- Opowiadanie: meksico - Loteria Marzeń (KOSMIKOMIKA 2011)

Loteria Marzeń (KOSMIKOMIKA 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Loteria Marzeń (KOSMIKOMIKA 2011)

Gdyby nie to, że był poniedziałek pewnie nie odebrałby telefonu. Wstał jednak wcześnie, być może za wcześnie. Starał się przełknąć kanapkę, która leżała w lodówce od piątku. Było to o tyle trudne, że sam chleb był jeszcze starszy. Marcin należał do ludzi oszczędnych. Tak przynajmniej o sobie myślał. Inni, słowo "oszczędny" zastąpiliby dosadniejszym określeniem. Nie przejmował się tymi opiniami. Czasem udawał, że nie słyszy szeptów za swoimi plecami. No chyba, że wychodziły z ust teściowej. Choć tłumaczył sobie, że teściowa jako taka, nie należy do gatunku ludzkiego, nie mógł sobie pozwolić, na jej docinki. Nie chciał.

Odebrał, gdy ostatni kęs kanapki miał już wkładać do ust. Gdy rozpoznał głos mamusi, złamał swoje zasady. Wiedział, że już nic nie przełknie. Kawałek chleba z szynką wylądował w koszu.

– Co mamusia chciała?

– Pytasz o teraz, czy o kiedyś? – Skrzeczała do słuchawki – Bo jeśli o kiedyś, to chciałam innego zięcia… – Marcin tylko wymruczał coś pod nosem – No ale skoro jestem skazana na ciebie…– Zastanowiła się.

– Niech mamusia się pospieszy – Przerwał jej zięć – Ja mogę czekać ale mamusia to już wieczności nie ma przed sobą.

– Dobra, dobra. – Powstrzymała się przed jakimkolwiek docinkiem – Muszę dziś jechać na zakupy. Zawieziesz mnie?

– No i przyszła koza do woza – Natychmiast humor się mu poprawił – A kto powiedział, że już nigdy nie wsiądzie do złomu którym jeżdżę?Kto?

– Zawieziesz mnie?

– Będę o dziewiątej.

– O dziesiątej!

– To niech mamusia o dziewiątej wyjdzie przed dom. Nie chcę wchodzić bo może jakichś gości mama ma.

– Gości??

– No podobno ostatnio odnaleźli jakąś mumię w Karpatach. Może to jakiś kolega z klasy?

Nie mógł powstrzymac się od śmiechu. Usłyszał szybkie "bip, bip, bip" w słuchawce. Rozłączyła się. Był z siebie dumny. Jednak perspektywa, przedpołudnia spędzonego z teściową, nie napawała go już takim optymizmem.

Odebrał ją kilka minut po dziewiątej. Musiał chwilę trąbić zanim wyszła. Przypuszczał, że zerkała zza firanki i napawała sie jego wściekłością. Jadąc nie zamienili ze sobą ani słowa. Dopiero, gdy zaparkował samochód przed centrum handlowym, poinformował teściową, że powinna raczej uwinąć się z zakupami, bo nie ma zamiaru spędzić tu całego dnia.

– Nie jestem już tak sprawna jak kiedyś. – Rzekła z żalem.

– Miotłę trzeba było zabrać. – Zarechotał.

Przez chwilę zdawało mu się, że posmutniała. Zaczęła grzebać w starej skórzanej torebce. Wyciągnęła z niej jakąś zadrukowaną, małą karteczkę.

– Chciałbyś mieć inną teściową? Co? – Powiedziała podając mu karteczkę. – To los na loterię. Może byłbyś tak miły, o ile to możliwe, i sprawdził czy nie wygrałam?

– A co to za loteria? – Zapytał oglądając los. Na górze widniał nagłówek "Loteria marzeń". Pod spodem kilka numerków.

– Normalna. Na trzecim piętrze znajdziesz pana u którego kupiłam los. Zrobisz to czy mam sama wspinać się po schodach?

Pomyślał, że może warto. A nuż się jej poszczęściło? A nawet jeśli nie, to jakoś zabije czas.

– Poświęcę się.

– Dzięki syneczku – Powiedziała to z uśmiechem tak obrzydliwym, że zrobiło się mu niedobrze.

– Niech mamusia nie przesadza. – Schował los do kieszeni. – Wigilia już była. Za rok sobie mamusia przypomni ludzką mowę. Teraz rozchodzimy sie i spotykamy za godzinę. Umowa stoi?

– Za godzinę. Już się nie mogę doczekać.

Zamknął drzwi samochodu na klucz, choć nie sądził by ktoś pokusił sie o włamanie. Gdy skończył, zobaczył już plecy teściowej znikające za rozsuwanymi drzwiami.

 

Wszystko można było tu kupić. Od zapałek po żywe zwierzęta. Słyszał skrzeczenie rozmaitych ptaków, latających swobodnie po całym centrum handlowym. Nie od razu znalazł to czego szukał. Ogromny balon w kształcie delfina, przysłaniał niewielki napis "Loteria Marzeń". Wypełnione helem zwierzątka(bo delfin był tylko reklamą stoiska) robiły miny do przechodzących obok ludzi. Żeby dostać się do siedziby loterii, musiał przecisnąć się obok naturalnej wielkości tygrysa. Zwierzak, niezwykle skory do zabawy, zaczął się do niego łasić.

– Spadaj! – warknął.

Kot obruszył się i odwrócił do niego zadem.

Drzwi były lekko uchylone. Pchnął je delikatnie. Wszedł do środka. Było tu znacznie więcej miejsca, niż mu się zdawało przed wejściem. Przy dziewięciu okienkach na dziesięć, znajdujących się w pomieszczeniu, stały kolejki ludzi. Tylko jedno okienko pozostawało puste. Gdy przeczytał napis na szybie domyślił się dlaczego. Wymalowano na nim "odbiór nagród". Pozostałe służyły wyłącznie do zakupu losów.

Podszedł do okienka, za którym dostrzegł starszego mężczyznę w kwadratowych okularach. Był tak zajęty przepisywaniem czegoś do komputera, że aż podskoczył gdy Marcin zapukał w szybkę. Musiał się pochylić, żeby powiedzieć coś do półokrągłego wycięcia w oknie.

– Dobry.

– Witam drogiego zwycięzcę. – Staruszek uśmiechnął się podejrzanie.

– Skąd pan wie, że wygrałem?

Staruszek palcem wskazał napis na szybie.

– Pisze wyraźnie. Odbiór nagród. – Poprawił okulary chcąc się przyjrzeć Marcinowi. – To coś sugeruje. Prawda?

– No tak. Brzmi logicznie.

– Ma pan szczęśliwy los?

– Jest. – Wyciągnął karteczkę, którą dała mu teściowa. Uśmiechał sie w duchu. Ta stara torba nie dostanie nic. – A co wygrałem?

– Jak to co? Nagrodę. – Zdziwił się staruszek. – A co niby innego?

Marcin nie wiele z tego rozumiał. Mężczyzna za szybką podał mu kilka spiętych kartek papieru i długopis.

– To regulamin. Niech pan przeczyta i podpisze jeśli sie pan zgadza na odbiór nagrody. – W tym czasie, wziął zwycięski los i zaczął coś z niego przepisywać do komputera.

– A nad czym tu się zastanawiać. – Burknął. Znalazł miejsce na podpis i szybko go wypełnił. Oddał długopis i podpisany regulamin.

– Bardzo dobrze. – Pokiwał głową staruszek. – Jeszcze tylko wpiszę formę. – To mówiąc wcisnął kilka razy enter. Potem zaznaczył coś myszką. I jeszcze raz enter. – Gotowe.

– No czekam. – Niecierpliwił się Marcin.

Doczekał się. Poczuł jak jego ciało zaczyna się rozciągać i kurczyć na przemian. Skóra na twarzy obwisła mu na chwilę. Kilka przednich zębów wyleciało i musiał je wypluć. Nos wydłużył się i rozszerzył na końcu. Choć wiedział, że stoi zdawało mu się jakby bardzo powoli siadał. Rzucił okiem na swoje nogi. Przeraził się. Na stopach pojawiły się staroświeckie damskie buty. Lecz co gorsza miał na sobie spódnicę sięgającą ziemi. W szybie zobaczył odbicie. Zamiast własnej twarzy ujrzał gębę teściowej.

– Co to ma być?! – Zaskrzeczał nie swoim głosem.

– Nagroda. A czego pan oczekiwał – Zaśmiał sie staruszek patrząc teraz na niego z góry.

– To jakiś żart chyba? Nie było mowy o czymś… o takim… – Rozłożył ręce prezentując swoje nowe ciało.

– Trzeba czytać regulamin. Kto czyta nie błądzi… czy jakoś tak. – Staruszek przeglądał regulamin. – No ale jak się nie podoba to mam coś co powinno pana ucieszyć.

– W tym wieku nie ma się już miesiączki? – Marcin był wściekły.

– Tego nie wiem. Ale los zamiany działa do zachodu słońca. Do tego czasu pozostanie pan w tym ciele.

Marcin pokiwał złowieszczo głową. Dał się zrobić jak pierwszy lepszy naiwniak. W wyobraźni widział twarz swojej teściowej. Śmiała się z niego. Odchodząc od okienka obmyślał plan zemsty. I postanowił sobie jedno. Zawsze będzie czytał regulaminy.

Koniec

 

Koniec

Komentarze

No cóż mogę powiedzieć (napisać) :)
dialogi zięcia z teściową mnie ujęły :D naprawdę fajnie poprowadzone :)
w kwestii uwag
"Odebrał, gdy ostatni kęs kanapki miał już wkładać do ust. Gdy rozpoznał głos mamusi, złamał swoje zasady. Wiedział, że już nic nie przełknie. Kawałek chleba z szynką wylądował w koszu."
nie bardzo zrozumiałem o jakie zasady się  rozchodzi ...
błędy wychwyciłem dwa popełnione zapewne z pośpiechu :)
"No podobno ostatnio odnaleźli jakąś mumię w karpatach. Może to jakiś kolega z klasy?"
"- Dzięki syneczku - Powiedziała to z uśmiechem tak obrzydliwym, że zrobiło mu się nie dobrze."
Opowiadanie się podobało i przyjemnie się czytało ;]
i to tyle, co do stylu i techniki się nie wypowiadam bo żaden ze mnie znawca w tej dziedzinie ;)
Pozdrawiam

dzięki za przeczytanie:D
Błędy poprawiłem na szczęście... Dzięki za zauważenie ich...
co do "złamania zasad"... Marcin był skąpcem i nie wyrzucał niczego:D

pozdrawiam:)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

OK, do konkursu.

faktycznie ... za pierwszym razem jakoś tego nie skojarzyłem :)

Mi serca nie podbiło, może dlatego, że nie mam teściowej :p
Taki moralitet, z żartami ciętymi jak kwiaty. Ale generalnie, tekst w porządku.

Samo się czyta, dialogi zabawne. Co prawda nie umarłam ze śmiechu, za to przypomniałąm sobie dokładnie jak trudno rozśmieszyć tekstem pisanym.

Gratuluję lekkości wypowiedzi, nieoceniona umiejętność.

Dzięki Kizia:D nie zamierzałem walczyć o miano laureata Kosmikomiki:D to raczej nie jest moja ulubiona formuła jeśli chodzi o opowiadania... ja wolę mrok i strach...
pozdrawiam:D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

lekkie, miłe i przyjemne :) "Ja mogę czekać ale mamusia to już wieczności nie ma przed sobą" - padłam xD
tylko z przecinkami na początku coś nie gra, poza tym naprawdę ok :)

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

Najlepsze jest to, że na maturze ustnej miałem takie zadanie z wstawianiem przecinków:D jakimś cudem wtedy się nie pomyliłem:D
dzięki AubreyBeardsley(ciekawy nick)...skądś go kojarzę:)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

ja muszę się z przecinkami na co dzień mordować, taki kierunek studiów, że nic, tylko korekty robię :P
nick możesz kojarzyć a) bo to imię i nazwisko XIXwiecznego grafika, b) mam taki sam nick na digarcie :)

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

no rzuciłem okiem na digart.pl :D
muszę przyznać, że prace mi się podobają..."czarownicy kot" wspaniały...
pozdrawiam Artystkę(nie waham się użyć tego słowa)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

ach, dziękuję :) również pozdrawiam ;)

it's time for war, it's time for blood, it's time for TEA

Ech... No zawiodłem się. Tzn: świetnie mi się czytało, bardzo mi się podobało, a pointa... No właśnie, pointy nie było. Jeszcze akapit, dwa akapity, z jakimś zakończeniem! A tu... się rozmemłało.

Z takich bardzo zastanawiających błedów, to było to:
"Jednak perspektywa, przedpołudnia"
"Ogromny balon w kształcie delfina, przysłaniał"
No naprawdę nie wiem, skąd Ty wytrzasnąłeś te przecinki. Spróbuj przeczytać to robiąc tam pauzy, ja nie potrafię.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Wiesz, że to nawet śmieszne jest?

Już wiem, dlaczego czytasz regulaminy:P 
Tylko nie skumałam, o co chodziło z tą miesiączką?

Słowa "przecinek" nawet nie wypowiem... 

Nowa Fantastyka