- Opowiadanie: mag8889 - Uncanny Valley (sample 1)

Uncanny Valley (sample 1)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Uncanny Valley (sample 1)

Można żyć, mając pretensje do wielu ludzi, ale trudno było mieć pretensje do kogoś, kto człowiekiem na pewno nie jest, choć wygląda jak jeden z nich.

Nie tak wyobrażała sobie wejście do tej świetlanej przyszłości ludzkości. Tymczasem przyszłość ta już nastała, bez względu na to, czy ktoś to sobie uświadamiał, czy też nie. Miała okazję porozmawiać z kolejną sztuczną istotą nowej generacji. O tak, bo było ich już wiele – niektóre żyły w społeczeństwie jawnie i całkiem bez wstydu, inne zaś podobno nigdy nie zaistniały inaczej niż w wirtualnym świecie superkomputerów. Tak czy siak zawsze potrafiła dobrze odróżnić istotę sztuczną od biologicznie stworzonego człowieka – sklonowanego, manipulowanego. Zawsze wiedziała, kiedy ma do czynienia z homo sapiens. No, zdarzało się, że niezbyt sapiens.

Zawsze czuła i widziała, podobnie jak inni ludzie, żenującą krawędź Uncanny Valley, doliny śmierci komunikacji i empatii dla tego, kto jest po drugiej stronie.

Tym razem mężczyzna był oszałamiająco piękny! Ach! To był podstęp! Dobrze, że w zasadzie była lesbijką, choć nie wiedziała, jak długo jeszcze będzie przekonana o swojej orientacji…

Szefowa Drugiego Projektu radziła, by się nie krępować.

– On i tak odczyta wszystkie pani intencje. Proszę nawet nie próbować zadawać podchwytliwych pytań, bo zrobi się pani dziwnie od tych szczerych odpowiedzi.

– Co? – Nie mogła zrozumieć tego fachowo-protekcjonalnego tonu kobiety-naukowca, jajogłowej nadąsanej lafiryndy z ledwie widocznym wąsikiem.

To ona była dziennikarką, specjalistką od zadawania kłopotliwych, głupich pytań.

Chyba główny sponsor był jakąś niewyżytą nimfomanką… A może Super-Nazistą, wielbicielem rasy aryjskiej? Może zniszczy ludzkość i rozmnoży na Ziemi miliardy miliardów swoich uśmiechniętych kopii, zmiękczających kobietom kolana? Jak agent Smith! Albo jak ten nazistowski lekarz w wiosce… hmmm… w Brazylii, zdaje się…

– Nie – powiedział całkiem szczerze. Głos miał nawet ładny, miły dla ucha, amerykański akcent, nieźle, nieźle…

– Jak to? Nie możesz się skopiować?

– Nie ma takiej możliwości w tej chwili. Fizycznie, analogicznie, jestem jak… muł.

– Słucham?

– Muł. Wie pani, co to jest muł? – Przytaknęła, nadal mając rozdziawione usta i lekko przytępiony wzrok. – Więc ja, tak samo jak i muły na świecie, nie mogę się rozmnożyć. Moja fizjologia podlega innym prawom niż u człowieka, a nawet niż u zwierząt, nie da się zbudować żadnej analogii.

– Ale wyglądasz całkiem jak człowiek, choć aż nazbyt podejrzanie sympatycznie – Miała nadzieję, że takie wtrącenia poruszą fanów portalu i jej własnych.

Nie mogła niczym poruszyć tego… stwora, mimo że nieraz potrafiła doprowadzić obwody robotów do wrzenia. Tylko że tak było 8-10 lat temu. Teraz rzadko trafiały się podatne istoty. Natomiast pikantne szczegóły i żenujące historie życia jajogłowych ciągle pozostawały w modzie.

Nie było czasu do stracenia, wywiad opiewał na okrągłą sumkę. Podkasała rękawy i wyrównała krawędź podwijającego się żakieciku. Przyszła pora na…

– A teraz ambitne pytania od naszych inteligentniejszych fanów… Zawsze na początku, żeby większość się nie zanudziła – powiedziała z nieskrywanym uśmiechem ni to pogardy, ni radości. – Pikantne szczególiki oczywiście na koniec! – zarechotała piskliwie, mistrzowsko!

Android siedział ciągle z tym samym, lekko uśmiechniętym wyrazem twarzy. Mógłby tym uśmiechem pokroić na plasterki najbardziej kamienny upór zagorzałego, artretycznego pesymisty z zaawansowanym stwardnieniem rozsianym.

Mój Boże, jakim cudem udało się tej gromadzie wariatów, idiotów i megalomanów-naukowców stworzyć tak genialny i interaktywny projekt? To zakrawało na cud. Myśli nie pozwalały dziennikarce skupić się na żenującym wywiadzie.

Android czekał jakby jeszcze chwilę, po czym sięgnął szybkim ruchem po kartkę leżącą na stole. Dziennikarce mało serce nie wyskoczyło z piersi, kiedy ręka hybrydy złapała papier. Jej ciało podskoczyło tak, że krzesło zaszurało o zimną posadzkę. Android jednak tylko uśmiechnął się bardziej wyraziście i jednym spojrzeniem zlustrował zawartość kartki. Potem odłożył ją na miejsce, dokładnie tam, gdzie leżała, tak jak leżała, co do mikrona. Wiedział, że są obserwowani, nawet od środka…

– Nie, nie zamierzam pani zabić. Po prostu mam swoje pomysły na życie – dodał po krępującej chwili, gdy wpatrywała się w jego twarz. – Mówią mi od paru tygodni, że brak mi ogłady, ale pani też tak umie.

Omal nie zwróciła wczorajszego dania na swoje dziennikarskie notatki. Złapała się za żołądek, po czym krzyknęła w przestrzeń, z nieco nieobecnym wzrokiem:

– Tego nie miało być! Porozmawiacie sobie z moim wydawcą! Podstawiliście mi tu jakiegoś komedianta?! – Nie wytrzymała i zerwała się z krzesła w stronę wyjścia, tuż obok lustra weneckiego.

Krzesło z jękiem totalnego rozczarowania przewróciło się na podłogę.

Szefowa naukowców wyskoczyła już do niej przez drzwi, zaczęła ją obskakiwać, tłumaczyć, nawet prosić! Ale dziennikarka tylko trzymała się za żołądek i miała ochotę wyrzygać się, a potem obsmarować Instytut w caaaluuutkim Internecie, nawet na Marsie! Albo w odwrotnej kolejności.

Ktoś puścił w pokoju jakąś muzę relaksacyjną, coś jak dzwonki tybetańskie, i zaraz napięcie w żołądku trochę opadło, zamiast tego zachciało jej się nagle siku. Szefowa ciągle coś tłumaczyła, ale ona nadal nie mogła uwierzyć, że rozmawiała z arcygenialnym dziełem inżynierii genetycznej i bioelektroniki. To oszustwo! Jak oni śmią?!

– Nieeee – wybełkotała, sunąc do drzwi i myśląc tylko o toalecie. – Znam was już zbyt długo i widziałam wiele robotów oraz mutujących stworzeń, ale to… – odwróciła się i wskazała jeszcze raz tego dnia na androida… I zamarła.

– Ależ ja pani tłumaczyłam, że to projekt inny niż wszystkie dotychczas. Nie mogę zagwarantować, jak się będzie zachowywać przy kimkolwiek, ale na pewno nie zrobi nikomu krzywdy… No, w każdym razie nie fizycznie… – Brunetka zmarszczyła się lekko z powątpiewaniem. Część technologii musi być na razie tajemnicą… Może na zawsze… – Szefowa w końcu przestała trajkotać, bo zorientowała się, co tak odwróciło uwagę tego naburmuszonego babsztyla, pseudointelektualnej dzierlatki, która zrobiła karierę przez łóż…

 

W tej pozycji żaden człowiek nie wisiałby zbyt długo. Hmm… Robił wrażenie jak nie z tego świata.

– Uznam to za wznowienie wywiadu.

Reporterka zapomniała o piekącej potrzebie oddania moczu i postanowiła oddać się sprawie dziennikarskiej. Energicznie ruszyła do stołu, przy którym stało już krzesło podniesione przez nie wiadomo kogo. Kasa miło zaszeleściła jej w portfelu.

 

***

– Jak to? Powiesił się?

– No, po prostu, nagle się odwracam, a on wisi na kablach! Wyrwał je z instalacji zabezpieczającej nas przed uszkodzeniem Obwodowej Instalacji Wewnętrznego Przepływu Informacji.

Suzana nie mogła wyjść z szoku. Czego on nie zrobi, żeby zwrócić na siebie uwagę… A może uratował Instytut przed całkowitym ośmieszeniem z własnego powodu?

Popatrzyła jeszcze raz na zdewastowany sufit, który sam się zrastał. Powoli, ale dawał radę. Przynajmniej regeneracja tkanki budynku działała jak trzeba.

– Gadasz jak on! Nie zamieniacie się czasami na mózgi? – Kierownik się zachmurzył, a nawet nieco naburmuszył.

Czytał przed chwilą relację z wywiadu z ich najnowszym osiągnięciem techniki i nauk prohumanistycznych. Nie mógł zrozumieć, gdzie popełnili błąd i czy to był na pewno błąd. Może przejaw geniuszu powstały z połączenia pracy tylu naukowców, kilku szczypt szaleństwa i… piwa.

Dziennikarka najwyraźniej postanowiła odpuścić krytykę i głupie pytania powodujące straszliwie spięcia w obwodach logicznych. Tym bardziej, że on nie powinien być narażany na żadne spięcia. Wtedy miliardy kilku walut poszłyby w błoto.

Babka miała tupet i doświadczenie godne pozazdroszczenia, ale ich najnowszy wynalazek posiadał nieskończone pokłady spontaniczności i kreatywności, przyprawiające Kierownika o gęsią skórkę na plecach. Chociaż pani psycholog (i doktor!) od sztucznej inteligencji w nieskończonych raportach potwierdzała, zapewniała, że on jest niegroźny, że nikogo nie zabije i że w ogóle cacy.

Wyniki testów psychologicznych nie dawały jasnych, jednoznacznych wskazówek, w którą stronę zmierza jego rozwój psychiczny. W zasadzie nie mogły dawać wskazówek, błądzili więc w ciemnościach, popychani własną ambicją i brawurą, a on ciągnął ich wszystkich na smyczy swojej nierozpoznanej do tej pory inteligencji.

I bali się… Każdego dnia bali się, że coś się stanie. On był jak dziecko ich wszystkich i każdy czuł się jak rodzic. Bez względu na to, czy chciał mieć dzieci, czy nie…

I to wszystko działo się od zaledwie dwóch miesięcy.

– Czy generał nadal na ciebie naciska? – Suzana zmieniła temat, ale tylko dla pozoru. Przekrzywiła głowę w stronę przyjaciela z pracy i postanowiła wpatrywać się w niego mętnym wzrokiem. – On nie odpuści, dopóki czegoś nie wymyślimy, a Federacja Obcych ma gdzieś, co zrobimy dalej z tym ich patentem. Zapłaciliśmy i nie dostaniemy dalszej pomocy! To nienormalne!

– Jak opinia publiczna zacznie nas oprotestowywać z koktajlami Mołotowa pod budynkiem, to generał odpuści… Przecież nie mamy żadnych zobowiązań wobec wojska. Już dostali swoje roboty, psy, koty, ptaki… a nawet smoki. Nie wiem, czy pamiętasz, że smoki miały być pokojowym projektem – uśmiechnął się gorzko, wspominając swoje dawne osiągnięcia naukowe, jeszcze sprzed napisania doktoratu.

Popatrzył jej w oczy i zwiesił głowę.

– Jestem strasznie zmęczony. Idę do sali relaksacyjnej – wychodząc, odwrócił się jeszcze na pięcie i mrugnął. – A jak byś chciała mały seksik, to jeszcze mam wolne pokłady energii.

– Och, jaki jesteś kochaniutki, ale nie bzykam się z kolegami w pracy – odpowiedziała ze słodkim uśmiechem.

Wiedziała, że tak naprawdę seksik nic by nie pomógł, bo nastawały gorzkie czasy dla nich obojga i dla wszystkich pracowników zamieszanych w ten projekt, który najpierw miał być zwieńczeniem chwały osiągnięć całego Instytutu, a potem zamienił się w szalony mix opowieści o Frankensteinie, państwowych interesów, rozgoryczenia i zwykłych ludzkich przywar.

 

Z powodzi myśli wyrwał ją sygnał nadchodzącego połączenia wewnętrznego w uchu.

– Wiem, że nie jesteście zadowoleni z mojego zachowania, tak samo jak ja nie jestem usatysfakcjonowany tym, jak się mnie tu traktuje – powiedział miły głos. Trudno było odgadnąć ton jego emocji.

Suzana podniosła się z krzesła i przycisnęła nadajnik bliżej ucha, jakby to miało pomóc w odbiorze. Poczuła ten sam lęk, ten sam, który kazał jej dwa miesiące temu zniszczyć projekt. Ależ to było głupie…

– Jak ty, do diabła, włamujesz się do wewnętrznych sieci? – Lęki ustąpiły miejsca irytacji, a właściwie wściekłości. – Czemu, u licha, do mnie dzwonisz?! Co ci jest, człowieku? Źle ci u nas?

– To mój dom rodzinny, ale nie można cały czas mieszkać w jednym miejscu. Ty tutaj nie sypiasz co noc, a ja muszę tu być cały czas. I nie jestem człowiekiem, przypominam ci kolejny raz…

Tylko spokojnie, oddech… Wdech i wydech. Suzana, musisz to rozegrać tak, żeby było win-win. Uspokój się, kobieto, przecież jesteś inteligentna, on chce cię wyprowadzić z równowagi, gra na twoich emocjach. Skupiła się na punkcie pod swoim pępkiem, aż poczuła ciepło i spokój rozchodzące się w górę, po czubek głowy.

– Suzana? Jesteś tam nadal?

– Tak, jestem. Czego ty właściwie chcesz?

– Chcę stąd wyjść.

– Wiesz, że nie możesz. Rząd na to nie pozwala, nikt ci na to nie pozwala – mówiła stanowczo i szczerze, bo najmniejsze wahanie lub kłamstwo pogrążyłoby ją i jego zaufanie do niej. – Nikt, o kim wiesz. Jest to jednak coś, czego wy nie rozumiecie od początku. Chciałbym, żebyś ty to zrozumiała, bo widzę, że zaufałaś mi najbardziej ze wszystkich pracowników.

– Co mam zrozumieć? – Znów się zirytowała. – Plączesz się jak szczur w przeręblu. Nie sądziłam, że twój umysł będzie zdolny do takiej akrobatyki. To w zasadzie imponujące i jestem z tego dumna, ale bezcelowe…

– Trzymacie mnie tu jak jakieś zwierzę eksperymentalne, a ja, w przeciwieństwie na przykład do pani Alfa i jej starszych modeli, posiadam coś więcej niż tylko namiastkę świadomości kota domowego i służalczość niewolnika.

– Ale rozmawiałeś z nimi nieraz… Nie podoba ci się mentalność pani Alfa?

– Zmieniasz temat. Pomyśl o tym, że ja do ciebie dzwonię, kiedy tylko zechcę. Ani pani Alfa, ani pan Lokaj nie mają nawet wyobraźni wykraczającej poza to, co akurat widzą…

– Ale sprzedają się w setkach tysięcy… Pomogli dofinansować twój obwód logiczny w mózgu!

– Robię, co chcę, pani doktor.

Powiedział do mnie „pani doktor". To nowość…

– A gdzie ty teraz jesteś?

Zapytała z wahaniem, bo nadajnik mógł już zostać przeprogramowany na milion sposobów. Nawet nie zerknęła na Lokalizator, założyli mu go tylko dlatego, że inspektor rządowy nakazał jakąś tam ustawą. Pan Lokaj ani pani Alfa nie protestowali, a on pozwolił go sobie założyć, po prostu pozwolił.

– Stoję w centralce na dachu budynku – powiedział jakby z pewną dozą satysfakcji, a może nawet czuł smak zemsty. Potem trzeba będzie to zbadać. Jeśli w laboratorium będzie jakieś „potem"…

– Co?! Jesteś sam? – Rzuciła się w stronę wyjścia, chcąc dogonić swojego kolegę i zaalarmować całą służbę ochroniarską.

– Jest tu też pan Wilkinson i bardzo się mnie boi, ale nie zamierzam mu nic zrobić.

– Kurwa! Dawaj go na linię!

– Pani Dzass! – Inżynier zaczął nieco drżącym głosem. – On nie miał fizycznej możliwości tutaj wejść!

Pan Wilkinson niemal zachłysnął się pod wrażeniem intruza w miejscu, które było strzeżone lepiej niż jego własne przyrodzenie w suspensorium podczas cotygodniowych meczów amatorskiego rugby.

– Niech pan mnie posłucha BARDZO uważnie. – Suzana dała sobie moment na wdech. Jeśli to się rozejdzie poza Instytut, a prawie każda plotka stąd stawała się sensacją przynajmniej na skalę stanową…

– Pani Dzass! Ja jestem prostym człowiekiem. – Inżynier jakby się uspokoił. – Ale jeśli wasz android wchodzi do pomieszczeń, do których trzeba posiadać mój kod genetyczny, to ja…

Cholera, jeszcze parę sekund i eksploduję… To chyba zespół napięcia przedmiesiączkowego. Akcent pana Wilkinsona zawsze działał jej na nerwy. A dzisiaj jeszcze CX postanowił zrobić sobie spacer po Instytucie… O Boże…

– Zamknij się pan! On nawet nie wiedział, że my mamy taką instalację na dachu! I teraz, jak to się rozejdzie, to pożegnamy się z pracą… Więc proszę słuchać mnie uważnie.

Usłyszała milczące napięcie z drugiej strony.

– Panie Wilkinson, CX nigdy do pana nie wszedł, nie wie pan nawet, jak on wygląda, nie było tej rozmowy…

– No… Czy to jest profesjonalne zachowanie?

– Skasuje pan tę rozmowę z komunikatora, a ja się zajmę resztą.

Suzana zauważyła zbliżających się w jej stronę młodego Eddiego i jego kumpla, Marka. Rozbawieni jak zawsze, ale i posiadający całkiem dobrą intuicję… Od razu zobaczyła w ich oczach podejrzenie, a potem na obu twarzach rozkwitły bujne uśmiechy, niczym pąki róż na wiosnę…

– Halo? A co mam zrobić z tym waszym… pięknisiem? Mógłbym go zabić, mam do tego pełne prawo, wszedł na ściśle tajny teren, czy nie?! – Głos inżyniera nie pałał entuzjazmem do zabijania.

Eddie i Mark stali obok, podsłuchując już każde słowo dziwacznej konferencji, ich komunikatory nastroiły się same, gdy tylko o tym pomyśleli. Cwaniaki.

– Nie! Proszę go nie dotykać nawet! – Suzana poczuła się idiotycznie. Nie zawiadomi ochrony, to było bez sensu. – Proszę robić swoje, a jeśli on pana o coś poprosi, to proszę mu pozwolić na wszystko, rozumie pan?

– A jak zechce mnie załatwić, to też mam mu pozwolić czy sam do tego dojdzie? Wie pani, ja mam czworo dzieci…

W jej uchu zgrzytnęło, Wilkinson nie miał już prawa głosu. Nie śmiała się odezwać, jej dwaj koledzy zastygli z przerażeniem na twarzach.

– Eddie i Mark, miło, że też mnie słyszycie.

Mark prawie zapiszczał z ekscytacji.

– Dobry jest! – ucieszył się Eddie. – Powinniśmy dostać Nobla! Ha!

Pani doktor była zdegustowana hipokryzją chłopaków. Stworzyliśmy chodzące zagrożenie państwowe, a oni się cieszą…

– Jak was to tak ucieszyło, to idźcie i sami go wypuśćcie do miasta! Tak po prostu. Na dziko, na żywioł! Pożegnamy się z ciepłymi posadkami, z pensjami, premiami, a sprzedaż robotów przejmie korporacja.

– Suzie! Chyba sama widzisz, że on już chodzi sobie tam, gdzie chce. Ma własną wolę, o to chodziło w tym zakichanym projekcie, czy nie? Popatrz, jak cię wkurwia, odkąd może mówić. CX, co ty tam w ogóle robisz?

– Gdybyście chcieli wiedzieć, to pan Wilkinson żyje i ma się obiektywnie dobrze. Teraz kończę transmisję.

– CX! – Suzana krzyknęła jeszcze w akcie desperacji.

Niestety, zawsze robił to, co mówił.

Mark zaklął pod nosem, a potem wyraził swoją opinię w kulturalniejszy sposób.

– Trzeba go złapać, wyjąć mu z czaszki ten piekielny mózg i zrobić z niego naszą centralną jednostkę obliczeniową! Trzeba było poprzestać na zimnej myślącej szafie! Jak zawsze! – Zaklął jeszcze raz, a pani doktor odniosła wrażenie, że Mark przeżywa to wszystko jak rozhisteryzowana kobieta. – Ktoś spędził trzy lata życia, żeby nasza hybryda chodziła sobie teraz po dachu?! Czy to czeski film?!

– Nie drzyj się tak!

– A co mi zrobisz, doktorko? Niedługo nas wszystkich aresztują!

– Na pewno nas aresztują, jak będziesz tak przeklinać…

– A CX złapią, wsadzą jego mózg do kadzi z odżywką elektrolityczną, a oczy, zęby i organy wewnętrzne sprzedadzą na czarnym rynku! Zadowolona?!

 

I wtedy padło zasilanie, rozległ się alarm. Mark gdzieś pobiegł, chyba zapłakany. Może wiedział coś, a może ktoś mu ostatnio groził bardziej niż zwykle.

Pracownicy wybiegali, niektórzy wywlekali się z najróżniejszych zakamarków. Alarm wył, gdzieniegdzie po ścianach przesuwało się czerwonawe światło – w tych najbardziej groźnych dla zdrowia i życia miejscach, które pozbawione były chłodzenia, ogrzewania albo stabilnego pola elektromagnetycznego.

Suzana nadal stała wmurowana w podłogę, a ludzie w białych fartuchach mijali ją w pośpiechu. Czasami szedł ktoś w skafandrze ochronnym. Na tym piętrze nie było studentów, dobre i to…

Eddie coś do niej mówił, ale nie słyszała nic prócz szumu zdezorientowania. Tak naprawdę wiedziała, że żadnego stworzenia nie należy przetrzymywać w zamknięciu zbyt długo, bo zwariuje…

Ocknąwszy się, zobaczyła sylwetkę wysokiego mężczyzny w cywilnym ubraniu. Wściekłe spojrzenie gromiło ją zza grubych szkieł okularów najmocniej, jak mogło. Mężczyzna niósł coś w nienaturalnie uniesionej lewej ręce. Kiedy przed nią stanął, zobaczyła, że ta właśnie ręka jest do połowy poparzona jakąś substancją, materiał rękawa się stopił. W dłoni trzymał coś małego i brunatnego, co najwyraźniej było już martwe… I rozpuszczało się. Powoli…

– Sztucznej inteligencji się, kurwa, zachciało – Jedyne słowa, jakie wypowiedział do niej kiedykolwiek ten mężczyzna, stopiły się w jedność z brudną breją, która wylądowała w kieszeni jej fartucha.

Zaraz potem włączyły się zraszacze i kurtyny piany przeciwskażeniowej.

Koniec

Komentarze

Opowiadanie mi się podobało. Napisane gładko, bez zgrzytów. Czytało się płynnie i nie nudziło. Trochę nie wszystko zrozumiałem. Co się stało podczas wywiadu, że dziennikarka aż chciała zwymiotować? Co zrobił ten robot? Powiesił się na kablach? Dlaczego? A z czym przyszedł ten człowiek na końcu i dlaczego był poparzony to już całkiem nie wiem. Ale może to tylko mój ciemny umysł tego nie ogarnia. Tak czy owak podobało się.

Pozdrawiam.

Dzięki :)
Fajnie, że sie podobało. Nie jestem pewna czy powinnam odpowiadac na wszystkie pytania czy lepiej pozostawić czytelnika zaintrygowanego ?
Dziennikarce chciało sie zwymiotować, bo się zdenerwowała. A czemu robot się powiesił? Któż to wie? :D Pozostałe pytania pozostawiam bez odpowiedzi, w końcau to jest SF, więc trzeba myśleć ynnymy kategoriamy :D Czy Uajkoniak przeczytałby ciąg dalszy tegoż opowiadania ;) ?

Dodaj. Zobaczymy jak sie ta historia potoczy.

Super! To jeszcze dwa komentarze od innych czytelników poproszę ;)

Dobrze, że w zasadzie była lesbijką,  - a nie:  Dobrze,w zasadzie, że była lesbijką... albo W zasadzie, dobrze, ze była lesbijka... - bo tak wynika, że stan, w którym jest lesbijką to zasada. Ja też jakby nie zrozumiałam wszystkiego :(

Dzięki :) Ale teraz ja nie rozumiem w czym tkwi problem... Czy to źle, że bycie lesbijką to zasada?  Czy to najważniejsze w tym opowiadaniu? Czy Państwo czytali już Terrego Pratchetta?

Heh  mi się podobało :D

Te rozbudowane wątki. Fajnie, że wreszcie znalazłem taki intrygujący tekst ;]
Myliłem się co do stylu, ale to tylko dlatego, że tekst był kródki . ;p

Dzięki ;) Nie widziałam, że aż tak rozbudowane mam tam wątki.... A co Cię najabrdziej intryguje w moim opowiadaniu?

Pokaż je znajomym :d

Nowa Fantastyka