- Opowiadanie: krzyskar - Miłość z księżycowego krateru o zachodzie słońca (cz. II)

Miłość z księżycowego krateru o zachodzie słońca (cz. II)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Miłość z księżycowego krateru o zachodzie słońca (cz. II)

Szanowni… nie wiem czy udało mi się utrzymać kiczowaty fason cześci pierwszej, ale starałem się jak mogłem.

Wszystkie seksistowskie uwagi dedykuję Suzuki M. w tekście także parę innych dedykacji, ale nie uprzedzajmy faktów. życzę miłej lektury. dla przypomnienia:

 

 

W poprzednim odcinku.

C.A.P. bang bang bang (skrzypki) jeszcze więcej bang bang bang. Ultrasonirius. bang. wziiiuuuuu…. DUP! (ściemnienie)

 

– Tutaj jest atmosfera! – wykrzyknął i nerwowo zaczął zdejmować swój hełm.

Syczenie otwieranych zawiasów sprawiło, że Ultoaronoriusowi zaczęło piszczeć w uszach. Potężnym haustem nabrał powietrza w płuca… ale okazało się, że na księżycu wcale nie ma atmosfery, ani też powietrza. Więc umarł…

 

MIŁOŚĆ Z KSIĘŻYCOWEGO KRATERU O ZACHODZIE SŁOŃCA (Marzenia o nieskończonym szczęściu).

 

…ale umarł tylko na chwilę. Kiedy odzyskał świadomość na planetoidzie, na który przygnała go seria tragicznych i niefortunnych wypadków, była już całkiem przyzwoita atmosfera (okazało się, że w reakcji z moczem Ultrasonoriusa, który wyciekł z pozostawionego na statku cewnika, powierzchnia palnetoidy syntezuje najczystszy tlen, dodatkowo 70% azotu i kilka innych całkiem klawych pierwiastków!). Owszem, wciąż jeszcze nie płynęły rzeki, nie pluskały się w nich dzieci, matki nie chowały swoich zaniedbanych ciał w cieniu rozłożystych drzew, a wzdłuż brzegu nie przechadzał się chłopak wciskający turystom przeterminowany popcorn, albo ciepłe piwo, ale przynajmniej dało się oddychać. Poza tym pustka srebrzystego globu, była urzekająca. Wszystko, łącznie z płucami Ultrasonoriusa, srebrzyło się pyłem srebrzystym urokliwie. Piękno trafiało przez szczeliny tytanowego ciała prosto w ckliwe jak pastereczka i miękkie jak budyń serce dzielnego pilota. Ten próbował jakoś to zwerbalizować…

– agh agh agh… khe khe keh – dławił się Ultrasonorius po kawałeczku wypluwając swoje płuca w wulkanicznych erupcjach kaszlu.

A w oczach stanęły mu łzy wzruszenia.

– Jak z Casablanki… pięknie. – wymruczał pod nosem, kiedy ostatni ze srebrzystych obłoczków powoli osiadł już na globie.

Wzrokiem odszukał ślad stopy, a od tego śladu przeciągnął wzrokiem do następnego, który z kolei wskazał ślad kolejny, i tak od ślada do ślada, aż będzie rolada, kluski, kapusta i polewka tłusta,

Ultrasonorius, nucąc „As time goes by", dotarł do właściciela matrycy tych przedziwnych, na srebrzystym globie odbijanych szlaczków. Ściślej rzecz ujmując – właścicielki.

Kroczyła lekko, acz nieregularnie próbując otrzepać swą krótką, przewiewną w kolorze fiołkowym sukienkę ze srebrzyście srebrzącego się pyłu. A była ona smukła jak łania, ulotna niczym dopiero co wypuszczony bąk. Ultrasonorius śledził przez chwilę jej poczynania, zachwycając się krągłościami pośladków, doskonałością łydek i regularnością łopatek pracujących jak najprecyzyjniejsze maszyny wiertnicze z asteroidy FI 14/441/7 – jeden pięć (kolonia karna dla intergalaktycznych przestępców – sami czarni i Rosjanie).

– „dupnięta na głowę jakaś…" – pomyślał swym szlachetnym umysłem Ultrasonorius, lecz czując, że myśli jego są nie oddają sprawiedliwości jak powinny, dodał – „ale pupcia fajna".

– Ilsa? – odezwał się miękkim głosem.

Dziewczę niewinne podskoczyło na tę niespodziewaną zaczepkę. Zarzuciło włosami w srebrzyste sprężynki skręconymi, a ślipka jej podobne do ślipek jałówki źródła głosu owego wypatrywać poczęły.

– Co co co co??? – zachrypiała.

– Kocham Cię! – powiedział Ultrasonorius, bo jakoś trzeba było zagaić, lecz chwilę później pożałował.

 

Chwila ta potrzebna była, by spostrzec frontalny aspekt fizjonomii dziewczyny i gdy Ultrasonorius to uczynił, poczuł się oszukany przez los. Byli tu tylko we dwoje, a jedyna z tej dwójki kobieta musiała mieć akurat małe piersi. Jednak dla kogoś takiego jak on, znalezienie rozwiązania, było jak wypicie porannej kawy.

– „No nic, zamknę oczy." – pomyślał.

– Ilsa! – powtórzył czyniąc krok w jej stronę.

– Nie… nie – dziewczyna chwyciła się za głowę i lekko zaczęła kołysać. – nie…

– Nie bój się… – wyciągnął do niej swą muskularną rękę. – Ilsa… jak Ci na imię?

Ona przez chwilę kolebała się na lewo i prawo, znikając prawie całkowicie w tumanach srebrzystego pyłu.

– Nie bój się… – powtórzył Ultrasonorius. – jeśli przeraża cię łomotanie, które słyszysz, wiedz, że to moje serce wyrywa się do ciebie.

W akademii taką jak ta laskę, wyrwać musiał gość, który w karty przegrał już całe stypendium. Ale cóż. Tutaj nie było nikogo innego, więc on był jedynym śmiałkiem, który mógł stanąć na wysokości tego zadania (swoje poczynania tłumaczył sobie zresztą pierwszą dewizą eskadry. A pierwsza dewiza jego eskadry głosiła – „nie przepuść żadnej dziurce, a jeśli dziurek nie ma, od czego są torpedy?"), poza tym – nie miał kto wygadać kumplom, więc wstydu nie było.

Jak ci na imię Ilsa?

– T-t-t-t-t-t. – wybąknęła dziewczyna.

Masz ci los!

– „Pewnie jej ojciec był górnikiem w Sektorze Purpurowej Nebuli kapitana Cooka." – pomyślał.

To było jedyne miejsce, znane Ultrasonoriusowi, w którym przez warunki pracy ludzie tak cofnęli się w rozwoju, że ich język sprowadzał się do krótkich chrząknięć, przypominających rzężenie maszyn. W eskadrze był kiedyś chłopak z tamtej planety… nie jako pilot oczywiście. Chłopak nie miał na tyle oleju w głowie, żeby żuć gumę i mrugać oczami jednocześnie, ale do przegryzania kabli nadawał się idealnie. Nazywał się WTF i prawdę powiedziawszy, prócz przegryzania kabli, eskadra nie miała z niego żadnego pożytku. Żarł, wydalał i przegryzał kable. Ostatecznie podczas jednej z misji zwiadowczych, kiedy na statku, na którym WTF akurat przegryzał kable, pojawiła się usterka układu podtrzymującego życie, piloci podjęli dramatyczną decyzję o otwarciu luku, w którym akurat pracował WTF.

– Co taki śmierdziuch będzie nam powietrze zabierać. – tłumaczyli po powrocie, a reszta ze zrozumieniem przytakiwała.

Za tę misję piloci otrzymali medale, a gazety Fantamantalapantarian głowiły się, skąd taki prymitywny umysł jak WTF, wziął się na ich orbicie. Wtedy była kupa śmiechu w całej eskadrze, WTF został natomiast zastąpiony przez automatyczny przegryzacz kabli. Podczas wojny z Mumlokami wszystkie statki w eskadrze miały już automatyczne przegryzacze kabli. Dyrektywa w tym względzie została wydana po tym, jak myśliwiec Uxusów zestrzelił jeden z krążowników eskadry (to była druga wojna od wojny z Fantamantalapantarianami, przedostatnia przed wojną Mumlokami i pierwsza w której Ultrasonorius wcisnął guzik– zresztą, kto by to liczył, kogo, poza Diriadem, obchodziło jaki jest powód wojny, z kim, albo o co walczono? Ostatecznie liczyła się przecież rozpierducha… nic więcej).

 

– T-t-t-t-t-t… – powtórzył Ultrasonorius, próbując utrzymać fason, choć czuł stróżkę zimnego potu wędrującą pod skafandem między łopatkami.

– Teresa. – dokończyła dziewczyna.

– Teresa… – Powtórzył dzielny pilot i poczuł, że na dźwięk tego egzotycznego imienia kamień spada mu z serca (a coś innego twardnieje).

– Teresa. – powtórzył w rozmarzeniu.

 

Teresa brzmiało, jak wspomnienie z dzieciństwa, jak jego matka, która smarowała dżemem świeże bułki, jak zapalenie płuc, które przykuwało Ultrasonoriusa do łóżka, gdzie z bohaterami książek odbywał swoje pierwsze przygody. Teresa. Teresa. Teresa.

Chwycił ją za ramiona i wskazał na okrąg słońca, które właśnie musnęło grzebień gór srebrzystego horyzontu.

– Spójrz! Tam zbudujemy chatę. Piękną chatę w stylu zakopiańskim. Będzie płotek ze struganymi kogutkami, będą oscypki i gęśle, a przed domem w promieniach zachodzącego słońca… takiego jak teraz wylegiwać się będzie nasz kot. Będzie się przeciągać i lizać sobie łapki. My zestarzejemy się pięknie, patrzac jak nasze wnuki czynią ten świat lepszym.

Teresa patrzyła na Ultrasonoriusa dość zmieszanym wzrokiem, lecz on jej nie ponaglał. Wiedział, że szczęście kiełkuje powoli.

– Powiedz – odezwała się wreszcie. – miałeś ostatnio może jakąś katastrofę albo coś? Rozbiłeś się statkiem i upadłeś na głowę? Czy to wrodzona wada?

– Jestem niepoprawnym romantykiem od urodzenia. A Ty najwyraźniej jesteś medium Tereso! – wykrzyknął zdumiony Ultrasonorius. – gdyż tak. Otóż rozbiłem się i choć początkowo myślałem że to tragedia, teraz wiem, że upadłem, aby powstać u twego boku… Tereso. Lecz dość gadania. Pocałuj mnie.

 

Kiedy ich wargi zaczęły zbliżać się do siebie, a drżenie serca dzielnego Ultrasonoriusa wzniecało wokół nich tumany srebrnego w całej swej o zachodzie słońca srebrnej srebrzystości pyłu, coś przemknęło po nieboskłonie, rzucając na tę miłość cień.

Ultrasonorius chwycił dziewczynę i w ostatniej chwili uskoczył przed kadłubem wbijającego się w planetoidę kadłuba statku.

Nim zdążył cokolwiek zobaczyć już silne ręce podnosiły go do góry. Szybkim ruchem wyrwał się z uścisku.

– Ilsa! Ilsa! – krzyczał, lecz wokół słychać było tylko jęczenie napastnika.

Powietrze powoli klarowało się a z mgły srebrzystego pyłu wyłaniał się kształt statku. Ultrasonorius znał dobrze ten model okrętu – to byli piraci.

Koniec

Komentarze

haha :) tak, udało się utrzymać. 
z poprawek: jedyne, co mi się rzuciło, to ...dewizą eskadry. a pierwsza... z wielkiej litery.

"jeśli przeraża cię łomotanie, które słyszysz, wiedz, że to moje serce wyrywa się do ciebie" - jaki tekst, haha, dobre xD ten fragment o powstawaniu atmosfery też świetny :P

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

A mi błędów się trochę rzuciło, ale po pierwsze: "rzuć gumę"! Nie "rzuć", tylko "rzucać", jak już "rz" :P

Ale ja tam jestem, o patrzcie no łał! No ale może masz rację, liczy się rozpierducha. Zwłaszcza w SF :P

Tak generalnie mam podobne odczucia, co poprzednio. Z tym, że rozwaliłeś najlepszy motyw, tzn. zakończenie, a tego wybaczyć nie mogę. Tylko trochę udobruchałeś mnie wspomnieniem o mnie ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Dziękuję Wam za uwagi. Rzucia wstyd jak cholera <wzruszam ramionami i poprawiam>
A też Poprawiam.
Rozpierducha to chyba już nawet syndrom społeczny... tak myślę ;)

Podobało mi się ociupinkę mniej niż jedynka, ale to może dlatego, że C.A.P. był jednak ciekawszym partnerem do dialogów, niż Tereska.

Historia WTF (ekstra!!!), sentencja z chatą w stylu zakopiańskim, rozmowność Teresy, czy fragment po  "Jak z Casablanki" - takich rzeczy więcej proszę.
Motyw na linii cewnik - atmosfera... nie wiem, czy cewnik jest dobrze umiejscowioną strzelbą Czechowa, czy niepotrzebnym powtarzaniem opowiedzianego już dowcipu. Muszę się zdecydować.
Nie wiem, czy wypada się tym chwalić, ale motywy "seksistowskie"  mi się podobały. Zwłaszcza dewiza eskadry czy zdanie z "dupnięta na głowę".

Teresa brzmiało, jak wspomnienie z dzieciństwa, jak jego matka, która smarowała dżemem świeże bułki, jak zapalenie płuc, które przykuwało Ultrasonoriusa do łóżka, gdzie z bohaterami książek odbywał swoje pierwsze przygody. - to zdanie = stylistyczny epic win.

Fabuły innej niż pretekst nadal nie uświadczono. I w sumie kij z tym.

Językowo nadal fajnie, chociaż mam wrażenie, że maniera czasem odrobinkę za daleko idzie. Ale utrzymuje kicz-klimę, więc co mi tam. Mam tylko problem z zapisem przemyśleń w formie "dialog z cudzysłowami", ale to może mój jakiś odchył. Moim zdaniem lepiej się sprawdza jako normalne zdanie.
Masz ci los!
- „Pewnie jej ojciec był górnikiem w Sektorze Purpurowej Nebuli kapitana Cooka." - pomyślał.

Masz ci los to też przemyślenie bohatera, jakoś dziwnie wygląda, że to fragment "normalnego" tekstu, a to dialog.
Masz ci los, pomyślał, pewnie jej ojciec bla bla bla. - w mojej subiektywnej opinii, byłoby lepiej.

Aha, i cóż za "błyskotliwe" streszczenie epizodu poprzedniego :D
Rozumiem, po cliffhangerze z piratami, że będzie więcej. W takim razie czekam.

dzięki M. Bizzare. Piraci to oczywiście jedna z dedykacji;)

co do cewnika masz trochę rację. dodałem go trochę później. bo zanim tekst zaczął dzielić się na więcej niż jeden epizod, to leciało umarł, ale umarł na chwilę, bo w międzyczasie zrobiła się całkiem przyzwoita atmosfera... więc kleiło się absurdem. przy dwóch częściach nie wypadało tak dobrze, stąd cewnik, ale... chyba masz rację. odgrzewana to musztara po obiedzie... czy jakoś...

co do myślenia... to nauczka po tym, jak podczas pierwszysch kontaktów z tutejszym systemem wklejania opowiadań poszło mi formatowanie. cudzysłowy nie znikną... kursywa - owszem.

jeszcze raz dzięki.

Hmm, dziwne, mi nigdy kursywa nie siadała. Ale fakt, edytor jest w tych względach, hmm, elastyczny w swej upierdliwości ;)

Co do cewnika to sam pewny nie jestem, mozliwe, że jakby to był jeden tekst, to właśnie by się wydawał taką strzelbą Czechowa, a tak może stwarzać wrażenie, że zaczynamy od tych samych motywów, co w jedynce.

Ale to drobiazgi i kwestia gustu, więc nie ma co deliberować :)

Zazwyczaj nie lubię absurdów, bo są zbyt proste, nawet prostackie. Ale kurcze, mam dziś gorszy dzień a Twoje opowiadanie poprawiło mi humor i uniosło kąciki ust na kilka centymetrów. Dzięki :P

Do uslug a.k.j

Mój tekst wywarł na Tobie takie a nie inne wrażenie pewnie dlatego, że jeszcze nigdy nie spotkałeś się z aż tak wyrafinowaną prostackością, drobiazgowo rozplanowanym kiczem, a także skrupulatną i wykwintną żenadą (jakkolwiek pisze się "żenada") dzięki i pozdrawiam.

Dziękuję za dedykację :D Ale komplementów od Ciebie to ja bym słuchać nie chciała ;P

Fason trzymasz jak najbardziej, tylko, zebyś z tym tempem zadyszki nie dostał :D 

www.portal.herbatkauheleny.pl

mówisz o tempie akcji czy wrzucaniu kolejnych fragmentów - jeśli o tym pierwszym, spokojnei. planuję trochę je zwolnić. jeśli o kolejnych peizodach - czekałem na koniec Kosmikomiki.

a co do komplementów - wiele tracisz - widziałem Casablankę z kopę razy.

A na tą ulotność to już dużo lasek poleciało? :]

www.portal.herbatkauheleny.pl

pytasz o liczbę rannych czy o ofiar śmiertelnych?
:)

Mniemam, że są same śmiertelne ;P

www.portal.herbatkauheleny.pl

większość. jedna ma złamany kręgosłup i pewnie do Wielkamocy nie pociagnie.

No i gdzie reszta?

www.portal.herbatkauheleny.pl

Suzuki Kochana!

Przepraszam, ale z dwóch powodów na resztę trzeba będzie poczekać.
Powód 1. - Mam w piguły pracy i nie nadąrzam nawet z naszkicowaniem sobie planu jakiegokolwiek opowiadania.
Powód 2. - ubdrała mi się pewna koncepcja tego opowiadania, jego śmierć jako tekstu, ale jeszcze nie wiem jakie środki doprowadzą mnie do oczekiwanego efektu.

postaram się skończyć przed końcem wakacji ;) (serio serio).

Oczywiśćie polecam takze Piekielnie Dobrego... Skrzypka i Humphrey'a...

I dzięki za niecierpliwość ;)

A przełożysz mi powód drugi z Twojego na polski? :)

www.portal.herbatkauheleny.pl

to ja może spróbuję to napisać ;)

Nowa Fantastyka