- Opowiadanie: Joan_Stark - Ziemia była jałowa cz III

Ziemia była jałowa cz III

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ziemia była jałowa cz III

Jednostka badawcza, której załoga składa się z czterech osób, trzech mężczyzn oraz jednej kobiety nie ma szans na jakiekolwiek spektakularne osiągnięcia. Mogą poruszać się po wyznaczonym terenie, badać glebę i powietrze, sprawdzać skład i spisywać wyniki, mając nadzieję na cud. Jednak ta załoga nie była standardowa – co najmniej dwie osoby były zbyt ambitne, żeby wrócić z kolejnymi tabelami i wykresami przedstawiającymi, jak bardzo prymitywne jest środowisko zewnętrzne. Dlatego postanowili zapędzić się dalej, wylecieć poza bezpieczny obszar i postawić wszystko na jedną kartę. Na razie nie zastanawiali się nad reakcją towarzyszy. Wiedzieli, że Thomasa da się przekonać, w końcu wiele już przeżył, nikogo nie miał w Nowym Świecie, a do bojaźliwych nie należał. Ola natomiast od razu po opuszczeniu tunelu udał się do pracowni aby przygotować niezbędne do badań przyrządy.

Rodzeństwo postanowiło przekonać się na własne oczy czym jest TO, o czym mówił ich ojciec tuż przed śmiercią. Zastanawiali się czy może istnieć tu coś, co z jednej strony przerażało, a z drugiej fascynowało ich opiekuna.

Charlie postanowiła przeciąć sieć szlaków, prowadzących do obszarów jeszcze nie badanych i skierować się od razu na północ, najkrótszą drogą poza pas bezpieczeństwa. Nie chciała tracić czasu i tlenu na bezsensowne krążenie blisko podziemnego miasta. Ustawiła autopilota i odeszła od sterów.

Już po 10 minutach odezwała się centrala.

– Załoga L458, zgłoście się, macie nieprawidłowy kurs, powtarzam, nieprawidłowy kurs. Ustawcie autopilota na plan 1, zostaniecie naprowadzeni na wasz teren. Jeżeli tego nie zrobicie grozi wam niebezpieczeństwo, powtarzam, niebezpieczeństwo!

Rodzeństwo spojrzało po sobie. Charlie zajęta była gromadzeniem wszelkiej broni znajdującej się na statku, także tej zapasowej, a Gordon sprawdzał mapy stworzone przez śmiałków, którzy wylecieli poza pas. Nie było tego zbyt wiele, niewielu osobom udało się cokolwiek spisać z odbytych wypraw, ale kilka obszarów było opisanych w miarę dokładnie (przede wszystkim dlatego, że niewiele na tych obszarach było). Charlie podeszła do odbiornika, nacisnęła guzik nadawania.

– Pieprzę to, że grozi nam niebezpieczeństwo, powtarzam, pieprzę to!

Po czym wyłączyła odbiornik. Gordon nie był zdziwiony jej zachowaniem. Jego siostra nigdy nie lubiła, gdy ktoś jej przeszkadzał w wykonywanych czynnościach, a tym bardziej nienawidziła sposobu wygłaszania komunikatów przez centralę. „Wiecznie powtarzają i powtarzają, jakby wystarczająco wyraźnie nie mówili za pierwszym razem” – zwykła mówić, gdy wychodziła z symulatora, w którym komunikaty centrali były nadawane z taśmy, jednak takim samym wkurzającym tonem, jak w oryginale.

Przez następne pół godziny nie działo się nic nadzwyczajnego – przelatywali nad pustkowiem, czasami tylko mijając różne opuszczone stacje badawcze. W tym czasie Charlie odbyła krótką rozmowę z Thomasem, w trakcie której miała wyjaśnić mu cały plan. Sądząc po tym jak szybko wrócili do głównego pomieszczenia kapsuły, nie było żadnych problemów z przekonaniem członka załogi. Gordon tymczasem postanowił wziąć na swoje barki rozmowę z Olą, który nadal siedział w pracowni.

Wchodząc do pomieszczenia Gordon cicho zapukał w drzwi. Nie chciał przestraszyć Oli, który pochłonięty pracą był głuchy na wszystko i wszystkich.

– Witaj Ola. Możemy chwilę porozmawiać?

Ola odwrócił się. Odpowiedział jednym ze swoich chrząknięć i kiwnął przyzwalająco głową. Gordon wszedł dalej i usiadł tuż obok podświetlanego stołu do badania próbek gleby. Dalej nazywali tą twardą skorupę ziemi glebą, nie wiedzieć czemu.

Gordon postanowił zrobić to szybko i nie owijać w bawełnę.

– Widzisz Ola, mamy pewien plan… ale nie wiemy, czy będziesz chciał w nim uczestniczyć. Chcemy wylecieć poza bezpieczny pas i zbadać to, co jest dalej. Wiem, że to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, ale sam przyznaj – tu nie znajdziemy nic godnego uwagi, a Twoje próbówki tylko się zmarnują. Tam będziemy mieli szansę na coś więcej, jednak sam wiesz, że możemy nie wrócić… tak jak inni.

Ola patrzył na rozmówcę, a wyraz jego twarzy zmieniał się wraz z rozwojem monologu Gordona. Gdy minister zamilkł, czwarty członek załogi wydawał się być bardzo ożywiony. Gordon był pewien, że nigdy nie widział zazwyczaj spokojnego i milczącego Oli w takim stanie.

– No, wreszcie! Wreszcie ktoś się przeciwstawił tym idiotom z rządu! Znaczy, ee… przepraszam ministrze – zreflektował się. Uśmiechnął się szeroko i w dwóch skokach znalazł się przy Gordonie. Uścisnął mu rękę i mocno potrząsnął. – Jestem zaszczycony, że mogę uczestniczyć w tej wyprawie. Nie mogłem przeżyć, że na ważne wyprawy poza pas byli wysyłani więźniowie czy bezdomni. Jak oni mieli zbierać próbki, jeżeli się na tym w ogóle nie znają? Tym bardziej, że przeważnie byli zwykłymi tchórzami, którzy nie chcieli zapuszczać się bardzo daleko za pas…

Gordon postanowił przerwać Oli, póki ten całkiem się nie rozkręci.

– Ja też jestem zaszczycony, że będziesz uczestniczył z nami w tej wyprawie. Gdybyś zmienił zdanie w ciągu najbliższych dwudziestu minut, zdążymy cię jeszcze podrzucić do którejś z baz na pograniczu…

-Nie! – W oczach Oli było zdecydowanie – Nigdy bym sobie nie wybaczył zmarnowania takiej szansy.

– Dobrze, więc teraz nie będę ci przeszkadzał. Przekażę Ci wiadomość, gdy będziemy tuż przed pasem.

Gordon wyszedł, zostawiając Olę samego. Postanowił przeszukać magazyny w poszukiwaniu większej ilości broni – chciał być przygotowany na wszystko.

 

 

 

Po upływie godziny wszyscy spotkali się w głównym pomieszczeniu kapsuły, aby się naradzić. Zaczęła Charlie.

– Wszyscy zgodziliśmy się co do jednego – że nasz rząd niedostatecznie interesuje się obszarem poza pasem bezpieczeństwa. Przez ostatnią godzinę przeglądałam spis ekspedycji poza pas i zauważyłam mnóstwo rażących błędów: wysyłanie tylko niedoświadczonych osób, bez żadnej broni, na krótki okres czasu. Załogi były według mnie mało liczne, największa składała się z dwóch osób.

– Z dwóch tchórzy, chciałaś powiedzieć. – powiedział cicho Ola. Charlie spojrzała na niego, potem pytająco na mnie. Wzruszyłem ramionami – ją też zdziwiło zachowanie najbardziej milczącego członka załogi.

Dziewczyna kontynuowała.

– Chciałabym wylecieć jak najdalej od pasa bezpieczeństwa. Tak oczywiście, aby starczyło nam paliwa i tlenu na ewentualny powrót. Zbierzemy próbki i rozejrzymy się…

– A co z TYM? – odezwał się Thomas. Był spokojny, ale w jego oczach widać było cień obawy. – Ci, którzy wrócili ostrzegali nas o czymś przerażającym znajdującym się poza bezpiecznym obszarem. Możliwe, że tuż za pasem to COŚ będzie na nas czekać. Co wtedy?

Rodzeństwo spojrzało na siebie nawzajem.

– Zaryzykujemy – odpowiedział Gordon. Oderwał wzrok od Charlie i spojrzał najpierw na Olę, potem Thomasa. – Zaryzykujemy.

 

 

 

Pięć godzin po wyruszeniu z bazy, kapsuła zbliżała się do pasa.

– Dziesięć minut i przelecimy przez niego. – poinformowała Charlie resztę załogi. Siedziała teraz za sterami i wyłączyła autopilota. Miejsce obok zajął Thomas, a za nim siedział Ola. Gordon jeszcze nie zajął swojego miejsca za siostrą, układał amunicję w magazynku tuż obok.

– Gordon, bo jak szarpnie i się przewrócisz to Ci nogi połamie! – krzyknęła do niego Charlie.

Minister wrócił do głównego pomieszczenia i zajął swoje miejsce.

– Dobra… przechodzimy – powiedziała Charlie – trzymajcie się i zapnijcie wszystkie pasy.

Przyspieszyła i wlecieli w pas. Szarpnęło ich do przodu naprawdę mocno, ale zaraz wszystko ustąpiło i już byli po drugiej stronie. Pas ograniczający obszar bezpieczny był tylko słabym polem siłowym, aby zagubione jednostki wiedziały, gdzie ich podróż musi się skończyć.

– No więc dalej na północ, prawda? – spytał Thomas.

– Tak, jak najdalej na północ – odpowiedziała Charlie, włączając autopilota. Nie odeszła jednak od sterów, lecz patrzyła przez szybę na rozpościerające się przed nami pustkowie. Powoli zaczynała tracić nadzieję na jakąkolwiek zmianę, jednak ciekawa była, czym jest TO. Nie czuła strachu, jedynie ciekawość.

Ola nie czekając długo odpiął pasy i ruszył do pracowni, a Thomas do kuchni, nazwanej tak tylko dlatego, że znajdowały się w niej zapasy. Na pokładzie kapsuły nic nie można było gotować, całe pożywienie to puszki i suszone mięso.

Gordon postanowił zająć miejsce Thomasa i zapatrzył się w przestrzeń. Mijali spaloną ziemię, nad którą unosił się ciągle radioaktywny opar. Po kilkunastu minutach jednak zauważył, że opar ten zmienił nieznacznie barwę – stał się ciemniejszy, z jasnożółtego przeszedł w ciemny pomarańcz. Ukształtowanie terenu także się zmieniło. Wokół Podziemnego Miasta były same płaskie równiny, tu ziemia zaczynała falować, można było zauważyć małe pagórki.

– Coś się zmienia – zauważył. Charlie wzdrygnęła się i obróciła.

-Co?

– Zmienia się. Ziemia. – powtórzył.

– No tak. Zobaczymy, co będzie dalej. – obróciła się z powrotem i zapatrzyła w przestrzeń. Gordon postanowił już nie drążyć tematu, widocznie jego siostra nie chciała rozmawiać. Odszedł i zaczął porządkować wszystkie dostępne mapy, na których jednak nie zostały przedstawione żadne zmiany terenu, co wydało mu się ciekawe. Jeżeli ludzie tu dotarli, a dotarli na pewno – przecież Gordon z załogą byli obecnie niecałe pół godziny od bariery – to czemu nie uwzględnili tego na mapach?

Postanowił jeszcze raz przejrzeć je wszystkie w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji. Po pół godzinie dał za wygraną. Nie znalazł nic godnego uwagi na żadnej z nich.

Te rozmyślania brutalnie przerwała mu Charlie, szturchając go mocno.

– Hej, nie szarp mnie tak, co jest? – spytał, zbierając mapy i zamierzając schować je do schowka obok stołu. – Co się dzieje? – powtórzył pytanie, bo siostra nie przestawała szarpać go za ramię. W końcu obrócił się i spojrzał na Charlie. Jedną ręką dalej trzymała go za ramię, lecz teraz już nie szarpała, tylko wpijała mu palce w ciało. Drugą rękę trzymała na gardle i najwidoczniej nie mogła wykrztusić słowa. Jej oczy były rozszerzone, Gordon widział w nich przerażenie. Wiedział już, co je powodowało.

Obrócił się i spojrzał przez przednią szybę kapsuły.

I zaniemówił.

Charlie zanim do niego podeszła wyhamowała kapsułę i aktualnie unosili się w powietrzu tuż przed wielkim cmentarzyskiem maszyn pochodzących z Nowego Świata. Były tam nowoczesne samoloty zwiadowcze i kapsuły, pochodzące z nieudanych misji poza bezpieczny obszar. Za tym wielkim wysypiskiem złomu wznosiła się czarna, strzelista wieża. Lśniła dziwnym jasnym blaskiem, a zdawało się, jakby była wykonana z jednego bloku jakiegoś czarnego surowca. Gordonowi przyszedł na myśl obsydian. Jej szczyt nie był widoczny, niknął w oparach radioaktywnego pyłu. Gordon przez moment myślał, że jest to jedynie przywidzenie, bo jak coś takiego mogło tu istnieć? Kto to zbudował?

-Hej, co się dzieje? Czemu stoimy? – do kabiny wszedł Thomas. Spojrzał przez szybę i otworzył usta ze zdumienia, po czym szybko podbiegł do sterów. Charlie dalej wpatrywała się w Gordona, nie umiejąc wydobyć głosu. Brat odsunął ją od siebie i wyrwał ramię z uścisku, po czym posadził ją na krześle, a sam podszedł do sterów.

– Co zamierzasz?

– Zamierzam się przyjrzeć tym wrakom. Bo to nasze, prawda ministrze?

-Nasze… niestety. – stwierdził Gordon i zaczął wypatrywać numerów, które przeważnie były wymalowane na lewym boku każdej jednostki, jednak nie umiał niczego dojrzeć – przeważnie wraki były już stare i pordzewiałe. Jednak gdy zbliżali się powoli do środka tego cmentarza maszyn, rozpoznał statki zwiadowcze M55 i M54, które wyruszyły ok. 3 miesiące temu i nie powróciły, oraz kapsułę badawczą N49, pochodzącą sprzed około pół roku.

– O Boże, Gordon… tam są ciała. – wyszeptał Thomas. Minister nawet nie zauważył, że jego podwładny zwrócił się do niego na „ty”. Spojrzał w dół i zobaczył, że to, co Thomas nazwał ciałami, tak naprawdę jest resztkami kombinezonów. Jednak niewątpliwie były w nich kiedyś ciała, które teraz pod wpływem promieniowania się rozpadły.

Podeszła do nich Charlie, już opanowana i spokojna. Na jej twarzy nie było widać śladu poprzedniego szoku.

– Stań tu, a ja pójdę po Olę. Powinien to zobaczyć. Potem się naradzimy, co dalej.

Odeszedł w stronę wyjścia. Wrócił po niecałych pięciu minutach, z Olą, który od razu skierował się w stronę szyby. Patrzył bez słowa przez pięć następnych minut, po czym podszedł do stołu i usiadł. Pozostali zrobili to samo.

Siedzieli w milczeniu i patrzyli na siebie. Nikt nie chciał zacząć, bo znaleźli się w bardzo nietypowej sytuacji. W końcu Gordon zaczął.

– Więc… mamy problem. Ale teraz nie ma się już po co cofać. Najlepiej by było, gdybyśmy próbowali dotrzeć do tej wieży i sprawdzić co tam jest. Później możemy zawrócić i powiadomić wszystkich o tym, co odkryliśmy… myślę, że wybaczą nam tą niesubordynację, jeżeli wrócimy z informacjami.

Wszyscy mu przytaknęli.

– Jesteśmy już zbyt blisko celu, żeby się cofać – stwierdził Thomas. – Nie czekajmy dłużej i lećmy tam.

Wstali i usiedli przy sterach w takiej samej konfiguracji jak przy przechodzeniu przez barierę i ruszyli. Postanowili jak najszybciej przelecieć przez złomowisko, bo nie chcieli na nie patrzeć. Nie chcieli nawet myśleć o tym, że zaraz to oni mogą leżeć tam w dole.

Gdyby spojrzeć na kapsułę z pewnego oddalenia, można by zauważyć, że będąc coraz bliżej końca złomowiska, coraz szybciej się przemieszczają. Powoduje to siła przyciągania wieży – teraz nie mogliby zawrócić, nawet gdyby chcieli, lecz oni na razie nawet o tym nie wiedzą. Są już bardzo blisko, zaledwie trzysta metrów od błyszczącej ściany z obsydianu. Patrząc z boku widać, jak wieża wyciąga po nich swe czarne macki, jak dotyka nimi i powoli oplata boki kapsuły. Można zauważyć, że próbują zawrócić, pełną mocą wyrywają się z potężnych objęć czerni. Jednak jest to walka z góry przegrana – zostają powoli o metodycznie ciągnięci wgłąb wieży, w mrok, gdzie czeka na nich TO. Tam odnajdą swoje przeznaczenie.

 

 

 

Czerń. Całkowity mrok oplata ich palce tak, że nie mogą dojrzeć swoich dłoni, chociaż mają je tuż przed nosem. Wyczuwają obok siebie towarzyszy, jednak ich nie słyszą ani nie widzą. Za to czują straszny smród, smród rozkładających się ciał. Jakby leżały w ciepłym miejscu przez co najmniej miesiąc. Nagle coś rozbija szybę. Słyszą trzask i lecące na nich odłamki szkła. Słychać charkot i już wiedzą, że ktoś został trafiony. Spada z krzesła i już się nie podnosi. To był Thomas Hawk, z gwardii obrony ludzkości, siedzący obok Charlie. Pozostali nie potrafią mu pomóc – są przygwożdżeni do swoich foteli dziwną siłą, przez co także nie mogą wydobyć z siebie głosu ani obrócić głowy. Czują powiew wiatru na twarzy. Cuchnie.

Słyszą krzyk Oli Mindhausa, tego cichego chłopaka, pracownika ochrony stacji badawczych. Długi, makabryczny wrzask. Wiedzą, że to COŚ właśnie go zabija i boją się, że będą następni. Zostali już tylko oni, brat i siostra, jednak nie mogą sobie dodać otuchy, wziąć się za ręce. Nie mogą się pożegnać.

Charlie czuje na swojej twarzy dotyk czegoś lepkiego. Może dłoni? To coś dotyka jej policzka, potem ust. Czuje ciągle ten sam smród, intensywniejszy, ale nie może się odwrócić. Wtedy słyszy głos. Nie słyszy uszami – ten głos pojawił się w jej głowie. I powiedział coś, czego nigdy by się nie spodziewała, czego nigdy nie chciałaby usłyszeć, co postanowiła zapomnieć. Wiedziała, że nie będzie w stanie.

To samo spotkało Gordona – dotyk, głos i kilka słów.

I ciemność.

 

 

Połączyli się z centralą gdy przekroczyli bezpieczny obszar. Wysłano po nich jednostki, aby jak najszybciej mogli trafić do wojskowego szpitala. Nie pytano, gdzie są Thomas i Ola.

Znaleźli się na oddziale dla osób z chorobą popromienną, chociaż było z nimi o wiele lepiej, niż z innymi wracającymi w zakazanego terenu. Jednak ich zachowanie nie różniło się niczym. Byli zamknięci w sobie, a na pytania, co zobaczyli, nie odpowiadali. Gdy Gordonowi podsunięto kawałek papieru, aby narysował mapę, nie zaznaczył na niej żadnych pagórków, żadnego cmentarzyska, żadnej wieży. Chociaż miał ją przed oczami cały czas – piękną, majestatyczną, jakby wykutą z jednego bloku obsydianu. A w jego umyśle cały czas krążyło tych kilka słów.

To samo było z Charlie. Wykryto u niej liczne ogniska rakowe, z którymi jednak sobie poradzono. Wypadły jej włosy i wszystkie zęby, lecz nie zwracała na to uwagi. Jej świadomość była skierowana do wewnątrz, wciąż czuła smród ciał, macki na twarzy i głos… tych kilka słów.

 

Rodzeństwo leżało na jednej sali. Nikt ich nie pilnował, nie byli umierający.

Gdy rano do weszła pielęgniarka, zastała Gordona i Charlie leżących w jednym łóżku. Nóż wbity w gardło Gordona, a pętla na szyi Charlie.

A na stoliku obok kartka. Na niej wieża i ostrzeżenie.

 

 

„TO was tam nie chce!”

 

Koniec

Komentarze

"Załoga jednostki badawczej, składającej się z czterech osób..."

A gdzie pies?

Informacja by się przydała,
Czy to jednostka, czy załoga się składała
(i oczywiście... na co!)

Ups... na sam początek taki błąd :(

Już poprawiłam.

Wiem, że opowiadanie nie jest zbyt dobre... prawdopodobnie w ogóle nie jest dobre, ale dziękuję za krytykę, mam nadzieję, że pomoże mi to się poprawić :)

A popatrz tu:
"- Załoga L458, zgłoście się, macie nieprawidłowy kurs, powtarzam, nieprawidłowy kurs. Ustawcie autopilota na plan 1, zostaniecie naprowadzeni na wasz teren. Jeżeli tego nie zrobicie grozi wam niebezpieczeństwo, powtarzam, niebezpieczeństwo!"
I od razu przypominają mi się dialogi z seriali medycznych:
- Siostro, odczyt?
- Roentgen - 7. Stetoskop - 32. Czy on umrze doktorze?
I tak dalej i temu podobne...
Ale z sympatią się czepiam...

Dla jednej z głównych postaci wybierasz imię, z którego odmianą nie radzisz sobie.

Aha --- syntetyczny tlen. Co to takiego?

Nowa Fantastyka