- Opowiadanie: darktea128 - Road to Hell cz.1

Road to Hell cz.1

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Road to Hell cz.1

– Witaj Luc! – dostojny mężczyzna w średnim wieku, o brązowych oczach, długich włosach koloru ciemny blond, z wąsami i brodą dosiadł się do stolika.

– Witaj braciszku – uśmiechnął się mężczyzna. Miał już swoje lata. Ubrany był w biały, idealnie skrojony garnitur, białe, wypolerowane mokasyny, czarną koszulę i biały krawat. Włosy przyprószyła już siwizna, spojrzenie miał zmęczone.

– Wiesz, że nie lubię, gdy mówisz tak do mnie.

– Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, prawda?

Mężczyzna z brodą tylko przytaknął.

– Więc o co chodzi, braciszku? Tak bez powodu byś mnie nie odwiedził.

– Kod 105.

– Czy historia Gabriela niczego nie nauczyła twoich ludzi?

– Gabriel to czarna owca, gdyby nie John musiałbyś ścigać swojego synalka po ulicach.

– Constantine jest mój, nie zapominaj o tym. – mężczyzna w białym garniturze zmierzył swojego gościa lodowatym spojrzeniem.

– O tym to rozmawiaj z ojcem.

– Kogo wysłał twój czcigodny tatuńcio?

– Nasz Luc, nasz.

– Czepiasz się szczegółów.

– Lubię być dokładny, zupełnie jak ty.

– Więc kogo posłaliście za zbiegiem?

– Żółtodzioba.

– A Michał?

– Na urlopie.

– Rafael?

– Też, podobnie jak cała reszta.

– Czego oczekujecie ode mnie?

– Że wyślesz najlepszego.

– Do 105? To przecież łatwa sprawa.

– Może to tylko i Cherubin, ale nie wiemy do czego jest zdolny. Po tylu latach w niewoli może mu odwalić.

– Co będę z tego miał?

– Mało ci demonów uciekło przez te wszystkie wieki? I kto ci pomagał? Narażaliśmy swoje życie, wielu poległo.

– Ty sobie siedziałeś.

– Byłeś kiedyś przybity do krzyża? Nie. Więc nie mów mi, że sobie siedziałem.

Zapadła niezręczna cisza.

– Pomożesz nam?

– A mam jakiś wybór?

– Zawsze jest jakiś wybór.

– Co u ojca?

– Nie zmieniaj tematu.

– Nie zmieniam. Pomogę wam. Więc co u niego?

– Jest bardzo zajęty. Pozdrawia cię. Prosił żebym ci przypomniał, że zawsze możesz wrócić.

– Może kiedyś. Dobrze mi tu.

– Jak zmienisz zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.

– Napijesz się czegoś?

– Masz jeszcze tę rewelacyjną whisky?

– Jasne. A może jakąś kobitkę do towarzystwa?

– Nie zdradzam Marii Magdaleny, ale whisky sobie nie odmówię. – mężczyzna uśmiechnął się i sięgnął po szklaneczkę złocistego płynu.

– To co Luc, wchodzisz w to?

– Już mówiłem, że tak.

Długowłosy mężczyzna dopił whisky.

– To najlepsza rzecz jaką wymyślił człowiek. – odstawił pustą szklaneczkę.

 

– Posuwasz moją żonę i jeszcze twierdzisz, że jest kiepska w łóżku?

Kolejny cios powalił mężczyznę. Napastnik był potężny, silny i wściekły. Mężczyzna uniknął kolejnego ciosu rzucając się w bok i kopiąc go w krocze. Zerwał się na nogi, chwycił krzesło i już miał nim uderzyć, kiedy piękna brunetka pojawiła się z nikąd i go powstrzymała.

– Nie zapominaj po co tu jesteśmy.

Napastnik chciał wstać, ale potężny kopniak wylądował na jego brzuchu. Czuł jak szpic kozaka zanurza się w jego ciało.

– Leż grzecznie gdy kobieta rozmawia. – powiedziała do leżącego mężczyzny. – Ty idziesz ze mną. Aha, twoja żona jest kiepska w łóżku i dlatego posuwasz tę kelnerkę o tlenionych włosach.

Kiedy wyszli z baru mężczyzna, który jeszcze chwilę temu trzymał w rękach krzesło, teraz zwijał się z bólu.

– Zapomniałem już jak to boli. Nie wiem, czego chciał ode mnie ten koleś.

– Wszedłeś w złe ciało w niewłaściwym czasie. – wytłumaczyła mu piękna nieznajoma.

– W ogóle nie wiem, co ja tu robię. – ból stawał się mniej dokuczliwy.

– Naprawdę ci nie powiedzieli?

– Naprawdę.

– Pamiętasz sprawę Gabriela?

– I włóczni przeznaczenia?

– Tak, dokładnie. Teraz jest podobnie. Tyle, że to kod 105.

– 105? Niezbyt dobry jestem w te klocki.

– Mamy nieautoryzowane przejście do tego świata, ale anioł nie ma mocy. Brak telekinezy, możliwości wpływania na czyjeś zachowanie.

– Czyli będzie łatwiej?

– Miejmy nadzieję, choć jak to mówią: cicha woda brzegi rwie.

– Damy mu radę, tak?

– Po to przysłali mnie.

– A ty to archaniołem jesteś, czy jak ja trochę niżej w hierarchii?

Zmierzył kobietę wzrokiem. Miała mocno opaloną skórę, czarne, lekko kręcone włosy, szare, duże oczy i czarujący, choć w pewnym stopniu lodowaty uśmiech. Była szczupła, piersi jakby trochę obwisłe, ale ogólnie wyglądała apetycznie.

– Ja jestem ta zła. – skrzywiła się po czym uśmiechnęła.

– Żartujesz, prawda? – zapytał z niedowierzaniem.

– Obawiam się, że nie. Ale nie taki diabeł straszny jak go malują.

– Fakt, śliczna jesteś. Najładniejsza diablica jaką spotkałem.

– A ile ich spotkałeś gwoli ścisłości? – spojrzała mu w oczy.

– Eee… Żadnej.

– Tak myślałam. Emilia jestem. – wyciągnęła dłoń w jego kierunku.

Uścisnął ją z przyjemnością.

– Marcus. Miło poznać.

Żałował, że nie są ludźmi, że stoją po przeciwnych stronach barykady. Miała w sobie coś elektryzującego, coś czego nie czuł od… XVIII wieku. Który był teraz? XXI. Ale ten czas leci.

– Gdzie idziemy? – zapytał znów mierząc ją wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.

– Do ciebie. Daj portfel.

Wyciągnął czarny, sfatygowany skórzany portfel. Emila obejrzała go pobieżnie, znalazła prawo jazdy w jednej z przegródek.

– John Smith. Twoja nowa tożsamość. Mieszkasz przecznicę dalej.

– Ale oklepane. Trudno. Ty jaką masz tożsamość?

– Swoją. Taka jestem naprawdę.

Taką miał nadzieję, choć w tym świecie to przecież i tak nie miało znaczenia.

Dotarli na miejsce. Kamienica była stara, tynk odlatywał w wielu miejscach. Ale nie tracił nadziei. Jednak prysła po wejściu do mieszkania.

– Ale syf! – był niemile zaskoczony.

– No co ty, prawie jak w domu. – Emilia nie traciła entuzjazmu. – To pewnie twoja była żona. – wzięła do ręki ramkę z półki leżącą szkłem do dołu.

Spojrzał na zdjęcie przelotnie. Dość ładna kobieta o rozjaśnianych włosach tuliła się do mężczyzny w którego ciele zamieszkał na jakiś czas. Przeniósł jednak wzrok na ściany kawalerki. Na jednej, tej naprzeciw drzwi frontowych wisiał w antyramie dyplom ukończenia akademii policyjnej.

– Jestem gliną. To jeszcze bardziej banalne od mojego nazwiska.

– Rusz mózgiem. Musimy złapać Cherubina, któremu być może odbije szajba, więc czy jest jakiś lepszy sposób na jego lokalizację. Pewnie jesteś detektywem.

– Czyli, że szef nigdy się nie myli? – zapytał buńczucznie.

– Tego nie mogę powiedzieć, ale na pewno myśli. Tylko mógł wybrać kogoś porządniejszego, skoro mam tu zostać. – omiotła wzrokiem chlew panujący w mieszkaniu. Aż się skrzywiła z obrzydzenia.

– Co powiedziałaś? Że masz tu zostać?

– No. Przecież nie mam pieniędzy, nie mam lokum ani nawet tożsamości.

– Ale masz ludzkie ciało. Ja też, a to reaguje na twoją urodę.

Uśmiechnęła się zalotnie.

– Gołej baby nie widziałeś?

– Widziałem. Ale…

– Najwyżej dostaniesz erekcji i będziesz fantazjował na mój temat. To normalne wśród ludzi.

– Ale nie wśród aniołów. Mogę dostać wilczy bilet.

– Czyli, że masz działać zgodnie z regulaminem? Jak więc chcesz powstrzymać Cherubina?

– To pewnie twoja działka. – nie wybierał się tutaj. Dostał przydział i tyle. Nie było gadania. Nie chciał być całą wieczność podrzędnym aniołem, chciał awansować na archanioła. A żeby tak się stało musiał podejmować się zadań.

Spojrzała na zegarek, dochodziła 16. Usiadła na kanapie, wtuliła się w niego. Dotyk, najważniejsza część ludzkiej egzystencji, brakowało jej tego tam na dole. Wiedziała, że Marcus czuje się nieswojo, ale wiedziała także, że potrzebuje dotyku tak samo jak ona. Kto był człowiekiem już na zawsze był skażony ludzkimi uczuciami.

– Musimy tu posprzątać do wieczora. – zadecydowała. Nie widział przeciwwskazań.

Posiedzieli jeszcze pół godziny kontemplując tę chwilę po czym zabrali się za sprzątanie.

 

Wieczorem było już czysto. Usiedli przy niewielkim stole, pokroili zamówioną pizzę. Przyglądał się jej chwilę, zastanawiał jak smakuje. Na kawałku cienkiego ciasta było mnóstwo kawałków warzyw, wędlin i dużo roztopionego sera. Stare pożekadła twierdzą by nie oceniać ludzi po wyglądzie, Marcus nie zamierzał też oceniać po wyglądzie jedzenia.

– Chcesz sosu? – zapytała podsuwając w jego stronę pojemniczek z czerwoną breją. – Pomidorowy, ostry.

– I ludzie to jedzą?

– A jak się tym zajadają. I hotdogami, i hamburgerami. Pieprzony fastfood przejął kontrolę nad światem. No spróbuj.

Polał sosem pizzę i ugryzł kawałek, potem następny i następny. Zjadł ponad pół pizzy.

– Dobre aczkolwiek nie nadzwyczajne. Na dłuższą metę można się tym zatruć.

Wytarła serwetką jego usta. Tak bardzo brakowało jej życia. Tych kilku chwil dla których warto żyć.

– Opowiedz mi o swoim życiu. – zaproponował.

– Nie jest to wesoła historia.

– Domyślam się, przecież "na dół" nie trafia się bez przyczyny.

Posłała mu niemiłe spojrzenie. Uraził ją.

– Moje życie było fascynującą przygodą. Urodziłam się w miarę bogatej rodzinie, chodziłam więc do najlepszych szkół, a w wakacje czy ferie podróżowałam po świecie: Paryż, Rzym, Barcelona, Ateny, Bombaj i tym podobne. Gdy skończyłam liceum i dostałam się na studia poznałam Łukasza. Łukasz był cholernie przystojny i diabelsko inteligentny. Teraz mówi się, że fajne ciacho z niego było. Nasz związek był jak z bajki. Przynosił mi kwiaty, zabierał na długie spacery i wycieczki rowerowe, kupował drogie perfumy i biżuterię. Był silny, męski, a jednocześnie zawsze taki czuły, kochany. Szeptał mi na ucho jak bardzo mnie kocha, jak ważna jestem dla niego i że nigdy mnie nie zostawi. Po połowie roku znajomości postanowiliśmy się pobrać, a po kolejnych sześciu miesiącach powiedzieliśmy sobie "tak" w kościele pełnym ludzi. Wszystkie koleżanki zazdrościły mi męża, mówiły, że gdyby miały takiego faceta to nawet zgodziłyby się na jego skoki w bok. Ja nie musiałam się na nic godzić, bo Łukasz był cudowny i jakby kochający mnie każdego dnia bardziej.

Patrzył na nią próbując nauczyć się jej na pamięć i chłonąc każde jej słowo. Emilia kontynuowała opowieść.

– Po roku na świat przyszła nasza córka. Była taka śliczniutka. Kochaliśmy ją ponad wszystko. Łukasz świata poza nią nie widział. Gdy miała cztery latka zaczął ją molestować. Kiedy go nakryłam, zaczęłam krzyczeć. Zerwał się z łóżka i uderzył w twarz łamiąc mi nos. Wybiegłam do kuchni, z szafki zdjęłam pistolet i niewiele myśląc odbezpieczyłam go. Zabiłam bydlaka w przedpokoju, tak by mała nie widziała.

Kłamała jak z nut. Nie chciała mu mówić, że była dziwką z przymusu, bo obiecano jej pracę w Niemczech a umieszczono w burdelu, gdzie jak nie chciała "dać" właścicielom, bo była obolała po całym dniu, to ją bili i gwałcili. Któregoś dnia zadźgała ich rzeźnickim nożem który przemycił dla niej znajomy rzeźnik. W więzieniu się powiesiła, bo nie wyobrażała sobie 30 lat odsiadki.

– Nie żałowałaś tego, co zrobiłaś, prawda?

– Gdybym żałowała bylibyśmy teraz po jednej stronie.

– Ale nie jesteśmy. – zrobiło mu się dziwnie smutno – Szkoda. Przykro mi, że tyle złego musiało cię spotkać.

Chwila niezręcznej ciszy.

– Co teraz porabiasz?

– Nic. – znów kłamała, ale nie zauważył tego. A może zauważył tylko nie dał tego po sobie poznać.

Wykonywała różne zlecenia łamiąc tym samym zawarty pakt, ale strona światła też naginała warunki pokoju. Pojawiała się w snach, nago na ulicach, więc po pewnym czasie nawet przykładni ojcowie i mężowie kończyli w łóżku z dziwką. Znów się wtedy pojawiała szepcząc i jęcząc im do ucha. Zadanie było wykonane, kiedy rozbijali rodziny, odchodzili od żon i zostawiali dzieci. Pełny sukces był wtedy, gdy popełniali samobójstwo lub rozbijali się samochodem o drzewo dręczeni wyrzutami sumienia. Anioły też interweniowały w ten czy inny sposób.

– To moje pierwsze zadanie. – odpowiedział z dumą.

– A ty? Jakie było twoje życie?

– Urodziłem się w XVIII wieku, we wspaniałej epoce romantyzmu. – spojrzała na niego z zainteresowaniem. Roześmiał się. – No bobra, nie było tak wspaniale, spało się ze zwierzyną pod jednym dachem, na ulicach był bród i smród, zarówno z odchodów jak i odpadów. Ubrania były niewygodne, ludzie rzadko się myli, nawet ci bogaci, bo kiedy taka kobieta miała ułożoną fryzurę to nie chciała by się poburzyła czy to od wilgoci czy z innego powodu. – uśmiechnął się ciepło. Odwzajemniła uśmiech. – Mimo wszystko brakuje mi tamtych czasów. Życie było proste. Od rana pracowało się na polu, a zimą przy bydle u innych a wieczorami zasiadałem z siostrami, a kuzynka, która umiała jako jedyna czytać, czytała nam Giaura i Cierpienia młodego Wertera. Trudno się więc dziwić, że i ja zakochałem się bez wzajemności. Miałem 24 lata, Jasmina była o rok starsza. Świetnie nam się rozmawiało, spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu, gdyż jej chłopak był z odległego o kilkaset mil miasta. Myślałem, że mnie pokocha, szczególnie, że Olgier złą sławą był owiany, bo jakieś szemrane interesy prowadził z podejrzanymi typkami. Ale serce jej tylko jego ukochało, a moje ją. – posmutniał nagle – Ja myślałem tylko o jej ślicznej buzi, kasztanowych długich włosach. Miała brązowe oczy, mały nosek i pełne usta. Była śliczna.

– Kochałeś ją bardzo, prawda?

– Tak, bardzo. Ale Jasmina myślała o nim, nie o mnie. Któregoś dnia znów pojawił się w mieście i okradł hrabiego Malroya. Aresztowano go. Jasmina w rozpacz wpadła i topić się chciała. Powiedziałem jej, że to załatwię. Winę na siebie wziąłem tłumacząc, że podrzuciłem Olgierowi skradzione przedmioty, bo z Jasminą ożenić się chciałem a on stał na mej drodze. Stracili mnie po tygodniu głowę odcinając.

– Warto było? – zapytała próbując go przytulić. Ale on wstał nie chcąc tego. Bał się. Wiedział, że chwila słabości i już na zawsze pozostanie banitą.

– Było warto. Miłość pozwala przenosić góry.

– Miłość sprawia, że tracimy rozum.

– Lepiej gdy zaślepia nas miłość niż seks.

Uśmiechnęła się słabo. Wstała z łóżka, z szafy wyjęła bokserki i koszulę flanelową i poszła do łazienki. Zatkała odpływ w wannie i odkręciła wodę.

Wróciła do pokoju, zdjęła ubranie. Patrzył na jej opalone ciało zakryte fioletowo-czarną bielizną. Prosty stanik i szorty, w których wyglądała seksowniej niż w stringach. Przetarł twarz dłonią. Włożył buty i wyszedł z mieszkania. Nie pytała dlaczego. Doskonale wiedziała. Taka była potęga kobiet od kiedy Bóg je stworzył. To dla Ewy Adam spróbował jabłka z zakazanego drzewa.

 

– Witaj Thomasie. – powiedział niewielki mężczyzna, który pojawił się znikąd.

Thomas popatrzył na przybysza, po chwili na pustą butelkę po wódce. Przetarł oczy.

– Wciąż pijesz, choć miałeś przestać. Jak widać niczego się nie nauczyłeś.

– Kim jesteś? – zapytał mężczyzna sądząc, że to tylko przywidzenie.

– Powiedzmy, że twoim sumieniem. 5 lat temu zabiłeś 3 studentów, bo po pijaku wsiadłeś za kółko. Dostałeś 5 lat, 5 gównianych lat za pozbawienie życia trojga wspaniałych ludzi. Troy miał zostać lekarzem, Scott architektem a Susan prawnikiem. Ale to nie jedyne ofiary, pozbawiłeś sensu życia ich rodziny. I niczego się nie nauczyłeś.

– Przestać pić to tak jakby przestać oddychać. – Thomas mówił łamiącym głosem. Już nie był pewien czy to tylko wytwór wyobraźni.

– Pomogę ci. Przyszedłem oczyścić świat z takich szumowin jak ty.

– Nic nie zrobiłem.

– Jeszcze nie. Ale gdzie chciałeś jechać później? Nie masz prawa jazdy, ale samochód wciąż masz.

– Spieprzaj! – Thomas zerwał się z fotela.

Jego własny glock wymierzony był w niego.

– Wyluzuj stary! Zapłacę ci.

– Wiesz kto by dzisiaj zginął? Amanda. Jest w ósmym miesiącu ciąży. Dziecko udałoby się uratować, ale wychowywałoby się bez matki. A że nie ma ojca, bo zabrał dupę w troki zostałoby sierotą.

– Boże, pomóż mi. – wyszeptał Thomas.

– On ci nie pomoże. Za to ja tak. – pociągnął za spust. Jedna kula w głowę wystarczyła, choć zdarzają się przypadki przeżycia. Tu jednak serce przestało dość szybko pracować. Nie miał odcisków palców, włożył więc pistolet w dłoń Thomasa i wyszedł z mieszkania. Noc była jego sprzymierzeńcem.

 

Patrzył w ugwieżdżone niebo. Noc była chłodna. Starał się nie myśleć o Emilii, o jej nagim, niemal doskonałym ciele, ale był tylko człowiekiem, znowu był człowiekiem, istotą targaną namiętnościami i pierwotnymi instynktami. Pożądał jej, ale nie tylko jej ciała. Był aniołem nie wiedząc czemu. Inni umierają po to, by odrodzić się w nowym wcieleniu, jeszcze inni błąkają się po tym świecie próbując odnaleźć drogę do domu, która jednak z każdym dniem oddala się coraz bardziej. Został stracony, choć był niewinny, zrobił to z miłości. Tylko czy to jest wystarczający powód, żeby zostać aniołem, żeby zakończyć wędrówkę dusz?

Miasto nocą cichło. Przejeżdżało tylko kilka samochodów, kilku odważnych lub zagubionych przechodniów szło chodnikiem. Czekał, kiedy usłyszy strzały, ale noc była cicha. Kręcił się bez celu kopiąc od czasu do czasu samotne kamienie. On też był samotny. Jego najbliżsi byli gdzieś na ziemi, a on pozostał sam. Było ich co prawda kilku, ale to tak jak na obozie, nie łączyła ich przecież żadna głębsza więź. Złożył wniosek o usunięcie wspomnień, ale został on odrzucony, gdyż każdy anioł powinien wiedzieć, co znaczy być człowiekiem. Tylko, że ta świadomość bardziej mu przeszkadzała niż pomagała, a teraz była dla niego katorgą. O miłości napisano mnóstwo książek, "u góry" powstało nawet kilka traktatów, ale we wszystkich autorzy doszli do wniosku, że miłość ma służyć prokreacji. Nikt nie wnikał w to, że gdy człowiek zakocha się ze wzajemnością raduje się jego dusza, a stosunki cielesne potrafią być iście niebiańskim przeżyciem. Podobno miłość to złota klatka, jednak on chciałby być w niej zamknięty ponownie.

Spojrzał na zegarek by upewnić się czy minęło wystarczająco dużo czasu od kąpieli i wrócił do mieszkania. Emilia spała już na kanapie, rozłożył więc sobie posłanie na podłodze. Wziął szybki prysznic i udał się w objęcia Morfeusza.

 

Rano obudził go telefon. Otworzył oczy z największą niechęcią i podniósł słuchawkę.

– Halo?

– Smith, gdzie ty jesteś do cholery? Jak się zaraz nie pojawisz w robocie to znów przytnę twoją pensję. Rozumiem, że od śmierci Kate wszystko ci się popieprzyło, ale weź się w garść, to już 1,5 roku. Pamiętaj, że praca to praca. Jak tego nie zrozumiesz będę musiał cię zwolnić.

– Będę za jakieś półgodziny.

– Bądź, bo mamy samobójstwo Thomasa Andersona.

– Powinienem go znać?

– Jaja sobie robisz? To jeden z najbogatszych ludzi w mieście. Straszny z niego był pijak. 5 lat temu zabił na pasach 3 studentów.

– Coś kojarzę. – skłamał, by mieć z głowy tę rozmowę.

Szef, czy ktokolwiek to był rozłączył się. Marcus wziął prysznic, ubrał się i wyszedł. Gdy przekręcił zamek w drzwiach Emilia otworzyła oczy. Gdzie on się podział? Wytężyła umysł i odtworzyła całą rozmowę Marcusa. Spotka się z nim na komisariacie, mieli w końcu szukać Cherubina razem.

 

Marcus poszedł na najbliższy posterunek licząc, że tam właśnie pracuje. Informaja o śmierci Kate w jakiś sposób go ucieszyła, bo okazało się, że John miał normalne życie i stoczył się na dno po pogrzebie a nie był taki zawsze. Dużo gliniarzy jest rozwodnikami. Ciekawe czy to przez pracę czy też przez ich charaktery?

Przywitał się z kolegami, odszukał biurko ze swoim nazwiskiem i usiadł na mało wygodnym, obrotowym krześle.

– Smith! – z gabinetu w głębi rozdarł się ten sam głos, który słyszał przez telefon. – Rusz tu swoją kościstą dupę!

Poszedł z niechęcią, jednak przed wejściem do gabinetu uśmiechnął się sztucznie.

– Tak, wasza wielmożność?

Szef zmierzył go wzrokiem.

– Co się stało? – zapytał Marcus zdając sobie sprawę z tego, że poprzednim pytaniem zarobił kolejnego minusa.

– Nie mówiłeś, że masz znajomą w FBI. Dostałem przed chwilą faks. Jej szefostwo zdecydowało się przysłać ją do pomocy, bo są jakieś nieścisłości odnośnie samobójstwa Thomasa Andersona. Niektórzy bogacze czasem strzelają sobie w łeb. Ale skoro chcą obejrzeć miejsce zdarzenia sami, to nie będę ich powstrzymywał.

– Co ja mam robić?

– Pilnować jej. Nie lubię gdy ktoś podważa moja kompetencje, szczególnie, że to wstępna diagnoza i nie wiem, kto wysłał ją do FBI.

– Zrobię, co w mojej mocy.

– Zrób więcej. Zaproś ją do kina, prześpij się z nią, a my będziemy szukać dziury w całym.

– Ekhm…

– No nie mów mi, że nie możesz jej przelecieć. Spałeś chyba z każdą dziwką w tym mieście, więc dasz radę i teraz.

– Tak. Pójdę już.

– Miej ją na oku. I przyprowadź na chwilę, kiedy się pojawi.

Zasalutował.

Usiadł za biurkiem, włączył komputer. "Podaj hasło". Nie znał hasła, ale skoro John tak bardzo kochał żonę, wpisał "Kate". Bingo! Pulpit zdobiła tapeta z Paris Hilton. Marcus uśmiechnął się mimowolnie. Paris uśmiechała się do niego przyjaźnie. Można jej było wiele zarzucić, ale urody odmówić nie można było.

– Witam detektywie.

Spojrzał znad monitora. Emilia ubrana była w czarny żakiet, czarną krótką spódniczkę i białą bluzkę. Włosy rozpuszczone i lekko podkręcone. Nogi idealnie gładkie i idealnie brązowe nie zakryte rajstopami. Czarne szpilki leżały jak ulał.

– Co ty tu robisz? – zapytał szeptem.

– Mieliśmy pracować razem, więc pracujemy.

– Zaprowadź mnie do swojego szefa.

Wykonał jej prośbę.

– Witam panią. Sierżant James Bloom.

– Sophia Martinez.

– Nie wygląda pani na meksykankę.

– Bo nią nie jestem. Rodzice emigrowali do stanów z Hiszpanii. Ja urodziłam się tutaj.

– Co panią sprowadza tak naprawdę? – Mamy niepotwierdzone informacje, że ktoś zaczął zabijać i nie przestanie tego robić dopóki go nie powstrzymamy. Na razie nie mamy nic. Ani motywu, ani profilu ani żadnego śladu.

– Skąd więc wiadomo, że to nasza rybka?

– Nie wiadomo, ale trzeba sprawdzić wszystko dokładnie.

– Więc nie ma żadnych nieścisłości w prowadzonym przez nas postępowaniu?

– Nie, na razie nie. Ale musimy założyć, że to nie samobójstwo, sprawdzać każdy ślad. To sprawa bezpieczeństwa narodowego. Musi pan zrobić wszystko, by utrzymać wszystko w sekrecie. Jak pismaki zwietrzą temat, to może wybuchnąć panika, a nasza rybka jak pan to ujął może się zaszyć na bardzo długo, albo wyjechać z kraju.

– Dobrze zna pani obecnego tu Johna Smith'a?

– Znamy się trochę. Ale nie spaliśmy ze sobą jeśli o to chodzi. Bawiliśmy się w jednej piaskownicy, później chodziliśmy do jednej szkoły.

– Czyli, że mogę przydzielić panią do niego?

– Oczywiście. Rozumiemy się bez słów.

– A tobie odpowiada taki przydział? – sierżant zwrócił się do Marcusa.

– Tak, choć wolałbym pracować sam.

Łypnęła na niego wzrokiem. Z oczu Marcusa biła wesołość.

– Rozmawialiśmy już o tym. – sierżant był wściekły. Od zawsze ma problemy tylko z nim. Inni są przekupni, wiedzą kiedy siedzieć cicho, a kiedy nagiąć przepisy by odstrzelić jakiegoś bandziora. Ale nie Smith. On postępuje według przepisów i regulaminów.

– Chodźmy już stąd panno Martinez. – chwycił ją pod ramię i wyprowadził z gabinetu. Była na niego zła, ale z tą złością było jej do twarzy.

– Co ty wyrabiasz do cholery?! – odezwała się gdy wyszli z komisariatu – Mamy pracować razem, a ty znikasz bez słowa.

– Jesteś piękna gdy się złościsz.

– Przestań. Łamiesz umowę.

– Tak? A ty co robisz? Udajesz agentkę FBI. Jak ktoś się kapnie to kanał.

– Nikt się nie kapnie. Wsiadaj! – podeszła do lśniącego srebrnego mercedesa klasy e i otworzyła mu drzwi.

Nie pytał skąd ma taki samochód. Wolał nie wiedzieć.

– Jest jeszcze jedna sprawa.

– Jaka?

– Nie możesz mieszkać u mnie. Czuję się nieswojo i zaczynam mieć nieczyste myśli. Ty możesz przespać się z kim chcesz, bo nikt nie rozlicza cię z twoich czynów, ja muszę żyć w czystości.

– Patrz, że ja na to nie wpadłam. Przecież codziennie mogę urządzać sobie orgie.

– Nie to miałem na myśli.

– Wiem, co miałeś, dlatego już nie wrócę do twojego, a właściwie jego mieszkania. Gdybyś mnie szukał tu masz numer komórki – podała mu wizytówkę – a z tyłu jest numer pokoju w Hiltonie.

– Tym Hiltonie?

– Mamy większy budżet na cele operacyjne.

Zapadła cisza trwająca do momentu gdy nie dojechali na miejsce.

 

Cherubin wynajął pokój w podrzędnym motelu na obrzeżach miasta, by nie rzucać się w oczy. Był niewysoki, przeciętny, by nie powiedzieć niewyraźny. Piękno i brzydota zapadają w pamięć, przeciętność jest niezauważalna.

Siedział na drewnianym krześle, popijał gorącą lattę i przeglądał szpitalny raport. Kelly Risen po raz trzeci w tym kwartale trafiła do szpitala z wieloma siniakami i złamaną szczęką. Wciąż twierdziła, że a to spadła ze schodów, a to z roweru albo, że lunatykowała. Zawiadomiono policję, co zaznaczono w jej aktach, ale bez wniesienia przez poszkodowaną oskarżenia wymiar sprawiedliwości miał związane ręce. Niektórzy potrafili bić tak, by nie pozostawiać śladu. Mąż Kelly albo bił ją też w taki sposób czasami jednak tracąc kontrolę, albo po prostu wpadał w furię okresowo. Był winny, zakompleksiony, być może poniżany i wykorzystywany w dzieciństwie mężczyzna, który wybrał tę samą ścieżkę. Załatwił sobie bilet w jedną stronę do piekła, ale tu chodziło o niewinną kobietę. Któregoś dnia w końcu ją zabije.

Cherubin wiedział już do kogo następnego się uda. Nie będzie to przyjemna wizyta ale gdzie nie sięga ręka sprawiedliwości tam trzeba wymierzać ją na własną rękę.

 

Posiadłość wyglądała na dużą, ogrodzona była murem. Przy bramie stało dwóch policjantów. Emilia zatrzymała samochód 100 metrów od bramy i wysiedli. Marcus rzucił policjantom "cześć", a gdy okazało się, że się nie znają oblał się rumieńcem. Emilia wyjęła odznakę, pomachała im przed oczami i przeszli.

– Skąd masz blachę? – zapytał zdziwiony Marcus.

– Ty naprawdę nic nie wiesz. – zaczęła się rozglądać po posiadłości. Willa była prosta, niewielka, otoczona równo przystrzyżoną trawą, mnóstwem kwiatów i drzew począwszy od świerków, na bananowcach skończywszy. – Niektórzy ludzie żyją jak w raju. Zobacz, nawet basen miał.

– Zmieniasz temat?

– Jasne, że nie. Słyszałeś kiedyś o fałszerzu?

Pokiwał przecząco głową.

– Czego oni uczą was w tym niebie? Fałszerz jest neutralny, pomaga obu stronom od bardzo wielu wieków. Kiedyś tworzył glejty królewskie, teraz zajmuje się dokumentami, odznakami. Potrafi zmaterializować wszystko, czego potrzebujesz i dostarcza pod drzwi w przeciągu kilku godzin.

– Żartujesz?

– Nie. Nikt nie wie, czy jest aniołem, czy demonem. Ma ogromną moc i gdyby chciał wywołać tsunami zajęłoby mu to z 5 sekund. Dzwoniłam do niego wczoraj.

– Samochód też zmaterializował?

– Nie. Samochód jest wypożyczony. Jak już mówiłam mamy większy budżet.

– Kit mi wciskasz, a ja łykam każde twoje słowo.

Zatrzymała się, w jej oczach płonął ogień. Wzdrygnął się, choć wiedział, że niewiele może mu zrobić.

– Jesteś infantylny i niedojrzały. – ogień w jej oczach przygasał.

– Tak, ja też cię lubię.

Weszli do środka, rozejrzeli się po pomieszczeniach, weszli do salonu, w którym znaleziono ciało.

– Według akt, znalazła go sprzątaczka. – podała mu złożoną kartkę papieru.

– Skąd to masz, panno Marple?

– Z waszego systemu. W przeciwieństwie do ciebie znam się na tej robocie. Trzy lata temu uciekł nam demon. Narobił niezłego syfu. Był tu nasz przyjaciel. – stwierdziła.

Przejechała otwartą dłonią w powietrzu jakby malowała tęczę. W pokoju zaczęło robić się ciemno, na pustym jeszcze przed chwilą fotelu siedział mężczyzna, butelka po wódce stała pusta na stoliku obok. Do pokoju wszedł mężczyzna. Nie widać było jednak jego twarzy. Porozmawiali chwilę, po czym Cherubin wymierzył pistolet w mężczyznę i pociągnął za spust.

– Co to było? – Marcus żałował, że tak niewiele wie i że nie zna takich sztuczek.

– To jest pamięć cząsteczkowa. Każda rzecz w tym pokoju zapamiętuje rzeczy, które się tutaj dzieją. Też to potrafisz tylko musisz wniknąć w głąb siebie. Jesteś aniołem! – wyjęła z kieszeni żakietu komórkę. – Podaj mi numer do swojego szefa.

– Nie wiem.

– Wiesz. Pamięć Johna jest twoją.

Pobladł, zaczął intensywnie myśleć, po czym podał jej numer.

– Widzisz, to nie takie trudne. – uśmiechnęła się z politowaniem i wstukała numer. – Sierżancie Bloom, tak tu Sophia Martinez, nasz ptaszek tu był. Skąd wiem? Kobieca intuicja. Proszę o ponowne badania balistyczne, w tym trajektorii lotu pocisku. Aha, nie były przeprowadzone. Da się to jednak nadrobić? To dobrze.

Rozłączyła się.

– I co teraz? – zapytał Marcus.

– Nie wiem jak ty, ale ja bym coś zjadła. Jedziesz ze mną?

– A mam inne wyjście?

– Zaskoczę cię. Masz. Są taksówki, metro.

– Ok. Jadę z tobą. Przecież i tak nie mam nic innego do roboty.

 

Szli chodnikiem mijając ludzi siedzących na ławkach. Jedli hotdogi. Park był jednym z niewielu miejsc, gdzie były drzewa i gdzie można było mieć jako taki kontakt z przyrodą.

– Świat bardzo się zmienił. Komórki, komputery, samochody, filmy, kamery i całe mnóstwo innych rzeczy ułatwiających życie. Tylko jaką cenę przyszło za to zapłacić? Przyroda obumiera, dziura ozonowa się powiększa, efekt cieplarniany jest coraz silniejszy. Zamieniono drzewa na biurowce. Szkoda.

Skończyli jeść hotdogi, wytarli usta serwetkami.

– Czego ci najbardziej brakuje? – zapytała.

– Miłości. – odpowiedział od razu. – Gdy umierasz najczęściej spotykasz się z bliskimi. Mnie nie było to dane.

– Przykro mi.

– Takie jest życie.

– Czy gdybyś mógł cofnąć czas zmieniłbyś coś?

– Nie. Kochałem Jasminę całym sercem, dziś postąpiłbym tak samo.

– Przecież mógłbyś kochać kogoś, kto odwzajemniłby twoje uczucia.

Wzruszył tylko ramionami.

– A ty za czym tęsknisz? – zapytał po chwili patrząc na bawiące się dzieci.

– Za muzyką, filmami, książkami. Brakuje mi moich bliskich, przyjaciółek, brakuje spacerów przy zachodzie słońca. Jeden błąd i twoje życie zamienia się w piekło, drugi i do końca świata pozostajesz w piekle.

– Chodź, pójdziemy na jakiś film. I tak na razie więcej nie wskóramy.

– Za dużo jest w tobie ludzkich uczuć.

– A w tobie nie?

– Też. I dlatego jest mi tak cholernie ciężko.

 

Zadzwonił do drzwi, w ręku trzymał pudło z gorącą, pachnącą pizzą. Otworzył mu wysoki, postawny mężczyzna. Był przystojny i męski jak większość drani.

– Gordon Risen?

– Tak. Ale nie zamawiałem pizzy.

Cherubin zrobił zaskoczoną minę.

– Nie wiem, musiało zajść jakieś nieporozumienie.

Gordon zmierzył wzrokiem mężczyznę w uniformie. "Pizzeria u Pabla".

– Skoro pan tu jest to wezmę tę pizzę. Proszę wejść.

Cherubin wszedł do mieszkania. Było skromnie urządzone.

– To pana żona? – zapytał patrząc na ramkę ze zdjęciem ślubnym wiszącym na ścianie pokoju.

– Tak. Ładna, prawda? – w głosie Gordona słychać było dumę.

Gdybyś jej nie bił skurwielu, wciąż byłaby piękna, pomyślał Cherubin.

– Proszę. Reszta dla pana.

Anioł włożył dłoń z pieniędzmi do kieszeni i chwycił zszywacz. Gdy Gordon obrócił się na moment uderzył go z całej siły w głowę. Mężczyzna stracił przytomność. Rana na głowie wymagała szycia.

 

Film był zabawny, choć nie rewelacyjny. Dla Marcusa i tak to było niesamowite przeżycie. Te samochody, komórki, komputery, teraz filmy. Kino było pełne. Mężczyźni obejmowali kobiety, on też czuł niesamowitą potrzebę objęcia Emilii. Nie wiedział czy to miłość, czy zwykły pociąg fizyczny. Człowiek ulega przecież pożądaniu, namiętnościom, które nie zawsze równoznaczne są miłości. Emilia włosy miała spięte do tyłu, oczy podkreślone czarną konturówką, na ustach różowy błyszczyk. Wyglądała nieziemsko. Uśmiechnął się na myśl o tym. Przecież to diablica. Tak gdzieś w połowie filmu wtuliła się w niego.

– To jeszcze nie grzech. – szepnęła mu do ucha, by jej nie odtrącił. Objął ją ramieniem i zaczął gładzić po włosach.

Czuł się wspaniale, "normalnie". Jasminę przytulił kilka razy, nigdy jednak nie tulił jej w ten sposób. Wdychał zapach perfum, przestał śledzić film i po prostu przypatrywał się Emilii. Dlaczego ich drogi nie spotkały się w innym życiu, w innych okolicznościach?

Czy to miłość? – zastanawiał się Marcus? Czy mnie pokocha? – zastanawiała się Emilia.

 

Cherubin siedział naprzeciwko swojej ofiary przywiązanej sznurem do drewnianego krzesła.

Mężczyzna rozwarł powieki, szybko łapał powietrze. Gdy zobaczył faceta od pizzy zajęczał. Strasznie bolała go głowa, a po szyi jakby coś mu ciekło.

– Gordon, mój przyjacielu, Bóg dał ci piękną żonę, ale wolisz ją tłuc niż kochać.

– Ona cię przysłała? Niech no tylko dorwę pizdę.

– Nawet gdyby ona mnie przysłała i tak by to niczego nie zmieniło.

– To znaczy?

Cherubin zbliżył się do Gordona. Do ust wsadził mu parę brudnych skarpet i zakleił taśmą izolacyjną. W oczach mężczyzny malowało się przerażenie. Anioł podniósł z podłogi kij bejsbolowy, którym kilka razy dostała Kelly i przetrącił nim kolano Gordona. Ten krzyczał przeciągle jednak skarpetki i taśma dość dobrze tłumiły dźwięki.

– Tak czy siak umrzesz. Jeśli cię nie zabiję i tak wykrwawisz się na śmierć. Widzisz, chciałbym żebyś poznał istotę bólu, jego smak. Twoja żona poznała go dzięki tobie, ty poznasz dzięki mnie. Przekonasz się czy cierpienie uszlachetnia, czy to tylko bzdura na kółkach.

Tym razem kij wylądował na twarzy Gordona łamiąc szczękę i masakrując nos.

– Mam nadzieję, że już wiesz jak się czuła twoja żona. Trochę popłacze za tobą, ale dostanie odszkodowanie i stanie na nogi. Bez wątpienia trafi pod opiekę psychologa, jednak po jakimś czasie może pozna normalnego faceta i pozna smak szczęścia we dwoje.

Cherubin wziął kanister i zaczął polewać benzyną kanister i mieszkanie.

– Pewnie zastanawiasz się czy jestem psychopatą. Nie. Jestem w tej chwili po prostu taki jak ty.

Anioł odpalił zapałkę i rzucił na kałużę benzyny.

– Tam gdzie trafisz będziesz miał mnóstwo kolegów. – rzucił Cherubin i wyszedł z mieszkania. Na schodach minął staruszkę mówiąc jej "dzień dobry".

Na ulicy wmieszał się w tłum.

 

Po filmie wsiedli do jej srebrnego mercedesa i odwiozła go do domu. Kiedy miał wysiadać pocałowała go w policzek.

– Szkoda, że nie spotkaliśmy się w innym czasie. – powiedziała – Moglibyśmy być bardzo szczęśliwi razem.

– Moglibyśmy. Do jutra.

Co miał jej powiedzieć?

Wszedł do mieszkania, położył klucze na szafce.

– Posuwasz ją? – zapytał znajomy głos.

Marcus zapalił światło. Brodaty mężczyzna siedział na sofie, nogi trzymał na stole.

– Nie szefie, nie posuwam jej. – nazywał go szefem, zawsze. Może powinien zwracać się do niego po imieniu, – Jezu – ale większość mówiła szefie.

– Chciałbyś ją posuwać, prawda? Była piękną kobietą, teraz jest piękną diablicą. Ale nie pozwól by jej uroda, jej zapach odebrały ci zdrowy rozsądek. Masz wiele do stracenia. Nie sądziłem, że Luc wyśle kobietę, ale skoro to zrobił to musimy być czujni. Diabeł tkwi w szczegółach. – Jezus uśmiechnął się blado. – Żaden z nas nie gra fair. Mamy rozejm, lecz go naginamy, balansujemy na krawędzi walcząc o rząd dusz. Jej miłość do ciebie może być tylko podstępem, dobrym fortelem by przeciągnąć cię na ich stronę.

– Nic o niej nie wiesz! – krzyknął Marcus urażony.

– To ty nic nie wiesz. Powiedziała ci, że zabiła męża. Ale ona nigdy nie miała męża ani dziecka. Nie chcę ci mówić kim była, sam musisz się tego dowiedzieć.

– Jak?

– Przez google'a. Emilia Cruz. Może wtedy zmienisz zdanie.

Już chciał protestować, lecz Jezus zniknął równie szybko jak się pojawił.

To może trochę dziwne, że anioł się zakochuje, ale zdarzało się to coraz częściej. W końcu miłość była najważniejsza i wcale nie służyła jedynie prokreacji.

Usiadł na sofie, zamknął oczy. Zaczął dzwonić telefon, podniósł z ociąganiem słuchawkę.

– Smith, słucham?

– Tu Bloom, rusz dupę na 14, doszło do wybuchu w kamienicy. Porozmawiaj ze strażakami, z ludźmi. Może ktoś coś widział.

– Tak jest. Już idę.

– Chyba jedziesz. To kawał drogi.

– Jadę. Przejęzyczyłem się.

Odłożył słuchawkę i zaczął przeglądać zawartość szuflad. Znalazł prawo jazdy, dowód rejestracyjny i kluczyki – jeden komplet. Obejrzał dowód rejestracyjny. Toyota thunderbird. Ciekawe, co to jest? I jak się do cholery jeździ autem?

W kalendarzu znalazł numer na taksi, widział je na ulicy. Wykręcił numer, podał adres. 14 to chyba przecznica. Taką miał nadzieję.

 

Wysiadł z taksówki. Zlustrował teren. Policja pilnowała by ludzie nie przedostali się poza żółtą taśmę, strażacy krzątali się w tę i z powrotem, sanitariusze zajmowali się rannymi. Kamienica była od czwartego piętra zawalona po skosie. Nacisk trzech pozostałych pięter groził zawaleniem całej reszty. W oczach postronnych gapiów malowało się przerażenie, reporterzy różnych stacji telewizyjnych zastanawiali się czy to nie atak terrorystyczny. 11 września zmienił ich zdolność racjonalnego postrzegania świata.

Słyszał w swojej głowie głosy spikerów, ludzi. Było to bardzo niemiłe uczucie. Po drugiej stronie ulicy stał zaparkowany srebrny mercedes. Emilia była już na miejscu. Z jednej strony ucieszył się, że ją zobaczy, z drugiej, co jeszcze nigdy mu się nie zdarzyło złość, że ktoś się wpieprza w jego pracę. To, że nie wiedział od czego zacząć nie miało znaczenia.

Pokazał gliniarzom odznakę i przeszedł po żółtą taśmą. Emilia notowała coś zapamiętale rozmawiając ze strażakiem. Boże, jaka ona była piękna. Starał się o niej nie myśleć, nie w ten sposób, a jednak nie uniknął erekcji. Cieszył się, że był w obcisłych slipach, a nie bokserkach i dżinsach.

– Co ty tu robisz? – zapytał oschłym tonem.

– Też się cieszę, że cię widzę. Dziękuję Mark za rozmowę. – podziękowała strażakowi. – Gdybyś coś sobie jeszcze przypomniał zadzwoń. – podała mu wizytówkę. Strażak uśmiechnął się i odszedł.

– Więc?

– Odwal się. Biorę na swoje barki cały ciężar śledztwa, bo nie masz o tym pojęcia, a ty stroisz fochy. Urażona męska duma. Ale ja ci powiem, o co chodzi. Wkurzasz się, bo "jego" ciało reaguje na mnie tak jak kiedyś twoje na Jasminę. A że nie możesz mnie mieć to się wściekasz. Jednak w gruncie rzeczy cieszysz się, że mnie widzisz.

Co miał jej powiedzieć? Że ma rację?

Podeszła do niego bliżej, spojrzała w oczy. Były spokojne i pełne… Nie, to nie mogła być miłość. Ich usta spotkały się nim zdążył zaprotestować, a kiedy już to się stało błądził dłońmi po jej plecach, by w końcu znalazły się na jej pośladkach. Nie obchodziło go to, że wszyscy się na nich patrzą. Dla niego czas jakby stanął w miejscu. Głosy w głowie ucichły. Liczyła się tylko ona, jej usta. Balansował na krawędzi, jednak gotów był przekroczyć granicę, której miał nie przekraczać. Od kiedy umarł chciał zostać archaniołem, teraz zrobiłby wszystko, żeby znów być człowiekiem. To co z tego, że życie to tylko kilka wspaniałych chwil przeplatanych tysiącem złych. Dla tych kilku chwil przecież warto było żyć.

– Chodź! – chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę samochodu.

– A praca?

– Na razie nic tu po nas. Opowiem ci wszystko później.

– Jedziemy do mnie czy do ciebie? – zapytała, gdy siedzieli już w samochodzie.

– To nie ma znaczenia…

W istocie to nie miało znaczenia. Od Michała i Rafaela słyszał wiele o hotelach Hiltonów, ale teraz liczyła się tylko Emilia. Chciał znów czuć smak jej ust, jej dotyk, zrzucić z niej ubranie.

Ruszyła w kierunku hotelu.

 

Leżeli w wielkim łóżku i patrzyli sobie w oczy.

– Myślisz, że przekroczyłem granicę? – zapytał obojętnym tonem. Tak naprawdę był na to gotów. Miłość jest warta takiego poświęcenia.

Uśmiechnęła się czule.

– Seks nie jest grzechem. Ani ten z miłości ani tym bardziej ten mechaniczny dla zaspokojenia potrzeb. Więc nie przekroczyłeś granicy. Wciąż jesteś aniołem.

– Kocham cię.

– Ja ciebie też, choć może pomyślisz, że to niemożliwe, bo jesteś w ciele innego człowieka. Ale ja widzę twoją duszę. Masz dobre serce, zawsze miałeś. Nie poznałam jeszcze takiego mężczyzny jak ty.

– I co dalej? Znajdując i unieszkodliwiając cherubina przegramy siebie, naszą miłość. Przegramy życie.

– Nie martw się tym. Cieszmy się tym, co mamy, chwilą, którą nam dano, sobą. – zaczęła go całować.

Nie chciał jej stracić. Była wszystkim, czego pragnął. Gotów był podpisać pakt z diabłem byle tylko mieć szansę na zestarzenie się z nią w tym świecie.

 

 

Nie ma nic gorszego niż powrót do pracy po cudownym seksie. Marcus się o tym przekonał. Ale tu chodziło przecież o ludzkie życie.

– Czyli, że nic nie mamy? – byli w punkcie wyjścia.

– Nic nie mamy. Sprawdziłam wszystkie możliwe miejsca, ale jedynie pojawia się mężczyzna w uniformie bliżej nieokreślonej pizzerii. To na 90% on.

– To niewiele.

– Wszystko inne spłonęło. Do analizy patologicznej nie dowiemy się zbyt wiele.

– Mieszkanie należało do Gordona i Kelly Risen.

– Tak. Mniemam więc, że to nasz ptaszek załatwił denata, a denatem jest właśnie gordon. Z listy wezwań wynika, że policja interweniowała po 2 razy w tygodniu wzywana przez sąsiadów. Kelly kilka razy trafiła do szpitala, teraz ma złamaną szczękę i mnóstwo sińców.

– Złożymy jej wizytę?

– A jak myślisz? Bloom już wyznaczył ciebie do poinformowania jej o stracie całego dobytku. Chyba nie ubezpieczyli mieszkania. Więc ma poważny problem.

– Nie rozumiem tych sprzeczności jakie niesie życie. Wiedziesz sobie nieraz dostatnie życie, po to by w jednej chwili wszystko stracić.

– To już sprawka twojego Boga. Jest dobro i zło, jest dzień i noc, słońce i deszcz. Wszystko ma swoje przeciwieństwa. Więc jest i zdrowie i choroba, bogactwo i bieda.

– A jeśli ktoś ma cały czas szczęśliwe życie?

– To ma kurewskie szczęście. Chodź, robota czeka. Im wcześniej go złapiemy tym mniej ludzi ucierpi.

 

Jechali samochodem do szpitala. Zapomniał zupełnie o tym co powiedział mu „szef”, że Emilia go okłamała. Zastanawiał się natomiast kim był ów demon, który im uciekł.

– Opowiesz mi o pościgu za tamtym demonem?

– Wolałabym nie.

– Było tak źle.

– Tak. Nie wiem do czego zdolny jest wasz uciekinier, ale na razie daleko mu do tamtego.

– Chociaż kilka słów.

– Ktoś pomógł mu przejść na tę stronę. Nie wiemy kto. Może jakieś medium, może jacyś wyznawcy. W każdym bądź razie znalazł się w świecie do którego nigdy nie powinien trafić, zawładnął ciałem jakiegoś nieszczęśnika i rozpoczął swoją krucjatę. Wybił pół miasteczka. Gwałcił, palił, niszczył i zabijał. Jednych patroszył, innych przybijał do góry nogami w pozycji w jakiej przybito Chrystusa, jeszcze innym obcinał po kolei różne członki. Był okrutny i sprawiało mu to wielką radość.

– Jak go znaleźliście?

– Tak jak teraz. Sprawdzaliśmy ślady, korzystaliśmy z pamięci cząsteczkowej, gdy mieliśmy już jego portret pomógł nam Internet, telewizja i prasa. Kolejni ludzie zgłaszali się telefonicznie, że widzieli mężczyznę podobnego do poszukiwanego. Zakreśliliśmy prawdopodobny obszar kolejnych mordów i razem z antyterrorystami z dwóch stanów wzięliśmy go w kleszcze. Strzelali do niego, a on się tylko śmiał. Przecież niszczyli tylko jego ludzkie ciało. Wtedy wkroczyliśmy my i zaciągnęliśmy do siebie. Ludziom trochę odbiło po tej akcji, więc wasi archaniołowie musieli popracować nad ich powrotem do zdrowia i przekonywać ich, że to się nie wydarzyło. Że człowiek do którego strzelali umarł od razu.

– Co się stało z demonem?

– Został zesłany do czeluści piekła. Pilnuje go kilku strażników.

– Podobno łamiecie zawarte przymierze?

– Jasne, tak jak wy. Ale nie otwieramy portalu dla demonów by szerzyły zniszczenie. Wasi wysłannicy starają się zapobiegać morderstwom, gwałtom, samobójstwom. My w drugą stronę. Każde morderstwo, samobójstwo, gwałt to kolejna dusza.

– A można zawrzeć pakt z diabłem?

– Jak w filmach?

Przytaknął.

– Nie słyszałam o tym. Pewnie jest to możliwe, choć dość trudne, bo bez używania naszych mocy trudno uczynić kogoś bogatym lub sławnym.

– A jak „tam” jest?

– U nas? Chyba tak jak u was. Nic się nie zmienia. Jedni dostają kolejną szansę i rodzą się ponownie, inni smażą się w płomieniach przez całą wieczność.

– Skoro można się odrodzić, to po co wam te wszystkie dusze?

– Nie wiem, nie pytałam o to, bo nie bardzo mnie to interesuje. Możemy pogadać o czymś innym, przyjemnym?

– Na przykład?

– Zaproponuj coś.

– Mam pustkę w głowie.

– Więc będziemy jechać w milczeniu.

Włączyła radio. Z głośników sączył się Linkin Park.

 

Szpital był ponury. Lekarze zabiegani, pielęgniarki przemęczone. Miejsce to emanowało bólem i cierpieniem zamiast radością i nadzieją. Mało kto chciał przeglądać dane dotyczące zgonów a także powikłań pooperacyjnych. Lekarze uważali, że są nieomylni, ludzie wierzyli w medycynę. I koło się zamykało.

Przez chwilę widział wiele błąkających się dusz, które z jakichś przyczyn nie przeszły na tamtą stronę. Wiedział, że najpierw są one niegroźne, lecz z każdym dniem nie tylko tunel się oddala, ale one stają się agresywne, przyczepiają się do ludzi, by pobierać energię potrzebną do egzystencji. Często w akcie desperacji ich atakowali.

Zagubione dusze zaczęły się zbierać wokół niego widząc światło jakim emanował, jednak Emilia pokazała im środkowy palec i kazała spieprzać, bo nie mają czasu na to, by przeprowadzać ich na drugą stronę.

– Dlaczego to zrobiłaś?

– Bo co? Nie ty jesteś od ich przeprowadzania.

– Oni potrzebują pomocy. Zaczną krzywdzić ludzi, gdy nie wskażemy im drogi.

– Mało mnie to obchodzi. Ważny jest cherubin.

– Jest w tobie dużo dobra, ale boisz się tego. Albo po prostu nie możesz sobie na to pozwolić.

Stanęła, Marcus też się zatrzymał. Zmierzyła go lodowatym wzrokiem.

– Czego ode mnie chcesz?

– Tylko ty i ja możemy otworzyć tunel.

– Dlaczego to robisz, co?

– Bo mogę. A według punktu 1120 naszego rozejmu ty masz mi pomóc w takim przypadku.

– Jak na żółtodzioba dobrą masz pamięć.

– Myślałem, że mnie kochasz.

– Kocham. Lecz co ma piernik do wiatraka?

Poszli otworzyć tunel zabłąkanym duszom.

 

Dąsała się na niego, on na nią. Ogień namiętności, który trawił ich jeszcze godzinę temu, nagle zgasł. Może to nie była miłość, tylko zauroczenie? A może po prostu nie da się połączyć tak wielkich przeciwieństw? Anioł i demon, to jak ogień i woda. Dwa bieguny różnoimienne magnesu przyciągają się, ale być może nie dotyczy to innych przeciwieństw, ludzi. Bo czy związek mola książkowego, domatora i introwertyka z ekstrawertyczką uwielbiającą impezować i nie znoszącą czytać ma szansę na przetrwanie? Raczej nie.

Młoda lekarka, murzynka, zagrodziła im drogę, gdy zmierzali korytarzem do sali, w której leżała Kelly.

– Kim jesteście? Jak adwokaci to wynocha. Bazujecie na nieszczęściach pacjentów, sępy.

– Agent specjalny Sophia Martinez, – Emilia ponachała odznaką przed oczami lekarki – a to detektyw Smith. My do Kelly Risen.

– Jeżeli w sprawie tego pobicia to milczy jak za każdym razem.

– My w sprawie śmierci jej męża.

– Bydlak nie żyje? – zapytała lekarka pełnym nadziei głosem.

– Nie żyje.

– Chwała za to niebiosom.

Marcus uśmiechnął się. W rzeczy samej, niebiosa go załatwiły. A może to nie on?

Lekarka przepuściła ich i poszła na dalszy obchód.

– A jeżeli to nie on zginął w tym mieszkaniu?

– A kto? Hydraulik? To był on. Mówi mi to moja diabelska intuicja.

– Może powinniśmy zaczekać na analizę patologa.

– Czego się boisz? Że kobieta ucieszy się z jego śmierci, wyjdzie ze szpitala a on powróci by znów zamienić jej życie w koszmar? Dobrze wiesz, że on już nie wróci.

– Dobra, nie wymądrzaj się. Mam cię już powyżej uszu.

– Kiedy mnie pieprzyłeś to nie miałeś, kiedy wkładałeś fiuta w moje gardło też nie narzekałeś.

– To było wtedy, teraz jest teraz.

– Myślałam, że mnie kochasz. Ale chyba się pomyliłam.

– Chyba się pomyliłaś.

Popchnął ją i przygniótł do ściany, pocałował. Najpierw chciała go odepchnąć, przywalić mu porządnie. Ale poddała się chwili, jej usta łapczywie szczypały jego usta. Przestali jednak po chwili.

– I tak się na ciebie gniewam. – oznajmiła.

– Tak, to było widać szczególnie gdy wpychałaś mi język prawie do gardła.

– Wszyscy mężczyźni są tacy sami. Dla seksu zrobicie wszystko, zobaczycie kawałek dupy i już świrujecie.

Nie mógł zaprzeczyć, mężczyźni w szponach kobiet byli słabi, a zakochani lub odurzeni seksem tańczyli tak jak im zagrano.

Weszli do sali. Kelly leżała gapiąc się w telewizor. Leciał Jerry Springer. Popatrzyła na nich przez chwilę i powróciła do oglądania.

– Pani Risen… – zaczęła Emilia.

– Już mówiłam, że spadłam ze schodów. Gordon nie jest niczemu winien.

– My w innej sprawie.

Teraz przyglądała się im z zainteresowaniem.

– Pani mąż spłonął dzisiaj w mieszkaniu. Poza tym z mieszkania nie pozostało nic. Kamienica się trochę zawaliła. Miasto pewnie coś pani znajdzie, ale trochę to potrwa.

Z oczu Kelly płynęły łzy. Jej wzrok był jeszcze bardziej pusty niż wcześniej.

– Wiemy, że to dla pani trudne, ale musi być pani silna. – tym razem mówił Marcus.

– Mój biedny Gordon nie żyje. Gordon nie żyje. – powtarzała jak w transie. Emilia wiedziała, że maltretowane kobiety tak mają, że zamiast czuć ulgę czują, że straciły coś ważnego.

– Proszę posłuchać pani Risen. Tutaj ma pani czek na 10 tysięcy dolarów. Tylko proszę nikomu o tym nie mówić, to pieniądze ze specjalnego konta. – Emilia wypisała czek i podała go kobiecie.

Marcus patrzył na ładną, być może nawet piękną kiedyś kobietę, która teraz z bandażem wokół głowy, z bladą skórą i oczami pełnymi łez przypominała raczej śmierć niż miss świata.

– Dziękuję. – szepnęła kobieta, gdy wychodzili z sali. Emilia posłała jej ciepły uśmiech.

– Masz dobre serce. – zauważył – Specjalne konto. Te pieniądze chociaż są prawdziwe?

– Jasne. I wypłacą je w każdym banku. To do kogo jedziemy?

– Każde do siebie. – zadecydował – Nawet miłość trzeba sobie dozować.

– Jaja sobie robisz? Nie chcesz się popieścić ani pobzykać?

– Właśnie. Muszę trochę ochłonąć. Wezmę taksówkę albo się przejdę. Do jutra.

– Jak chcesz.

Wsiadła do samochodu i odjechała. Stał jeszcze chwilę przed szpitalem po czym ruszył przed siebie. Październikowe powietrze było chłodne i rześkie.

 

Zanim wszedł do kawiarni kupił kilka czasopism. Będąc już w środku i zamówiwszy herbatę zamiast kawy zaczął przeglądać kolorowe gazety. Jedne motoryzacyjne, inne kobiece, jeszcze inne dla mężczyzn. Był zdziwiony, że w tych ostatnich potrafiono tak zrobić zdjęcia, że kobieta w bieliźnie była seksowniejsza i bardziej pociągająca niż byłaby nago. A może było tak i normalnie? Przypomniał sobie Emilię w bieliźnie i bez niej. Kobiece ciało to najpiękniejszy twór boży i jest równie piękne w ubraniu jak i bez niego.

Ładna kelnerka postawiła przed nim filiżankę i imbryczek z herbatą. Spojrzała na Playboya i uśmiechnęła się. Marcus oblał się rumieńcem.

Czytał zachłannie krótkie artykuły i felietony. Wreszcie umiał czytać. To było wspaniałe uczucie. Obiecał sobie, że gdy będzie miał chwilę wybierze się do księgarni naprzeciwko lub innej.

Wypił kilka filiżanek herbaty, przejrzał do końca gazety. W lokalu cichutko sączyła się muzyka. Dopiero teraz zaczął ją zauważać.

– Kto to śpiewa? – zapytał kelnerki płacąc za herbatę i zostawiając napiwek.

– Agness Carlson.

– Fajne.

– Nie najgorsze. – odpowiedziała kelnerka.

Podziękował, powiedział "do widzenia" i wyszedł. Na chodniku było coraz więcej ludzi, na ulicy robił się korek.

Przekroczył próg mieszkania, nacisnął guzik na telefonie i odsłuchał pozostawioną wiadomość. Z każdą godziną uczył się coraz więcej.

– Kupiłbyś sobie wreszcie komórkę. To nie jest jakiś cholerny wydatek. A jeśli cię nie stać to zrzucimy się z chłopakami i kupimy ci telefon na gwiazdkę. Ale dosyć gadania. Nie uwierzysz, ale twoja koleżanka miała rację. Facet nie mógł się zastrzelić. Kąt jest zły, a wielkość dziury świadczy o tym, że ktoś strzelił z odległości większej niż zasięg ramion. Wysłałem jeszcze raz ekipę na miejsce, ale póki co mamy wielkie gówno. I jeszcze jedno. Wiem, że mówiłem, żebyś się pobzykał z Martinez, ale nie musisz jej pieprzyć na ulicy. Wiesz jak to wygląda?

Koniec nagrania. Opadł na sofę. Z aneksu kuchennego wyszedł Rafael. Skrzydła w tym świecie przestawały być widoczne.

– Szef się niepokoi. – powiedział i usiadł na taborecie naprzeciwko Marcusa.

– O co?

– O to, że pieprzysz się z demonem. Nie wiesz, co siedzi jej w głowie, nie wiesz jakie wydano jej polecenia. Jesteśmy instytucjami hierarcicznymi i musimy przestrzegać poleceń.

– Bo jak nie, to co?

– Nie chciałbyś widzieć dolnych poziomów piekła. To najgorsze co może spotkać duszę.

– Zrobiłem coś złego?

– Niby nie. Ale nie chrzań tych farmazonów o miłości. Znasz anioła, któremu udało się zaznać odwzajemnionej miłości? Jesteśmy po to by strzec porządku, by pomagać ludziom. Nic poza tym.

– Szef ma żonę.

– Szef to szef. Ma specjalne przywileje za to, co zrobił dla ludzi. Jeżeli chce ci się seksu to jakoś to załatwimy. Dostaniesz przepustkę i wybzykasz się za wszystkie czasy. My przymkniemy oko, ty się nacieszysz. Widziałeś niektóre kobiety?!

– To co mam zrobić?

– Dać sobie z nią spokój. Pomyśl sobie, że była to jednorazowa przygoda.

– Nie umiem. Emilia jest wspaniała.

– Oj, zawróciła ci w głowie, nałożyła klapki na oczy. Okłamała cię a ty to kupiłeś. Skąd wiesz, że nie karmi cię kłamstwami cały czas?

– Nie wiem o czym mówisz.

– Będziesz wiedział. Już wkrótce.

– Ale… – chciał protestować, jednak Rafaela już nie było.

W kółko mu powtarzają, że go okłamała, ale nikt nie chce mu tego wytłumaczyć. Emilia Cruz, tak się nazywała.

Włączył leciwy już komputer, połączył się z siecią. Nie wiedział skąd to wie. Chyba korzystał z wiedzy i umiejętności Johna. W googlu wpisał "Emilia Cruz". Pojawiło się kilka odpowiedników szukanego hasła. Wszedł na jeden ze środkowych. Kilka zdjęć Emilii i zdjęcia dwóch ludzi w kałuży krwi. Prawda dotarła do niego zanim przeczytał artykuł. Kłamała.

"Sprawa Emilii Cruz świadczy o słabości niemieckiego systemu sprawiedliwości a także organów policji. W każdym nocnym klubie kwitnie zjawisko prostytucji. Ale burdele są nie tylko tam. Prostytucja, choć zabroniona rozszerza się coraz bardziej, a kobiety trafiające do tego zawodu są coraz młodsze. Niektóre mają po 16 lat. Być może problem nie byłby tak poważny, gdyby nie były to dziewczyny pochodzące z handlu ludźmi, bite i zastraszane, często gwałcone. Nie mają swoich praw a ich wołania o pomoc nikt nie chce słyszeć.

Taką kobietą była Emilia Cruz, która przyjechała do Niemiec w poszukiwaniu pracy. Trafiła do burdelu, gdzie obsługiwała 10 klientów dziennie, a wieczorami była gwałcona przez swoich pracodawców. Zafundowali jej 1,5 roczne piekło, zamiast obiecanej pracy biurowej na stanowisku asystentki. Kobieta uciekła dwa razy, ale na policji powiedziano jej, że to nie ich sprawa. Nie dotarła do ambasady, gdyż ją złapano, pobito tak, że odechciało jej się uciekać po raz kolejny. Znosiła więc w milczeniu swoje upokorzenie i cierpienie. W końcu nie wytrzymała i zadźgała swoich oprawców. Sąd był nieugięty i obalił teorię obrony koniecznej zasądzając 30 letni wyrok pozbawienia wolności w zakładzie o zaostrzonym rygorze. Emilia Cruz zapytana czy żałuje tego, co zrobiła odpowiedziała: Żałuję, że zrobiłam to tak późno.

Po upływie trzech dni powiesiła się w celi.

Jej historia wstrząsnęła opinią publiczną nie tylko w Niemczech, ale w większości krajów Unii. Opinia publiczna stwierdziła, że Emilia Cruz powinna zostać uniewinniona, albo otrzymać wyrok w zawieszeniu. Sędziowie twierdzili, że wydali sprawiedliwy wyrok, ponieważ nikt nie może brać sprawiedliwości we własne ręce, nawet osoba tak bardzo skrzywdzona jak oskarżona.

Czy wołanie o pomoc sprzedawanych i gwałconych kobiet zostanie usłyszane? Czy sądy zaczną wszczynać postępowania karne wobec właścicieli nocnych klubów w których prostytucja jest powszechna? Prawdopodobnie nie, ale miejmy nadzieję, że się mylimy".

Skończył czytać. Okłamała go, ale wcale jej się nie dziwił. Gdyby to on decydował o duszach zmarłych zrobiłby ją świętą, a nie wysłał do piekła. Popełniła grzech śmiertelny pozbawiając życia dwóch mężczyzn, ale zważywszy na to, co oni jej zrobili powinno być jej odpuszczone.

Dzwonek do drzwi przerwał jego rozmyślania. Otworzył bez patrzenia przez wizjer. Emilia uśmiechała się promiennie.

– Co ci się stało? – zapytała gdy weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi.

Nie odpowiedział. Podeszła do komputera, spojrzała na monitor. Przełknęła tylko ślinę. Wiedział.

– Okłamałaś mnie. – zaczął łamiącym się głosem. W oczach miał łzy.

Chciała się tłumaczyć, ale on podszedł do niej i zaczął tulić do siebie.

– Kocham cię. – szeptał czule. – Kocham.

Płakali oboje spleceni w miłosnym uścisku.

Koniec

Komentarze

"- Witaj Luc! - dostojny mężczyzna w średnim wieku, o brązowych oczach, długich włosach koloru ciemny blond, z wąsami i brodą dosiadł się do stolika.
- Witaj braciszku - uśmiechnął się mężczyzna. Miał już swoje lata. Ubrany był w biały, idealnie skrojony garnitur, białe, wypolerowane mokasyny, czarną koszulę i biały krawat. Włosy przyprószyła już siwizna, spojrzenie miał zmęczone."

Innymi słowy:

Usiadł nie zakładając nogi na nogę i nie pytając nikogo, kogo tam nie było, czy mógłby usiąć, gdyby już wcześniej nie usiadł. Był brunetem, to znaczy był nim wcześniej zanim zacząłem go opisywać, bo teraz, kiedy go opisuję, a konkretnie przed chwilą, kiedy go zacząłem opisywać  już nie był  brunetem, bo jego niegdyś (to znaczy wtedy, kiedy go nie opisywałem) czarne włosy zdążyły posiwieć. 
I tak dalej, i tak dalej...

Nowa Fantastyka