- Opowiadanie: Tenebrae - Pierwsza część pierwszego rozdziału.

Pierwsza część pierwszego rozdziału.

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pierwsza część pierwszego rozdziału.

 

Zawodzący lament wiatru poniósł się echem nad głowami rycerzy. Zniknął gdzieś pomiędzy chmurami, pomiędzy kroplami deszczu. Mężczyźni czekali. Każdy z nich dzierżył w ręku miecz, ci umiejscowieni wyżej trzymali w dłoniach łuki. Zza monumentalnej bramy, przed którą stali dochodził odgłos wydawanych rozkazów przerywany szyderczym śmiechem. Zbyt częstym śmiechem.

 

Brama zadrgała lekko. Drganie przerodziło się w regularne, rytmiczne uderzenia. Wojownicy byli spokojni, pewni siebie. Wiedzieli, że najeźdźcy nie wedrą się do środka nawet gdyby tego pragnęli z całych sił. W końcu to była ziemia elfów, Silan. Pałac i miasto, które powstały z ich własnych rąk. Silan było ich sercem i domem. Niestety elfów tu nie było. Mieszkali tu teraz ludzie. Ludzie, którzy zrównali to miejsce z ziemią. Ludzie, którzy splugawili tą ziemię, przed nimi przecież tak piękną i płodną. Ludzie… Ludzie dla elfów byli niczym, byli pasożytami, które trzeba jak najszybciej wyplenić.

 

Długi, przeciągliwy śpiew rogu przerwał monotonnie panującą za i przed murami. Łucznicy mogli zauważyć zaniepokojone spojrzenia i nerwowe ruchy wrogów. Był to jednak chwilowy, przelotny strach, który zniknął zaledwie po kilku minutach. Na horyzoncie można było dostrzec kilka oddziałów maszerujących energicznie w stronę pałacu. Za nimi powoli toczył się szereg katapult i plutej.

 

Deszcz przestał padać, przestał padać już kilka godzin temu. Jego następstwem był świeży zapach mokrej ziemi i trawy, ziemi i trawy… Ziemi…

 

Dziki krzyk.

 

Szczęk ostrzy.

 

Cisza.

 

Wyszyty złotą nicią łuk skrzyżowany ze strzałą na zielonym tle. Chorągiew Adeinu. Dryfująca po powierzchni nieba, płynąca razem z wiatrem, niczym olbrzymie ptaszysko o barwie seledynu. Swoją podróż zakończyło na dachu baszty. Zawisło na jej czubku i tańczyło razem z powiewem.

 

Światło słońca. Słabe światło. Niedawno wzeszło na pulpit nieba, a już musiało ulec blasku nocy. Blasku księżyca. Neil Ra. Ciemny nieprzebity, aksamitny mrok opadł niczym całun na Silan. Czekali.

 

Następna noc. Więcej krwi. Zaułki i uliczki wyścielone trupami poległych. Śmierć i jej śpiew. Śmierć i jej taniec. Czas Żniw. Wrogowie wkroczyli do miasta. Nie byli oni adeinczykami. To nie była bitwa człowieka przeciwko człowiekowi. Do Silan przybyli ich mieszkańcy. Elfie komanda wyrżnęły wszystkich od pałacu po mury…

 

 

Wstęp. Historia elfiej stolicy, Badon Nalin

 

 

 

 

 

Rozdział I

 

– Garet, zatrzymaj się, proszę – szept wdarł się w jego uszy lekko, spłynął powoli tak jak robi to kropla wody. Koił zmysły. On jednak szedł dalej. Musiał.

 

– Garet…

 

Nie.

 

– Garet…

 

Nie.

 

– Garet…

 

Nie.

 

Zatrzymał się. Opanował drżące ręce. Opanował oddech. Opanował strach. Był w ciemnym zaułku, sam. Wiedział, że musi iść dalej, już nie chciał. Zamknął oczy, otworzył je, ruszył.

 

Biegł. Biegł. Biegł. Wiedział, że to jego ostatnie chwile, ostatnie uderzenia serca. Jeszcze trochę. Musiał biec, po prostu musiał. Słyszał za sobą krzyki gwałconych i proszących o życie kobiet…

 

Potknął się. Upadł.

 

Dziewczyna… Czarnowłosa dziewczyna. Nie miała więcej niż trzynaście lat, nie mogła mieć więcej. Leżała naga, przy nim. Garet podniósł głowę, spojrzał na nią, prosto w oczy. Nie dostrzegł w nich nic prócz pustki i dziwnej obojętności.

 

Mężczyzna. Mężczyzna bez twarzy. Garet widział jak jego paskudne palce giną w czarnym gąszczu włosów trzynastolatki, uniósł ją i ciągnął w kierunku małej, ciasnej uliczki. Dziewczyna zaniosła się spazmatycznym szlochem coraz odleglejszym, coraz mniej słyszalnym. Płacz został urwany, mężczyzna zatrzymał się. Garet usłyszał wrzask bólu, przestań, zostaw mnie, już nie chcę, krzyczała. Nie, on nie mógł tego słuchać. Zatkał uszy i zamknął oczy. Niech to się skończy, proszę, niech to się skończy…

 

Skończyło się.

 

Śnieg padał tutaj tak gęsto…

 

Postać na wzgórzu. Postać człowieka.

 

Uderzenie błyskawicy.

 

Postać leżąca na wzgórzu. Postać trupa.

 

Ogień. Krzyk. Cienie.

 

Kobieta i mężczyzna. Oboje nadzy. Stali obok siebie trzymając się za dłonie, ich kolana zanurzone były w niesamowicie zielonej trawie. Za ich plecami, gdzieś w głębi lasu śpiewały ptaki. Ich śpiew był taki piękny i czysty… Oboje, mężczyzna i kobieta, podnieśli głowy i popatrzyli w górę na nieskazitelne czyste niebo.

 

Śmiech dziecka i jego płacz.

 

Kobieta i mężczyzna płonęli, trawił ich Ogień, Ogień Elfów. Trawy nie było, była czarna ziemia. Nie było lasu… Nie, był las. Las głów, ściętych głów osadzonych na palach. Znikł śpiew ptaków, zastąpiła go cisza. Nieśmiertelna, wieczna cisza, od której nie było ucieczki.

 

Garet otworzył oczy i zaczerpnął świeżego powietrza. Widział dzieci, która pluskały się w wodzie tak czystej, że gołym okiem można było sięgnąć dna. Żony w objęciach swych mężów. Chłopcy dokazujący dziewczynom. Spokój. Harmonia.

 

Śmiech dziecka i jego płacz.

 

Woda znikła, zastąpiła ją gęsta krew. Powietrze ciężkie, cuchnące. Martwe ciała dryfujące po powierzchni rzeki, ciała dzieci, ciała dziewcząt, ciała chłopców. Mężczyźni i kobiety bez głów, liny przywiązane do ich stóp. Chaos i tylko chaos. Krajobraz spaczony przez gniew, nienawiść i kłamstwo.

 

Koń. Koń bez oczu, bez skóry. Martwy koń. Nainvel. Koń Śmierci. Postać odziana w czarną szatę kroczyła pomiędzy wysokimi kolumnami. Ciągnąc za sobą Miecz szła w kierunku swego wierzchowca. Dotknęła go swymi szponiastymi rękoma. Zwierzę zarżało. Dosiadła go.

 

Śmiech… Ten śmiech… Nie!

 

Zostaw mnie!

 

Zostaw!

 

Śmierć uniosła Miecz. To był tylko moment, krótka chwila…

 

Śmierć…

 

 

 

*

 

 

 

– Wystarczy. Wstań, proszę. – Sen został przerwany.

 

Garet posłuchał i wstał z łóżka. Cały dygotał, trudno było rozpoznać czy to na skutek wszechobecnego zimna czy ze znikającego powoli strachu. Spojrzał na kobietę, która stała naprzeciw niego.

 

– Dlaczego? – zapytał, ocierając pot na czole prawą ręką.

 

Nie usłyszał odpowiedzi.

 

Kobieta odwróciła się od niego. Patrzył na jej nagie plecy.

 

– Dlaczego? – Garet powtórzył pytanie. Nie oczekiwał odpowiedzi, chciał tylko usłyszeć jej głos.

 

– Dlaczego…? – zapytała cicho.

 

– Tak. Dlaczego? – Mężczyzna rozkoszował się jej głosem, upajał się nim.

 

– Może, dlatego, że to twoje przeznaczenie?

 

Podszedł do niej, położył rękę na ramieniu. Czekał.

 

– Eveinn…

 

– Nie.

 

– Eveinn, proszę. Tak długo na to czekałem.

 

– Więc poczekasz jeszcze trochę.

 

Położyła swoją dłoń na jego. Nie odwróciła się, nawet na niego nie spojrzała. Dalej wpatrywała się w księżyc. Dziś była pełnia, uwielbiała pełnie.

 

– O brzasku wyruszysz do Daen. Ariel będzie tam na ciebie czekał. Powie ci, co dalej robić… – przerwała i wciągnęła powietrze do nosa. – I proszę, idź się obmyć, bo cuchniesz. Woda jest już przygotowana.

 

Garet usłuchał. Skierował się w stronę hebanowych drzwi.

 

– Tylko nie zrób mi tam burdelu.

 

Uśmiechnął się i pociągnął za złotą gałkę. Światło księżyca padało na schody oświetlając piętro. Uniósł głowę do góry i spojrzał na powałę. Wykonana była ze szkła, niechybnie robota elfów. Dzieła wychodzące spod ich rąk zachwycały pięknem, które zdolne było omotać oko nawet najbardziej wyrafinowanych koneserów sztuki. Stąpając po schodach Garet zauważył, że szklana powała nie jest całkowicie biała. W samym centrum widniała niebieska róża ze srebrną łodygą i wielkimi srebrnymi liśćmi. Jej cień opadał na schody, które deformowały go i rozlewały po całej dolnej części.

 

Garet znalazł się w końcu w łaźni. Pomieszczenie wybudowano pod domem. Ściany zdobione wizerunkami nagich ludzi, głównie kobiet, namalowano bardzo pieczołowicie i misternie. Na pierwszy rzut oka dostrzec można było, że nie wyszło to spod byle, jakiej ręki, lecz spod ręki prawdziwego mistrza. W nozdrzach Gareta zagościł zapach wanilii, róży i bzu. Westchnął cicho. Dobrze znał ten zapach. Kochał go.

 

Zanurzony po szyje w cudownie gorącej wodzie, obserwował grę świateł, która miała miejsce na tułowiu olbrzymiej chimery osadzonej głęboko w naprzeciwległej ścianie łaźni. Pochodnie rozjaśniały mrok jasnoniebieskim ogniem, który barwą aż nadto przypominał Oceany Południa. Zamknął oczy, chciał pobyć samotnie jeszcze kilka chwil.

 

Wszedł do pokoju, był przekonany, że jej już nie będzie.

 

Była.

 

Leżała na łóżku. Jej nagie ciało tonęło w morzu jaskrawego jedwabiu, w kaskadach światła księżyca. Oczy, osadzone w kocich oczodołach, płonęły tym niesamowitym błękitem, który tak dobrze znał i pamiętał. Błękit na krótkie chwile zostawał przysłonięty długimi rzęsami, po czym wracał do swej dużej, okrągłej postaci. Lewa ręka leżała bezwładnie smagając prawy górny róg czerwonej poduszki, prawa znajdowała się poniżej okrągłych, pięknych piersi na twardym, płaskim brzuchu. Włosy zlewały się z jedwabiem tworząc iluzję ich potoku rozlanego po powierzchni łóżka, w niektórych miejscach spływającego na miękki dywan. Była przepiękna. Bezgłośnie poruszyła swymi uwydatnionymi ustami. Jej serdeczny palec drgnął lekko. Otwarte dotąd drzwi zamknęły się, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Zerknął na jej zgrabne nogi, prawie niewidoczne w jaskrawej barwie dominującej na łóżu, kolana były lekko uniesione.

 

– Przytul mnie, proszę – wyszeptała.

 

Położył się koło niej. Pragnął jej dotyku. Chciał zanurzyć się w jej włosach i zapomnieć, chociaż na chwilę o otaczającym go świecie.

 

– Proszę… – wyszeptała jeszcze ciszej niż przedtem.

 

Spełnij jej prośbę.

 

– Eveinn…

 

– Nic nie mów. Jeszcze mogę zmienić zdanie.

 

– Eveinn…

 

– Kochaj mnie.

 

Ponownie spełnij jej prośbę.

Koniec

Komentarze

Długi, przeciągliwy śpiew rogu przerwał monotonnie panującą za i przed murami.  - monotonie

Nie bardzo widzą mi się elfy. Przejdłem się nimi niestety.

Co chwile występują gwałty, nagie kobiety na ścinach, łóżko z gołą panią i "burdel". Nie, nie za bardzo mi się to podoba.

Szczerze twoje opowiadanie nie porwało mnie, ani nie zaciekawiło. Może to przez to, że nienawidzę elfów. Sprawę pogarszają jeszcze "gołe panie" i sceny erotyczne (choć do końca nimi nie są). No cóż, nie podoba mi się, choć może ktoś dobrze to oceni.

@Areot

Chyba jesteś nieco przewrażliwiony na punkcie erotyki.

Ach i jeszcze z tym burdelem. Burdel - syf. 

Burdel ma różne znaczenie :)

Chciałbym, żebyś wymyślił inną rasę niż elfy, jakąś nową rasę. Wtedy wszystko będzie ciekawsze

@Areot

Szczerze mówiąc elfy też mi już troszeczkę zbrzydły. Hmm... Postaram się coś wymyśleć. : )

 

 

Ja po wymyślałem sobie kilka ras, o których chciałbym napisać historię, jednak zapewne mi nie wyjdzie :P

ehhh....w głowie wszystko inaczej wygląda...

Jak wymyślisz inne rasy to wszystko będzie dobrze.

Miłej pracy

Nie potrzebnie piszesz "ludzie" i "śmierć" z dużej litery.
Na końcu jest drobna literówka zamiast, spełnił, piszesz "spełnij".
I jestem prawie pewien, że gdzieś słyszałem opis z pieczołowicie wykonanymi damskimi malunkami.
I dziwnie jakoś brzmi sformułowanie "...nie zrób mi tam burdelu."
@Areot: Co Ci przeszkadza w elfach? A wojna ma to do siebie, że kobiety są gwałcone itp. po za tym w tym tekście to nic, poczytaj sobie co Japończycy zrobili w Mandżuko (chyba, że masz słabe nerwy). Poza tym to, że wszędzie leje się krew i to jest w porządku ale golizna jest be.
Tekst niezły, ale mnie nie porwał, troche chaotyczny, przez co ciężko, się zorientować o co chodzi.

Co wam przeszkadza w elfach? Jeśli autor zdecydował, żę mają być elfy to będą elfy. A zmienianie na siłe w niczym nie pomoże.

Codziło mi o Masakre nankińską, a nie o Mandżuko


@Geralt16

Wszystko wymyślałem sam, więc nie wiem gdzie słyszałeś opis z pieczołowicie wykonanymi damskimi malunkami jak i sformułowanie "...nie zrób mi tam burdelu."

Tekst z założnie miał być napisany chaotycznie. Mam nadzieję, że kolejne części przypadną ci o wiele bardziej do gustu. Napisane będą "poprawną" prozą.

To sformułowanie obiło mi się gdzieś o uszy, chyba w Wiedźminie albo w 'Przedksiężycowych" których nie skończyłem czytać. A odnośnie wyrażenia "...nie zrób mi tam burdelu." pisałem tylko, że dziwnie brzmi, a nie, że słyszałem je wcześniej.
A z chaosem chodziło mi o to, że na początku ciężko się połapać o co chodzi i tyle, a że z założenia miał taki być sie domyśliłem.

Dla mnie elfy to po prostu plaga. Wszędzie ich pełno. Nie lepiej wymyślić coś nowego, nowe istoty, nowe światy, a nie powtarzać jednego i tego samego? Moim zdaniem lepiej, ale to tylko moje zdanie :)

Niby tak. Ale trzeba jeszcze umieć coś wymyślić. Poza tym mówiąc elf każdy a jego wyobrażenie, ale gdybym powiedział Hador to nikt nie wiedziałby o co chodzi i musiałbym narysować całą ich strukturę ( w sensie kultury i ogólnego wyglądu.
Poza tym niektórzy po prostu nie lubią zmian, i każde fantasy bez elfów traktują jak herezje:)

Nie jest trudno wymyślić coś nowego. Moim zdaniem trudno to opisać i spisać. Ale jednak chyba warto wymyślić całą strukturę tych istot, niż żeby nasze dzieło niczym nie różniło się od pozostałych, przez używanie tych samych ras. Kto będzie pamiętał jakąś jedną mrówkę, niczym nie różniącą się od pozostałych? No nikt :) Jednak wszyscy będą pamiętać te co mają skrzydełka, albo mrówczą królową, która wydała na świat mrówki. Taką królową jest dla mnie J.R.R Tolkien. To on wydał na świat elfy (w sensie przenośnym mrówki) :P : )

I właśnie o to opisanie mi chodziło. Ja na przykład wolę elfy niż jakąś wymyśloną rasę z badziewnym opisem typu:
Hador jest to rodzaj demona.
Koniec opisu, ale jeśli opis byłby dobry i całość trzymałaby się kupy tzn. nie byłaby to wszechmocna rasa bez wad np.
Hadory są bardzo wytrzymałe, szybkie i wogóle naj.
Wtedy też wolę nowe rasy, ale nie każdy umie dobrze i logicznie taką rospisać i naciskanie na autora, żeby stworzył nową nic dobrego nie przyniesie.
Pozdrawiam

"W ogóle" powinno być. (rada na przyszłość: czytaj przed wysłaniem:)

to "W ogóle" to do mnie :) ?

Rzeczywiście nacisku nie powinno być.

A więc twórz dalej wbrew innym Tenebrae!

Pozdrawiam!

Nie do mnie.

Nowa Fantastyka