- Opowiadanie: wiedźmin - Dworskie zabawy.(FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Dworskie zabawy.(FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Dworskie zabawy.(FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Na dworze króla Dzwonkowiusza jak zwykle od kilku słabych lat (Oczywiście w opinii poddanych) jego panowania nie działo się nic ciekawego. Ogólnie mówiąc nuda, smród i zgrzytanie zębów nie licząc straconych w brzuchu smoka dziewic, czy turniejów rycerskich, w których jak zwykle ginęli wszyscy przybyli zawodnicy mający nadzieję na nagrodę za zwycięstwo. Nagrodą miała być ręka królewny, ale Dzwonkowiusz miał syna, dlatego trzeba było tak przeprowadzać zawody, aby nikt nie wyszedł z nich żywy. Ponieważ, przy boku króla moralnego porządku pilnował niejaki biskup Świętoszek. Obłudnik posiadający gromadę dzieci. Bogobojny klecha do żadnego z nich się nie przyznawał ale opiekował się wszystkimi nad wyraz troskliwie. W związku z tak wszechogarniającą nudą niezadowolenie wśród poddanych rosło i po królewskich korytarzach co rusz słychać było odbijające się echem od ścian plotki. Roznoszone przez umyślnego z podzamcza o rebelii, podrzuceniu zakażonego mięsa do zamku w celu wywołania dżumy lub innej cholery, czy spisku kiełkującym w zamkowych lochach. Król przejmował się tym średnio raz na rok a generalnie miał to w czterech literach bo całkowicie ufał swojemu doradcy a raczej doradczyni. Była nią sprowadzona z jednego z ościennych państw kasztelanowa Wikipedia. Niezwykła piękność potrafiąca doprowadzić do obranego przez siebie celu wszystkie przedsięwzięcia. Król czerpał z tego związku podwójną korzyść, nie musiał zajmować się pierdołami związanymi z państwem a przy okazji grzmocił kasztelanową trzy razy dziennie przed każdym posiłkiem. Kasztelanowej również jak widać odpowiadał taki układ bo ruszała głową tego królestwa i to z powodzeniem już od sześciu miesięcy, sześciu dni i sześciu godzin. Na usta ciśnie się jednak pytanie, a gdzie królowa? Tak, tak spokojnie wszystko po kolei. Królowa, cóż to była za kobieta. Ohydna jak kula gnojaka toczona po największym miejskim rynsztoku z jedną nogą krótszą i z jedną ręką dłuższą, nie posiadała też jednego pośladka. Co wiązało się z tym, że nadworny cieśla musiał krzesło tronowe królowej zrobić z dziurą po prawej stronie.(Patrząc z pozycji poddanych po lewej.) Ale miała duszę. To jednak nie wystarczyło i nie wytrzymała seksualnej presji króla. Uciekła z podającym się za odczyniacza uroków wędrownym bardem. Obiecał, że zrobi z niej cud dziewoję. Nie wzięła pod uwagę jednego małego drobiazgu on jej to tylko wyśpiewał. Jak się powiedziało B to trzeba ciągnąć ten wózek, serce nie sługa. I zniknęła w mrokach poranka którejś ulewnej niedzieli. W tych czasach lud Boży nie miał jeszcze w zwyczaju odwiedzania przybytków kościelnych, bo jego prywatna dziura budżetowa była większa niż dzisiaj i nikt się tym nie przejmował. Dlatego odejścia królowej nie zarejestrowano w żadnych annałach królewskich. Tylko królewicz Pośladek skulony w kącie swojej komnaty płakał jak bóbr czytając pożegnalny list od grajka Żonokrada. A tymczasem w lochach królewskiego zamku przykuty do ściany nadworny trefniś knuł swój błazeński plan pałacowego przewrotu.

 

– Jak skoczę na A 4 (Gdzie A oznaczało alkowę króla, a 4 czwarte piętro) i zabarykaduję z królem, naturalnie po śniadaniu bez kasztelanowej. To będę miał cały dzień zanim straże rozwalą drzwi, na egzekwowanie postulatów. Albo odnajdę królową, zrobię jej operację plastyczną i będziemy mieć same dziewczynki zaspokajając w ten sposób chuć turniejowego rycerstwa. To wszystko jest takie piękne, tylko dlaczego gadam do siebie a co najgorsze jeszcze z siebie żartuję?

 

– Bo jesteś błaznem Klauniuszu.

 

W lochu przed skuloną postacią stała inna drobniejsza. Klauniusz rozmawiał z sobolem.

 

– O cześć soból a gdzie zgubiłeś pannę?

 

– No tak czego innego mogłem się spodziewać po błaźnie. Chcesz wyjść stąd za kilka dni i żyć w dostatku jak zwykle, czy może już dziś wprowadzić swój błazeńsko, trefny plan. Jestem twoją dobrą wróżką i lepiej żebyś to załapał bo mam jeszcze trzydzieści zleceń i nie wiem czy się wyrobię.

 

– Mała wróżka w małym sobolowym futerku, spełniająca życzenia mam farta.

 

Klauniusz uśmiechnął się zasłaniając dłonią szelmowski wyraz twarzy. Soból nie zdążył otworzyć pyszczka kiedy szybka ręka w czerwonej rękawiczce uniosła go do góry zaciskając się na czymś w rodzaju szyi zwierzęcia.

 

– Raz dwa trzy dobrą wróżką jesteś ty a ja jestem bardzo zły.

 

Pochodnia w piwnicznym korytarzu zgasła, zdmuchnięta powiewem magicznego wiatru. Cień Klauniusza wydawał się coraz większy. Sylwetki oświetlało teraz tylko słońce, które uciekało przerażone przed złem objawionym w zatęchłej celi. Soból tracił oddech pod naciskiem paluchów Klauniusza. Nagle błazen wyciągnął z tyłu drugą rękę w czerwonej rękawiczce, trzymającą berło z napisem producenta na rączce( Kolorowe wary) i naciskając przełącznik włączył je.

 

– Żartowałem.

 

W pomieszczeniu zrobiło się jasno. Z berła wystrzeliła fontanna konfetti, popłynęła muzyka i niezwykłe przyjemna woń kadzidła.

 

– Niezły wynalazek ma nagrania stu jeden zespołów dworskich i może wypuścić trzy zapachy w tym jeden odurzający.

 

– Mógłbyś już przestać, mamy do załatwienia sprawę wagi państwowej. Odezwał się przyduszony soból.

 

– Dlaczego nie zapytałeś dlaczego stu jeden? Zawsze kiedy o tym mówię wydaje mi się to takie zabawne.

 

– Dlatego, że znam odpowiedź, ponieważ sam to wymyśliłem.

 

– A propos, jesteś chłopakiem, co robisz dziś wieczorem? Ironicznie zapytał Klauniusz upuszczając sobola na posadzkę celi.

 

– Z tobą ratuję królestwo.

 

– No to w drogę obalić tyrana, łańcuchy. Uniósł prawą nogę zakutą w kajdany.

 

Soból tylko machnął małą rączką i zapiszczał coś w trakcie wykonywania czynności, łańcuchy opadły z nóg Klauniusza.

 

– A teraz drzwi i straże. Komenderował błazen podzwaniając dzwoneczkami swojej trójrogiej czapki.

 

Tak jak z łańcuchami soból rozprawił się z drzwiami. Klauniusz otworzył je i przepuścił swego wybawcę przodem. Kiedy soból malutkimi łapkami pokonał dwa ludzkie kroki z bocznych ścian błyskawicznie zaczęły wylatywać i oklejać go pajęcze nici. Po chwili leżał nieruchomo i nie wyglądał jak soból tylko śnieżnobiały kokon. Do komunikacji ze światem pozostały mu tylko oczy ( Patrzące wokół z lekkim zdziwieniem) i ogon, ale ten mógł posłużyć teraz jedynie do odganiania much. Tak przynajmniej wydawało się napastnikom, ponieważ soból nie raz musiał wychodzić z opresji. Posiadł więc niezwykłą umiejętność. Potrafił ogonem tworzyć zaklęcia zabezpieczające. I właśnie kończył wymachiwać jedno z nich gdy powietrze rozciął delikatny świst. To kasztelanowa laserowym pejczem pozbawiła sobola ostatniej deski ratunku. Klauniusz pochylił się przed majestatem kasztelanowej.

 

– Moja pani tak jak przewidziałaś największy a właściwie najmniejszy z największych i jeden z trzech ostatnich zbijających kokosy na pragnieniach pospólstwa zwierzaczek. Oj marny nasz los jak pozostali się dowiedzą.

 

– Wysłałam im właśnie przed godziną dwie dziewice z wiadomością o zwiększeniu zysków.

 

– Jak to dziewice one zarezerwowane były dla smoka.

 

– Wystarczy, że posiedzisz parę dni w odosobnieniu i już się nie orientujesz. Smok podpisał z nami umowę długoterminową i odstępuje od mięsożerności. Miał problemy z żołądkiem, potrzebuje kilku set lat diety.

 

– Same dobre wiadomości moja pani, czas więc zadowolić kolegów sobola.

 

Klauniusz podniósł z posadzki sobolowy kokon i podszedł do koksownika stojącego w korytarzu za rogiem.

 

– Żartowałem.

 

Soból odetchnął, ale tym razem Klauniusz nie żartował, cisnął kokonem w rozpaloną paszczę koksownika. Razem z kokonem wpadły też przyklejone do niego czerwone rękawiczki błazna. Odkrywając pomalowane na niebiesko błazeńskie paznokcie.

 

– Gdzie zdobyłeś taki lakier? Zapytała kasztelanowa.

 

– Czy możemy już udać się na posiłek, opowiem po drodze.

 

Jak każda magiczna postać soból płonął jeszcze przez kilka minut dając ciepło reszcie przetrzymywanych w lochach więźniów. I tu następuje szybki koniec. Pożar biblioteki pałacowej wywołany umyślnie przez królową pochłonął cały zapas notatek na temat jej wyglądu. (Wróciła po pół rocznej kuracji jako niezwykła piękność.) Król został błaznem. Błazen królem.( Robiąc królowej jeszcze siedem córek). Królewicz stworzył parę z grajkiem Żonokradem. ( Adoptowali wszystkie dzieci biskupa.) Biskup z Wikipedią za sześcioma górami, sześcioma pagórkami i sześcioma stosami kamieni zostali pustelnikami. A soból przechodząc w stan oświecenia nadal pomaga swoim kumplom w powiększaniu majątku. Piszę to ja, halabardnik stojący na straży królewskich komnat. Może mnie nie zauważyliście spacerując po zamku, to nie szkodzi a nawet lepiej bo będę mógł tym sposobem w spokoju opisać jeszcze kilka historii związanych z naszym królestwem.

 

 

Koniec

Komentarze

Dobrze, że to kicz. Znalazłem kilka zabawnych porównań, nie znalazłem przecinków. Generalnie mozna się pośmiać, tylko pod koniec zgubiłem wątek hehe. Pozdrawiam.

Mastiff

OK, do konkursu.

Nie wszystko do końca zrozumiałem i nie wszystko mnie śmieszylo (co oznacza, że lekko żenowało), ale na plus zaliczam ciekawą konwencję i ciekawe pomysły.

Nowa Fantastyka