- Opowiadanie: Ranferiel - Proroctwo. Miecze Światła i Ciemności (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Proroctwo. Miecze Światła i Ciemności (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Proroctwo. Miecze Światła i Ciemności (FANTASTYCZNY KICZ 2011)

Dwa miecze z jednego żelaza wykute

Dwoje dzieci z jednego ojca poczęte

Dwa kobiece serca, w tym jedno zatrute

Dla króla zabójczą stanowi przynętę

Władca swą dobrą małżonkę porzuci

By oddać duszę pod pieczę demona

Dziecię zrodzone w wyniku tej chuci

Ojca własnego podstępnie pokona

Światło czy ciemność, życie czy zagłada

Dwa miecze szalę zwycięstwa przechylą

Anioł lub demon, który nimi włada

Sprawi, że wszyscy przeciwnicy zginą

Jednak gdy będzie to dziecię potwora

Krew niewinnych kraju ziemię splami

Świat stanie w płomieniach jak ognista zmora

A za grzechy króla zapłacimy sami

Proroctwo Xananthesial, Ostatniej Królowej Erythanii

 

 

Z rozpostartych dłoni Albericha wystrzeliły snopy lazurowych błyskawic. Czarny rycerz ryknął rozdzierająco rażony wiązkami magicznego ognia. Zakute w pancerz ciało znieruchomiało w zimnych objęciach śmierci. Elficki czarodziej nie miał czasu, by podziwiać swoje dzieło. Wykonał piruet, zgrabnie unikając ciosu ciężkiego, dwuręcznego miecza. Wykrzyczał zaklęcie. Jego przeciwnik znieruchomiał. Choć twarz mężczyzny ukryta była za stalową przyłbicą, Alberich dostrzegł strach w ciemnych oczach wojownika. Nie wahał się. W smukłej dłoni elfa błysnął sztylet. Magiczny paraliż odszedł wraz z uchodzącym z rycerza życiem.

 

Czarodziej rozejrzał się w obawie przed kolejnym atakiem. Ten jednak nie nadszedł.

 

Królewski pałac zmienił się w gorejące piekło. Szczęk oręża i krzyki umierających niosły się echem po zdobionych złotem korytarzach. Wokół toczyła się bitwa. Dla Albericha była to walka o wszystko. Czarodziej wiedział, że ma mało czasu. Pobiegł.

 

Mijał kolejnych walczących. Jak okiem sięgnąć, czarni rycerze ścierali się z odzianymi w purpurę Strażnikami Królowej. Elitarne oddziały Jej Królewskiej Mości stawały mężnie, jednak czarodziej wiedział, że dzielni wojownicy wkrótce ulegną miażdżącej przewadze przeciwników. Choć jego serce krwawiło na widok padających towarzyszy, on nie mógł im pomóc. Musiał wykonać zadanie. Dotrzeć do królowej, nim będzie za późno. Alberich przybył tu by przedrzeć się przez ogień i wyrwać z trzewi koszmaru kobietę, której był wierny jako lojalny poddany. I którą kochał jako mężczyzna.

 

– Panie!

 

Alberich odwrócił się w kierunku nadbiegającego rycerza.

 

– Co tu robisz, Deregarze? Miałeś sprowadzić królewskiego potomka.

 

– Panie – wojownik zgiął się w pełnym szacunku ukłonie – wybacz, panie zawiodłem. Mój oddział… wybity… Wybity do nogi…!

 

Dopiero teraz Alberich zauważył, że rycerz ledwo trzyma pion.

 

– Jak to możliwe!? Walki nie objęły jeszcze wschodniego skrzydła pałacu!

 

– To ONA, panie! – zakwilił Deregar osuwając się na kolana – Ona zabrała księcia…

 

– Satheriel – wysyczał Alberich. Zwrócił się ponownie w kierunku rycerza – Gdzie ona jest?!

 

– Panie – głos rannego był coraz słabszy – Ona podąża w tą stronę… Idzie po królową. Ona…

 

Nie dokończył. Oczy rycerza zasnuły się mgłą śmierci. Alberich zdjął swój zdobiony, magiczny płaszcz i zakrył nim twarz przyjaciela.

 

– Śpij dobrze, dzielny Deregarze. Dobrze się spisałeś – wyszeptał – Satheriel, zapłacisz mi za to!

 

Jego słowa zagłuszył wysoki, perlisty śmiech. Alberich odwrócił się gwałtownie. W drzwiach komnaty stała kobieta. Jej krucze włosy tańczyły na tle buchających płomieni. Była piękna i mroczna jak bezksiężycowa noc. Blade, smukłe ciało opinała siateczka czarnej koronki doskonale eksponując mocne mięśnie brzucha i subtelną krągłość bioder. Spod ciężkich sznurów pereł wyglądała nieśmiało para kształtnych, stromych piersi. Piękna niewiasta przybrała wyzywającą pozę by jeszcze lepiej wyeksponować swoje walory. Na Alberichu nie zrobiło to wrażenia. W jego oczach, ta kobieta była przede wszystkim niebezpiecznym przeciwnikiem. Najgroźniejszym, jakiego kiedykolwiek spotkał.

 

– Satheriel, zaniechaj królowej. Ostrzegam cię.

 

– Ty mnie ostrzegasz? – znów się zaśmiała – Alberichu, byłeś najlepszym z moich uczniów, ale czy naprawdę wierzysz, że zdołasz stawić mi czoła?

 

– Przekonajmy się.

 

Nie musiał dwa razy powtarzać. Z dłoni kobiety popłynął czarny ogień. Alberich odskoczył, jednocześnie przygotowując zaklęcie. Uniósł się w powietrze na niewidocznych podmuchach lewitacji. Kontratakował wiązką błyskawic. Satheriel przybrała pozę Feniksa. Lazurowe promienie odbiły się od srebrzystej tarczy niszcząc jedną z alabastrowych kolumn. W tym samym momencie, mroczna dama rozpoczęła transformację. Na jej nagich plecach wykwitły dwie krwawe smugi. Zazgrzytały kości. Krzyknęła, gdy z ran wyrosła para czarnopiórych skrzydeł, a dłonie zmieniły się w obsydianowe szpony. Wzbiła się w powietrze i natarła na czarodzieja. Alberich był na to przygotowany. Z jego palców wystrzeliły rubinowe iskry. Potężna fala złotoczerwonej energii zniosła Satheriel niczym wzbierający przypływ. Kobieta z impetem uderzyła w przeciwległą ścianę. Bezwładne ciało osunęło się wzdłuż muru. Perły z rozerwanego naszyjnika potoczyły się po marmurowej posadzce. Przez jedną krótką chwilę Alberich myślał, że to już koniec. Wtedy wiedźma uniosła głowę. Uśmiechnęła się oblizując samotną strużkę krwi, która splamiła jej pełne wargi.

 

– Imponujące – szepnęła – W innych okolicznościach byłabym z ciebie dumna, mój uczniu.

 

– Nie jestem już twoim uczniem! – krzyknął gniewnie.

 

– Zawsze nim będziesz, Alberichu. Nie jest za późno. Możesz jeszcze zawrócić.

 

– Milcz! Wstawaj i walcz.

 

– Skoro tego chcesz. Wybrałeś – uśmiechnęła się – W takim razie, koniec zabawy. Zatańczmy.

 

Zaatakowała. Błyskawicznie znalazła się tuż przy nim. Nawet nie zauważył jej ruchu. Dopiero ból uświadomił mu, że kryształowe szpony dosięgły celu. Alberich runął na ziemię. Podniósł się na kolana i dotknął rozdartego boku. Na szczęście rana była płytka. Magiczna szata pochłonęła część uderzenia. Złożył dłonie w skomplikowany układ, ale Satheriel nie dała mu czasu na ripostę. Czarodziej uskoczył przed nadlatującą kulą ognia. Za jego plecami rozległ się dźwięk eksplozji. Potężne zaklęcie doszczętnie zburzyło kamienną ścianę. Alberich nie miał zamiaru się poddawać. Wyobraził sobie piękną twarz królowej. Łagodne błękitne oczy patrzyły na niego z miłością i nadzieją. Zebrał w sobie resztkę sił. Zaczął inkantację. Satheriel rozpoznała słowa zaklęcia.

 

– Alberich! – jej głos dochodził jakby z oddali – Nie możesz tego zrobić! Głupsze, zabijesz nas oboje!

 

Nie słuchał. W jego dłoniach zmaterializował się miecz zbudowany z błękitnych płomieni. Ar'Karan'Xalandar. Ostrze Lodowej Zagłady. Najpotężniejsze zaklęcie Żywiołu Wody. Czarodziej zamachną się. Satheriel krzyknęła, gdy w jej kierunku pomknęła chmura magicznej zamieci. Po chwili, lodowa zawierucha ogarnęła cały korytarz. Czarownica próbowała wyszeptać kontrzaklęcie, jednak sine usta i sztywne z zimna palce odmówiły jej posłuszeństwa. Czarne skrzydła załopotały, gdy kobieta rzuciła się do ucieczki.

 

– To jeszcze nie koniec! – krzyknęła.

 

Magiczny wiatr pochłonął jej głos. Czarodziej wiedział, że Satheriel miała rację. Ar'Karan'Xalandar było bronią obosieczną. Zaklęcie mogło okazać się dla niego równie niebezpieczne, jak dla jego przeciwniczki. Ruszył w kierunku komnat królowej.

 

Ostre płatki śniegu smagały jego gładkie policzki. Nogi wydawały się ciężkie jak ołów. Ale szedł. Mozolna podróż dłużyła się w nieskończoność. Zmarznięte dłonie rozdzierał przeszywający ból. Ale szedł dalej. Jego członki zupełnie zdrętwiały. Był coraz bardziej senny. Mimo to, szedł. Każdy kolejny krok potęgował cierpienie. Choć niezmordowany duch kazał mu walczyć, śmiertelne ciało powoli odmawiało posłuszeństwa. Wtedy zobaczył cel swej podróży. Złocone drzwi ozdobione symbolem róży i dwóch skrzyżowanych mieczy.

 

W jednej chwili odzyskał utracone siły. Błyskawicznym ruchem otworzył wrota sypialni Królowej… I zamarł w przerażeniu.

 

Dama jego serca powitała go nieczułym, zimnym spojrzeniem. Chabrowe oczy królowej były puste. Martwe. Kobieta leżała wśród rozrzuconych poduszek i zakrwawionej pościeli. Alberich zawył i podbiegł do ciała ukochanej. Utulił w dłoniach jej chłodną twarz i gorzko zapłakał. Zmusił się by dotknąć brzucha królowej. W nabrzmiałym łonie niewiasty od dziewięciu księżyców rosło nowe życie. Zaskoczony, cofnął dłoń i delikatnie odsunął puchową kołdrę. Po znajomej krągłości prawie nie było śladu. Wtedy to usłyszał.

 

Spomiędzy zakrwawionych jedwabiów doszło go ciche, nieśmiałe kwilenie. Gdy odsunął pościel, jego oczom ukazało się dziecko niedbale owinięte w kawałek przesiąkniętego posoką materiału. Czarodziej ostrożnie podniósł niemowlę.

 

– Już dobrze, maleńki . Teraz jesteśmy tylko my dwaj – delikatnie kołysał noworodka – Nie płacz. To o tobie mówi proroctwo. Będziesz kiedyś wielkim wojownikiem. Gdy podrośniesz, pomścisz swoją mamę.

 

Rozejrzał się w poszukiwaniu czystego materiału, w który mógłby owinąć dziecko. Kiedy odsunął zbroczone pieluszki, czekała go kolejna niespodzianka.

 

***

 

Piętnaście lat później.

 

***

 

Na wzgórzu stała piękna, młoda kobieta. Letni wiatr muskał złote włosy, a promienie wieczornego słońca lśniły na jej niemal nagim ciele. Dziewczyna miała na sobie strój, który sama nazywała zbroją, choć według Albericha, kilka metalowych płytek połączonych rzemieniami, bynajmniej nie zasługiwało na to miano.

 

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedział.

 

– Pamiętałeś – dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. W jej zielonych oczach zatańczyły wesołe ogniki.

 

– Jak mógłbym zapomnieć. Jesteś gotowa?

 

– Jak nigdy.

 

– Zostałaś wybrana do wielkich rzeczy, Marissue – dla podkreślenia uroczystego charakteru chwili, użył jej pełnego imienia – Tylko ty możesz powstrzymać dziecię mrocznej wiedźmy Satheriel, córki samego Demonicznego Lorda Khargorotha. Ta podstępna czarownica uwiodła twego ojca, by zająć miejsce królowej Xananthesial. Oboje ją zamordowali.

 

– Wiem. Opowiadałeś mi tą historię setki razy.

 

– Pamiętaj, że nie chodzi tylko o zemstę. W pałacu od wieków przechowywane są bezcenne artefakty -Miecze Światła i Ciemności. Proroctwo mówi, że tylko potomek władców może ich użyć. Jeżeli syn Satheriel zawładnie tą potężną bronią, niechybnie przebudzi swą demoniczną naturę. Wtedy nastąpi koniec świata.

 

– Zrobię wszystko, by go powstrzymać!

 

– Zatem ruszajmy.

 

Czarodziej rozpoczął zaklęcie teleportacji.

 

***

 

Pojawili się w ogromnej sali pełnej kolumn i kryształowych kandelabrów. Mari patrzyła na wszystko z nieukrywanym zachwytem. Choć urodziła się jako księżniczka, do tej pory nigdy nie była w pałacu. Jej dotychczasowe życie skupiało się na treningu i nieustannych przygotowaniach do dnia ostatecznego rozrachunku z zabójcami matki. Ten dzień właśnie nadszedł.

 

– Witaj, Alberichu. Czy naprawdę sądziłeś, że wasze wtargnięcie pozostanie niezauważone?

 

Zza pobliskiej kolumny wyłoniły się dwie odziane w czerń postaci. Piękna, dojrzała kobieta i zielonooki chłopak obdarzony kocią gracją.

 

– Satheriel! Przygotuj się na śmierć – krzyknął Alberich.

 

– Nie musimy walczyć. Oddaj dziewczynę i odejdź. Ja i Ricard nie życzymy wam źle…

 

– Nigdy z wami nie pójdę! – wrzasnęła Mari – Zginiesz wiedźmo! I ty podły bękarcie!

 

– Jak śmiesz! – syknął chłopak.

 

Skoczyli ku sobie. Mari z łatwością sparowała pierwszy cios. Wyprowadziła płynną kontrę. Jeszcze przez chwilę oboje badali się nawzajem. Dziewczyna z satysfakcją stwierdziła, że trafiła na godnego przeciwnika. Wiedziała, że dla postronnego świadka ta walka wyglądałaby jak balet. Pełen harmonii pokaz dwóch artystów. Z jednej strony smukły, kruczowłosy chłopak, piękny i groźny jak wiosenna burza. Z drugiej ona – jasna, świetlista i ulotna, niczym poranna jutrzenka. Zwinne ruchy i błyskawiczne ciosy były ich tańcem śmierci. Rytmiczne uderzenia kling wybijały ostatnie requiem.

 

Ostrza spotkały się krzesząc ogniste iskry. Znienacka, chłopak wykorzystał przewagę masy i odepchnął od siebie znacznie lżejszą dziewczynę. Mari straciła równowagę i upuściła miecz. Upadła.

 

Była teraz praktycznie zdana na jego łaskę. Jednak on, zamiast z nią skończyć, schował miecz i wyciągnął przed siebie dłoń.

 

– Wstań, siostro. Wybaczam ci zniewagę. Nie musimy walczyć.

 

Mari nie wiedziała, co o tym sądzić. Jej mentor twierdził, że chłopak jest prawdziwym potworem w ludzkiej skórze. On tym czasem uśmiechał się przyjaźnie i nazywał ją siostrą. Biła od niego aura ciepła i serdeczności. Czy Alberich mógł się tak bardzo mylić? Dziewczyna powoli podniosła się na nogi. Wykorzystując chwilę spokoju, zerknęła w kierunku walczących czarodziejów.

 

Pojedynek wyglądał na wyrównany. Satheriel właśnie skontrowała wiązkę zielonych promieni, które cisnął w jej kierunku Alberich. Nagle role odwróciły się. Z dłoni kobiety wystrzeliła purpurowa wiązka piorunów. Elf wykonał zamaszysty gest inicjując tarczę żywiołów. Nasycone magią powietrze zafalowało pod wpływem roziskrzonej błyskawicy, jednak osłona okazała się zbyt słaba. Rażony zaklęciem czarodziej z impetem uderzył w kamienny mur. Jęknął głucho i znieruchomiał.

 

– Albeeeeriiiiich!

 

Rozdzierający lament wypełnił salę. Sekundę później, Mari zorientowała się, że to ona krzyczy. W tym potwornym momencie, nie tylko głos znalazł się poza jej kontrolą. Emocje przejęły władzę nad doskonale wytrenowanym ciałem. Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Dziewczyna skoczyła w kierunku zaskoczonego Ricarda. Odepchnęła chłopaka, jednocześnie wyrywając miecz, który on przed chwilą schował do pochwy. Wykonała podwójne salto lądując tuż obok Satheriel. Czarownica uniosła ręce w obronnym geście. Mari dostrzegła strach w jej oczach. Po chwili, jego miejsce zajął ból. Dwie wypielęgnowane dłonie uderzyły o podłogę z krwawym mlaśnięciem. Okaleczona kobieta nie krzyknęła. Mari nie dała jej na to szansy. Odcięta głowa potoczyła się prosto pod stopy przerażonego Ricarda. Chłopak spojrzał z martwe oczy towarzyszki.

 

– Ciociu… – szepnął.

 

„Ciociu? – pomyślała Mari – przecież Satheriel była jego matką…?"

 

– Zabiłaś ją! – jęknął zalewając się łzami – Zapłacisz mi za to!

 

Chłopak podniósł upuszczony przez Mari miecz i ruszył w jej kierunku. Tylko błyskawiczny blok uchronił dziewczynę przed potężnym ciosem. Siła uderzenia rozeszła się po całym ramieniu. Młoda wojowniczka syknęła z bólu i omal nie wypuściła broni. Cofnęła się nieznacznie i cięła celując w odsłonięty bok Ricarda. Szermierz uniknął ciosu odwijając się w doskonałym piruecie. Wybił się w górę i zaatakował znad głowy. Mari odskoczyła niczym górska puma, jednocześnie wyprowadzając błyskawiczną kontrę. Ich ostrza spotykały się co chwilę wygrywając szaleńcze stacatto. Dwie pary zielonych oczu iskrzyły czystą żądzą mordu.

 

Wtedy Mari popełniła błąd. Mały, nieznaczny. Odsłoniła się tylko na chwilę. Jednak dla wytrawnego szermierza, takiego jak Ricardo, ten krótki moment był jak wieczność. Chłopak bezlitośnie wykorzystał lukę w obronie przeciwniczki. Wybity miecz z głośnym brzękiem uderzył o marmur posadzki. Mari ścisnęła zranioną dłoń.

 

– Przygotuj się na śmierć! – krzyknął Ricardo.

 

Zamachnął się… i zamarł. Idealnie wyważony sztylet do rzucania zagłębił się w jego sercu, nim szermierz zdążył choćby mrugnąć. Usta chłopaka przez chwilę poruszały się bezdźwięcznie by ostatecznie zastygnąć w formie pośmiertnej maski. Ricard runął niczym młode drzewo powalone siłą wiosennego sztormu.

 

Spojrzenie zaskoczonej Mari natychmiast pomknęło w kierunku, z którego nadleciał sztylet.

 

– Alberich! Ty żyjesz – krzyknęła podbiegając do rannego czarodzieja.

 

– Żyję – elf zakrztusił się własną krwią – ale to już nie potrwa długo.

 

– Nie! Nie możesz umrzeć! Ja… ja się nie zgadzam!

 

– Ciii… spokojnie dziecino – z jego ust wypłynęła strużka szkarłatnego płynu – Dla mnie jest już za późno.

 

– Nie możesz mnie zostawić. Proszę, nie umieraj!

 

– Dalej musisz iść sama.

 

– Nie! Nie zostawię cię – Mari zalała się łzami.

 

– Sama musisz zakończyć to, co razem zaczęliśmy. Proszę, zrób to dla mnie. Za tymi drzwiami czeka król. Idź. Idź na spotkanie swojego przeznaczenia. Wypełnij proroctwo. Weź miecze i pomścij śmierć swojej matki. I moją.

 

– Nie… proszę! Ja.. ja cię kocham!

 

Na jego pięknej twarzy malowało się zaskoczenie.

 

– Ja ciebie też – odpowiedział w końcu – Zawsze cię kochałem. Najpierw jako dziecko, potem jako kobietę. Z uwagi na pamięć twej matki, nie mogłem ci tego wyznać.

 

Chciał chyba powiedzieć coś jeszcze, ale Mari zamknęła mu usta gorącym pocałunkiem. Po bardzo długiej chwili odsunęła się delikatnie, by po raz ostatni spojrzeć w jego cudowne oczy. Patrzyła, jak gaśnie w nich życie. Dziewczyna zapłakała gorzko żegnając swego przyjaciela, mentora i wyśnionego kochanka. Zamknęła jego powieki pocałunkami i ruszyła w kierunku królewskiej komnaty.

 

Otworzyła wrota energicznym kopniakiem i stanęła przed obliczem władcy. W jej sercu płonęła żądza zemsty.

 

– Stawaj! – krzyknęła wyzywająco – Teraz zapłacisz za śmierć mej matki! Pomszczę ją i Albericha, którego zamordowała twa diabelska kochanica! Zgładziłam już ją i Ricarda, teraz czas na ciebie!

 

Król podniósł się powoli i zrobił kilka chwiejnych kroków. Choć był mężczyzną w kwiecie wieku, teraz wydawał się słaby i wątły, niczym schorowany starzec.

 

– Dziecko! – ukrył twarz w dłoniach – Cóżeś ty uczyniła. To nie tak… to wszystko nie tak!

 

Mari go nie słuchała. W tym momencie cała jej uwaga skupiła się na dwóch wykwintnych mieczach spoczywających na marmurowym postumencie. Jedno ostrze miało srebrzystą klingę i hebanową rękojeść, drugie było złote i wykończone kością słoniową.

 

– Teraz wypełni się proroctwo! – dziewczyna podbiegła do postumentu – Oto Miecze Światła i Ciemności! Zginiesz tak, jak twe demoniczne nasienie…

 

– Nic nie rozumiesz! – król ruszył w jej stronę – Nie tykaj ostrzy! Błagam…!

 

Ale było już za późno. Mari chwyciła mityczną broń. Ciemny miecz idealnie pasował do prawej dłoni, jasny był jakby stworzony do lewej. Poczuła, że wypełnia ją nieziemska moc. Dziewczyna zaśmiała się triumfalnie i skoczyła w kierunku władcy.

 

– Teraz giń!

 

Zawirowała w morderczym piruecie niczym ognistooka bogini zagłady. Król nawet nie próbował się bronić. Magiczne ostrza przebiły jego ciało z zadziwiającą łatwością.

 

– Córko… – mężczyzna jęknął osuwając się na ziemię – Wysłuchaj mnie… Jeszcze nie jest za późno… Błagam, wysłuchaj…

 

Mari była zaskoczona, że nie poczuła nawet najmniejszego ukłucia żalu czy współczucia. Obserwowanie agonii nieszczęśnika sprawiało jej nieoczekiwaną satysfakcję. Wreszcie poczuła, że żyje.

 

– Dobrze – uśmiechnęła się okrutnie – Gadaj. Tylko szybko. Wkrótce dołączysz do swojej wiedźmy i demonicznego bękarta.

 

– Satheriel nie była moją kochanką….

 

– To niby kim!? – przerwała gniewnie.

 

– Siostrą. Ukochaną siostrą – z oczu władcy popłynęły strumienie łez – Alberich cię oszukał. Zaślepiony żądzą zemsty, przekazał wszystko na opak.

 

– Kłamiesz! – w sercu dziewczyny rósł gniew – Zabiłeś moją matkę by być z tą suką, która powiła szatańskie dziecię. Nie masz co się wypierać! Chłopak nie żyje. Pokrzyżowaliśmy wasze niecne plany!

 

– Dziecko, to wszystko nie tak! Ricard jest… był od ciebie starszy. To mój syn z pierwszego małżeństwa. O, bogowie! Jak ja mam ci to powiedzieć…?! – władca niemal krztusił się łzami – Kochałem twoją matkę, ale ona… ona wykorzystała nas wszystkich. To Xananthesial była córką Demonicznego Lorda Khargorotha. To ty… to o tobie mówi proroctwo. Ty jesteś demonicznym dzieckiem, które ma zniszczyć świat. I masz już miecze…! Wszystko stracone…

 

Mari chciała zaprotestować. Po raz kolejny zarzucić starcowi kłamstwo. Jednak nie miało to już sensu. Mężczyzna zmarł ze straszną nowiną na ustach. Dziewczyna przez chwilę patrzyła na zakrwawione zwłoki ojca i zastanawiała się, czy powinna coś powiedzieć, zrobić albo chociaż poczuć. Ale w jej duszy była tylko pustka. A w samym środku ciemnej otchłani tlił się płomień nienawiści. Mroczne ziarno pulsowało od wzbierającej żądzy mordu. Wtedy zrozumiała, że król powiedział prawdę. To ona była potomkiem Demonicznego Lorda, a legendarne miecze wyzwoliły mroczne dziedzictwo z jej ludzkiej powłoki.

 

Mari skrzyżowała miecze nad głową i wybuchła opętańczym śmiechem. Ziarno ciemności eksplodowało w jej wnętrzu pochłaniając resztki człowieczeństwa. Dziewczyna wiedziała, że już wkrótce ten płomień ogarnie cały świat. Gdzieś daleko rozległ się grzmot. Mari śmiała się rzucając wyzwanie niebiosom.

 

To były najlepsze urodziny w jej życiu.

Koniec

Komentarze

Podoba mi się jednakże denerwuje mnie ciągłe używanie magii oraz czarodzieje i elfy, których po prostu wszędzie jest za dużo. Plaga elfów, czarodzieji, trolów, goblinów, orków i całej reszty. Trzeba chyba wymyśleć coś innego, bo niedługo ta cała pospolita plaga zaleje świat :( No chyba, że ktoś w końcu wymyśli coś nowego ;)

Wyborny, mdlący koktajl. Wstrząśnięty, nie mieszany. Da się to sączyć niespiesznie, poddając kolejnym uderzeniom landrynkowego blichtru. Cudowny nadmiar, ostentacja, brokat, światła kolorowe… Czujesz temat i potrafisz pisać. Zaliczam Cię do elitarnej grupy użytkowników portalu, którzy tworząc, nie tracą z oczu głównej idei przyświecającej tekstowi. To naprawdę ważne. Twoje umiejętności warsztatowe nie budzą zastrzeżeń, co jest warunkiem absolutnie niezbędnym, aby móc wznieść się ponad poziom zwykłej poprawności. Widać, że panujesz nad strumieniem świadomości, co skutkuje rugowaniem z tekstu nadmiaru powtórzeń. Rozpoczynająca opowiadanie, wierszowana przepowiednia, to prawdziwy majstersztyk. Udało Ci się sprostać niełatwemu zadaniu konkursowemu. Chylę czoła. Kicz, co się zowie! Będę śledził Twoje dokonania.

Z poważaniem,

Heinekotzl.

Areot, a dopisek w nawiasie to Ty widziałeś?

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Wyborne, naprawdę! Aż żal, że takie krótkie. 
Kiedy zobaczyłem imię głównej bohaterki o mały włos udławiłbym się kanapką... :)

Pozdrawiam 

Przeczytałam. Podobało mi się. Nie wiem, czy nie za dobre na kicz ;)

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze

Areot, beryl - potwierdzam ;) dopisek w tytule mówi wszystko. Chciałam stworzyć totalne over-the-top heroic fantasy ze wszystkimi, typowymi elementami

Heinekotzl - cieszę się że Ci się podobało i bardzo dziękuję, że napisałeś to w tak uroczy sposób

exturio - dzięki, że nie-wprost zwróciłeś moją uwagę na długość. Sprawdziłam tekst i wyszło, że jestem 150 znaków ponad limit. Do wieczora usunę parę przymiotników i powinnam się zmieścić

Bellatrix - chciałam, żeby łatwo się czytało i zrezygnowałam z celowych błędów i stylistycznych udziwnień. Mam nadzieję, że treść jest wystarczająco kiczowata ;)

@Ranferiel:
Ja bym z chęcią przeczytał "wersję rozszerzoną", a Ty jeszcze tekst skrócisz? Sto pięćdziesiąt znaków to nie jest wiele, może przymkną na to oko? :)
 

Tak sobie myślę, że gdyby rozcieńczyć ten tekst, to dostalibyśmy coś, co nie odbiegałoby od klasycznej, serwowanej dzis fantasy. I tu widzę "słabość" (slabośc kiczowatości, a nie tekstu, bo ten jest bardzo dobry). Bo rodzi sie pytanie: czy fantasy jest kiczowata? Jesli tak (a dla mnie w wiekszości jest), to kiczowatość tekstu Ranferiel związana jest tylko z zagęszczeniem elementów fantasy.
Dobra, bo zauwazylem, że ględzę: mnie tekst podobał się bardzo, mimo, że nie jestem miłośnikiem gatunku :D

OK, do konkursu.

Kicz kiczem, ważne żeby było coś nowego i śmiesznego :P

Genialne. Osobiście zniszczył mnie ( w sensie pozytywnym) fragment w którym Alberich ginie i wyznaje Mari miłość, prawdsziwa poezja kiczu:).

Hmmm... swoją drogą powinni taki dopisek "Fantastyczny kicz" dawać przy niektórych powieściach - dałabym głowę, że czytam Pierumowa albo Trudi Canavan (tylko wątku homo brakowało :P). Dobry kicz, a dzieło na początku - rewelacja ;)

Super opowiadanie. Pomimo, że nie przepadam za elfami i tego typu fantastyką... przeczytałem w całości. Jest bardzo dobrze napisane, lekko się czyta i ma w sobie pokłady kiczu:)

Pozdrawiam

Kicz (Kitsch - lichota, tandeta, bubel) - utwór o miernej wartości, schlebiający popularnym gustom, który w opinii krytyków sztuki i innych artystów nie posiada wartości artystycznej. To tak na szybko z Wikipedii. Nie sądzę, żeby ten utwór był kiczowaty. To stare, dobre, poczciwe fantasy. Dzisiaj już niewiele takich książek i opowiadań się wydaje. I ja żałuję. Bo co jest złego w czarodziejach, dziwnych nazwiskach i nazwach, magii, smokach i elfach? Nic. Przecież to esencja tego gatunku. Więc jeśli to opowiadanie jest kiczowate, to w takim razie same podwaliny fantasy i wiele najwybitniejszych dzieł to totalny kicz. Ergo, sama fantasy to kicz. Ja w takim raziem jestem wielkim fanem kiczu i chcę go więcej. Opowiadanie bardzo mi się podobało. Za dobre, jak na ten konkurs, który pełen jest miernej wartości tandetnych bubli:) A twoje opowiadanie jest świetne.

  Za mało przemocy i golizny ;) Pyza tym genialne.

„Przygotuj się na śmierć!" - tak krzyczeć może tylko ktoś, kto się nazywa Ricardo.

Nie wiem czy mogę, bo sam też daje coś na kicz...
Ale podoba mi się :)
wilczek - to nie jest esencja gatunku. To jest esencja kiczowatej i tandetnej części gatunku, doskonale wydestylowana i podana w smacznej i kopiącej postaci niczym setka dobrej tequili.

O rany, naprawdę nie spodziewałam się aż tak pozytywnego odzewu :)

exturio - w moim następnym opowiadaniu osadzonym w świecie "Kontraktu" będzie więcej akcji i nowy, lekko stuknięty protagonista. Z resztą, wszystko co piszę ma w sobie element dobrze wyważonego kiczu, więc obiecuję, że lekkiej rozrywki z mojej strony uświadczysz jeszcze sporo. Lubię czytać proste (lecz nie prostackie) fantasy bez ambicji na "coś więcej" i tak też staram się pisać. Może jak wejdę w okres intelektualnego dojrzewania to mi przejdzie i zacznę tworzyć bardziej ambitne dzieła. Choć nie spodziewałabym się tego przed trzydziestką ;)

Areot - kicz z założenia nie bywa nowatorski :)

Geralt16 - cieszę się, że Ci się podobało. Dzięki za miłe słowa :)

Ilbastro - masz rację, fantasy często jest przesłodzone. I nie ma w tym nic złego, o ile jest to kicz dozowany z umiarem. Dla mnie esencją fantastycznego kiczu są powieści R.A. Salvatore. Drizzt jest tak przesłodki, że powoduje u mnie automatyczny atak bólu zębów. Ale czasami fajnie przeczytać coś takiego. Kiedyś dużo grałam w RPG i choć "wychowałam się" na Warhammerze (dark fantasy) to od D&D też nie stronię :)

Dreammy - nie znam ani Pierumowa, ani pani Canavan (ależ mam zaległości...;)). Do tej pory leczę uraz psychiczny wywołany lekturą "Zmierzchu"...

Raven - fantasy to mój ulubiony podgatunek fantastyki. I nie ukrywam - mam słabość do elfów ;)

wilczek - jak już wspomniałam wyżej, większość utworów fantasy zawiera w sobie pewne elementy ogólnie uważane za kiczowate (kolorowe zaklęcia, potężni bohaterowie, miłość, poświęcenie itp.). Jako miłośniczka fantasy, a jednocześnie typowa "fashion victim" muszę powiedzieć, że kicz dozowany z wyczuciem nie jest niczym złym.

Renald - chciałam dać więcej golizny, ale limit znaków mnie ograniczył ;P

a.k.j - no to dawaj następną kolejkę tej tequili! Pijemy do dna ;D 

Ja mam zdanie podobne do wilczka, choć może nie aż tak skrajne ;)
To w dużym stopniu kwestia rozumienia założeń konkursu - a kto wie, jak rozumieją je Jakub i spółka ;) Tak czy siak, jest napisane: "konkurs na OPOWIADANIE kiczowate tak, że zęby bolą". Mnie nie bolą. Prawda, jest dość telenowelaste... Ale jednak dość dobre. Może ma z tym związek (a może nie?) długość tekstu - jest w górnym limicie, więc stężenie kiczu na jeden znak przypada nie takie duże.
Ale nie czytałem ani serii o Drizzcie, ani Canavan, ani Pierumowa...
Aj, i niewygodnie mi się czyta jak są podwójnym enterem wydzielone kwestie w dialogach. Ale to zupełnie inna sprawa :)
A na przyszłość - staccato przez dwa c, jedno t ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Mnie takie rozstrzelenie też wkurza podczas czytania ^^

O rany, naprawdę nie spodziewałam się aż tak pozytywnego odzewu :)
Wyłamać się czy nie... mhm... ;)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Świetne opowiadanie ale muszę cię zmartwić zupełnie nie nadaje się na kicz. Mam nadzieję, że układasz już mroczne losy Satheriel wypełniającej krwawe proroctwo zagłady świata.Powodzenia.

Dałaś czadu, Ranferiel. Bardzo fajny tekst, kiczowaty jak się patrzy.
Podobało mi się.

Pozdrawiam.

Driad - dzięki za feedback :) Nie ukrywam, że moim celem było stworzenie opowiadania, które będzie jednocześnie kiczowate i fajne. Przy okazji konkursu w wielu komentarzach pojawiały się odniesienia do Lady Gagi, która jest królową kiczu, a jednocześnie tworzy całkiem dobrą muzykę (w swojej klasie oczywiście ;)). Właśnie taki efekt chciałam osiągnąć.

beryl - zwykle nie używam takich odstępów (vide "Kontrakt"), ale tu jakoś mi to pasowało. Obiecuję poprawę :)

wiedźmin - Satheriel była akurat dobrą postacią. Miała po prostu popieprzonego stylistę, który wmówił jej, że mhhhroczność jest trendy ;) To Marissue jest krwawym narzędziem demonicznego przeznaczenia ;)

Eferelin Rand - bardzo dziękuję za miłe słowa. Mam nadzieję, że też stworzysz coś na konkurs. Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądał kicz w Twoim mistrzowskim wydaniu :)

Nie ma sprawy. I Diriad, tam jest jeszcze jedno i ;)

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

Ojej, przepraszam Diriad :)

Zwracam honor pomyliłem imiona. Naciskam jednak na krwawy ciąg dalszy.

@Wiedźmin: Krew nie jest wyznacznikiem kiczu. Przynajmniej według mnie.
Do czego to doszło żeby wiedźmin z wiedźminem się kłócił :)

Mój błąd. chodziło mi o to ,że krwistość danego tekstu nie ma żadnego wpływu na to czy jest on kiczem czy nie.

Panowie wiedźmini, krwi Ci u nas nie zabraknie ;) Pracuję właśnie nad nowym tekstem i gwarantuję, że będzie w nim dużo akcji i posoki :)

Pracuj, Ranferiel, pracuj. Dobrze będzie znów zawiesić oko na porządnie ułożonych literach! 

Więc czekam. A w między czasie będe polować na bazyliszki.

Geralt-słusznie prawisz bracie w literach, tylko szkoda tak dobrego początku u Ranferiel jeszcze może wyjść z tego niezły żeński świat Rocannona.(Świat Krwawej Marissue)

Poczekamy zobaczymy. Pamiętaj bracie wiedźminie cierpliwość jest cnotą.

Zasadniczo, to tekst jest napisany perfekcyjnie, na tyle, że ciężko jest wyłapać konwencję kiczu. Podczas czytania miałem silne skojarzenia z filmem Uczeń Czarnoksiężnika (z Nicolasem Cagem). Ale czy to zaleta, czy wada, stwierdzić już nie potrafię.

Nowa Fantastyka