- Opowiadanie: Montgomery - Heros Konfederacji (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Heros Konfederacji (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Heros Konfederacji (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Heros Konfederacji (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

 

Krążownik Konfederacji Ziemskiej wyskoczył z nadprzestrzeni nad planetą Komara VI. Zielony glob był kiedyś piękny, ale teraz jego powierzchnię szpeciły wybuchy po setkach eksplozji termojądrowych. Okręt był olbrzymi, najeżony lufami dział laserowych, miotaczy fotonowych oraz wyrzutni torped. Kadłub pomalowano w granatowo-czerwone barwy Konfederacj,i a na dziobie, wielkimi złotymi literami, wypisano nazwę okrętu – „Niepokonany". Krążownik włączył pola siłowe i skierował się w stronę planety. Mostek statku był pięciokątny, pełen migoczących komputerów odpowiedzialnych za funkcjonowanie gigantycznego okrętu, miał 2 poziomy i wypełniały go dwa tuziny oficerów w szkarłatnych mundurach pionu dowodzenia. Atmosfera była nerwowa.

 

– Kapitanie, zbliżają się okręty wroga! – krzykiem zaalarmował kapitana oficer taktyczny.

 

Kapitan Władimir Rabotin westchnął, przejechał ręką po łysej czaszce i poprawił epolety swojego szkarłatnego munduru.

 

– Dziękuję, panie Singh. Identyfikacja.

 

Porucznik Singh również poprawił epolety swojego munduru. Z zazdrością spojrzał na trzy gwiazdki zdobiące mundur kapitana, z równym obrzydzeniem ominął wzrokiem gigantyczny brzuch dowódcy opięty obcisłą kurtką. „Jeszcze trochę tłuściochu, dostanę swój statek i nie będę musiał oglądać twojej zakazanej gęby", pomyślał.

 

– To Jabukowie, panie kapitanie ! Otwierają ogień!

 

Statkiem zatrzęsło, światła zamigotały a z jednej nieistotnej konsoli trysnęły iskry. Obsługująca ją złotowłosa porucznik zerwała się z piskiem z krzesła gwałtownie obciągając króciutką spódniczkę.

 

– Strzelają!

 

– Proszę się uspokoić, panno Candy. Jesteśmy bezpieczni – powiedział ostro kapitan – Odpowiedzieć ogniem! Sternik, proszę podejść bliżej planety. Czy nawiązaliśmy łączność z naszymi ludźmi?

 

– Tak jest – odpowiedziała porucznik Laura d'Enfer, seksowna rudowłosa oficer prężąc się na baczność przed kapitanem jeszcze bardziej eksponując swój obfity biust pod obcisłym mundurem – Stracili statek i są otoczeni przez wściekłych jabuckich wojowników. Musimy ich uratować!

 

– Po to tu jesteśmy, pani porucznik. Tylko proszę usiąść bo nikt nie może się skupić kiedy ma panią przed oczami – kapitan pożerał panią oficer wzrokiem podobnie jak inni oficerowie na mostku – Wysłać statek ratunkowy. I znaleźć pierwszego oficera!!

 

– Kapitanie, statek już wystartował. Pilotuje go osobiście komandor Armstrong – zameldował inny oficer.

 

– Co takiego? – kapitan zerwał się z fotela, gigantyczny brzuch prawie powalił go na ziemię ale zdołał mimo wszystko utrzymać równowagę – Marsjański pacan! Znowu chce sam wszystko załatwić, tym razem nie da rady…

 

– Nie!!!!! – rozległ się paniczny wrzask porucznik d'Enfer i innych kobiet na mostku.

 

– To Heros, kilku parszywych Jabuków nie da mu rady! – z pasją krzyknęła rudowłosa piękność. W tej samej chwili strzał Jabuków ponownie wstrząsnął krążownikiem rzucając panią porucznik na ziemię, jednocześnie zadzierając jej spódniczkę.

 

Kapitana rzuciło na fotel, dowódca otarł spocone ciało i wydał rozkaz.

– Ognia z wszystkich dział i wyrzutni, pokażemy obcym na co stać marynarzy Konfederacji Tych kilkanaście statków nam nie podskoczy. Komandor to wprawdzie idiota, ale musimy zapewnić mu osłonę. Do ataku!!

 

„Niepokonany" ruszył w sam środek wrogiej formacji, a 3 kokonopodobne okręty Jabuków momentalnie zniknęły w malowniczych eksplozjach kiedy ich kadłuby uległy laserom krążownika.

 

– Brawo! – ucieszył się kapitan Rabotin – Namierzyć pozostałe okręty, zostało ich jeszcze 11 – Dowódca wcisnął przycisk interkomu – Maszynownia, pełna moc osłon. Zatańczymy sobie z tymi śmierdzącymi Obcymi.

 

– Tak jest, kapitanie. – kwaśno odpowiedział pan Singh.

 

– Wspaniale! – na twarzy dowódcy wreszcie pojawił się uśmiech. Po chwili dodał – Porucznik d'Enfer, ładna bielizna, choć nieregulaminowa – na te słowa twarz pięknej porucznik zrobiła się szkarłatna, kapitan ponownie się uśmiechnął i zastanowił się jak wiedzie się jej „Herosowi".

 

„Niepokonany" z furą wbił się pomiędzy okręty Jabukówmiotając we wszystkie strony rubinowe smugi laserów i salwy torped. Tymczasem w stronę planety szybko kierował się niewielki statek. Był to konfederacki szturmowiec klasy Starfire, ale wrogowie ludzkości znali go pod inną, znienawidzoną nazwą – „Zawzięty Mściciel". Statek miał opływowe kształty, najnowocześniejszy silnik i był wyjątkowo silnie uzbrojony. Na dziobie zamontowano dwa działka laserowe, a z tyłu obrotową wyrzutnię torped. Podobnie jak krążownik, „Mściciela" zdobiły barwy Konfederacji z jednym wyjątkiem. Pod nazwą statku widniał wizerunek złotego orła z piorunami w szponach: symbol Herosa.

 

Statek pilotował osobiście komandor John Armstrong, oficjalny Heros Konfederacji i pierwszy oficer „Niepokonanego". Człowiek ten na pierwszy rzut oka przywodził na myśl bohatera. Był niezwykle wysoki, potężnie umięśniony (co jeszcze podkreślał dodatkowo obcisły mundur), miał grzywę czarnych włosów, a z błękitnych oczu biła niezłomna odwaga. Stery trzymał pewnie a wzrok skupiał na przyrządach oraz na zbliżającej się planecie.

 

– Kolejna okazja do zdobycia chwały, mój drogi przyjacielu – zagrzmiał Armstrong tubalnym głosem

 

– Powtarzasz się – odpowiedział chorąży Herman Garzi, nieodłączny towarzysz i najbliższy przyjaciel Armstronga – Dałbyś innym też się wykazać.

 

Kokpit wypełnił grzmiący śmiech Herosa.

 

– Drogi Hermanie, jestem Herosem Konfederacji, oficjalnym i mianowanym przez Radę Najwyższą. Nikt nie może mnie zastąpić. Nikt nie poradzi sobie tak jak ja. A ty – tu wskazał Garziego palcem – będziesz moim następcą. Musisz tylko popracować nad swoją tężyzną – Biały jak śnieg uśmiech Armstronga prawie oślepił jego towarzysza.

 

– Jest też inny powód, mój przyjacielu, dla którego ze mną lecisz.Ty jako jedyny szanujesz mnie ale nie kochasz. Nie ma co zabierać ze sobą, którejś z załogantek bo nie wykonałbym Zadania i nie okryłbym się Chwałą! One od razu się rozbierają i wskakują mi na kolana, niektórzy oficerowie też. Tymczasem ja mam przed sobą Cel! – Potężny głos komandora wypełniał kokpit, na czoło wystąpił mu pot a oczy lśniły. Gdyby mógł stałby na fotelu.

 

Garzi gwałtownie przywrócił go do rzeczywistości.

 

– Nie chciałbym ci przeszkadzać, Herosie ale wchodzimy w atmosferę.

 

– Nareszcie! Namierz naszych ludzi.

 

– Mam sygnał. Odległość: 1000 kilometrów na północ od równika. Kieruj się na współrzędne 6-3-9.

 

„Mściciel" z piskiem wdarł się w atmosferę planety i pomknął na ratunek małej grupce Konfederatów.

 

– Wykrywam statek Jabuków na powierzchni. – powiedział chorąży Garzi – Tuż obok pozycji naszych ludzi.

 

– Widzę go – głos Armstronga był cichy. Widać było, że całkowicie skupia się na zadaniu – Mam go na celowniku. Iiiiii-Haaaaa!!!

 

Okręt Jabuków przypominał wielkiego ślimaka postawionego na sztorc. Wylewały się z niego dziesiątki krwiożerczych Obcych, którzy z wrzaskiem biegli w stronę samotnej placówki Konfederacji. „Mściciel" zaatakował z całą bezwzględnością. Pierwsza salwa zniszczyła silniki obcego statku, druga przebiła pancerz i dotarła do reaktora rozrywając statek na strzępy. Eksplozja rozrzuciła szczątki okrętu na setki metrów, a dziesiątki Jabuków sczezły od fali uderzeniowej.

 

– Bułka z masłem! – krzyknął uradowany Heros – Lądujemy, sam dobiję resztę.

 

– Czy to rozsądne? To są Jabukowie, jedni z największych zabijaków Galaktyki.

 

– Jestem Herosem, Hermanie – stanowczo zakończył dyskusję Armstrong zgrabnie lądując niedaleko placówki. Komandor otworzył luk, poprawił lśniący epolet z dwiema gwiazdkami, chwycił pewnie ciężki karabin laserowy, wyskoczył ze statku i ruszył do boju.

 

Jabukowie byli obrzydliwymi istotami, wszyscy mieli po 2 metry wzrostu, 4 łapy zakończone szponami, skórę koloru zjełczałych jabłek i sześcioro oczu na jajowatych głowach. Byli też zaciekłymi wojownikami, którzy uwielbiali rozrywać ciała swoich wrogów, żeby pożerać gorące jeszcze trzewia. Nie mieli jednak szans z komandorem Armstrongiem, niedobitki ze statku umierały jeden po drugim od strzałów z lasera Herosa lub od ciosów składanym bagnetem.

 

– Znowu się spotykamy Harmstrong! – Komandor usłyszał charczący głosgdy poderżnął gardło ostatniemu z Obcych. Obrócił się błyskawicznie i zastygł. Przed nim stał 2,5 metrowy Jabuk z blizną w poprzek twarzy i włócznią laserową w dłoni.

 

– Kubulebarek!! Ty centauriańska glizdo! Myślałem, że cię zabiłem nad Palisą X – krzyknął Armstrong rozpoznając swojego starego wroga.

 

– Przeżyłem – Obcy wyszczerzył kły w ohydnej parodii uśmiechu – Za to twój czas wybił, plugawy Herosie! – mówiąc to wycelował w Armstronga ostrze włóczni.

 

Komandor był jednak szybszy. Promień lasera przebił na wylot pierś Jabuka, który z piskiem zwalił się na ziemię. Kolejnym strzałem Armstrong zamieniłjego głowę w dymiącą papkę i z pogardą odwrócił się w stronę placówki Konfederacji. Wybiegło z niej kilku mężczyzn i kobiet, brudnych i zakrwawionych, ale teraz szczęśliwych jak jeszcze nigdy przedtem. Uratował ich John Armstrong, Heros Konfederacji.

 

2 dni później. Kwatera główna Floty Konfederacji na Proxima Centauri. Kapitan Rabotin stał na baczność (na tyle na ile pozwalał mu jego gigantycznych brzuch) w gabinecie admirała Hanssona, głównodowodzącego Drugą Flotą.

 

– Gratulacje, kapitanie. Pan i pańska załoga wspaniale się spisali.

 

– Dziękuję, panie admirale. Pańska pochwała sprawia mi wielką radość.

 

– Szkoda, że pomimo zniszczenia przez Pana 14 okrętów Jabuków i tak cała Chwała spadła na tego niewydarzonego Herosa – admirał skrzywił się mówiąc te słowa.

 

– Myśli pan, że mnie to nie mierzi. On nie słucha rozkazów. Więcej sam je sobie wydaje, a i tak wszystkie zaszczyty spadają na niego bo jest „Herosem". Wszystkie kobiety i część załogantów dostają orgazmów na sam dźwięk jego imienia, piraci uciekają jak tylko zobaczą jego statek, Obcy atakują nas z jeszcze większą zajadłością. Sam już nie wiem co z tym zrobić.

 

Admirał uśmiechnął się paskudnie, pochylił się w stronę Rabotina i powiedział:

 

– Czas go utemperować. I sądzę, że znalazłem sposób, albo raczej kogoś, kto zdoła tego dokonać. Mówię o pani admirał O'Connor.

 

Kapitan Rabotin uśmiechnął się równie paskudnie.

 

– Nie cierpi mężczyzn, i to z dziką nienawiścią.

 

– Dokładnie. Właśnie wysłałem do niej komandora Armstronga. Zobaczymy czy po spotkaniu z nią dalej będzie taki hardy. Równocześnie – admirał podał kapitanowi elektroniczny notes – Pańskim następnym zadaniem będzie zniszczenie fabryki klonów, którą dla Imperatora Kabylian zbudował szalony naukowiec z rasy Buli.

 

– Wykonamy je najlepiej jak się da, panie admirale. Coś jeszcze?

 

– Może zobaczymy jak pani admirał przejeżdża się po Herosie? Mogę przekierować do mnie obraz z kamer w jej gabinecie – admirał znowu uśmiechnął się paskudnie.

 

– Z miłą chęcią.

 

20 minut później admirał wyłączył ekran. Spojrzał bezsilnie na kapitana Rabotina. Obaj nie wiedzieli co powiedzieć po tym co zobaczyli w gabinecie pani admirał O'Connor, szczególnie o tym co działo się na jej biurku. Hansson bez słowa wyjął z szuflady flaszkę szkockiej i 2 szklanki. Dwaj starsi oficerowie bez słowa wychylili szklanki.

 

– Cóż – przerwał w końcu milczenie Rabotin – Podobno pani admirał nie lubi mężczyzn.

 

– Jak widać, dla Herosa Konfederacji każdy może zrobić wyjątek. Tylko kto tu się po kim przejechał?

 

Za oknem migotały niezliczone gwiazdy, oświetlając Charyzmę Johna Armstronga.

KONIEC

(Heros powróci w Zemście Jabuków)

Koniec

Komentarze

To opowiadanie coś w sobie ma.

Sporą dawkę kiczu na pewno - to plus :)

I mnóstwo błędów! Interpunkcyjnych (tak z podstawowych - brak przecinków przed chyba każdym "ale", "kiedy", "gdy", "bo" itp.), językowych, stylistycznych, powtórzenia (pagony, mundury, przyjaciel, szklanki etc.)

Interpunkcja w dialogach:

- Cośtam, cośtam - powiedział (rzekł, wycharczał, wysyczał itp.) bohater. [kropka]

- Inny tekst. [kropka] - Głos postaci... (i inne słowa lub wyrażenia nie mające bezpośredniego związku z artykułowaniem dźwięków)

Największy zgrzyt miałam przy: "szyjąc laserami", "przekserować obraz z kamer", "paniczny wrzask porucznik" - w tej sytuacji inne przymiotniki pasowały by bardziej (przeczący czy coś w tym rodzaju).

Zjadłeś parę wyrazów w końcówce: "- Znowu się spotykamy Harmstrong! - Komandor usłyszał charczący GŁOS, gdy poderżnął gardło (...)"

"Kolejnym strzałem Armstrong ZAMIENIŁ jego głowę w dymiącą papkę"

Jeszcze pierwszy akapit: opis statku - opis planety - opis statku. Może przenieść opis mostku do następnego akapitu? Byłoby to adekwatne do przeniesienia akcji z przestrzeni kosmicznej do wnętrza statku...

Aha, i rozmowa Armstronga z Garzim: "- Jest też inny powód, mój przyjacielu." - powód czego?

No, tyle wytykania :) Popraw błędy, a opowiadanie będzie w sam raz na ten konkurs ;)

 To nie jest kicz, to opowiadanie zręcznie porusza problem indywidualizmu w organizacjach hierarchicznych a szczególnie w ekstremalnych sytuacjach :D

 Obfite biusty, obcisłe mundury widać, że autor obeznany jest ze sztuczkami literackimi wysokich lotów.

 Rozbawiło mnie opowiadania a szczególnie oślepiający uśmiech herosa.

OK, do konkursu.

Całkiem fajna parodia space oper :) Jest to co powinno być, lasery, szturmowcy, osłony przeciwrakietowe, przystojni koman... dorzy? ...dorowie? nieważne :P Stężenie kiczu spore, ale po przeczytaniu tylu opowiadań zrobiłam się wybredna - czegoś jednak brakuje. No i czemu bohater ma czarne włosy? Jeśli trzymać się schematów, to powinien być blondynem, Księciem z Bajki :)

Ponieważ ze schematami też nie należy przesadzać, a Książęta z Bajki to na ogół jełopy niezdolne do bohaterskich czynów ;-). Pozdrawiam

Ha! Co racja, to racja.

Nowa Fantastyka