- Opowiadanie: GaPa - Przyjaciele

Przyjaciele

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Przyjaciele

Fabryka wypchnęła go w wysysający ciepło, zmizerniały świt, ociężale wlewający się w wyblakłe kaniony wielkiego miasta. Wlókł się do domu, a automatyczna reklama podążała za nim od wrót zakładu, bez przerwy wypluwając z siebie dokuczliwy hałas, przed którym nie ma ucieczki. Wreszcie, zirytowany, odepchnął robota. Maszyna zachwiała się, i – nie odzyskawszy równowagi, runęła niezgrabnie na popękany chodnik. Panele, projektor holograficzny – wszystko strzaskane. Stanął wstrząśnięty. Grzywna za zniszczenie własności korporacji reklamowej jest dużą kwotą. Ale to urządzenie oprócz zwykłego, komercyjnego śmiecia nadawało jeszcze rządowe obwieszczenia. Znał karę – zgodnie z nową ustawą zasadniczą mogli go skierować do wykonywania prac społecznie użytecznych.

Każą mi robić coś wymagającego specjalistycznej wiedzy, której nie posiadam, pomyślał. Na przykład budować te nowoczesne estakady ciągów komunikacyjnych. Jeśli dojdzie do katastrofy na wybudowanym przeze mnie odcinku, zgodnie z literą prawa ja będę za nią odpowiedzialny. Napiętnowany, ukarany mandatem, którego spłacić nie będę w stanie, zostanę strącony w niebyt, oplątany śmiertelną spiralą długu, który będą spłacać jeszcze moje dzieci.

Bezradny przyglądał się wrakowi, gdy nagle coś dostrzegł. Pośród szczątków leżała karta pamięci. A więc to model bez bezprzewodowej łączności z centralą. Potknął się, i jego obcas wylądował na kwadracie z zielonym logo. Ruszył niesiony nerwowym rytmem do domu.

Do mieszkania dotarł wycieńczony, cały czas czekając na głośny, ogłuszający sygnał akustyczny lotnego patrolu. Mieszkanie miało zielone, święcące ściany. Z kuchni dobiegała wesoła, prowadzona przez kilka osób pogawędka.

– Cześć – przywitałem się z żoną.

– Witaj, zmęczony mężu – zaszczebiotała wesoło. – Oto twoja ulubiona pasta jajeczna, wystarczy że wrzucisz na chwilę do piecyka.

Nastawiłem potrawę, obserwowałem całą trójkę; moja żona, obok mężczyzna, klasyczny amant-bawidamek o iście filmowej urodzie, i pięknie "zrobiona"; idealne loki, makijaż, figura, ubrana w żakiet kobieta.

– Musisz wypróbować nowy produkt firmy Knorr. Przypominam, że już w 1838 roku powstała ich pierwsza fabryka do suszenia i mielenia cykorii, zbudowana przez…

Przystojniak zawiesił głos, moją mądra połowica dokończyła: – … pana Knorra?

– Brawo, a dokładniej Carla Heinricha Knorra. Od tej pory ciągle wprowadzają nowe, coraz lepsze rzeczy na rynek. Ich ostatnia, poranna zupa grzybowa – paluszki lizać.

Roześmieli się wszyscy, moja żona, podekscytowana, zwróciła się do mnie:

– Koniecznie musimy kupić, spróbować.

– Koniecznie musimy – powiedziałem rozzłoszczony.

Zesztywniała na chwilę, ale zanim zapadła niezręczna cisza, głos zabrała druga kobieta:

– A ja bym poleciła coś zupełnie nowego, ekscytującego – sycące zupki Armani ProoFood. Dużo łatwiejsze w przygotowaniu, niż tradycyjne – to słowo wymówiła z lekko zaznaczoną, lecz wyczuwalną pogardą – dania wymienionego już z nazwy producenta.

– Jak ma się zachować konsument, – wtrąciłem – który na loteryjnej wyprzedaży bezzwrotnej nabędzie produkt spożywczy, zaś w domu okaże się, że oprócz zwykłej zawartości, w torebce znajduje się też zmasakrowana, oblepiona mrówkami łapka kreta?

– Przestań, jesteś taki… niestosowny!

Tak powiedziała ma żona; niestosowny. Nawet nie zdążyłem mrugnąć, i już wszyscy znikli. Jakby przekupiła Czas, zastawiła wszystko co miała, by w jednej, najdrobniejszej jednostce czasu znaleźć się jak najdalej ode mnie. Chciałem nawet wstać, iść, coś powiedzieć, ale…

 

Spałem nerwowo, jak wyliniała modliszka.

– Tato, tato, mamy plawdziwego ela w domu! Plawdziwy el! – piszczał podniecony syn, szarpiąc mnie za rękę. Bolała mnie głowa, coś pulsowało w samym środku.

– Mówisz?

– Plawdziwy, choć zobacz! – jak mająca eksplodować kula energii drżał w pomieszczeniu. Poszedłem. Na środku salonu rzeczywiście prężył się niesamowity gość, z tym charakterystycznym symbolem na policzku.

– Here you are! – uśmiechnął się do syna. Miał tak nieprawdopodobnie białe zęby.

– Rzeczywiście potężny – powiedziałem do dziecka. – Gdyby te promienie światła, które uwalnia szczerząc zęby przenieść do średniowiecza, to już nie dało by się go nazywać epoką mroku.

– Supel jest, nie? Tata?

Drżał cały z emocji, chciał żeby cały świat był świadkiem i uczestnikiem jego radości. "Plawdziwy el". Żona przyglądała się wszystkiemu w progu.

– Fantastyczny… westchnęła z żalem.

– Hello! – Szarmancko ukłonił się jej, po czym skupił całą uwagę na młodym człowieku. Tłumaczył mu zawiłości gry w bejsbol, a mój syn wpatrywał się w niego zafascynowany, tymi wielkimi, ufnymi oczami. Wyglądali jak uczeń i mistrz, pogrążeni w jakichś tajemnych, sobie tylko znanych rytuałach. Z zazdrością przyglądałem im się, przygnębiony i zmęczony. Kuchnia, teraz obleczona w beże i brązy przywitała mnie śmiechami, żarcikami. Na mój widok towarzystwo umilkło, poznikali w salonie. Pozostały tylko dwie osoby; mężczyzna i kobieta, mąż i żona.

– Widziałeś, jak mały się nakręcił – powiedziała zadowolona. Nasycona.

– To nie jest w porządku…

– Co nie jest w porządku? Ty nie jesteś. Przez ciebie żyjemy tu jak w jakiejś pustelni.

– Wiesz przecież…

– Jesteśmy w tej samej sytuacji co inni, ale oni potrafią jakoś się dostosować. Konsumują, spłacają kredyty. Ja nawet nie wiem, co powiedzieć, kiedy ludzie rozmawiają o ratach, oprocentowaniu. Milczę wtedy zawstydzona, czuje się gorsza. Przez twój głupi upór. Nie mieć tego wszystkiego, to takie… niekulturalne.

W tym momencie wpadł synek. Zaaferowany krzyknął.

– Tata, a el mówi, żeby wziąć kledyt, żeby został, żeby więcej elów u nas było.

W podnieceniu wpadłem do pokoju, i wyłączyłem zestaw tv. Znikł sportowiec z ® na policzku, jak i reszta towarzystwa. Ściany wypłowiały, pozostała tylko szaro-bura przestrzeń upstrzona czerwonymi plamkami. Nawet meble utraciły fakturę, zamieniając się w zwykłe, wyeksploatowane sprzęty. Niemal odczułem ulgę jakiejś anonimowej elektrowni, cały wielki blok tylko do obsługi tego cholernego zestawu. Zapadła cisza.

– Tata, ale el! Tata! Nie lubię taty! Nie kocham!

Osowiały usiadł na zniszczonym dywanie.

– Włącz, proszę włącz, mały rzadko ma okazję oglądać postacie z kanałów płatnych.

Powiedziała to powoli, zimnym, lodowatym tonem, jakby wieloletnie jezioro zgorzknienia i upokorzeń przerwało cienkie tamy.

– Nie czujesz, że jest zupełnie…

– Ty jesteś zupełnie nie tak. Dzieciak czekał cały miesiąc, jego koledzy mają co dzień takie atrakcje. A ty się uparłeś, i co osiągnąłeś? – Dyszała, powoli przechodząc w krzyk. – Żyjemy tu przez ciebie jak w jakiejś jaskini, nie mamy nawet morfomebli! Tylko ten najtańszy zestaw tv! I ani jednego płatnego, atrakcyjnego towarzysko kanału. Tak nie da się żyć. Jak sobie przypomnę wizytę Oficera Blokowego, jak się wstydziłam. Z takim obrzydzeniem oglądał nasze mieszkanie.

Też pamiętałem jak nas odwiedził. Krzesło złamało się pod jego ciężarem, a nasz zestaw tv zgłupiał, i przez chwilę wyglądało, jakby oparcie krzesła wyrastało wprost z pleców naszego gościa. Udało mi się zachować powagę, żona była przerażona i zawstydzona.

– Pozostajemy w tyle, już niemal nikt nas nie odwiedza. Zobaczysz, na tajnym głosowaniu wyrzucą nas z tego mieszkania, będziemy koczować w jakiejś socjalnej dziurze, tego chcesz?

– Zniszczyłem dzisiaj automat reklamowy, rządowy.

Nawet nie wiem, dlaczego akurat teraz to powiedziałem.

– Ale… czemu? – Wydawała się zagubiona, przerażona.

– Tak strasznie hałasował, nie mogłem już wytrzymać po tej długiej, dwunastogodzinnej zmianie. Czułem, że się rozpadam.

– Boże, jakim ty jesteś egoistą. Nie pomyślałeś o mnie, dziecku?

Wpatrywała się we mnie w milczeniu, a ja nie podszedłem do niej. Nie pokonałem dzielącej nas przestrzeni, jakby to nie było parę metrów, lecz cały kontynent zawiedzionych nadziei. Stałem obojętny, wyjałowiony jak muzealny eksponat, zatopiony w grubej, szklanej bryle, skutecznie odgradzającej mnie od niej. Wreszcie odpowiedziałem.

– Zadenuncjuj mnie. Jeśli jednocześnie złożysz podanie o rozwód, jako przyczynę wskazując moje antyspołeczne nastawienie, oprócz pięcioletniego okresu zawieszenia nic wam nie grozi.

– Zrobię to! Już mam dość, dość… – zaszlochała, a ja nie podszedłem do niej, nie przytuliłem. Czułem w uszach monotonne łomotanie, jakby serce próbowało wyrwać się ze swej klatki. Jak szczur, opuszczający okręt. Odwróciłem się bez słowa, zacząłem przygotowywać się do pracy. Włączyła tv, ściany znów nabrały kolorów. Z kuchni dobiegał szmer gorączkowej, prowadzonej przyciszonym głosem rozmowy. Umyłem zęby, ubrałem się, i już byłem gotowy do wyjścia. Drżącą dłonią nacisnąłem klamkę.

Koniec

Komentarze

Nagła zmiana narracji z trzecioosobowej na pierwszoosobową ma jakiś głębszy cel czy to tylko pomyłka? Ogólnie tekst całkiem niezły - nie przegadany i nie zgrzyta językowo.

> Achika
> Nagła zmiana narracji z trzecioosobowej na pierwszoosobową ma jakiś głębszy cel czy to tylko pomyłka?

Na początku myślałem żeby zrobić taki "najazd kamery" - panorama miasta, fabryka, wychodzi ten gość, a potem już bohater sam nam relacjonuje. Kiepsko wyszło, więc tak pozostawiłem. Razi?

> Ogólnie tekst całkiem niezły - nie przegadany i nie zgrzyta językowo.

Dzieki za opinię i krytkę

pozdrawiam znad klawiatury
- ptak śpiewa, choć chmury

Tak, naprawdę ciekawe, dużo niedopowiedzeń.

Trochę męczące jako kolejna ponura, trochę już realistyczna wersja przyszłości typu `84 , rosnące ogłupienie społeczeństwa ?

Mimo tego bardzo śmieszne, zwłaszcza `oficer blokowy`.

Słodko gorzki `rage against`...

> Moose108
> Trochę męczące jako kolejna ponura, (...)

a bo ta wiosna jakaś taka ;)
ale Twoja ocena rozumiem "in plus"? ogólnie "zjadliwe"?

pozdrowienia, a za oknem
nie suszą się ubrania mokre

tak, in plus ,jasne. Podoba mi się. Byłoby jeszcze bardziej in +
 gdyby weselsze opowiadanie było i  mniej gorzkie.
Pierwszy rym często... podoba mi się bardziej niż 2 haha.

Przerażające to opowiadanie... Naprawdę, jakbym miał żyć w takiej przyszłości jak ci ludzie, to masakra. I podobało mi się oczywiście.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Bardzo dziękuje za komentarz, uwag krytycznych brak?

dziwnie czasem los karty rozłoży
jednego historia śmieszy, a drugiego trwoży

Optymistą to Pan nie jest, Panie GaPa. Ale pesymistą też Pana nie nazwę. Pan jest, co przerażające, realistą...
----------
Ty chyba masz jakąś generalną koncepcję, ogólną wizję przyszłości.

> AdamKB
> Pan jest, co przerażające, realistą...

Cóż, już Kopernik powiedział: "pieniądz gorszy, wypiera lepszy".
A pomimo tego, weźmy na ten przykład Europę, ogólny bilans jest in plus jednak. Bo, chociaż, jak gdzieś przeczytałem liczba dni wolnych od pracy w Średniowieczu była taka sama jak dziś, to jednak mamy i więcej czasu dla siebie, i żyjemy dłużej... Mam oczywista na myśli cały gatunek, a nie dowolny egzemplarz.
A kto mądry, pije browarka z widokiem na rzekę, gdzieś całkiem obok, dzieci budują tamę z błota na piaszczystej drodze, śmieje się do swej niemłodej żony, ale obok gdzieś już sapie buldożer...
Lepiej przerwę tę myśl, zanim dobiję do limitu znaku komentarza, szczególnie że, jak powie poeta, droga ta prowadzi wszędzie i donikąd  ;)
pzdr

Nowa Fantastyka