- Opowiadanie: RobertZ - Mój ty kochany prosiaczku

Mój ty kochany prosiaczku

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mój ty kochany prosiaczku

Pracował cierpliwie pełen niespokojnej, nerwowej pasji. Nóż wibrował w jego dłoni rozcinając martwe tkanki. Stopniowo, precyzyjnymi ruchami porcjował swojego ukochanego, jedynego prosiaczka. Wiedział, że będzie za nią tęsknił. Była mu tak bliska. Jedyna szczera i ciepła istota na tym całym okrutnym świecie. Jeszcze czuł jej dotyk i te ciepłe pieszczoty, którymi go obdarzała. Zawsze uwielbiał krągłości, a ona miała ich w nadmiarze. Chciał ją zatrzymać, mieć na zawsze, ale musiała mu to zrobić. Zdradziła go z tym wieprzem. On stał się sprawcą jej późniejszych kłopotów. Cholerny padlinożerca!

Rozproszył go natarczywy, skrzekliwy dźwięk dzwonka. Syknął z bólu. Z rozciętego palca popłynęła krew. Cicho zaklął. Musi go w końcu wymienić. Kupi jakiegoś kuranta, albo coś podobnego, co nie będzie wygrywało melodię przypominającą dźwięk zardzewiałej piły. Ściągnął gumowe rękawiczki, rzucił je na stół, porwaną, w miarę czystą, szmatą owinął skaleczenie i ruszył schodami do góry. Opuściwszy piwnice podszedł do drzwi wyjściowych i je otworzył.

– Chwała Rzeczpospolitej! – Listonosz wykrzyknął tradycyjne powitanie. – Mam dla pana przesyłkę poleconą.

– Chwała Rzeczpospolitej – odparł i z niechęcią przyjrzał się przybyszowi. Doręczyciel, jak przystało na państwowego urzędnika, ubrany był w czarny, ściśle dopasowany mundur, na który składała się koszula, lekka letnia kurtka, spodnie ściśnięte pasem, a do niego przyczepiona kabura z pistoletem, oraz podkute wysokie pod kolana buty. Spod beretu spoglądały na gospodarza wąskie rozognione oczy. Niespokojne czasy wymagały nieustannej czujności. Mimo że za napaść na urzędnika na służbie groziła kara śmierci zawód ten nadal pozostawał obarczony wielkim ryzykiem. Podobno bezpieczniej było nawet na dalekowschodnim froncie. Przez ramie listonosz miał przewieszoną typową pocztową torbę. Z niej właśnie wyciągnął białą, wąską, urzędową kopertę.

– Z Ministerstwa Pokoju. Trzeba pokwitować.

Niechętnie podpisał pozostawiając na kartce rozmazany czerwony odcisk.

– Pan krwawi – zauważył listonosz.

– To tylko skaleczenie – wyjaśnił. – Zaciąłem się nożem. – Tylko nie zmyślać, bo wyczuje! – Krajałem mięso.

– A tak. – Te wściekle wąskie zaczerwienione oczy podejrzliwie na niego spoglądające. Listonosz odruchowo położył rękę na kaburze. – To ja już pójdę. Chwała Rzeczpospolitej!

– Chwała Ojczyźnie! – odparł i zamknął za nim drzwi. Czuł jak pot spływa mu po twarzy. Miał nadzieje, że nic nie wyczuł, niczego się nie domyślił. Jeszcze do tego wszystkiego brakowało mu badania na prawomyślność przez służby państwowe.

Podszedł do małej komódki stojącej na korytarzu. Nad nią wisiał wielki, zajmujący prawie całą ścianę olejny obraz ostatniego ukrzyżowanego. Młody chłopak w polskim polowym mundurze, obdartym i uwalanym we krwi, przybity do krzyża i z potwornym cierpieniem malującym się na twarzy spoglądał na niego. Nie mógł jedynie krzyczeć, gdyż zamknięto mu usta nitką utkaną z ciernia. W oczach ukrzyżowanego widział to samo cierpienie i wściekłość, którą chwilę wcześniej ujrzał w spojrzeniu listonosza. Brakowało jednak w nich podejrzliwości, a strach zastąpiło zrozumienie. Czuł, jak trzęsą mu się ręce. Pismo z Ministerstwa pokoju to nie przelewki. Nerwowo rozerwał kopertę. Wypadła z niej jasnobrązowa, zadrukowana maszynowym pismem kartka. Czytając powoli się uspakajał. List bezpośrednio do niego skierował Departament Ochrony Mniejszego Bliźniego i dotyczył on rozszerzenia listy zwierząt, których nie wolno było zabijać. Mniejszego brata nie należało uśmiercać dla przyjemności, a jedynie dla pożytku ogółu, czyli gdy stawał się po swym zgonie jedzeniem lub stanowił zagrożenia dla innych mniejszych braci lub bezpośrednio ludzi. Przypomniała mu się historia znajomego, który hodował norki na futra. Prawo tego nie zabraniało. Hodowla przynosiła profity do czasu, gdy zwierzątka zaraziły się nowoczesną odmianą liszaja. Futra stały się bezużyteczne, a co gorsze właściciel norek nie mógł ich zabić. Musiał je biedak na swój koszt utrzymywać pilnując, aby żadnej nic się nie stało, bo gdyby chociaż jedna zdechła czekała go niemiła przeprawa w Ministerstwie Pokoju. Nawet gdzieś je potajemnie dokupywał, gdy któraś zdechła, aby tylko zgadzała się ich ilość, ale w końcu nie wytrzymał presji i się powiesił.

Nic tu po nim. Odłożył kartkę na komodę, spojrzał spode łba na obraz wiszący na ścianie i poszedł do kuchni. Tam odszukał apteczkę, zdjął tymczasowy opatrunek i założył nowy. Musiał jak najszybciej dokończyć pracę. Miał nadzieje, że listonosz niczego się nie domyślił. Zresztą to tylko skaleczenie, a on był przecież rzeźnikiem.

Wrócił do piwnicy i przez najbliższą godzinę używając noża i siekiery porcjował leżącej na stole ciało. Podzielone na części kładł do płóciennych worków. Do osobnego, odpowiednio wzmocnionego włożył wnętrzności. Nie chciał, aby je wywlekły psy W końcu został tylko oblepiony krwią stół i cztery krwawiące pakunki. Trzeba było to wszystko posprzątać i zakopać w ogródku.

Będzie tęsknił.

Ale czy ta cholerna maciora musiała złapać włośnice!

Koniec

Komentarze

Kolejny z szortów. Miłej lektury.

:)

Och, czyli takie odwrócenie sytuacji. Chory umysł przeciętnego czytelnika N. Fantastyki spodziewa się zupełnie czego innego. W każdym razie, efekt mocno przeciętny, a finał przewidywalny już w chwili, gdy zaczyna się stękanie nad prawami zwierząt.
Z innej beczki - po co te anytutopijne motywy? Ministerstwo Pokoju, szpiclujący urzędnicy... za dużo Orwella?
Wyłapałem kategoryczny błąd w jednym ze zdań - "Nawet gdzieś je potajemnie dokupywał, gdy któraś zdechła, aby tylko zgadzała się ich, ale w końcu(..)"

Domyślam się, że miała zgadzać się ich liczba, ale takie niedbalstwo może cię zdyskwalifikować jako porządnego pisarza. Do tego trochę bubli interpunkcyjnych, sam je wyłap.

Ale nie łam się, mogło być gorzej. Pozdrawiam!

"miłą" lekturą to bym tego nie nazwała, ale poza tym dobre :) trochę literówek, przejrzyj tekst jeszcze raz pod tym kątem. Może zaskoczenie na końcu nie było totalne, ale jednak przez większość czasu myślałam, że bohater zamordował swoją "pannę" (i nie uważam, że mój umysł jest chory albo przeciętny :P) Ogólnie mi się podobało.

@Arctur - dlaczego brak jednego wyrazu ma dyskwalifikować Autora jako porządnego pisarza?! to nie "niedbalstwo" tylko pomyłka, tutaj autorzy sami muszą poprawiać własne teksty, a jak wiadomo poprawianie własnych tekstów jest trudne i nigdy nie daje idealnych efektów, gdyby ten tekst miał iść do druku - od czego jest redaktor i trzy korekty po drodze? Nie rozumiem Twojego ataku.

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

Nawet gdzieś je potajemnie dokupywał - wiem, że teraz nawet "poszłem" jest poprawną polszczyzną, ale dokupował brzmi lepiej. Samo opowiadanie takie sobie, moim zdaniem. Do przeczytania.

Chyba efekt końcowy byłby lepszy, gdypyś bardziej  poszedl jednak w klimaty kanibalizmu i makabry. Generalnie nie jest to złe opowiadanie, ale średnio zaskakujące.

Dziękuje za uwagi. "Dokupował" i "dokupywał' są poprawnymi, równorzędnymi formami. Może faktycznie "dokupował" brzmi lepiej. Nie wiem. Kwestia gustu.

Ministerstwo Pokoju nie pojawia się tu przypadkowo. Opisana historia dzieje się w stworzonym przeze mnie uniwersum; totalitarnej Rzeczpospolitej przyszłości. Jak na razie to trzeci tekst, którego akcje w nim umieściłem. Poprzednie to "Ukrzyżowani" i "Przepraszam, czy można tu zabijać". Szort powinien sam się tłumaczyć. Powiem tylko, że miałem fabularny powód, aby akcje w tym świecie umieścić.

Mi tam się podobało;)

Dzięki Sunnivina. :). Mam pomysł na kolejne opowiadanie dziejące się w tym uniwersum. Tym razem będzie to coś dużo poważniejszego i niestety wymaga znacznie więcej pracy i czasu aniżeli powyższy szort. Powiem tylko, że planowana historia mi się przyśniła i jest dużo bardziej pokręcona i "chora" w porównaniu z tym co dzisiaj przeczytaliście. Takie zresztą już są sny. Niemniej warta opisania.

Koszmar, a chce go opisać. Nawet to jest nieźle okręcone ;)

pokręcone, cholibka

Czekamy, czekamy. Może wyjdziesz z twórczego dołka?

Ach ci wielbiciele! Zawsze nienasyceni.

Dobra, a nawet przyzwoita wprawka. Dobrze, że była taka krótka. Osobiście podobają mi się tematy opisujące przyszłość w odcieniach totalitarnych. Pozdrawiam!  

Mnie się, poza średnio zaskakującym zakończeniem, podobało :) Cóż, nic tak nie kręci jak litry krwi i mnóstwo flaków. Jedna rzecz, która mi nie daje spokoju, a nie jestem pewna, jak sprawdzić jej poprawność: nie powinno być przypadkiem "Chwała Rzeczypospolitej"? O ile to nawiązanie do nazwy naszej kraju, to wydaje mi się, że to jest poprawna forma. Niemniej, jak wspomniałam, głowy za to nie dam.

Obie formy, czyli Rzeczpospolitej i Rzeczypospolitej są poprawne. Użyłem częściej używanej. :)

Niezłe.
Strasznie lubię czytać o rzeczywistościach totalitarnych, takie historie dają do myślenia. W zasadzie mogłeś w bardziej celowy sposób nawiązać do "Folwarku..." i "1984", a w zamian darować sobie motyw z ukrzyżowanym.  Niemniej to już kwestia gustu. Dam 5.
Znalazłam kilka błędów. Wypisać? 

Hmmm... Co prawda nie mam możliwości edycji, ale zawsze to jakaś nauka na przyszłość. Byłbym bardzo wdzięczny.

Będzie więcej opowiadań z ukrzyżowanym. To należało do delikatniejszych.

Nóż wibrował w jego dłoni (przecinek) rozcinając martwe tkanki. 

najbliższą godzinę (przecinek) używając noża i siekiery (przecinek) porcjował

Mimo że za napaść na urzędnika na służbie groziła kara śmierci (przecinek) zawód ten nadal pozostawał obarczony wielkim ryzykiem.

Przez ramie/Miał nadzieje/złapać włośnice! - ZGUBIONE OGONKI. Wiem, że to nie literówki, bo tak bywa we wszystkich Twoich tekstach.

pistoletem, oraz - bez przecinka

Czuł (przecinek) jak pot spływa

Niechętnie podpisał (przecinek) pozostawiając na kartce

Pismo z Ministerstwa pokoju - Przed chwilą było „Pokoju" wielką literą. Trzeba się zdecydować.

powoli się uspakajał - uspOkajał

stawał się po swym zgonie jedzeniem - To będzie niesmaczny żart, ale przyszło mi do głowy, że „na żywo" też można zjeść... np. ślimaka:P

cztery krwawiące pakunki. - Wydaje mi się, że pakunki nie mogą „krwawić" (chyba że to była metafora), nie są żywym organizmem. Ociekały krwią? Kapała z nich krew?

poszedł do kuchni. Tam odszukał apteczkę, - Nic takiego, ale wiadomo, że „tam", a bez „tam, to, tego" itd. lepiej brzmi. Oczywiście żaden to błąd raczej.

a co gorsze - Literówka?

kładł do płóciennych worków - Do worka się „wkłada", a „kładzie" raczej NA worek.

Młody chłopak w polskim polowym mundurze, obdartym i uwalanym we krwi, przybity do krzyża i z potwornym cierpieniem malującym się na twarzy spoglądał na niego. - Niby nie ma błędu, ale to długie wyliczenie raczej nieładnie wyszło.

I jeszcze się przyczepię:
zamknięto mu usta nitką utkaną z ciernia. - Jak wygląda nitka utkana z ciernia?

Jeszcze czuł jej dotyk i te ciepłe pieszczoty, którymi go obdarzała. - Jakimi pieszczotami obdarzała go maciora?

Dzięki Selene. Faktycznie gubienie "ogonków" i pomijanie przecinków w zdaniach wielokrotnie żłożonych, to najczęściej popełniane przeze mnie błędy. Z "ogonkami" walczę od dawna. Co do przecinków, swoje uchybienia spostrzegłem niedawno. Z pakunków wyciekała krew. Dlatego krwawiły. Co do maciory, to facet był zboczonym świrem i to, jak myślę, wystarczy za komentarz.
Dzięki za pomoc :)

Nowa Fantastyka