- Opowiadanie: szymonzoo - 10 sekund

10 sekund

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

10 sekund

Zostało ci dziesięć sekund życia, co robisz? Nie wiesz? Cóż, na pewno ze strachu srasz w gacie i prosisz Boga o przedłużenie pobytu na tym świecie. Jednak to nie jest umowa, którą możesz zawrzeć z firmą turystyczną. Twój limit się wyczerpał, a na pisanie smsa o treści POMOC nic nie da.

A co poza tym? Nie wiem, jeszcze zostało mi trochę czasu zanim zacznę umierać, ale Richard Kovalsky ma śmierć wypisaną w każdej tkance swojego organizmu, aż po same końce jasnych, krótko przystrzyżonych włosów.

***

Trzydziestosześcioletni Richard przed chwilą wjechał Toyotą Prius w plamę oleju i stracił panowanie nad kierownicą, z lewej strony miał półmetrową bandę oddzielającą wjeżdżających do Chicago od wyjeżdżających z Wietrznego Miasta*. Tuż za nim jechała ciężarówka z puszkami Coca-Coli. Kąpiel w odrdzewiaczu i nagle skóra jest krucha i delikatna, pomyślał Richard próbując zapanować nad kierownicą, głupi żart! Całe jego ciało drży ze strachu, a on dowcipkuje. Ciężarówka była coraz bliżej, a jej kierowca (jak pokażą późniejsze wyniki badań) pół godziny w jednym z przydrożnych barów popił kawą lizergid**.

Tę drogę Rick pokonywał codziennie dwa razy; jadąc i wracając z pracy. Był doradcą prawnym w niewielkiej firmie swojego przyjaciela Bena Corthmana znajdującej się jakieś pięćset metrów na zachód od Playboy Enterprises. "Łatwo będzie można do nas trafić, człowieku!" – powiedział Ben pierwszego dnia w pracy układając jeszcze puste teczki na półki. Nie mylił się. Po roku ich firma rozrosła się do tego stopnia, że musieli zatrudnić kilka osób do pomocy. – "Idź za playboyem, on wskaże ci drogę!" To powinien być nasz slogan, Rick!" – Powiedział kiedy indziej

Corthman.

Czy źle mi się żyło? – pomyślał Richar, czując jak kierownica zaciekle stawia opór – Chyba nie…

Urodził się w Częstochowie, miasteczku oddalonemu kilka kilometrów od centrum Chicago. Jak większość tutejszych mieszkańców, także rodzice Ricka należeli do polskich uchodźców.

– Kowalski, tak się nazywasz chłopcze! – mawiał wiecznie pijan ojciec Richarda – Nie waż się o tym zapomnieć! Wróć kiedyś do kraju i ożeń się z jakąś polką, bo polki są najładniejsze, rozumiesz?!

– Tak, tato…

– Nie słyszę!

– Tak tato, rozumiem.

– To dobrze, a teraz idź pomóż matce zrobić obiad, bo jeść mi się chce.

Rick wiedział, że nie należy się ojcu sprzeciwiać, bo może się to źle skończyć, ale kiedy był w ósmej klasie uznał, że pora to zmienić. Już więcej nie pozwoli, żeby mężczyzna, który każe na siebie wołać "tato" wyzywał całą rodzinę od pieprzonych kurew. Kiedy Tomasz Kowalski wrócił z budowy jakiegoś centrum handlowego na obrzeżach miasta, na której udało mu się znaleźć pracę w tym miesiącu (a tracił ją częściej niż zdobywał), znów zaczął szykanować i przywoływać rodzinę do porządku – swojego porządku – Richard nie wytrzymał.

– Jesteś suką! Twoja matka też nią była! Cała wasza rodzina to banda suk! – zaczął wykrzykiwać Tomasz wchodząc na drugie piętro kamienicy przy ulicy Kościuszki, gdzie mieszkali. – Idiotka jebana!

– You are fucking loser, daddy. – powiedział niezbyt pewnie Richard. Poczuł jak ogarnia go lekkość. Pierwszy raz od… chyba zawsze Rick poczuł, że nic na nim nie ciąży. Tak jakby jakieś wielkie kowadło spadło mu z serca i rozbiło się o drewnianą podłogę.

– Coś ty powiedział smarkaczu?

– You ar…

– PO POLSKU! – wybuchnął ojciec – W tym domu mówi się po polsku!

– Powiedziałem, że jesteś pieprz…

Nie dokończył, zaczerwienione od alkoholu oczy ojca sprawiły, że chłopiec całkiem stracił serce do walki. Z tym potworem się nie wygra – podpowiedział mu jakiś wewnętrzny głos. Szkoda, że tak późno. Ojciec zaciągnął Ricka do łazienki zdjął pasek od spodni i bił chłopca tak długo, aż spodnie Richarda przesiąkły krwią. Jeśli było w tym coś dobrego, to chyba jedynie fakt, że ojciec tego dnia nawet nie zbliżył się do matki. Zmęczony chłostą poszedł spać.

Przez następne trzy dni Richard leżał z wysoką gorączką nie mając siły się ruszyć. Jego usta układały w kółko w jedno zdanie: "Nigdy nie będę taki jak on" i słowa dotrzymał. Przez cale życie nie wypił kropli alkoholu.

Kilka miesięcy później Tomasz Kowalski wracał do domu z pijatyki. Został potrącony przez samochód. Krew wlała się ojcu chłopca do mózgu i umarł. Matka Ricka przeżyła załamanie nerwowe, lecz on czując swędzące rany, które przez bardzo długi czas nie chciały się zagoić przyjął tę nowinę prawie z radością. Niewielka strata…

 

*Wietrzne Miasto –potoczna nazwa Chicago.

**Lizergid – jedna z mniej popularnych nazw LSD

***

Osiem sekund do śmierci. Toyota popychana od tyłu przez ciężarówkę zaczęła obracać się w prawo. Tylko nie na bandę! – Błagał w duchu Richard – Nie na pieprzoną bandę! A wszystko przez ten cholerny nałóg! – Richard spojrzał na leżący przy jego nogach niedopałek papierosa. Gdyby akurat teraz nie poczuł, że musi zapalić na pewno zwróciłby większą uwagę na ciemną plamę rozlaną na pasie na który właśnie wjechał, a nie na zapalniczkę tkwiącą w kieszeni na piersi.

***

Kiedy w 1989 roku Richard poznał Annę, przyjaciele z akademika zaczęli na niego wołać "Faja", bo obojętnie co by się nie działo widzieli Ricka z papierosem nonszalancko trzymanym w kąciku ust. "Faja, idziemy do kina?" "A co grają?" "Piątek trzynastego" "Znowu? Która to już część?" "Siódma" "Jezu! Mam nadzieję, że ostatnia… Dajcie mi zapalić i mogę iść" "Stary, do kina mamy dziesięć minut drogi. Przez ten czas spalisz jeszcze pół paczki!"…

Faja studiował na Uniwersytecie Illinois w Urbana – Champaign, kiedy się nie uczył pracował na popołudniowe zmiany w pralni "Bąbelek" i przejmował nocne dyżury w McDonaldzie na South Neil Street. Jego matka zmarła przed rokiem na grypę. Przez to co przeszła w swoim życiu: druga wojna światowa, ucieczka z kraju, mąż despota, sprawiło, że jeszcze zanim strawiła ją choroba była mocno osłabiona fizycznie i psychicznie, kiedy w końcu odeszła Rickowi jakby lekko ulżyło… Tak, to chyba właściwe słowo. Ulżyło mu , bo nie musiał już więcej zamartwiać się o kobietę, który z trudem radził sobie z podstawowymi potrzebami fizjologicznymi.

Tego popołudnia czas spędzał na słuchaniu Van Halena i wdychaniu fiołkowego płyny do prania. Marzył jedynie o zapaleniu…

– Przepraszam pana – odezwała się niewysoka brunetka o ciemnych oczach przerywając Rickowi wystukiwać o balt lady rytm do Hot for teacher – Mam do odebrania rzeczy koleżanki. Numerek czterdzieści sześć.

– Tylko gdzie ma pani ten numerek? – uśmiechnął się Richard. Dziewczyna była w jego typie.

– Zaraz go znajdę – powiedziała speszona przekopując niewielką torebkę – Cholera – mruknęła po polsku.

Faja oniemiał. To słowo zabrzmiało dla niego jak dawno nie słyszana piosenka.

– Czy powiedziałaś 'cholera'? – spytał po polsku. – Tak, chyba tak – odpowiedziała dziewczyna stu procentową polszczyzną.

– O cholera! – roześmiał się Rick – Nie szukaj tego pieprzonego numerka!

Jeszcze tego samego dnia umówił się z dziewczyną na kawę, za którą zapłacił ze swojej marnej pensyjki. "Trudno, jeśli raz nie kupię papierosów nic się nie stanie." Dowiedział się, że dziewczyna nazywa się Anna Kwiatkowska i studiuje polonistykę. Jest w tym samym wieku co on i podobnie jak jego rodzice, rodzice Anny ucielki z kraju w poszukiwaniu "lepszego życia". Pani Kwaitkowska po skończeniu studiów chciałaby zostać nauczycielem Poloni. Kto wie, może nawet w Częstochowie.

Zaczęli się spotykać. Zostali parą i wzięli ślub. W ich życiu nie zawsze było różowo. Od czasu do czasu kłócili się ze sobą jak to bywa, w każdej normalnej rodzicie. Pięć lat temu urodziła się im córeczka. W tej jednej sprawie ojciec miał rację. Polki są najładniejsze…

***

Pięć sekund do śmierci. Faja Kovalsky przestał krzyczeć – i tak go nikt nie usłyszy. Inni kierowcy pędzą przed siebie nawet nie oglądając się na tworzącą się obok nich kraksę. Jakiś mężczyzna w czarnym Volvo upomina swoje dzieci o spokój i wymija samochód Ricka. Przeciwległym pasem jedzie srebrne BMW, za kierownicą siedzi jakiś młody chłopaczek słuchający głośno muzyki.

Modlenie się też już nic nie da. Prawy bok samochodu jest przygniatany przez ciężarówkę Forda. Rick widzi ten niebieski owalny znaczek z nazwą marki w dziurze po wybitej szybie. Wygląda to trochę jak telewizja w 3D – na żywo."Tył samochodu ociera o betonową bandę sypiąc kaskady iskier. Podobno siłą woli, można czasem zdziałać cuda – ależ to głupie!" – myśli Richard – "A może to ostatnia nadzieja…"

***

Po skończeniu studiów Anna chciała na pół roku wyjechać do polski, a Rick miał jej towarzyszyć. Chłopak, który już dawno temu zanglizował swoje nazwisko nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby kiedyś pojechać do kraju, z którego pochodził Tomasz Kowalski, bo po co? Jeśli miał tam jakąś rodzinę to i tak jej nie znał. Urodził się w Ameryce i czuł się Amerykaninem z krwi i kości. Co go obchodziło, że dotychczasowa władza upadła, a na jej miejsce wszedł nowy rząd, nowy ustrój, który ma wszystko zmienić? Co z tego, że tamtym ludziom będzie się żyło lepiej? To go nie obchodziło. Nie maił z nimi nic wspólnego, ale jeśli miałby przez pół roku nie słyszeć tego wspaniałego, delikatnego głosu Anny. A co gorsza nie widzieć jej… Wolał pojechać.

W Polsce Richard poznał około dwóch tuzinów krewnych Anny. Z jej kuzynami był na kilku koncertach zespołów tak niepowtarzalnych, że w całej Ameryce mógłby szukać z lupą w garści i by nie znalazł! Z początku bał się przed sobą przyznać, ale ta wspaniała atmosfera towarzysząca przy głosie Ryśka Riedla, unosząca się w powietrzu tak gęsto, że można ją było kroić nożem sprawiała, że Faja poczuł się dumny z tego kim byli jego przodkowie. Dwa tygodnie przed planowanym powrotem do Ameryki, której już nigdy w życiu nie nazwał 'domem', Rick oświadczył się Annie. "Właściwie możemy tutaj zostać jeszcze trochę, kochanie. Weźmiemy ślub w Polsce. Musimy tylko wysłać telegram to twoich rodziców, żeby też tutaj przyjechali… Cholera, jeszcze ich na oczy nie widziałem. Myślisz, że mnie polubią?" Anna rzuciła się Rickowi na szyję i ze łzami cieknącymi po brodzie obcałowała go."To znaczy, że się zgadzasz?" Kochali się całą noc, a rano pojechali na jeszcze jeden tydzień w góry, z których dopiero co wrócili i które Rick pokochał jak wszystko co polskie.

***

Trzy sekundy do śmierci. Toyota przewróciła się na bok od strony kierowcy. (Jeśli siłą woli można coś zdziałać, to Rick nie umiał). Co?… Jak?… Gdzie?… Myśli w jego głowie pędziły zbyt szybko, żeby mógł je zrozumieć. Boże za co?! "To jest państwo prawników, człowieku! – powiedział głos Bena w głowie Faji – Kiedyś przez nich upadnie, ale czy ubezpieczyłeś swoją rodzinę – głos się rozdwoił – w razie gdyby ciebie zabrakło

na wszelki… WYPADEK?! Co Rick, człowieku?

Ubezpieczyłeś?!

Co oni zrobią kiedy ciebie nie będzie, człowieku?

Będą żebrać?!

Czy spłaciłeś swoje długi?!"

***

Miał trzydzieści jeden lat kiedy na świat przyszła Dominika. Jego oczko w głowie. Piękne maleństwo mające brązowe, prawie czarne oczy po mamie i ważące trochę ponad dwa i pół kilograma. Kiedy mała podrosła i skończyła trzy lata Anna poprosiła Richarda, żeby pojechali na kilka tygodni do Polski. "Ben na pewno da ci wolne, a firma przez te dwa miesiące nie upadnie, uwierz mi". Zawsze potrafiła przekonać Ricka, który sam już zatęsknił za rodziną żony. Od czasu ślubu byli w Polsce raptem dwa razy. "poza tym moja mama musi zobaczyć Domi. Wiesz, że zdjęcia to nie to samo…" Anna co jakiś czas wysyłała fotografie córki swoim rodzicom, którzy po jej ślubie z Rickiem pozostali w Polsce na stałe. Swój dobytek w Stanach kazali sprzedać zięciowi i połowę majątku zostawili sobie, zaś resztę oddali nowożeńcom. Richard z początku nie chciał przyjąć pieniedzy, ale kiedy matka Anny udowodniła mu, że jest spłukany, bo każdy zaoszczędzony grosz wydawał na studia i papierosy, Rick przyjął pieniądze z wdzięcznością, obiecując, że spłaci swój dług najszybciej jak to możliwe.

W tym roku Dominika poszła do szkoły dla Poloni, gdzie Anna uczyła polskiego. Richard był tym bardziej przejęty niż mała. "Tato, nie martw się, przecież zobaczymy się po lekcjach!" powiedziała Domi pierwszego dnia w szkole dając Rickowi buziaka w polik.

***

Sekunda do śmierci. Samochód za chwilę przekoziołkuje kilka metrów po US-41 i wyląduje na dachu. Richard umrze na wstrząs mózgu, bo nie ma zapiętych pasów bezpieczeństwa. Najwyraźniej był bardzo podobny do ojca. Był nałogowcem tak jak ojciec, mimo tego że od czasu kiedy w jego życiu pojawiła się Anna mocno ograniczył palenie, to i tak zabije go nałóg! Jak ojca. Czół się patriotą, jak ojciec. Kochał Polskę. Jak ojciec.

"Ostatnie słowo przed śmiercią, synu?" – głos w głowie Richarda znów się ujednolicił, teraz mówił do niego Tomasz – "Może jakieś wyznanie miłości, przyznanie się do błędów? Wiesz, kiedy ja umierałem jedyne czego żałowałem to, to że ty się urodziłeś."

– Kurwa – mruknął, a łzy spłynęły Richardowi po polikach. – przepraszam Domi…

Samochód zawirował w powietrzu, Richard "Faja" Kovalsky umarł.

(…będziesz o mnie pamiętać? Aniu dałem ci wszystko co miałem, a ty to przyjęłaś. Dziękuję i pamiętaj że zawsze cię kochałem.)

Koniec

Komentarze

wiem, że nie wiele ma wspólnego z horrorem czy fantastyką, ale mam nadzieję że miło się będzie czytać i czekam na wsze uwagii!!

No przyznam, że mimo braku fantastyki czy horroru to jest to całkiem niezły tekst. Oczywiście, że nie jest zbyt oryginalny. I zakończenie też mało odkrywcze. Ale naprawdę trzyma w napięciu i czyta się z lekkością, chcąc zobaczyć co dalej. Po części można utożsamić się z głównym bohaterem. Każdy z czytelników może samemu próbować odpowiedzieć na pytanie: "Zostało ci dziesięć sekund życia, co robisz?" Czy wszystko w naszym życiu zrobiliśmy dobrze i niczego nie będziemy żałować? Nie jesteś pierwszym, który takie pytania stawia, ale sam robisz to umiejętnie i uważam, że jest to warte przeczytania opowiadanie.
Warto byłoby jedynie zedytować póki czas kilka byków, które co jakiś czas rzucają się w oczy, jak na przykład:
"Czół się patriotą"
Pozdrawiam

Sporo niedoróbek, błędów literowych i interpunkcyjnych. Przykłady (nie wymienione powyżej):
a na pisanie smsa o treści POMOC nic nie da. <- niepotrzebna spacja czy coś grubszego?
mawiał wiecznie pijan ojciec Richarda <- literówka i sporo podobnych. Tekst trzeba uważnie przeczytac i poprawić takie błędy.
Polak albo Polka piszemy z dużej litery, chyba, że chodzi o taniec zwany polką ;) 

Treść, chociaż - jak zauważyłeś sam - z fantastyką nie ma wiele wspólnego, jest ciekawie przedstawiona. Tekst wymaga jednak jeszcze pewnego nakładu pracy, by nazwac go dobrym.

Mnie się czytało opornie, głównie przez literówki, błędy (rażące niekiedy) i poprzestawiane szyki zdań. Widząc słowa Polka, Polska napisane z małej litery, zalała mnie krew. Opowiadanie z fantastyką faktycznie nie powiązane, ale fabulanie niezłe. Nie zmienia to faktu, że nad warsztatem, zwłaszcza częścią ortograficzo-gramatyczną, musisz popracować.

Podzielam zdanie poprzedniczek i poprzedników. Tekst niezły, ale psują efekt błędy.

Dzięki za szczerość! Niestety błędy to jest moja największa zmora, a nie mam aż tyle czasu, żeby sprawdzać każde słowo. Wiem, że temat oklepany, ale napisałem to w dwie godziny jednego wieczoru, bo jak to zimą, nudziło mi się :p

Nowa Fantastyka