- Opowiadanie: Elfinder - Dziadek

Dziadek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dziadek

I

 

Lecąc z wiadrem w stronę rzeczki zastanawiałem się, jak dziadek wpadł na to, ze podwędziłem mu paczkę papierosów. Przecież zatarłem wszystkie ślady, tak jakby zrobił to prawdziwy Indianin.

Przeskoczyłem kilka kamieni, minąłem obłocony odcinek dróżki i wskoczyłem na kładkę. Nabrałem z rzeczki wody i biegiem wróciłem na podwórko, zaraz za chatka. Postawiłem wiadro na schodach letniej kuchni, nabrałem powietrza i chciałem zanurzyć głowę, aby udławić się własnym wstydem – niestety udawanie zdechłego kociaka nie jest takie proste, jak z początku myślałem…

Kiedyś takie kociaki znaleźliśmy w rzece, w zawiązanym worku. Wszystkie malutkie, szare, czarne i takie ciapane i wyglądały, jakby spały. Dziadek później dowiedział się kto, to zrobił i obił delikwentowi gębę. O tak, dziadek był wspaniałym, prostolinijnym człowiekiem. Takim samotnym szeryfem w wiosce – o ciężkiej ręce i skórzanym pasie przykazań.

A może lepiej schowam się na strychu, zamiast udawać zdechłego kociaka? Nie. Tam nie ma łóżka i jest tak strasznie. Albo ucieknę na pole, tak naprawdę daleko, daleko! Nie to głupie i tak będę musiał wrócić na kolację. Chyba schowam mu siekierę w agreście. A gdy on będzie jej szukać, to ja go wyprzedzę i ją znajdę. Na pewno wtedy zrozumie, że mnie kocha i już przestanie się na mnie gniewać!

Głębię moich przemyśleń przerwało skrzypienie bramki za chatką i ciężkie kroki jedynego sprawiedliwego w wiosce.

Dziadka.

Nie miałem czasu. Ukląkłem przed wiadrem, nabrałem powietrza i zanurzyłem głowę. Czekałem na wyrok nasłuchując bąbelków puszczanych nosem.

Biedna ta moja dupa.

Po raz wtóry zasmakuje prostego, wiejskiego wychowania, które tym razem odnosiło się do przykazania nie kradnij. Dlaczego głowa myśli, a dupa obrywa?! Ile jest tych przykazań? I kto je wymyślił? I dlaczego taka cisza? Może mnie nie zobaczył i przeszedł obok? Chyba powinienem teraz pobiec do domu i zrobić dla niego gorąca herbatę i kanapkę.

Na pewno pomyśli, że jestem bardziej dobrym niż złym wnuczkiem. Albo nie! Po prostu szybko wskoczę do łóżka i będę udawać, że śpię? Na pewno mnie nie obudzi, bo wie, że z rana muszę iść do szkoły. A jutro to może nawet zapomni, przez co, to całe poruszenie?

Wyciągnąłem głowę z wiadra, złapałem łapczywie powietrze i zakryłem dłońmi tyłek. Powoli na paluszkach ruszyłem w stronę chatki. Wszystko szło dobrze do czasu, gdy dotarłem blisko bramki. Zaraz za nią, na pieńku, siedział dziadek i nabijał lufkę. Niby na mnie nie patrzył, ale czułem, że nie spuszcza ze mnie wzroku.

– No podejdź wnuczuś, porozmawiamy…

Przechlapane.

Posłusznie, choć niechętnie skierowałem się w jego stronę. Po drodze kopnąłem kurę.

– Co ci się stało? Jesteś cały mokry!

– Nie wiem… – wzruszyłem ramionami.

Co miałem mu niby odpowiedzieć, ze gadałem w stawie z rybami?! Kura gdacząc znowu podtoczyła mi się pod buta i ponownie dostała kopa.

– Dlaczego to zrobiłeś? – zapytał, jakby od niechcenia, a mnie nurtowało skąd miał papierosy. Kupił je, czy miał inną skrytkę, o której nic nie wiedziałem?

– Bo to głupia kura! – burknąłem.

– Nie o kurę pytam! – odrzekł mocno i puścił dym nosem.

Jak ja nie lubię jego pytań. Zawsze, ale to zawsze musze miedzy czymś wybierać. A właściwie miedzy nim, a rozrabianiem z kolegami.

– Koledzy kazali – donosicielstwo jest takie oczyszczające. Nie zdawałem sobie z tego wcześniej sprawy.

– Własnego rozumu nie masz?!.

– Mam! – odrzekłem szybko i żeby udowodnić, że mowię prawdę i już jestem grzeczny, dodałem – Przecież sam ukradłem. Głupi by tego nie zrobił! – rzekłem lekko nadąsany.

– Och wiem, wiem. A kto Cię namówił?.

– Gibon z Piżmakiem! – sprzedałem z lekką duszą.

– Znowu oni. No niech ja z nimi porozmawiam…

Cudownie!.

Nie mam ani dziadka, ani kolegów. Z kim teraz będę grał w piłkę? Dokuczał dziewczynom, w cudzym sadzie kradł jabłka, albo kto opowie mi o wojnie i kupi oranżadę? Świat jest do dupy. Chciałem to wszystko wykrzyczeć z siebie, ale tylko rozpłakałem się i pobiegłem za letnią kuchnię, zakrywając rękoma tyłek.

Wdrapałem się na plot, chwyciłem gałąź i powoli przeskoczyłem na dach letniej kuchni. Wdrapałem się na sam szczyt, aby moc zerkać na dziadka, tak z ukrycia, czy idzie mnie szukać, czy nie. Ale on najzwyczajniej w świecie nie robił problemu z tego, że zniknąłem. Palił tylko lufkę, puszczał dym nosem i stukał palcami o kolano, jakby grał na fortepianie. A przecież mogli mnie porwać zbójcy.

Nic to. Zobaczymy kto szybciej do kogo przyjdzie. O!

 

 

II

 

 

Starzy ludzie nigdzie się nie śpieszą.

Wyglądają niekiedy, jak leniwe koty. Taki musi wstać, przeciągnąć się, pogapić gdzieś daleko, a potem ruszyć, powoli bez pospiechu swoja drogą. Tak też było z moim dziadkiem. Wstał, ziewnął, przeciągnął się, pogapił w niebo i nagle, jakby sobie cos przypomniał, ruszył z wolna dróżką w stronę letniej kuchni.

Dobrze ze nie poszedł do Piżmaka i Gibona. Chyba zrozumiał, że nie miałbym się z kim bawić. Ale to znaczy, że teraz będę miał reprymendę. Kurcze pieczone i tak źle i tak nie dobrze. Po prostu nie wesoło.

Usłyszałem, jak przystawia drabinę do ściany z boku letniej kuchni i powoli wchodząc po szczebelkach chichota. Co oczywiście odebrałem, jako prztyk w nos – że niby głupi jestem, bo o niej zapomniałem. Jak on mnie denerwował, zawsze musiał być mądrzejszy, a do tego lubił się tym przechwalać, tak długo, aż mnie zawsze zdenerwował.

Stary złośnik!.

Wszedł na dach i położył się na plecy obok mnie, patrzył bez słowa w niebo. Ja leżąc na brzuchu z odwróconą głową, zastanawiałem się, jak tu nakłamać w dobrym świetle, aby przedstawić swoje kłamstewka, jako prawdę…

Czułem, że to chyba całkowicie niewykonalne. Dlatego zagryzłem wargi i czekałem, kiedy dziadek zacznie zadawać pytania, a ja znowu wiercąc się niespokojnie będę szukać usprawiedliwienia. A wszystko przez kolegów. To dziwne, ale koledzy zawsze tracili w moich oczach, kiedy w pobliżu miałem dziadka.

– Wiesz, że źle zrobiłeś?.

No co za pytanie! Pewnie, że wiem, bo inaczej szóste przykazanie zostanie mi objawione na dupsku, które będzie tak czerwone, jak flaga u ruskich.

– No…

– No to do konia, a nie do dziadka!

– Przepraszam.

– Dlaczego to zrobiłeś?

– Bo kazali…

– Nie pytam o nich, tylko o ciebie. I patrz mi w oczy!

No i znowu moja wina, oni kazali, a mi się obrywa. Jakie to niesprawiedliwe. Gdybym wiedział, że tak się stanie, to bym tego nie zrobił. A tak masz babo placek i zjedz go sama.

Odwróciłem głowę i patrzyłem mu, tak trochę w oczy, tak trochę w bok, aby z nich za dużo nie wyczytał. Zawsze się obawiałem, że dziadek umie szperać w myślach, a wszystkie myśli sączy z moich oczu, tak jak ja oranżadę przez słomkę, aby dłużej popić, bo jest dobra.

– Co ci obiecali?

A nie mówiłem! Przeczytał! Ale w jaki sposób, teraz to nawet nie patrzył na mnie! Dziadek mruknął pod nosem, co oznaczało ni mniej, ni więcej „mów i nie kombinuj, jak koń pod górę".

– Bo oni… powiedzieli, że jak to zrobię…to przyjmą mnie do bandy.

– Do bandy powiadasz. Mhm?! – nie lubiłem tego „Mhm", bo zawsze prowadziło do takich innych, trudnych pytań.

– I co z ta banda robicie?

– Nic…

– Jak nic, to chyba pójdę po moje papierosy.

– Nie, nie! Powiem.

Nabrałem powietrza, a on trzymał mnie wzrokiem, jak małego, biednego króliczka w klatce – bez sałaty.

– Biegamy po lesie. Gramy w piłkę, czasami w palanta, albo w kapsle na żwirówce. Dziewczynom dokuczamy, bo je szczypiemy w tyłek i zabieramy różne rzeczy…

– A dziewczynkom to się podoba?

– No tym starszym. Bo chichoczą i tak, że niby nie chcą, ale chcą…a nie to, co te młode i głupie… – powiedziałem z wyrzutem.

– A co te młode wyprawiają?

– Skarżą się mamie i chcą drapać … – tu zniżyłem głos, aby dziadkowi mnie się trochę szkoda zrobiło, bo mogło mi się przecież cos stać przez pazurki dziewczynek. No, ale on tylko wybuchną śmiechem i nic nie powiedział.

Stary złośnik! Ile razy mówił, „wnuczuś musimy się wspierać" a teraz to, co?

– Posłuchaj mnie wnuczek, a uważnie! – kiedy ma taki ton, to lepiej nie kombinować i ciągle kiwać głową i mówić to, co chce usłyszeć. Inaczej będą problemy.

– Jeśli jeszcze kiedyś, weźmiesz z domu, choć jedna rzecz bez mojej zgody, to uwierz mi, będziesz szpaki straszył w sadzie z czereśniami!

– Rozumiem! – odpowiedziałem szybko, a uszy to mi się cale czerwone zrobiły, bo niby, jak miałem straszyć szpaki – jak tylko wisząc za uszy na drzewie?! A im dłużej patrzył na mnie, tym ja bardziej się miękki robiłem. A im częściej uderzał palcami o dachówkę, tym mi język mocniej się rozwiązywał, bo miałem jeszcze jedną rzecz na sumieniu, o której mu nie powiedziałem.

– A chłopaki powiedzieli mi o największym sekrecie dziewczynek!

– Mhm. A jakiż to sekret, wnuczuś?

– Dziewczynki maja kotka w majtkach!

Stało się! Oto wnuczek podzielił się z dziadkiem największą tajemnica na całym wielkim świecie – ale mu się należało, bo to swój chłop!

Na dziadku zrobiło, to ogromne wrażenie, bo zrobil duze oczy i zakaszlal. Nastepnie zapytał.

– Zgłodniałem, a ty? – pokiwałem głową i po chwili stąpając po ziemi, szliśmy cos przekąsić. Głupio mi było przez te papierosy i nadal nie wiedziałem, czy moje przepraszam mu wystarczyło, ale kiedy wziął mnie za rękę, to mi w sercu tak od razu miło się zrobiło i wiedziałem, że byłem ważniejszy od całej paczki papierosów, albo nawet dwóch!

Na kolacje była smażona kiełbasa z jajecznica i kiszony ogórek. Bardzo smaczne i zdrowe. Kiedy wszystko zpałaszowałem z talerza, wyszliśmy na podwórko, usiedliśmy na schodach i gapiąc się to na drogę, to na pola i drzewa gadaliśmy o wielu sprawach. A kiedy zrobiło się trochę zimno i zerwał się wiatr, to dziadek mnie przytulił i opowiedział bajkę o wilku i psie. A dokładniej o tym, ze wilk cenił wolność, a pies strawę. I kiedy tak go słuchałem, chciałem, aby takie chwile mogły trwać wiecznie.

Niestety człowiek musi czasami kłaść się spać…

 

Koniec

Komentarze

Lecąc z wiadrem w stronę rzeczki zastanawiałem się(...) -  biegnąc?
(...)zaraz za chatka.
- chatką (literówka)
Wszystko szło dobrze do czasu, gdy dotarłem blisko bramki. - wiem, że tak się mówi, ale furtka brzmi lepiej. Osobiście bramkę kojarzę z piłką nozną:).
(...)czerwone, jak flaga u ruskich.- jesli już to flaga sowietów. Rosyjska flaga nie jest czerwona. Nie są w tym kolorze również flagi innych narodów należących wcześniej do Związku Radzieckiego.

To tylko takie luźne uwagi, bo rozumiem, że bohater jest młodym chłopcem i pewne rzeczy kojarzy w prosty sposób. Co do tekstu: jest to sympatyczna opowieść, trochę jakby historia z pamiętnika. Natomiast mało fantastyczna mi się wydała.
Pozdrawiam

Mastiff

Przyjemne opowiadanie. Czy to ten sam dziadek od Ishawi? Zgadzam się z Bogdanem, że to taki jakby pamiętnik, że mało fantastyczny to fakt, aczkolwiek sympatycznie się czyta co tez młodemu chłopcu w głowie siedzi i jakie "morały" prawi mu Dziadek.:)

@Bohdan sluszne uwagi, dziekuje. Ale co do koloru flagi, to nie musisz mnie pouczac:) Te czasy, (opek) to czasy komunizmu i wielkiej bratniej milosci pod sztandarem ZSRR:) dlatego czerwona xd poza tym, w tamtych czasach dla wielu, co znajdowalo sie na wschod od granicy Polski, to juz "ruskie".

@agazgaga - tak Aga, to ten sam dziadek, co z opowiadania o Ishawi:) masz dobra pamiec:)

Pozdrawiam

Rozumiem. Nie chciałem, żeby to zabrzmiało, jak pouczenie. To raczej jakieś tam moje przemyślenia:). Domyślałem się, że może chodzić o czasy "mlekiem i miodem płynące", ale pewności nie miałem. Po Twoim komentarzu wszystko stało się jasne. Pozdrawiam

Mastiff

Bardzo ładne, miłe i ciepłe opowiadanie. No i ten kotek... ;) Super :) 5

Nowa Fantastyka