- Opowiadanie: Fasoletti - Dysk

Dysk

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dysk

Temat nie nowy i pewnie eksploatowany do granic możliwości, ale tak mnie jakoś naszło, więc skleciłem. Zresztą, to moja pierwsza próba napisania czegoś w miarę poważnego w klimatach science fiction. Co z tego wyszło, ocenicie sami. Jakbyście jakieś byki znaleźli, to nie patyczkować się i wytykać. Może zdążę poprawić. Miłego czytania.

 

 

I

Eskin przeżył szok. Z niedowierzaniem zerkał to na odczyty skanera, to znów na otoczoną warstwą toksycznych gazów planetę i zastanawiał się, co też mogło sprawić, że Ziemia, tętniąca jeszcze niedawno życiem, została zamieniona w wymarłą, skalną bryłę, jakich pełno we wszechświecie.

Przecież kiedy ostatnio, w czasie rutynowej, co dwustuletniej kontroli odwiedził Układ Słoneczny, ludzie byli prężnie rozwijającym się gatunkiem. Prowadzili oczywiście jakieś tam wojny, ale ich technika nie była na tyle rozwinięta, by te potyczki mogły w jakiś sposób zagrozić istnieniu planety. Walczyli przy pomocy naostrzonych kawałków stali i prymitywnej broni czarnoprochowej. Wątpliwe, by tymi zabawkami doprowadzili glob do totalnego wyniszczenia. Eskin podrapał się w głowę trójpalczastą dłonią. Czyżby więc meteoryt? Ta opcja wydała mu się najbardziej prawdopodobna. Żal ścisnął go za serce. Kiedy przed tysiącami lat jego przodkowie, kosmiczni genetycy, stworzyli rasę ludzką, pokładali w niej ogromne nadzieje. Człowiek był wspaniałym obiektem badań. Inteligentnym, myślącym abstrakcyjnie, uczącym się niesłychanie szybko. Początkowo wyhodowano tylko samca. Następnie z jego ciała usunięto fragment kości i po pobraniu z niego łańcucha DNA oraz przeprowadzeniu modyfikacji – samicę. Mężczyźnie nadano imię Adam, kobiecie zaś Ewa. Umieszczono ich w specjalnym, zbudowanym właśnie na Ziemi ogrodzie, zwanym Edenem i tam poddawano różnorakim eksperymentom oraz obserwowano, w międzyczasie tworząc nowe rasy o innym kolorze skóry, włosów, oczu, a także nieco zmodyfikowanym kształcie ciała, pozwalającym przetrwać w ciężkim klimacie, panującym w niektórych regionach planety. Zasiedlono tymi odmieńcami resztę globu i sprawdzano, jak poradzą sobie z różnorakimi wyzwaniami, jakie stawiali przed nimi ich stwórcy. W końcu, gdy eksperyment dobiegł końca i zebrano potrzebne informacje, postanowiono dać ludziom wolną rękę i tylko co dwieście lat odwiedzać ich, by sprawdzić jak sobie radzą oraz na jakim poziomie rozwoju się znajdują. A teraz dzieło genetyków, zostało unicestwione.

Eskin jeszcze raz przeskanował powierzchnię planety w nadziei, że odnajdzie choćby jeden żyjący organizm. Niestety. Z odczytów, które urządzenie przesłało bezpośrednio do mózgu kosmity, jasno wynikało, iż na Ziemi nie ma już nic, prócz napromieniowanych skał. Spróbował po raz trzeci, tym razem sondą służącą do wykrywania aktywności elektromagnetycznej. Kiedy otrzymał dane, z radości aż klasnął w dłonie. Radar wykrył jakieś działające urządzenie w obszarze zwanym przez Ziemian Nowym Meksykiem. Eskin natychmiast wprowadził do komputera pokładowego odpowiednie współrzędne i statek pomknął w wyznaczonym kierunku.

 

II

Pokrywająca całą powierzchnię planety toksyczna, fosforyzująca mgła ograniczała widoczność i nawet przymocowane do ochronnego kombinezonu Eskina, silne lampy, nie radziły sobie zbyt dobrze z rozpraszaniem panującego na pustkowiu mroku. Odczyty z czujników zewnętrznych przerażały kosmitę. Promieniowanie radioaktywne było tak silne, że żadna istota nie miała najmniejszych szans na przeżycie choćby kilku minut w tym środowisku. On także, gdyby nie specjalna powłoka antyradiacyjna wbudowana w ubranie, nie pociągnąłby tutaj długo. Wylądował niedaleko miejsca, z którego dochodziło wyłapane przez sondę źródło aktywności elektromagnetycznej. Włączył skaner i przyjrzał się uważnie wyświetlonej na szybie hełmu mapie okolicy. Cel jego wędrówki znajdował się w położonej kilkaset metrów dalej jaskini. Najszybciej jak mógł, ruszył w jej kierunku. Idąc, słyszał tylko świst wiatru, stłumiony odgłos własnych kroków oraz chrobot zamontowanych w kasku, pracujących pełna parą filtrów, ledwo wyrabiających z oczyszczaniem potwornie skażonego powietrza. Gdy wkroczył w głąb pieczary, ogarnęły go jeszcze większe ciemności. Zwiększył moc lamp, a po kilkunastu minutach wędrówki ciasnym korytarzem, ujrzał przed sobą ogromne, stalowe drzwi. Pchnął je, lecz nawet nie drgnęły. Oceniwszy wpierw stan zapasów energii, otworzył małą klapkę na rękawie kombinezonu i wyciągnął z kieszonki przypominające miniaturowy pistolet urządzenie. Przecinak laserowy. Na wypalenie otworu odpowiednio dużego, by mógł przez niego przejść, zużył prawie połowę zasilających filtry baterii. Miał cichą nadzieję, że były to pierwsze i ostatnie drzwi jakie napotka na swojej drodze. Kolejnych nie byłby w stanie sforsować, wyczerpałoby to całkowicie akumulatory kombinezonu. Wkroczył do kolejnego korytarza, jednak tym razem jego ściany obite były stalą. Wymalowano na nich napisy: „US Army” i tym podobne. Eskin nie wiedział co oznaczają, ale na wszelki wypadek zrobił zdjęcie, po czym kontynuował wędrówkę.

W końcu dotarł do niewielkiego pomieszczenia. Otworzył usta z wrażenia, na widok ogromnego, wciąż działającego komputera oraz kilku ubranych w mundury szkieletów, zwisających bezwładnie z nadgryzionych zębem czasu, skórzanych krzeseł. Zignorował trupy i podszedł do urządzenia. To ono wysyłało tak silny sygnał. Przeskanował je bardzo dokładnie i przesłał informacje o jego budowie do statku. Nie miał teraz czasu, by się z nimi zapoznać. Sprawdził tylko, w którym miejscu znajduje się dysk twardy i postanowił go wymontować. Mógł zawierać cenne informacje, dotyczące przyczyn katastrofy, z powodu której ludzkość została unicestwiona. Odciął komputer od zasilania, po czym otworzył pokrywę i wyjął interesującą go część. Była duża i ciężka. Owinął ją w specjalną płachtę, by radioaktywne opary nie uszkodziły obwodów, po czym włożył pod pachę i ruszył z powrotem do swojego pojazdu. Idąc, myślał o tym, co ujrzał w tym podziemnym kompleksie. Był pełen podziwu. Przez dwa wieki, jakie upłynęły od jego ostatniej wizyty na Ziemi, ludzkość dokonała ogromnego skoku technologicznego. Jego przodkowie mieli rację, uznając człowieka za istotę o ogromnym potencjale i możliwościach. Gdyby nie wymarł, niedługo prawdopodobnie zacząłby kolonizować inne planety Układu Słonecznego.

Snując różnorakie domysły i przemyślenia, Eskin nawet nie zauważył, jak wyszedł z jaskini i stanął przed swoim pojazdem międzygwiezdnym. Wszedł na pokład, oczyścił kombinezon, po czym włożył zdobyty dysk do kapsuły próżniowej, służącej do przechowywania wyjątkowo delikatnych przedmiotów. Najchętniej odczytałby jego zawartość już teraz, ale nie miał na statku odpowiedniego sprzętu. Zżerany ciekawością, ustawił współrzędne rodzinnej planety, ułożył się wygodnie w komorze kriogenicznej i zasnął.

 

III

Eskin oraz kilku jego rodaków z rosnącym przerażeniem patrzyło w ekran monitora, na którym pojawiły się pierwsze dane ze znalezionego na Ziemi dysku. Z niedowierzaniem kiwali głowami, czytając o zainicjowanej przez naród zwany Amerykanami operacji Manhattan, mającej na celu wynalezienie broni o sile rażenia tak wielkiej, że nikt nie ośmieliłby się zaatakować posiadającego ją kraju. Ze smutkiem w oczach analizowali kolejne informacje, mówiące o problemach, jakie napotykali ludzie, próbując rozszczepić atom, co doprowadziłoby ich do stworzenia bomby mogącej niszczyć całe armie oraz miasta. Ale najgorszy był ostatni zapis. Mówił o pierwszej próbie detonacji ładunku nuklearnego. Nieszczęśnicy, których zwłoki znalazł Eskin, byli generałami, mającymi obserwować i ocenić eksplozję, a swoje spostrzeżenia zapisać na dysku owego komputera. I zapisali. Kiedy szesnastego lipca tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku czasu Ziemskiego pierwszy ładunek nuklearny został zdetonowany na poligonie w Alamagordo, nikt nie przypuszczał, że będzie to pierwsza i ostatnia próba jądrowa w dziejach ludzkości. Okazało się, że coś poszło nie tak. Ktoś popełnił błąd w obliczeniach. Reakcja łańcuchowa była tak rozległa, że zmiotła z powierzchni Ziemi dosłownie wszystko, zamieniając ją w radioaktywna pustynię, a silne promieniowanie zabiło nawet ukrytych w schronie dowódców.

Eskin popatrzył na towarzyszy przerażonym wzrokiem. To, co przeczytali, poruszyło ich do głębi. Tylko jeden z pierwszych genetyków, długowieczny Prout, pamiętający jeszcze początki rasy ludzkiej, wzruszył obojętnie ramionami.

– Mówiłem, że kiedyś sami się wykończą. Trzeba było unicestwić obiekty zaraz po skończeniu badań, a nie zachwycać się ich inteligencją i talentem… Zresztą, zrobili jak chcieli. – Machnął niedbale ręką i odszedł.

Koniec

Komentarze

Taa... rzeczywiście temat wyeksplautowany.
Technicznie dobre. Przeczytałem z przyjemnością.

Fajne. Koncepcja powstania ludzików jest nie mniej fantastyczna od biblijnej... Zresztą jak każda.

Jeśli miałbym się czegoś czepnąć, to tego, że gdy ostatnim razem Eskin widział nas - Ziemian, mieliśmy jakieś tam pistolety skałkowe, czy coś w tym stylu. Tymczasem gdy wrócił, zobaczył komputer i od razu wiedział jak wygląda nasz dysk twardy :) Przecież w kosmosie mają najprawdopodobniej inne nośniki danych ;)

Ale to tylko taka drobnostka. 

Pozdro 

Fajne. Bardzo mi się podobało. Kiedyś czytałem coś bardzo podobnego, chyba Lema. Co kończy się tak, że okazało się, że ludzie zdążyli Ziemie opuścić i na takim kompie zapisali swoje położenie, czy coś w tym guście. Mniejsza z tym.
Opowiadanie jak najbardziej udane, mimo tego, że, jak sam zauważyłeś, temat ten zbytnio nowy nie jest.
A, jeszcze jedno.

Kiedy szesnastego lipca - Udało Ci się trafić w moje urodziny, Fas;D Brawo;P

Pozdrawiam.
I daję 4.

Zgoda na wszystko poza konsekwencjami tej pierwszej i ostatniej próby.

Jeszcze co do tego dysku - ja tam się nie znam, ale czy w czterdziestym piątym to ten dysk nie byłby tak duży, że kosmita musiałby go na plecach wynosić? Nie wiem, ale w sumie nic więcej mnie w tym opowiadaniu nie raziło, czytało się łatwo i przyjemnie - jak resztę Twoich tekstów, choć generalnie ten zdecydowanie się od nich różni. W każdym razie mi się podobało.
Pozdrawiam.

Adam, a możesz jasniej? Bo nie bardzo czaję, czy cos z gramatyka palnąłem, czy jakieś daty pomieszałem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

No raczej nie było tyle materiału rozszczepialnego by zrobić takie bum. Wybuch nuklearny z zasady jest niekontrolowany. Ale ja to potraktowałem z przymrużeniem oka;).

Redil, może i był, może i nie. Pewnie by był, ale wiesz, to wersja historii alternatywnej, a nie opartej na faktach. Dysk należy do elementu fantastycznego, jak na czasy w których się dzieje akcja. Zreszta, Amerykańce i Szwaby robili w czasie wojny eksperymenty z taką techniką, że mózg staje dęba. Adam, chyba załapałem o co Ci chodzi. Ja wiem, że taka reakcja nie była po wybuchu raczej mozliwa, ale przeczytałem gdzieś, że podczas pierwszej próby, naukowcy cholernie bali się, czy właśnie do czegoś takiego nie dojdzie. I postanowiłem na kanwie tego stworzyć ów tekst. Fizykiem nie jestem żadnym i miałem z tego same dopy, więc w szczegółów technicznych nie znam. Dlatego pozostał tylko suchy fakt, że tak się stało i już. Ale jest to też element fantastyczny, zastosowany z pełną świadomością i premedytacją.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti, zaatakował nas ową tematyka znienacka jak jakiś assasyn. Zwodził komentarzami w stylu ''To nie moje klimaty''. Coś jednak pękło... z dzbana duszy splynęły kroplę ''saiens fykszn''.

"dysk do *specjalnej* kapsuły próżniowej" = autor nie ma pojęcia o czym pisze :P zazwyczaj to oznacza stosowanie wyrazu 'specjalny' w SF. Chemia i fizyka świata - uojezu. Mocno fantastyczna:P Skąd tam Ci się pobrały te toksyczne chmury i świecące mgły? I nie, z atomówki takie cuda by nie powstały.
No i gratuluję 'mądrości' kosmity. Idzie sobie, napotyka gigantyczne, pancerne drzwi - w domyśle chroniące zawartość przed wszechobecnym skażeniem - i co robi? Rozpiernicza je laserem. Po czym, żywe istoty, znajdujące się w środku serdecznie dziękują przybyszowi za dobicie resztki cywilizacji ;PP

@Bellatrix

Co do słowa ,,specjalny'', masz rację. Ale po co wytykać to w tym miejscu? Oczekujesz opisania tej kapsuły w stylu Clarke'a? ;D Co można więcej o kapsule próżniowej napisać? Słowo ,,specjalna'' jest tu zbędne, ale w niczym nie przeszkadza, mym skromnym zdaniem.

No i gratuluję 'mądrości' kosmity. Idzie sobie, napotyka gigantyczne, pancerne drzwi - w domyśle chroniące zawartość przed wszechobecnym skażeniem - i co robi? Rozpiernicza je laserem. Po czym, żywe istoty, znajdujące się w środku serdecznie dziękują przybyszowi za dobicie resztki cywilizacji ;PP - Ależ Bella, przecie kosmina nasz kochany sprawdzał na początku, czy nie ma tam żywych organizmów. Komputera zaś skażenie chyba nie zabije.

Bellatrix pojechała po bandzie... Na miejscu autora rzuciłbym na odczepne, że to jest jakiś inny wszechświat albo wymiar - w końcu trzeba się bronić ;p (żart).  

no wytknęłam, żeby Fasoletti szybko to 'specjalny' wyrzucil, póki może edytować. Ew. dał krótki opis.
Kosmita owszem, sprawdził, że na planecie nie ma oznak życia, po czym radośnie podskoczył, że jakiś ślad aktywności w tym Nowym Meksyku znalazł. No i przyszedł, i rozwalił laserem drzwi :P Będę się upierać, że nie było to mądre z jego strony ;) Mogli się tam znajdować żywi bądź zahibernowani ludzie, którzy po "otwarciu" drzwi zakończyliby swój nędzny żywot ;p

Średnio mi się podobało. Zgodzę się z Bellatrix, że skutki trochę niewspółmierne do przyczyny, zaś sama idea rzeczywiście oklepana. Już Lem opisał coś takiego w dziennikach gwiazdowych.

Pozdrawiam,
Snow

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Bella, skasowałem tą specjalną. Co do tego lasera, to co miał zrobić? Zapukać i poczekać az mu ktos łaskawie otworzy kurcze? Zadzwonić po kolegów ze swojej planety? NIe stwierdził oznak zycia, znalazł za to silne promieniowanie, które go zaintrygowało, więc wlazł sprawdzić co to. Nie dało się inaczej otworzyć, więc rozwalił. Ktos tam był, trudno. Wkalkulowane ryzyko, gdyby znalazł kapsuły, być może próbowałby pomóc tym ludziom, nie wiem. Nie znalazł, więc zabrał co miał zabrać i odleciał. Takie gdybanie moim zdaniem bez sensu.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

rozdz. 1: troche Danikena i jego wizji... spoko :)

rozdz. 2: fantastyka & przygoda :) ten "dysk twardy" najlepiej wymienić na "nośnik (magazyn) danych (informacji"

rozdz. 3: zasada kopernikańska (zwana też kosmologiczną) mówi, że "prawa fizyki sa takie same w kazdym miejscu Wszechświata". Skąd więc pomysł, że wybuch pierwszej bomby A mógłby doprowadzić do zagłady całej Ziemi. I jeszcze świecące mgły...

Lepiej byłoby, moim zdaniem, zniszczyć bardziej fantastycznie cywilizację ludzi. A jesli juz samozniszczenie, to może broń biologiczna czy coś...

Skąd więc pomysł, że wybuch pierwszej bomby A mógłby doprowadzić do zagłady całej Ziemi. - Rany Boskie... To nie jest doktorat z fizyki... Jak już wyżej pisałem, wiem, że to niemozliwe, ale to jest właśnie JEDEN Z ELEMENTÓW FANTASTYCZNYCH w tym opowiadaniu, na którym opiera się fabuła. Taka historia alternatywna pierwszego wybuchu i jego skutków.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fas - tu więcej komentarzy niż tekstu. I jakie dywagacje... jak to znosisz?

Jak kura jajko :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Skąd więc pomysł, że wybuch pierwszej bomby A mógłby doprowadzić do zagłady całej Ziemi?
Podejrzewam, że z historii. Obserwatorzy testu w Nowym Meksyku obstawiali, jaki będzie efekt eksplozji i ktoś stwierdził, że może nastąpić zapłon atmosfery Ziemii, ergo, zagłada. Paru naukowców się nawet tego obawiało. Możemy więc założyć, że Fasoletti opisał alternatywny wszechświat, gdzie prawa fizyki są na tyle alternatywne, że nastąpiło coś w tym stylu. Fluorescencyjna mgła już gorzej, ale hej, potrzebna jest odpowiednia scenografia ;).

Wow, zaraz tu dojdzie do psychoanalizy autora i wyjdzie, że jest... kobietą!

Pomysł stary, ale jary. Mnie się podobało. Krótkie, treściwe, porządnie napisane.

Pozdrawiam.

fakt, mój błąd - jestem nowicjuszką jeśli chodzi o fantastyka.pl i sądziłam, że ludzie wrzucają tu częściej opowiadania - a tak się wyróżniam i wcale nie pozytywnie - dziś wieczorem wyjeżdżam na granko i studiowanko, więc przez parę dni byndzie spokój :>

Co do Twoich opowiadań - sądząc po tym, zapoznam się z resztą, bo wywarło na mnie dobre wrażenie - niezłe podsumowanie naszej rasy. Masz niezłe wnętrze głowy, od cholery tam pomysłów.


Pozdrawiam!

Czy tylko ja nie kumam powyższego komentarza? O_o

Podobało mi się, bo nie zagłębiałam się w " co możliwe, a co nie".
Żal ścisnął go za serce. Żal, jako wielka istota, może też z trzema palcami, zgniatająca serca! Tak sobie to wyobraziłam. ^^. Po prostu ja napisalabym "ścisnął mu serce". Ale to tylko tak w ramach moich przemyśleń.
W skrócie - dobrze napisane.
Pozdrawiam.

Wolimir, tylko Ty. Ja tam wiem o co biega, bo dotyczy innego mojego komentarza pod opowiadaniem koleżanki Pawel Tramal :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fajne, krótkie i treściwe. Może rzeczywiście trochę szwankuje ontolo... epitemolo... no tego, ta... nigdy nie byłam mocna z filozofii :P Chodzi mi o to, że kosmita, nawet jeżeli stworzył ludzi na swój obraz i podobieństwo, to myśli za bardzo "po ludzku", co już zresztą niektórzy wypunktowali. Bardziej to fiction science niż science fiction, więc nie ma co się czepiać szcegółów, zwłaszcza że wszystkie można spuentować "historia alternatywna" albo "fantastyka" ;) Ale Redil ma też trochę racji - historia alternatywna, to historia, która w pewnym momencie się "rozszczepiła", skoro był to moment wybuchu pierwszej bomby A, to komputer powinien być jeszcze "postaremu". A jeżeli rozszczepiła się wcześniej, to nie ma tego w tekście ;) Ale to takie czepialstwo, które mam nadzieję wybaczysz, bo dowodzi uważnego czytania :P

Swoją drogą, ludzie są porąbani, odpalać bombę bez pewności, czy aby przypadkiem nie rozpirzy całego świata... czy ma to jakikolwiek sens i logikę? Człowiek, istota zdolna do logicznego myślenia, jest zarazem jedyną istotą, która potrafi myśleć... nielogicznie. I robić rzeczy pozbawione sensu. Parafrazując Obeliksa - Ale głupi są ci ludzie!

Wreszcie przeczytałem jedno z opowiadań słynnego Fasolettiego, co chciałem uczynić już od dawna i szczęśliwy traf chciał, iż zacząłem od tego. Muszę przyznać, że zachęciło mnie ono by przeczytać inne pozycje tegoż autora; osoby, która w zasadzie nominowała moje opowiadanie do nagrody ;) Jestem mile zaskoczony i mogę sobie tylko wytknąć, że nie przeczytałem tego opowiadania wcześniej. Moim zdaniem jest bardzo dobre, nie komentuję i nie oceniam tu tematyki, bo i po co? Czytało mi się je bardzo dobrze i z zaciekawieniem brnąłem do końca by poznać okoliczności nuklearnej zagłady, jakie autor wymyślił. Pomysł z alternatywą bardzo mi się podobał :)

Nie rozumiem jednak komentarzy rozważających czytso fizyczne, realistyczne aspekty, jak to że po wybuchu bomby ziemia by tak nie wyglądała, czy że nie mogłaby zostać zniszczona. Mogła, czy nie mogła, jest to alternatywna i fantastyczna fizja autora, gdzie wybuch nuklearny uczynił właśnie takie spustoszenie. Może ten dysk twardy... ;P ale z uwagi na stuletnie doświadczenia i geniusz kosmity myślę, że byłby on wstanie domyślić się co jest nośnikiem danych w tym kompie!

Pozdrawiam

Nowa Fantastyka