- Opowiadanie: maciejka798 - Każda owieczka idzie do piekła

Każda owieczka idzie do piekła

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Każda owieczka idzie do piekła

Książe Aquarius siedział wygodnie w swoim fotelu, przyglądając się raportom przyniesionym mu przez jego sługę. Wynikało z nich, że przygotowania do wojny rozpoczęły się na dobre. Uśmiechnął się sam do siebie, po czym wstał i podszedł do okna. Jego rezydencja umiejscowiona była daleko od siódmej prefektury, więc był cały czas bezpieczny. Za oknem rozciągał się widok wielkiego bajecznego ogrodu, w którym rosły wysokie drzewa i krzewy. Całość dopełniał potężny żywopłot, który otaczał ogród ze wszystkich stron. Wielki, zielony i zadbany przez jego sługi, którzy składali się z aniołów służebnych. Książe długo rozkoszował się tym widokiem, do czasu kiedy usłyszał pukanie do drzwi.

– Wejść.– powiedział

Do jego komnaty wszedł nie kto inny jak archanioł Rafał. Okuty był w lśniącą zbroję z przytroczonym do niej długim mieczem. Włosy miał związane w warkocz. Na twarzy Pana Uzdrowień malował się niepokój. Podszedł kilka kroków i klęknął przed księciem. Głowę pochylił nisko ku ziemi.

– Mattias żyje…Razjel również.– powiedział nieco niepewnie. – Za niedługo powinno dojść do kolejnego starcia.

Książe spojrzał na niego z poważny wyrazem twarzy.

– Mam rozumieć, że nadal nie macie księgi…czy tak?– odparł sucho

– Tak…Ale Mattias żyje, więc wystarczy poczekać, aż mu ją odbierze.

– I co wtedy!?– zagrzmiał Książe – Jesteś naprawdę aż tak durny? Jeśli Mattias dopadnie Razjela to zostanie z niego tylko kupa pierza.

– Niekoniecznie…Mattias dostał wyraźny rozkaz od Lucyfera, że Razjel ma być żywy. Mój agent poinformował mnie już o tym. Może chce go zwerbować do swojej armii, chociaż osobiście uważam, że i tak jest skończony. Nieważne czy otworzy bramy piekła, czy też nie…Nie ma z nami najmniejszych szans. Mamy przewagę liczebną.

– Nie lekceważ wroga archaniele!- zagrzmiał – Zdajesz sobie sprawę z tego co się stanie jeśli pierwszy otworzy bramy i pojawi się na Ziemi? Podpowiem ci– stwierdził ironicznie – Uwolni Ewę, a wtedy możemy mieć wszyscy przesrane. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak potężnym ona jest demonem.

Rafael nie podnosił wzroku. To prawda nie zdawał sobie z tego sprawy. Ewa nie wyglądała na groźną, bynajmniej taką ją pamiętał. Pogłoski jakie słyszał musiały być zatem prawdziwe, skoro nawet Książe Aquarius je potwierdził. Ewa po wygnaniu znienawidziła Stwórcę, jak i również przysięgła zemstę na istotach, które odebrały jej córkę i uwięziły na Ziemi, a że całą tą akcją dowodził Gabriel i Rafael, wyglądało na to że po uwolnieniu będzie chciała się na nich zemścić. Nie było by w tym nic szczególnego gdyby nie fakt przeistoczenia się Ewy w potężnego węża Lewiatana. Jej gniew i smutek po utracie dwóch ukochanych osób doprowadził ją do skrajnej rozpaczy. Rozpaczy tak silnej, że nie cofnie się przed niczym by zabić odpowiedzialnych za ten czyn winnych. Pan Uzdrowień zdawał sobie sprawę z tego, że gdy dojdzie do uwolnienia Ewy jego życie zawiśnie na włosku, a przyszłość stanie się niepewna. Miał jeszcze jedną wiadomość dla księcia, ale czekał, aż ochłonie. Ten patrzył na niego pogardliwie.

– Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Bo jak nie to won z moich oczu i nie pokazywać mi się bez księgi!

Rafael nie podnosił głowy by nie zdenerwować Księcia Aquariusa. Nawet jego cierpliwość miała swoje granice. Poza tym uważał, że należy mu się szacunek z racji że był archontem.

– Michał i Metatron są nieprzekupni. Nie przejdą na naszą stronę. Z tego co wiem pozostaną Mu wierni do samego końca.– powiedział spokojnie

– Kurwa!- zaklął szpetnie – Więc zróbcie coś z nimi! Oni nie mogą uciec. To po pierwsze. Po drugie jeśli będzie potrzeba to ich zabijcie żeby się nie wtrącali. Powiedz mi…aż tak ciężko ci się myśli? Stwórca nawet walczyć nie potrafi! Wyzbył się swojej mrocznej strony! Nie skrzywdzi żadnego z was do jasnej cholery! Tak ciężko to zrozumieć?

– Nie Panie…– odpowiedział cicho

– Coś jeszcze?– warknął

– Pałac został zamknięty na cztery spusty. Ciężko będzie go przeforsować.

– Czy to jest problem dla ciebie?– spytał ze złością

– Nie Panie.– odparł

– Więc wynocha!

Rafael wstał, pokłonił się Księciu, odwrócił się na pięcie i ruszył zadowolony do drzwi. Był zadowolony, gdyż wszystko szło po jego myśli.

– Już wkrótce odszczekasz te wszystkie obelgi cholerny ważniaku – powiedział cicho sam do siebie.

W drzwiach minął jednego z archontów, który przyglądał mu się z pogardą.

Ubrany był w wojskową odzież przypominającą tą noszoną na Ziemi przez żołnierzy, na głowie miał związaną czarną przepaskę, na nogach miał ciężkie buty, a w ręku trzymał zwój pergaminu. Do jego lewego boku miał przytroczony nie karabin jak można by się domyślać, lecz miecz. Archonci i aniołowie zamieszkujący Niebo nadal używali mieczy i krótkich sztyletów, w przeciwieństwie do Upadłych, którzy po buncie przerzucili się na broń palną wzorowaną na ziemskiej. Kiedy Rafael znalazł się daleko od komnaty, ten zwrócił się do Aquariusa.

– Aniołowie. – powiedział z obrzydzeniem – Po jaką cholerę z nimi trzymamy. Prościej byłoby ich pozabijać i samemu zając się Stwórcą. Ci partacze nie nadają się kompletnie do niczego.

– Jesteśmy archontami Marchosjasie… Nie będziemy brudzić sobie nimi rąk. My jesteśmy tylko od wydawania im rozkazów.– Wziął zwinięty pergamin z ręki przyjaciela i zaczął go czytać.

– Pamiętasz Aquariusie czasy, kiedy byliśmy jedynymi istotami stworzonymi przez Pana?– powiedział z zamyśleniem– Kiedy to my dzierżyliśmy w rękach władzę? Pamiętasz kto nam ją odebrał? Kto pokłonił się Stwórcy mimo iż go pokonał?

– Owszem pamiętam…Nim również się zajmiemy w odpowiedniej chwili.– dodał

– Mówisz o tym tak lekko jakby to był piknik. – powiedział ze złością

– Uwierz mi to nie będzie nic ciężkiego.– powiedział beztrosko

Marchosjas usiadł na fotelu zakładając nogę na nogę. Aquarius przyglądał się pergaminowi, po czym zmiął go i cisnął w kąt.

– Stek bzdur…Verrine to jednak idiota. Co z tego, że przekonał aniołów do swoich racji, skoro ci nadal się wahają.

– Archanioł Michał walczy z nimi słownie i to pewnie dlatego. Wiesz że jest nie tylko dobrym szermierzem, ale również i doskonałym mówcą. Szkoda, że nie stoi po naszej stronie.

– Ano szkoda będzie zabijać tak doskonałego wojownika. Pytanie co chce osiągnąć sam z Metatronem? We dwóch i tak zdechną prędzej czy później.

Marchosjas zamyślił się. Istniała pewna szalona teoria, ale mimo to postanowił mu ją przedstawić.

– A co jeśli dojdzie do koalicji Upadłych ze Stwórcą? Co będzie jeśli Michał zawita do Piekła i zaproponuje układ Lucyferowi? Jest dumny, może się zgodzić by tylko odzyskać dawne miano.

Książe usiadł wygodnie w swoim bogato zdobionym fotelu i spojrzał ironicznie na przyjaciela.

– Nie zrobi tego.– stwierdził spokojnie – Lucyfer jest spalony na całej linii. Siedzi zamknięty w Piekle, które sam stworzył nienawidząc reszty aniołów, ze Stwórcą włącznie. Nie wierzę by przyjął taką propozycję, zwłaszcza że na pewno chciałby mieć wszystko dla siebie, no i dochodzi jeszcze kwestia zemsty na Stwórcy. Wierz mi…Nie odebrałby sobie tej przyjemności z własnej woli.

– Może i masz rację, ale jeśli nie zdobyłby księgi, to bardzo prawdopodobne, że poszedłby na taki układ. Nie sądzisz?

– Może…– stwierdził z namysłem

– Zbaczając na chwilę z tematu. – powiedział cicho bawiąc się swoim sztyletem. – Powiedz…To prawda, że zamordował Adama? Czy po prostu rozpuściliście tą plotkę by go pogrążyć?– zapytał z zaciekawieniem.

Aquarius uniósł brwi.

– Skąd o tym wiesz? Sprawa została zatuszowana tuż po zajściu.– teraz to Książe był ciekaw odpowiedzi.

– Wiem o wielu sprawach drogi przyjacielu…Wiem do czego to wszystko zmierza…

– Więc zachowaj to dla siebie – warknął

Ton księcia przeraził Marchosjasa.

– Nie powiedzie się jeśli nadal będą żyli pewni osobnicy…Mattiasem ma się kto zając, pytanie kto zajmie się nim? Naszym starym przyjacielem, który sprzedał się by chronić Stwórcę, po tym jak wygrał z nim walkę na początku dziejów, uznając że jest niegodny posiadania tak wielkiej mocy. Nasz wywiad doniósł, że jednak jest Abaddoną od początku istnienia i nie została mu odebrana moc niszczenia. Jeśli to prawda to mamy przejebane.– rzekł dobitnie patrząc w oczy przyjaciela – wiesz co to oznacza? Ten świr rozwali kiedyś nie tylko nas, ale wszystko co istnieje.

– Nie unoś się…Sam nie da rady zabić wszystkich. Nawet jego moc ma granice, a jeśli przejmę moc Stwórcy nikt już nam nie zagrozi. Stworzę nowy świat, w którym to ludzie i aniołowie będą nam służyć, a nie odwrotnie.

– Niby jak zamierzasz to zrobić? Nie wiemy nawet czy taka informacja znajduję się w księdze? Coś mi się widzi, że wydajemy na siebie wyrok śmierci Aquariusie.– powiedział z przerażeniem w głosie

– Nie po to zaczynaliśmy to wszystko dwadzieścia tysięcy lat temu by teraz się poddać, rozumiesz? Poza tym jeśli była w niej wzmianka jak stać się takim odmieńcem jak Mattias to będzie i taka jak odebrać moc Stwórcy.– rzekł dobitnie – Jesteś ze mną lub przeciwko mnie? Odpowiedz!- wrzasnął na Marchosjasa uderzając ręką o biurko.

Ten był lekko przerażony zachowaniem przyjaciela. Wstał z krzesła trzęsąc się trochę. Spojrzał na Aquariusa ze strachem.

– Źle mnie zrozumiałeś…Mam na myśli, że jeśli Lucyfer pozna prawdę…To wywróci wszechświat łącznie z niebytem do góry nogami by nas dorwać.– przełknął głośno ślinę – Będziemy mieć wszyscy najnormalniej w świecie przesrane. Jego duma…gniew…Przecież stracił najbliższych…

– Zamknij się!- wstał z fotela i złapał przyjaciela za kołnierz – Coś ci powiem Marchosjasie…Nie dowie się o niczym, bo do tego nie dopuszczę. Zginie powolną i straszliwą śmiercią, już ja się o to postaram. Nie damy mu się zemścić na nikim, rozumiesz? – Puścił przyjaciela, a ten z przerażeniem zaczął poprawiać swoje ubranie.

– Obyś się nie mylił.– dodał nadal wystraszony cofając się.– Obyś miał kurwa rację, bo inaczej już jesteśmy martwi!

Krzycząc rozglądał się wystraszonym wzrokiem po komnacie, jakby szukał szpiega. Na twarzy swego przyjaciela ujrzał triumfalny uśmiech, który przerodził się w cichy śmiech. Jesteśmy szaleni pomyślał. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i z tego w jakie wdepnął gówno. Na jego nieszczęście już nie mógł się z tego wycofać.

 

*

 

Mattias klęcząc na ziemi dyszał ciężko. Taka ilość dusz jaką przyjął, nawet jego lekko sponiewierała. Nie przeżył żaden z ludzi, którzy przybyli na miejsce zniszczonego miasta. Wszędzie było pełno trupów, zarówno komandosów jak i dziennikarzy i naukowców. Wszyscy co do jednego pozbawieni byli swojej duszy. Mattias wstał z ziemi dochodząc powoli do siebie. Rozejrzał się po pobojowisku czy ktoś przeżył, po czym spojrzał w górę. Znowu poczuł moc Razjela.

– Czyżbyś wracał na miejsce zbrodni serafinie?– zakpił wyciągając rękę przed siebie i z niemym zadowoleniem wystrzelił z niej magiczny pocisk. Tutaj już ochronna magia Razjela nie działała, więc Mattias miał go jak na dłoni. Ruszył w kierunku wystrzelonego przez siebie pocisku, który przeznaczony był dla Księcia Tajemnic. Poruszał się szybko, niemal doganiał go. Razjel poczuł, że coś jest nie tak o sekundę za późno. Został trafiony prosto w pierś. Oszołomiło go, nie mógł poruszać skrzydłami. Zaczął spadać w dół z ogromną prędkością. Ostatkiem sił zdołał wymamrotać zaklęcie. Uderzył z impetem o ziemię. Mattias przybył chwilę później widząc Pana Alchemików wstającego z ziemi. Otrzepał się z pyłu, próbując poruszyć skrzydłami, lecz nadal miał je sparaliżowane. W lewej ręce nadal ściskał księgę.

– Jakim cudem przeżyłeś gnido? – powiedział ze złością

– Nie ma to jak ciepłe powitanie…Poddaj się Razjelu, nie masz już szans – stwierdził zadowolony

– Ja nie mam szans? Może i tak…– stwierdził spokojnie – Ale tanio skóry nie sprzedam.

Wycelował ręką w Mattiasa wystrzeliwując pocisk energii, ten w ostatniej chwili zrobił unik. Wyciągnął zza szaty swój poręczny pistolet i zaczął strzelać do Razjela, który starał się unikać kul. Książę Tajemnic był szybki jak na rannego. Podbiegł szybko do Mattiasa starając się nie oberwać i uderzył go pięścią w twarz. Jak na cherlawego Serafina posługującego się najczęściej magią, uderzył dość mocno rozwalając Mattiasowi łuk brwiowy, przy okazji wytrącając mu broń z ręki. Mattias się zatoczył i zaklął szpetnie pod nosem. Krew sączyła mu się wolno z rany nad okiem. Razjel podbiegł po raz kolejny i kopnął go z całej siły w żebra, wywracając go tym samym na ziemię. Pozbierał się szybko starając się namierzyć wzrokiem przeciwnika. Razjel znów zaczął biec w kierunku Mattiasa i to był błąd. Trzeci raz nie dał się zaskoczyć, wyciągnął sztylet z rękawa i szybkim ruchem rzucił w nic nie podejrzewającego Pana Alchemików. Trafiony prosto w pierś zwalił się na ziemię wypuszczając księgę z ręki. Podszedł do rannego Razjela i z całej siły kopnął w twarz łamiąc mu nos. Ten zalał się krwią i jęknął z bólu. Mattias nie miał jednak dość i łapiąc go za szaty podniósł z ziemi i cisnął nim przed siebie. Ten próbował wstać z ziemi, ale przeciwnik podbiegł do niego i znowu kopnął z całej siły.

– I co sukinsynu? Zabawy ci się zechciało?– wrzeszczał Mattias okładając nadal Razjela, który już tylko zasłaniał się przed ciosami.

Kiedy Mattias zabawiał się tłuczeniem Razjela, zmaterializował się Gabriel. Nie zauważyli go. Podszedł wolnym krokiem do leżącej nieopodal księgi i podniósł ją z ziemi, po czym przyglądał się jak zdyszany Mattias ostatkiem sił tłucze ledwie żywego serafina. Ten jednak dostrzegł go kątem oka.

– Dzięki za księgę panowie…nie przerywajcie sobie zabawy– powiedział wesołym tonem.

Mattias machinalnie odwrócił się, przestając tym samym tłuc Księcia Tajemnic. Uśmiech Gabriela nie podobał mu się. Portal za Panem Objawień nadal był otwarty. Złapał Razjela za włosy i zaczął ciągnąc go w kierunku Gabriela.

– Dobrze że jesteś Gabrielu…Patrz kogo upolowałem– stwierdził zadowolony trzymając Razjela za włosy, który już nawet nie próbował się wyrywać.

– Gówno mnie interesuje kogo upolowałeś.– krzyknął bezczelnie

Mattias stanął jak wryty. Puścił Razjela.

– Coś ty powiedział? – spytał zirytowany wycierając rękawem krew z twarzy

– Głuchy jesteś gnojku? W dupie mam i jego i ciebie.

– Udam że tego nie słyszałem archaniele…oddaj księgę i wracajmy do Lucyfera

– Nigdzie nie wracamy, bynajmniej nie razem i nie do tego naiwnego kretyna. – stwierdził nadal głupio się uśmiechając. – Już wkrótce obaj będziecie przeszłością.– cofnął się o krok wchodząc w portal, zanosząc się dzikim śmiechem.

– Niech cię szlag zdrajco!- wyciągnął z nogawki krótki pistolet i zaczął strzelać do Gabriela. Na próżno. Portal zamknął się w tej samej chwili, razem z Gabrielem.

– To jakiś żart.– powiedział z bezradnością w głosie.– Ten skurwiel nas wykiwał.– wrzasnął tak głośno jak tylko mógł.

Cisnął broń przed siebie i odwrócił się do Razjela z gniewem wymalowanym na twarzy.

– Mam nadzieje, że Lucyfer mnie nie zabije jak przywlokę tylko ciebie. Obyś był na coś przydatny serafinie, bo jak nie to osobiście cię zabiję.– odwrócił się w kierunku zamkniętego już portalu.

– A ciebie dopadnę prędzej czy później. Możesz być tego pewien.– jego głos był pełen gniewu. Nie mógł uwierzyć, że dał się tak podejść.

Ku zdziwieniu Mattiasa, Książę Tajemnic zaczął się śmiać. Ten przyglądał mu się przez chwilę po czym podszedł i złapał go ręką za twarz.

– Z czego rżysz serafinie?– zapytał ze złością

– Tak jak przypuszczałem…Pan miał rację…Oni nadal nic nie wiedzą…– Razjel z trudem dobierał słowa, ale Mattias słuchał go uważnie. Puścił go by mógł swobodnie mówić. Ten położył się na ziemi i oddychając ciężko nie przerywał.

– Ta księga…To bezwartościowa niemalże pusta kopia…Zrobiłem jej wierną replikę kilka tysięcy lat temu…Prawdziwa jest nadal bezpieczna.

Wypowiadane słowa przychodziły mu z trudem, umilkł nadal ciężko oddychając. Mattias zaczął drapać się po bródce. Nie za bardzo trafiał do niego sens słów Razjela. Otworzył portal ruchem ręki, złapał Razjela za kołnierz.

– Ty będziesz się tłumaczył Lucyferowi, nie ja.– powiedział już nieco spokojniej

Wydarzenia, które miały miejsce przed chwilą nie dawały spokoju Mattiasowi. Co miał na myśli Razjel mówiąc, że księga, którą próbują zdobyć aniołowie i Lucyfer, jest bezwartościową kopią? Przeszedł przez portal trzymając mocnym chwytem Razjela by nie próbował uciec, mając nadzieję, że już wkrótce pozna prawdę.

 

Koniec

Komentarze

Sa to dwa krótkie fragmenty z mojej książki. Bardzo prosiłbym o wytkniecie wszystkich błędów Proszę walic z grubej rury co jest nie tak, ponieważ zależy mi na tym;] Z góry dziękuje.  

maciejka798 napisał:

Uśmiechnął się sam do siebie, po czym wstał i podszedł do okna.

Ewa nie wyglądała na groźną, bynajmniej taką ją pamiętał.

Kiedy to my dzierżyliśmy w rękach władzę?

Ubrany był w wojskową odzież przypominającą tą noszoną na Ziemi przez żołnierzy, na głowie miał związaną czarną przepaskę, na nogach miał ciężkie buty, a w ręku trzymał zwój pergaminu. Do jego lewego boku miał przytroczony nie karabin jak można by się domyślać, lecz miecz.

 

Bez komentarzy, pytań i objaśnień. Zajęłyby, obawiam się, więcej miejsca od Twojego opowiadania.

"przyglądając się raportom przyniesionym mu przez jego sługę" - a raporty przyniesione przez nie-jego sługę mógłby przeglądać?

Nowa Fantastyka