklankę. – Co prawda jest zwariowanym, psychopatycznym, nieobliczalnym świrusem o psychice sześciolatka, ale znamy się dłużej niż zaczął płynąć czas. Cała nasza siódemka narodziła się prawie równocześnie, a to że zszedł na złą drogę, nie zmiana tego faktu…. No i co ważniejsze da się z nim wytrzymać, czego nie można powiedzieć o Niosącym Światło.

 

– Czy ty na pewno jesteś Aniołem Zemsty? – Chciał wiedzieć Rafael, zapalając nowego skręta

 

– Nie przeginaj. Ładnie proszę… A…

 

– Co jest?

 

– Ten drań nawet nie zapłacił.

 

– Eh… – Westchną Michael – Wracajcie, a je wyśle tego biedaka spod lady wprost do nieba. Po tym co tu przeszedł, należy mu się.

 

Piekło

 

Iriel z głośnym westchnieniem zwalił się na krzesło, kładąc nogi na biurku. A zmroku wyłonił się Sammael, jeden z Diabłów, i ktoś kogo można określić jako asystenta Sędziego Piekieł. Wyglądał bardziej jak księgowego, niż Upadłego Anioła. Szary garnitur, krótko przycięte włosy, okulary z grubi oprawkami. Jedynym Diabelskim szczegółem, był ogon z rozwidlonym końcem, który zostawił na pamiątkę starych czasów.

 

– Co mamy dziś na tapecie?

 

Sammael zrobił tępą minę, nie rozumiejąc przełożonego.

 

– Mam na myśli jaką masz sprawę. To była taka przenośnia – Wytłumaczył spokojnie.

 

– Ehem. – Odkaszlną, co było zwyczajem zapożyczonym od ludzi. Jego szef, miał denerwujący zwyczaj mówienia aktualnym ludzkim slangiem, którym zmieniał się już w czasie jednego pokolenia, co dla Diabła było czasem krótszym niż mrugnięcie. – Chodzi o piąty krąg, sektor dwudziesty drugi, dla notorycznych gwałcicieli.

 

– To ten z dwudziestoma murzynami?

 

– Tak. Okazuje się że każdemu uwięzionemu prędzej czy później zaczyna się podobać.

 

– Ale numer. Te łyse małpy nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. No dobra. – Na końcu wskazującego palca prawej dłoni Iriela pojawił się czarnym płomień i jednym skomplikowanym ruchem w powietrzu napisał dziwny znak który przez chwilę płoną, a zaraz znikną.

 

– Od teraz każdemu któremu zacznie się podobać, będzie wysalany automatycznie, do działu w którym musiał jeść garściami tabletki na przeczyszczenie, ale nie będzie mógł się wypróżnić. Dokoła będzie pełno jedzenia, a oni będą czuć głód, choć każdy kęs będzie powodował większy ból. I tak mnie więcej przez dwieście lat, a potem z powrotem do murzynów.

 

– Bardzo pomysłowe mój Panie

 

– Nie podlizuj się. Co u naszej Spadającej Gwiazdy? Jak mu idzie wywoływania trzeciej wojny świtowej, czy co tam robi?

 

– Ehm… Niedawno wrócił. Niestety stracił swoje materialne ciało.

 

– Oooo… W jaki sposób? Dorwał go jakiś egzorcysta? – Zaciekawił się Iriel

 

– Nie wiem, ale jak przybył mruczał do siebie coś o: „Tych cholernych TGV"…

 

– Hahahahahaha– Sędzia Piekieł tak zaczął się śmiać, że omal nie spadł z krzesła – No tak! Jak ostatnio był na Ziemi, to oni dopiero próbowali coś kombinować z pociągami, i te jeszcze jeździły na parę! A ten wszedł tory, i myślał że ma kupę czasu! Uuhahahahaha!!! Nie wytrzymam! Jak to powiem Gabrielowi i Rafaelowi, to mi nie uwierzą!

 

Sammael poprawił tylko okulary z miną kogoś całkowicie pozbawionego poczucia humoru.

 

– Był bardzo, niezadowolony i udał się wprost do swojej kolekcji dyktatorów i cesarzy, podręczyć Mao.

 

– Przydało by się załatwić mu jakiegoś nowego dyktatora, na poprawę humoru. Może tego z Korei?

 

– Ehm.. Proszę wybaczyć, ale jeśli się nie mylę On nadal ma za złe tą sprawę ze Stalinem, choć to jeden jego z ulubionych „okazów".

 

– Może i racja. – Stwierdził z rezygnacją i ciężko westchną. Musiał, zabrać się do roboty, choć w ogolę mu się nie chciało – Ilu mamy oczekujących na karę?

 

Sammael, pstrykną palcami a na biurku Iriela pojawił się olbrzymi stos akt, który giną gdzieś nad sufitem.

 

– No dobra, weźmy się do roboty – Uznał sięgając po pierwszą z brzegu teczkę. Gdy jego dłoń dotknęła papieru przed biurkiem pojawił się starszy mężczyzna j ubrany w szpitalną piżamę -Popatrzmy… Natan Hederish…. Sporo ci się tego zebrało… – Zaczął głośno komutować, czytane akta, a Natan zadawał tradycyjny zestaw pytań typu: Gdzie jestem? Kim jesteś? Co ja tu robie itp. Iriel nie zwracał na niego uwagi i czytał dalej. – Znęcanie się, pobicia, dwa gwałty, nękanie… O nawet pedofilia! Był z ciebie kawał socjopatycznego skurwiela.

 

– Kłamstwa! Skąd to wiesz…. – Wrzasną Hederish i chciał podejść do Iriela, ale uderzył w niewidzialną ścianę.

 

– Bo trafiłeś do piekła, a ja jestem po to żeby wyznaczyć ci karę. – Odparł tonem kogoś kto musi coś tłumaczyć po raz milionowy, nawet nie podnosząc wzroku znad teczki – Na procesie który cię uniewinnił, bo przekupiłeś kogo trzeba, twoja była żona powiedziała że dla takich jak ty, mają specjalne miejsce w piekle. Zabawne, ale choć nie była za rozgarnięta, to miała rację. Do sądu ostatecznego będziesz męczony przed duchy tych których skrzywdziłeś, oraz zrujnowałeś życie. Miłego pobytu. – Iriel skończył zdanie i nakreślił ogniem kolejny znak a Natan Hederish znikną, a jego miejsce zajął arabski terrorysta, jeszcze mający na sobie pas z ładunkami wybuchającymi.

 

– Imad al. Kashar… Całe życie prawie bez grzechów…. Jedynym przewinieniem jest dosyć spektakularne samobójstwo w którym zgięło trzydziestu niewinnych ludzi, w tym aż piątka dzieci… Brawo facet. To się nazywa zapał religijny.

 

– To nie jest niebo?

 

– Bystrzach, z ciebie. Szkoda że nie na tyle żeby się domyśleć, że twój Bóg, nie chce żebyście robili takie rzeczy. Dla tego zamiast dziewic, będziesz do sądu ostatecznego cierpiał nieziemskie męki ze świadomością, że sprzeciwiłeś woli swojego boga, i zostałeś przez niego porzucany. Swoją karę będziesz dzielił z między innymi krzyżowcami, hiszpańskimi inkwizytorami oraz całą masą różnej maści fanatyków, choć wątpię żeby to było duże pocieszenie…… Następny…. Bao Le Shun…. Picie na umór…. Bicie swojego dziecka, i partnerki… Hej Sammael! Co to ma być? To zwykły idiota, bez krzty wyobraźni, ale nawet nikogo nie zabił! Przekaż tą sprawę komuś z niższych kręgów. Niech się tym zajmą.

 

– Tak mój Panie. Postaram się żeby taka pomyłka już nie nastąpiła.

 

– Dobrze. To twoja pierwsza pomyłka od tysiąca lat. Zobaczmy co mamy dalej…. Agnes Mackelen… Poszalałaś za życia dziewczyno…

 

Sto tysięcy osiemset dwadzieścia trzy wyroki później

 

– W końcu koniec. – Stwierdził Iriel, z cichym westchnieniem ulgi. W piekle mógł rozciągnąć czas tak, że jak wydawał wyroki, na ziemi minęła zaledwie jedna sekunda, inaczej nawet na bieżąco nie był wstanie wyznaczać kar.

 

– Tak panie. Przez ten czas jak był Pan w Czyśćcu, liczba oczekujących wrosła. – Powiedział Sammael z ledwo dostrzegalną przyganą w głosie.

 

– Kiedyś było łatwiej. Każdym grzesznikiem mogłem zająć się osobiście, a nie jak teraz tylko najgorszymi. Nie mówiąc o tym że przewinienia całkiem się różnią. Dawniej najwięksi zbrodniarze, to byli tacy co dopuścili się „wypadku" na polowaniu i ktoś dostawał dzidą w plecy. A pomyśleć że nie mogłem się doczekać kiedy ludzie zaczną przejawiać pod tym względem większą wyobraźnie, oprócz przypadków gdy ktoś dobierał się do czyjeś kobiety, lub wlazł nie na swoje terytorium. Teraz znowu zaczęło mnie to wszystko nużyć… – Sędzia Piekieł skończył swój wykład i zaczął spoglądać gdzieś w dal.

 

– Panie mój, czy… – Zaczął Diabeł-Sekretarz, ale przerwał mu ostry rozkaz Iriela

 

Milcz. Zostaw mnie samego.

 

Siła rozkazu była tak wielka że Sammael upadł na jedno kolano i pochylił głowę. Był diabłem którego można było określić, jako takiego na średnim szczeblu, a moc jaką zawarł Iriel w tych słowach, że demon niskiej ranki mógł nie wytrzymać. Przez jego charakter i sposób bycia, można było zapomnieć z kim ma się do czynienia. Był niczym chomik, a tu naglę niespodziewanie przypominał kim był naprawdę.

 

– Rozkaz. – Powiedział Sammael jeszcze niżej pochylając głowę i znikną.

 

Gdy sekretarz znikną, biuro Iriela, które przypominało salę sądową, zaczęło się zmieniać. Zniknęły ściany, sufit, i już po chwili stał na plaży. Właśnie zachodziło słońce, rozlewając czerwony blask na wodzie, szumiały palmy. Ubiór Demona też zaczął się zmieniać. Teraz stał ubrany w zwykła białą koszulę, spodenki do kolan i sandały, a włosy same się upięły wysoko w koński ogon.

 

Iriel usiadł na krześle, przy stoliku plażowym, który jeszcze przed chwilą był jego biurkiem, i wziął z niego filiżankę z gorącą herbatą, której jak po nią sięgną, jeszcze nie było.

 

Popijając wolno gorący napój pogrążył się w rozmyślaniach. Czasami naszły go takie chwile że zastanawiał czy warto było upaść. Chciał mieć wolną wolę, ale skończyło się na tym że został uwieziony na tej płaszczyźnie wymiarowej, i zmuszono go wyznaczania kar śmiertelnikom. Do tego miał kolejne zmartwienie. A mianowicie stawał się coraz bardziej ludzki. Kiedyś nawet nie znał takiego pojęcia jak „nuda", a ostatnio tak często ją odczuwał. Przed buntem nie znał, nawet połowy emocji, które pojawiły się po tym jak przybrał tą formę. A z kolejnym stuleciem było coraz gorzej. Pierwszym uczuciem jakie poznał był gniew, potem przyszła nienawiść. Były to uczucia niezbędne dla Demona, ale co będzie jak zacznie odczuwać strach, albo co gorsza miłość? W tedy chyba, da sobie odrąbać głowę płonącym mieczem Michaela.

 

– Słyszałem że spotkałeś się z archaniołami. Całą trójką. Rafael, naprawdę nosi dredy?

 

– Cześć Lucyfer. Tak, a Michael nadal chodzi w żelastwie. Podobno pokłóciłeś się z Francuską koleją?

 

Pan Piekła, który naglę pojawił się na identycznym krześle, na przecinko Iriela, tyko parskną. Pierwszy Upadły, Ojciec wszystkich kłamstw, Największy zdrajca, i wiele innych tytułów których wymienianie zajęło by sporo czasu, wyglądał jak nastolatek, mający piętnaście-szesnaście lat, ubrany był w bluzę z Chińskimi guzikami, spodnie z cienkiego materiału, i pantofle z tego samego kraju co bluza. Miał długie płonąco rude włosy, zaplecione w warkocz siejący połowy pleców. Nie miał rogów, ani ogona, czy innych typowo Diabelskich elementów, ja jedynie dwa jasne płomienie w miejsce oczu, świadczyły z kim ma się do czynienia.

 

– Nawet mi o tym nie wspominaj. W końcu znalazłem człowieka który był wstanie wytrzymać moje opętanie, to ledwie straciłem na chwilę czujność a ta łysa małpa rzuciła się pod pociąg. Co za głupota.

 

Iriel nie skomentował tego, bo uważał że lepiej, za samo poświęcenie mieć status Świentego w niebie, niż żyć i być opętany przez jego brata, a nie chciał się kłócić z przywódcą wszystkich Upadłych, więc zachował to dla siebie.

 

– Szkoda że mnie tam nie było. Musiała być naprawdę niezła zabawa, zobaczyć twarz wkurzonego Michaela. – Kontynuował Szatan, po krótkiej pauzie.

 

– Nie bawiłem się tak dobrze od drugiej wojny światowej. A jak zaczął wyciągnąć miecz, to naprawdę myślałem, że rozwalimy czyściec. Niestety zainterweniował Gabriel. – Stwierdził Iriel ze smutkiem. Oczywiście nie znał takiego uczucia jak „smutek", ale dobrze umiał naśladować ludzkie emocje.

 

– Możliwe że końcu udało by się wam zmusić Ojca do interwenci. A to był by wyczyn. Uważaj tylko. Nie chcemy wojny. Jeszcze. W takim tempie małpy same się zniszczą, a my w końcu będziemy mogli się zemścić!

 

Sędzia Piekieł chciał odpowiedzieć, byle powstrzymać swojego Szefa, przed kolejną tyradą, godną jego pupila Hitlera, gdy poczuł słabe wołanie. Jakiś śmiertelnik go przyzywał. Wołanie było tak słabe, że przeciwstawienie się temu było równie łatwe co strzepnięcie muchy z ramienia. Bardo musiał się starać, żeby wychwycić wezwanie…

 

– Idź. Zrób im jesień średniowiecza. Baw się dobrze, tylko jak z całej planety zostanie radioaktywna pustynie, to żebyś nie miał mi do powiedzenia tylko „Ups". Ok.? – Rozkazał Lucyfer z uśmiechem, jaki mógł zrobić jedynie Król wszystkich Demonów Piekła.

 

– To dopiero będzie zabawa. – Stwierdził Iriel, z podobnym uśmiechem.

 

Jeszcze przejechał otwartą dłonią, po twarzy, gdy to zrobił Iriel miał normalne oczy, tylko z nienaturalnie grafitoczarnymi tęczówkami. Był gotowy.

 

 

Jeśli oczywiście można w ten sposób powiedzieć, o dwóch dziurach z których wydobywa się czysty jasny błękit, w miejsce oczu

 

No chyba że dla kogoś kto umie zmieniać swój kształt jak ludzie ubrania, a swoją formę zachowuje tylko dla tego że to wygodne

 

Co do barmana, to on dawno siedział pod ladą i przeklinał jak tylko były marynarz potrafi.

 

„Które były mu równie potrzebne jak druga dziura w tyłku." – Powiedział kiedyś Iriel

 

Ale taki zmutowany ,trzydziestometrowy i ziejący ogniem.

Koniec

Komentarze

Przeczytałam i nawet mnie wciągnęło... Obawiam się jednak, że tylko nieliczni wykażą się taką cierpliwością. Tu jest masa błędów i powtórzeń! Na początku próbowałam je wyłapywać, ale szybko spasowałam. Oto efekty:

Barman po raz tysięczny zastanawiał się czy na pewno był aż tak złym człowiekiem za życia, że spotkała go taka sytuacja. Od razu uznał że to nie mogła być prawda, bo inaczej od razu by trafił do piekła, jak pod Trafalgarem kula armatnia urwała mu głowę. Więc jak wyjaśnić sytuację(...) => Barman po raz tysięczny zastanawiał się czy na pewno był aż tak złym człowiekiem za życia, że spotkało go coś takiego. Od razu uznał że to nie mogła być prawda, bo inaczej od razu by trafił do piekła, gdy pod Trafalgarem kula armatnia urwała mu głowę. Więc jak wyjaśnić sytuację(...)
Ale to była sytuacja (...) => sytuacja po raz trzeci... w jednym, krótkim akapicie
to w tedy zaczął gadać jak najęty => wtedy
Miny dwóch Archaniołów jasno dały mu dorozumienia że główny Anioł w ogolę się nie zmienił => w ogóle, do zrozumienia + przecinekk przed "że"
kruczo czarne => razem
Posturę miał naprawdę potężną, krótkie kręcone włosy, i wręcz pedantycznie przystrzyżoną brodę. Na sobie miał kunsztowną zbroje płytową

Niestety za dużo tego. Najczęściej zjadasz "Ł" tak ja tu: Sammael, pstrykną palcami

Zanim wrzucisz kolejne części zrób porządną korektę.

Dziękuje za cierpliwość i wskazanie błędów. Niestety dużo lepiej idzie mi wymyślanie historii, niż pisanie, a to przez tą cholerną dysleksje, więc niestety sam niezbyt umiem zrobić sobie korektę. Nie mogę też znaleźć kto by mi w tym pomógł. Ale mimo mam wszystko cała historia, pomijając błędy nie jest taka zła ;]

Ps Dodałem nowy tekst poprawiający wypomniane błędy.

Uwierzę Ranferiel na słowo - pewnie tekst może być wciągający. Niemniej - dialogów jak ten pierwszy w opowiadaniu czytałem setki i nie ma w nich już nic interesującego ani zabawnego. W dodatku ten tutaj jest nudny, co w połączeniu z natłokiem różnego rodzaju błędów powoduje, że ja pasuję.

Nowa Fantastyka