- Opowiadanie: geenee - Noc w Hemresh, czyli jak powstają elfickie ballady ... (KOSMIKOMIKA 2011)

Noc w Hemresh, czyli jak powstają elfickie ballady ... (KOSMIKOMIKA 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Noc w Hemresh, czyli jak powstają elfickie ballady ... (KOSMIKOMIKA 2011)

To moje debiutanckie opowiadanie, więc z góry dziękuję za wyłapanie i wytknięcie wszelakich popełnionych błędów oraz za wskazówki co można by zrobić lepiej.

 

Tekst miał być fragmentem większej całości, zatem krótkie przedstawienie postaci.

 

Rashid ad Reihe – człowiek, ma około 17 lat, sierota i niemowa przygranięty przez Bubę.

Burgun "Buba" Barunir – krasnolud, niegdyś żołnierz, obecnie kupiec.

Vanit – elf, który stracił pamięć.

 

Noc w Hemresh, czyli jak powstają elfickie ballady …

Vanit otworzył oczy. Czuł się strasznie ciężki, jakby jakaś ogromna siła ciągnęła go uparcie w dół. Poza tym świat nie chciał się uspokoić. Skakał mu przed oczami niczym szalony tancerz. Słońce, bezlitośnie wdzierające się przez okno, drażniło oczy, przez co utrudniało skupienie wzroku. Próbując, bezskutecznie przypomnieć sobie co się stało, uniósł się znad posłania, podpierając na łokciach.

I wtedy świat oszalał.

Jakby mało mu było niezgrabnych podrygów, teraz zaczął kręcić straszliwe piruety. Tego już było za wiele. Vanit poczuł jak ogarnia go fala mdłości. Nawet nie próbował się powstrzymać, nie wierzył żeby mu się udało. Zdążył jedynie wychylić się za krawędź łóżka, nim jego ciałem zaczęły wstrząsać spazmy towarzyszące, zalewaniem podłogi tym, co jeszcze do niedawna znajdowało się w jego żołądku.

– Bbbb … Bu … Buuubbbaaa ! – raczej zawył żałośnie niż krzyknął.

Nie podnosił głowy znad parujących wymiocin, trochę dlatego, że obawiał się kolejnego ataku zbuntowanego żołądka, a po trosze dlatego, iż słońce nie świeciło mu już po oczach i powoli jego wzrok skupiał się w jednym punkcie ( może to niezbyt ciekawy punkt ale zawsze lepiej taki niż żaden ). Próbował zebrać jakoś myśli. Jedyną rzeczą jaka mu przychodziła do ociężałej głowy to to, że prawdopodobnie został otruty.

– Buuubaaa! – zakrzyknął jeszcze raz, tym razem donośniej.

– Już idę, już … – rozbrzmiał stłumiony, znajomy głos krasnoluda.

Po chwili usłyszał kroki. Trudno było ich nie usłyszeć. Vanitowi wydały się podobne do dźwięku powstającego przy wbijaniu gwoździ w podłogowe deski. Rytmiczne "łup, łup" niosło się echem po wnętrzu czaszki. Potem nastąpiło zgrzytnięcie przekręcanego w zamku drzwi klucza, które także nie należało do przyjemnych.

Nic jednak nie mogło się równać z piskiem niesmarowanych zawiasów otwieranych drzwi. Twarz, przechylonego nad krawędzią posłania elfa, wykrzywiła się w bolesnym grymasie. Do tej pory nie wiedział, że dżwięk może sprawiać niemal fizyczny ból.

– O! Widzę, że już wstałeś – przywitał go wesoło Buba. – Piękny dzień się nam dziś zapowiada nieprawdaż?

Vanit, którego rozdrażnił dobry humor krasnoluda, spojrzał gniewnie, odwracając się szybko, w jego stronę. Nie było to najlepszym pomysłem. Świat najwidoczniej odebrał gwałtowny ruch jego głowy jako zachętę i na nowo pogrążył się w wariackich pląsach. Ponownie poczuł jak zawartość żołądka podchodzi mu do gardła, a potem przez nie wylatuje.

Patrząc na tę komiczną scenę, Burgun wybuchnął śmiechem.

– Otr … u … tto mmm … nie – wydukał Vanit, walcząc ze skurczami żołądka.

Teraz śmiech krasnoluda zamienił się w jeden wielki rechot. Z kącików oczu popłyneły mu łzy.

– O tak! Na ukochany ząb mojej matki! – krzyczał, nie mogąc zapanować nad śmiechem. – A to dobre!

Cierpiący katusze elf usłyszał szybsze wbijanie gwoździ, lecz teraz jakby przy użyciu dużo lżejszego młotka. Do izby wbiegł zaciekawiony źródłem hałasu Rashid.

– Rashid! Dobrze że jesteś chłopcze – Buba ocierał łzy wierzchem dłoni. – Otóż wyobraź sobie, że naszego dzielnego wojownika ktoś otruł. A to dobre! Na szczęście mam ja na to odtrutkę. Pójdę po nią. Ty w tym czasie weź misę i umyj naszego fechmistrza. Zaraz wracam. Na dziurawy ząb mojej matki! Otruto go, no kto by pomyślał, ha!

Po czym wyszedł z pokoju, zanosząc się gromkim śmiechem.

Chłopak spojrzał na leżącego na łóżku chorego i uśmiechnął się szeroko, pokazując białe zęby. Pomasował jedną ręką swój brzuch, drugą udając, że pije. Następnie, otworzył szeroko usta wytykając jezyk, wskazał na niego kilka razy palcem, przechylając jednocześnie ciało w przód, parodiując w ten sposób zwracanie treści żołądkowych przez elfa. Potem zaczął się uśmiechać jeszcze szerzej.

– To nie jest śmiesznie – wycedził elf zmęczonym głosem.

Rashid podszedl do stojącego w kącie stolika, który miał służyć do porannej toalety. Nalał do cynowej misy wody z pękatego glinianego dzbana i wsadził w nią niegdyś zapewne białą szmatkę. Z pełną misą przykucnął przed Vanitem i nie przestając się szczerzyć, zaczął obmywać mu twarz.

Burgun powrócił, trzymając w ręku kubek. Nad którym unosiła się złowieszczo para.

– Nie otruto cię, chłopcze. Chyba od dawna nie przebywałeś w gospodzie, co?

– Szczerze mówiąc, nie pamiętam żebym kiedykolwiek był.

– No tak. Wypij to, a od razu poczujesz się lepiej. To receptura mojej praprababki. Może nie pachnie najprzyjemniej, smakuje po prawdzie jeszcze gorzej ale jest niezawodna.

Uśmiechając się, podstawił mu pod nos kubek z tajemniczą miksturą.

Vanit zrobił głęboki wdech.

– Czy w tym są końskie szczyny? – zapytał przestraszony i zdecydowanie odwrócił głowę.

Jeszcze nigdy nie czuł czegoś tak śmierdzącego. Gwałtowny ruch albo może odór cuchnącej cieczy obudził w nim nową falę mdłości.

– Nieważne – obruszył się krasnolud. – To tajna receptura. Ważne, że działa. I nie masz tego wąchąć tylko pić. A to dobre! Delikatny się znalazł! Zaraz ci pomogę … Rashid trzymaj kubek.

Chłopak posłusznie wykonał polecenie.

Buba chwycił wiszącą nad łóżkiem głowę i odchylił ją w tył, a następnie, palcami drugiej ręki złapał za nos, zatykając go.

– A teraz przystaw mu to do ust i lej jak tylko je otworzy – poinstruował krasnolud.

Vanit próbował się oswobodzić. Jednak siła trzymających go dłoni i jego obecny stan mu na to nie pozwalały. Po krótkiej szarpaninie, pokonany otworzył pokornie usta.

– Teraz! – zakomendorował Burgun.

Chłopak uniósł kubek ku górze i do przełyku Vanita wlała się ohydna substancja. Zaczął się krztusić, nie mogąc nadążyć jej połykać. Część spłynęła mu po twarzy szerokimi strugami.

– Wystarczy Rashid. To powinno mu pomóc.

Chłopak skinął głową, odejmując kubek od ust leżącego.

Burgun także zabrał ręce, trzymające głowę i zatykające nos Vanita, który opadł bezsilnie na plecy. Pomyślał, że zaraz znowu zwymiotuje. Jednak mdłości nie przyszły.

– To chyba naprawdę działa …

– A nie mówiłem, ha. Praprababcia była cudowną kobietą. – ucieszył się Burgun.

– Znałeś swoją praprababkę ?

– No cóż … osobiście nie – odpowiedział zmieszany, dodał jednak pośpiesznie – Ale mój ojciec tak mówił! Na jedyny ząb mojej matki! A ja mu wierzę na słowo!

Zamachał ręką przed nosem.

– Uuu, chłopcze, teraz już wiem, czemu to co piłeś zwą "smoczym oddechem".A to dobre! Znów muszę stwierdzić, że nie ma nic ponad krasnoludzką "trollową juchę".

Mówiąc ostatnie zdanie, rozłożył bezradnie ręce, nie przestając sie uśmiechać.

– Buba, powiedz mi proszę, że w tej miksturze nie było końskiego moczu …

– A skąd ja bym go niby wziął? – odrzekł, zręcznie udając oburzenie. – Czy widziałeś gdzieś tu może jakiegoś konia?

– No tak masz rację – rozpromienił się. – Na pewno byś mi tego nie zrobił.

– Dokładnie chłopcze. Dokładnie tak jak mówisz – powiedział wyraźnie ucieszony.

Zza otwartego okna dało się słychać końskie rżenie, po którym nie wiedzieć czemu w izbie zapadła cisza. Po dłuższej chwili przerwał ją Vanit, próbując jakoś zmienić, urwany wcześniej temat.

– Wiesz … miałem dziwny sen. – powiedział do siędzącego przy jego posłaniu Buby.

– Taaak? – zaciekawił się krasnolud. – To opowiedz mi go.

– Śniło mi się, że biegałem nago po gospodzie i śpiewałem …

– Że nikt nie ma większego miecza niż ty? -przerwał mu z podejrzanym usmiechem.

– Skąd to wiesz ?! – Vanit był zaskoczony.

– Widzisz, jakby ci to powiedzieć … – Buba zrobił krótką przerwę na zastanowienie – … to nie był sen – dokończył z udawanym smutkiem w głosie.

Vanit spuścił wzrok, próbując ukryć zażenowanie.

– Ale nie przejmuj się – kontynuował już dalej wesoło. – kilka z przebywających tam kobiet, przyznało ci nawet rację. Jeden z gości miał jakieś zastrzeżenia i wyciągnął swój … hmm … "oręż" ale odpuścił kiedy chciałeś się z nim pojedynkować. Swoją drogą trochę szkoda. To mogła być naprawdę ciekawa walka …

Po tych słowach roześmiał się na całego. Vanit poczuł jak na twarz wypływa mu rumieniec wstydu, a uszy palą niemal żywym ogniem.

– Kto by pomyślał – powiedział, klepiąc młodego elfa przyjaźnie w ramię. – Masz w sobie wiecej z krasnoluda niż niejeden krasnolud.

 

* * *

Po przekroczeniu wschodniej bramy Hemresh, grupa jeźdzców zmierzała kamiennym traktem w stronę Gór Smutnych.

– Rashid możesz wyjąć tą swoją piszczałkę? – zagadał Burgun.

Zapytany pokiwał entuzjastycznie głową i sięgnął ręką do juków.

– No. A teraz zagraj melodię do "Krasnolud musi pić, by żyć" – ucieszył się Buba. – Znam pewną starą elficką balladę, która będzie do niej pasować.

Chłopak zaczął grać, a krasnolud śpiewać:

 

Wie o tym każdy, kto mnie zna,

Że nikt nie ma miecza większego niż ja,

A jeśli powiesz mi, że "nie",

na pojedynek wyzwę cię …

Koniec

Komentarze

witam...

Może zacznę od błędów, bo chyba tak wypada...

Nie będę wymieniał wszystkich lecz kilka, rzucających się w oczy.

- "Tekst miałbyć fragmentem" - pewnie z szybkości:D wiem, że to nie jest jeszcze opowiadanie ale zauważyłem...

- "Nie podnosząc głowy znad parujących wymiocin, trochę dlatego, że obawiał się kolejnego ataku zbuntowanego żołądka, a po trosze dlatego, iż słońce nie świeciło mu już po oczach i powoli jego wzrok skupiał się w jednym punkcie ( może to niezbyt ciekawy punkt ale zawsze lepiej taki niż żaden )" - bardzo długie zdanie...lecz to nie jest błąd... niestety jest niepoprawne... Bo dokończenie jest dopiero w kolejnym zdaniu...

- "Twarz, zwisającego znad krawędzi posłania elfa, wykrzywiła się w bolesnym grymasie." - nie wiem, czy to możliwe, by zwisać "znad krawędzi"?

- "Vanit, którego rozdrażniła beztroska postawa krasnoluda, spojrzał na niego gniewnie. Nie było to najlepszym pomysłem. Świat najwidoczniej odebrał gwałtowny ruch jego głowy jako zachętę i na nowo pogrążył się w wariackich pląsach. " - nie zauważyłem jakiejś beztroski? Krasnolud był w dobrym humorze, zwyczajnie. Czy to gniewne spojrzenie, spowodowało mdłości? Nie rozumiem tego... przykro mi... spoglądanie, nie jest jakąś szczególnie "ruchliwą" czynnością. I poza tym co wspólnego, ma świat, ze złym samopoczuciem bohatera? Raczej niewiele...

- "Teraz śmiech krasnoluda zmienił się w niepohamowany niczym rechot." - jeśli już to " Teraz śmiech krasnoluda zmienił się w niepohamowany rechot." choć co do poprawności tego też mam spore wątpliwości.

- "Chłopak spojrzał na leżącego na łóżku chorego, uśmiechnął szeroko pokazując białe zęby, pomasował jedną ręką po brzuchu, drugą udając, że pije, po czym otworzył usta wytykając język i wskazał na niego kilka razy palcem przechylając ciało w przód." - ma być "uśmiechnął się". Zresztą powinieneś to podzielić na kilka krótszych zdań. Przeczytaj sobie jeszcze raz a zauważysz, że z tego zdania wynika, jakby chłopak masował brzuch elfa...:D

- "Buba chwycił wiszącą znad łoża głowę..." - kolejny raz to niepasujące "znad".

- "Vanit próbował się oswobodzić. Jednak krzepa Buby i jego obecny stan mu na to nie pozwalały." - stan owego Buby? wiem, że chodzi Ci o stan elfa lecz ze zdania wynika inaczej...Przyczepię się też do jednego... Elf raczej w ten sposób nie napiłby się tego lekarstwa... Płyn dostałby się do płuc a nie do żołądka...

No to na tyle, jeśli chodzi o błędy:D

Jeśli sam gdzieś się pomyliłem to przepraszam... jestem tylko człowiekiem:D

Co do samego tekstu, to pomijając błędy, nawet mi się podobało. Im bliżej końca tym więcej dobrego...

sam pomysł na opowiadanie przypadł mi do gustu...I roześmiałem się dwa razy, więc zachęcam do dalszego pisania...

Może sam się zdecyduje napisać coś na KosmiKomikę:D?

Pozdrawiam Autora i co złego to ja(byleby na dobre wyszło:)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

dzięki serdeczne za pomoc :)
wskazane błędy poprawilem ( mam nadzieję że na lepsze ... :P)
co do tego 
Czy to gniewne spojrzenie, spowodowało mdłości? Nie rozumiem tego... przykro mi... spoglądanie, nie jest jakąś szczególnie "ruchliwą" czynnością. I poza tym co wspólnego, ma świat, ze złym samopoczuciem bohatera? Raczej niewiele...
to miałem na myśli to, że szybki ruch jego głowy spowodował jej zawroty a "wariackie pląsy" świata miały być taką ich metaforą jeśli o to chodzi :)
cieszę się, że mogłem dostarczyć chwili radości i także pozdrawiam :)
 

I już się lepiej prezentuje:D Naprawdę...
I skusiłeś mnie do napisania opowiadania:D dziękuję bardzo:D
Nie wiem czy będzie Ci się podobać ale zapraszam do przeczytania...

pozdrawiam:D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Dzięki :)
opowiadanie przeczytałem i skomentowałem
miło kusić do dobrego :P

OK, do konkursu.

"Imiesłów zakończony na -ąc, -łszy, -wszy — bez względu na to, jak interpretujemy jego funkcję w zdaniu — w zasadzie oddziela się przecinkiem wraz z ewentualnymi jego określeniami od poprzedzającej go lub następującej po nim reszty zdania lub wydziela się go przecinkami, jeśli jest wtrącony w zdanie" - http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629779

Sprawdź tekst pod tym kątem, bo trochę się tego nazbierało ;)

A co do samej treści: opowiadanie sympatyczne i przyjemne, czyta się miło i z uśmiechem pod nosem. Pamiętam, jak śmiałam się kiedyś ze skacowanych ludzi, obecnie temat kaca kojarzy mi się bardziej z Masakrą niż z Kosmikomiką :P

A meksico widać nie miał jeszcze przyjemności znaleźć się w stanie, w którym nawet przeniesienie wzroku z podłogi na wchodzącą osobę jest baaaaaardzo "ruchliwym" gestem, pozazdrościć :P

dzięki bardzo :)
już biorę się do roboty,  przecinki to mój odwieczny wróg :/
jeszcze raz dziękuje za pomoc :)
Pozdrawiam

Meksico miał okazje znaleźć się w takim stanie... i powiem Ci drogi/droga Sylvien, że u mnie takie stany były częste(czego sie bardzo wstydzę)... Ale może to nie miejsce na takie tematy...:D
I mi raczej chodziło o to, że odruch wymiotny pojawił się przy gniewnym spojrzeniu...co wydało mi się trochę naciągane...ale już teraz jest poprawione:D dodane zostało "odwracając głowę"
Choć teraz dochodzę do wniosku, że poprzednia wersja też nie była błędna... także przepraszam za czepialstwo:D

http://tatanafroncie.wordpress.com/

Raany, jak wy się tych błędów czepiacie. Aż trudno opinie o tekscie wygrzebać.
Jest nieźle (choć, jak zobaczyłem po raz kolejny elfy i krasnoludy, to sam myślałem, że zwymiotuję). Ale wyszło zabawnie i całkiem przyjemnie.

Fajnie. Tak genericowo, RPG-owo, sympatycznie. Zwykle humor oparty na kacu itp. mnie nie kręci, a tu mi się podobało.
Akurat takie 4.

...no naprawdę mi się podobało :) Taki powrót do korzeni fantasy ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

dzięki :) nie sądziłem, że  ktoś to jeszcze przeczyta ...
zaczynałem od przygodówek Karola May'a "Winnetou" itd. :P a do fantystyki dotarłem dzięki RPG właśnie (a konkretnie Warhammer'owi) i tak już zostałem w tym do dzisiaj :)

Nowa Fantastyka