- Opowiadanie: wiedźmin - Kto nie gra ten nie wygrywa

Kto nie gra ten nie wygrywa

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Kto nie gra ten nie wygrywa

KTO NIE GRA TEN NIE WYGRYWA

 

Zły- według słownika języka polskiego to inspirator czyichś złych uczynków, element destrukcyjny jakiejś zbiorowości ludzkiej, przynoszący coś niepomyślnego.

 

W czasie wymijania przez poloneza fiata Doblo, z dachu tego pierwszego na tylny zderzak drugiego skoczyło coś niewidzialnego, nieokreślonego kształtu. Przyklejając się do tylnej klapy bagażnika, tworząc dziwną narośl. Lekko zachwiało jadącym samochodem. Kierowca Doblo przytrzymał mocniej kierownicę.

 

– Jacuś jesteś zmęczony? Spytał Karol.

 

– Nie, w porządku to tylko podmuch przy wymijaniu.

 

– Przecież Jacek wcale nie musi prowadzić przez cały czas, wszyscy mamy prawka i możemy się zmieniać – informacyjnie oznajmił Janek.

 

– Mnie z tego wyłączcie, jeżeli mam dobrze zagrać muszę być wypoczęty.

 

– Zawsze umiałeś się ustawić, tylko dlaczego tak dobrze nie poszło ci z żoną Karolku? Przygwoździł go Paweł.

 

– Bo ta małpa, wolała robić karierę niż zakładać dom.

 

– Dajcie spokój chłopaki, po co te awantury, za trzy godziny mamy ważny mecz, jeśli przegramy cały nasz roczny wysiłek pójdzie na marne – spokojnie podsumował Wacek.

 

– Pan trener się znalazł, nie trzeba było uganiać się za dupami. Kiedy ty się w końcu ustatkujesz?

 

– A po co, żeby mieć takie problemy jak wy i wysłuchiwać w kółko waszych narzekań, że stara to, a dziecko tamto, a gosposia nie posprzątała, a opiekunka się zesrała.

 

– Przesadzasz – bronił się Karol.

 

– Ja przesadzam, jak chcecie mogę wam puścić film z zeszłego miesiąca jak to chcieliście zakopać swoje żony u Pawła w ogródku, bo akurat układał kanalizację.

 

– Który to wymyślił, że u mnie, pewnie Janek?

 

– No tak znowu ja, przecież ja nie mam żony, zawsze na mnie wszystko zwalacie, to Jacek – Janek odbił piłeczkę.

 

– A ja gdzie wtedy byłem?

 

– Leżałeś Pawełku na górze nieprzytomny.

 

– Jak to nieprzytomny, coś mi było konkretnego?

 

– Oj tak, bardzo konkretnego, to się nazywa uchlany w trupa – zarechotał Karol.

 

– A nie, to wszystko w porządku myślałem, że po bójce jakiejś. A propos, pamiętacie jak Karol pomylił drzwi i narzygał Jankowi do butów. Bo w tym hotelu w szafie jak się otworzyło jedne drzwi to była umywalka, a w drugich była szafa.

 

– Pamiętam, potem przez dwa dni buty jeździły na bagażniku – przypomniał Jacek.

 

– Przestańcie już z tymi obleśnymi opowieściami.

 

– Jasiu, no co ty, przecież to nasza historia i ty też w niej bierzesz udział – zawyrokował Paweł.

 

– Tak biorę, ale czy ktoś mnie zapytał czy chcę?

 

– To teraz nam to mówisz? Obruszył się Wacek.

 

– Sami zaczęliście.

 

– Naprawdę, nie podoba ci się to co razem wyprawiamy? Dorzucił Karol.

 

– Tego nie powiedziałem.

 

– No to co chcesz powiedzieć – ostry ton Pawła zapowiadał kłótnię.

 

– Może mam już dosyć tych samych historii, opowiadanych miliony razy, wyśmiewanych jeszcze więcej razy. Nie chce mi się już tego słuchać. I dokładnie wiem jak będzie wyglądał następny wyjazd pełen tych samych obrzydliwych historii.

 

– Janek, ale innych nie mamy – wtrącił Wacek.

 

– To może lepiej pomilczmy – Janek nie wytrzymał.

 

I na chwilę w pięcioosobowym fiacie Doblo zaległa cisza. Nie trwała zbyt długo bo Karol zauważył na poboczu autostopowiczkę.

 

– Chłopaki, jakaś dupa łapie stopa, bierzemy?

 

– Nie da rady. Chyba, że do bagażnika i tam ją każdy po kolei podyma – jak zwykle pierwszy odezwał się Jacek.

 

– Jestem za – zgłosił się Wacek.

 

– Ja też – przytaknął Karol.

 

– I ja – na końcu potwierdził Paweł, specjalista od trudnych pytań.

 

– A ty Janek?

 

– A ja nie!

 

– No co ty, nie bądź leszcz – pieszczotliwie nazwał go Wacek.

 

– Nie dziękuję. I to jest właśnie to wasze uszczęśliwianie na siłę.

 

– Janek pojebało cię, co się z tobą dzieje chłopie, dewociejesz nam na starość? Eksplodował Paweł.

 

– Może tylko stałem się normalny – bronił się Janek.

 

– Decydujcie szybciej właśnie ją mijam.

 

Samochód przejechał obok dziewczyny.

 

– Za późno.

 

– Dobra, to co to jest według ciebie ta normalność? Jak mi to wytłumaczysz to może się zmienię – wkurwił się Paweł.

 

– Normalność, to są zwykłe opowieści o tym, jak twoje dziecko chowa pod poduszkę ząb i czeka na niespodziankę, albo jak przypadkiem zamykasz inne dziecko w garażu i przez drzwi udzielasz instrukcji jak ma wyjść. To jest normalność. Jak idziesz z żoną do sklepu, ale wpadacie w zaspę, toczycie się do rowu, długo w nim leżycie śmiejąc się i nie mogąc wyjść.

 

– Janek, ale to jest zwykła proza życia – ripostował Paweł.

 

– Ale jaka piękna.

 

-To co przeżywam z wami też jest piękne, tylko inne. Jest mi przykro, że tak mówisz.

 

– No proszę a teraz usłyszę całą prawdę od pana psychologa, jak to sobie nie radzę bo jestem sam – nadal w spokoju prowadził dyskusję Janek.

 

– Paweł nie rób tego jeszcze mamy dzisiaj mecz do zagrania – wtrącił się Wacek.

 

– Nie będę milczał na temat, który dotyczy bezpośrednio nas wszystkich, bo albo jesteśmy zespołem kumpli, albo bandą gnojków nie umiejących załatwić własnych problemów.

 

– Możesz to zrobić po meczu jak będziemy wracać – obruszył się Karol.

 

– Wtedy będzie za późno. To wszystko ma podłoże w twoich nie zrealizowanych związkach drogi Janeczku. Próbujesz odreagować na nas swoje niepowodzenia i ja to rozumiem. Pamiętaj jednak, że normalność to pojęcie względne ponieważ są też i tacy ludzie dla których chodzenie cały dzień w wodzie i sadzenie ryżu jest normalnością. A wiem, że ty nie chciałbyś tego robić, więc nie pierdol mi o normalności. Jacek zatrzymaj muszę się odlać – rozkazał Paweł.

 

Samochód po przejechaniu kilkudziesięciu metrów zatrzymał się na poboczu. Czterech facetów sikało równo stojąc obok siebie a piąty poszedł w głąb lasu.

 

– Co się z nim dzieje, znowu się zakochał? Zapytał Karol.

 

– Zawsze się tak zachowuje przed każdym burzliwym romansem – Paweł znał Janka najdłużej, więc mógł sobie pozwolić na taki komentarz.

 

– Nie ma już takich prawdziwych miłośników z powieści jak Janek – zadumał się Wacek.

 

– Słuchajcie, a dlaczego Janek nigdy z nami nie leje, tylko ucieka w las? Wyskoczył z pytaniem Jacek.

 

– Dajcie mu popaprańcy na dzisiaj spokój bo was tu wszystkich zostawię – ostro podsumował Wacek.

 

– Wsiadajcie, nie jaramy bo nie ma czasu, zostało nam jeszcze nie całe pięćdziesiąt kilometrów.

 

– I tak musimy czekać na naszego Romea.

 

– Nie musicie już jestem.

 

– I słuch ma jeszcze dobry – zażartował Karol.

 

– Nawet powiem, że znakomity w tamtym tygodniu byłem na badaniach okresowych i pani doktor aż się zdziwiła.

 

– I co wywróżyła ci długie i szczęśliwe życie? Zakpił Jacek.

 

– No nie, ale to zapewnię sobie po dzisiejszej kumulacji.

 

– O cholera zapomniałem – przypomniało się Karolowi.

 

– A ja nie i jak zawsze wysłałem tylko jeden zakład – tryumfował Janek.

 

– I masz nadzieję, że coś wygrasz? Kpił z niego Karol.

 

– Żyję z tą nadzieją już od blisko ośmiu lat, od kiedy wróżka podała mi liczby.

 

– I co? Dopytywał się Jacek.

 

– I nic, ale przy takiej kumulacji muszę coś trafić.

 

– Acha, żyj dalej nadzieją, jak nie zapracujesz to nie będziesz miał – dalej dokuczał mu Paweł.

 

– No, ale przecież ktoś wygrywa – drążył temat Wacek.

 

– Ta, a widziałeś kiedyś taką osobę albo znasz?

 

– Nie.

 

-To daj sobie spokój.

 

– A ja znam, mój znajomy trafił piątkę – pochwalił się Janek.

 

– Co tam piątka liczy się główna. Ile jest dzisiaj do zgarnięcia?

 

– Chłopaki, całe dwadzieścia trzy bańki – prawie wykrzyczał Janek.

 

– Ładnie, to już niezła kasa – potwierdził Jacek.

 

– Niezła? Chłopie ustawiasz rodzinę na trzy życia – Wacek wydawał już te pieniądze.

 

– Nie przesadzaj, zależy jakie kto ma wymagania – Paweł zachowywał status przywódcy.

 

– No tak tobie to by nawet sto baniek było mało – skwitował Karol.

 

Cała wcześniejsza dyskusja poszła w niepamięć i chłopcy zaczęli rozmawiać o drużynie przeciwnej, z którą mieli się dzisiaj zmierzyć. Mecz przebiegał według oczekiwań, tylko pierwsza kwarta należała do przeciwników. W krajowej amatorskiej lidze oldbojów nie było dla nich przeciwnika. Dzisiejsze zwycięstwo gwarantowało za tydzień mecz o wielki puchar ligi ze stołeczną Warszawianką. Najmniej zmęczony siadał za kółkiem i zmieniali się teraz częściej by nie doprowadzić do wypadku. Już od dwóch godzin byli w trasie, prowadził Jacek. Karolowi przypomniało się nagle, że to dzisiaj miały paść w totku miliony.

 

– Janek i co z numerami?

 

– Jak to co, przecież losowanie jest w telewizji jak miałem zanotować.

 

– A ile po, dają wyniki do Internetu?

 

– Prawie po godzinie już są.

 

– No to Wacek dawaj kompa zaraz sprawdzimy czy nasz Romeo jest milionerem – komenderował Karol.

 

– Jaki Romeo? Zdziwił się Janek.

 

– No i widzisz jaki jesteś, nie można powierzyć ci żadnego sekretu bo zaraz wypaplasz – skarcił go Wacek.

 

Luzik Jachu, luzik, jesteś wśród swoich, zapomnij to taka Twoja nowa ksywa. Karol masz tu grata i kabel do zapalniczki pod zasilacz, bo jak znam życie to pewnie jest zupełnie wyładowany – podał im do przodu laptopa Wacek.

 

– Na szczęście w tym aucie są dwa gniazda i na jednym będziesz mógł mieć dalej swoje ulubione radyjko z mobilkami Jacuniu – pocieszył go Karol.

 

– Jestem zobowiązany.

 

– Dobra odpalam, nie działa.

 

– Może źle podłączyłeś? Z wyrzutem zapytał Paweł.

 

Troska o uszczęśliwienie Janka numerami, objęła wszystkich.

 

– Czasami to drugie gniazdo przerywa, musisz delikatnie walnąć z boku tuż przy blokadzie – poradził Jacek.

 

Karol przywalił w plastikową osłonę trochę za mocno aż otworzyła się półka.

 

– Delikatnie to nie maszyna parowa – patrzył na demolkę Jacek.

 

– Przepraszam.

 

-Teraz oba przestały działać, ale z ciebie mechanik – karcił go dalej Jacek.

 

– Jak jesteś taki mądry to sam to zrób.

 

Jacek pochylił się w stronę Karola, patrząc nadal na drogę, włożył rękę pod plastikową maskownicę, przez chwilę pogrzebał i obie lampki zaświeciły się.

 

– Widzisz trzeba znać samochód, tak jak kobiety też reaguje na delikatne bodźce.

 

– Jest twój to wiesz gdzie go posmyrać, żeby działał jak należy cwaniaczku.

 

– Nie gadajcie tyle, tylko odpalajcie w końcu ten komputer – niecierpliwił się z tyłu siedzący Wacek.

 

– Co się tak gorączkujesz musi się podnieść przecież to Windows. Janek pamiętasz numery czy zagrałeś z maszyny? Zapytał Karol.

 

– No przecież już wam mówiłem, że od kilku lat gram cały czas na te same: cztery, piętnaście, dwadzieścia trzy, dwadzieścia osiem, trzydzieści pięć i czterdzieści jeden, znam je na pamięć.

 

– Ale z ciebie zawzięty skurczybyk. Myślisz, że w końcu trafisz? Odezwał się Paweł.

 

– A dlaczego nie?

 

– Bo to chłopie jest wszystko ustawione, zobaczysz zaraz się okaże, że mamy kolejną po hazardowej, aferę totolotkową.

 

– Mówcie co chcecie jeszcze mnie stać na te trzy złote za jeden zakład.

 

– Dobra cicho, otworzył się, co mam wpisać w gogle? Karolowi aż ręce drżały z przejęcia.

 

– Lotto kropka pl – beztrosko odpowiedział Janek.

 

– Jest, dawaj, jakie mówiłeś?

 

– Cztery, piętnaście, dwadzieścia trzy, dwadzieścia osiem, trzydzieści pięć, czterdzieści jeden – Jacek wyrecytował za Janka.

 

– A wy co razem chodzicie do kolektury?

 

– Nie interesuj się tylko sprawdź.

 

Karol patrzył przez chwilę w ekran komputera, a potem dziwnie spojrzał na Jacka. Zwrócił na to uwagę Paweł.

 

– Wiesz co nie ma zasięgu, wyrzuca połączenie – oznajmił wszystkim.

 

– Trudno sprawdzę sobie jutro – nie przejmował się Janek.

 

– Jacek, weź zatrzymaj się na szczanie bo coś mnie ciśnie – poprosił Paweł.

 

– No i zapalimy – do prośby przyłączył się Wacek.

 

Jacek wjechał do lasu, akurat kilkadziesiąt metrów od drogi znajdował się parking. Był pusty. Jak zwykle Janek z przyzwyczajenia poszedł w głąb lasu.

 

Mijała kolejna godzina jazdy w ciszy, do domu wracało tylko czterech old koszykarzy. Podczas wymijania ciężarówki wiozącej świnie, dziwna istota przeskoczyła, przyklejając się do metalowych drzwi auta znów tworząc przezroczystą narośl, w której załamywały się refleksy świateł samochodów jadących za ciężarówką.

 

 

 

 

 

 

*

Koniec

Komentarze

Jeśli chce się pisać opowiadanie samymi dialogami, to trzeba najpierw nauczyć się je poprawnie zapisywać. To nawet nie jest opowiadanie. To jakiś bezsensowny i męczący bełkot, w którym nijak nie idzie się połapać.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Suzuki ma trochę racji. Niełatwo się połapać między bohaterami, a bledy w zapisie, brak okołodialogowych opisów jeszcze to utrudnia. Same dialogi też strasznie nierówne; często brzmią bardzo nierealnie.

Plusem jest to, że jest tu jakaś historia i nawet zaryzykuje stwierdzenie, że jest ona spójna. Zakończenie jest mało przejżyste, ale jak się trochę powysilać do da się zrozumieć, o co chodzi (chociąż to Twoim zadaniem jest, żeby to przychodziło czytelnikowi bez wysiłku). Jest to postęp w stosunku do wcześniejszych Twoich tekstów, które czytałem, bo jest fabuła i (nie obraź się) sens.

Niestety, spodziewaj się teraz mocnej, krytyki, bo tekst jest zwyczajnie niechlujny. Przed Tobą gigantyczna praca. Czy wykonalna? To już zależy od tego, ile masz lat, samozaparcia i chęci do pracy.
Jeśli nie masz ochoty, przyjmować całej krytyki na klatę i mozolnie pracować nad każdym zdaniem, to zawsze możesz wmówić sobie, że jesteś niezrozumianym geniuszem. Wielu osobą to pomaga. 

Tekst jest bardzo słaby, ale widzę jakiś progres. 

Suzuki, to może nie czytaj tego bezsensownego bełkotu skoro nie potrafisz napisać prostego komentarza bez obrażania kogokolwiek, ponieważ za chwilę na Tobie ktoś nie zostawi suchej nitki. Rigante może ocenić tekst bez doprowadzania człowieka na skraj załamania nerwowego. Zastanawiam się przez kogo zostali wychowni tacy ludzie, którzy jednak nie potrafią. Gnojenie to jedna z naszych narodowych cech. Zapewniam Cię, że nie po to się tutaj zarejestrowałem. Mimo wszystko dziękuję za komentarz i życzę wszystkiego dobrego w dojrzałym życiu. Rigante bardzo dzięki za rady.

Pokaż mi, w którym momencie Cię obraziłam :) Jak koniecznie chcesz pokazywać swoje teksty innym, to musisz się nauczyć radzić sobie z krytyką.

www.portal.herbatkauheleny.pl

Suzuki gdybym sobie nie radził to pewnie by mnie tu już dawno nie było.

Nie będę pisała nic o dialogach, bo Rigante chyba powiedział wszystko, co sama miałam na myśli.
Ale może jeszcze by postarać się zrobić z tej mąki chleb? Bo skoro zdecydowałeś się na taki zapis, to może i w porzyszłości znów się na coś podobnego targniesz?

Więc może zamiast tego jednego ciągu wypowidzi, zaczynających się zwyczajowo od "-" wproiwadziłbyś jakąś mikoformę scenopisu? I zamiast upierać się przy prozie, zrobiłbyś coś na kształt dramatu? Kolejne wypowieszi postaci zamiast od "-" zaczynałyby się od imion lub tylko wielkich liter:
R: Cześć, co słychać?
J: A nic. Wczoraj mi się ocieliła Czarnulka.
R: Łooo - sarknął Rafał, jednocześnie drapiąc się po łysek głowie, czerwonej od słońca - trza było mówić, zrobilibyśmy jakąś flaszkę wieczorem.
J: Ano. Ale znowu stara wsiadłaby na mnie - dodał zniesmaczony Janek samą wizją...

i tak dalej, i tak dalej :)

To tylko taki mój, dość luźny, pomysł.

Pozdrawiam.

Nowa Fantastyka