- Opowiadanie: mstronicki - Obrączki kochanek

Obrączki kochanek

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Obrączki kochanek

Panom Marenholdu co roku życzono nieśmiertelności i życzenie zdawało się spełniać. Tawarisz Badnarski kończył dziewięćdziesiąt siedem lat; Antczak sto jeden, a Wiktoria Pielewieńska siedemdziesiąt sześć. I pomyśleć, że wszyscy nie dość, iż prowadzili bogate życie towarzyskie, to jeszcze ubarwiali je swoją „wysoce rozwiniętą" seksualnością. Na przykład Antczaka przyłapałem niegdyś na bzykaniu pewnej studentki z Niemiec, chyba jedynej w miarę ładnej Bawarki; Badnarski nie zamierzał skończyć pożycia z blisko trzydzieści lat młodszą małżonką Anną, z kolei pani W.P. udzielała się na portalach randkowych. Uwierzylibyście, widząc jej fotki z dwoma facetami w łóżku, że w grę nie wchodzi fotomontaż?

 

Nienawidziłem ani Antczaka, ani Badnarskiego, Pielewieńska mnie nie grzała i nie ziębiła, była zupełnie obojętna. Bo kobiecie potrafię sporo wybaczyć, tymczasem widząc obleśnych facetów ze ślicznymi dziewczętami pod kołderką, robi mi się niedobrze. Najchętniej zatłukłbym obu. Niewiele brakowało, bym tak zrobił, gdy pod drzwiami biura spotkałem ową studentkę z Bawarii.

 

– Guten Morgen, Herr Sekretarz.

 

Ukłoniłem się.

 

– Herr Sekretarz, Ich komme zu Sie, weil – szukała słów – weil Ich… czy za Tur znajdę prezesa?

 

Pokiwałem głową, że tak.

 

– Gesundheit – i nacisnęła klamkę. Wówczas ją powstrzymałem.

 

– Skończ się kurwić! – ryknąłem.

 

– A pan prezes? – wydusiła z przestrachem.

 

– Pan prezes ma takich jak ty na pęczki!

 

Chwyciłem ją w pasie i przycisnąłem do ściany; nie wzbraniała się, co mnie zdziwiło, gdyż sądziłem, że dostanę w policzek. Tymczasem byłem w błędzie, zobaczcie, niekiedy warto spróbować.

 

– O co panu chodzi, Herr Sekretarz?

 

– O ciebie, kurwo.

 

– O mnie? – roześmiała się. – Ja, aber Ich weich nicht, weil.

 

Przycisnąłem ją jeszcze bardziej.

 

– Bo mi się podobasz – przyznałem.

 

Zmieniła oblicze. To pewne, że już od dawna czuła moje podniecenie w stosunku do jej osoby, jednakże nie podejrzewała, iż będzie mnie stać na tak szczere wyznanie.

 

– Ich liebe dich – wyszeptała. – Ale prezes… – i w progu stanął Badnarski. Zapytał, co ja na to, by przyszły tydzień poświęcić towarzyszowi Antczakowi w zamian za jego zasługi dla Miasta Pustki Marenholdu.

 

A dziewczyna dała mi do zrozumienia, byśmy się spotkali po pracy.

***

 

– Musiałam kłamać, że idę na zajęcia – opowiadała Marika, stojąc przed łóżkiem w negliżu. – Wiesz, ile ryzykowałam?

 

– Więc dlaczego z nim jesteś?

 

– Bo gdyby nie on – spojrzała na okno – nie byłabym tu tak długo.

 

Nie nadążałem.

 

– Dlaczego?

 

– Widzisz, Herr Sekretarz, potrzebowałam rekomendacji, a tylko on przyjeżdżał do naszej wioski.

 

Typowa historia kobietki z dziury zabitej dechami.

 

– I kazał ci się rozebrać? Kazał ci dać?

 

Zaprzeczyła.

 

– Po prostu czułam, że inaczej nie pójdzie – wzruszyła ramionami. – Ale to wyłącznie dla korzyści, nic poza tym.

 

Przypomniałem sobie o Winstonie z Roku 1984, on również poznał przeciętną dziewczynę.

 

Marika wcale nie była urocza, ot zwykła jagniątko w Marenholdzie, Mieście Pustce, jak już wspomniałem, dokąd trafiają najdoskonalsi, w najzwyklejszej utopii. Miejscu, które w początkowym założeniu miało zrzeszać pacyfistów i stworzyć punkt antyzbrojny; eksterytorialny plac spokoju.

 

– Przygotować ci herbatę? – spytała Marika, gdym się przebudził. Nie, odparłem, wolę kawę, przynajmniej postawi mnie na nogi.

***

 

Tamtego dnia Tawarisz nie ukrywał niezadowolenia. Zacząłem się bać, że odkrył nasz spisek.

 

– Zabierz stąd tych naiwniaków – rzucił, nim zniknął za drzwiami biura. A naiwniacy popatrzyli po sobie dziwnie, po czym zapytali, czy powinni wyjść. Jasne, machnąłem ręką, wynoście się.

 

Marika płakała. Zdajecie sobie sprawę, co w takich sytuacjach robi mężczyzna, który kocha? Nie daje za wygraną.

 

– Nazwał mnie dziwką – beczała. Podałem jej rękaw, niech się wyżali.

 

– Dlaczego?

 

– Bo z nim sypiałam.

 

– Przecież sam tego chciał.

 

Na chwilę umilkła, lecz była to cisza przed burzą. Ja nie chciałam, ryczała i się we mnie wtuliła.

***

 

Frajer Antczak niczego nie połapał; dał się zastrzelić przed własnym domem. Pielewieńskiej gardło poderżnął podesłany kochanek i ociekała krwią z pomarszczoną piersią na wierzchu. O ich śmierci Badnarski wtedy jeszcze nie wiedział.

 

– Podjedź pod wejście – rozkazał, gdy się odwróciłem, spytał, czy mam mu coś za złe.

 

– Czemu?

 

– Bo nie zawsze byłem dobrym szefem.

 

Wzruszyłem ramionami. Bądź co bądź to pojęcie względne, którym nie warto się przejmować.

 

Zareagował uśmiechem.

 

Zajął tylną kanapę, podczas gdy ja musiałem ustąpić fotel rasowemu szoferowi (ubranemu zresztą w staroświecki kombinezonik).

 

– Na lotnisko, dawaj – polecił Tawarisz i auto ruszyło.

 

Zacząłem podsumowywać: jest dwóch, kierowca i prezes, ten pierwszy wygląda na ciecia i nie powinno być z nim problemu, ale co z Badnarskim?… pieprzony może sprawić kłopot, jeżeli, załóżmy, krzyknie (jezdnię obstawiła policja).

 

Upewniłem się, że spakowałem tłumik. Jest, wspaniale, nie ma na co czekać – potajemnie wkręciłem go w lufę ukochanego glocka i wymierzyłem w szofera. Żałowałem, że nie wziąłem dwóch; jednym terroryzowałbym tego pajaca, a drugim odstrzelił szefa.

 

Wpierw przeprosiłem, dopiero potem nacisnąłem spust. A Badnarski nie potrafił uwierzyć w to, co się działo; rozmawiał ze mną jak gdyby nigdy nic, zapewne w przekonaniu, że ta sprawa go nie dotyczy.

 

Aresztowali mnie przecznicę dalej, ale ja nawet nie przewidywałem szans na ucieczkę. Proces i więzienie uznałem za niezbędną ofiarę. Cholera, o jakiej ucieczce możemy mówić, miałem do dyspozycji wyłącznie kierownicę, pedały gazu i hamulca przysłoniło cielsko szofera. Pracownicy służb nazwali tę akcję nieprzemyślaną.

 

– Kiedy mnie wypuścicie? – zapytałem otwarcie.

 

– Kiedy Marika cię pokocha.

 

Wzdrygnąłem się.

 

– Co ona ma do tego? – Czyżby kolejne podobieństwo do Winstona?

 

A policjant obdarował mnie uśmiechem. Na jego palcu dostrzegłem obrączkę. Czyli Marenhold poszerzył się o zdrajczynię. Trudno.

Koniec

Komentarze

No cóż ...
dziwne to opowiadanie ... część dialogów pisana skrótowo w formie, która mi osobiście nie odpowiada.
Poza tym nie widzę tu żadnej fantastyki (oprócz nazwy miasta)
patrząc po tytułach poprzednich opowiadań, może ma to jakieś podłoże, jednak nie zachęciło mnie do ich przeczytania i nie zrozumiałem przesłania ani puenty ...

Mimo wszystko, pozdrawiam i może opinia innych będzie łaskawsza ...

A mi się podobało i to przed wszystkim ze względu na formę. Bez zbędnych słów, nastrój niepokoju od początku do końca... Jeżeli uznać, że to obrazek z futurystycznego miasta-utopii - to jak dla mnie fantastyki jest tyle, ile trzeba, wystarczy. Puentę zrozumiałam (tak mi się przynajmniej wydaje) :)
Pozdrawiam!

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

Pomysł jest. Historia jest. Ale na odpierdziel zrobione.
Tekst wciągnął mnie podczas czytania, ale pozostawił z niedosytem, gdyż zbyt dużo aspektów musiałem sobie sam uzupełnić. Opko powinno być obszerniejsze, bogatsze zarówno w opisy, jak i przemyślenia bohatera (chyba, że ktoś decyduje się skasować innych ludzi i nawet się chwilę nad tym nie zastanowi) oraz ambiwalentność relacji z bawarską panienką (czy z jej powodu warto pójść do kryminału).
pozdrawiam

I po co to było?

Przyjemnie się czyta.
Zgadzam się z przedmówcą (przedkomentatorem...?) - za słabo zarysowane intencje/ uczucia bohaterów, przez co trudno zrozumieć ich (bohaterów) postępowanie.
Ale napisane potoczyście i z wyczuciem - ma potencjał.

Mam wrażenie, że gdybym czytał "Rok 1984" opowianko wydałoby mi się oczywiste - niestety nie czytałem.
Do ostatniego momentu liczyłem, że na koniec wszystkie zawiłości zostaną jakoś wyjaśnione. Tak się niestety nie stało. Opowiadanie, choć całkiem wciągające, pozostawia pewien niedosyt.

Ja mam podobne zdanie jak geenee

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Nowa Fantastyka