- Opowiadanie: Bohdan - RZUT (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

RZUT (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

RZUT (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

 

 

RZUT

 

 

Czternastoletni Robert Młynarski nie miał zbyt wielu kolegów, co powodowało, że często spędzał wolny czas w samotności. Był poniedziałek, chłopiec postanowił wybrać się na spacer. Miał ulubione miejsce, znajdujące się około pół godziny drogi od blokowiska, na którym mieszkał. Był to niewielki pas zieleni, przez miejscowych nazywany „wąwozem". Rosło tam kilka drzew, otoczonych sporą ilością krzaków, przepływał również płytki strumień. Nieczęsto można było tam kogoś spotkać, co Robertowi odpowiadało. Usiadł na spróchniałym pniu i rozejrzał się. Jego uwagę przykuły pozostawione, zgniecione puszki po piwie. „Widać, że ktoś tutaj niedawno był" – pomyślał. Nudził się, nie miał pomysłu, jak zmienić ten stan rzeczy. Wziął do ręki kamyk i cisnął w kierunku krzaków. Rozległ się dźwięk. Trafił w coś metalowego.

– O mein der Gott. Was ist das? – głos dobiegał z miejsca, w które chłopiec rzucił kamieniem. Chwilę później ujrzał tego, który wypowiedział te słowa. Oczom jego ukazała się postać w rycerskiej zbroi, częściowo przykrytej białym płaszczem z wyszytym, czarnym krzyżem. „Krzyżak! – pomyślał Robert – jakiś bałwan przebrał się za rycerza zakonu".

– Pan dokąd?– zagadnął chłopiec, dodając ironicznie – pod Grunwald?

– Was? – „człowiek z krzaków"wydawał się być zaskoczony– ty Polak? Żmudin?

Chłopca rozbawiła rozgrywająca się scena, postanowił prowadzić dalej rozmowę.

– Polak. Kim ty jesteś, jeśli można wiedzieć?

– Jestem Zygfryd z Rastemburga – odpowiedział – Ja nic nie rozumieć. Jechać na mój koń z Barthen do zamku. Pamiętam. Ja, naturlich.

– Co takiego pamiętasz, rycerzu? – chłopak po wypowiedzeniu ostatniego słowa z trudem powstrzymał wybuch śmiechu.

– Zbóje napadli nas. Ja mówić, na mnie i moja służba. Któryś w łeb mnie palnął, a teraz znowu ja w głowa dostał. Nawet ta metalowa rzecz nie ochroniła. Zwei guzy mam – zdjął przyłbicę i zaczął masować skórę pod siwymi, długimi włosami. Miał piegowatą, szczupłą twarz i szare oczy. „Czub, albo coś przeniosło go w moje czasy" – pomyślał Robert.

– Gdzie ja jest? – zapytał rycerz – daleko do Rastemburg?

– W zasadzie to jesteś w Rastemburgu – odpowiedział chłopiec – tylko, że od dawna używamy innej nazwy. Kętrzyn.

– Jak używa? Kto? Nie może od dawna, bo jeszce wczoraj była inna name – zdziwił się Krzyżak.

– To znaczy kiedy?

– W sonntag.

– Pytam o rok – dodał Robert. Powoli zaczynał wierzyć, że tajemniczy przybysz jest naprawdę rycerzem zakonu. Czytał w wielu opowiadaniach science – fiction, o ludziach przeniesionych w czasie.

– W tys…ą w tys… – rycerz zasapał się – ja po polski nie powim, to za trudne dla mnie.

Chłopak podał przybyszowi patyk i powiedział:

– Napisz datę na piasku – wskazał palcem miejsce pod nogami. Krzyżak wziął kawałek drewna i napisał, używając rzymskiego systemu liczbowego, tysiąc czterysta pięć. „To jeszcze przed bitwą pod Grunwaldem" – pomyślał chłopiec. Wziął kawałek kija, wyrył w glebie liczbę, dwa tysiące osiem i wyjaśnił:

– Taki mamy teraz rok.

Postać w zbroi patrzyła na Roberta z niedowierzaniem, otwierając szeroko usta i wybałuszając oczy.

– Jak to możliwe? – zapytał

– Wydaje mi się – chłopak podjął się karkołomnej próby wyjaśnienia – że uderzenie w głowę, które otrzymałeś, spowodowało przeniesienie twojej osoby do czasów obecnych.

– Sie Gott. Kein – rycerz nie krył rozczarowania informacją – Ja chcieć wrócić, ja muszę. Robota,

mam dużo do skończenia. Jak to zrobić?

– Sądzę, że trzeba będzie ponownie uderzyć cię w głowę. To może pomóc.

– Palnąć w łeb? Znowu? – zapytał, po czym dodał – Ja może jednak zostanę, tam wcale nie jest takie dobre. Najlepiej to mi było do papieża. On zawsze wspiera nasze plany.

– To można zorganizować, Zygfrydzie – powiedział chłopiec – tylko, że do tego potrzebujemy pieniędzy.

– Mam trochę – odparł, po czym pokazał skórzaną sakiewkę.

Okazało się, że posiadał kilkanaście złotych monet.

– Chłopiec, jak ciebie zwą? – zapytał Krzyżak – nie znam twojego vorname.

– Robert Młynarski – odpowiedział.

– Polak z germańskim imieniem, dziwne. Za to zawód masz gut, przyznaję.

Młodzieniec wyjaśnił rycerzowi, że jego złoto sprzedadzą jubilerowi. Później kupią bilet na autobus do Rzymu. Krzyżak uważnie słuchał, zadawał czasami pytania i sprawiał wrażenie, że wszystko jest dla niego zrozumiałe. Raczej nie było.

 

……………………………..

 

 

Dotarli na dworzec autobusowy. Autokar z polskimi pracownikami sezonowymi na pokładzie, stał na przystanku. Włochy były jednym z najchętniej wybieranych krajów, przez ludzi chcących podjąć pracę przy zbiorze owoców.

– Tutaj się rozstaniemy – powiedział Robert.

– Ja tym powozem do Roma dojadę? – zapytał Zygfryd.

– Tak, pojutrze wieczorem będziesz mógł się przywitać z papieżem.

– Alles gut – Krzyżak nie krył zadowolenia – od wieków w Italii nie byłem.

„To rzeczywiście prawda" – pomyślał chłopiec.

– Ja chcieć ci coś podarować, młodzieniec – powiedział, po czym zdjął pochwę, w której znajdował się miecz i podał rozmówcy – przyjmij ten dar Robercie z młyna. Chciałbym w ten sposób danke za okazaną helfen.

– Dziękuję bardzo – odrzekł chłopak i przyjął dowód wdzięczności.

– Żegnaj – powiedział Krzyżak i zniknął w głębi pojazdu.

– Do widzenia – Chłopcu było trochę żal, że ich znajomość zakończyła się tak szybko.

 

…………………………

 

 

Średniowieczny miecz, prezent od niezwykłego gościa robił na osiedlu prawdziwą furorę. Dzięki broni Robert zyskał uznanie w oczach rówieśników, przybyło mu kilku kolegów. Mimo to wciąż lubił samotnie przechadzać się po „wąwozie". Kilka tygodni później usiadł na pniu, w tym samym miejscu, w którym poznał Zygfryda. Przypominał sobie wszystkie szczegóły tamtego wydarzenia. Wziął do ręki kamień i rzucił w kierunku krzaków.

– O blać! Szto eta? – usłyszał głos. Po chwili postać wyłoniła się z zarośli i zbliżyła do chłopca. Człowiek, który został trafiony kamieniem był ubrany w mundur, na głowie miał czapkę z czerwoną gwiazdą. Lewą ręką przytrzymywał karabin, przewieszony przez ramię.

– Zdrastwuj malczik – przywitał się.

– Dzień dobry – odpowiedział chłopiec.

– Polak? Haraszo – ucieszył się przybysz i zapytał – Kuda na Berlin?

– Osobowym do Olsztyna. Później trzeba się przesiąść na ekspres do Berlina – wyrecytował Robert. Jego ojciec pracował na kolei, więc niektóre połączenia doskonale pamiętał.

– Pamagi ty mnie? – poprosił żołnierz.

– Da się zrobić – odpowiedział chłopak. Uśmiechnął się, na widok zakurzonej pepeszy u boku czerwonoarmisty.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

  Ale ruska załatwił, PKP go posłał, nigdy do Berlina nie dojedzie.

 Nic dziwnego, że tak złośliwy dzieciak nie miał kolegów.

Opowiadanie jest ciekawe.

Bąbel podprzestrzenny zasysający za każdym razem inną rzeczywistość w zależności od składu użytego katalizatora czyli kamienia. Dobry pomysł, zrób z tego wędrówki Młynarskiego.

Dziekuję, wiedżminie, Coś mi tam chodzi po głowie. Wiesz kolego, jestem w tej chwili zajęty pisaniem trochę dłuższego utworu, żeby się na chwilę oderwać tworzę opowieści jak ta powyżej. Zawsze można pózniej myśl rozwinąć. Pozdrawiam.

Mastiff

OK, do konkursu.

Jak dla mnie jest ekstra - oczywiście do konkursu. Natomiast większej opowieści to z tego nie zrobisz, przynajmniej tak mi się wydaję, że nic by z tego poza kiczem nie było;).

JW

Jak dla mnie jest ekstra - oczywiście do konkursu. Natomiast większej opowieści to z tego nie zrobisz, przynajmniej tak mi się wydaję, że nic by z tego poza kiczem nie było;).

JW

Jak dla mnie kiczowate wystarczająco :) podobało mi się - lekkie, zrozumiale czyli spełnia wymogi kiczu.

Jedyne, co mi do kiczu nie pasuje, to wtrącenia niemieckie - są wymagające, a kicz ponoć ma być maksymalnie prosty w przekazie. Nawet jeśli słowa są podstawowe, powinieneś zamieścić ich tłumaczenie poniżej.

" Ale ruska załatwił, PKP go posłał, nigdy do Berlina nie dojedzie.

Nic dziwnego, że tak złośliwy dzieciak nie miał kolegów. "

Renald za ten komentarz jestem twoją fanką :D

(to zapewne tak jak tlk z krakowa nad morze :P - bezcenne, choć nie polecam)

Przede wszystkim dziękuję Wam za pozytywny odbiór mojej opowieści.

Wystoon - mógłby być nieco dłuższy kicz:).

susak - nie myslałem o tłumaczeniach, bo sam znam tylko kilka słów w tym języku:). Podświadomie doszedłem do wniosku, że skoro taki nieuk jak ja jest w stanie pojąć co Zygfryd mówi, to czytelnicy NF tym bardziej ;). Inna sprawa, że nie znam zupełnie regulaminu KICZU 2011:).

Pozdrawiam serdecznie.

Mastiff

Nie zachwyciło mnie to. Pomysł dobry, ale... wykonanie wygląda, jak tego czternastolatka. Lekko kwasowate.

Dzięki Zombie za opinię i ...znaczne obniżenie mojego wieku:). Przyznam szczerze, że słaby jestem w gwarze dresiarskiej połaczonej z żulami spod budki z piwem, więc czy mógłbyś mi objasnić co znaczy "lekko kwasowate"?

Mastiff

Trochę to trudno wyjaśnić - obecnie termin kwas odnosi się do lekko nieświeżych żartów. I te wszystkie niemieckojęzyczne zlepki słowne po prostu mi nie podeszły - może dlatego, że uczę się niemieckiego i takie polsko-niemieckie połączenia wyglądają mi bardzo niestosownie.

I odpowiedzi/reakcje krzyżaka wydawały mi się nierealistyczne - z całym szacunkiem, ale tak średniowieczny wojak by się nie zachowywał. Pomimo, że cały czas mam na względzie temat konkursu.

"Średniowieczny miecz, prezent od niezwykłego gościa robił na osiedlu prawdziwą furorę. Dzięki broni Robert zyskał uznanie w oczach rówieśników, przybyło mu kilku kolegów." Ten fragment sprawił, że odjąłem ci lat. To takie chłopięce myślenie - mam nowy miecz i od razu przybywa mi kolegów, w magiczny sposób.

Ale nie przejmuj się, po prostu mam inny gust, dlatego mi nie podeszło twoje opowiadanie. W rewanżu, możesz zjechać moje :p

Dobrze, Zombie. Przeczytałem Twoje wyjasnienie, każdy ma prawo do własnej opinii.

Mastiff

Dziękuję :D

"Średniowieczny miecz, prezent od niezwykłego gościa robił na osiedlu prawdziwą furorę. Dzięki broni Robert zyskał uznanie w oczach rówieśników, przybyło mu kilku kolegów." Ten fragment sprawił, że odjąłem ci lat. To takie chłopięce myślenie - mam nowy miecz i od razu przybywa mi kolegów, w magiczny sposób."

Dla mnie osobiście ta wypowiedź to bzdura. Taki miecz na każdym podwórku zrobiłby furorę, a to zawsze wiąże się ze wzrostem poularności wśród małych chłopców. Jest to całkowicie naturalne zachowanie.

JW

"Średniowieczny miecz, prezent od niezwykłego gościa robił na osiedlu prawdziwą furorę. Dzięki broni Robert zyskał uznanie w oczach rówieśników, przybyło mu kilku kolegów." Ten fragment sprawił, że odjąłem ci lat. To takie chłopięce myślenie - mam nowy miecz i od razu przybywa mi kolegów, w magiczny sposób."

Dla mnie osobiście ta wypowiedź to bzdura. Taki miecz na każdym podwórku zrobiłby furorę, a to zawsze wiąże się ze wzrostem poularności wśród małych chłopców. Jest to całkowicie naturalne zachowanie.

JW

Wiem, Wystoonie, lecz czasem sił brak w walce absurdem. Pozdrawiam serdecznie.

Mastiff

Wiem, dlatego podjąłem walkę w miejscu, w którym Ty złapałeś się za czoło zrezygnowany i (mam nadzieję) rozbawiony;). Również pozdrawiam.

JW

Wiem, dlatego podjąłem walkę w miejscu, w którym Ty złapałeś się za czoło zrezygnowany i (mam nadzieję) rozbawiony;). Również pozdrawiam.

JW

 

U mnie na dzielnicy tez kiedyś koleś zrobił furorę samurajskim mieczem, ale nikt się na tym nie poznał i zwinęła go policja.

Haha, Renald mogłem to wykorzystać w opowieści:). Szkoda, że na to nie wpadłem. Pozdrawiam.

Mastiff

Nowa Fantastyka