- Opowiadanie: RobertZ - Gdzie ten pilot?!

Gdzie ten pilot?!

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Gdzie ten pilot?!

Czuję jak pot spływa z czoła zalewając oczy. Pieką mnie podrażnione spojówki. Nie mogę się ruszyć. Siedzę sparaliżowany w dużym, skórzanym fotelu. Ręce mam przyciśnięte do oparcia. Nerwowo drapię paznokciami starą, wyświechtaną skórę. Niestety, w tej chwili, stać mnie tylko na to. Co gorsza nigdzie nie ma pilota. Nie mam jak cholerstwa wyłączyć. Przede mną, na drewnianej, odrapanej komodzie, stoi bowiem stary, zabytkowy telewizor. Prawdopodobnie jeszcze radzieckiej produkcji. Ktoś go włączył używając jednego z trzech przycisków. Czarno-biały obraz śnieży nie przekazując żadnej treści. Mrugam, trwa to zaledwie moment, ułamek sekundy. Teraz ktoś jest w telewizorze. Znajoma, mało przyjemna postać. Ubrana w ciemną pelerynę, zamiast twarzy mająca czarną dziurę, no i ta cholerna chłopska kosa. Chce się roześmiać, ale przez usta i podbródek przebiega tylko skurcz bólu. Ktoś zasznurował moje usta.

– Drodzy Państwo – przemówiła Śmierć spokojnym głosem Miodka. Miała cholera poczucie humoru. – Moja praca wymaga dużo precyzji i odpowiednio wyprofilowanych i zadbanych pod względem technicznym narzędzi. Ważna jest również psychologia. To wszystko wymaga lat studiów nad znajomością ludzkiej natury, technik zabijania i naturalnych sposobów zejścia z doczesnego świata.

Mówiąc macha kostuchą. W pewnej chwili mam wrażenie, że ostrze kosy wyskoczyło z ekranu telewizora i mignęło przed oczami goląc delikatnie znajdujące się nad nimi brwi. Gwałtowny podmuch mocy, ciemności, mroku próbującego mnie pochłonąć. Strach kłębiący się w głębi duszy. Cichy skowyt uwiązanego psa, lub wilka złapanego w czeluści wnyka, do pełnego księżyca.

– Zabijanie wymaga precyzji i zgodnej współpracy zabijającego i zabijanego. – Jej głowa, zakryta kapturem, powoli zbliża się do powierzchni ekranu. W końca Śmierć wychodzi z telewizora i podpełza do fotela wpatrując się w moją spoconą twarz niewidzialnymi dla mnie oczami. – Posłuchaj chłopcze – rzecze. – Nie lubię niegrzecznych i nie chcących współpracować młodocianych dzieciaków. Ci na górze wymyślili ten dziwaczny spot reklamowy, aby uspokoić naszych przyszłych klientów. Ja wolę być bardziej bezpośrednia. Jeśli będziesz się szarpał i uciekał, to zgotuje ci taką śmierć, że ją na całą wieczność popamiętasz. Jak będziesz grzeczny – tchnęła w moją twarz mroźnym, martwym oddechem – to wyprowadzę jeden, czysty cios. Ci na górze kompletnie nie znają się na mojej pracy. Może chociaż ty ją docenisz.

Obudziłem się zlany zimnym potem. Znajome miejsce. Popiskiwanie urządzeń podtrzymujących życie. Powolne rzężenie umierającego, na łóżku obok, sąsiada. Niewyraźnie dochodzi do mnie zapach medykamentów. Przypominam sobie wypadek. Tę nieostrożną jazdę po wypitym więcej niż jednym piwie. W dyżurce cicho gra telewizor. Mam wrażenie, że słyszę jej głos. Nie chce, żeby tu przyszła. Jeszcze nie teraz. Gdzie ten cholerny pilot?!

Koniec

Komentarze

Czyżby drogi Robercie wzięło Cię na pisanie shortów? Bo, nawet dobry ten tekścik. Taki króciutki, ale zabawny. Podobał mi się :)

Tylko to zdanie jest coś z nim nie teges:
W końca śmierć wyszła z niego i podpełzła do mnie (...) - Chyba miało być "W końcu Śmierć wyszła z niego i podpełzła do mnie (...)". Albo może lepiej tak: "W końcu/Wreszcie Śmierć opuściła jego ciało i (...)".

Pozdrawiam

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Czy słowo "kostucha" ma jakieś znaczenia, o których nie wiem? Bo póki co, śmierć wymachująca kostuchą jawi mi sie jako coś szalenie zabawnego :) No i ta śmierć ma twarz czy czarna dziurę? Zdecyduj się.

Wcześniej chyba zarzuciłam Ci literówki, ale teraz widzę, że najwyraźniej po prostu nie umiesz odmieniać czasowników. W pierwszej osobie liczby pojedyńczej na końcu robimy "ę" - czuję, widzę, siedzę, drapię... Inaczej masz najzwyczajniej opowiadanie naszpikowane błędami. 

Co do treści: ni ziębi, ni grzeje. Trzeba mieć naprawdę dobry pomysł, żeby napsiac dobrą miniaturę. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Chciałaś chyba "napisać", a nie "napsiac".

Acha, dzięki za przypomnienie zasady z "ę".

Moje napsiac w stosunku do Twoich problemów z odmianą to pikuś :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Skoro jesteś profesjonalistką w tym co robisz, to może zaproponujesz jakąś książkę ujmującą w prosty i praktyczny sposób zasady gramatyki rządzące naszym pięknym polskim językiem. Na naukę nigdy nie jest za późno :).

Podręcznik pierwszoklasisty? ;P

www.portal.herbatkauheleny.pl

Twój ulubiony i na co dzień używany? :)

Może być.

Wystarczy jeśli weźmiesz do ręki (albo otworzysz sobie w necie) pierwszy lespzy słownik jezyka polskiego.

www.portal.herbatkauheleny.pl

oki :)

Coś tam gdzieś niedawno czytałam, że loża ma dawać przykład... :) A nie wiem, co jest gorsza wpadką: uparte literówki, czy nieznajomość gramatyki :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

W obu przypadkach te przypadłości dotyczą większości osób zamieszczających tu teksty. Dlatego też, ze względu na gramatyczną upierdliwość, optowałem za twoją działalnością, jako członka Loży.

Niestety udzielasz się na stronie trochę za krótko i musisz jeszcze poczekać.

No to jeśli rozmawiamy serio, to zapraszam na Portal Pisarski. Jeśli naprawdę chcesz się czegoś nauczyć, to tam Ci ładnie wypunktują, co robisz źle i jak powinno być dobrze. Choć czasem jak się dostanie po głowie to się przykro robi, dlatego trzeba być mocnym. Ale się opłaca. 

www.portal.herbatkauheleny.pl

Dzięki, pomyślę nad tym. Ale czy takie literackie zabawy jakie tu uprawiamy nie będą tam trochę passe?

Nie wiem, o jakie literackie zabawy Ci chodzi, ale mamy tam rozpiętość wiekową 13 - 63, więc różnie bywa. Wpadnij, rozejrzyj się :) Spotkasz na pewno paru znajomych ;)

www.portal.herbatkauheleny.pl

Na pewno wpadne.

W pewnej chwili mam wrażenie, że ostrze kosy wyskoczyło z ekranu telewizora i mignęło przed oczami goląc delikatnie znajdujące się nad nimi brwi.

Przypomniało mi to jedną ze scen w "Ślepej furii".

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mam do napisania taką krótką scenkę, do kolejnego dłuższego tekstu, pojedynek rycerza z Wiedźminem. Walczą stojąc na ziemi. I pytanko. Czym może walczyć rycerz, a czym Wiedźmin? Jak oni mogą być ubrani? Podpowiesz mi Fasoletti?

Wiedźmin to nie wiem, z filmu pamietam że miał kolczugę, a walczył mieczem przypominającym japońska katanę. Co do rycerza, to ja wiem? Zalezy jaki pojedynek. Jak turniejowy, to może pełna płytówka turniejowa, czy coś w tym stylu? A jak nie, to może prosta skórzana zbroja, długi miecz... Tyle tego, że trudno się zdecydować. Ale ja osobiście ubrałbym rycerzyka w skórznię, a do łapy wsadził mu jakiś długi albo półtoraręczny miecz.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Dzięki :)

dobre... bo z morałem, jak dla mnie. Jako przestroga przed drunk drive ?

I fajnie mieć tyle komentarzy haha...

Nowa Fantastyka