- Opowiadanie: Trajt - ''Bitwa o Bunkier"

''Bitwa o Bunkier"

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

''Bitwa o Bunkier"

se!- krzyknął swoim grzmiącym głosem Greg w ucho Mada.

 

-Co znou?! – spytał gniewnie, przecierając swe oczka, które jeszcze nie wróciły z krainy sennych marzeń.

 

-Dzysay dzemy na Bunker!Wez beyzbola y noz– oświadczył wesołkowato Greg, pomagając kompanowi wstać z łóżka. Po czym dodał.-Ale nayperw ydz do Starego.

 

Początkowo Mad nie mógł się otrząsnąć. Miał ciężką noc, bo poprzedniego dnia Stary urządził tak niesamowicie godną popijawę, że nawet taki twardawy zawodnik o flakach ze stali jak Mer musiał zwymiotować swoim kwasem w klatce schodowej– brudząc tym samym ten piękny zakątek. Tak, Stary potrafił wykombinować niezły towar a kiedy trzeba było to potrafił przy pomocy noża czy bagnetu wybebeszyć dziesięciu ludzi naraz.

 

Otrzęsienie nastąpiło znacznie szybciej niż się spodziewał. Otrzymał takie karczycho, że dostałby wstrząśnienia płynów w mózgoczaszce gdyby nie lekka siła walnięcia.

 

-Zberai sie.-poganiał dalej.

 

Założył podkoszulek płytkowy– kilkanaście metalowych płytek, o różnym kształcie każda, wszytych w płócienny materiał. Następnie włożył bluzę z kapturem, na której wymalowany był znak klanu.

 

Zdołał jeszcze zjeść resztki racji– bio-konserwę, wodę destylowaną z podmiejskich rurociągów. Płyn bulgotał niewyraźnie w metalowym kubku.

 

Wstał bez ścielenia łóżka. Jakie ,,łóżka" mógł zasłać?! Resztki koca na rozstawionym klepisku ze zbutwiałych desek oraz materac, zjadany metodycznie przez mole. Do tego należy doliczyć zardzewiałe sprężyny wystające z materaca i drzazgi z drewna.

 

 

 

15 minut później.

 

 

 

Przechodzili przez kilka podobnie urządzonych jak ich kanciapa pomieszczeń należących do mieszkańca blokowiska – ściany pokryte resztkami tynku a ten pokryty plakatami dawnej epoki o różnorodnej tematyce, ale o nieczytelnym piśmie starożytnych. Z niektórych cegieł zwisały, zawieszone na gwoździach ostrza, drągi lub inne uzbrojenie.

 

Wszędzie budzili się z pijanego snu bracia wraz ze swoimi „lasencjami" to znaczy dziewczynami u boku. Jak ktoś mocno walił mocno z pięści, władał białą a także palną bronią to mógł mieć nawet dwie takie dziewoje w dowód uznania jego męstwa.

 

Sam Mad jeszcze nie miał stałej dziewczyny choć z niejedną robił bara-bara. Tak, był typowym romantykiem– chciał jedną dziewczynę tylko dla siebie.

 

-Wuku! Wuku!- krzyknął ktoś wesoło i zanim gość zorientował się kto to był zaraz jakiś malec ubrany w workowate ciuchy przybiegł poczym przytulił się do jego nóg.

 

-Spaday maly! Ne mam czasu!- krzyknął w odpowiedzi Mad, stwierdziwszy, że młokos trzyma go mocno. Rzucił szybko:

 

-Młodzik z cebe a ne zaden woj.

 

-Ale wuku!

 

-Maly! Kurwa do domu!- rozległ się głos rodzica. To nie zadziałało.-Do domu powedzalem!

 

-Ale ja ne chce!.– zapiszczał chłopiec. Zaraz chciał coś wykrztusić z siebie, ale błyskawicznie Rudy odciągnął synka, aby dać mu porządne lanie.

 

-To se kurna nazywa rodzyna patologyczna.– rzekł filozoficznie Mad.

 

 

 

***

 

 

 

Stary posadził swoje cztery litery na plastikowym siedzisku i pomału ładował pistolet młotkowy z przymocowanym do lufy małym bagnetem, przy pomocy którego załatwił niejednego wroga z Zachodniego Brzegu. Mimo zaawansowanego wieku, siwego zarostu i pary oczu wciśniętych głęboko w oczodoły miał dość siły by zabić każdego, kto go zaatakuje.

 

Akurat, kiedy kończył, wszedł Mad, pytając opryskliwie:

 

-Ak tam wodzu?

 

-Ednook chce znow wperdol to go dostane.-odpowiedział stary zatrzaskując magazynek.– Rzodzyc mu sie zachcalo!

 

-Ale…..

 

-Kuwa! Co ale?!- przerwał mu zdenerwowany starzec.-Znowu acys skyny rozbyly czache naszemu.

 

-A co z rozeymem? Mał trwac pol roku.

 

-Do dupy z takym rozeymem! Zwolalem uz naszych. A ty– wskazał rewolwerem na Mada– masz specalne zadane.

 

-Ake?

 

-Kedy wszyscy bedo se tluc to ty wkradnesz se na dach bunkra y postawysz nasz sztandar.

 

-Dlaczego akurat ya?

 

-Nie masz swojej lasency any mlodych a poza tym estes sprytny.

 

-A ylu dostane do pomocy?

 

-Tylko beyzbol y moze jakas pukawka.

 

To nie spodobało się blokersowi– jednoosobowy atak od tyłu na kwaterę główną przeciwnika z nim w roli głównej. Taka sytuacja troszkę go przerażała, wprawdzie istniała możliwość, iż zostanie niezauważony w trakcie ogólnej bijatyki na placu przy ruinach Narodowego, ale istniała również druga strona takiego zaszczytu– kulka w łeb od ukrytego strzelca.

 

Wtem pojedyncza myśl zabłysłą Madowi.

 

-A moze poprosymy Sarmatow? Mogą nawet przesłać z tysoc ludzy.

 

-Nie– odpowiedział Stary, chowając broń w głębi kabury ze świńskiej skóry– bo zaraz zarzodayo zeby ym oddac akos ulyce.

 

Ta niechęć wodza do proszenia o pomoc innych klanów brała się najczęściej z faktu, że -polis miało za dużo klanów i wodzów, a każdy klan i wódz chciał rządzić nad całością. Wystarczyło tylko poprosić innych o pomoc a ci już w zamian żądali poddaństwa i złożenia hołdu. W ten sposób Stary zdobył jedną czwartą Wschodniego Brzegu. Zdobycie Zachodniego Brzegu pozwoliłoby na zdobycie schronienia przed kapturnikami Cesarza czy Brutianami, kiedy ci zaatakują Blokowisko.

 

 

 

***

 

 

 

Szafki oraz półki arsenału zostały błyskawicznie opróżnione. Kije, topory, siekiery i noże wszelkiej maści szybko znalazły się w dłoniach awanturników. Plac przed blokowiskiem został zapełniony niczym żołądek po obiedzie, przez ludźmi gotowymi na śmierć za swojego wodza.

 

Gdy tylko na środek wyszedł Stary, aby wypowiedzieć wojenną przemowę, wzmacniającą morale oddziału to zaraz go wygwizdano, ponieważ spieszno im było na bitwę z wrogiem a nie chcieli tracić czas na słuchanie Starego, chociaż go szanowali. Chcieli zniszczyć swych przeciwników i zabrać wszystko co się dało– kobiety lub inne towary luksusowe jakie jak skręty czy dragi.

 

Widząc gniew swoich Stary wyjmując swój miecz zwany Krwawym – gdyż zabił nim więcej osób niż ktokolwiek znany -, zawył groźnie:

 

-Zayebmy skurwysynyw!

 

Odpowiedziały mu gromkie okrzyki gawiedzi. Paru strzeliło w powietrze ze swoich gnatów ze szczęścia jakiegokolwiek nigdy przedtem nie zaznali, choć w niejednej wyprawie brali juz udział.

 

Ruszyli. Żegnały ich kobiety wraz z dziećmi, machając na pożegnanie chusteczkami. Wiele dziewczyn płakało rzewnie, myśląc w głębi duszy o tym, co poczną, kiedy to nieprzyjaciel zagrażający im zwycięży. Tymczasem życzyły swym mężom, braciom i synom zwycięstwa w boju.

 

***

 

Minęli parę melin, zbudowanych, z czego się tylko dało oraz tego, co było pod ręką. Większość pusta i niezamieszkała, co wskazywało na liczne najazdy w tej części polis. Najczęściej mordów dokonywali troglodyci, aby zdobywać pożywienie, czyli martwych mieszkańców ruin. Ten kanibalizm przerażał wszystkich i nawet klany walczące ze sobą zawierały chwilowe przymierza, kiedy zmierzano urządzić polowanie.

 

Również podejrzanym śladem były liczne odciski butów i nieznanych stóp. To wskazywało na wzmocnione ruchy bandytów.

 

-Daleko eszcze?– wymamrotał ktoś z tyłu kolumny.

 

-Musymy doysc tylko do mostu.-powiedział Stary krocząc dumnie niczym lew, prowadząc tym samym swe wojsko.

 

-Moze lepey wezwac Sarmatow? Eszcze zdorzymy wyslac gonca.– zaproponował niepewnie Mad.

 

-Powtarzam! Ne y eszcze raz ne! Samy sobe poradzymy!

 

Kolumna szła dalej nierównym krokiem. Szczęk broni oraz uzbrojenia ochronnego, odbijały się szerokim echem po zrujnowanych gmachach dawno minionej epoki. Epoki sprzed ponad pół tysiąclecia. Resztki cegły odpadającej ze ścian budowli zamierzchłych czasów, uderzyła tak mocno o popękaną w świetle Słońca ziemi, że wydała głośniejszy dźwięk niż szczęk ich uzbrojenia– ktoś musiał opierać się o ścianę z wewnątrz.

 

-Ktos nas obserwuye.– stwierdził Rudy ściskając pewnie topór.

 

-To pewne akys zwadowca.– powiedział Mad.– Ony zawsze posylayo zwadowce.

 

-Ty Mad ruszaj.-wydał polecenie przywódca. Mężczyzna bez zastanowienia wykonał rozkaz. Wyszedł z grupy a następnie przemknął pomiędzy gruzowiskami. Do celu było już niedaleko.

 

 

 

Godzinę później.

 

 

 

-Stac!- krzyknął Stary a wszyscy wykonali polecenie posłusznie i bez zastrzeżeń. Przez chwilę wszyscy mocno oddychali świeżym powietrzem, aby nabrać sił przed walką.

 

Przed nimi był starożytny most wykonany ze stali, ale nie o most przyszło im wałczyć, lecz o to, co było za nim na drugim brzegu– wielką wciśniętą pomiędzy zrujnowane kamienice nieregularną bryłę wykonaną z betonu.

 

-Eszcze ych ne ma.– rzekł zaniepokojony wódz. Istotnie czuł zaniepokojenie. Przeczuwał, że coś jest nie tak.

 

-Moze stchózyly?– spytał wesoło Greg.– To nawet dobrze bo ne bede musal czystyc szably dzysay weczorem.

 

Wypowiedź blokersa była przeciwieństwem tego co usłyszeli. Do ich uszu docierał dzwięk bębnów, rosnący z każdą chwilą.

 

W końcu wszyscy wojownicy ujrzeli źródło owej straszliwej muzyki wojny. Z przeciwległego brzegu nadeszła druga kolumna zbrojnych. Pierwszy szereg wypełniali bębniarze, uderzający mocno pięściami o skórzane powierzchnie swych instrumentów. Następnie za nimi kroczyli nosiciele głów– specjalnie wytypowani mocarze, dzierżący długie piki, na których zostały wbite głowy wcześniej pokonanych. Były to nie tylko trofea po wcześniejszych bojach, lecz także świeże pamiątki, ociekające jeszcze świeżą krwią.

 

Nic nie zapowiadało krwawego starcia. Bębny ucichły i wrogi oddział stanął. Zapadła grobowa cisza będąca preludium do koszmaru jaki miał nastąpić niedługo.

 

-Atakyemy?– spytał Rudy.

 

-Ne.– w głowie Starego był już gotowy plan.– Nech samy tu podedo.

 

Wtem rozległ się ostry, przeszywający bębenki słuchowe głos:

 

-Stary!- z przeciwnego tłumu wystąpił wysoki zakapior w białej bluzie opieczętowanej znakiem swojego plemienia– mrocznym symbolem odwróconego Słońca. Opaska zasłaniała lewe oko a mechaniczna pięciopalczasta proteza zastępowała prawą dłoń.-Stary!

 

-Czego znow chces ?!

 

-Zluz my poklon albo sperdalay!

 

-Sam se zbaday!

 

Odpowiedź Starego wzbudziła u jego ludzi salwę śmiechu co nie wywołało podobnego efektu u wrogów, wręcz przeciwnie spowodowało natychmiastową reakcję.

 

-Zabyc !- krzyknął Ednook wyjmując zza pleców powbijany gwoździami bejzbol.

 

Gigantyczna fala ruszyła przez most plując wyzwiskami oraz groźbami.

 

Widząc nadciągające niebezpieczeństwo wódz wyciągnął swój pistolet i strzelił w tłum dając tym samym sygnał swoim ludźiom by zaatakowali. Ci ruszyli, co sił w nogach, pędząc na swych odwiecznych rywali w walce o prymat nad terenami.

 

 

 

***

 

 

 

Tymczasem Mad pomału, mimo mokrych ubrań– musiał wszak przepłynąć wpierw rzekę, wspinał się po nierównym zboczu. Dodatkowo obciążał go kij. Z daleka słychać było odgłosy bitwy. Przyśpieszył trochę, aby szybciej wejść na szczyt. Pełno betonowych odpadków mogących stanowiło przeszkodę, których pokonanie kosztowało go wiele wysiłku i ran. Całe ciało miał poranione a ubranie poszarpane.

 

Gdy już cel został osiągnięty od razu pobiegł ku bunkrowi.

 

Zakradnięcie się do bunkra nie było wcale łatwym zadaniem. Z jednej strony most rozciągający się przed nim był areną starcia a z drugiej ukryte siły wsparcia przeciwnika mogły w każdej chwili niespodziewanie uderzyć. W końcu osiągnął betonową powierzchnię. Bitwa dalej trwała w najlepsze, wydając swe krwawe nuty, lecz jego to nie obchodziło– miał ważniejsze zadanie.

 

Jakoś wdrapywał się po krawędzi. Nie rzucił nawet okiem czy wszystko w porządku z jego pobratymcami. Chwytał każdą możliwą szczelinę byleby tylko wywiesić sztandar.

 

Wystarczyło się tylko podciągnąć i postawić chorągiew, kiedy nagle nad Madem wyrósł niewiadomo skąd potwornie szpetny oraz krzyczący olbrzymi harcownik chcący go zrzućić. W jednej chwili Madowi przeleciało całe życie przed oczyma i w jednej chwili nieprzyjaciel zamarł, uderzając twarzą o bunkier.

 

Z pleców wystawała mu włócznia z wyraźnymi nacięciami.

 

Mad zamarł, ale szybko otrząsnął się z szoku. Wyjął za bluzy czerwono-zielony sztandar swojego klanu. Beton twardo się bronił przed wbiciem w siebie metalowego prętu, naprędce gdzieś znalezionego. Wysiłek był jednak wystarczający.

 

-No kurwa w koncu!.-podsumował Mad, doczepiając do prętu płachtę. W ułamku sekundy zawiał wiatr i nad bunkrem załopotała flaga Starego.

 

Sam widok chorągwi nieprzyjaciela nad twierdzą sprawił, że bitwa szybko została przerwana a Stary i jego ludzie wydali okrzyk radości. Tak samo postąpił blokers, ale przestał, kiedy zobaczył coś, czego by nikt się nie spodziewał.

 

Na przeciwległym brzegu, skąd przybyli zauważył stojące w szyku oddziały Cesarza. Kilkanaście tysięcy dziarskich żołnierzy odzianych w ręcznie szyte purpurowe mundury, uzbrojonych w strzelby– bardzo luksusowy towar, ponieważ ich wytwarzaniem zajmowali się krasnoludzie z dalekiej półncy a oni byli znani ze swej chciwości.

 

Zza lewej flanki wyjechał jeździec. Wielkiego wierzchowca pokrytego łuskami dosiadał sam Cesarz w diademie, Władca ubrany był w ciemno fioletową tunikę.

 

-Wat the fak?!- zdziwił się Stary nie troszcząc się o swoje krwawiące ramię.-Co tu kurwa roby Cesarz?!

 

-Zawarlem z nym pakt.-odpowiedział Ednook, podnosząc tuż obok szyi starca swój długi nóż.– Robymy rozbór twoyego terytoryóm.

 

-Ty skurwysyne.

 

-Prosty ynteres-odrzekł uśmiechnięty jednooki, odsuwając ostrze od szyji przeciwnika.– a ty po prostu tylko przeszkadasz my y Cesarzowy w tworzenyó dwóch poteznych panstw. Ego cesarstwa na zachode i mojego państwa blokersów na Zachode. Wec lepey ne walcz z namy.

 

-Ty gnydo– zaczął groźnie Stary– paktuyesz z naygorszym demonem.

 

Stal świsnęła w powietrzu i bezgłowe ciało wodza padło tuż obok innych martwych na przesiąkniętej krwią ziemi. Początkowo nikt nie zwracał uwagi, co się właściwie dzieje. Tylko Ednook krzyknął, podnosząc ściętą głowę wroga:

 

-Zabylem Starego! Zabye kazdego kto ne bedze zadowolony z moych rzodów!-rozejrzał się wokoło.– Co?! Zaden se ne odwazy?!

 

-Ya!

 

Mad pewnie i zdecydowanie zmierzał ku nieprzyjacielowi ze swoim bejzbolem.

 

-Lepey odec bo cy rozpyzde lepetyne.– ostrzegła jednooki, sięgając do kabury.

 

-To ya cy zara…..

 

Nie dokończył, bo rozległ się strzał. Poczuł pieczenie w prawym barku. Spojrzał tam. Przedziurawiona w jednym miejscu bluza nabrała czerwonego odcieniu. Dotknął to miejsce dłonią, upuściwszy wpierw bejzbol. Dłoń ociekała krwią. Jego krwią! Spojrzał jeszcze raz na Ednookiego– trzymał wycelowany w niego pistolet. Chciał jeszcze zrobić jedną rzecz, lecz nie miał dostatecznie dużo sił. Padł straciwszy przytomność.

 

***

 

Zrzucone trupy z mostu uderzały mocno o tafle rzeki, zabarwiając jej wody rdzawym kolorem. Cesarscy oczyszczali drogę dla swych towarzyszy broni. Najpierw przez pole bitwy przejechał Cesarz w towarzystwie paru kawalerzystów.

 

Podjechawszy dostatecznie blisko monarcha zsiadł, chcąc sprawdzić czy wszystko idzie zgodnie z traktatem. Idąc obserwował sprzątanie pobojowiska, co nie należało do rzeczy przyjemnych. Kiedy tak szedł zaczepił go Ednook.

 

-No y ak?– najwyraźniej jednooki był bardzo zadowolony z siebie. Wykrzywił twarz w skrzywionym uśmiechu, aby sam siebie pochwalić. Miał powody– zdobył władzę nad innym klanem co było potwierdzeniem jego siły.

 

-Mogło być lepiej. Jednakże ja zająłem Blokowisko a ty władzę nad blokersami ze Wschodu. Zadowolony?

 

-Ak naybardzey. Tylko abys ne wzą se za mne.

 

-Miałbym większe szanse niż ty z nimi.

 

-Dopoky zagrazayo tobe Zargonczycy y Brutyane ty potrzebuyesz mne.– stwierdził dzikus.

 

-Tylko do czasu. -zauważył Cesarz.-Tylko do czasu.

 

***

 

-Wyrzuć jeszcze tego trupa!- zawołał jeden ze strzelców pokazując ciało Mada.

 

Jego kompan najpierw zdjął biedakowi buty– wszak najlepsze zaopatrzenie można zdobyć na nieboszczykach– a następnie wyrzucił go poza balustradę.

 

Rozległ się głośny plusk i prąd poniósł zmarłych w dół rzeki. Podobnie jak dawny piekielny przewodnik tak i rzeka niosła zabitych aż na tereny troglodytów, którzy przy pomocy haków wyławiali z rzeki swe pożywienie– ten okrutny oraz pozbawiony moralności zwyczaj potępiały wszystkie cywilizowane państwa w Polis.

 

 

 

Koniec

Komentarze

mimo iż nie jestem zwolennikiem takiej jatki... to forma ciekawa.

Przedstawienie naszych potomków jako mutantów tego typu

coś mi przypomina,

może "Aleję Potępienia".

mimo skrótów ciekawe i miejscami naprawdę zabawne,

oby też skłaniające do refleksji ?

Język dresiarzy przyszłości interesująco skonstruowany, ale męczący w czytaniu (praktycznie każde słowo musiałam deszyfrować). W każdym razie b. ciekawy eksperyment, mam nadzieję, że redakcja, Loża czy kto tam jeszcze przyznaje kolorowe opierzenie, doceni.

Nowa Fantastyka