- Opowiadanie: gajdos - Czyste zło

Czyste zło

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Czyste zło

Dzień zbliżał się ku końcowi, a ostatnie blaski słońca topiły się w ciągnącej z nad wschodu ciemności. Noc zapowiadała się ładnie. Na niebie zaczęły pokazywać się już pierwsze, blade gwiazdy, oświetlając las, który wydawał się zasypiać. Kiedy zaś półksiężyc w pełni rozświetlił okolicę, zupełnie ucichł, jakby zamarł.

U skraju puszczy odbijały światło, dając pogłębiony obraz nieboskłonu, mokradła. Oplatały swymi wodami, jak ocean wyspę, jedyny w promieniu paruset mil, suchy ląd. Porastały go okazałe, stare, lecz zdrowe drzewa, w większości dęby i buki.

Była to kraina na tyle spora, by mogły ją zamieszkać także zwierzęta. Tych z kolei była tak wielka różnorodność, że spotkać można tu było niemal każdy gatunek. Tak, więc nieraz zdarzało się widzieć ślady jeleni, wilków, czy niedźwiedzi. Zwierzęta miały tu odpowiednie warunki, by żyć swoim własnym rytmem. Miejsce to, było dla nich swoistym azylem.

Ludzie zapuszczali się w te strony bardzo rzadko, mając zresztą słuszne powody, by tego nie czynić. I tylko niekiedy zdarzało się powrócić cało i zdrowo, śmiałkom, którzy odważyli się stawić czoła lękom, jakie budziły w każdym z nich, te mroczne i tajemnicze, nieznane okolice.

Ale pewnego razu przycumowała do brzegu niewielka łódź. Wysiadł z niej postawny, pewny siebie mężczyzna, średniego wzrostu, o smagłej i inteligentnej twarzy. Przystanął na chwilę przy brzegu, schylił się, by wziąć garść ziemi, a następnie zbadać, zaciągając się jej wonią i ruszył w głąb puszczy.

Owej nocy było nad wyraz spokojnie i bezwietrznie, dały się tylko słyszeć kroki wędrowca. Nie był on jednak sam. Obserwował go niemal cały las i prócz okazałego księżyca, oświetlały mu drogę liczne ślepia, odbijające światło srebrnego globu. Czyhające w ciemnościach, skryte, wyczekujące dogodnej okazji by się na niego rzucić. Chroniła go jednak jakaś tajemnicza poświata, moc, więc brnął dalej, przed siebie. Dzicz pomału osaczała go już ze wszystkich stron, okrąg wokół niego zawężał się coraz bardziej, aż przystanął, lecz nie ustąpił. Po prostu doszedł do celu. Cisza stawała się coraz głębsza, księżyc całkiem się odsłonił, a znad mokradeł zaczęły unosić się opary, a z nich kształtować postacie, dusze, serce puszczy.

Dało się słyszeć przez pewien moment wycie wilków, do chwili, gdy nie zaczęły migać przed oczyma przybysza, mknące nań dzikie, rozjuszone zwierzęta. Wszystko wokół zaczęło wirować, stawać się coraz bardziej nierealne, aż w końcu, jakby nigdy nic, ustało. Duchy okazały się tylko mgłą, a zwierzyna ustąpiła. Wędrowiec jednak nadal pozostał na swym miejscu. Nie zląkł się, wyczekiwał ponowienia ataku.

W końcu cała sceneria powtórzyła się po raz wtóry, tym razem, w pewnym momencie nastała zupełna ciemność, a ciszę przerwały przeraźliwe krzyki, błagalne jęki, dochodzące jakby z dołu. Wzmocniły swą barwę, a po chwili ziemia zaczęła się trząść, rozstępować i zapadać.

Las oświetlił biały żar, nastała idealna cisza, mącona tylko w myślach przybysza. Jego zmysły nie mogły już dłużej tego znieść, a jego błędny wzrok zatrzymał się na mknącemu ku niemu, jednemu z wcieleń zła, tocząc walkę jakiej świat nigdy nie widział… i nigdy nie ujrzy. Walkę między tym co istnieje tylko w snach, a co może stać się rzeczywistością i tym co staje się normą, w chwili gdy abstrakcyjność staje się realna.

Wędrowca opuszczała pomału pewność siebie, z jaką wtargnął na te zakazane ziemie. Wkraczając w świat Czystego Zła, zmącił spokój, rytm życia, jaki panował tu od niepamiętnych czasów. Strach jaki go ogarnął, był dopiero początkiem, łagodnym przejawem tego, co kryła w zanadrzu ta dziewicza kraina. Spragniony przygód, musiał przygotować się na najgorsze, a to i tak nie odzwierciedlało ogromu sił zła, z jakimi przyszło mu się zmierzyć.

Jego wyobrażenia przyćmiła nagle wizja, która mu się ukazała, a którą podarował mu sam diabeł… Zrozumiał, że właśnie przekroczył bramę… piekła.

Koniec

Komentarze

Proponuję Autorowi, żeby przeczytał tekst jeszcze raz. Najlepiej na głos. Takie otwarcie:
ostatnie blaski topiły się w ciągnącemu z nad wschodu mrokowi
może sprawić, że większość czytelników na tym poprzestanie. Ja poprzestałem.

Poprawiłem ;) Mam nadzieje, że niedoszli czytelnicy skuszą się by przeczytać całość.
Liczę na zbudowaną krytykę.

No niespcejalnie to dobrze napisane. Kilka przykładów z początku
Noc zapowiadała się ładnie - rozumiem, że chodzi o ładną pogodę, ale nawet jeśli to takich potoczności w języku literackim należy unikać, zwłaszcza, iż brzmią niemożliwe infantylnie. 

Na niebie zaczęły pokazywać się już pierwsze, blade gwiazdy, oświetlając las, który wydawał się zasypiać. Kiedy zaś półksiężyc w pełni rozświetlił okolicę, zupełnie ucichł, jakby zamarł. - już kto kiedyś komuś zwrócił uwagę, że gwiazdy absolutnie nie dają takiego blasku, który mógłby cokolwiek oświetlić (no nie da rady, za daleko są), poza tym nie bardzo rozumiem, co tutaj zamarło? Las czy półksiężyć?

U skraju puszczy odbijały światło, dając pogłębiony obraz nieboskłonu, mokradła - podmiot na końcu zdania? Takie jakieś to bez sensu w sumie...

Oplatały swymi wodami, jak ocean wyspę - no oryginalnością to to porównanie nie grzeszy, a na pewno razi kiczem.

Była to kraina na tyle spora, by mogły ją zamieszkać także zwierzęta. - to zdanie jest całkowiecie absurdalne. Aż mi się nie chce tłumaczyć, dlaczego. Sam pomyśl.

Tych z kolei była tak wielka różnorodność, że spotkać można tu było niemal każdy gatunek. - czyli od mrówki po wieloryba? To chyba zbyt duże uogólnienie. I na co tutaj to "z kolei"?

Tak, więc nieraz zdarzało się widzieć ślady jeleni, wilków, czy niedźwiedzi. - a wcześniej było, że niemal każdy gatunek, teraz nagle tylko trzy i gdzie tu logika?

Miejsce to, było dla nich swoistym azylem.
Ludzie zapuszczali się w te strony bardzo rzadko, mając zresztą słuszne powody, by tego nie czynić. I tylko niekiedy zdarzało się powrócić cało i zdrowo, śmiałkom, którzy odważyli się stawić czoła lękom, jakie budziły w każdym z nich, te mroczne i tajemnicze, nieznane okolice.
- po tym cudeńku zrezygnowałem z dalszej lektury.

Ogółem bardzo dziecinnie to napisane, jeżeli Autorze jesteś jeszcze dzieckiem, to więcej czytaj, jeżeli nie jesteś już dzieckiem to sobie odpuść.

Nowa Fantastyka