- Opowiadanie: Braian - Moje opowiadanie - fantasy

Moje opowiadanie - fantasy

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Moje opowiadanie - fantasy

To moje pierwsze opowiadanie, proszę o szczere komentarze co do błedów (z pewnością jest ich dużo). :P

 

Smoczy Jeździec

 

Drekar to najpiękniejsze miasto w Myrtanii, siedziba legendarnych Smoczych Jeźdźców, którzy za czasów Wielkiego Pokoju byli dominującą rasą. Od wieków Drekar było miastem neutralnym od wojen, nawet teraz kiedy Orkowie powoli podbijają królestwa ludzi, krasnoludów, nimf, elfów oraz goblinów, mieszkańcy stoją na uboczu i tylko patrzą jak Myrtania znowu zmierza ku zagładzie. Za czasów Wojny Dziesięciu Armii, która zakończyła Wielki Pokój, Smoczy Jeźdźcy zostali wybici prawie do nogi i ukryli się daleko na północy Złotej Puszczy odosobnieni od świata. Teraz aby odbudować dawne potężne plemię każdy chłopiec, który kończy piętnaście lat wstępuje do zakonu gdzie zostaje mu powierzone jajo smoka, nad którym sprawuje opiekę do czasu wyklucia. Później stają się nieodłącznymi braćmi, bowiem jeśli smok zginie w walce jego jeździec również musi zginąć , jeśli nie z ręki wroga to z własnej. Jeśliby tak się nie stało jeździec zostaje przeklęty przez wszystkich Smoczych Jeźdźców, a po śmierci czeka go piekło wieczyste. Jak dotąd żyje tylko jeden przeklęty, ma na imię Veldrin i ukrywa się w lasach Złotej Puszczy z daleka od wszystkich.

To już ostatni dzień przed wstąpieniem do Zakonu Smoczych Jeźdźców, ostatni dzień na pożegnania ze znajomymi i przyjaciółmi i ostatni dzień na zabawy i gry, bowiem już następnego dnia Eryk kończy swoje piętnaste urodziny. Według zwyczaju musi się on stawić u bram zakonu godzinę przed wschodem słońca, bo inaczej nie zostałby przyjęty do środka

– Nie mamy czasu! Jedz to śniadanie, bo musimy jechać do dziadka i cioci Telimeny. Twoja siostra już dawno zjadła, a ty ciągle przebierasz w tym talerzu. – powiedziała stanowczo mama Eryka.

– Nie poganiaj mnie tak. Przecież oni nie uciekną, a tak w ogóle wiesz dobrze, że nie lubię do nich chodzić, tam jest nudno.

– Nie marudź i jedz. Kiedy tam ostatnio byłeś, oni też na ciebie czekają, a dziadek jest chory i nie wiadomo ile jeszcze na tym świecie pożyje więc musisz go odwiedzić tym bardziej, że jutro idziesz do zakonu. Pogadamy, zjemy coś i o zachodzie słońca będziemy w domu.

– Co?! Ale mamo ja jeszcze się muszę pożegnać z przyjaciółmi, przecież nie będę ich widział przez jakiś miesiąc. – odparł młodzieniec.

– Nie martw się, oni też ci nie uciekną. Jak będziemy wracać do domu to po drodze wstąpimy do któregoś z nich i się pożegnasz. – powiedziała mama, a Eryk uśmiechnął się tylko i wrócił do śniadania.

Stara drewniana karoca przyczepiona do dwóch koni zaprzęgowych stała już gotowa do wyjazdu. Ojciec Eryka sprawdzał jeszcze czy wszystko jest dobrze podoczepiane, gdy z domu wyszli Eryk, Ilain i mama.

– No nareszcie. Od kiedy tak długo trzeba się ubierać – powiedział zniecierpliwiony tata.

– Taki dzień zdarza się tylko raz w życiu.

– Do zakonu idzie dopiero jutro.

– Ale dzisiaj musi się pożegnać z rodziną i przyjaciółmi, bo jutro nie będzie na to czasu.

– Możemy już jechać? – wtrącił Eryk.

– Tak, tak wchodźcie już z Ilain do środka, my będziemy siedzieć z przodu. – Rodzeństwo posłusznie weszło do karocy. Znajdowały się tam dwie ławki i małe okienko ozdobione firanką z białego aksamitu, którą uszyła mama. Drewno, z którego zrobiona była karoca, w niektórych miejscach powoli zaczynała gnić, ale wciąż nadawała się do jazdy. Na zewnątrz było jeszcze słychać głos mamy i taty, ale już po chwili karoca ruszyła w drogę.

– Eryk, a co to jest ten zakon? – spytała Ilain. Miała dopiero sześć lat i nie wiedziała jeszcze wszystkiego. Dziewczynka miała długie czarne włosy przewiązane wstążką i małe zielone oczka. Ubrana była w niebieską sukienkę, a na nogach nosiła czarne trzewiczki.

– Mama ci jeszcze nie powiedziała?

– Nie chce mi powiedzieć, bo uważa że nie powinnam tego wiedzieć bo jestem jeszcze za mała. – odparła smutno.

– Nie przejmuj się ona taka jest czasami, ale przecież to nic takiego. Co do zakonu, to jest takie miejsce gdzie przebywają tylko i wyłącznie chłopcy w moim wieku no i kilku starszych, którzy należą do tak zwanej Rady Starszych. Budynek zakonu mieści się w centrum naszego miasta. To właśnie tam rodzą się najpotężniejsi Smoczy Jeźdźcy w historii, tam się ich szkoli na potężnych wojowników.

– I ty też będziesz Smoczym Jeźdźcem? – spytała Ilain.

– No pewnie każdy mężczyzna jest Smoczym Jeźdźcem.

– Tata też? – na to pytanie ciężko mu było odpowiedzieć. Ich ojciec bowiem nigdy nie był Smoczym Jeźdźcem, bo jego rodzice nie zadbali o to aby zdążył przed bramy zakonu na czas, czyli godzinę przed wschodem słońca. Niestety później nie wpuścili go już do środka mimo błagań i próśb matki i ojca. Chwilę się zastanawiał aż w końcu skłamał.

– Tak tata też. – powiedział uśmiechając się do siostry.

– To gdzie jest smok od taty? – dopytywała się.

– Ilain skończ już z tymi pytaniami, nie wiem!

– No i widzisz, jesteś taki sam jak mama, nigdy mi na wszystko nie odpowiesz. – zasmuciła się i zwróciła wzrok ku okienku, za którym rozpościerały się chaty i pola obsiane zbożem,a jeszcze dalej las, bezkresny zwany Złotą Puszczą. Prawie cała jego powierzchnia znajdowała się pod władaniem elfów i pół elfów. Tylko jego mała część wokół miasta Drekar należała jeszcze do Smoczych Jeźdźców gdzie trenowali na wolnej przestrzeni.

Słońce stało w zenicie gdy dojeżdżali do posiadłości ciotki Telimeny. Chuda kobieta z krótkimi siwymi włosami czekała już na nich przy wejściu. Była ubrana w żółtą bluzkę i krótkie spodenki, a na wierzchu miała jaskrawoczerwony fartuch. Ciotka zbliżała się już do siedemdziesiątki i stała lekko pochylona szczerząc w uśmiechu swoje złote zęby. Gdy karoca stanęła Ilain od razu wybiegła i rzuciła się w objęcia ciotki.

– Cześć ciociu! – powiedziała z radością.

– No cześć kochanie, jak ja cię dawno nie widziałam. Ooo, jaka ty już jesteś duża. – odparła uwalniając się z uścisku Ilain.

– Oj przestań, aż tak duża to ja chyba nie jestem. – Telimena uśmiechnęła się i odwróciła wzrok ku Erykowi, który właśnie wychodził z karocy.

– A kogóż to moje stare oczy widzą. Nasz przyszły Smoczy Jeździec. No chodź tu do cioci się trochę poprzytulać. – zaśmiała się przytulając ciepło młodzieńca.

– Cześć ciociu – powiedział Eryk odwzajemniając uścisk.

– Chyba nie będziecie tutaj tak stać. Chodźcie do środka Gerwazy już na was czeka.

 

Gerwazy jest ojcem taty Eryka, ale z powodu podeszłego wieku nogi odmawiały mu już posłuszeństwa i poruszał się na zwykłym wózku inwalidzkim. Do tego jeszcze od kilku tygodni nachodziła go gorączka i silne bóle głowy. Teraz już przeważnie leżał w łóżku w swoim pokoju czekając na zbliżającą się szybkimi krokami śmierć. Jego żona umarła na gruźlicę kilka lat po urodzeniu taty Eryka, zaś Telimena była starą wdową, która nie miała gdzie się podziać po śmierci swojego męża. Na szczęście znalazła swoją drugą miłość i wyszła za mąż za Gerwazego jeszcze za nim zachorował.

 

 

 

To pierwsza część opowiadania. Jak narazie tyle zdołałem napisać. :P

 

Koniec

Komentarze

Ech, z własnego doświadczenia wiem, że wstawianie fragmentów pozbawionych zamkniętych ram jest małofajne i nic specjalnego z tego nie wynika, bo w sumie, co mogłoby wyniknąć? A co do błędów? Cóż, po sposobie pisania i tematyce tekstu, wnioskuję żeś jeszcze jest bardzo młodym psiarczykiem więc pracy przed tobą ogrom i jeszcze trochę. Czytaj dobrą literaturę, a potem jeszcze raz czytaj i jeszcze raz, a potem spórbuj pisać dalej. Życzę szczęścia i powodzenia w tym jakże niewdzięcznym rzemiośle zwanym pisarstwem ;)

Oczywiście miało być "pisarczykiem" nie "psiarczykiem", żeby nikt się przypadkiem nie obraził, to literówka. :)

Zgodze sie z przedmówcą. Tekst zbyt krótki i mówiący tylko tyle, że przez nastepne iles stron nic sie dziać nie bedzie. Wykluje się smok, bohater podrośnie i co dalej? O jeżdźcach smoków powstało już kilkanaście pozycji, więc nie jest to zbyt wdzięczny temat. Do tego "piekło wieczyste", zwrot nieodparcie kojarzący się z istniejącymi dogmatami. Co do stylu, to ok, jak na pierwszy tekst. Czytałem gorsze rzeczy. Niektóre dostały nawet piórka.

Zgadzam się z przypuszczeniem flesh, że autor jest pewnie młodym wiekiem Twórcą. Błędów masa, nie mam ochoty na wypisywanie ich. Do rad flesh'a dołączę jeszcze jedną: dobrze by było, gdyby ktoś pomógł Ci w redagowaniu tekstu (nauczyciel lub jakiś starszy krewny). Pozdrawiam

Czytałem gorsze rzeczy. Niektóre dostały nawet piórka. - gwidon2, rozwaliłeś mnie tym tekstem ;).

Mastiff

Bohdan, ja jestem flesz spolszczony, z "z" na końcu, nie "h" ;D

O kurcze, przepraszam:).

Mastiff

Nie jest to dobry tekst, ale nikt, zaczynając nie będzie od razu pisał jak Tolkien.

@ Lord Vedymin: <żarcik> Ciekawe jak pisał Tolkien, gdy zaczynał ? </żarcik>

Opowiadanie takie sobie. Najwiekszy mankament to fakt, że jest wyrwanym fragmentem dłuzszej koncepcji. Zwracaj uwagę aspekty techniczne (interpunkcja, zapis dialogów, etc.), bo to da się poprawić przy odrobinie wysiłku. Styl trzeba sobie wyrobić, sporo pisząc.

Od wieków Drekar było miastem neutralnym od wojen (Można być po prostu neutralnym, od wojen się na przykład stroni, nie miesza w konflikty.) , nawet teraz kiedy Orkowie powoli podbijają królestwa ludzi, krasnoludów, nimf, elfów oraz goblinów, mieszkańcy stoją na uboczu i tylko patrzą jak Myrtania znowu zmierza ku zagładzie. ( Po mojemu to trochę to bez sensu, jeśli mieszkańcy stoją i patrzą jak obca rasa łupi ich kraj, no ale ok, może to jakieś odosobnione miasto-państwo…).

 

. Za czasów Wojny Dziesięciu Armii, która zakończyła Wielki Pokój, Smoczy Jeźdźcy zostali wybici prawie do nogi i ukryli się daleko na północy Złotej Puszczy odosobnieni od świata. – Ze zdania wynika bardziej, że to coś ich od tego świata odosobniło. A spróbuj przekombinować, coć w stylu: Zostali wybici prawie do nogi, a ci którzy przeżyli, ukryli się na północy Złotej Puszczy. I chyba by tyle wystarczyło.

 

 Teraz aby odbudować dawne potężne plemię każdy chłopiec, który kończy piętnaście lat wstępuje do zakonu gdzie zostaje mu powierzone jajo smoka, nad którym sprawuje opiekę do czasu wyklucia. – Zasadniczo z kontekstu to to zdanie odnosi się do miasta Drekar, którego mieszkańcy, jak pisałeś wyżej, mają w dupie co dzieje się z ich krajem. Więc?

 

Według zwyczaju musi się on stawić u bram zakonu godzinę przed wschodem słońca, bo inaczej nie zostałby przyjęty do środka – wpuszczony chyba.

 

Kiedy tam ostatnio byłeś, oni też na ciebie czekają, ( trochę Ci się zaplatało. Pomieszałeś czasy i fakty, przez co brzmi to nielogicznie.) a dziadek jest chory i nie wiadomo ile jeszcze na tym świecie pożyje więc musisz go odwiedzić tym bardziej, że jutro idziesz do zakonu. (W dalszej części też interpunkcja szwankuje i ciężko stwierdzić, czemu ma w końcu tego dziadka odwiedzić. Bo idzie do zakonu, czy dlatego, że biedaczek jest chory. A może z obu powodów? Całe zdanko do kompletnej przeróbki)

 

Stara drewniana karoca przyczepiona do dwóch koni zaprzęgowych stała już gotowa do wyjazdu. – Zasadniczo to konie powinny być zaprzężone do karocy. Bo tak brzmi to, jakby karocę przyklejono koniom do zadów.

 

- No nareszcie. Od kiedy tak długo trzeba się ubierać - powiedział zniecierpliwiony tata.
- Taki dzień zdarza się tylko raz w życiu.
- Do zakonu idzie dopiero jutro.
- Ale dzisiaj musi się pożegnać z rodziną i przyjaciółmi, bo jutro nie będzie na to czasu.

W całym tym dialogu nie bardzo wiadomo kto co mówi.

 

Drewno, z którego zrobiona była karoca, w niektórych miejscach powoli zaczynała gnić, ale wciąż nadawała się do jazdy. – I tu też pomieszanie z poplątaniem. To co gniło? Drewno czy karoca? I co w takim razie nadawało się do jazdy? Drewno? Bo przecież o nim piszesz w tym zdaniu.

 

a jeszcze dalej las, bezkresny zwany Złotą Puszczą. – bezkresny las, zwany…

 

Chuda kobieta z krótkimi siwymi włosami czekała już na nich przy wejściu. – I włosy razem z nią im machały? :P Zdanie brzmi jakby te włosy, to obok niej stały i żywe były.

 

 

Komentujący wyżej powiedzieli ogólnie, ja się wysiliłem na kilka przykładów. I jak ktoś napisał, temat oryginalny w stopniu zerowym. Kojarzy mi się choćby z ta pozycja.

http://merlin.pl/Jezdzcy-smokow-czesc-1-okladka-miekka-wersja-kieszonkowa_Anne-McCaffrey/browse/product/1,520864.html?skad=ahhlicuabh&gclid=CLaMh8-uyagCFUku3godJDfwpA

 

Ale lepiej zacząć się wzorować na czymś, niż wymuszać oryginalność, więc po prostu staraj się unikać szkolnych błędów, tj. składnia, interpunkcja, logika zdań, a będzie ok.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Kolejne pokolenie wujka DragonLanca wychodzi z ukrycia!

Tekst po prostu słaby, od razu wyczuwa się brak doświadczenia. Ale to nie wazne. Trzeba nagradzac odwagę i zachęcać do dalszego pisania. Trzymaj tak dalej i pisz jak najwięcej. Powodzenia. 

Jakoś nie wiem, może imiona?  Zapachniało  mi Panem Tadeuszem, ciekawe, gdyby ktoś napisał wersję  z Tadeuszem jako jeżdzcem smoka w roli głównej.Chłopak musi być młody. Sam pamiętam siebie, jak odstawiłem zabawki i chwyciłem z pióro, bo miałem za mało miejsca na tapczanie, również populacja żolnierzyków nie chciała się rozmnożyć.(Temat na sf opko.)? Zgadzam się z przedmówcami, witaj w krainie marzeń.:)))

Nom mam 11 lat. :)

Jak na 11 lat i tak jest nieźle. Oby z każdym tekstem było lepiej.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Pisz, a będzie coraz lepiej. Powodzenia i połam pióro, czy jak to tam szło...  : )

Może w związku z wiekiem  jakąś ściemę nam zaserwowałeś,  a tak naprawdę masz  lat 51   i  śmiejesz się, aż trzeszczą stare żebra. Chcę ci podarować moje 4 punkty dla zachęty i podziękować za inspirację, jaką tu znalazłem pisząc komentarz. Mam już gotowego shorta pt. Zołnierzyki. Dzieki. :)

Nowa Fantastyka