- Opowiadanie: Ajran - Gdy stracisz docenisz (roz.I/II-Krzywdy)

Gdy stracisz docenisz (roz.I/II-Krzywdy)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Gdy stracisz docenisz (roz.I/II-Krzywdy)

Rozdział I(z II)

Krzywdy

 

W dzisiejszych czasach ludzie bardziej wierzą w pieniądze niż w Boga.

Za parę groszy gotowi są zrobić każdą głupią rzecz.

Ludzi z dobrym sercem brakuje na świecie, no cóż takich ludzi ze świecą szukać.

Dobra dość już moich poglądów przejdźmy do sedna.

Opowiem wam historię , która wydarzyła się niespełna dwadzieścia lat temu.

A więc w pewnej maleńkiej wiosce liczącej nie więcej niż stu mieszkańców miało miejsce pewne zdarzenie.

Na zakręcie w pobliżu wiejskiej szkółki przy samym zjeździe do lasu był wypadek samochodowy.

Nie trzeźwy szesnastoletni kierowca o bląd fryzurze potrącił wybiegającą zza drzew siedmioletnią dziewczynkę.

Ale jak doszło do tragedii? hmm, Spróbuję opowiedzieć to dokładnie jak było.

Był to czerwcowy czwartek, gdy słońce grzało opalone twarze pracujących w polu spoconych gospodarzy.

Gospodyni przygotowywała obiad dla głodnych mężczyzn.

Ja akurat wracałem autobusem po męczących lekcjach w szkole na wygodny fotel do domu.

Wracając z przystanku czułem zapach pikconych kotletów, który ciągnął się przez otwarte okno chałupy.

Przez drewniane drzwi weszłem do chaty, położyłem plecak z książkami obok wieszaka i zdjełem buty.

Poszłem prosto do kuchni.

Na stole ustawione były szklanki, talerze i sztućce, a po środku miska już ugotowanych ziemiaków.

Usiadłem przy stole biorąc w ręce widelec i tylko już czekałem na popołudniową wieczerzę.

Matka jak zwykle zawołała ojca i wuja przez okno krzycząc,

-Chłopy obiad!

Po chwili zdyszani ciężko pracą faceci przyszli z pola i usiedli obok przy stole, a matula podawała każdemu z osobna jadło.

Ona usiadła ostatnia i zaczeliśmy mówić krudki paciórek dziękując za dary.

Mama z ciekawości spytała mnie,

-Co w szkole? Słyszałam, że niedługo wywiadówka. Ciekawe jakie oceny zarobileś.

Ojciec na to trochę wkurzonym głosem odrzekł gwarą,

-Niech tyko gówniaz narobzi jydynek to se wtedy z niom police! Ucyć se ni chce to doroboty niych se bzieze!

Matka zawsze broniła mnie i tym razem było tak samo.

-Oh przestań sam nie masz wykształcenia a chłopaka straszyrz!

-Ni darmo robzie na darmozjada!

Nagle nastała cisza i wszyscy dokańczali swój posiłek.

Był już wieczór więc się kładłem spać.

Położyłem się spać, po pewnym czasie zasnełem.

Obudziłem się rano , ubrałem w nowe ubrania, a że był piątek to spakowałem plecak i poszłem do przystanku.

Na dziś nie były przewidziane żadne sprawdziany, ani kartkówki.

Zawsze przed pierwszą lekcją mój autobus przyjeżdża wcześniej i muszę czekać około pół godziny na zajęcia.

Moi kumple przychodzą wcześniej by móc pogadać.

Ja wysiadłem z autobusu i ruszyłem na ławkę obok wejścia do szkoły.

Koledzy moi już tam czekali.

Podeszłem blisko i przywitałem się przez uścisknięcie dłoni.

Zaczeliśmy rozmowę, na której wolałem by mnie nie było.

Czarek zaczoł mówić,

-Jutro jest dyskoteka z okazji pożegnania III gimnazjum, no a my jesteśmy III gimnazjum, więc musimy iść.

Na to Radek stanowczo odrzekł,

-Musimy uczcić nasze odejście, nooo iii przyniesiemy fajki oraz wódkę.

Mnie nie podobał się pomysł Radka dlatego powiedziałem mu,

-Ja nie będę ani palił, ani pił! Wam też odradzam mamy tylko po 16 lat.

Łukasz uznał , że bredzę więc się wtrącił do rozmowy,

-Przestań, kujon jesteś i tyle. Baba jesteś że, nie wypijesz?

Do tego Czarek jeszcze dodał,

-Troszeczkę grzdylniemy. Lamus tylko nie weźnie.

Ja wtedy nie chciałem być Lamusem więc odparłem,

-Dobra, Dobra! Ale kto przyniesie? Ja napewno nie.

Na to Radek z uśmiechem,

-Spokojnie wszystko zaplanowałem, przygotowałem wcześniej. Schowałem w piwnicy i spokojnie sobie się studzi.

-No i git!(Krzyknął Łukasz)

W tej oto właśnie chwili zadzwonił dzwonek na lekcje.

Poszliśmy na tą nudną matematykę.

Po szkole rozmyślałem o tym czy będę pił , czy nie.

Tak naprawde nie chciałem, ale te przychodzące mi na myśl śmiejące sie spojrzenia kolegów rozbrajały mnie.

Zaszłem na podwórze i prosto do kuchni, do domu.

Na stole wszystko już czekało jak zwykle, ale mnie to szczerze mówiąc guzik obchodziło.

Siedziałem , a mama podawała żywność po kolei.

W końcu sama usiadła, zmówiliśmy pacierz i zaczeliśmy spożycie.

Ja nadal rozmyślając kręciłem widelcem po talerzu, jednak matka to zauwarzyła i zapytała ciepłym głosem,

-Co się stało synu?

-Nie nic.

-Ale przecież widzę. Powiec mi, po to jestem.

Nagle ojciec nie wytrzymał i krzyknoł,

-Pewni bachor cus zmajstrował! Albo guwniaz jydynke dostał! Se zaraz z niem rozprazie!

Ja musiałem jakoś zareagowac,

-Nic nie zrobiłem, jedynki też nie dostałem.

Matka pomagała mi i broniła jak mogła,

-Zostaw go stary, przecież powiedział, że nic nie zrobił.

-Poziecieć kazdy moze, ale do robuty to ni chce.

Wstałem i poszłem do swojego pokoju.

Układłem się i wziełem do ręki pierwszą lepszą książkę.

Na okładce był napis "Nie bądź tylko sam, bo jesteś dla innych"

To dało mi trochę do myślenia, więc uznałem, że nie będę spożywał trunków alkocholowych oraz tytoniu.

Ale po ponownym przeczytaniu cytatu uznałem, że skoro jestem dla "innych" to nie warto się kłucić z "innymi" więc postanowiłem, że przebacze ojcu.

I przebaczyłem, ale to były puste słowa, z wyrzeczeniami musiały iść czyny.

Wieczorem poszłem do ojca, który czytał gazetę na fotelu.

Podszedłem powoli do ojca, serce mi mocno biło bo nie wiedziałem jak zareaguje.

Bałem się go, ale miał słuszność, że nie chce mi się pracować w polu.

Gdy podeszłem wystarczająco blisko ojciec położył gazetę , spojrzał na mnie i powiedział kródko i na temat,

-Czego.

Ja trochę się zawachałem, ale nie mogłem dłużej tego w sobie dusić,

-Przepraszam.

-Co?!

-Przepraszam.

-Za co?!

-Przepraszam za wszystko co uczyniłem źle, i przebaczam za zło , które spotkało mnie.

Ojca zamurowało, raczej tak mi się zdawało bo nie odpowiedział.

Poszłem szybko do swojego pokoju i układłem się na łóżku zasypiając po woli.

Nie ukrywam, że zrobiło się lżej po tym.

Był już wieczór więc kładłem się spać.

Jutro miała być impreza, a ja chciałem być wyspany.

Rano wstałem. Poszłem na duł bo zabawa miała zacząć się dopiero o szesnastej.

Zjadłem szybkie śniadanie i wyszłem na zewnątrz pospacerować po gospodarce.

Gdy tak spacerowałem Ojciec zawołał mnie do roboty.

Jak tylko usłyszałem, że mnie woła pobiegłem odrazu bo bałem się, że jak nie przyjdę to dojdzie do rękoczynu.

Zbliżyłem się, a tata kazał mi oprzątnąć obore.

Dał mi czas do wieczora, aż do przygnania krów z pola.

Wziełem się do roboty, wywijałem widłami w to i w tamto.

Przed czternastą się wyrobiłem, byłem taki zmęczony.

Szybko rzuciłem widły, które uderzyły trzonkiem w brzucho ojca.

Nie zauważyłem go, ze strachu nie wyszeptałem nawet jednego słówka.

On zaczął krzyczeć, wzioł do reki najbliższy przedmiot, którym była wąska deska.

Jedno ręką złapał mnie za ramię i ściskał mocno, a drugą uderzał deską po moich plecach.

Krzyczałem z bólu, ale on po sześciu walnięciach sam sie zmęczył i przestał.

-Zeby wincej se to ni powtórzyło !

Pobiegłem do domu, właśnie wracała mama ze sklepu.

Zauważyła moją mizerną i bladą twarz. Musiała spytać,

-Co ci jest?

-Nic takiego.

-Poczekaj, Stój! Powiec co się stało.

Spostrzegła, że lekko trzymam się za plecy.

-Odwróć się.

Ja odwróciem się, a ona podniosła mi koszulkę i zobaczyła plecy całe w siniakach i krwi.

Jedną ręko przykryła swoje usta i powiedziała,

-Kto to ci zrobił?!

-Nie ważne.

-Nie ma, że nie ważne, powiec!

Szepnełem cicho pod nosem.

-Ojciec.

-Kto!? Mów głośniej!

-Ojciec

-Gdzie on jest, niemozna tego tak zostawić.

Wskazałem palcem kierunek, w którym tata przebywał.

Matka poszła robić awantury ojcu, a ja uciekłem się szykować na imprezę.

Szukałem w szafie najlepszych ubrań.

Nagle usłyszałem krzyki , dobiegały z zewnątrz.

Krzyk podobny do Mamusi.

Nie wiedziałem co się stało, więc szybko pobiegłem na farmę zobaczyć…

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Pisanie (opowiadanie) historii to jedno z najszlachtniejszych zajęć w życiu. W wielu kulturach opowiadanie historii było wręcz czynnością magiczną i uświęconą.
Zresztą... lepiej pisać niż pić, palić i za kozami się uganiać :D

Wbrew pozorom Twój, no mogę chyba (nad)użyć określenia: styl, nie musi się obracać przeciwko Tobie, ale działać na Twoją korzyść, wszystko zależy od tego co i kim chcesz opowiedzieć - zerknij na przykład w książkę Kolor Purpury Alice Walker :)

Doskonały przykład katolickiej analfabecji.

A konkretniej ? Chodzi o tekst czy o mnie?

Całokształt. Nie chcę cię, oczywiście, zniechęcać, przyjacielu, ale elementarna przyzwoitość wymaga sprawdzenia tekstu pod względem ortograficznym przed upublicznieniem go na łamach portalu. Nowa Fantastyka to, wbrew pozorom, nie śmietnik, gdzie można wrzucać, co komu się podoba.
Natomiast wiara, że "przesłanie" nadrobi poprawność (bo na co komu ta gramatyka znudziała ortografija) jest, niestety, błędne.

Ajran, gdyby to był pierwszy raz, to można by wybaczyć. Ale ty ZNOWU wrzucasz tekst z kardynalnymi błędami. Nie można tego nazwać inaczej jak lekceważeniem czytelnika.

Nie wierzę w Boga, lądowanie na księżycu i darmowe promocje, i nie wierzę, że te błędy są au naturel - stawiam na prowokację artystyczną :)

Błędy akurat idealnie wpasowują się w narrację, która jest, hm, mocno nastoletnia. Autor kompletnie nie umie oddzielać informacji istotnych od nieistotnych (typu wchodzenie przez drewniane drzwi - bo czytelnik pewnie by pomyślał, że bohater dostaje się do domu przez komin, i to plastikowy), zanudza szczegółowymi opisami najprostszych czynności, a język jest tak naiwny, że aż trudno udzielać jakichś konkretnych rad (poza zaganianiem do lektury).

Mnie się nawet nie chce tego czytać, bo tekst jest sformatowany bardzo niechlujnie. W czym Ty to piszesz. W notatniku? Nie masz Worda? I zgadzam się z Achiką - lekceważysz czytelnika.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Te określenie drewniane drzwi  miało podkreślić, iż mieszkają w starej chałupie, a nie w bloku czy willi.
Ale za błędy to przepraszam .

Ja myślałem , że tak napisany tekst będzie się lekko czytać, przepraszam .

To w bloku czy willi drzwi są zawsze plastikowe (i to bez możliwości wymiany. kto to widział)?

No i co z tego, że chciałeś podkreślić tymi drewnianymi drzwiam i przez to mieszkają w starej chałupie. Ja mieszkam w willi, i mam drewniane drzwi. To nie tędy droga.

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Co wy się tych drzwi uczepiliście? :D heh

Bo ortografii już się czepialiśmy w poprzednich twoich tekstach, a ty nadal sadzisz kompromitujące błędy.

Natomiast słowa "popołudniowa wieczerza" sugerują, że w świecie opowiadania cykl dnia i nocy jest całkowicie zaburzony! Oto wieczór wypada jeszcze w porze popołudnia! Być może to efekt jakiejś zadziwiającej anomalii geomagnetycznej?
Ajran, zdumiewasz nas!

W drugim rozdziale prubowałem bez błędów ortograficznych.

Prubój dalij.

"bląd fryzurze" - fryzura sama w sobie nie może być bląd...?
"Ale jak doszło do tragedii? hmm,(...)" - z dużej litery to "hmm" powinno być.
"zaczeliśmy mówić krudki paciórek" - nie mam pojęcia, czy te błędy są specjalnie by zaznaczyć pochodzenie bohatera, czy są po prostu Twoją piętą Achillesową, bo jak spojrzałem na Twój komentarz, mianowicie:
"W drugim rozdziale prubowałem bez błędów ortograficznych." to zaczynam wątpić...
"straszyrz!" - po tym słowie straciłem nadzieję ;D

Ogólnie tekst troszkę o niczym. Nie widzę tutaj fantastyki. To kiepski tekst.
Podpisuję się pod komentarzem Arctur'a Vox'a - prubój dalij. 

Nowa Fantastyka